SYNDROM ŚLEPEGO ZEGARMISTRZA (wstęp po polsku)

 

SYNDROM ŚLEPEGO ZEGARMISTRZA

Marek Głogoczowski (1999)

Streszczenie

     Już dość dawno temu niemiecki filozof Martin Heidegger zauważył, iż nauka nie myśli. Do tej obserwacji warto dodać opinię angielskiego socjologa Michaela Thompsona, twierdzącego że w dziedzinie nauk o życiu mamy do czynienia z systematycznym odsuwaniem wiedzy od prawdy o świecie. Jeszcze dalej w swej krytyce posunął się znany amerykański lingwista Noam Chomsky. Twierdzi on, iż nowoczesne teorie naukowe i społeczne stały się po prostu narzędziem zniewolenia oraz eksploatacji – zarówno społeczeństw jak i zasobów przyrody – przez liberalno-rabunkowe “elity”, w znacznym stopniu mowywowane w swym zachowaniu przez nauki społeczne Starego Testamentu.

  Autor niniejszego opracowania idzie śladem przetartym przez tych właśnie, krytycznie nastawionych do współczesnej rzeczywistości, badaczy. Dokumentuje on wpływ Pisma Świętego – szczególnie cenionego w krajach anglosaskich jako źródło wiedzy oraz etyki – na rozwój nowoczesnych wyobrażeń o biologii. Dokładna bowiem analiza metodologiczna wskazuje, ze najbardziej obecnie modne, ultra-darwinowskie teorie rozwoju życia są prostym, logicznym rozwinięciem staro testamentowej koncepcji “stwarzania z niczego” rozmaitych gatunków samo powielających się bio-automatów. Z punktu widzenia klasycznej filozofii, teoria darwinowska – a zwłaszcza jej najnowsze, bardziej uagresywnione i wysterylizowane z ograniczeń rozumowych wersje – są kolejnymi mutacjami, o charakterze przystosowawczym, starożytnego “wirusa umysłu” zwanego meme, postulującego powstawanie świata ex nihilo. Tym samo powielającym się, a jednocześnie i ubezmyślniającym “wirusem stworzenia z niczego”, został w okresie niewoli babilońskiej zatruty Stary Testament, dostarczając w ten sposób niemałych zysków organizującym kult Stworzenia z Niczego kapłanom.

  By uwolnić się od wywołanej inwazją wirusów klasy meme zaćmy poznawczej – którą to, znaną historycznie zaćmę warto określić Syndromem Ślepego Zegarmistrza-Stworzyciela – autor proponuje oczyszczenie (“odwirusowanie”) umysłów za pomocą metod logiki oraz fizyki klasycznej. Dla zwiększenia wyrazistości argumentacji znaczna część obecnej pracy ujęta została w formę klasycznego, platońskiego dialogu. Analizowane są w nim podstawowe tezy popularnonaukowej książki Ślepy Zegarmistrz pióra angielskiego pisarza Richarda Dawkinsa. Dzięki zastosowaniu wymienionych powyżej, znanych już w starożytności narzędzi poznawczych, autorowi udaje się odsłonić, spod systematycznie zatruwającej nasze umysły, darwinowsko-biblijnej indoktrynacji, podstawowe prawa biologii – a zatem i prawa fizjologii oraz psychologii – sformułowane przez Arystotelesa, Lamarcka oraz Jean Piageta. Co jest celem niniejszej pracy.

Wykaz biblijnych źródeł darwinizmu

1. Logicznym następstwem realizacji zawartego w Księdze Rodzaju bożego nakazu mnóżcie się i napełniajcie ziemię, jest przerost ilości istot żywych nad możliwością ich wyżywienia przez ograniczoną w swych rozmiarach Ziemię. Taki nakaz musi prowadzić do wewnątrz-gatunkowej walki o byt, którą “odkrył” anglikański pastor Thomas Malthus. Z tej “walki” Karol Darwin uczynił podstawę doboru naturalnego w swej teorii ewolucji.

