(Na prośbę Instytutu Spraw Obywatelskich (ISO) z Łodzi zrobiłem internetową wersję ostatniego, 21 rozdziału książki „Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii”)
Oto Strony 161-170 tych „Atrap i paradoksów nowoczesnej biologii”, spisanych na zamówienie „NK” w 1984 roku ale opublikowanych dopiero, własnym kosztem, w 1993.
Rozdział 21. Działalność człowieka w biosferze
(Jest to ostatni rozdział Części Piątej „UWSTECZNIANIE SIĘ ORGANIZACJI USTROJÓW ŻYWYCH” powyższej książki)
4000 słów
Jak w perspektywie omawianych w tej książce teorii biologicznych usytuować całokształt poczynań nowoczesnego człowieka? W świetle idei darwinowskich sprawa jest dość prosta. Najsilniejsi przeżywają, słabsi umierają, by żyć, należy toczyć walkę o byt. W ramach tej bezpardonowej walki wszystkie metody są dobre, byleby tylko przynosiły naturalnie dobranym osobnikom (względnie całym „Narodom Wybranym”) sukces rozrodczy oraz zwiększały w wymierny sposób ich stopień dominacji nad
otoczeniem.
Nie trudno zauważyć, że paradygmat darwinowski pokrywa się w zasadzie z tym, co myśli o świecie przeciętny, „normalny” człowiek. (Stąd też bierze się, jak już wcześniej na to zwracaliśmy uwagę, tak niezwykła popularność idei Darwina wśród ludzi przeciętnych, zawzięcie pchających się w swym życiu po to, by zdobyć pieniądze, władzę, czy choćby tylko sławę.)
Ponieważ najrozmaitsze wynalazki i usprawnienia techniczne znacznie ułatwiają osiągnięcie sukcesu w staraniach o panowanie nad światem, więc teoria darwinowska niejako uświęca zarówno obecny wyścig zbrojeń, jak i dzisiejszą konkurencję w rozwoju ekonomii. Wysokość dochodu narodowego na głowę mieszkańca stała się nawet powszechnie zrozumiałym miernikiem międzynarodowej „walki o byt” w warunkach długotrwałego pokoju: za wiodące i godne naśladowania uważa się te kraje, które wytwarzają najwięcej przedmiotów ułatwiających człowiekowi przeciętnemu panowanie nad jego otoczeniem.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja nowoczesnego człowieka w świetle teorii Lamarcka, Piageta czy Lorenza. Nieliczni, ale wybitni badacze należący do tej kategorii uczonych wielkie znaczenie przykładają do niedostrzeganego zupełnie przez darwinistów sprzężenia zwrotnego, polegającego na fatalnym wpływie na człowieka najrozmaitszych urządzeń technicznych, przy pomocy których ułatwia on sobie realizację swego, odnotowanego już w „Księdze Rodzaju” dążenia do panowania nad światem. Zajmijmy się nieco bliżej tym bardzo ważnym, acz zazwyczaj zupełnie przemilczanym, problemem.
W rozdziale 11 pisaliśmy, że dostarczanie z zewnątrz do komórki jakiejś substancji, którą ona zwykła sama wytwarzać, powoduje, poprzez mechanizm „zahamowania przez produkt”, zablokowanie endogennej (wewnętrznej) syntezy tej substancji. W wypadku długotrwałego utrzymywania się sytuacji, w której komórka otrzymuje z zewnątrz pożądany przez nią składnik, dochodzi zwykle do zupełnego wycofania i zaniku wewnątrzkomórkowych organów przystosowanych do wytwarzania tego składnika. Ten prosty mechanizm chemiczny funkcjonuje także w wypadku ustrojów wielokomórkowych, w tym i organizmu człowieka: w rozdziale 16 dawaliśmy przykład, jak dostarczona za pomocą zastrzyku morfina nie tylko w sposób prawie natychmiastowy eliminuje wewnętrzne dolegliwości organizmu, ale — wskutek swej obecności — hamuje jednocześnie endogenną syntezę uśmierzającego ból neuropeptydu enkafaliny. Ta ostatnia reakcja fizjologiczna jest przyczyną, że po okresie euforii, wywołanym nadmiarem w organizmie narkotyków dostarczonych z zewnątrz, pojawia się uczucie depresji spowodowane niedoborem endogennych środków opiumujących — co jest bodźcem zachęcającym daną osobę do zrobienia sobie kolejnego zastrzyku zawierającego narkotyk pożądany przez organizm.
