PODHALAŃSKA AKADEMIA NAUK (3): Czy “globalizm” to program Globalnego Raka Świata?

Z okazji przejęcia TVN – Warszawa, przez amerykańską korporację Scripps Networks Interactive, wysmoliłem poniższe kompendium. Bo będziemy mieli w Polsce, to znaczy już mamy, i „tititaiment” – czyli „piersiowanie” od „tits entertainment” wg. Zbiga Brzezińskiego – i umatolaanie ludności – (dez)informacją CIA już na całego. Aż boli być Polakiem. (Czytać: „Amerykanizm to ideologia intelektualnej prostytucji” Zbigniewa Jankowskiego)

“Αν θέλεις να κάνεις κάποιον πλούσιο, μην του προσθέτεις χρήματα. Να του αφαιρείς επιθυμίες.” – Επίκουρος

Jeśli chcesz kogoś wzbogacić, nie dodawaj pieniędzy do tych, które już on ma, zamiast tego ujmij dużo z tego czego on pożąda.” – Epikur, IV/III w. pne

 PAN w Z-nem potwierdza zatem:

Amerykanizm  =  Judeochrystianizm  =  Rak Świata

Poniżej kilka starszych tekstów wartych lektury. Układają się one w logiczną całość :

1. Przypomnienie nr 1: Historia „ewolucji wstecz” chrześcijaństwa w judaizm w AP – Karol Marks „W kwestii żydowskiej1844

2.Przypomnienie nr 2: Lamarckowski „Wykład na temat rozwoju potrzeb” – M.G. „Twórczość” 1983

3. „Fenomen ‘amerykanizmu’” – Iwo Cyprian Pogonowski 2008

4. „Amerykanizm – ideologia intelektualnej prostytucji” – Zbigniew Jankowski 2007.

5. Posumowanie: „Żydostwo Chrystusem narodów i tego skutki” – M.G. 2011

Jing-Jang „Gwiazdy i krzyża”: chrystianizm powstał z żydostwa i znów się w żydostwo przeobraził

(1)   Karol Marks o „mutacji wstecz” chrześcijaństwa w judaizm w Ameryce Północnej (1844)

https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1843/w_kwestii_zydowskiej.htm

 Według młodego (26 lat!) Karola MarksaPraktyczne panowanie ducha żydostwa nad światem chrześcijańskim osiągnęło w Ameryce Północnej zupełnie niedwuznaczny, normalny wyraz, tak że nawet głoszenie ewangelii, nauczanie religii chrześcijańskiej stało się przedmiotem handlu, a zbankrutowany kupiec staje się kapłanem, podobnie jak wzbogacony ewangelista żyje z interesików. (…) Chrystianizm powstał z żydostwa i znów się w żydostwo przeobraził. (…) Chrystianizm jest to wysublimowana myśl żydostwa, żydostwo jest pospolitym zastosowaniem chrystianizmu, lecz zastosowanie to wtedy dopiero mogło stać się powszechne, gdy chrystianizm jako gotowa religia dokończył teoretycznie autoalienacji człowieka od siebie samego i od natury. (…) Gdy społeczeństwu uda się znieść empiryczną istotę żydostwa, handel i jego przesłanki, z tą chwilą Żyd stanie się niemożliwy. („W kwestii żydowskiej”, 1844)

Powyżej: lamarckowska koncepcja ewolucyjnego wydłużenia się szyi i nóg żyraf przez ich częste naciąganie, została wykorzystana w praktyce w klinikach rehabilitacji nóg skróconych po ciężkich wypadkach samochodowych

(2) WYKŁAD NA TEMAT ROZWOJU POTRZEB (u Obywatela Siedzącego w Wannie z Ciepłą Wodą)

Marek Głogoczowski

“Twórczość” nr 2, 1983./ Magazyn “Obywatel” nr 4/2001

http://sowa.blog.quicksnake.pl/Marek-Glogoczowski/WYKAD-NA-TEMAT-ROZWOJU-POTRZEB-u-Obywatela-Siedzcego-w-Wannie-z-Ciep-Wod

Zawsze chciał czynić zło i zawsze stwarzał dobro… – Goethe o Szatanie

Na X-tej konferencji na popularny temat “Człowiek i jego potrzeba zniszczenia środowiska” jeden z członków Klubu Rzymskiego (ekonomista) wygłosił taką oto metaforę konieczności naszego rozwoju: “sprawna ekonomia to jak wanna z ciepłą wodą, w której przyjemnie się siedzi. Niestety ta wanna przecieka i aby się przyjemnie siedziało trzeba do niej dolewać coraz więcej wody”. Zaproponowana przez członka Klubu Rzymskiego “Wanna z ciepłą wodą” symbolizować może całokształt otoczki technologicznej jaką sobie człowiek zbudował w ciągu ostatnich kilkuset lat: począwszy od kolejek linowych wożących klientów siedzących w realnych wannach z ciepłą wodą (widziałem takie na zdjęciach z niezwykle rozwiniętej Japonii), poprzez wyposażone w klimatyzację domy, komfortowe samochody, aż do telewizji i gór papieru, które służą delikatnemu “masażowi intelektualnemu”.

Mojego prelegenta zaskoczył fakt, że “wanny” nasze coraz bardziej przeciekają, choć wraz z postępem technologii winny one być przecież szczelniejsze: utrata ciepła przez dom zbudowany przed stu laty jest wielokrotnie mniejsza niż przez dom budowany współcześnie, samochód sprzed 30 lat wytrzymywał statystycznie ponad 10 lat używania, podczas gdy trwałość samochodu produkowanego obecnie oceniana jest na zaledwie 5 lat, meble sprzed 200 lat o wiele lepiej wytrzymują wstrząsy niż meble wprost z fabryki itd.

Drugą zagadką, na którą przedstawiciel Klubu Rzymskiego nie mógł znaleźć żadnej odpowiedzi, była konieczność stałego podnoszenia temperatury w naszej ,,wannie” z nowoczesnym społeczeństwem: według statystyk szwajcarskich, przed I wojną światową, uznana za normalną, średnia temperatura ogrzewania mieszkań wynosiła 14°C, przed II wojną 18°C, a obecnie 21°C. Naszym dziadkom (i rodzicom) do szczęścia wystarczyło skrzeczące radio i patefon na korbkę, podczas gdy naszym dzieciom niezbędna jest perfekcja zapisu płyt kompaktowych.

Takich przykładów “rozwoju” można dostarczać do woli. Bez żadnej przesady możemy stwierdzić, że postęp to wielka przygoda ludzkości w wannie z coraz cieplejszą wodą: bezwzględna walka o gładsze i prostsze drogi, większe, cieplejsze i lepiej wyposażone mieszkania, większą ilość koni mechanicznych oraz decybeli na głowę każdego mieszkańca. To co Alvin Toffler w “Szoku przyszłości” nazwał “przyspieszeniem ewolucji” jest po prostu, wymiernym w kilowatach i tonach ropy naftowej, rozgrzewaniem się otoczki technologicznej ludzkości.

Skąd się bierze potrzeba bezustannego podnoszenia temperatury w wannie z ludzkością?

Na seminarium ekskluzywnej Grupy Bellerive w Genewie przedstawiciel firm budujących elektrownie atomowe oświadczył: “większość chce mieć więcej energii, no to im tę energię dostarczamy”. Kropka. Demokracja – realizacja woli większości – od budowy wanny z coraz cieplejszą wodą nie ma odwołania.

Głos większości jest skumulowanym głosem jednostek i rzeczywiście, życie przeciętnego “normalnego” obywatela w każdym nowoczesnym kraju to bezustanna pogoń za lepszą i większą wanną. Nawet zasadniczą różnicę życia między krajami demokratycznymi i (byłymi) totalitarnymi można sprowadzić do faktu, że te ostatnie produkowały wanny w niewystarczającej ilości, złej jakości albo po prostu grzały wodę “na niby”, udając tylko, że podnoszą stopę życiową.

Jaki mechanizm powoduje, że człowiek po przyzwyczajeniu się do ciepłej wody, dla osiągnięcia szczęścia domaga się wody jeszcze cieplejszej? Otóż by znaleźć odpowiedź na to podstawowe dla zrozumienia naszej cywilizacji pytanie, na próżno będziecie wertować uczone księgi współczesnych fizjologów, lekarzy i biologów. Trochę światła na temat powstawania nowych potrzeb dostarcza “Filozofia Zoologiczna” Lamarcka z 1809 roku, ale współcześnie ten drażliwy temat zniknął prawie zupełnie z kręgu zainteresowań nauki: nieodpowiedzialne zajmowanie się tym zagadnieniem mogłoby bardzo szybko doprowadzić do kontestacji racjonalności nowoczesnych systemów społecznych.

Mimo prawie oficjalnego tabu na ten temat w krajach rozwiniętych, mechanizm powstawania nowych potrzeb może być zrozumiałym dla każdego kto posiada jako-takie wykształcenie w naukach ścisłych. Jeśli popatrzymy od strony “podszewki molekularnej” na zachowanie się naszych organizmów, to literackie pojęcia takie jak “potrzeba”, “chęć” a nawet “wola” możemy zdefiniować jako stan niezrównoważenia chemicznego[1][1] substancji wyprodukowanych przez organizm.

Najprościej zilustrować ten koncept na przykładzie “potrzeby jedzenia”: gdy soki trawienne wyprodukowane przez żołądek nie mają nic do trawienia, to zaczynają “trawić” membrany komórek czuciowych żołądka. Komórki te reagują na ich “trawienie” nadaniem do mózgu sygnałów domagających się od człowieka pokarmu zezwalającego na “odwrócenie uwagi” soków żołądkowych od “trawienia” komórek czuciowych.

Te fakty są dobrze znane specjalistom od fizjologii. Natomiast starają się oni nie poruszać niebezpiecznego tematu co powinno się stać jeśli: l. zaspokoimy naszą chemiczną potrzebę, 2. nie zaspokoimy jej.

Otóż w pierwszym przypadku, poprzez zaspokojenie naszej potrzeby stwarzamy warunki do odtworzenia się tej potrzeby po pewnym czasie: zaspokojenie głodu gwarantuje nam powtórzenie się tego uczucia za kilka lub kilkanaście godzin, po pewnym czasie od wypicia pierwszego kieliszka w gardle zasycha nam znowu i to nawet intensywniej itd. To “ciągłe odtwarzanie się potrzeb” przypomina bardzo zachowanie się wody w zbiorniku w WC: spuszczanie wody powoduje automatycznie ponownie napełnienie się zbiornika.