2. Dorzucona do oryginalnego darwinizmu na początku XX-go wieku, koncepcja Augusta Weismanna, postulująca istnienie jakościowo odmiennych substancji biologicznych somy i germenu, ma swój pierwowzór w przyrodniczej myśli św. Pawła zawartej w I Liście do Koryntian: A to co siejesz nie jest przecie ciałem (czyli somą) które ma powstać, lecz gołym ziarnem (czyli germenem) … Bóg daje każdemu z nasion ciało jakie chce, każdemu nasieniu właściwe jemu ciało – 15, 36-38. Zalążek – czyli germen – idei takiego właśnie podziału znajduje się już na pierwszej stronie Genesis, 1, 11-12. Tak jak dzisiaj, dla biologów molekularnych, przedmiotem kultu są geny, tak dla starożytnych Żydów ich własne nasienie miało znaczenie sakralne – patrz historia Onana oraz rytuały oczyszczania – Kpł. 15, 14nn.

3. Według tez, dołączonych do (neo)darwinizmu w połowie XX-go wieku, nowe odmiany istot żywych powstają dzięki losowym mutacjom germenu, czyli nasienia. Taka idea stwarzania nowych odmian pokrywa się z często powtarzaną w Biblii ideą, że w przypadku zjawisk ściśle stochastycznych – czyli losowych – o losie decyduje Bóg. (Patrz  Joz. 7,12nn; 14,2; Sm. 10, 20nn; 14,40nn; Jon. 1,7nn; Ps 16,33; Dz. 26.)

 4. Pierwowzór neodarwinowskiej idei, że z dziedzicznych ułomności, jakimi są mutacje, powstają nowe, lepiej przystosowane do środowiska odmiany i gatunki, możemy znaleźć w charakterystycznej dla całej kultury judeochrześcijańskiej myśli św. Pawła, zawartej we wzmiankowanym Liście do Koryntian: sieje się niechwalebnie (nasienie ewidentnie kalekiej idei) – powstaje chwalebne (ciało nowej, światowej religii względnie nauki); mamy tutaj analogię do poznawczych pomysłów kabały, omawianych w Dialogu XIII.

 Ponieważ neo (i ultra) darwinizm sprowadza się do doboru naturalnego (1) ciał powstałych z losowo stworzonych odmian nasienia (3) więc całość dzisiejszych konceptów ewolucji można logicznie wyprowadzić z kilku zaledwie zdań zarówno Starego jak i Nowego Testamentu. Są to teorie poznawczo zupełnie “puste”, oddziaływująca mistycznie na lud jak ukryte przed okiem laików, puste wnętrze jerozolimskiej Świątyni. I tak jak Pompejusz, który został w starożytności znienawidzony przez kapłanów Izraela za publiczne odsłonięcie “tajemnicy” Świątyni, tak i dzisiaj uczymy się nienawidzić tych, którzy publicznie odsłaniają “tajemnicę” totalnej bezmyślności darwinowskich nauk o życiu…

 Wstęp

Opinia Ksenofonta o Sokratesie, zawarta w jego Pamiętnikach:

Nie szukał on bynajmniej w jaki sposób powstało to, co filozofowie nazywają światem, ani za pomocą jakich koniecznych praw przebiegają zjawiska astronomiczne, wskazywał nawet, ze jest wariactwem zajmowanie się tymi sprawami. On badał czy ci myśliciele wystarczająco głęboko poznali nauki o człowieku aby być godnym zajmowania się badaniem kosmosu.

 Od momentu rozbudzenia się ludzkiej wyobraźni, który to moment nastąpił prawdopodobnie we wczesnych czasach prehistorycznych, mędrcy oraz szamani, znajdujący się na czele struktury plemiennej, zwykli konstruować najrozmaitsze (zazwyczaj przydatne dla usprawiedliwienia ich własnych interesów) mity dotyczące powstania Kosmosu a także i powstania gatunku ludzkiego. Do trwających do dzisiaj wytworów tej mito-twórczości należy niewątpliwie sumeryjski mit o Stworzeniu Świata przez boga Marduka, który to mit, najwyraźniej przyswojony przez późniejsze, semickie opowieści biblijne[1], przetrwał w zachodniej kulturze masowej aż do naszych czasów, zwłaszcza wśród tak zwanych “kreacjonistów”, dominujących szczególnie w kulturowym “pasie biblijnym” (ang. Bible belt) Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych.

