SOLIDARNOŚĆ TO RAK, KTÓRY TOCZY POLSKĘ

SOLIDARNOŚĆ TO RAK, KTÓRY TOCZY POLSKĘ

Marek Głogoczowski

                                  

www.zaprasza.net/mglogo

1. Solidarność – to był (jest?) Ruch Ludzi Ślepych,  dewastujących Polskę „od wewnątrz”

Komentując mój rocznicowy tekst „ROZBIĆ CIEMNICĄ SOLIDARNOŚCI”, pan Tadeusz Dylak napisał krótko: przypomniał mi się taki wpis / może komentarz/ na jednej ze stron internetowych: ,,Komuna odbudowała kraj po zniszczeniach wojennych i dała ludziom pracę. Solidarność kraj zrujnowała i odebrała ludziom pracę”. Jeśli zaś chodzi o proweniencję „dziewicy S” to pan Tadeusz zapytał się retorycznie: „Czy godłem Solidarności był orzeł biały w koronnie, czy też amerykański kowboj (tzn. aktor John Wayne), szeryf USA rozstrzeliwujący miejscową bandę (komunistyczną?)?”

Z kolei pan Roman Kafel z Teksasu (b. działacz „S”) napisał: „Wbrew temu, co pan (MG) z uporem godnym zdziwienia twierdzi pokazałem panu, że żadna Solidarność niczego ani nie wyprowadziła, ani nie sprzedała – bo to ją wyprowadzono boso na śnieg, co mi się zdarzyło….Rozgoniono, zmasakrowano i rozpędzono i dopiero potem zaproszono stypendystów, przedstawicieli zachodnich thinktankow i różnych, guroff,którzy im tłumaczyli, ze bez portek będzie im o wiele wygodniej!

Niezupełnie tak to było. „Intelektualiści z Warszawy” pojawili się w Stoczni Gdańskiej już pod koniec sierpnia 1980. Andrzej Gwiazda, przywódca ówczesnego strajku opowiadał nam na zebraniach  WZZ w latach 1990, że widząc tych „intelektualistów” chciał strajk na Stoczni jak najszybciej zakończyć, ale oni otoczeni zostali aurą „mądrości”, wskazali na Lecha Wałęsę jako na najlepszego przywódcę i strajk trwał dalej. I właśnie ci „przyjezdni intelektualiści” (Mazowiecki, Geremek, Michnik, etc.) w 9 lat później, jak Solidarność (działając z namaszczenia ówczesnego Biura Politycznego KC PZPR) nareszcie objęła w Polsce władzę, wprowadzili „plan Balcerowicza” likwidacji Polski „produkującej za dużo” niepotrzebnych rzeczy (na przykład żywności czy ubrań, nie mówiąc już o elektronice, którą zniszczono w 95 procentach, o czym pisemko WZZ „Poza Układem” swego czasu informowało).

Gdyby Andrzejowi Gwieździe udało się w sierpniu 1980 wcześniej zakończyć strajk, to cytowany na wstępie pan Roman najprawdopodobniej by nawet działaczem „S” nie został, a zatem i nie musiałby emigrować do USA i tam biadolić o zgnieceniu i rozpędzeniu jego Związku (po łacinie fasci) pod koniec 1981 roku. Polska Ludowa zaś kontynuowałaby swój rozwój jak Chiny Ludowe po rozbiciu – w czerwcu 1989 roku – chińskiej wersji  „Solidarności” na placu Tienanmen. A do takiego rozkwitu Obozu Socjalistycznego „zachód” oczywiście nie chciał dopuścić i stąd to obfite sponsorowanie opozycji demokratycznej wszędzie gdzie tylko chętni do brania odpowiednich „grantów” się znaleźli. Przecież nawet sama chwytliwa nazwa „Solidarność” nie została wymyślona przez stoczniowców z Gdańska, ale została importowana do PRL z Francji XIX wieku przez „warszawskich intelektualistów” i sterujące ich działalnością waszyngtońskie thinktanki.