Taka wewnętrzna konstrukcja naszych organizmów gwarantuje nam, że nie mamy żadnych szans na zrealizowanie “wiecznego szczęścia” (czyli pełnego i trwałego zaspokojenia naszych potrzeb) w ciągu życia: życie polega na ciągłej syntezie białek i “gotowe do połączenia się” z innymi substancjami, wiązania chemiczne tych białek gwarantują nam, że ciągle czegoś potrzebujemy i ciągle jesteśmy zmuszani do wykonywania czynności mających na celu zneutralizowanie rozmaitych wyprodukowanych przez nasz organizm peptydów, enzymów i hormonów. Trwale zaspokojenie potrzeb jest możliwe tylko przez zatrzymanie procesów metabolicznych. Oznacza to po prostu: śmierć.

System cybernetyczny ukryty wewnątrz naszych komórek gwarantuje nam nie tylko, że zaspokojone potrzeby będą się odtwarzać. Zaspakajane w pełni potrzeby muszą z czasem wzrastać. Najbardziej drastyczną i najlepiej znaną ilustracją tego faktu jest potrzeba stworzona przez używanie środka chemicznego zwanego morfiną. Morfiny używa się by uśmierzyć silny ból i przed pierwszym jej spożyciem organizm nie odczuwa żadnego zapotrzebowania na ten narkotyk. Po kilku dawkach, w organizmie pojawia się zapotrzebowanie na morfinę nawet bez bodźca, który był pierwotną przyczyną jej użycia. Zaspokajanie tej potrzeby po pewnym czasie wzmacnia zapotrzebowanie na narkotyk i cała działalność życiowa narkomana zamienia się w krąg bez wyjścia zdobywania i zażywania coraz większych dawek morfiny. To pozorne “zaspokojenie potrzeb” wywołuje uczucie euforii i szczęścia, a jednocześnie chwilowy brak potrzeb jest sygnałem do zatrzymania aktywności motorycznej u będącej pod wpływem narkotyku osoby; w najcięższych przypadkach zostaje nawet zatrzymane oddychanie (śmierć na skutek przedawkowania).

Po pewnym czasie, receptory zneutralizowane przez morfinę zostają zregenerowane. Po wielokrotnym użyciu morfiny nie regenerują się one w tej samej co poprzednio ilości: jest ich dużo więcej. Nadmiar niezaspokojonych wiązań chemicznych tych receptorów drażni inne komórki nerwowe, które sygnalizują do mózgu zapotrzebowanie na morfinę w celu ich neutralizacji. Realizacja tego zapotrzebowania przez narkomana prowadzi go do coraz większej zależności od morfiny.

Otóż twierdzę, że to zjawisko fizjologiczne, przez psychologa (a jednocześnie i biologa) Jean Piageta nazwane “wyrównaniem z nadmiarem” (la réequilibration majorante), jest kluczem do zrozumienia całokształtu przemian społeczno-politycznych zachodzących we współczesnym świecie.

Na podstawie tego mechanizmu, jakakolwiek dająca zadowolenie czynność powtórzona wielokrotnie, po pewny czasie musi stać się przyzwyczajeniem a nawet koniecznością: u robotników wykonujących zrutynizowane zajęcia pojawia się z czasami przywiązanie do pracy, u pisarzy potrzeba pisania na maszynie, u programistów zależność od komputera, a u sportowców rodzaj upajania się wielokroć powtórzonym wysiłkiem.

Wyrównanie z nadmiarem nie ogranicza się do “nadregeneracji” receptorów komórek neuronalnych, ale jest charakterystyczne dla wszystkich tkanek zdolnych do regeneracji oraz dla wszystkich białek. Regenerację z nadmiarem i uniezależnianie się syntezy białek od bodźców pierwotnych potwierdza mało znana obserwacja lekarzy, że wszystkie leki używane przez dłuższy okres czasu mają podobny do narkotyków wpływ na organizm: by zachować ich efekt trzeba coraz bardziej zwiększać dawki, u niektórych pacjentów występuje nawet silne uzależnienie.

Automatyczne szukanie medykamentu w momencie odczucia bólu jest przykładem odruchu warunkowego. Uniezależnianie się odruchu warunkowego od bodźców pierwotnych powoduje powstanie całkiem nowych potrzeb, a szukanie sposobów ich zaspokojenia prowadzi do wzbogacenia się możliwości zachowania się do jakiego jest zdolny organizm. Taki jest w ogólnych zarysach schemat naszego rozwoju, zarówno fizycznego jak i umysłowego.

W wieku dorosłym część ludzi kontynuuje w sposób coraz bardziej wysublimowany swe pasje poznawcze zainicjowane w młodości: jedni próbują zdobywać najbardziej niemożliwe szczyty, inni opływają świat dookoła, jeszcze inni nie mogą się powstrzymać od dociekań jak to się dzieje, że ciągle czegoś nam się chce. Pewne systemy społeczne były nawet całkowicie podporządkowane realizacji potrzeby poznania: nie tak dawno w Tybecie 20% ludności to byli mnisi-improduktywy, medytujący nad sposobami unikania potrzeb, platońska arystokracja miała za swój cel samodoskonalenie się zarówno fizyczne jak i duchowe.

Od Renesansu jednak, w cywilizacji europejskiej pojawił się coraz wyraźniejszy odwrót od tej rozwojowej koncepcji wychowania człowieka. Rozwój środków technicznych i masowe wprowadzenie do obiegu pieniądza, spowodowało u niektórych osób, a nawet u całych społeczeństw, powstanie potrzeby obrotu i akumulacji pieniądza dla obrotu i akumulacji pieniądza. Koncept doskonalenia indywidualnego został zastąpiony “postępowym” konceptem doskonalenia otoczki technologicznej zbiorowości ludzkiej. Współcześnie, zapotrzebowanie “normalnych” dorosłych ludzi skupione jest na zbijaniu forsy, pogoni za komfortem i nowinkami technologicznymi, a swą potrzebę poznania zaspokajają oni poprzez czytanie gazety, oglądanie telewizji i jazdę samochodem.

Jak wpływa na człowieka używanie ułatwień poznawczych takich jak samochód czy telewizja? Gdy jedziemy samochodem zmysły wzroku dostarczają nam doznań euforycznych związanych z przemieszczaniem się: zmienia się krajobraz, “czujemy” pęd. Z drugiej strony, mózg nie odczuwa nieprzyjemnych sygnałów, które związane są z wykonaniem jakiegokolwiek wysiłku: nasze ciało jest całkowicie znieruchomiałe. Podobne stany euforyczne odczuwamy w czasie oglądania obrazu filmowego bądź telewizyjnego, czytając gazetę bądź książkę.

Od strony fizjologicznej, akcja tych ułatwień poznawczych jest identyczna z akcją morfiny:zostaje zagłuszony przekaz do mózgu sygnałów od reszty ciała, ogarnia nas czysta euforia wywołana zaspokojeniem potrzeby poznania. Poprzez mechanizm regeneracji z nadmiarem systemu nerwowego, z czasem musi u nas powstać potrzeba używania tych ułatwień dla ich używania, winno wystąpić totalne uzależnienie człowieka od artefaktów ułatwiających jego życie: cała aktywność społeczeństwa “rozwiniętego” obraca się wokół zaspokajania potrzeby używania ułatwień życiowych, które to środki muszą wywoływać jeszcze większą zależność od nich. Potrzebujemy coraz zrywniejszych samochodów, coraz bardziej wyszukanych aparatów pomiarowych i komputerów, precyzyjniejszej stereofonii i doskonalszych telefonów komórkowych.

Czy zachowanie się ludności w krajach rozwiniętych nie jest zachowaniem się osobników odurzonych narkotykiem? Każdy, kogo percepcja nie ogranicza się do gazety i programu telewizyjnego, miał możność widzenia ziemi zrytej przez maszyny do budowy autostrad, poznał ponury krajobraz kopalń, czuł smród hut aluminium i rafinerii, kąpał się w niewiarygodnie zanieczyszczonych morzach, podziwiał brzydotę nowoczesnych osiedli we wszystkich miastach na świecie. Amerykański psycholog B.F. Skinner zatytułował swą książkę o kontroli zachowania ludzkiego“Poza wolnością i godnością”– to jest dokładny opis zachowania się narkomanów i taka właśnie jest realność życia ludności w krajach najbardziej rozwiniętych. Jak mogłem sprawdzić to naocznie, ludność Nepalu nie przepracowuje się, żyje sobie całkiem zdrowo i wesoło i nie wykazuje żadnego zapotrzebowania na technologię i dobrobyt.

Niektórzy dziennikarze zaobserwowali, że najbardziej zaawansowane ekonomicznie kraje wytworzyły ustrój społeczny który należałoby określić mianem “grzeczny faszyzm”: absolutny konformizm i partycypację wszystkich warstw społecznych w jednej jedynej czynności: rozwoju ekonomii. Robotnicy są po to by produkować przedmioty, biznesmeni by je wpychać ludności, inżynierowie by konstruować nowe przedmioty. Nauczyciele i lekarze mają za zadanie tak zreformować swe dyscypliny, aby hodować niedouków, niedojdów i ludzi chorowitych którzy są najlepszym materiałem na obywateli całkowicie uzależnionych od wytworzonych przedmiotów. Wszystkie inne, pozaekonomiczne cele działalności ludzkiej w krajach rozwiniętych są zepchnięte na zupełny margines.

Czyli w zasadzie, przed kimś kto chce się zaadaptować dynamicznie do życia w krajach rozwiniętych, otwarta jest tylko jedna możliwość: świadomy bądź nieświadomy udział w zwiększaniu polucji (u nas zwanej zatruciem środowiska), w podgrzewaniu ‘zupki’ w której się z czasem ugotujemy.

Pisałem ongiś o wpływowej kaście “specjalistów” w dziedzinie nauk o życiu, tak zwanych “nowych uczonych” opłacanych za swe umiejętności odwracania uwagi społeczeństwa od zagrożenia jakie stanowi rozwój technologiczno-ekonomiczny.

