Czy Christus Rex to Zombie? (2010)

Czy Christus Rex to Zombie? (2010*)

– bo jeśli tak, „to cała nasza wiara jest daremna”**

(patrz *wirtualnapolonia.com oraz **I Kor. 15, 14)

Spis treści

1.     Wprowadzenie historyczne
2.     „ŚWIĘTE PISMO” WIELKIEGO KOŁTUNA ŚWIATA – czyli o SZTUCZNOŚCI BOGA, który zakazał poznania co Złe a co Dobre
3.     „JUDAIZM TO POTWORNA RELIGIA, KTÓRA NIE POWINNA ISTNIEĆ” (John Strugnell, 1990)
4.     JEROZOLIMSKA ŚWIĄTYNIA ZAKŁAMANIA ŚWIATA BOGIEM
5.     ZAKŁAMAĆ ŚWIAT CHRYSTUSEM-ZOMBIE?
6.     OTO JEST TAJEMNICA PANA
7.     LOGICZNE IMPLIKACJE (lumpen)KULTURY ZOMBIE

 1. Wprowadzenie historyczne (14.12.2010)

Za kilka miesięcy będę celebrował – mam nadzieję, że nie sam – 40-lecie mej działalności literackiej. Działalności stricte „oświeceniowej” bardzo późno skądinąd rozpoczętej, bo dopiero w 29 roku życia debiutem w paryskiej „Kulturze” nr. 7/8, 1971, pod tytułem „Wolność na autostradzie”. (W artykule tym opisywałem tak zwany „onanistyczny” – bo wytwarzający głównie pollution, czyli zatrucie środowiska – amerykański styl życia.) Jak się niedawno dowiedziałem od młodej osoby, która jako temat pracy magisterskiej z dziennikarstwa na UW, wybrała historię tak zwanego „Procesu taterników”, aż sześć z siedmiu mych publikacji w rzeczonej „Kulturze”, w dekadzie lat 1970-tych, zostało pominiętych w dostępnym na Uniwersytecie Warszawskim  spisie autorów tegoż pisma. Ten specyficzny „spis” zrobiony został zapewne przez Krzysztofa Pomiana, który po wyjeździe z Polski – jako relegowany z Uniwersytetu Warszawskiego w roku 1968 „rewizjonista” – szybko został Uznanym Autorytetem Intelektualnym we Francji. Jak mi to kiedyś mówił profesor Mirosław Dakowski, w latach 1880-tych „niewidzialne siły” wytypowały K. Pomiana na rodzaj „kuratora” wciąż wpływowej w kraju „Kultury”, redagowanej przez starzejącego się „księcia” Jerzego Giedroycia.

Mój kolega jeszcze ze studiów fizyki na UJ, Miłosz Wnuk, dość barwna postać (m. In. formalnie pretendował do korony Cara Rosji na początku lat 1990), wkrótce po opublikowaniu „Wolności na autostradzie” napisał mi, gdzieś ze Stanu Wyoming gdzie chwilowo był zatrudniony jako wykładowca fizyki, że zaczął czytać mój artykuł w stanie ogólnego przygnębienia „płaskością” życia w USA. Jednak w miarę czytania humor mu się radykalnie poprawił – i że to był najlepszy tekst rzeczonego numeru „Kultury”. A zatem muszę się pochwalić, że mój debiut literacki nastąpił w całkiem zgrabnej literackiej „oprawie”, jako że na okładce podwójnego numeru tego miesięcznika me nazwisko się pojawiło w towarzystwie bardzo znanych dzisiaj w Polsce nazwisk Leszka Kołakowskiego oraz Czesława Miłosza. Obaj zresztą w tym okresie byli zatrudnieni jako nauczyciele akademiccy na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, na którym ja byłem tylko pokornym „graduate student” w zakresie geofizyki (oraz „research assistant” w zakresie geologii).

Z okazji zatem nadchodzącego 40-lecia mej „pracy twórczej” (jak zwykle w takich wypadkach jest to około 200 publikacji w bodajże aż 10 językach, w tym i w tak egzotycznym jak arabski), zobowiązany jestem przypomnieć jej oceny przez osoby, których nazwiska poszły w zapomnienie, choć warte są przypomnienia Polakom. Otóż już w Genewie, w roku 1973, miałem okazję spotkać się z Włodzimierzem Ledóchowskim (1910-1987), kolegą Jerzego Giedroycia jeszcze z bitwy o Tobruk, który po wojnie pracował jako inżynier w Afryce Południowej. Ten imponujący swą posturą arystokrata mi powiedział, że czytany przezeń w Afryce mój debiut literacki to było jak gdyby „otwarcie okien” w przesyconym zaduchem wszechobecnego kołtuństwa pomieszczeniu z polską powojenną emigracją. (Z kolei Giedroyć mi później opowiadał, że był zmuszony zaprzestać publikacji tekstów tego swego dobrego kolegi ze sfer arystokratycznych, jako że były zbyt prosocjalistyczne, czego Czytelnicy „Kultury” sobie nie życzyli.)