Identyczną sytuację fizjologiczną obserwujemy w wypadku częstego używania najrozmaitszych ułatwień życiowych, które eliminują, bądź tylko zmniejszają, wykorzystania rozmaitych organów człowieka. W pierwszym okresie po użyciu jakiegoś usprawnienia technicznego, ludzie odczuwają wielką, fizjologiczną radość z powodu wyzwolenia od wykonywania uciążliwych czynności: taką radość czują na przykład nabywcy samochodów, którzy dzięki nim nie muszą się już trudzić nudnym chodzeniem na własnych nogach. Z czasem jednak ta mechanicznie otrzymana radość powszednieje, człowiek się przyzwyczaja do posiadanych ułatwień i można zaobserwować u niego objawy uzależnienia podobnego do tego, w jakie popadają narkomani: pozbawienie go możliwości jeżdżenia samochodem czy oglądania obrazu telewizyjnego wywołuje stany depresji, jego życie zaczyna być coraz bardziej podporządkowane konieczności wykonywania niezwykle nudnych i zubożających jego osobowość prac, zezwalających na zdobycie środków niezbędnych do utrzymania posiadanych przez niego maszyn.
W bardziej dalekosiężnym rezultacie urządzenia, które człowiek wymyślał z nadzieją, że zwiększą one zakres jego wolności poprzez oszczędzenie mu trudów codziennego życia, przyczyniają się do powstania rzeczywistości zgoła odmiennej: to właśnie przez zastosowanie coraz to nowych technologii ludzie stali się niewolnikami swych najbardziej przyziemnych potrzeb; stali się chorowici i słabi, a także utracili swe zdolności twórcze.
Zilustrujmy tę niezbyt przyjemną dla nas wszystkich tezę kilkoma znanymi przykładami. Gdy zaczynano masowo produkować samochody, to myślano, że zezwolą one szerokim rzeszom możliwie szybko pokonywać duże odległości. Tymczasem, według danych przytaczanych przez Ivana Illycha, gdy do czasu spędzonego w sposób niezbyt zdrowy w samochodzie doda się czas, jaki przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych traci, by zarobić na jego utrzymanie, to okazuje się, że średnia szybkość przemieszczania się tym pożądanym przez każdego pojazdem wynosi tylko… 6 km/godz! (Oznacza to, że zarówno od strony ekonomii czasu, jak i ekologii, od Amerykanów o wiele racjonalniejsi okazali się Chińczycy, którzy wybrali rower jako popularny środek komunikacji [MG 2022 – niestety i Chińczycy się obecnie ‘zamerykanizowali’].)
Masowe i długotrwałe używanie samochodów stało się przyczyną zarówno nabytej, jak i dziedzicznej atrofii organów ruchu u człowieka. Zjawisko to jest widoczne zwłaszcza w krajach, gdzie samochód jest używany już od kilku pokoleń: autor był świadkiem na Uniwersytecie Kalifornijskim, jak w czasie wycieczki studenckiej, młodzi ludzie mieli zasadnicze trudności z przejściem zaledwie kilkunastu kilometrów!
Bardzo podobne społeczne rezultaty dało masowe wprowadzenie do użytku telewizji oraz innych elektronicznych urządzeń uprzyjemniających życie. Maszyny te skutecznie doprowadziły do wytłumienia u ich użytkowników zarówno naturalnej ciekawości, zaspokajanej przez łatwostrawną dla umysłu „informacyjna papkę”, jak i do coraz wyraźniejszej utraty zdolności do samodzielnego tworzenia i odtwarzania muzyki: w Meksyku na przykład jeszcze w latach 6O-tych ludzie gromadzili się wieczorem na wioskowych placach gdzie miejscowe zespoły dawały koncerty. Ten sympatyczny zwyczaj zaniknął zupełnie po zalaniu meksykańskich miasteczek przez najnowsze urządzenia do odtwarzania dźwięku.
Ciągłemu przebywaniu w ułatwionych przez technikę warunkach zawdzięczamy stale rosnącą ilość chorób zwanych cywilizacyjnymi. Pisaliśmy już o schorzeniach układu krążenia wywołanych nieruchawym trybem życia, o otyłości i cukrzycy spowodowanej zbyt obfitą dietą. Do takich schorzeń należą nasze ustawiczne kłopoty z zębami, które nasi przodkowie — jak wskazują na to dane archeologiczne — mieli zazwyczaj w wyśmienitym stanie, zwłaszcza w okresie gdy nie spożywali
jeszcze rozmiękczonych przez gotowanie pokarmów. Coraz więcej też ludzi musi nosić okulary i związane jest to ze zbyt małym ćwiczeniem mięśni odpowiedzialnych za akomodację soczewki oka. Te właśnie mięśnie są unieruchamiane w trakcie czytania coraz to liczniejszych książek, w czasie wielogodzinnego oglądania telewizji oraz pracy z komputerem.