Specjaliści ci uzasadniają w sposób bardzo prosty przesłanki moralne będące motorem ich działalności: realizują oni zapotrzebowanie i wolę większości. Gdyby większość ludzi miała zapotrzebowanie na poznanie prawdy, to takie zachowanie uczonych byłoby zgodne z celami nauki. W wypadku gdy większość ma zapotrzebowanie tylko na “wannę z ciepłą wodą” (pieniądze i dobrobyt), to udział w realizacji jej woli jest przykładem korupcji i zniewolenia środowiska uczonych: nie dość, że wynajdują coraz bardziej wyszukane środki odurzające, to jeszcze starają się ukryć prawdę o tym co się dzieje z ludźmi pod wpływem tych środków.

Francuski historyk nauki Pierre Thuiller pisał już 20 lat temu, że “nowi uczeni” domagają się coraz głośniej prawa do kierowania światem, bo tylko oni dzięki dziesiątkom lat wytężonej pracy poznali prawdę o życiu i posiadają kwalifikacje do robienia tego. Poniżej przytoczę krótki przegląd odkrytych praw i “aktów wiary”, którymi uzasadniają swe żądania:

1. Niezachwianie wierzą oni, że przy odpowiednim wkładzie sił i środków można zbudować świat w którym większość będzie wiecznie szczęśliwa – natomiast według proponowanych przez nich schematów zachowania się organizmów, taka wiara jest równoważna przekonaniu, że szarpiąc wystarczającą wytrwale za łańcuszek w klozecie będzie można trwale osuszyć zbiornik wody.

2. Robią oni pieniądze i karierę na genach i w związku z tym ich najważniejszym zadaniem naukowym jest niedopuszczenie do poznania skąd się bierze regeneracja z nadmiarem struktur ożywionych. W tym celu wierzą że:

3. Zachowanie się człowieka, a w ogólności, procesy życiowe są mało ważne, gdyż nie mogą mieć żadnego wpływu na kontrolujące to zachowanie geny. Geny te pozostają poza zasięgiem praw fizyki gdyż: a) nie zużywają się pod wpływem ich użycia (choć dobrze znane są wyniki doświadczeń dokumentujące, że kwasy nukleinowe po kilkudziesięciu replikacjach pękają z tego samego powodu co zużyty wał w samochodzie); b) segmenty solidnego łańcucha kwasów nukleinowych mogą zmieniać swe pozycje, rozmnażać się (bądź znikać) tylko “same z siebie”, albo poprzez ich zewnętrzne uszkodzenie. Mimo tej podstawowej tezy “Nowej Biologii”, enzymatycznie kontrolowana regeneracja, jak i “regeneracja z nadmiarem” jednostronnie uszkodzonej spirali DNA, jest doskonale potwierdzona doświadczalnie.

4. Uczeni ci twierdzą, że poprzez wyeliminowanie z nauki subiektywnych poglądów osobistych będą mogli (osobiście) stworzyć “naukę obiektywną”: przekraczającą możliwości ludzkich zmysłów i niezależną od nich samych. Dzięki takiej praktyce zmysł obserwacji tak się u nich wyostrzył, iż nie potrafią (bądź nie chcą) zauważyć, że (osobista) próba oderwania się od własnych zmysłów jest równoważna próbie podniesienia się w powietrze poprzez podciąganie się z wystarczającą siłą za własne kolana…

Aby uczynić nauki ścisłe jeszcze ściślej zgodne z wolą ,,nowych uczonych” proponuję usunąć z programów szkolnych nauczanie III prawa Newtona (akcji i reakcji) – bo to niepoważne prawo jest odpowiedzialne za to, że wszystkie rzeczy używane muszą się zużywać. Mało wydajną “matematykę nowoczesną” należałoby zastąpić “nową matematyką” opartą na aksjomacie, że l + l nie może być równe dwa. W ten sposób kandydaci na uczonych już od dziecka wyrabialiby w sobie przekonanie, że sprzeczność teorii z doświadczeniem nie przeszkadza, by ta teoria była “naukowa” – odzwierciedlała opinię większości i przynosiła dochód.

Jaki mechanizm spowodował, że uczeni nie chcą widzieć tych sprzeczności? Zostali oni wychowani od dziecka pod kloszem podgrzewanym dokładnie do temperatury utrzymującej ich w bezustannym szczęściu[1][2], wszystko w ich otoczeniu było zawsze sterylne, niezawodne i bezpieczne jak szyba telewizora, przed którą spędzali od drugiego roku życia po kilka godzin dziennie. Nie mieli potrzeby ani możliwości sprawdzać jak odrasta urwany ogon u traszki, jaki mechanizm ukryty jest wewnątrz zbiornika wody w ustępie, czy jak regeneruje się skóra na obitych kolanach. Bez tych bodźców dostarczonych przez doświadczenie osobiste nie mogli rozwinąć receptorów neuronalnych i połączeń w korze mózgowej, które zezwoliłyby im na dostrzeżenie, że organizmy żywe są zdolne do samoregeneracji i to w dodatku do samoregeneracji z nadmiarem – co jest motorem ich rozwoju.

Wobec utraty zdolności przewidywania jak rozwijają się organizmy żywe, nowi uczeni robią kariery na tworzeniu fikcji naukowej, która uspokajałaby “przypadkowo-naturalnie wybraną” ludność, że kierunek postępu przez nią obrany jest zgodny z prawami biologii. Do tego rodzaju science fiction należy zarówno “O powstawaniu gatunków” Darwina, jak i “Przypadek i konieczność” Monoda i nawet “Szok przyszłości” Tofflera. Ojcem chrzestnym tego typu literatury był niewątpliwie Cervantes w okresie Renesansu i podejrzewam, że to od niego zaczerpnęli późniejsi pisarze swe opinie na temat biologii.

Otóż według Cervantesa, Don Kichote co chwila beznadziejnie spadał z konia próbując zatrzymać wiatrak. Gdy popatrzymy na tę historię poprzez pryzmat teorii Jeana Piageta, to zauważymy, że te upadki winny doskonale rozwinąć jego organizm (co dobrze zaobserwowali na sobie alpiniści). W dodatku, po kilku nieudanych próbach winien on się nauczyć, gdzie należy wsadzić swą dzidę, by zatrzymać tę machinę. Być może nawet by odkrył, że lepiej i praktyczniej jest zająć się zdrowiem młynarza, gdyż wiatrak po pewnym czasie sam musi stanąć z powodu zużycia jego części.

Uzupełnijmy nasze rozważania nad zdrowiem maszynisty (i pasażerów) “pociągu do postępu” poprzez analizę sytuacji jaka powstaje, gdy nie spełnimy naszych potrzeb i aktywne białka wyprodukowane przez nasz organizm pozostaną bez substratu, który mógłby je zaspokoić. Z własnego doświadczenia (powrót z ekspedycji na Alaskę) mogłem zauważyć, że nie zaspokojone soki trawienne w pierwszym dniu głodu powodują istne męczarnie. Już na drugi dzień układy sprzężone w żołądku albo zmniejszyły produkcję tych soków albo wyprodukowały substancję je neutralizującą tak, że mogliśmy przekraczać łańcuchy górskie w pełni sił i bez uczucia głodu. Nawet gdy w końcu znaleźliśmy skład z żywnością, nie odczuliśmy potrzeby “rzucenia się na jedzenie” (zanik potrzeby jedzenia u ludzi, którzy przekroczyli pewne stadium głodówki, jest znanym faktem).

Podobny w zarysie jest przebieg znikania wszystkich innych potrzeb: odzwyczajenie się od palenia bądź picia jest z początku bardzo trudne i wymaga substytutów albo nawet środków zniechęcających, zaś u żyjących we wstrzemięźliwości mnichów występuje ponoć z czasem zanik popędów płciowych. Przy okazji można zaobserwować jak powstają potrzeby coraz bardziej zróżnicowane: używanie substytutów może spowodować powstanie nowych potrzeb, a samo szukanie nowych środków dla złagodzenia niezaspokojonych dążeń jest sednem ludzkiej twórczości. Ogólnie, poprzez niezaspokajanie tak zwanych “potrzeb materialnych” stymuluje się rozwój potrzeb ,,duchowych” i ,,szlachetnych”.

Pomimo swej zwodnej nazwy, “potrzeby duchowe” też polegają na nienasyceniu chemicznym pewnych białek wytworzonych przez komórki nerwowe – więc ich realizacja może prowadzić do hipertrofii i nawet zależności od nich: sam przyznaję, że potrzeba dociekania skąd się biorą nasze dążenia pojawiła się u mnie jako rezultat wielu lat szkolenia, kiedy to inne potrzeby (na przykład zarabiania pieniędzy, zapewniania sobie komfortu czy robienia kariery) były stosunkowo mało istotne i słabo zaspokojone. Tradycyjne systemy wychowawcze dość umiejętnie manipulowały zachowaniem człowieka w celu rozbudzania potrzeb “szlachetnych” (choć bezproduktywnych): za grzech uważano obżarstwo i chciwość, za cnotę odwagę i honor. Możliwość “bezustannego szczęścia” odsuwano na okres życia pozagrobowego, co w związku z konstrukcją biochemiczną naszych organizmów było ideą jak najbardziej racjonalną.

Czyli ciągle jest otwarta alternatywa naszego rozwoju: próbować zastąpić nasz rozwój ekonomiczny rozwojem psychosomatycznym. W przeciwnym razie czekają nas interesujące zjawiska społeczne, które dobrze przewidział francuski przyrodnik J.B. Lamarck już dwieście lat temu: “Interesy i zwiększone potrzeby sprawią, iż będą oni pożądać jeszcze więcej, co spowoduje, że powoli większość z nich ucieknie z miejscowości izolowanych, opuszczą oni wsie i skumulują się w liczbie w pewnym sensie przeogromnej w wielkich miastach. (…) Osobniki ze wszystkich klas społecznych, które składają się na te wielkie zespoły ludzkie będą na pastwie ciągłych napięć i podniet coraz bardziej niezdrowych, ich zdrowie będzie się pogarszać choć nie będą tego zauważać (…) w ich organizacji będą powstawać rozmaite zaburzenia, będzie ich nękać ciągle rosnąca ilość rozmaitych chorób, które będą powiększać się z pokolenia na pokolenie…”.

Mogę dodać do tego opisu jaka choroba staje się obecnie największym problemem dla człowieka: rak. Jest to choroba typowa dla ludności miast i dla zwierząt udomowionych. W dodatku, podobnie do chorób umysłowych, podatność na raka wzrasta z pokolenia na pokolenie: według statystyk, córki kobiet u których rak piersi pojawił się w 60. roku życia wykazują tendencję do jego pojawienia się już w 45. roku.