No i w końcu, gdy w Genewie wydałem w 1974 roku mą „pracę meta-doktorską” z Berkeley pod tytułem „The Not-Too-Divine Comedy”, to recenzujący ją w paryskiej „Kulturze” „Maciej Broński”,(a zatem był to mieszkający od 1968 roku na emigracji w Brukseli orientalista i krytyk literacki profesor Wojciech Skalmowski) stwierdził, że jestem jednym z bardzo nielicznych Polaków, którzy nie czuję żadnego kompleksu wobec Potęgi USA (a dla prostych ludzi „USA jest Bogiem”). Z kolei moja włoska sympatia z końca lat 1970, obecnie profesoressa filozofii na Uniwersytecie w Trento, po przeczytaniu tej mej pierwszej książki (jak przystało na polskiego patriotę, napisanej po angielsku), stwierdziła iż jestem jak ten przysłowiowy lucyfer, qualcuno chi fa la luce

2. „ŚWIĘTE PISMO” WIELKIEGO KOŁTUNA ŚWIATA

– czyli o SZTUCZNOŚCI BOGA, który zakazał poznania co Złe a co Dobre

Po tym„invocatio dei”, dawniej obowiązkowym dla wszystkich skrybów, pragnących się przypodobać Panu, pozwolę sobie pokornie (po arabsku to oznacza islam) przystąpić do rzeczy. Otóż, będące osnową kultury chrześcijańskiej, w swej znakomitej większości sporządzone po hebrajsku dzieło literackie zwane Pismem Świętym, rozpoczyna się od Księgi Genesis, czyli „O powstaniu Rodzaju ludzkiego”. Według tej, wypełnionej dotąd niezgłębioną Mądrością Księgi, historia naszego specyficznego gatunku „bimanów” („dwurękich” – tak dwieście lat temu Lamarck nazwał LUDZKI RODZAJ małp, używających tylko kończyn przednich jako organów chwytnych), rozpoczęła się wraz z popełnieniem, przez parę naszych dwurękich przodków, GRZECHU PIERWORODNEGO.

Co to był ten STRASZNY GRZECH to wiedzą nawet dzieci, których księża pouczają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Natomiast nie uczą ich tego, że grecki, pogański filozof Arystoteles – przez pierwsze Tysiąclecie Chrześcijaństwa zakazany przez Ojców Kościoła – twierdził coś wręcz przeciwnego, mianowicie iż „każdy człowiek chce wiedzieć, ze swej natury”. A to naturalne pożądanie wiedzy jest WIELKIM DOBREM nas wszystkich – i co więcej tym dobrem, bez uszczerbku dla siebie, można się – a nawet powinno się – z innymi dzielić. Wynika stąd logicznie że „nasza” religia, która odstrasza ludzi od poznania „co złe a co dobre”, z arystotelesowskiej optymistycznej definicji natury człowieka jest RELIGIĄ ZŁĄ. Jest to bowiem sztuczna przeszkoda, nie pozwalającą ludziom żyć zgodnie z ich SZLACHETNĄ NATURĄ, DĄŻĄCĄ DO WIEDZY, którą przysłowiowi faryzeusze „trzymają pod korcem, sami nie weszli, a innym wejść nie dają” (Łk.11: 52).

3. „JUDAIZM TO POTWORNA RELIGIA, KTÓRA NIE POWINNA ISTNIEĆ” (John Strugnell, 1990)

Wyobraźmy sobie przecież kogoś, kto wśród osób zajętych rozmową o tym, co warto robić w życiu a co nie, wystąpił z propozycją by zaprzestać rozważań na temat „co jest dobre a co złe”, jak to miało miejsce w przypadku „Boga” w Księdze Genesis. Przecież uczestnicy takiej towarzyskiej rozmowy popatrzyli by na autora podobnej propozycji jak na zwykłego DURNIA, który usiłuje im przeszkodzić w interesujących rozważaniach – gdyż właśnie takim rozważaniom zarówno w starożytności jak i w nowoczesności z lubością oddawali się filozofowie, a zwłaszcza ich „ojciec chrzestny” Sokrates. Albo wyobrazić sobie to samo „kawiarniane” towarzystwo, do którego dołączył się ktoś Obcy, który na zapytanie „kim Pan jest” odpowiedziałby „Jestem który Jestem”. Na takie dictum zgromadzeni zareagowali by zapewne bezsłownym odruchem zrobienia sobie kółka na czole, znaku bezgłośnie demonstrującego co myślą o rzeczonym nadętym intruzie, w Biblii określany jako BÓG JAHWE.

Pomimo takich banalnych argumentów, rozważaniami co ten hebrajski czteroliterowy wyraz YHWH w ukryciu oznacza, od wieków z regularnym „onanistycznym” przejęciem zajmują się teologowie, od lat blisko stu wsparci przez psychoanalityków w rodzaju marksizującego Ericha Fromma. Czy jednak nie powinniśmy zacząć traktować bałwochwalonego przez księży Pisma, w sposób bardziej satyryczno-sokratyczny, po prostu jako Testamentu Wędrującego po Świecie – jak niegdyś Święty Paweł – DĘTEGO DURNIA, wręcz POTWORA LUDZKIEJ BEZMYŚLNOŚCI, stworzonego przez żądnych władzy nad światem CZCICIELI TECHNE? Ten NOWOTWÓR RELIGIJNY pojawił się bowiem dopiero po upowszechnieniu się wynalazku literowego pisma oraz metalowego pieniądza w VIII wieku pne.