Życie w środowisku silnie zurbanizowanym, gdzie wszystkie podstawowe funkcje fizjologiczne organizmu ludzkiego są systematycznie ułatwiane, a nawet eliminowane, prowadzi nie tylko do atrofii struktur nie używanych i do chorób związanych z tą atrofią. W takim właśnie, sztucznie ułatwionym środowisku, w sposób masowy pojawiają się nowe, częstokroć patologiczne zachowania, „dające upust” rozmaitym hormonom wytwarzanym prze organizm. Szczególnie ważne są tutaj zarówno indywidualne, jak i zbiorowe zaburzenia umysłowe, wywołane niemożnością wewnętrznego „skonsumowania” rozmaitych neuropeptydów i hormonów wytwarzanych przez mózg, który się jeszcze nie przyzwyczaił do otępiającego trybu życia w warunkach komfortu. (Przykładem tutaj są zbiorowe histerie i psychozy, charakterystyczne dla okresów szybkiej urbanizacji —- by wymienić masowe palenie czarownic i wojny religijne w okresie Renesansu, czy też nie tak dawny faszyzm. Zaburzeniem umysłowym wyraźnie stymulowanym przez łatwy tryb życia jest też schizofrenia, zwana z tego powodu „królewską chorobą”.)
Oczywiście nie wszystkie „wariacje”, jakie powstają w „ulepszonych” warunkach życia, mają charakter wyraźnie patologiczny. Częstokroć są one źródłem zupełnie nowych kultur czy sub-kultur. Niewątpliwie pozytywną reakcją na unieruchomienie człowieka przez cywilizację jest rozkwit najrozmaitszych „zwariowanych” sportów, do których należy zarówno elitarny alpinizm, jak i masowe bieganie truchtem (jogging). Podobnie jak u zwierząt żyjących w warunkach permanentnego zamknięcia. obserwuje się u człowieka zanik wyższych instynktów społecznych (jak na przykład altruizmu), przy jednoznacznej znacznej hipertrofii, a nawet wyboczeniu jego „niższych” cach biologicznych, takich jak seksualizm i zachłanność konsumpcyjna.
Jak wskazywaliśmy na to w rozdziale poświęconym zjawiskom degeneracyjnym u zwierząt, jedną z cech charakterystycznych dla osobników udomowionych jest znacznie zmniejszona precyzja organów poznania. U współczesnego człowieka to zjawisko przejawia się nie tylko w osłabieniu zmysłu obserwacji, ale także w zachowaniu w wieku dojrzałym iście dziecięcej naiwności i łatwowierności, a także w braku wyższych form wyobraźni normalnej dla gatunku Homo sapiens. Do tego uwstecznienia się organów poznania dochodzi prawie zupełny zanik zdolności do spojrzenia „z zewnątrz” na swe własne zachowanie — przez co myślenie i działanie w społeczeństwie nowoczesnym coraz bardziej sprowadza się do kontrolowanych przez środowisko zwykłych odruchów Pawłowa. Ten bardzo ogólny przegląd neotenicznych* cech osobowości Homo novum warto poprzeć kilkoma szczegółowymi przykładami.
———————-
* Na zewnętrzne oznaki neotenii u człowieka zwrócił uwagę L. Bolk w pierwszej połowie XX wieku. Do tych oznak należy według niego brak owłosienia i pigmentacji skóry (zwłaszcza u rasy białej) oraz niedokształcenie układu kostnego — na przykład zachowanie w wieku dorosłym nie w pełni zasklepionych szwów na czaszce (to zjawisko zauważył także K. Darwin u królika domowego — fig. 9). Wszystkie te oznaki „niedojrzałości” strukturalnej człowieka upodabniają go do noworodka orangutana bądź szympansa. Stąd też Bolk neotenię człowieka określił mianem „fetalizacji”, czyli jego upodobnienia się do płodu (fetusa) innych ssaków naczelnych. (MG 2022 – na ten temat napisałem z 30 lat temu, oryginalnie po angielsku, ostrą satyrkę pt. „Deklaracja Praw Człowieka Embrionalnego”.)
—————————-
Zanik precyzyjnie działającej wyobraźni i związaną z tym łatwowierność najlepiej ilustruje omawiane w szczegółach w niniejszej książce proste zjawisko fizyczne, które jest zupełnie nie dostrzegane przez większość dzisiejszych teoretyków biologii: konieczność zużywania się wszystkich przedmiotów, które są używane — włączając w to używane książki, płyty i taśmy magnetofonowe. Skąd się bierze ta „biała plama” w wyobraźni naukowej? Otóż osoby, które od dziecka wychowywane były w warunkach pełnego dobrobytu, przyzwyczaiły się, że otaczające je urządzenia są wymieniane bądź wyrzucane raczej z tego powodu, że ich model stał się przestarzały, niż z powodu zużycia ich części. Osoby takie nie nabywają zatem odruchu przewidywania, że każda rzecz używana — łącznie z urządzeniami przenoszącymi informację — musi się wcześniej czy później zepsuć. Otóż właśnie na braku takiej elementarnej naukowej wyobraźni została oparta teoria „nieśmiertelności” struktur DNA, w którą to dziecinną teorię najwyraźniej uwierzyła spora liczba laureatów Nagrody Nobla.