Nad rozwojem raka pracuje w tej chwili chyba z milion specjalistów i podejrzewam, że liczba ta jest najlepszą barierą zabezpieczającą przed większym postępem w tej dziedzinie. Nie dość tego, że jeżeli się zaakceptuje założenie że l + l nie może być równe 2, to nawet przy największym wkładzie pracy nie odkryje się nigdy ile wynosi 2+2. Chyba najważniejsze jest to, że ci uczeni stoją twardo nogami na ziemi i doskonale wiedzą, że gdyby któryś z nich w nieodpowiedzialny sposób odkrył jak powstaje ta choroba, to tylu badaczy mogłoby zostać bez chleba…

Komórki nowotworowe potrafią z niewiarygodną szybkością “uczyć się” neutralizowania wszelkich środków chemicznych bądź fizycznych jakie wymyślają lekarze. (Oczywiście, “uczą się” poprzez “regenerację z nadmiarem” swych zneutralizowanych przez leki mikroorganów.) Jedynym ratunkiem przed grożącą nam epidemią tej choroby jest kształcenie od dziecka systemu immunologicznego: poprzez zmniejszenie sterylności naszego życia, narażanie dzieci na niegroźne dawki chorób (szczepienia) i nawet na niewielkie ilości środków rakotwórczych. Po prostu twierdzę, że jedynym racjonalnym ratunkiem ludzkości przed epidemią zarówno ekonomii jak i raka jest… obniżenie temperatury w wannie z ludzkością, wzięcie orzeźwiającego “zimnego prysznica”.

W krajach, które się dobrze zaadaptowały do swych “wanien” i podgrzewanych kloszy, gdzie ludność domaga się chórem wygód jeszcze bardziej wyszukanych, głoszenie takich poglądów jest w zasadzie niemożliwe: nie dość że niezgodne są one z wolą większości, to jeszcze odpowiedni ,,specjaliści” bezbłędnie wykryją i zdemaskują zbrodnicze plany “wrogów ludu” – jakichś nieodpowiedzialnych pięknoduchów, którzy chcieliby storpedować program podgrzewania.

Nie we wszystkich krajach rozwój jest równomierny. Żaby, które już od dłuższego czasu grzeją się w ciepłej wodzie, rozleniwiają się i nie są w stanie się zmobilizować do ucieczki, gdy woda stanie się za ciepła – z czasem się ugotują. Natomiast żaba z zewnątrz, wrzucona do za gorącej wody wyskoczy z niej natychmiast (doświadczenie takie zostało wykonane). Kraje, których tradycyjna kultura oparta była na hamowaniu potrzeb materialnych i które zbyt gwałtownie “wskoczyły na drogę rozwoju” mogą zachować się w sposób podobny do tych żab, które przerażą się warunkami panującymi w wannie.

Martin Heidegger napisał w swym testamencie, że przed samobójstwem spowodowanym utratą kontroli nad technologią może nas uratować ewentualnie tylko Bóg. Ja sam twierdzę, że  bez pomocy materialistycznego Szatana, nawet Bóg nie da sobie rady z “rozwiniętym” człowiekiem, u którego system połączeń neuronalnych wykształcił się w ten sposób, że zaspokaja+ on potrzebę metafizyki przy pomocy bałwochwalenia ekonomii.

Według opinii nieżyjącego już krakowskiego lekarza, prof. Aleksandrowicza, w wypadku masowego zatrucia jakimś narkotykiem, nawet niewielka garstka ludzi, która zachowała “trzeźwą głowę” ma moralny obowiązek do podejmowania działań wbrew “woli większości”. Oczywiście, wymuszanie siłą swych “racji” może mieć tylko sukces doraźny, na dalszą metę, zgodnie z faktem “regeneracji z nadmiarem”, daje ono zazwyczaj skutek wręcz odwrotny.

S.I. Witkiewicz wyobrażał sobie, że jedynym ratunkiem przed postępującym cywilizacyjnym samozdebilnieniem ludzkości, jest jakaś zorganizowana akcja mająca na celu uświadomienie ludziom niebezpieczeństwa takiego samo-zatrucia. Osobiście nie bardzo wierzę, aby inicjatywa przekonywania społeczeństwa, że szczęścia należy szukać gdzie indziej niż w domku jednorodzinnym, samochodzie czy kolorowej telewizji mogła spotkać się z przychylnym nastawieniem mas pracujących znarkotyzowanego swymi osiągnięciami technicznymi Zachodu. Mimo tego jednak, kiedyś w zamierzchłych czasach szczytowego rozkwitu poprzedniej cywilizacji europejskiej, wygłoszono już te “niepopularne” idee i nawet współcześni “nowi katolicy” niechętnie przyznają, że te niezrozumiałe ideały nadal nas obowiązują. Przypomnijmy zatem, co dawni catholicos myśleli o ekonomii: “A zatem nie pytajcie co będziecie jedli i w co będziecie się przyodziewać… O to wszystko bowiem poganie zabiegają… Ojciec wasz wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się wprzódy pozyskać jego królestwo, a te rzeczy przydane wam będą” (Ewangelia Św. Łukasza, XII, 5-31).

—————————————-

Tekst ten został napisany w Genewie w 1981 roku, z zamiarem jego publikacji w paryskiej “Kulturze”, z którą autor współpracował przez całe lata 70-te. Udało się go opublikować dopiero po powrocie autora z emigracji do kraju, w  miesięczniku “Twórczość” nr 2, 1983. A następnie przedrukował go Magazyn “Obywatel” nr 4/2001.  Tutaj jest jego skrócona i nieco uwspółcześniona wersję.


[1][1] Niezrównoważenie chemiczne (bądź fizyczne) powoduje ruch w kierunku punktu równowagi (II prawo Newtona). W ten sposób odczuwana “potrzeba” powoduje akcję organizmu w celu (teleonomii – patrz Monod) jej zaspokojenia.

[1][2] W ten dokładnie sposób Skinner hodował swe dziecko przez pierwszy rok życia. J. Voneche, psycholog, który był przez pewien czas w Bostonie nauczycielem córki Skinnera, opowiadał mi, że miała ona duże trudności we współżyciu z innymi dziećmi.

Na kolażu powyżej: flaga USA z wmontowaną w nią okładką książki „Mity założycielskie Nowoczesnego Izraela” Rogera Garaudy

(3) Fenomen „amerykanizmu” jako religii purytańskiej o podłożu syjonistycznym

Iwo Cyprian Pogonowski

http://heterykon.blox.pl/2008/01/Fenomen.html

Nieoczekiwanie dla zwolenników osi USA-Izrael, kaznodzieja w stylu z przed epoki neokonserwtyzmu-syjonizmu, Mike Huckabee, wygrał prawybory na prezydenta USA, w stanie Iowa, z partii republikańskiej. Wierzy on, jako tradycyjny chrześcijanin anglosaski, wychowany na starym testamencie, że Ameryka jest dzieckiem Boga, wyjątkowym krajem, dumnym i przestrzegającym wartości chrześcijańskie. Huchabee potępia manipulacje neokonserwatystów-syjonistów jak również śluby homoseksualistów i przerywanie ciąży.

Huchabee wierzy, że prawdziwy Amerykanin jest szczerym i szczodrym człowiekiem, posłusznym prawom i gotowym bronić sprawiedliwości na świecie. Jest on przeciwny hedonizmowi propagowanemu od czasów, kiedy Żydzi pokonali Anglo-Saksonów i zajęli ich miejsce jako elita USA, pół wieku temu.

Nic dziwnego, że Huchabee jest znienawidzony przez takich kaznodziejów jak John Hagee, ale też trudno sobie wyobrazić, żeby Husckabee miał nadal podobne powodzenie w prawyborach w innych stanach, jakie miał w stanie Iowa. W innych stanach system wyborczy jest zupełnie inny i bardziej otwarty na kontrolę neokonserwatystów-sjonistów.

Przeciwieństwem Huckabee jest John Hagee, kaznodzieja bardzo lukratywnego purytanizmu pomieszanego ze syjonizmem, którego kariera podobnie zaczynała się jak kariera George’a W. Bush’a, w ramach programu neokonserwatywnego, którego poparcie pochodzi głównie od fundamentalistów protestanckich, przekonanych, że zwycięstwo Żydów nad Arabami konieczne jest, dla powrotu Chrystusa na ziemię. Ideologię neokonserwatyzmu, stworzyli żydowscy trockiści, nawróceni na radykalny syjonizm w Nowym Jorku, w czasie schyłku komunizmu.

Fenomen „amerykanizmu”,  jako religii purytańskiej o podłożu syjonistycznym, jest jakoby „czwartą wielką religią zachodniej cywilizacji,” według żydowskiego pisarza Dawida Gelernter’a. Autor uważa, że USA wykazuje swoje siły żywotne w pacyfikacji Iraku i w Afganistanie, co wykazuje na jego nieracjonalne stanowisko, powszechne wśród Żydów w USA, zawsze gotowych popierać politykę Izraela.

Gelernter, mający doktorat filologii z klasycznego języka hebrajskiego, naraził się choremu umysłowo Therodorowi Kaczyńskiemu, doktorowi nauk matematycznych z University od Michigan, który jako student był uszkodzony psychicznie w czasie bardzo uciążliwego psychologicznego długotrwałego eksperymentu polegającego na poddaniu człowieka ciężkim stresom psychicznym.

Kaczyński wsławił się rozwiązywaniem niezwykle trudnych problemów w teorii funkcji geometrycznych. Profesorowie matematyki uważali Kaczyńskiego za geniusza, jednego z 10 czołowych ludzi w USA, w jego dziedzinie. Mimo tych opinii, w 1969 roku profesor Kaczyński zrezygnował z wykładania matematyki i wybudował sobie pustelnię w Lincoln, w Montanie, oraz rozpoczął terrorystyczną akcję protestu, za pomocą wysyłania przez pocztę bomb do ludzi, których uważał za szkodników ludzkości.

Dawid Gelernter otrzymał bombę od Kaczyńskiego w 1993 roku i został ciężko ranny, za karę za „tworzenie techniki manipulacji psychologią ludzi.” W 1995 roku Kaczyński napisał, być może w pewnej mierze proroczy, manifest protestu (35,000 słów) pod tytułem „Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość.”

Po wybuchu 16 bomb, 23 rannych i trzech zabitych, bombami wysyłanymi przez Kaczyńskiego,  jego rodzony brat wydał go policji, pod warunkiem, że zostanie on leczony i nie skazany na karę śmierci. Po długim przewodzie sądowym Kaczyński został skazany na dożywocie w więzieniu, zamiast w szpitalu psychiatrycznym. Po wyroku Kaczyński zerwał kontakt z rodziną.