W tym przypadku ja nic sam nie wymyślam. O tym, że „JUDAIZM TO POTWORNA RELIGIA, KTÓRA NIE POWINNA ISTNIEĆ” stwierdził otwarcie 9 listopada 1990 roku, w wywiadzie dla izraelskiej gazety Ha’aretz, John Strugnell, który przez trzydzieści lat współ-przewodniczył (a od 1987 przewodniczył) międzynarodowej komisji badającej żydowskie papirusy I wieku ne. znalezione w jaskiniach Qumran nad Morzem Martwym. A to, jak na podstawową dla zrozumienia istoty judaizmu historyjkę o Mojżeszu rozmawiającym z „Jestem, który Jestem”, reagują dorośli ludzie, dał mi przykład mój nieco starszy kolega, pochodzący jeszcze z uchodźców hugenockich w Genewie, emerytowany obecnie profesor matematyki na tamtejszym Uniwersytecie. Gdy dowiedział się, trzy lata temu, czym ja się, jako aktywny zawodowo filozof, zajmuję, to aż się uśmiał, że takie głupoty, jak głos tego „Jahwe zza krzaka”, aż do dzisiaj są brane na serio przez miliony na pozór wykształconych klechów. Po czym wypiliśmy po lampce koniaku „za zdrowie (umysłowe) Mojżesza”. Co jednak nie przeszkodziło polskim księżom umieścić kopię „mojżeszowego krzaka” na samym ołtarzu bazyliki-nowotworu w krakowskich Łagiewnikach. Patrz fot. 1.

Fot. 1. Wygląd  ołtarza-nowotworu Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. W jego wystroju brakuje tylko menory umieszczonej, dla zachowania symetrii, z prawej strony ustawionego w samym centrum globusa, do którego „otwarci na świat” łagiewniccy księża JPII się najwyraźniej modlą:

4. JEROZOLIMSKA ŚWIĄTYNIA ZAKŁAMANIA ŚWIATA BOGIEM

Co ciekawsze, jak to się w ostatnich miesiącach przekonałem, nie tylko kalwińscy protestanci i prawosławni popi, ale i polscy „katolicko tradycyjni” księża najzupełniej otwarcie czczą tego samego martwego idola co amerykańscy prezydenci oraz decydująca o ich losie MASONERIA, a mianowicie ŚWIĄTYNIĘ ZAKŁAMANIA ŚWIATA BOGIEM na Wzgórzu Syjon. Cytuję za pisemkiem KATOLIK TRADYCJI nr 30, Adwent Anno Domini 2010:

Pusto w Twem mieście, pusto na Syonie,

Jerozolima w boleści tonie,

Runął dom Twojej świętości i chwały,

Gdzie dla Cię hymny ojców naszych brzmiały!

Interpretując ten hymn Rorate Coeli – wyraźnie wskazujący iż „nasz” kler ma swój rodowód w starożytnym Izraelu – katolicko tradycyjni kapłani precyzują: „Jest tu mowa i o zewnętrznych wyrazach zniewolenia: spustoszeniu Jerozolimy, zburzeniu Świątyni, jak i o niewoli grzechu. Jest też nadzieja na przyjście Zbawiciela i prośba o to, by Bóg zesłał go jak najprędzej.”

Dlaczego „tradycyjnym katolikom” tak spieszno, by odbudować Świątynię na Syjonie? O tym już wielokrotnie pisałem, po raz ostatni raz w emailu „Życie powstaje tylko z życia” rozesłanym 3 listopada br (nb. zauważyłem, że na portalu newworldorder.com.pl ten „Śliczny tekst Dr Marka Głogoczowskiego. Polecam.” został “wycięty”; zachowała się już tylko jego „kopia” zrobiona przez google.pl; rzeczony tekst znajduje się on jeszcze na portalu zaprasza.net).  Mianowicie poznawczy „cymes” judaizmu polega na „dziecinnej” w istocie zabawie w niedostrzeganie jakiegoś „przestępstwa” o ile się „bogu” – reprezentowanemu przez kler Świątyni Mamona na górze Syjon – uiści odpowiednią „odkupującą grzech” opłatę. Ponieważ „bóg” w starożytności nie brał bezpośrednio pieniężnych ‘łapówek’, więc rzeczoną łapówkę wręczało się, w ramach normalnej wymiany handlowej, kapłanowi, który sprzedawał odpowiednie zwierzątko „na ofiarę”. (Z tego właśnie powodu Jezus z Nazaretu rozpędził biczem kapłańską hołotę, handlującą tymi „barankami ofiarnymi”.) To niewinne domowe zwierzę następnie wykrwawiano i palono, tak aby „bóg” mógł się nacieszyć wonią smażonego mięsa (dosłownie! – patrz III Mój. 4, 31) i łaskawie (stąd pojęcie „bożej łaski’ w teologii św. Pawła) wyraził zgodę na „zgładzenie” przestępstwa. Po takim obrzędzie kapłani wymuszali społeczne milczenie (zapewne pod karą śmierci, jak to praktykował Mojżesz) na temat wszelkiego rodzaju świństw oraz zbrodni dokonanych – lub tylko zaplanowanych – przez klientelę ich Świątyni Zakłamania Świata Bogiem.

Proste? Nie trudno tutaj zauważyć, że Świątynia na Syjonie – na której zrozumieniu DOBRA wzorował się Watykan w późnym średniowieczu, normalizując prawnie tak zwany handel odpustami – grała w starożytności rolę analogiczną do dzisiejszych „agencji PR” (Public Relatios). Te ściśle „wolnorynkowe”, skoncentrowane szczególnie w USA instytucje-nowotwory, za odpowiednią opłatą realizują zamówienia na kłamstwa oraz oszczerstwa – względnie peany pochwalne – składane przez swych bogatych klientów, zazwyczaj gangsterów działających pod ochroną prawa. Mówiąc językiem nowoczesnej astrofizyki, starożytny SYJON TO BYŁ RODZAJ CZARNEJ DZIURY, W KTÓREJ ZNIKAŁA INFORMACJA na temat zachowania się ludzi wystarczająco bogatych, by się ze swych zbrodni wykupić. Amerykański pisarz John Kaminski porównał nawet tę Zaćmę Poznawczą, fabrykowaną na Wzgórzu Syjon, do „Czarnej Chmury” z powieści science fiction Freda Hoyle, chmury która zupełnie zakryła nam Naturalne Słońce, grożąc wytępieniem na Ziemi po prostu Życia.