Inną, wyraźnie neoteniczną cechą charakterystyczną dla nowoczesnej nauki jest deklarowana przez wielu znanych uczonych wiara, że nauka może stworzyć jakiś w pełni obiektywny obraź świata. (Przez obiektywność rozumiemy tutaj niezależność od indywidualnego, czyli subiektywnego punktu widzenia). Taką wiarę deklaruje na przykład J. Monod w swej książce „Przypadek i konieczność”, B. F. Skinner w „Poza wolnością i godnością”, a nawet i A. Einstein w książce ,Jak ja widzę świat”, w której już tytuł podkreśla subiektywność jego punktu widzenia.
Bez wątpienia to bardzo popularne w kręgach specjalistów wierzenie jest wynikiem prostego, pawłowskiego skojarzenia nie kwestionowanych przez nikogo postępów fizyki w konstrukcji zmatematyzowanego (a zatem stwarzającego pozór obiektywności) opisu zachowania się ciał prostych z postępami innych nauk starających się równie precyzyjnie i „obiektywnie” przedstawić otaczającą nas złożoną rzeczywistość. Czyż jednak nie tak dawne, kategoryczne oświadczenie J. Monoda, że wszystkie dane doświadczalne potwierdzają fakt, że mutacje są tylko dziełem przypadku, jest stwierdzeniem nie podlegającego dyskusji faktu obiektywnego, czy też bliższym prawdy faktem jest, że genetycy w swym subiektywnym dążeniu do „obiektywności” po prostu ominęli niewygodne dane wskazujące na znaczne czasy latencji przez ujawnieniem się mutacji? J. Piaget pisał, że próba stworzenia „obiektywnego poglądu na świat” jest równoważna dziecięcej próbie przeskoczenia własnego cienia: przecież im bardziej, w celu osiągnięcia obiektywizmu, będziemy się starali odizolować nasze opinie o świecie od subiektywnych doznań naszych zmysłów, to… tym bardziej musimy stawać się ślepi** i pozbawieni wiedzy o tym świecie!
** Filozof E. Kant ujął tę prawdę logiczną w formę słynnego stwierdzenia Nihil est in intellectu, quin prius fuerit in sensu — w umyśle nie ma niczego, co nie zostało mu wcześniej przekazane przez zmysły. Należy tutaj podkreślić, że nowe skojarzenia, a także pojęcia abstrakcyjne jakie tworzy umysł, zawsze opierają się na uprzednich doznaniach zmysłowych. (MG 2022 – powyższa teza poznawcza jest obecna już w filozofii Arystotelesa!)
———————
Powszechnemu obecnie przekonaniu, że nauka rozwija się tylko do przodu, w kierunku coraz to lepszego zrozumienia świata, towarzyszą zazwyczaj tak zwane pozytywne działania, mające na celu ulepszanie tego świata w myśl jego zrozumienia, jakie dostarcza cywilizacja naukowa. Starając się spojrzeć nieco „z góry” na te działania, dostrzec można błędne koło poczynań, w jakie się wmanewrował dzisiejszy człowiek. Człowiek ten, w swej neotenicznej arogancji sądzi, iż wie, podobnie jak biblijny Bóg, co jest dobre a co złe.
W czysto fizjologicznym odczuciu „dobrem” są wszystkie urządzenia i sytuacje zmniejszające trudy związane z codziannym ludzkim życiem, a także zezwalające — jak na przykład pieniądze lub broń — na symboliczne bądź bezpośrednie panowanie nad otoczeniem. (Stąd też te przedmioty nazywa się potocznie „dobrami materialnymi”.) Takie prymitywne zrozumienie pojęcia dobra ujawniło się — a raczej „odrodziło się” — w cywilizacji europejskiej około 400 lat temu i do tego renesansu przedchrześcijańskich marzeń o ciągłym „dobrym bycie” walnie przyczynił się dokonany przez Gutenberga wynalazek druku, skutecznie ułatwiający rozprzestrzenianie się uproszczonych, na pozór racjonalnych idei. Od czasów ówczesnej Reformy, w wysoce zurbanizowanych krajach protestanckich uświęconymi stały się prozaiczne czynności zapewniające dobrobyt, a w szczególności wielkie znaczenie zaczęto przykładać do pracy wytwórczej, uprzednio traktowanej jako zajęcie niewolnicze i karę za grzech pierworodnej konsumpcji.