Natomiast Dawid Hillel Gelernter, patriota „amerykanizmu,” w wersji purytańsko-syjonistycznej, opublikował nową książkę pod tytułem prosto z ciemnogrodu: „Americanism: The Fourth Great Western Religion.” Gelernter wzmacnia oś USA-Izrael, za pomocą pochwał dla  „amerykanizmu,” jako ideologii, wiary i religii na wiek dwudziesty pierwszy.

Stało się to po sukcesach ideologii, wiary i bezbożnej religii żydo-komuny w dwudziestym wieku, w formie socjalizmu i komunizmu. Jest to dalszy ciąg neo-poganizmu szerzonego w celu eksploatacji politycznej i ekonomicznej gojów.

Gelernter eksploatuje wiarę w misję dziejową USA – „jako wyjątkowego daru bożego dla świata,” oraz tłumaczy, że Ameryka była stworzona przez fundamentalistów purytańskich, wychowanych w wielo wiekowej tradycji czytania starego testamentu w Anglii i czuli się Izraelitami, którzy tworzyli nową Jerozolimę, na nowo odkrytym kontynencie, w imię ideałów wolności, równości i demokracji.

W wersji neokonserwtystów-syjonistów ideologia purytanizmu syjonistycznego, pozwoliła rządowi Bush’a napaść na Irak, bez jakiegokolwiek zagrożenia USA lub prowokacji przez Irak. Prezydent Bush pogwałcił prawo międzynarodowe i napadł na Irak pod hasłem „Iraqi Freedom.” Bush spowodował śmierć miliona Irakijczyków, miliony uciekinierów oraz ruinę ich państwa. Spełnił tym samym program megalomanów rządzących w Izraelu, jednocześnie niszcząc zabytki Mezopotamii, która jest kolebką naszej cywilizacji.

Gelernter wywodzi dzisiejsze sukcesy lobby Izraela w Waszyngtonie z syjonizmu purytanów w osiemnastym wieku, którzy wylądowali w Nowej Anglii i stworzyli wojowniczą wiarę w szerzenie ich wersji wolności na świecie, jakoby według strategii Abrahama Lincoln’a, Teddy Roosvelt’a i Woodrow Wilson’a, który to według Gelernter’a jakoby stworzył sekularną wersję amerykańskiego syjonizmu w formie obecnej.

Wszystko to nosi piętno propagandy tworzonej przez fenomen „amerykanizmu” jako religii purytańskiej, o podłożu syjonistycznym, w wersji neokonserwatystów-syjonistów. Dzięki im dwudziesty pierwszy wiek, może okazać się nawet bardziej krwawy, niż był wiek dwudziesty zwany „wiekiem śmierci,” zwłaszcza, jeżeli opis USA w książce pod tytułem: „Uzbrojony Dom Wariatów” okaże się jeszcze bliższy rzeczywistości, niż wyżej podsumowana wersja David’a Gelernter’a amerykanizmu jako „czwartej wielkiej religii zachodniej cywilizacji,”

Faktycznie jest to religia bez Boga, podobnie jak komunizm, stworzona w celu globalnego imperium sterowanego przez radykalnych Żydów, którzy natrafiają na opór pacyfistów i ugodowców w Europie. Jest to nowa teoria religijnego znaczenia Ameryki i wytłumaczenie, dlaczego USA jest jednocześnie popularne i nienawidzone na własnym terenie i zagranicą. Niestety rząd Bush’a, skreślił traktat rozbrojeniowy Start II i uruchomił wyścig zbrojeń nuklearnych, które zagrażają światu „wojną ostateczną,” czyli po raz pierwszy w historii, samobójstwem ludzkości.

W środku flagi USA znak „studenckiej” organizacji „Skull & Bones” z uniwersytetu w Yale, kontrolującej życie polityczne Stanów Zjednoczonych

(4) Amerykanizm - ideologia intelektualnej prostytucji

Zbigniew Jankowski

http://www.psz.pl/124-polityka/zbigniew-jankowski-amerykanizm-ideologia-intelektualnej-prostytucji

“Antyamerykanizm” to wg współczesnej filozofii przemysłowej prezentowanie i konfrontowanie niezależnych poglądów na forum publicznym. Innymi słowy “antyracjonalna” i “antyamerykańska” stała się więc sama demokracja.

Marksizujący postmoderniści, zieloni, antyglobaliści, rozbrojeniowcy i pacyfiści, antyimperialiści, antykapitaliści, ekolodzy, orędownicy pokoju i antyrasiści są (…) towarzyszami drogi (…) antyamerykanizmu, wojującego islamu i antysemityzmu” – takimi treściami inspiruje swych czytelników w sposób nieprzejednany jedna z najpłodniejszych wylęgarni talentów polskiego piśmiennictwa korporacyjnego, opiniotwórczy magazyn “Wprost”, który zdecydował się w roku 2007 wydać wspominki PRL-owskiej propagandy. Najwyraźniej komuś w redakcji łezka w oku się zakręciła.[1]

Choć słownik języka polskiego nie mówi nam nic na temat “antyamerykanizmu”, neologizm ten okazał się funkcjonalnym elementem żargonu publicystycznego w agresywnej technice perswazji, której celem jest wytworzenie społecznej aprobaty dla panującego systemu ekonomicznego i usankcjonowanej globalnej hierarchii.

Sztandarowi demagodzy magazynu “Wprost” niejednokrotnie ujawniali swą dewocję z ekshibicjonistycznym uniesieniem. Szewach Weiss demaskował “antyamerykanizm” jako “antyracjonalizm”.[2] Ktoś inny nazywał go “największym zboczeniem świata”.[3] Tytan intelektu, Jan Winiecki, zabłysnął chyba najjaśniej, tłumacząc, że antyamerykanizm to “kompleks niższości, połączony z zawiścią wobec ludzi sukcesu i kraju sukcesu, wobec Amerykanów i Stanów Zjednoczonych”, który “obserwujemy od lat“. Nasilenie nastrojów antyamerykańskich, wyjaśniał ten znawca przedmiotu, związane jest z “narastaniem świadomości własnej impotencji”.[4] Rozumiemy więc, jak trudną i delikatną misję socjotechniczną dźwiga na swych barkach redakcja czasopisma, którą kieruje pragnienie bezkompromisowej walki z impotencją. Jest to przecież walka z wszystkimi ideologiami, które kroczą wspólną drogą antyamerykanizmu.

Nie odkryjemy Ameryki, stwierdzając, że jedną z rzeczy, najbardziej uporczywie akcentowanych w naszej współczesnej korporacyjnej kulturze, jest uprzedzenie do wszelkich ideologii. Quasi dyskusja polityczna, w jakiej zatonęły już dawno resztki zdrowego rozsądku, toczy się w atmosferze absurdalnego przekonania, że obiektywną opinię może wyrażać tylko człowiek nie posądzony o sympatyzowanie z jakąkolwiek rozpoznaną ideologią. Celem masmediów jest kształtowanie przekonania, że nowoczesna kultura przemysłowa nie jest wytworem żadnej ideologii, a poglądy tych, którzy jej bronią, są obiektywne, naturalne i zdrowe. Wiąże się z tym wyraźne niezrozumienie zagadnienia, wskazujące na poziom ogólnej wiedzy na tematy społeczne w środowiskach najbardziej narażonych na korporacyjną indoktrynację.

Ideologie – czytamy w podręczniku do socjologii – to systemy opisowych i normatywnych przekonań i zasad, które bądź tłumaczą i uzasadniają społeczny status quo, bądź też, w przypadku kontr-ideologii, nawołują do rozwiązań alternatywnych i je uzasadniają“. Ideologie to “ekrany poprzez które postrzegamy świat”.[5] Przypuszczenie, że możliwe jest myślenie niezależne od ideologii, która nasze myślenie kształtuje, świadczy o wyraźnym niezrozumieniu tego pojęcia. Samo określenie “antyamerykanizm” implikuje konieczność istnienia amerykanizmu, choć dobrze przeszkolony propagandysta unika tej konkluzji jak ognia. To stanowisko doskonale ilustruje oświadczenie pewnego podziwianego we “Wprost” filozofa, który popisał się kiedyś wyczuciem obiektywizmu, mówiąc o sobie, że “nie ma poglądów proamerykańskich, lecz anty-antyamerykańskie”. Kredo swojej filozofii przedstawił zaś następująco: “nikt nie może twierdzić, że Ameryka zagraża światowemu pokojowi, chyba że jest oślepiony i ogłuszony nienawiścią, która przesłoniła mu rzeczywistość“.[6] Opinia ta ma duże znaczenie dla zrozumienia mechanizmu, jakim posługuje się każda propaganda, pojmowana jako technika perswazji, której celem jest kształtowanie opinii publicznej w duchu akceptacji istniejącej hierarchii społecznej, a więc w duchu kryptoamerykanizmu.

Zadaniem propagandysty, wynajętego do prezentacji światopoglądu, stworzonego przez rządzące elity, jest opisywanie rzeczywistości jako konsekwencji naturalnych procesów, niezależnych od woli i wizji rządzących. Współczesna ekonomia giełdowa uchodzi za naukę, która funkcjonuje w sposób podobny do meteorologii. Doniesienie w rodzaju: “zachmurzenie na Wall Street pogarsza nastroje graczy” nie zdziwiłoby przecież nikogo. Rozpromienionym w słońcu, “naturalnym” procesom rozwoju gospodarczego stają jednak na drodze, trzaskające gromami niczym ponure burzowe chmury, wrogie ideologie, powstałe z “zawiści wobec ludzi sukcesu”, jak wyjaśnia Winiecki. Ich twórcy – wichrzyciele porządku, “antyamerykaniści” a nawet terroryści – chcą zniszczyć panujący “ład i harmonię”, utrzymywane dzięki inicjatywom milionerów-filantropów – naszych bogów słońca. Taki obraz kreują dla nas kapłani public relations współczesnej kultury przemysłowej. Jej najbardziej spektakularnym produktem – poza hałdami śmieci i zdegradowanym środowiskiem biologicznym – jest bezwolny, uległy, pozbawiony światopoglądu homo corporatus, czyli stworzenie biologiczne służące do konsumpcji produktów przemysłu i bezmyślnego wchłaniania jego odpadów w duchu zaszczepionej w nim nadziei znalezienia szczęścia, którego mityczną iluzją tryskają, niczym niewyczerpywalne gejzery, nowoczesne masmedia.