Stan Wojenny, zatem, oprócz wyhamowania totalnie anarchizujących życie w Polsce (zniknięcie towarów w sklepach i brak węgla na zimę!) strajków, opóźnił wprowadzenie „Planu Balcerowicza” o lat całych osiem, jako że ten „plan MFW zapanowania nad światem” już na początku lat 1980-tych testował prof. Jeffrey Sachs  w Boliwii. Do czego zatem prowadzi tak zwany „outsourcing”, możliwe dopiero po upadku ZSRR systematyczne  wyprowadzanie wszelakich przemysłów poza granice kolonizowanego przez Wielki Kapitał krajów, o czym pan RK wydaje się mieć dość blade pojęcie? Podam przykład z własnej działalności ekonomicznej. Gdy w latach 1980 kursowałem, w ramach kolejnych wypraw himalajskich, między Warszawą a New Delhi, to lekkie kobiece bawełniane sukienki, zakupione (w ilościach około 3-cyfrowych) za ok. dolara na straganach Starego Delhi (gdzie w ponurych pomieszczeniach prawie bez okien gnieździły się zakłady krawieckie), sprzedawaliśmy znajomym oraz w komisach i ma targach PRL-u po ok. 5 dolarów, podczas gdy w Paryżu w szykownych sklepach widziałem dokładnie te same szmatki po… 40 dolarów.

Jak widać na tym mini-przykładzie, tak zwany „angielski, kupiecki system podboju oraz kontroli świata bez użycia siły” jest możliwy tylko wtedy, gdy klienci znajdują się w odpowiedniej izolacji od producentów, tak, aby pośrednicy mogli na przemieszczaniu kolorowych  szmatek pomiędzy Kontynentami zarabiać krocie. Oczywiście pilnująca biznesu swych „zaoceanicznych dobroczyńców” burżuazja kompradorska kolonii ma się w takim ustroju wyśmienicie i otrzymaną „wolność” bardzo sobie chwali: w Indiach za czasów angielskich radżowie byli prawdziwymi milionerami, w Polsce dzisiaj różnica w dochodach między 10 procentami najlepiej i najgorzej zarabiających grup ludności jest ponad 11-krotna, podobnie sprawa wygląda w USA oraz w Anglii, w ponoć modelowym dla przyszłości świata Izraelu jest ona nawet 21-krotna!.

Co więcej, należy starać się przypominać narodowcom wszelkich odmian, że ten „angielski” system kompradorski (od komprar, z hiszpańskiego handlować, kupczyć), automatycznie powoduje uzależnienie bardzo odległych nawet krajów od Centrali: żona byłego ambasadora Szwajcarii w Nowej Zelandii opowiadała nam kiedyś w Genewie, że Nowozelandczykom nie było wolno przerabiać wełny owiec nowozelandzkich na sukno, wełna musiała płynąć do przeróbki aż do Anglii, skąd Nowa Zelandia już mogła sprowadzać potrzebne jej tkaniny. Tak, iż w momencie gdyby to Dominium zechciałoby się od Londynu uniezależnić, jego obywatele ryzykowaliby zostanie bez spodni. (W tym kontekście warto przypomnieć, że w krótkim czasie po wprowadzeniu “planu Balcerowicza” Łódź, będąca chyba największym ośrodkiem włókienniczym na Kontynencie Europejskim, utraciła dokładnie wszystkie swoje tkalnie.)

Wolność kupiecka („wolny rynek”, niem. Freimarkt, stąd staropolskie „frymarczenie” o bardzo pejoratywnym wydźwięku) zezwala na gromadzenie niewiarygodnie wręcz wielkich zasobów finansowych w rękach bardzo wąskiej elity. Ta elita, jeśli utrzyma swą KLASOWĄ „RODZINNĄ” SOLIDARNOŚĆ, jest w stanie kupić sobie usługi zarówno „intelektualistów” wygłaszających mowy pochwalne na temat wolnego rynku, jak i historyków (jak mój były kolega prof. Andrzej Paczkowski) dmących w żagiel z hasłem „zbrodni komunizmu” niosący ich po mętnych wodach najnowszej historii. Tak, iż w zbiorowym efekcie wszelka realna władza musi się skupić w rękach mikroskopijnej – w porównaniu z ludnością świata – elity finansowej, którą komuniści nazywali Wielkim Kapitałem, a ja proponuję nazywać w skrócie M-KGB, Mamonisticzeska Koalicja Globalnych Biznesmienów, po hebrajsku Adon Olam, wielogłowy jak mityczna Hydra Pan Wolnego Świata.