Przyspieszone przez Reformację uprzemysłowienie i zurbanizowanie społeczeństwa miało ważne skutki fizjologiczne. Długotrwałe przebywanie w silnie zmechanizowanym środowisku miast spowodowało u niektórych osób prawdziwą „transformację” ich struktury neuronalnej odpowiedzialnej za poznanie świata: te neurony, które były stymulowane do wzrostu przez codzienny kontakt z maszynami bądź pieniędzmi, uległy hipertrofii, te zaś, które były predestynowane do kodowania odruchów, jakie powstają dzięki kontaktom ze światem ożywionym, stopniowo zanikły. Wskutek tej transformacji przystosowawczej pojedyncze, lepiej dopasowane do nowego otoczenia osoby przestały w ogóle dostrzegać podstawowe różnice między ciałami ożywionymi a martwymi, czego dowodem jest zniknięcie u wielu uczonych zdolności do wyobrażania sobie zjawisk regeneracji, nadregeneracji czy też samodoskonalenia się istot żywych***.
——————–
***MG 2022 – banalną uwagę, działającego w IV wieku mnicha Pelagiusza, argumentującego że człowiek potrafi się doskonalić etycznie swym własnym wysiłkiem odrzucały, aż do czasów najnowszych, kolejne sobory Kościoła Powszechnego. Ta religijna instytucja w ostatnich 3 wiekach walnie się przyczyniła do pojawienia się „darwinowskiego” nie-zrozumienia zachowania się Przyrody Ożywionej – patrz me „5 solas neo-darwinizmu” z 2017 roku.
——————–
W dalszym sprzężeniu zwrotnym rozpowszechniane przez mass media „naukowe” przedstawienie organizmów w postaci (bezdusznych) mechanizmów spopularyzowało ten sposób widzenia przyrody i jeszcze bardziej wzmocniło pozytywistyczną działalność człowieka: ponieważ nawet dzieci są zdolne zauważyć, że mechanizmom wyraźnie szkodzą najrozmaitsze wstrząsy i zaburzenia pochodzące ze środowiska, więc ludzie w krajach wysoce zurbanizowanych zaczęli kojarzyć, że aby wyeliminować „zło”, należy tak przebudować świat, aby usunąć z niego wszelkie zgubne wpływy, mogące zagrozić delikatnym mechanizmom (to znaczy organizmom) panującego gatunku Homo sapiens.
To wyraźnie neoteniczne wyobrażenie sobie świata niecywilizowanego jako „złego”, gdzie — według potocznych opinii — panuje brud i głód, szaleją insekty, dzikie zwierzęta i straszne mikroby, stało się motorem do podjęcia zakrojonej na kalę planetarną próby totalnego udomowienia i sterylizacji przyrody: w tym celu wytępiono prawie wszystkie zwierzęta drapieżne, wyeliminowano zakaźne choroby, ujarzmiono niebezpieczne rzeki, kulę ziemską przykrywa się coraz liczniejszy mi komfortowymi domami, szpitalami i zakładami produkcyjnymi gdzie nic nie może człowiekowi zagrozić i gdzie nawet praca nie wymaga żadnego znaczniejszego, „niszczącego” wysiłku.
Tę „dobrotliwą” ideę społeczeństwa burżuazyjnego do swoistej perfekcji doprowadził psycholog amerykański B. F. Skinner: by uchronić swe nowonarodzone dziecko od częstokroć unieszczęśliwiającego je wpływu otoczenia, przez pierwszy rok życia trzymał je w szklanym inkubatorze, bardzo podobnym do tego w jakim trzyma się noworodki urodzone przedwcześnie (fig. 50B). Ta „skrzynia Skinnera”, która w swym czasie była nawet dość sławna w Ameryce, jest modelem całości „dobroczynnych” poczynań naszej cywilizacji: jak pisał kiedyś Maciej Iłowiecki, człowiek nowoczesny najwyraźniej zaczyna się zamykać w „szklanej szkatułce” izolującej go od jakichkolwiek groźnych dla jego zdrowia i życia wpływów otoczenia (fig. 50C).
Fig. 50. Środowiskowe metody stymulacji zdegenerowanych zachowań człowieka w czasie kolejnych etapów jego rozwoju. A. Stymulowanie zjawisk tumoralnych na embrionalnym etapie rozwoju ssaków. Po lewej — cofnięcie różnicowania się zarodka poprzez nasycenie jego otoczenia blokującym łączenie się wzajemne komórek związkiem Fab antiF9: zarodek w tej sytuacji odstępuje od zwartej, okrągłej formy charakterystycznej dla stadium moruli i przybiera luźną formę podobną do kiści winogron. W swym dalszym rozwoju, „wychowywany” w ten sposób zarodek może zamienić się w raka płodu zwanego teratokarcinomą (według F. Jacoba, 1978). Po prawej — transformacja tumoralna tkanek embrionalnych hodowanych in vitro, w szklanych, klimatyzowanych naczyńkach Petri. B. „Skrzynia Skinnera” — jest to szklany, klimatyzowany inkubator, w którym amerykański uczony B. F. Skinner trzymał swoje dziecko bez kontaktu z otoczeniem przez jego pierwszy rok życia. C. Samoudomowienie się nowoczesnego „wolnego” człowieka coraz ściślej zamkniętego w klimatyzowanych „Szklanych domach”.