Ten model konsumeryzmu przemysłowego, czczony przez ideologów współczesnego kryptoamerykanizmu, zdaje się nie mieć wiele wspólnego z ideą wolności i dążeniem do szczęścia, o jakim myśleli twórcy republikańskiej tradycji politycznej Stanów Zjednoczonych. Jeden z najbardziej wysławianych myślicieli politycznych Ameryki, Thomas Jefferson, przestrzegał w 1816 r. przed niebezpieczeństwem tworzenia “rządu wyniosłej arystokracji, opartego na instytucjach bankowych i inkorporacjach finansowych”, gdyż poszerzanie zakresu władzy tych instytucji oznacza “koniec demokracji i wolności”, oznacza rządy nad ograbionym i żebrzącym tłumem nędzarzy.[7] Bez najmniejszej wątpliwości, wielu twórców państwa amerykańskiego można z czystym sumieniem zaliczyć do grona pionierów współczesnego antyamerykanizmu, przeciwko któremu propaganda korporacyjna wytacza dziś najcięższe działa swego arsenału.

“Nie powinno się ufać ludziom posiadającym władzę”, przestrzegał James Madison[8], a Adam Smith w identycznym tonie tłumaczył, że “poszerzanie rynku i zmniejszanie konkurencji leży zawsze w interesie handlujących (…) Wszelkie propozycje zmiany prawa czy wprowadzenia nowych przepisów handlowych, które pochodzą z ich strony, powinny być zawsze rozważane z wielką ostrożnością i nie powinno nigdy wprowadzać się ich w życie bez długiego i uważnego badania i to nie tylko pełnego skrupulatności, ale przede wszystkim podejrzliwości. Wynika to z charakteru ludzi, których interes nie jest zgodny z interesem publicznym i których intencją jest podstęp i wykorzystanie społeczeństwa”.[9]

Ponurym konsekwencjom tej przestrogi nie udało się jednak przeciwstawić. Proces niezwykle gwałtownej industrializacji, która nabrała wielkiego impetu w drugiej połowie XIX w i w początkach XX w., umożliwił nowo powstałej, despotycznej elicie przemysłowej restrukturyzację korporacyjnego prawa. Akumulowane, przeogromne bogactwo służyło do poszerzania wpływów politycznych. Wtedy to jeden z najbardziej legendarnych reprezentantów współcześnie gloryfikowanego amerykanizmu, John Davison Rockefeller (jeden z tych, który najpewniej nie miał kompleksu niższości, który nie był impotentem i który po prostu “odniósł sukces”), przywłaszczył sobie główne bogactwo energetyczne naszej planety, ropę naftową. Mimo iż swój “sukces” zawdzięczał mało wolnorynkowym metodom działania takim jak: szantaż, przekupstwo, oszustwo, przemoc czy protekcja,[10] to – dzięki sponsorowanej przez niego propagandzie – do głównego nurtu kultury amerykanizmu wszedł jako prekursor filantropii. Filantropów było oczywiście więcej. Ci, którzy zdołali zbudować imperia równie prężne, co Standard Oil Company jednoczyli swe siły przeciwko społeczeństwu, przed czym 100 lat wcześniej wyraźnie przestrzegał w “Wealth of Nations” Adam Smith. Rozpoczynała się długa wojna o globalną hegemonię przemysłową, która zmieniła losy polityczne demokracji.

W roku 1901 konserwatywny dziennik Bankers’ Magazine złowieszczym tonem tłumaczył swoim czytelnikom: “wzrost znaczenia korporacji i spółek zmierza do wzmocnienia sił, których celem jest kontrola mechanizmów władzy i prawa do obrony własnych interesów. Teoretycznie wybory decydują o wszystkim; jednak duch politycznej kooperacji, która tworzy się poza strukturą prawa, zmierza do kontrolowania wyborów. Jeśli koniecznym okazuje się objęcie kontroli nad rządem (…) stowarzyszenia przemysłowe i handlowe mobilizują siły polityczne do realizacji swoich celów. Moc sprawczą posiadają ci, którzy płacą. (…) Biznesmen, samodzielnie czy też w porozumieniu z innymi, stara się kształtować politykę i rząd w sposób odpowiadający jego interesom. (…) W coraz większym stopniu ustawodawcy i wykonawcze organy rządu zmuszone są dostosowywać się do żądań zorganizowanych przedsiębiorców“.[11]

W roku 1913 kilku najbardziej wpływowych przemysłowców i bankierów, wśród nich: John D. Rockefeller, John P. Morgan, Paul Warburg i Bernard Baruch powzięło tajny plan utworzenia prywatnego banku, który, nazwany enigmatycznie Systemem Rezerw Federalnych, miał przejąć kontrolę nad gospodarką państwa. Frank Vanderlip, prezes National City Bank of New York, w swojej autobiografii pisał o tym zdarzeniu bardzo sugestywnie: “działałem tak skrycie i potajemnie jak każdy konspirator (…) Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie może dojść do ujawnienia naszych działań, gdyż w przeciwnym razie cały nasz wysiłek i zaangażowanie poszłyby na marne (…) Jeśli ujawniono by tylko, że nasze towarzystwo na wspólnym spotkaniu stworzyło projekt ustawy bankowej, nie miałby on żadnej szansy uzyskania poparcia kongresu (…) Nie widzę w tym jakiejkolwiek przesady, by cel naszej tajnej wyprawy do Jekyll Island określać jako stworzenie realnej koncepcji tego, co ostatecznie wdrożono w życie jako System Rezerw Federalnych“.[12] Senator Charles August Lindbergh Sr. alarmował: “ustawa Rezerw Federalnych powoła do życia najpotężniejszy trust na ziemi. Jeśli prezydent podpisze ustawę, zalegalizowany zostanie niewidzialny rząd władzy monetarnej (…) ta inicjatywa finansowa jest największą ustawodawczą zbrodnią wszechczasów“.[13] Prezydent Woodrow Wilson, który ufnie i naiwnie zatwierdził tę decyzję, przyznawał się później do nieszczęsnego błędu takimi słowami: “Wielki naród przemysłowy jest w tej chwili uzależniony od systemu kredytowego“. “Nie tworzymy już rządu niezależnych poglądów, rządu wolnych przekonań, kierującego się głosem większości, stworzyliśmy rząd zależny od opinii i działający pod dyktando małej grupy wpływowych osobistości“.[14]

Ekonomista Milton Friedman komentował po latach, że “finanse są zbyt ważną rzeczą by zarząd nad nimi powierzać centralnym bankom. Oznacza to bowiem przekazanie władzy nad gospodarką państwa w ręce grupy ludzi, niepodlegających żadnej demokratycznej kontroli“.[15]

Całe szczęście, że ludzie w tym państwie nie rozumieją naszego systemu bankowego i walutowego - oceniał Henry Ford – bo jestem pewien, że gdyby go tylko rozumieli, mielibyśmy na ulicach tego kraju rewolucję jeszcze przed jutrzejszym wschodem słońca“.[16]

Amerykańska elita finansowa miała ambitne i dalekosiężne plany. Celem, o którym dyskutowano, było stworzenie światowego rządu w prywatnych rękach elity finansowej. James Paul Warburg, syn głównego architekta Rezerw Federalnych i zarządcy potężnego banku Kuhn, Loeb & Corp., w wystąpieniu przed amerykańskim senatem pięć lat po zakończeniu drugiej światowej wojny przemysłowej oświadczył zdecydowanie: “Rząd Światowy powstanie bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie. Otwartą pozostaje jedynie kwestia, czy Rząd Świata stworzony zostanie na drodze przemocy czy powszechnego przyzwolenia“.[17]

Bankierzy od początku zdawali sobie sprawę, że plan tworzenia Rządu Światowego wymaga inwestycji w propagandę. “W 1915 r. John P. Morgan [najbogatszy bankier Ameryki] zebrał dwunastu czołowych ekspertów prasowych i zatrudnił ich do przygotowania listy najbardziej wpływowych gazet w USA i wybrania z niej najważniejszych, dzięki którym możliwa byłaby ogólna kontrola prasy dziennej w Stanach Zjednoczonych” – relacjonował kongresman Oscar Callaway. “Tych dwunastu specjalistów przygotowało listę 179 gazet i w procesie eliminacji wybrało najważniejsze (…) Oszacowali, że koniecznym jest przejęcie zaledwie 25 głównych dzienników. (…) Zakupiono je (…) każdej gazecie przypisano redaktora, odpowiedzialnego za nadzór i edycję materiału w kwestiach dotyczących przygotowania, militaryzmu, polityki finansowej i innych tematów krajowych i zagranicznych, uznanych za istotne z punktu widzenia interesów właścicieli“.[18]

Pomysł okazał się skuteczny. Wiele lat później, w roku 1991, ostatni żyjący wnuk (w trzecim pokoleniu) założyciela imperium naftowego Standard Oil, David Rockefeller, dziękował za wspieranie swej rodzinnej idei korporacyjnego “amerykanizmu” takimi słowami: “jesteśmy wdzięczni wydawcom Washington Post, New York Times, Time Magazine i innym wielkim publikacjom, których menadżerowie uczestniczyli w naszych spotkaniach i dotrzymali swych obietnic zachowania dyskrecji przez blisko 40 lat. Byłoby dla nas niemożliwością zrealizowanie naszego planu budowy światowego rządu, jeśli bylibyśmy w tym czasie przedmiotem zainteresowania prasy. Dziś jednak świat jest już dużo bardziej wyrafinowany i przygotowany do organizacji rządu światowego. Idea ponadnarodowej suwerenności elit intelektualnych i światowych bankierów jest z całą pewnością korzystniejsza od narodowego samostanowienia, praktykowanego w minionych stuleciach” – zawyrokował jeden z najpotężniejszych plutokratów zachodniej cywilizacji.[19]

Realizacja tego celu wymagała stworzenia szeregu wpływowych instytucji, które funkcjonowały poza systemem demokratycznej kontroli i w przeważającej większości tajnie. Do tych, które odegrały najważniejszą rolę w procesie globalizacji życia gospodarczego, należały: Council on Foreign Relations, Bilderberg Group, Trilateral Comminssion, Council of the Americas, Asia Society, Population Council, Foreign Affairs, Rockefeller Foundation, Group of Thirty, World Economic Forum, Peterson Institute (z obecnym przewodniczącym Leszkiem Balcerowiczem), Brookings Institution, Institute for Pacific Relations, International Executive Service Corporation, Rockefeller Brothers Fund i World Bank, by wymienić tylko najważniejsze inicjatywy polityczne dynastii Rockefellers, przeprowadzone pod płaszczem wolnorynkowej demokracji.