W przypadku zaś wygaszenia naturalnego światła, wielkiej wagi nabierają sztuczne, wytwarzane przez człowieka, tego światła źródła. Są one przez chytrych kapłanów Jahwe o wiele bardziej cenione niż rozświetlającego wszystkie szczegóły światło Słońca, jako iż „najlepszym jest światło, które świeci w ciemności” jak to odkryli podobni do uciekających od światła termitów autorzy (autor?) kabalistycznych „Opowieści Zoharu”. Poprzez bowiem umiejętne manipulowanie sztucznym światłem w „czarnej mgle”, stwarzanej przez Światowy Koncern Wydawniczy o znaku patentowym „Miasto na Wzgórzu”, kapłaństwo Pisma „jest zdolne uczynić wyobrażenia rzeczywistością, a rzeczywistość pustym wyobrażeniem”. Posługując się TECHNE maszyn drukarskich oraz Pieniądza – z jednej strony przekształca ono rzeczywiste ludzkie i przyrodnicze siły istoty w czysto abstrakcyjne wyobrażenia, a więc w ułomności, dręczące urojenia, z drugiej zaś przeobraża rzeczywiste ułomności i urojenia … w rzeczywiste siły i zdolności  … przekształca wierność w niewierność, miłość w nienawiść, cnotę w występek, występek w cnotę, sługę w pana, głupotę w rozsądek, rozsądek w głupotę.” (Karol Marks w eseju „Pieniądz” z 1844 roku.) Warto porównać to, co pisał Karol Marks ponad półtora wieku temu z tym, co John Kaminski pisał o mnie kilka lat temu: “Polski ontolog Marek Glogoczowski jest w stanie wykazać, że starotestamentowe legendy postawiły na głowie pojęcia zła i dobra, mówi o Sztucznym Bogu który wielbi swe własne wyimaginowane wizje jako dobre I realne, natomiast naturalny porządek rzeczy traktuje jako zły i zmyślony(the Polish ontologist Marek Glogoczowski can point out that Old Testament legends have flipped good and evil on their heads, and speak of an Artificial God that venerates its own imaginary visions as good and real, and the natural order of things as evil and illusionary.)

Piarowski” trick z podmianą „złego na dobre, podłego na szlachetne, starości na młodość, i tchórza na rycerza” (jak to pięknie streścił William Szekspir w dramacie „Timon Ateńczyk”) udaje się tylko w sztucznym, słabym świetle, więc naturalną koleją rzeczy przedmiotem kultu w obłąkanym kultem TECHNE judaizmie stał się banalny świecznik wytwarzający to sztuczne światło. Jest to zaprojektowany już przez Mojżesza siedmioramienny stojak zwany menorą. I ten, niezbyt estetyczny artefakt, oświetlający w starożytności CIEMNICĘ ŚWIĄTYNI JAHWE, stał się z czasem symbolem „zakłamującej rzeczywistość” działalności w świecie Plemienia Izrael, czyli narodu „mocnego bogiem Techne”.

Fig. 2. Widok na miasto wojewódzkie Manado na wyspie Celebes w Indonezji, w którym w listopadzie br. otwarto „synagogę na wzgórzu”, przyozdobioną chyba największą w świecie, wysoką aż na 21 metrów (62 stopy) menorą, skądinąd bardzo brzydką jako element „upiększenia” krajobrazu (wyobraźmy sobie taki „widelec” zamiast krzyża na Giewoncie – bo i to nam w przyszłości grozi!).

Możemy zatem symbolicznie powiedzieć, że, po prawie dwóch tysiącach lat swej nieobecności na planecie Ziemia, wymarzona także przez polskich „tradycyjnych katolików”, CZARNA MGŁA emanująca ze Świątyni Syjon, znowu zaczęła się rozprzestrzeniać i to nie tylko w krajach chrześcijan ale i mahometan.

5. ZAKŁAMAĆ ŚWIAT CHRYSTUSEM-ZOMBIE?

Jeśli jerozolimska Świątynia była już w starożytności Centrum Zakłamania Świata Bogiem Techne (znanym także jako Mamon), to i wszelkie pisma, nawiązujące w sposób apologetyczny do poczynań tej starożytnej WIELKIEJ RZEŹNI ORAZ KREMATORIUM, muszą mieć zapach spalanych w tym świętym miejscu „bożych baranków”. A do tych pism należą bezsprzecznie „Listy” św. Pawła, który przekonywał swych czytelników iż „ze Syjonu przyjdzie Zbawiciel” (Rz. 11, 26). O tym, że „warunkiem Zbawienia, od grzechu Ciekawości Adama wyzwolenia” jest w Ciele Zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu, zwanego „bożym pomazańcem” czyli Chrystusem, już wielokrotnie pisałem w swych „epistołach spod Krzyża na Giewoncie”. W artykule z 3 listopada br. „Życie powstaje tylko z życia” zauważyłem, że historia „cudownie zmartwychwstałego” Jezusa coś mi przypomina magiczne osiągnięcia kapłanów Voodoo z Afryki Zachodniej a następnie i Haiti, potrafiących dla swych nikczemnych potrzeb ożywić osobę przez pewien czas pozornie już martwą. A to oznacza, że i kapłani starożytnego Izraela mogli znać TECHNE wykorzystywania do swych plugawych celów „zombie”. Są to „żywe trupy”, kompletnie uzależnione od czarowników jednostki, odpowiednio do swej roli przysposobione za pomocą silnych urazów mechanicznych, oraz wszczepianych im, przy okazji okaleczeń, działających przez bardzo długi okres (jak np. esperal) narkotyków, jak to twierdzi ich badacz Wade Davis.