Oczywiście, wychowywanie ludzi w sterylnych warunkach „szklanej szkatułki”**** winno powodować dalsze potęgowanie się neotenicznego charakteru ich zachowania. Do tych „nowych cech” należy przede wszystkim hipertrofia w wieku dorosłym krótkowzrocznego egoizmu i konsumizmu charakterystycznego dla dzieci, a także zwiększona zdolność do tworzenia skojarzeń o charakterze bezpośrednio przystosowawczym.
———————
**** Przypomnijmy sobie optymistyczną wizję „szklanych domów” zamieszczoną w „Przedwiośniu” St. Żeromskiego.
————————
Jeśli chodzi o pierwszą cechę, to zarówno rozwój środków masowego przekazu jak i rosnący stopień wzajemnej izolacji ludzi zamkniętych w „szklanych domach’, skutecznie zmniejszają możliwość bezpośredniej wymiany poglądów i poznania się. W ten sposób produkty ludzkiej pracy utrudniają, coraz bardziej, fizjologiczny proces powstawania w pełni „ludzkiej” osobowości, cechującej się zdolnością do zastanawiania się nad własnymi popędami, potrzebami, a nawet i poglądami na świat. Ludzie w tej sytuacji w coraz większym stopniu znajdują się pod kontrolą, rozdymanych przez możliwość ich zaspokajania, dziecinnych potrzeb gromadzenia przedmiotów-zabawek, które to zjawisko w ostatnich dekadach rozwinęło się nawet w prawdziwą plagę społeczną zwaną „konsumizmem”.
Jeśli zachowanie w wieku dorosłym postawy egoizmu konsumpcyjnego jest cechą wyraźnie szkodliwą, i to nie tylko dla środowiska dewastowanego przez „konsumującego” obywatela, to „plastyczność” przystosowawcza osobników neotenicznych ma aspekty zarówno pozytywne, jak i negatywne.
Tę sprawę warto omówić nieco szerzej. Normalnie zwierzęta, a także i ludzie, po okresie dojrzewania, w którym są zdolni do bardzo intensywnej asymilacji otoczenia, tracą zdolność do robienia nowych skojarzeń i ich reakcje przystosowawcze ulegają usztywnieniu na resztę dojrzałego życia. U ludzi jednak okres dojrzewania neuronalnych struktur poznawczych jest znacznie przedłużony i w niektórych wypadkach trwa aż do fizjologicznej starości. Zachowanie elastyczności umysłowej w wieku dorosłym, kiedy to wyspecjalizowane w tym osoby zdołały zgromadzić ogromny zasób wiadomości, zezwala na robienie nowych, bardzo złożonych skojarzeń. Ta specyficzna cecha fizjologii człowieka umożliwiła mu nie tylko robienie skomplikowanych odkryć i wynalazków, ale nawet i konstruowanie wielkich syntez naukowych.
By jednak te „nowe poglądy” były możliwie szerokie, konieczne jest, aby człowiek dysponował odpowiednimi organami, zezwalającymi mu na zasymilowanie ogromnej ilości różnorodnych bodźców. Czy jednak dzisiejsza cywilizacja daje mu możliwość dokonywania takich asymilacji?
Po pierwsze, endogenna, ludzka ciekawość zostaje skutecznie stępiona przez sterylność otoczenia i jego łatwość do poznania za pomocą gazety bądź telewizji. Ponieważ ciekawość jest najlepszym motorem asymilacji najrozmaitszych bodźców, więc jej osłabienie znacznie ogranicza społeczne zapotrzebowanie na bardziej złożone poglądy. Po drugie, w warunkach udomowienia organy przechwytujące bezpośrednio bodźce od otoczenia ulegają zazwyczaj atrofii, co obniża znacznie precyzję widzenia świata. Wskutek tego człowiek cywilizowany bardzo słabo odróżnia zjawiska pozorne od realnych — przez co jego skojarzenia są częstokroć złudne (na przykład ludzie często przypisują inteligencję komputerom).