W swoich wspomnieniach, wydanych w roku 2002, David Rockefeller wyjaśnił rzecz ostatecznie: “od ponad wieku ideologiczni ekstremiści (…) atakowali rodzinę Rockefellerów za nadmierną ingerencję – w ich mniemaniu – w działalność politycznych i gospodarczych instytucji Stanów Zjednoczonych. Niektórzy nawet sądzą, że jesteśmy częścią tajnej intrygi wymierzonej wbrew najistotniejszym interesom USA i określają mą rodzinę i mnie jako ‘internacjonalistów’, którzy wraz z innymi na świecie spiskują w celu stworzenia bardziej zintegrowanej globalnej struktury gospodarczo-politycznej (…) Jeśli to ma być zarzut, przyznaję się do winy i jestem z tego dumny“.[20]

W ten sposób tajona przez dziesięciolecia, idea stworzenia światowego, totalitarnego systemu przemysłowego, okrzykiwana przez prasę mianem “teorii spiskowej”, ujawnia się w słowach i faktach jako “wyrafinowana” ideologia kryptoamerykanizmu, którego krytykowanie jest “antyracjonalne”, jak nauczał z ambony “Wprost” zaangażowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Szewach Weiss.

Nowy racjonalizm w ideologii kryptoamerykanizmu oznacza bowiem sztukę perswazji, prowadzoną pod nadzorem liderów przemysłu i realizującą plan tworzenia Rządu Świata w oparciu o mechanizmy ekonomiczne, których nie rozumie większość społeczeństwa. “Antyracjonalizm”, czyli antyamerykanizm to we współczesnej filozofii przemysłowej prezentowanie i konfrontowanie na forum publicznym niezależnych poglądów obywateli, dążących do realizacji oświeceniowej idei powszechnego prawa do wspólnego podejmowania decyzji publicznych, kiedyś nazywane demokracją. Demokracja stała się “antyracjonalna” i “antyamerykańska”.

Kryminalna rzeczywistość polityczna współczesnych państw przemysłowych jest tak odrażająca, że w umysłach większości zdrowych obywateli nie może wywoływać pozytywnych skojarzeń, nie mówiąc już o motywacji do angażowania się w działalność publiczną, która powinna, jak się wydaje, być podstawą demokratycznego funkcjonowania społeczeństwa. Na tym polega dramat narodów, których potencjał intelektualny podporządkowany został jednemu nadrzędnemu celowi o religijnym niemal charakterze: podnoszeniu wydajności produkcji przemysłowej i “wykreowywaniu największej fikcji świata”, jak trafnie skomentował w połowie XX w. historyk Daniel Boorstin.

Tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zorientować się, w jakim świecie żyją, pomocną w zrozumieniu rzeczywistości może okazać się niezwykle kształcąca anegdota, która pozwala w łatwy sposób zrozumieć głębię prawdy, jaką skrywa slogan na transparentach, dźwiganych od lat przez demonstrantów, protestujących od Bostonu po San Diego, “Revolution will not be televised”.[21]

Pewnej nocy, prawdopodobnie około roku 1880, znany nowojorski dziennikarz, John Swinton, był gościem honorowym na bankiecie, wydawanym przez liderów swojej branży. W pewnym momencie przyjęcia jeden z zaproszonych gości, nieznający zapewne ani Swintona ani kuluarów prasy, zaproponował, z czystej kurtuazji, wzniesienie toastu okrzykiem “za niezależną prasę!”. Wtedy głos zabrał Swinton. Jego zdumiewająca i przez nikogo nieoczekiwana riposta przeszyła dreszczem zgromadzonych gości, torując sobie jednocześnie drogę do podziemia oficjalnej historii kapitalizmu. Brzmiała mniej więcej tak:

W obecnym momencie historycznym nie ma czegoś takiego, jak niezależna prasa w Ameryce. Wiecie o tym tak samo dobrze, jak ja. Nie ma jednej osoby wśród was, która odważyłaby się wyrazić na piśmie swoje szczere poglądy, a wiadomo, że jeśli by to nawet uczyniła, nie ujrzałyby one światła dziennego.

Cotygodniową pensję dostaję właśnie za to, aby moje opinie nie ukazywały się drukiem (…) Inni z nas wynagradzani są w podobny sposób za podobną pracę i wiemy dobrze, że każdy, kto byłby na tyle głupi aby wyrażać swą szczerą opinię, wyląduje szybko na ulicy w poszukiwaniu nowej pracy. Jeśli ja pozwoliłbym sobie na to, aby moja szczera opinia pojawiła się w którymś wydaniu gazety, w przeciągu 24 godzin straciłbym posadę.

Zadanie dziennikarzy polega na niszczeniu prawdy, na kłamstwie w żywe oczy, na wypaczaniu, oczernianiu, na płaszczeniu się u stóp mamony i sprzedawaniu swego kraju i rodu za codzienną pensję. Wy o tym wiecie i ja o tym dobrze wiem, więc po co wznosić te absurdalne toasty za niezależną prasę?

Jesteśmy narzędziami w rękach bogaczy, którzy działają za kulisami. Jesteśmy ich marionetkami, oni ciągną za sznurki, my tańczymy. Nasz talent, umiejętności i nasze życie są własnością tych ludzi. Uprawiamy intelektualną prostytucję”.[22]

Przypisy (…)

Zdjęcie powyżej: obraz niezróżnicowanego raka jąder zwanego teratocarcinoma. Także zapłodnione – a więc według Kościoła obdarzone „duszą” – ludzkie zarodki mogą przerodzić się w patologiczną formę teratocarcinoma.

Podsumowanie (2011):

(5) Żydostwo Chrystusem narodów? Czyli o tym, jak upadek KOMUNIZMU wywołał eksplozję KRETYNIZMU

Marek Głogoczowski (2011)

http://zaprasza.net/a.php?article_id=31526

Definicje:Bóg Izraela – unikający ujawnienia swego charakteru „Jestem który Jestem”, YHWH, Jahwe, czczony w szczególności przez małego biblijnego oszusta imieniem Jakub, który przyjął imię „Izrael”, to znaczy „mocny bogiem” (bogiem oczywiście chciwości, oszustwa, egoizmu, zazdrości oraz hipokryzji). Tak określony „Bóg Izraela” dominuje w szczególności w formacjach społecznych zbudowanych na receptach Starego Testamentu i rozpowszechnionych dzięki wynalazkowi druku, znanych jako judaizm, judeo-chrystianizm, demo-liberalizm, oraz „Amerykanizm – czwarta wielka religia Zachodu” [patrz (3)].Żydostwo – według Karola Marksa [patrz (1)] aspołeczny „element” (obecnie używa się określenia ‘mafia’) żyjący starotestamentową ideą opanowania świata za pomocą handlu, lichwy, oraz wszelakich usług, w tym i usług seksualnych. NOWOTWÓR ŻYDOSTWA ujawnił się starożytności dopiero w momencie powstania literowego pisma, ułatwiającego „zjednoczenie się” małych duchem potomków mitycznego Jakuba-Izraela, pracowicie usiłujących zawłaszczyć dziedzictwo „megalopsychos”, wielkodusznych potomków Ezawa-Edoma/Adama.Chrystus – dosł. z greki „pomazaniec boży, mesjasz”, osoba (lub grupa osób, mafia) naznaczona przez Boga (w domyśle Boga Izraela, patrz powyżej), aby przywodziła „ludowi bożemu”. Zaś przez działalność w świecie Chrystusa „Pan da swemu ludowi (wybranemu) siłę, Pan da swemu ludowi pokój” (Ps 29 (28) 11). By wypełnić to proroctwo ogłoszona została, już w Nowym Testamencie, CAŁEMU ŚWIATU WOJNA „aż Chrystus położy pod swe stopy wszystkich swoich wrogów” (tak zwana „głupawka apostolska” św. Pawła, 1 Kor 15, 25).
No i po okresie Wojen Krzyżowych, inspirowanych DOBREM ofiary z „syna bożego” ukrzyżowanego na Golgocie, mamy obecnie okres WOJEN O ZJEDNOCZENIE ŚWIATA, inspirowanych DOBREMofiary założycielskiej, z ponad miliona „synów Izraela”, zagazowanych a potem spalonych bez śladu w krematoriach Oświęcimia…

*

 Z tych POJĘĆ OGÓLNYCH da się wysnuć cały szereg szczegółowych wniosków, wyjaśniających w szczególności tak zwaną „globalizację”, polegającą w swej istocie na prywatyzacji, desocjalizacji oraz kretynizacji życia na planecie Ziemia.

NATO – to PAKT TCHÓRZY, TERRORYSTÓW oraz KRETYNÓW (czyli PTTK dzisiaj)

Światowy POKAZ SKRETYNIENIA daje w szczególności PAKT PÓŁNOCNO-ATLANTYCKI, bardziej znany jako NATO, który od ponad 3 miesięcy (rok 2011!) głosi przy pomocy „korporacyjnych” mediów, że terroryzuje Libię bombami aby „chronić ludność cywilną”. Udając przy tym że nie wie, że ta ludność, na 90 procentach rozległego terytorium Libii kontrolowanego przez zwolenników Muamara Kadafiego, została przez rząd dość dobrze uzbrojona i wyszkolona, aby odeprzeć spodziewany jesienią, jak się skończą saharyjskie upały, atak naziemny NATO. Sam się zastanawiam nad „wytrzymałością umysłową” ludności Zachodu na bzdurę propagandy o „ochronie ludności cywilnej” – której w Libii obecnie praktycznie nie ma, za wyjątkiem dzieci oraz osób tak zniedołężniałych, że nosić broni nie potrafią.