Do tej samej klasy mito-twórczości należy platoński mit o powstaniu świata, który to mit rozwinął Platon w dialogu Timajos. Według niego, świat został stworzony w doskonałym (dla jego piękna) kształcie kuli przez rozumnego i dobrego – a zatem wolnego od jakiejkolwiek zazdrości – Stwórcę, starającego się postępować zgodnie z Nieśmiertelnymi Ideami Piękna, Prawdy oraz Dobra. Produkcja “pożytecznych mitów”, dotyczących powstania Świata oraz Człowieka, przez uczonych oraz filozofów (by nie powiedzieć szamanów) trwa i w czasach współczesnych. Sławny amerykański paleontolog oraz eseista, Stephen J. Gould opisał w ten sposób najnowsze, charakterystyczne dla samego końca wieku XX-go, trendy anglosaskiego, ewolucyjnego mitotwórstwa[2]:

Ruch na rzecz ścisłego konstrukcjonizmu, rodzaj samodzielnie stylizowanej formy darwinowskiego fundamentalizmu, nabrał pewnego znaczenia w całym wachlarzu dyscyplin naukowych, od angielskiego, biologicznego matecznika Johna Maynarda Smitha, do bezkompromisowej ideologii (chociaż w pełnej wdzięku prozie) jego ziomka Richarda Dawkinsa, do równie wąskich i jeszcze bardziej przemyślanych pism amerykańskiego filozofa Daniela Dennata.   Co więcej, pojawiła się obecnie szersza grupa ścisłych konstrukcjonistów, charakteryzująca się dokonywanymi w specyficznym stylu, dość agresywnymi wysiłkami mającymi na celu “zrewolucjonizowanie” studiów ludzkiego zachowania zgodnie z darwinowską, niezwykle prostą i wąską “psychologią ewolucyjną”. …Mój kolega Niels Eldredge, w swej ostatniej książce Reodkrywając darwinizm określa na przykład ten skoordynowany ruch jako ultradarwinizm. Niezależnie od mnogości spraw, którymi się przedstawiciele tego ruchu zajmują, ultradarwiniści podzielają przekonanie, że dobór naturalny reguluje wszystko w procesie ewolucji, jako uniwersalny wynik, oraz ostateczne potwierdzenie, wszechobecności tegoż (ślepego) doboru.

Spośród autorów cytowanych przez S.J. Goulda, na język polski był tłumaczony tylko Richard Dawkins i jego książki Samolubny gen oraz Ślepy zegarmistrz już tylko swymi, antropomorfizującymi procesy ewolucyjne tytułami, na pewno wzbudziły zainteresowanie wśród żądnych naukowych nowinek kręgów intelektualnych w Polsce. Niezależnie od przemożnego – i skoordynowanego, jak zauważa to chociażby cytowany powyżej Niels Eldredge – wpływu kultury ultra darwinowskiej, na Kontynencie europejskim obserwuje się obecnie wzrost zainteresowania filozofią antyczną, co przejawia się chociażby w dość spontanicznym powstawaniu rozmaitych “kawiarni filozoficznych”. Byłoby zatem interesującym przedyskutowanie na nowo, przy użyciu dialektycznej metody filozofii klasycznej, głównych konceptów dotyczących powstania oraz ewolucji świata ożywionego. Jak bowiem sugeruje to już sam tytuł książki wymienionego przez Goulda, Daniela Denneta, Niebezpieczna idea Darwina (Darwin’s Dangerous Idea) może bowiem dla nas samych przynieść bardzo cierpkie owoce… 