2. Kościół jako agentura M-KGB?

Inny czytelnik tekstu „Rozbić Ciemnicę solidarności”, prezes SN OPN Andrzej Marszałkowski, zarzucił mi, że źle oceniam rolę św. Pawła, w „judaizacji wczesnego chrześcijaństwa, cytuję: „Sądzę, że wątek pauliński w Kościele (jesteśmy po Roku św. Pawła) ma też wątek odwrotny niż to przedstawił prof. Głogoczowski. Nasze chrześcijaństwo to chrześcijaństwo galilejsko-antiocheńskie, hellenistyczne, natomiast żydujący chrześcijanie ewoluowali z czasem w dzisiejszy islam. Rola św. Pawła polegała na próbie połączenia tych dwóch opcji wczesnego chrześcijaństwa, a przynajmniej na ich wzajemnej tolerancji, co jednak udało się tylko w nieznacznym stopniu.

Skąd jednak się wzięła tak wyraźna w Kościele Katolickim predylekcja do gromadzenia bogactw, bardzo podobna do „ducha żydowskiego” i w zasadzie obca judaizującym tylko na „pierwszy rzut oka” (gr. doxa) mahometanom?

Rola Kościoła, zwłaszcza w Polsce, była niewątpliwie ogromna w zwycięstwie nad „bezbożnym Czerwonym Smokiem”, co nasuwa bardzo logiczne podejrzenie, że i ta starożytna instytucja jest w swej istocie jedną z głów „hydry” o nazwie M-KGB. Tę „złą nowinę” w XIX wieku głosił nie tylko Karol Marks, ale i wielu innych uważnych obserwatorów poczynań ówczesnej Stolicy Apostolskiej. Bardzo ciekawe informacje na temat wzajemnego powiązania słowiańskiego słowa „BÓG” (ros. bog) ze rzeczownikiem BOGACZ i przymiotnikiem BOGATY, dostarczają słowniki etymologiczne.

 W polskim znalazłem, iżbóg, pierwotnie ‘szczęście’, ‘pomyślność’ (ind. bhagas,  w tymże znaczeniu bhadżati, ‘udziela’); stąd: bogaty; ubogi, to jest niebogi, niebogaty. Natomiast w rosyjskim słowniku pochodzenie ‘boga’ tłumaczone jest na odwrót, twierdzi się, że „w starosłowiańskim języku ‘bog oznaczał ‘dawca’, ‘dostojeństwo’, ‘dola’, ‘los’. Od niego pochodzi  określenie ‘bogaty’. ‘bogacz’, ‘bohater’, ‘ubogi’. W następstwie tego słowo ‘bog’ (ukr. boh) nabrało znaczenia religijnego.” [i]

A zatem samo słowo „bóg” u Słowian, który to termin pierwotnie ewidentnie był związany ze słowem „bohater”, „dawca”, względnie „los”, z czasem zaczęto łączyć  także z bogactwem. Takie przesunięcie znaczenia mogło nastąpić dopiero gdzieś przed tysiącleciem, gdy nasi przodkowie zaakceptowali wiarę chrześcijańską. Bóstwa słowiańskie były bowiem bóstwami natury, a w Naturze zjawisko bogactwa przecież nie występuje: bogactwo, w sensie posiadłości materialnych, jest artefaktem, sztucznym wytworem ludzkiej cywilizacji – u „bezbożnych” zwierząt tak charakterystycznej dla człowieka tendencji do wywyższania się („upodobnianie się do boga”) za pomocą zgromadzonych bogactw nie ma. A zatem i cała judeochrześcijańska religia jawi się jako twór sztuczny, rodzaj bezdusznej maszyny, narzędzia ułatwiającego „wybranym przez boga” grupom i osobnikom gromadzenie niezmierzonych wprost własności. (Czytałem dość dawno nawet taką opinię, że Kościół Katolicki w PRAKTYCE zapewnił światu tylko rozwój techniczny.)