Po trzecie w końcu, wskutek hipertrofii u nowoczesnego człowieka potrzeb konsumpcyjno-ambicjonalnych, poznanie przyrody, jakim zajmują się oficjalne instytucje naukowe, coraz bardziej ogranicza się do celów czysto utylitarnych, przynoszących doraźne korzyści ekonomiczne czy prestiżowe. Wskutek zaś zaprzęgnięcia nauki do realizacji celów narzuconych przez cywilizację konsumpcyjną
uczeni zostali zmuszeni do ograniczania swych odruchów poznawczych do coraz węższych dyscyplin. W niektórych wypadach, to narzucone przez zawodową „walkę o byt”, samo-ograniczanie horyzontów poznania, prowadzi do powstania patologicznych skojarzeń oraz odruchów polegających na ukrytej, bądź nawet na artykułowanej wrogości w stosunku do poglądów bardziej złożonych i psychologicznie
dojrzałych (patrz Aneks II).
Jako dalszy rezultat zaciekłej „walki o byt”, jaką toczą między sobą poznawczo niedokształcone osobniki, w społeczeństwie „rozwiniętym” muszą zostać stopniowo zaduszone jakiekolwiek szersze poglądy, które nie przynoszą wymiernych, bezpośrednich korzyści ich głosicielom: kto na przykład, wśród „plastycznie” nastawionych do życia uczonych, będzie się interesował teoriami, na których nie dość, że nie można zarobić, ani nawet zrobić wymaganej przez społeczeństwo kariery, to jeszcze można za ich głoszenie, a tym bardziej za doświadczalne potwierdzenie, zostać pozbawionym pracy! (Jak to się przytrafiło kilku cytowanym w tej książce autorom. [Mg 2022 – w tym i autorowi niniejszej książki, który już w roku 1976 w Genewie został ostrzeżony, w szczególności przez mikrobiologa Phlippe Ankera, że próba głoszenia, wśród ówczesnych genetyków „witalistycznych” poglądów Lamarcka, to samobójstwo naukowe. Co było – i nadal jest – niestety PRAWDĄ].)
Wskutek zaś wzajemnego otumaniania się ludzi za pomocą coraz to bardziej prymitywnych i agresywnych „nowych filozofii natury”, populacje ludzkie w krajach najbardziej rozwiniętych ekonomicznie zaczęły się upodabniać do populacji „ślepych” komórek nowotworowych. Te „udziecinnione”, neoteniczne populacje — odkrywszy sposób na eksploatację swego macierzystego organizmu — w sposób biblijny „mnożą się i płodzą i panują nad nim” aż doprowadzą do swego
zbiorowego samobójstwa.
Skojarzenie, że obecny „pozytywistyczny” wysiłek ludzkości z pewnego dystansu przypomina zachowanie się gigantycznego nowotworu toczącego naszą planetę, nie jest obce uważnym i doświadczonym obserwatorom (wystarczy wskazać tutaj na S. I. Witkiewicza i K. Lorenza). Ukazujące się czasami w literaturze głosy nielicznych ekologów, ostrzegające przed zbliżającą się katastrofą, są ograniczone zazwyczaj tylko do zewnętrznych przejawów dewastacji i zagrożenia Ziemi przez wyposażonego w najnowsze technologie człowieka: wskazuje się na wyeksploatowanie surowców, na skażenie środowiska odpadami produkcji i konsumpcji, na eksplozję demograficzną oraz na zagrożenie egzystencji całych narodów przez zbrojenia nuklearne.
Obecna książka wskazuje na ukrytą wewnątrz układu nerwowego przyczynę, dla której nowoczesny człowiek tak bezwzględnie gwałci Naturę: otóż rozumujący jak klasyczny „pies Pawłowa” gatunek Homo sapiens zauważył, że wynalazki techniczne zwiększają stopień jego panowania nad otoczeniem — i stąd nabrał niezachwianego przekonania, iż tylko poprzez rozwój techniki zdoła się „utrzymać na powierzchni” zarówno w międzyludzkiej, jak i w międzynarodowej walce o byt. Z kolei zaś masowe zastosowanie protez technicznych, w sposób automatyczny doprowadziło do „wyzwolenia” w człowieku jego najprymitywniejszych instynktów i pożądań, które są odpowiedzialne za obecną, narastającą w sposób lawinowy, destrukcję naszej planety.
Logiczne zatem byłyby działania mające na celu przyhamowanie postępu technicznego, a zwłaszcza ograniczenia produkcji przedmiotów posiadających wyraźnie narkotyczny wpływ na człowieka (do tych urządzeń zaliczają się nie tylko pojazdy mechaniczne oraz elektroniczne urządzenia do odtwarzania dźwięku względnie obrazu; objawy uzależnienia występują także w wypadku używania komputerów, a nawet zwykłych leków, które na przykład w Stanach Zjednoczonych aż w 96% są zażywane tylko jako efekt uprzedniego przyzwyczajenia się do nich).