Hypothesis non fingo – czyli bez-Rozumowy model nauki 

Nauki ścisłe, a także i te, okślane jako Geistwissenschaften, czyli nauki o kulturze duchowej, rozwijały się zawsze za pomocą kolejnych asocjacji czyli skojarzeń. Odkrycie Pitagorasa polegało na skojarzeniu pewnej prostej formuły matematycznej z długością boków w trójkącie prostokątnym, tak zwana gematria, rozwinięta szczególnie przez żydowskich kabalistów, polegała na mniej lub bardziej twórczym kojarzeniu ciągów liczbowych z poszczególnymi określeniami słownymi[3]. Także odkrycie Galileusza, dotyczące spadania jednostajnie przyspieszonego, polegało na prostym skojarzeniu odległości, przebywanej w ciągu jednostki czasu przez swobodnie spadające ciało, z kwadratem czasu jego spadania. Głębszego uzasadnienia prawa odkrytego przez Galileusza dokonał Izaak Newton, formułując ogólniejsze już prawo przyciągania grawitacyjnego. Jak zauważa to Andrzej Wierciński, na rozwój ówczesnych, matematycznych sformułowań praw fizyki niemały wpływ miały asocjacyjne praktyki kabały[4], będącej czymś w rodzaju para-nauki, ograniczającej się do czysto liczbowych – a nie strukturalno-modelowych – ujęć rzeczywistości. Te “statystyczne”, mające zaimponować czytelnikowi samą wielkością wymienianych liczb, ujęcia rzeczywistości (jakżesz modne chociażby w dzisiejszej ekonomii) występują już w Księdze liczb Starego Testamentu i ich ślad znajdujemy także w Testamencie Nowym, w “Objawieniu” św. Jana, gdzie po raz pierwszy pojawia się liczba bestii – 666.

Pozostający pod takim właśnie wpływem kulturowym Izaak Newton[5] nie miał w zwyczaju zapytywać, z jakich to, głębszych przyczyn przebieg niektórych, wyidealizowanych zjawisk fizycznych da się ująć za pomocą formuł matematycznych. Jego słynne stwierdzenie Hypothesis non fingo (nie robię hipotez) stało się – jak to celnie zauważył francuski matematyk RenŽ Thom w artykule “(Epistemologiczny) kryzys nauki”[6] – zasadą pracy naukowej dla całych rzesz póżniejszych techników oraz stastystyków, niezbyt motywowanych do tego,  by sprawdzać czy stosowane przez nich “wzory empiryczne” mają jakieś głębsze uzasadnienie w strukturze badanej przez nich materii. W naukach technicznych inżynierom wystarcza zazwyczaj fakt, że używany przez nich wzór zezwala na obliczenia z wystarczającą dla danej konstrukcji granicą błędu.

Proste, nie zwracające w ogóle uwagi na wewnętrzną strukturę badanych zjawisk, skojarzenia wzorów matematycznych z zachowaniem się organizmów żywych, zaczęto na szerszą skalę stosować już wieku XVIII. Najwybitniejszą postacią tego ruchu (para)naukowego był anglikański duchowny – a jednocześnie i ekonomista – Thomas Malthus, który w Eseju o ludności, na podstawie statystycznych obliczeń, wskazujących na geometryczny w tym okresie wzrost ludności Anglii, wyciągnął logiczny wniosek, że w sytuacji o wiele mniejszego w tym okresie tempa wzrostu zasobów żywnościowych, musi dojść do sławnej “walki o chleb” wewnątrz ekspandującej populacji Wysp Brytyjskich.

Pomimo, iż ustalone na podstawie takich obliczeń “Prawo Malthusa” okazało się nie mieć żadnego pokrycia w ówczesnej, angielskiej sytuacji żywnościowej – wewnętrzne niedobory skompensowano skutecznie za pomocą importu zboża – to panujący podówczas w Anglii, liberalny nastrój międzyludzkiej “walki o byt” spowodował, iż to “pozorne prawo” zostało z chęcią zaakceptowane – jako podstawowe prawo natury – przez opiniotwórcze kręgi społeczne. Za pomocą popartych obliczeniami formuł naukowych udało się bowiem usprawiedliwić najbardziej podłe zachowania się w świecie (monopol na handel niewolnikami, “królewskie” zezwolenie na handel opium) wyłamującej się wtedy z pod etycznych ograniczeń średniowiecznego chrześcijaństwa, liberalnej, angielskiej burżuazji.