O tym, że wszystkie prawa chrześcijańskie są sztuczne, pisał już znający się dobrze na tym przedmiocie (kończył najlepsze w Niemczech katolickie post-jezuickie gimnazjum w Trewirze) Karol Marks w „W kwestii żydowskiej” z 1844 roku. W ten sposób tłumaczył on przyczynę gigantycznego wzrostu wpływów żydostwa w wywodzących się z chrześcijaństwa ustrojach kapitalistycznych:

„Żydostwo osiąga szczyt swego rozwoju wtedy, kiedy ukształtowało się w pełni społeczeństwo obywatelskie, lecz ono dojrzało w pełni dopiero w świecie chrześcijańskim. Tylko pod panowaniem chrześcijaństwa, które wszystkie narodowe, naturalne, moralne i teoretyczne stosunki zamienia w rzecz czysto zewnętrzną dla człowieka, mogło społeczeństwo obywatelskie zupełnie oderwać się od życia państwowego, mogło ono zerwać wszelkie więzie łączące człowieka z ludźmi i sprawić, by miejsce tych więzi zajął egoizm, egoistyczna potrzeba i by świat ludzi rozbił się na świat zatomizowanych, wrogich sobie jednostek. Chrystianizm powstał z żydostwa i znów się w żydostwo przeobraził.

A zatem to w samym Kościele Świętym mamy zainstalowaną, już od momentu Soboru w Nicei w 325 roku, który ustanowił spis ksiąg kanonicznych, zaródź („wirusa kulturowego”) Kultu Mamona, bardzo dobrze wyczuwalnego w trakcie lektury ST. (Już sam Dekalog, który aż w czterech punktach broni praw prywatnej własności w tym i żon, informuje nas, do jakiego stopnia jego czciciele byli/są opętani przez żądzę posiadania „wyróżniających ich w świecie” bogactw.) Otóż wszystkie istotne zalecenia Mojżesza zostały wszczepione w NT przy pomocy „Listów” św. Pawła i to do tego stopnia, że opierający swą teologię na naukach tego samozwańczego apostoła protestanci twierdzą, że Talmud i NT to są dwie odrośle tego samego „szlachetnego drzewa oliwnego” (Rz. 11, 24) opisanego w Starym Testamencie. Jeśli zgodzimy się z tą opinią – potwierdzoną wypowiedziami papieża Polaka o wspólnym Bogu chrześcijan i żydów – to łatwo skojarzymy, że za fasadami licznych nowych kościołów zbudowanych w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat, jest wielbiony po prostu Mamon.

Ten zaś starożytny Pan Świata Kupieckiego, czczony w formie martwego, nieulegającego korupcji (polegającej na rdzewieniu) Złota, posiada iście metafizyczną zdolność przemiany „czarne na białe, szpetne na urodne. A złe na dobre, podłe na szlachetne” – jak to pisał Wiliam Szekspir w sztuce „Tymon (Timon) Ateńczyk” wielokrotnie cytowanej przez Karola Marksa. A zatem chyba wszystkie, mające umocnić wiarę w Boga slogany Kościoła, jak się im dobrze przyjrzeć, pokazują swą ukrytą złowrogą twarz.

O tym zjawisku psychologicznym pisałem już wiele razy, tutaj po raz x-ty przypomnę, że jak kler każe ludziom śpiewać „w krzyżu zbawienie” to należy podejrzewać, że tak naprawdę chodzi tutaj o najzwyklejsze ROZUMU ZATRACENIE [ii]

Co zresztą widać dziś dokładnie przed pałacem Namiestnika Pana (Cara) w Warszawie. A zatem z niewiarygodnej obecnie hipertrofii (przerostu) religianctwa w Polsce nic dobrego nad Wisła się nie urodzi. „Po ich owocach, bowiem poznaje się ich”, którą to maksymę Jezusa z Nazaretu marksiści przełożyli na „zawsze porównuj teorię (np. „społeczeństwa otwartego”) z jej praktycznym zastosowaniem”. Głoszona u nas od 30+ lat Nowa Ewangelizacja pod hasłem „Bóg jest miłością” spowodowała, jak to widać pod krzyżem – i to nie tylko przy Pałacu Prezydenta w Warszawie, bo także pod trój-krzyżem „stoczniowców” w Gdańsku – jak wszyscy zaczynają nienawidzić wszystkich. O co zresztą M-KGB chodzi. Na tym, bowiem polega biznes „dziel i rządź”, dzięki któremu zbudowano angielskie Imperium.