Jak ktoś przez całe lata udaje kretyna, który nie kojarzy, że lokalna ludność w znakomitej swej większości popiera „dyktatorów” swych socjalizowanych od dziesięcioleci krajów, to z konieczności, poprzez fizjologiczny efekt niewolnictwa przyzwyczajeń, sam takim ślepym kretynem się z czasem staje. Ten zanik zdolności kojarzenia faktów dotyczy w szczególności naczelnego dowództwa NATO, które stara się ukryć, że uzbrojone bandy, które nagle się pojawiły w przeznaczonych do „zmiany reżymu” krajach, to są przeszkolone w tajnych NATO-wskich obozach bojówki dywersyjne. Bojówki bliźniaczo podobne do tych albańskich, które w drugiej połowie lat 1990-tych przenikały do Kosowa z tajnych baz szkoleniowych w Niemczech oraz Szwajcarii. Zaś dzisiaj, obok Libii i Syrii, przenikają one także na terytorium Rosji, zwłaszcza na północną stronę Kaukazu, z baz szkoleniowych położonych w kontrolowanej przez USrael Gruzji. (…)

DESOCJALIZACJA JAKO WARUNEK ROZKWITU CYWILIZACJI OPARTEJ O PIENIĄDZ, SYMBOL „JEDYNEGO BOGA IZRAELA” [patrz (1)]

Ale dlaczego ci „islamiści” atakujący dziś (rok 2011!) Libię oraz Syrię, podobnie jak wcześniej spora część tzw. „katolików” zwalczających ponoć opresyjny „komunizm” w Polsce, tak bardzo nienawidzą ustrojów o charakterze socjalistycznym, ustrojów które „jak gwiazdy na niebie” zaczęły się mnożyć na świecie w okresie jego dekolonizacji po II Wojnie Światowej? Socjalizm ze swej natury, poprzez bardzo silnie rozbudowany system bezpłatnych świadczeń społecznych – darmowe szkolnictwo, lecznictwo, dopłaty do mieszkań, wakacji dla wszystkich, niskich cen za wodę, żywność, elektryczność oraz usługi komunalne – bardzo ogranicza międzyludzki obieg pieniężny, czyniąc mieszkańców krajów ‘uspołecznionych’ w miarę niezależnymi od „małowartościowych” zasobów pieniężnych, przy jednoczesnym relatywnym „ubóstwie” wyposażenia tychże mieszkańców w trwałe dobra materialne. Co więcej, bogacenie się indywidualne w kraju socjalistycznym takim jak PRL było prawnie ograniczone, domki jednorodzinne nie mogły mieć powierzchni mieszkalnej większej niż 144 m2, gospodarstwa rolne więcej niż 20 (lub 50 na ziemiach odzyskanych) hektarów, itd. Taki uspołeczniony ustrój nie dawał zatem możliwości dużych zysków mega-korporacjom wytwarzającym błyszczące chromami „dobra materialne”, będące przedmiotem pożądania każdego normalnego osobnika.

A zatem w interesie Wielkich Akcjonariuszy tychże korporacji, „wolnych do gromadzenia bogactw w nieskończoność”, socjalistyczny „nowotwór” powstały w XX wieku winien być na świecie zgładzony. I ten, bez żadnej przesady „plan boży” DESOCJALIZACJI NARODÓW, „korporacja pokój” pod nazwą NATO stara się obecnie zrealizować w skali całego globu. A ponieważ korporacje to są organizacje pracowników najemnych, więc NATO swe zadanie dziejowe wykonuje ograniczając do maksimum osobowe straty własne, typowo „po amerykańsku” strzelając i rzucając bomby z bezpiecznej odległości. Tak jak to miało miejsce w okresie likwidacji w Ameryce Północnej „nie w pełni ludzkich” plemion Indian, nie rozumiejących ani zasad gospodarki pieniężnej, ani radości zamykania sie w komfortowych klatkach domów.

BIBLIJNY „BÓG” – TO WIELKI BUDOWNICZY TOTALNIE SPRYWATYZOWANEGO ŚWIATA

Pieniądz jako wynalazek ułatwiający wymianę najrozmaitszych świadczeń (w tym i usług o charakterze gangsterskim oraz seksualnym) ma „zoologiczną” tendencję do gromadzenia się w rękach (i na kontach) osób najbardziej skorumpowanych, nawykłych do ciągłego siedzenia na tak zwanych ‘ławkach’ (franc. bancs, stąd BANKI). A takie osobniki z fizjologicznej konieczności muszą się otaczać gigantyczną wręcz ilością urządzeń obronnych – co automatycznie powoduje pokrycie świata siecią sterylnych, izolowanych od motłochu „fortec” w rodzaju londyńskiego City oraz zaatlantyckich Centrów obrotem Kapitałem typu Wall Street, BŚ i MFW. Rzeczone instytucje bankowej grabieży bardzo skutecznie wysysają soki życiowe ze wszystkich możliwych sfer życia będących obiektem kapitałowej kolonizacji. To zjawisko świetnie zostało opisane, już blisko półtora wieku temu, w „Kapitale” Karola Marksa i stąd wysiłek dzisiejszych elit globalizacyjnych, aby informacja na ten niewygodny temat po prostu znikła. Marks określał pieniądz mianem „uniwersalnego rajfura”, a zatem logicznie ustrój „wolnorynkowy” to USTRÓJ WSZECHPROSTYTUCJI, „ustrój żydowskiego Boga Jedynego, przed którym wszyscy inni bogowie człowieka muszą się ugiąć” jak to tenże Marks zauważył w krótkim eseju „Zur Judefrage”. Już wtedy sugerował on, że to właśnie ustrój Stanów Zjednoczonych jest tym, w którym „duch żydowski całkowicie zapanował nad duchem chrześcijańskim” [patrz (1)].
Polski publicysta Zbigniew Jankowski napisał przed kilkoma laty znamienny artykuł „Amerykanizm jako ideologia intelektualnej prostytucji” [patrz (2)] Ponieważ zaś protestanccy Ojcowie Pielgrzymi, którzy blisko 400 lat temu symbolicznie założyli USA, jako wzór godny naśladownictwa traktowali biblijny Izrael, więc to na kartach Starego Testamentu należy szukać klucza do zrozumienia procesu GLOBALIZACJI PROSTYTUCJI (czyli płatnych usług, nie tylko seksualnych, ale i politycznych, propagandowych, a nawet i religijnych). Niewątpliwie najlepiej opisującym tą rzeczywistość modelem „amerykańskiego, sprawiedliwego ustroju dla całego Świata” była/jest RODZINNA TRÓJCA ABRA(HA)MA: pochodzący z kraju Ur, przedsiębiorczy Założyciel Rodu „(Bóg) Ojciec” (ang. Godfather) prosperował jako sutener-impresario handlujący na dworach bliskowschodnich wdziękami swej pięknej żony/siostry Sary, zapewne upozorowanej na Dziewicę. By zaś ukryć swe zbrodnie, jako „baranka bożego” „Bóg Ojciec” Abra(ha)m wykorzystał – też tylko przezeń pozornie zamierzony – holokaust, to znaczy odkupicielskie całopalenie, swej umiłowanej własności w postaci pierworodnego syna Izaaka.
I to jest cały cymes, czyli „tajemnica boża” procesu globalizacji dzisiaj. Ponieważ Holokaust 6 milionów Synów Narodu Żydowskiego – przewidywany przez żydostwo w USA jeszcze przed II Wojną Światową – w rzeczywistości wykreowanej przez zachodnie masmedia nastąpił, więc „sprawiedliwością dziejową” stała się budowa GLOBALNEGO IZRAELA, wymarzona przez Ojców Pielgrzymów blisko 400 lat temu. W tym zaś NOWYM IZRAELU przywódczą rolę „Chrystusa” (dosł. ‘pomazańca bożego, mesjasza’) w sposób automatyczny zaczęło odgrywać Światowe Żydostwo, czego dokonało ono po prostu wchodząc w „ochronną skórę” ofiar holokaustu sprzed siedmiu dekad. Zrobiło ono to dokładnie w taki sam sposób jak święty Paweł (d. Szaweł) przed dwoma tysiącami lat, który w swych Listach „odział się” w ‘ochronną skórę’ umęczonego pod ponckim Piłatem Jesusa. Dzięki zaś tej „odzieży maskującej” uznany został przez niedowidzący kler za przywódcę chrześcijan.

Taka historyczna kolejność „odziewania się w ochronne skóry męczenników” zezwoliła na realizację starotestamentowego proroctwa włożonego w usta Jesusa z Nazaretu po jego (oczywiście też pozorowanym, patrz „Czy Christus Rex to zombie?) Zmartwychwstaniu: „i nastanie jedna (światowa) owczarnia, i (będzie nią zarządzał) jeden pasterz (tj. światowe żydostwo).” (Jan 10,16; oryginalne starotestamentowe proroctwo KOŃCA HISTORII, ogłoszone w wersji po-nowoczesnej 30 lat temu przez Francisa Fukuyamę, brzmi następująco: „W owym dniu Pan będzie jedyny i jedyne będzie jego imię. Cały kraj będzie przemieniony w równinę, (…). Lecz Jeruzalem będzie leżeć wysoko i pozostanie na swoim miejscu.” – prorok Zachariasz 14, 9-10).

A CO SIĘ STANIE JAK ZAPRZESTANIEMY „PROSTOWANIA DRÓG PANA” ORAZ „ZAMIENIANIA ZIEMI W RÓWNINĘ”?

„Wykład nt. rozwoju potrzeb” [patrz (2)] sprzed lat ponad blisko 35 wskazuje, co się z nami stanie, jeśli weźmiemy na serio ZBAWCZĄ MYŚL bezbożnika Epikura (na jego temat Karol Marks napisał swą pracę doktorską). Ten nie znający „cymesow” judaizmu, przedchrześcijański myśliciel, specjalizujący się w unikaniu zbędnych nieprzyjemności, radził wszystkim w jaki sposób, beż żadnego wysiłku, się wzbogacić: „Jeśli chcesz kogoś wzbogacić, nie dodawaj pieniędzy do tych, które już on ma, zamiast tego ujmij dużo z tego czego on pożąda.

I zastosowanie tej „bezbożnej myśli” całkowicie wystarcza, aby PADŁ SYSTEM BANKOWY i aby wszystkie debilizmy związane z tak zwanym „globalizmem” uspokoić. Ale do realizacji takiego ambitnego planu „odżydzenia” świata (tak nazywa ten zabieg  K. Marks w ostatnim zdaniu  „W kwestii żydowskiej”) potrzeba SPOŁECZNEGO RUCHU o charakterze leninowskim. (Przypominam, W. I. Lenin to jeden z Trójcy Patronów PAN-u w Zakopanem).

Gdańsk 27.07.2011 – Zakopane 18.03.2015

 

 

 


This entry was posted in Ad PODHALAŃSKA AKADEMIA NAUK, polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY, religia zombie. Bookmark the permalink.

Comments are closed.