Tworzenie “praw naukowych”, odzwierciedlających – a jednocześnie i ugruntowujących – li tylko “wolnorynkowe” (czyli burżuazyjne, jak to się dawniej mówiło) wyobrażenia o świecie, stało się z czasem coraz bardziej popularne. W końcu doszło do sytuacji, że te kręgi uczonych, które zaczęły się specjalizować w naukach o życiu, zaprzestały w ogóle dociekań mających na celu sprawdzanie, czy przypadkiem fundamenty, na których zbudowany został ich naukowy prestiż, nie są po prostu emanacją najzupełniej powierzchownych – a zatem, według Platona, kryminogennych – mniemań o świecie określanych przez starożytnych Greków jako doxa. Ta niechęć do myślenia w kategoriach szerszych – do którego to myślenia środowisko naukowe jest niejako zobowiązane – zauważył już na początku obecnego wieku niemiecki filozof Martin Heidegger. Jego opinia o ówczesnym, naukowym establishmencie Die Wissenschaft denkt nicht - nauka nie myśli – winna i dzisiaj być szerzej rozpropagowana, zwłaszcza jako krótki, ale za to istotny komentarz do współczesnych, popularnonaukowych książek takich jak  Przypadek i konieczność J. Monoda czy  Ślepy zegarmistrz R. Dawkinsa.

Dlaczego jednak nikt z liczących się w kręgach naukowych autorytetów nie oponuje przeciw “wolnorynkowemu” zalewowi wyraźnie pseudonaukowej literatury, głoszącej że coś takiego jak Rozum po prostu nie istnieje we Wszechświecie? Przecież nie dystansując się od tak ewidentnie niedorzecznej tezy, entuzjaści tego typu literatury w milczeniu godzą się, że i oni sami są pozbawieni Rozumu. Co więcej, obniżając poziom swych dociekań do pospolitych, przed-rozumowych spekulacji, nauki o życiu stały się niezwykle podatne na poznawczą manipulację, związaną z jak najbardziej przyziemną grą interesów z pod znaku liczby “666” (która to liczba kabały, w interpretacji prof. Wiercińskiego oznacza “totalnie skomercjalizowaną religię”). Na to niebezpieczne zjawisko zwrócił uwagę już blisko dwadzieścia lat temu angielski socjolog i alpinista Michael Thompson przy okazji publicity jakie towarzyszyło lansowaniu na rynku angielskim książki J. Monoda Przypadek i konieczność:

Monod ekstrapoluje od biologii molekularnej, kodu genetycznego i przypadkowego pojawiania się mutacji do całego wszechświata i dochodzi do konkluzji, że przypadek jest głównym prawem natury. Ekstrapolując wciąż dalej, od natury do ludzkiej natury, argumentuje że człowiek potrzebuje wartości, ale obecnie, dzięki biologii molekularnej, wie że ich nigdy nie będzie posiadał. Ale czy ten rodzaj argumentu, od natury do ludzkiej natury, jest ważny? …Antropolog jest zainteresowany rywalizującymi oraz skonfliktowanymi poglądami na stworzenie, proponowanymi przez różnych specjalistów, nie ze względu na ich prawdę lub fałsz, których i tak nie jest w stanie ocenić. Interesuje go natomiast zdolność wyznawców tychże poglądów do przekonywania innych za pomocą odpowiedniej retoryki, ich zdolność do pozyskania nowych adeptów oraz do zwiększenie swego autorytetu. Z tego powodu jeśli Monod, argumentując od natury do ludzkiej natury, postawił wóz przed koniem, nie powinniśmy wnioskować iż jest on naiwnym w dziedzinie transportu, ale że dokonał on przebiegłej i przemyślanej zagrywki pokerowej mającej na celu podniesienie naukowego statusu biologii molekularnej. W tej zaś mierze, w jakiej jego postępowanie okaże się być skutecznym, my będziemy przekonani że wóz ma jechać przed koniem i przez wszystkie te lata mieliśmy nasz (naukowy) zaprzęg ustawiony tyłem do przodu[7].