 Jak już pisałem przed blisko 40 laty w mej (Meta-Ph. D.) Thesis z U.C. Berkeley „The Not-Too-Divine Comedy”, amerykański Bóg-Mamon w swym zapędzie “ubogacenia” każdego mieszkańca Ziemi, zamierza totalnie „przerobić’ tę nieszczęsną Ziemię na autostrady, komputery, kościoły i łazienki, nie mówiąc już o babskich szmatkach i rozmaitych drukowanych pismach, których nagromadzenie dosłownie „rozwala” nam mieszkania. Jak wyjść z tego zaklętego kręgu Cywilizacji Boga Wolnego Rynku, a zatem wymknąć się spod ucisku RAKA ŚWIATA (Adon Olam) w formie wielogłowej hydry M-KGB?

Hindusi przed 60-ciu laty uwolnili się od Anglików poprzez masowy powrót (także i elit) do wytwarzanych w sposób rękodzielniczy tradycyjnych hinduskich „siermięg” oraz sari. W ten sposób import tkanin z Anglii stał się w Indiach zbędny, podobnie jak i angielska nad-władza nad tym pod-Kontynentem. Niewątpliwie podobny odwrót od Cywilizacji Pieniądza przydałby się i w Polsce, ale u nas bez hasła „bye-bye Jesus at the Cross, we do not need your services (of Savior of criminals)”, na pewno nic nie da się zrobić. O takim odważnym przedsięwzięciu reformatorskim publicznie marzył mój młodszy, zmarły (na serce) przed kilkoma dniami, kolega Piotr Kosibowicz, proponując przed kilkunastu laty licznemu audytorium zebrania ekologów przy Rynku w Krakowie znane z historii PZPR hasło „krzyż wynieść!” (Innym, wartym szerszego rozpowszechnienia hasłem tego mego kolegi było „Przez spisek światowego żydostwa do powszechnego dziadostwa”.)

Dlaczego „krzyż wynieść”? Krzyż to przecież nie jest „ZNAK MIŁOŚCI BOGA do nas, a przede wszystkim do swego zmaltretowanego, prawdomównego Syna” (jak to recytują ‘sługi boga(czy)’ w Radio Maria – ta światowa korporacja to jeszcze jedna głowa Hydry M-KGB). Krzyż to ZNAK TRWAŁEGO NIESZCZĘŚCIA, niepotrafiącego przykrócić zjadliwości swego języka, Jezusa Galilejczyka. Ta trwałość krzyża przez tak liczne wieki oznacza, iż GWARANTOWANE KRZYŻEM NIESZCZĘŚCIE, ludzi starających się przekazać innym prawdy bardziej wysublimowane, może trwać bardzo długo.

Ale czym ten święty znak „kleru szczęścia/ homo sapiens nieszczęścia” zastąpić? Według mnie najlepiej starożytnym znakiem ‘pomyślności’ (ind.Bhagas)”, od którego to słowa ponoć pochodzi słowiański wyraz „bóg” (boh), zatem i bohater. Tym starożytnym, znanym na wszystkich Kontynentach (za wyjątkiem Australii) symbolem jest nic innego jak swastyka, widniejąca na emblematach pierwszych chrześcijan (w Europie aż do Soboru Zbójeckiego w 430 roku), a później drużyn Strzelców Podhalańskich (do 1945 roku) i także komunistów w Rosji (do roku 1923).

Zaś tym, że ten święty znak Buddy został – ponoć bezpowrotnie – pohańbiony klęską niemieckich narodowych socjalistów w II Wojnie Światowej nie ma co się przejmować, bo jest to rzecz chwilowa. Przecież ten dziś „zabroniony” symbol w językach słowiańskich nazywa się „kołowrót”, „koło życia”. Jest to pojęcie dobrze znane zarówno Azjatom jak i Arystotelesowi. To przecież o tym „kołowrocie życia”, odradzającego i rozwijającego się poprzez aktywne przezwyciężanie przeciwności, mówił Jezus swym uczniom w przypowieści że „ostatni będą pierwszymi”, a wcześniej w sławnym Kazaniu na Górze. Kazaniu, którego treść była dla św. Pawła, wychowanego w tak zwanym LINIOWYM PARADYGMACIE ISTNIENIA (od Początku do Końca Świata), najwyraźniej kompletnie niezrozumiała. Podobnie zresztą jak stwierdzenie „błogosławieni ubodzy” (Łk. 6, 20) było nie do przyjęcia dla filo-judajskiego guru „społeczeństwa otwartego” w XX wieku, niby-filozofa Karla Poppera.