Te me luźne przypuszczenia potwierdziły najnowsze dane, zebrane tej jesieni. Mianowicie przy okazji Soboru Słowiańskiego w Kijowie, miałem okazję zwiedzać po raz drugi (po raz pierwszy w 1966 roku) sławną Pieczerską Ławrę, gdzie widziałem jak „nowe ruskie” z nabożeństwem całują szklane trumienki z mumiami zmarłych w tym podziemnym klasztorze mnichów – którego to, niesmacznego widowiska nie pamiętam z czasów zwalczającej religię „komuny”. To osobiste doświadczenie było dla mnie jeszcze jednym potwierdzeniem tezy rzymskiego filozofa Celsusa, że chrześcijaństwo to jest rodzaj KULTU TRUPA. Co więcej, już po powrocie do mej UWIELBIAJĄCEJ PONURE KRZYŻE OJCZYZNY, dotarłem do kolejnych danych potwierdzające mą hipotezę, że Jezus zmartwychwstał już jak zombie – bezwolny automat „prowadzony” przez swych oprawców. Ale przypomnijmy to, do czego doszliśmy w ANTYPAULIŃSKIM tekście „Życie powstaje tylko z życia”.

— Po pierwsze, dotarliśmy do tekstu Hassana M. Baagil M.D., który inspirowany tekstem Koranu, który neguje ‘odkupicielską’ śmierć Jezusa na krzyżu zauważa, że a) Jezus tylko dwie noce i jeden dzień był w grobie, a zatem mógł z letargu się wybudzić, gdyż są tego, nawet po 30-40 godzinach pozornej śmierci, odnotowane przez medycynę przypadki i b) jeśli Jezus potrafił po swym zmartwychwstaniu i jeść i być dotykiem przez apostołów odczuwalnym, to nie mógł być tylko duchem – a zatem rację mieli filozofowie ateńscy, którzy wyśmiali św. Pawła, gdy im bajdurzył, że ktoś naprawdę martwy życie odzyskał (zaistnienie choćby tylko jednego tylko takiego przypadku na przestrzeni dwóch tysięcy lat, podważyłoby całość naszego racjonalnego zrozumienia zjawiska Życia – MG).

— Po drugie, dotarłem do tekstu już po angielsku “Crucifixion or Crucifiction?”, tegoż H.M Baageel, w którym ten muzułmański lekarz postuluje, że fakt wypłynięcia krwi z zadraśniętego włócznią boku Jezusa był dowodem, że był on jeszcze żywy, choć nieprzytomny, bo gdyby zmarł, to krew bardzo szybko by w nim zakrzepła. Co więcej, opisane w Ewangeliach krzątanie się przy Piłacie Józefa z Artymei, członka Rady Sanhydrynu, pozorującego na ucznia Jezusa, by Piłat jak najszybciej wydał zwłoki Jezusa do pochówku we wcześniej przygotowanym na tą okazję grobowcu, wyraźnie było elementem spisku, by uratować Jezusowi życie (bo gdyby naprawdę zmarł, to jego uczniowie winni się zachowywać jak nakazywał im ich Nauczyciel „Niech umarli grzebią swych umarłych” – Łk. 9, 60).

— Po trzecie sugerowałem, że już w starożytności były znane kapłanom Izraela nie tylko zasady Voodoo, ale i opisane w „Doktrynie Szoku” przez Naomi Klein, brutalne „szokowe” metody CIA wymuszania na schwytanych wrogach kolaboracji z ich oprawcami.

I tutaj pojawiły się nowe dane. Otóż przypomniałem sobie, że ja poznałem osobiście w Polsce osobę, która wskutek przeżytego, bardzo silnego „wstrząsu” utraciła pamięć kim była przed tym wydarzeniem. Jest to Marcin Ziętarski, przed kilku laty często występujący w telewizji jako specjalista od „objeżdżania” nowych samochodów. Po kraksie w nocy w Warszawie nowym „Ferrari”, w której jego towarzysz poniósł śmierć, Marcin przez kilka miesięcy przechodził rekonwalescencję. I choć nie został „na zewnątrz” wyraźnie widocznym kaleką, to już nie odzyskał pamięci kim była dlań jego żona – skądinąd urocza osoba, jak to zapamiętałem z jakiegoś przyjęcia w Warszawie – oraz jego dzieci. Ten polski „apostoł automobilizmu” stal się dla swych wcześniej bliskich człowiekiem zupełnie obcym „’Po wypadku jakby się cofnął o kilkanaście lat w życiu, bardzo często pytał o mamę i tatę’ – mówi dr Piotr Konopka”.