Historia ostatnich kilkunastu lat wskazuje, że pomimo sporadycznych prób ustawienia nauk o życiu w sposób logicznie spójny, głosy takie jak cytowanego tutaj M. Thompsona są systematycznie wyciszane, a i autorowi obecnej tezy zdarzało się po wielokroć słyszeć, że kwestionowanie “świętej” (dla neodarwinistów) zasady całkowitej przypadkowości mutacji przystosowawczych to jest po prostu naukowe samobójstwo, porównywalne z próbą kwestionowania dziewictwa NM Panny. (Skądinąd, oba wierzenia mają podobną genetyczną podstawę: tak jak chromosom Y pojawił się w płodzie NMP za sprawą Ducha Świętego, tak i mutacje przystosowawcze pojawiają się, w odpowiednich momentach historii, za sprawą podobnego Fatum, czyli mówiąc inaczej, Ducha Zjawisk Stochastycznych.)

Kulturowe dziedzictwo starożytnych “szkół nie-widzenia”

 Skąd jednak się wzięła wiara w to, że genetyczne mutacje – w wieku XIX określane jako “zmienność dziedziczna”[8] mogą się pojawiać tylko na drodze genetycznych przypadków, czyli czegoś w rodzaju “złamań nogi” stuktury kwasów nukleinowych? Dlaczego, jak to podkreśla Richard Dawkins w swym, szeroko rozreklamowanym “Ślepym Zegarmistrzu”, uznanym (przezeń) autorytetom w zakresie nauk o życiu nie wydaje się możliwym, aby organizmy samodzielnie dokonywały odpowiednich mutacji przystosowawczych? Dlaczego w końcu, przez blisko czterdzieści lat pomijano milczeniem dowody na nie-losowe mutacje ziaren kukurydzy, za których odkrycie Barbara McClintock otrzymała Nagrodę Nobla dopiero w roku 1983?

By odpowiedzieć na te zasadnicze pytania, należy przesunąć nasz aparat skojarzeniowy z dyscypliny biologii molekularnej aż do dziedziny tak odległej jak prace religioznawców i psychoanalityków, omawiających historyczne zachowania się elit intelektualnych charakterystycznych dla naszej własnej, judeo-chrześcijańskiej kultury. Jak przypomina to chociażby Wilhelm Reich w książce Mordercy Chrystusa, juz w starożytnym Izraelu istniały najzwyklejsze, otoczone znacznym społecznym prestiżem, “szkoły nie-widzenia”[9]. Opracowane przez te szkoły, faryzejskie metody “selektywnej ślepoty” – potępione zresztą bardzo przez Jezusa w Ewangeliach – odrodziły się z czasem w krajach chrześcijańskich, zwłaszcza w oczarowanych Biblią krajach anglosaskich. I to właśnie działalności propagandowej takich prestiżowych “szkół nie widzenia biologicznych faktów” – związanych szczególnie z angielskim periodykiem naukowym Nature[10] – zawdzięczamy dziś podstawowe, nawiązujące swą logiką do poznawczych tradycji średniowiecznej kabały (patrz Dialog XIII) teorie nauk o życiu.

Do jakiego stopnia, poprzez odpowiednią manipulację propagandową, można uwarunkować wzrok nawet całkiem dużych społeczności zawodowo trudniących się nauką, niech świadczy fakt, że w podręcznikach biologii, zachwalających zazwyczaj jako “bezkonkurencyjne” neodarwinowskie interpretacje ewolucji, już od kilkudziesięciu lat podawane są przykłady całkowicie nie-losowych, lokalnych genetycznych mutacji przystosowawczych. Do takich, powszechnie znanych biologom zjawisk należą przecież klasyczne “mutacje chromosomowe” polegające na zmianie ilości – bądź wielkości – chromosomów w poszczególnych tkankach. A do takich zmian należy zarówno redukcja o połowę liczby chromosomów w momencie mejotycznego powstawania haploidalnych gamet, jak i znane już od prawie stu lat pojawianie się epigenetycznie zgigantyzowanych, politenicznych chromosomów w gruczołach ślinowych larw wielu owadów (patrz fig.1 w “Illustrations in English”, oraz Dialog IV).

 

Znane są także procesy wewnątrzkomórkowej inżynierii genetycznej w trakcie crossing-over czyli przekrzyżowania homologicznych chromatydów w celu odtworzenia uszkodzonych genów[11]. Co ciekawsze, nawet i autor niniejszej pracy, od ponad już dwudziestu lat specjalizujący się w zbieraniu danych dotyczących mutacji przystosowawczych, aż do bardzo niedawna nie kojarzył, że te powszechnie znane fakty są doskonałą ilustracją bzdurności podstawowej tezy na jakiej opiera się neodarwinizm.