3. Paradygmat „koła pomyślności człowieka” (hind. Bhagas) według św. Łukasza 6, 20-26:

21 Błogosławieni, którzy teraz jesteście głodni, bo zostaniecie nasyceni.

Błogosławieni teraz płaczący, bo śmiać się będziecie.

22 Błogosławieni jesteście, gdy ludzie gardzić wami będą, gdy was odsuną od siebie i znieważą, gdy z powodu Syna Człowieczego odrzucą wasze imię jako złe.

23 Zacznijcie w takim dniu cieszyć się i skakać z radości, bo oto w niebie wasza nagroda wielka. Przecież tak samo wasi przodkowie czynili z prorokami.

 24 Natomiast wam, bogaczom (a więc podobnym do „boga” – MG) biada, bo już macie swoją pociechę.

25 Biada wam, którzy teraz jesteście syci, bo głód cierpieć będziecie. (A jak nigdy głodu nie zaznacie, to żyć krócej wam będzie dane – MG)

 26 Biada, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówią, bo tak samo wasi przodkowie czynili z fałszywymi prorokami

Z powyższego „kazania” wynika, że nie ma się, co martwić faktem, że dzisiaj za promocję znanego przez prawie całą historię ludzkości znaku swastyki agenci M-KGB „odrzucą wasze imię jako złe”, gdyż „biada, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówią, bo tak samo wasi przodkowie czynili z fałszywymi prorokami.” Przecież to właśnie M-KGB najbardziej zależy, aby ludzie kompletnie zapomnieli, że DŁUGOTRWAŁA POMYŚLNOŚĆ człowieka to bynajmniej nie ciągłe trzymanie go w „raju” debilizującego go materialnego „szczęścia”, ale właśnie cyklicznie występujące okresy satysfakcji, przeplatane wielkimi nawet trudnościami (prze)życia. Gdy zaś ludzie się „wypną” na szczęście dostarczane im przez najnowsze techniki, to i sama Hydra M-KGB zacznie się kurczyć i znikać, tak jak „zarząd” angielski w Indiach przestał mieć rację bytu w momencie, gdy hinduskie masy (oraz elity) zainteresowały się na powrót produktami rodzimego rzemiosła.

A tutaj krajem „modelowym” dla Polski jest niewielka Białoruś, której władze planują 90 procentową samowystarczalność żywnościową i aż 70 procentową samowystarczalność w zakresie artykułów technicznych. I dziwić się, że „syn człowieczy” (jego ojciec jest nieznany) Aleksandr Łukaszenko jest tak totalnie znienawidzony przez „Rodzinę M-KGB” zarówno na Zachodzie jak i na Wschodzi

Zakopane, dnia 10.09.2010

Przypisy:

 [i] В древнеславянском языке слово «бог» первоначально означало: податель, достояние, доля, участь. От него произошло и слова – богатый, то есть обладающий достоянием, богатей, богач, богатырь, убогий. Впоследствии слово «бог» приобрело религиозный смысл…

 [ii] Krzyż to symbol poniżenia i śmierci osoby odważnej na tyle, by krytykować hipokryzję elity starożytnego Izraela. Gdzie w tym narzędziu tortur przejawia się jakaś miłość, jak o tym bezustannie kler zapewnia wiernych? Co najwyżej  jest to „miłość Boga” do sekty hipokrytów, których grzechy i zbrodnie – jak to było w przypadku Szawła/Pawła – zostały „zmazane” ofiarą na krzyżu, zgodnie z hebrajskim (dosł. „bandyckim”) zrozumieniem profitów z umęczenia tak zwanego sługi bożego, „którego ranami (my kapłani) zostaliśmy uleczeni” – Izajasz 53, 5 . To przypomnienie rytuałów starożytnych gangsterów całkowicie ODWRACA SENS KRZYŻA: OSÓB ZACNYCH I ODWAŻNYCH – jak biblijny Ezaw/Edom – JA, BÓG/MAMON NIENAWIDZĘ; OSZUSTÓW I CHCIWCÓW – jak biblijny Jakub/Izrael – JA UKOCHAŁEM. (List do Rzymian.  9, 13). Kto czyta i rozumie co czyta, nie błądzi.

This entry was posted in POLSKIE TEKSTY. Bookmark the permalink.

Comments are closed.