6. OTO JEST TAJEMNICA PANA

Bezpośrednio po II Wojnie było w Polsce sporo podobnych przypadków utraty pamięci przez osoby, które odniosły podobnie traumatyczne urazy. Czy coś podobnego nie stało się z Jezusem z Nazaretu po przeżyciu przezeń „szoku” krzyżowania, przebijania jego rąk gwoździami i boku włócznią? Tutaj mamy kilka tak zwanych „nie kanonicznych” (a więc ukrywanych przez Kościół) świadectw, że coś takiego się wydarzyło w lubującej się w pozoracji „cudów” Judei. Po pierwsze w komentarzu na zaprasza.net do mego artykułu „Życie powstaje tylko z życia”, ktoś mi podrzucił informację o pracach biblisty i archeologa, Barbary Thiering, która utrzymuje, że według znalezionych w grotach nad Morzem Martwym manuskryptów, Jezus nie umarł na krzyżu, gdyż pod pretekstem podania mu na gąbce wody podano mu usypiający go narkotyk. Po czym nieprzytomnego szybko przeniesiono przygotowanej na ten cel groty, gdzie się ze tego snu wybudził. Co więcej, Thierig podkreśla, że ewangelie należy interpretować w specyficznym dla Starego Izraela kodzie zwanym „pesher”, w którym zupełnie niezrozumiałe w języku „prostym” cuda oraz opisy (na przykład chodzenie Jezusa po wodzie) stają się całkowicie przejrzyste gdy potraktujemy je jako symbole.

Przy takim naukowym podejściu do tekstów pisanych w Starym Izraelu uzyskujemy więcej wskazówek na to, że perfidny scenariusz „nawrócenia Jezusa na judaizm za pomocą krzyżowania, poczym od śmierci wyratowania, wskazuje tak zwana „Ewangelia Piotra”, uznana za „gnostycką” i z tego powodu odrzucona przez Kościół. Jednak wiadomości o niej zachowały się w pismach kilku Ojców Kościoła, a nawet odnaleziono jej fragmenty. Prawdopodobnie była ona tym zaginionym „Źródłem Q (Quelle)” z którego wypłynęły wszystkie trzy ewangelie synoptyczne, to znaczy Marka, Mateusza oraz Łukasza. Tutaj zacytuję jej przetłumaczony przez ks. M.Starowieyskiego bardzo istotny fragment „wykasowany” w ewangeliach synoptycznych, bezpośrednio po opisie złożenia Jezusa w grobie:

W nocy, gdy świtał dzień Pański, a grobu strzegły straże (…) odezwał się wielki głos w niebie i ujrzeli, jak otwarło się niebo i dwu mężów zstąpiło stamtąd odzianych wielkim blaskiem, i zbliżyło się do grobu, a ów kamień, który zamykał wejście, stoczywszy się sam się odsunął na bok, grób się otworzył i obydwaj młodzieńcy weszli doń. Gdy więc żołnierze ujrzeli to, obudzili centuriona i starszych (…) i gdy opowiedzieli im, co widzieli, zobaczyli znowu trzech mężów wychodzących z grobu: dwu podtrzymywało jednego. Towarzyszył im krzyż. A głowy dwu sięgały aż do nieba, podczas gdy głowa tego, który był przez nich prowadzony, przewyższała niebiosa. (…) Ujrzeli znowu, jak niebo otwarło się i jakiś człowiek zstąpił z nieba i wszedł do grobu (EwP 9,35-10,40; 11,44)

(I dalej w zasadzie jak w Ewangelii Marka, począwszy od momentu gdy odwiedzające grób Pański niewiasty napotykają w nim tylko „odzianego w białą szatę” młodzieńca, przez Kościół utożsamionego z aniołem)

Ten fragment z aniołami, które „zstąpiły z nieba” i których „głowy sięgały aż do nieba” wygląda bardzo dziwnie i ponoć ten opis zadecydował, że nienawykli do odczytywania symbolicznych znaczeń Pisma biskupi odrzucili Ewangelię Piotra jako „herezję donatystów”. Spróbujmy jednak ten opis wytłumaczyć metodą „pesher”. Kogóż bowiem określano mianem „anioła stróża” w polskim przyziemnym życiu w PRL? Mój ojciec, który był dość znanym geochemikiem i z tego powodu często jeździł na międzynarodowe konferencje, opowiadał mi, że miał on swojego „anioła stróża”, któremu był zobowiązany zdawać raporty ze swych oficjalnych wyjazdów, zwłaszcza na Zachód. (Ponoć to jest praktyka wszystkich na świecie wywiadów, a w szczególności USA i Izraela, których „anielskie służby”’ są wyjątkowo pracowite.) A zatem „anioły” w Ewangelii Piotra to zapewne całkiem cieleśni pracownicy ówczesnych służb specjalnych Izraela, zaś ich „głowy sięgające niebios”, oznaczają ich bezpośredni kontakt z Centralą Inteligencji Anielskiej Starego Izraela. Ten kontakt był wtedy technicznie oczywiście mniej zaawansowany niż dzisiaj, kiedy to na przykład polskie, młodzieńczo wyglądające „anioły stróże BOR-u”, mają po prostu w uchu słuchawkę i nadajnik do bezpośredniej komunikacji z ich „bogiem”.

Co więcej, z opisu w Ewangelii Piotra wynika, ze poziom myślowy rzeczonych „aniołów stróżów Izraela” zatrzymywał się na wysokości „nieba” reprezentowanego przez Zbiorową Mądrość Narodu Wybranego, zaś poziom rozumowania wleczonego przez nich Jezusa wyraźnie ponad to żydowskie „niebo” wystawał: to przecież było znane już w starożytności, że zrozumienie świta jakie reprezentowali podówczas greccy oraz rzymscy filozofowie (na przykład Celsus) o całe niebo przewyższało „niebo” konsumentów Pisma Świętego. A wpływy helleńskie w Izraelu były podówczas ogromne i Jezus był ich lokalnym przedstawicielem, jak to twierdzi profesor Tadeusz Zieliński autor książki „Hellenizm i judaizm”, wydanej w Warszawie tylko raz, w 1927 roku.