Niewątpliwie popularność, jaką poprzez odpowiednią, komercyjną promocję wykreowano w wypadku chociażby omawianego przez nas ”Niewidomego zegarmistrza”, musi się przyczyniać do pogarszania się zarówno wzroku jak i zdolności skojarzeniowej kory mózgowej osób, które dały się oczarować przez ten typ “literatury naukowej bzdury”. Takie, stymulowane przez środowisko, “oślepnięcie” na krótką metę może nawet mieć wartość dla osób zawodowo zajmujących się nauką. W dalszej jednak perspektywie “zdarwinizowane” elity naukowe – oraz kierowane przez nie społeczeństwa – będą z konieczności zachowywać się jak opisani przez W. Reicha faryzeusze, którzy co rusz rozbijali sobie czoła o nie widziane przez nich przedmioty.

Znany polski biolog Stanisław Skowron już trzydzieści lat temu w ten sposób naświetlił przyczyny współczesnego odrzucenia lamarckowskich interpretacji historii życia na Ziemi: Nieokreślony pęd do doskonalenia, twórcze działanie życia i celowe odpowiedzi organizmu na działanie warunków życia nie mogą znaleźć oparcia w obecnym stanie nauk o życiu. I to jest prawda wyraźnie wskazująca, że obecny stan nauk o życiu jest po prostu rozpaczliwy. Dysponujemy bowiem dzisiaj całą armią naukowych “ślepych zegarmistrzów” niezdolnych do skojarzenia nie tylko tego, że ich własne mięśnie oraz komórki kory mózgowej w sposób konieczny się doskonalą poprzez powtórzone ich ćwiczenie. Ci nowocześni odpowiednicy ewangelicznych “faryzeuszy ślepych” nie są też najwyraźniej zdolni do skojarzenia, że każdy zegarek musi się z czasem popsuć i że do jego naprawy – względnie odtworzenia i udoskonalenia – są zdolne tylko istoty żywe, niewątpliwie motywowane w swej działalności “nieokreślonym pędem do twórczego doskonalenia” swych własnych produktów.

Coraz silniejszy rozbrat między dzisiejszą, niewiarygodnie wręcz skomputeryzowaną i “uprzemysłowioną” nauką o życiu, a prawdą o tymże życiu, przekracza daleko problem zawodowej deformacji organów poznania u kadr naukowych. Ślepa, jak jej mityczny (s)twórca nauka stanowi dziś największe zagrożenie dla życia na naszej planecie. I tutaj, już na wstępie do poniższych, sokratycznych wywodów, warto podać dwie, socjobiologiczne analogie, przystosowawczego zachowania się obecnego, naukowego establishmentu. Jedną z takich “mutacji przystosowawczych”, polegającą na odrzuceniu niepotrzebnych organów poznania, zauważył już sam Karol Darwin przy okazji swych wieloletnich prac nad ewolucją zachowania się maleńkiego, morskiego pasożyta zwanego wąsonogiem (cirripedia). Otóż w momencie, gdy ten mały skorupiak znajdzie swego żywiciela, to zachodzi u niego transformacja o charakterze mutacyjnym, zanikają jego zbędne w tym okresie oczy, natomiast gigantyzacji ulegają narządy rodne, zezwalające mu na ciągłe się rozmnażanie.

Innym przykładem, podobnym w swej istocie do zjawisk przystosowawczych zachodzących w świecie nauki, jest zachowanie się komórek tkanek rakowych, które w warunkach sprzyjających rozwojowi raka tracą swe powierzchniowe receptory sygnałów (komórkowe “oczy”) niejako wycofując się na wcześniejszy, embrionalny etap ciągłego mnożenia niezróżnicowanej – ale za to agresywnie, egoistycznie “zindywidualizowanej” – tkanki nowotworu. Ta ostatnia, prawdziwie socjobiologiczna analogia zachowania się, coraz bardziej “ślepych” i “bez-rozumowych” kadr – i to nie tylko naukowych – jest poznawczo bardzo płodna. Dzięki niej jesteśmy w stanie rozpoznać ogólny, postulowany już przez Lamarcka 200 lat temu, kierunek rozwoju obecnej cywilizacji, zdominowanej przez pracowite jak ślepe, neoteniczne termity, “bezrozumne dzieci” Niewidomego Zegarmistrza. 