Nie należy przy tym wierzyć, że jakiekolwiek racjonalne próby ratowania naszej planety wyjdą z kręgu ludzi odurzających się rozwojem techniki. Podobnie jak to ma miejsce w wypadku narkomanii chemicznej, ludzie ci są zazwyczaj zupełnie obojętni na to, że ich styl życia musi prowadzić do powolnego zbiorowego samobójstwa. W swym nihilistycznym podejściu do świata, bezinteresownie są oni skłonni nawet do wciągania innych w ten zaklęty krąg „lepszego życia”.
Duże nadzieje należy natomiast pokładać w kształceniu kadr naukowych o maksymalnie szerokich horyzontach. Tylko dzięki tak „niedemokratycznie” wykształconym elitom można się uchronić przed najrozmaitszymi „wariacjami” umysłowymi, będącymi plagą nowoczesnych społeczeństw. Jeśli niniejsza książka ułatwiła komukolwiek wyrobienie sobie bardziej dojrzałego, szerszego poglądu na sprawy biologii, czyli dosłownie „życia i śmierci” dla nas wszystkich, to autor będzie to uważał nie tylko za swój własny sukces, ale także za optymistyczną manifestację inteligencji godnej gatunku Homo sapiens.
Doskonałym potwierdzeniem powyższych, pochodzących z 1984 roku (MG – obecnie jest rok 2022!), rozważań na temat transformacji gatunku Homo sapiens w rako-podobną odmianę Homo economicus są „mutacje” kulturalno-ustrojowe jakie miały miejsce na świecie pod koniec lat 1980. Otóż w krajach najbardziej zurbanizowanych, a w szczególności w USA, pojawiła się w tym okresie cała gama nowych „mutantów” kulturowych, manifestujących wyraźnie zdegenerowane formy zachowania. Do tych, wyrosłych na glebie supermarketów i video-clipów, „mutantów” należą imitujące debilizm „punki”, kretyno-faszyzujące „skiny”, spekulujące na ludzkiej głupocie „juppies” oraz „groupies” czyli kopulujące kolektywy.
Te nowoczesne „wariacje” mają swoje odbicie w prądach intelektualnych, dominujących obecnie w krajach super-burżuazyjnych czyli „rozwiniętych”. W krajach anglosaskich ostatnia dekada była niekończącym się pasmem sukcesów ekonomicznego neoliberalizmu, polegającego na zorganizowanym w sposób naukowy okradaniu, za pomocą światowego systemu bankowego, biedniejszych krajów oraz biedniejszych warstw społecznych. Agresywne formy przybrało także skretynienie środowisk katolickich (sławna „obrona życia nienarodzonego”), oraz środowisk naukowych: w maju 1992 aż 250 uczonych (w tym 52 laureatów Nagrody Nobla) podpisało „Apel heidelberski” deklarujący antyindustrialne protesty „Zielonych” jako irracjonalne (później okazało się, że racjonalnym organizatorem oraz sponsorem tego „Apelu kretynów z Heidelbergu” były zagrożone utratą narkotyzującej się lekami klienteli koncerny farmaceutyczne…).
Umysłowe „wariacje” wywołane industrialnym hipermodernizmem dotarły także do Europy Wschodniej, gdzie Gorbaczow, w imię „głasnosti” (czyli „przejrzystości”) przekazał całą władzę w ręce… mafii. W wyniku tej transformacji, w Polsce całą władzę przejęła „nowa elita”, określana przez Polaków mieszkających w Ameryce Północnej jako „michnikites” (od znanego wzoru: brat lub ojciec — stalinowski prokurator; syn — liberalno-demokratyczny reformator). Warto zauważyć, że wśród tej nowo-starej, polskiej „elity” obserwuje się efekt Baldwina, o którym wielekroć pisaliśmy w niniejszej książce. Mutacje typu „michnikites” wystąpiły bowiem nie tylko między pokoleniami, ale i w ciągu życia tych samych osób: obecnie prominentni polscy intelektualiści, w początkach swej kariery byli zazwyczaj gorącymi stalinistami względnie łysenkistami; ich (tumoropodobna – MG 2022) „transformacja” w liberałów i neodarwinistów nastąpiła wyraźnie pod wpływem zmienionych warunków otoczenia…
***
Ot i tyle mych „naukowo samobójczych mądrości” sprzed lat blisko 40. Jakby ktoś chciał się zaznajomić z poprzedzającymi 160 stronami (+ II „Aneksami”) tych „Atrap i paradoksów nowoczesnej nauki”, to mu proponuję zakup jednego z pozostałych mi tej książki egzemplarzy. Zamówienie przesłać na wskazany poniżej adres e-mailowy, symbolicznej wpłaty 25 zł (z zagranicy 10 euro) proszę dokonać na konto:
92 1140 2004 0000 3202 7618 2247
www.markglogg.eu mglogo@poczta.fm