Większym dla  mnie problemem był ten wyraźnie samobieżny „krzyż który im (trójce opuszczającej grób) towarzyszył”. Dopiero po dwóch dniach domyśliłem się o co tutaj chodzi. Po prostu „droga krzyżowa” Jezusa z Nazaretu jeszcze się nie skończyła, Centralna Inteligencja Aniołów Stróżów Świątyni na Wzgórzu musiała jeszcze nad nim „popracować”, aby głowa proroka z Nazaretu nie wystawała już ponad „niebo” zakreślone w hebrajskich (dosł. „bandyckich”) Pismach. Z tego chyba powodu wciąż przypominamy sobie w modlitwie, że Jezus „zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał”. Z punktu widzenia psychotechnik „zamiany wroga w kolaboranta” opracowanych przez CIA (nie tego w starożytnym Izraelu, ale tego współczesnego w USA), inicjalna trauma – w wypadku Jezusa było to bardzo bolesne dlań krzyżowanie – to była tylko „przyuczka”. Po wyprowadzeniu go z grobu zapewne przeszedł on kolejny etap „terapii szokowej” zalecanej w podręcznikach metod opanowania świata przez służby USA. Tak, iż Jezusa poglądy „misyjne” po zmartwychwstaniu doznały całkowitej przemiany, zapomniał on bowiem o swym wcześniejszym zaleceniu „“Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela.” (Mt 10, 5-6). Zamiast tego wydaje on dziwne, jak jakaś zupełnie obca wcześniejszemu Jezusowi osoba, polecenie apostołom: Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody. Kto uwierzy (w moje zmartwychwstanie) i przyjmie chrzest będzie zbawiony, kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,16). A to wskazuje że Jezus, po odbyciu przezeń „drogi krzyżowej”, której końcowy etap pozostaje w ukryciu, zaczął się zachowywać zgodnie z „planem globalizacji” przygotowanym podówczas przez „boga ojca” mafii rządzącej Izraelem. (Zapewne tym mafijnym ‘godfather’ był rabin Gamaliel określany w Dziejach jako „Żyd wzorcowy”.)

7. LOGICZNE IMPLIKACJE (lumpen)KULTURY ZOMBIE

Co takie ZGODNE Z NATURĄ wytłumaczenie pozornego „cudu zmartwychwstania” Jezusa z Nazaretu może oznaczać?

Otóż, jak to zauważył apostoł Paweł, „jeśli (prawdziwego) zmartwychwstania nie ma, to i cała nasza wiara jest daremna.” (I Kor. 15, 14). A więc w „optyce helleńskiej” – a wyraźnie taką reprezentuje cytowani tutaj badacze rękopisów z Qumran John Strugnell oraz Barbara Thiering – cała „paulińska” teologia „grzechów odkupienia” jest zwykłym oszustwem. I tak jak macierzysty dla tej teologii judaizm, tak i nikczemna wiara w „ciała zmartwychwstanie” też winna zniknąć z lica Ziemi. A to by oznaczało kres bardzo lukratywnego biznesu dla rozmnożonego jak „gwiazdy na niebie” kleru. A zatem:

Zbawienie od podłości judaizmu, tylko poprzez wyzwolenie Kościoła z kleszczy raka paulinizmu

Co to są, te „kleszcze poznawcze paulinizmu”, rodzaj „wirusa kulturowego” zabijającego u ludzi zdolność do RACJONALNEGO MYŚLENIA, a jednocześnie i zdolność do odczuwania NATURALNEGO PIĘKNA nie zniszczonego ludzką mrówczą pracą Świata? Cytuję za portalem protestanci.info, podstawowe zalecenia agenta Świątyni na Wzgórzu Syjon, wychwalanego przez Kościół jako święty Paweł:

1. SOLA SCRIPTURA — “Bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co napisano /w żydowskich świętych księgach, w tym i w moich listach/” (św. Paweł Apostoł, 1 Kor 4:6)
2. SOLUS CHRISTUS — “Gdyż jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (św. Paweł Apostoł, 1 Tm 2:5)
3. SOLA GRATIA — “Gdy (tylko) z łaski jesteście zbawieni, przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga. Nie stało się to dzięki uczynkom [...] A jeśli z łaski, to nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby łaską” (św. Paweł Apostoł, Ef 2:8.9; Rz 11:6)
4. SOLA FIDE — “Wiemy jednak, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia nie dzięki spełnianiu uczynków [...] Dostępuje go tylko dzięki zawierzeniu Jezusowi” (św. Paweł Apostoł, Ga 2:16).

A zatem są to wpajane christianus od dziecka przez kler Zasady Pobożnego Postępowania – czytanie Jedynego Pisma, uwielbianie Jedynego Pośrednika, bezczynnego oczekiwanie Jedynej możliwej Łaski, oraz bezmyślne wyznawanie Jedynej dopuszczalnej Wiary. Ta apoteoza Bezruchu Poznawczego musi owocować niewydolnością kory mózgowej w zakresie tworzenia skojarzeń „szerszych niż zaleca CIA” (zarówno ta antyczna Centralna Inteligencja „Aniołów Pana” z Góry Syjon jak i to CIA współczesne, formalnie kontrolowane przez waszyngtoński Kapitol). Patrząc z „ponad hebrajskiego” punktu widzenia Arystotelesa, ta blokada poznawcza (ang. Mindlock – to tytuł zbioru esejów Johna Kaminskiego) założona chrześcijanom przez Mędrców Syjonu, jest symptomem niewiarygodnej wręcz PODŁOŚCI tych wyartykułowanych przez św. Pawła „zarządzeń Boga”, przez starożytnych Żydów określanego jako „Pan” lub „Król” (hebr. MOLOCH).

Dlatego na koniec tych nieco satyrycznych uwag na temat „naszej wiary” oraz bardzo ponurej przyszłości świata jaka dzięki realizacji tych planów „decerebralizacji” ludzkości nam grozi, pozwolę sobie przedstawić sugestywne podobizny mitycznych „KRÓLÓW” cywilizacji Judeo-chrześcijańskiej.

Fig. 3. Oficjalnie inaugurowany 21 listopada br., wysoki aż na 36 metrów monument „CHRISTUS REX” – czyli „KRÓL” CAŁEGO WSZECHŚWIATA – w Swiebodzinie na zachodzie Polski. Sądząc po owocach „nowej ewangelizacji” Polski ostatniego 20-lcia, jest to posąg „Chrystusa Zbawiciela, zgrzeszeń i zbrodni Pomnożyciela, korupcji Krzewiciela. Ponieważ w znacznej mierze wyrósł on ze składek amerykańskiej Polonii, więc widoczny na nim Chrystus swymi rękami wskazuje na „niebo” korupcji „Boga w formie USA” – które to „niebo” obecnie zaczyna dominować nad całym Wszechświatem…

Fig. 4. Postać odtworzonego według starożytnych zapisów MOLOCHA (po hebrajsku „Króla”) Starego Izraela. Stał on w VII wieku pne w dolinie Gehenny na granicy Jerozolimy. W jego najwyższej „szufladzie” spalano dzieci, w środkowych zwierzęta domowe a w najniższej płody rolne. Tego rogatego (jak Mojżesz na rzeźbach w Watykanie) MOLOCHA, należy traktować jako symbol „BOGA OJCA” całej judeo-chrześcijańskiej cywilizacji. Warto zwrócić uwagę na prawie identyczny układ „otwartych do niebios” ramion posągów starożytnego Ojca i po-nowoczesnego Syna Izraela. Czyżby to był tylko przypadek?

Do kompletnego obrazu JUDEO-CHRZEŚCIJAŃSKIEJ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ brakuje oczywiście DUCHA ŚWIĘTEGO. Ale przecież duch z definicji jest niewidoczny, jego obecność poznać tylko po natchnionej tym św. duchem – a ściślej kołtuńskim zaduchem – dziełach. Wystarczy bowiem wejść do „polskiego” EMPiK-u (którego właściciel mieszka ponoć w Izraelu), by zachwycić się bogactwem prasy wałkującej w zasadzie tylko jeden temat: świetlany rozwój ekonomii w czarnej oprawie zbrodni komunizmu. Tak jak w „niebie” wczesnych chrześcijan, w którym było dopuszczone czytelnictwo tylko tekstów biblijnych, tak w „niebie” liberałów dzisiaj dopuszczone jest tylko czytelnictwo triady wartości TPD, czyli Technika, Pieniądz, Dupa. Wszelkie rozważania na tematy „wystające powyżej tego „nieba TPD” (i alternatywnie dla moherów, „nieba” wiary w Zombie) po prostu znikły* nie tylko z EMPiK-ów, ale i coraz bardziej znikają z tematu zajęć na Uniwersytetach. Co zresztą widać po systematycznej „kastracji” świadomości społecznej z owoców myśli przytoczonych w tym tekście autorów takich jak W. Ledóchowski, W. Skalamowski, Lamarck, Arystoteles, J. Strugnell, C. Longley, B. Thiering, K. Marks, T. Zieliński, Hassan M. Baagil, Naomi Klein, Celsus i wielu, wielu innych, w tym i niżej podpisany.

I to tylko tyle „smutnej literatury”, jak przystało na dzień 13 grudnia 2010, czyli na Adwent, Oczekiwanie, że ginące obecnie coraz szybciej za horyzontem Słońce już za dwa tygodnie się Odrodzi.

(P)ozdrowienia

M.G. Zakopane 13.12.2010

*Opisaną powyżej historię „znikania informacji” przerabialiśmy już wielokrotnie w historii świata „chrześcijańskiego”, wystarczy przypomnieć jak znikły wielkie religie, traktujące Stary Testament jako Świadectwo Złego Boga, takie jak marcjonizm i manicheizm. (Jak to odkryłem w Wikipedii, studiując różniące się między sobą spisy „ksiąg kanonicznych” wygasłego obecnie marcjonizmu, licznych „wpychaczy” Listów św. Pawła do zestawu ksiąg przeznaczonych do czytania wiernym, można rozszyfrować jako tajnych agentów („aniołów”) CIA-Świątyni na Syjonie. Dzisiaj – dzięki Solidarności, Papieżowi z wyciągniętymi do góry „jak Moloch” ramionami, prezydentom Gorbaczow i Reagan oraz innym agentom Centralnej Inteligencji Aniołów Stróżów NATO – coraz wyraźniej wracamy do status quo antes, czyli do Staro-Nowego Izraela z jego sztywnym podziałem na kasty ludzi „wybranych” i „potępionych”. Oczywiście do tych „potępionych” zaliczają się obecnie wyznawcy islamu, a zatem i ta wielka, negująca „odkrycia” św. Pawła religia, podobnie jak bezbożny komunizm wieku XX-go, ma zostać wyszczuta z lica Ziemi: w islamie bowiem grzech pierworodny to GRZECH HIPOKRYZJI i bojący się tego grzechu Mahomet żadnego podejrzanego biznesu nie zamierzał robić na hipotetycznym dlań tylko ukrzyżowaniu proroka z Nazaretu.

 

This entry was posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie. Bookmark the permalink.

Comments are closed.