Doxa (pozór) oraz sophia (mądrość, rozum) w Naturze, Religii oraz Nauce

Doskonałym przykładem atrofii zdolności do dokonywania szerszych skojarzeń jest historia idei darwinowskich w ciągu ostatnich dekad. Dla Karola Darwina nie do pomyślenia było, aby mutacje – zwane podówczas “zmiennością dziedziczną” – powstawały “same z siebie”. Napisał on nawet książkę, o której wzmiankowaliśmy w przypisie 8, poświęconą opisowi metod wywoływania tychże “wariacji” u odmian udomowionych przez człowieka. (Między innymi, przytoczona jest w niej opinia hodowców dostarczających koni do prac w kopalniach, że wśród zwierząt od pokoleń żyjących od urodzenia w kopalnianych ciemnościach, bez trudu dałoby się wyodrębnić “ulepszoną” do takiej pracy rasę zupełnie ślepych koni.)

Te dobrze znane hodowcom w XIX wieku metody “ulepszania” ras, poprzez odpowiednią manipulację ich środowiskiem, przestały po prostu istnieć w rzeczywistości dostrzeganej przez ultra darwinistów końca wieku XX-go. Cytowany w Dialogu II Richard Dawkins zapewnia nas że wzrok powstał – na drodze 1000 ewolucyjnych kroków – z niczego. Powstawanie “z niczego” – po łacinie creatio ex nihilo – nie istnieje w ogóle w Naturze jaką poznajemy metodami nauk ścisłych, gdzie przecież (także w sprawie hipotetycznego “początku świata”) obowiązuje prawo zachowania masy i energii. Z punktu widzenia tychże nauk ścisłych – których autor jest przedstawicielem – przytoczone powyżej stwierdzenie Dawkinsa jest oczywistą bzdurą, mądrością pozorną, mniemaniem określanym przez Greków jako doxa: organy wzroku powstają bowiem nie z niczego, tylko ze swych zalążków, obecnych już w strukturze najprostszych mikroorganizmów.

Jeśli przesuniemy po raz wtóry nasz aparat skojarzeniowy z nauk ścisłych do religioznawstwa, to z łatwością zauważymy, że w cytowanym zdaniu Dawkins wiernie naśladuje informację zawartą w pierwszych zdaniach księgi Genesis, czyli O początku. To właśnie według Biblii cały świat został stworzony (wolą Boga) ex nihilo, na drodze siedmiu ewolucyjnych kroków… W swej wcześniejszej książce Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii autor rozwinął już tezę o uwarunkowaniu darwinowskiego zrozumienia przyrody “wychowaniem przez Biblię” elit wiktoriańskiej (i przed-wiktoriańskiej) Anglii. Ta teza, naszkicowana poniżej w ramce, omawiana jest w szczegółach w Dialogach VII i XI.

Jeśli jednak potraktujemy creatio ex nihilo obecne w pismach ultradarwinistów jako błąd poznawczy, to i prowadzące do tego błędu Pismo Święte też jest dziełem poznawczego błędu. Jak to bowiem zauważył w IV wieku w De doctrina christiana święty Augustyn (ten sam, który wprowadził ideę creatio ex nihilo do chrześcijaństwa) z negacji następnika koniecznie wynika zaprzeczenie poprzednika[12]. Czymże zatem jest Biblia, w czasach nowożytnych będąca “materialną duszą” poczynań już nie tylko ortodoksyjnych Żydów, ale i protestanckiej, zwłaszcza anglojęzycznej burżuazji, która już od czasów Francisa Bacona zaczęła się utożsamiać z narodem (do panowania nad światem) wybranym?

Najlepszej odpowiedzi na to pytanie udziela uważna lektura niedawno wydanej książki Anny Świderkówny Rozmowy o Biblii. Jej autorka przytacza bowiem bardzo znamienny fakt. Otóż w III wieku p.n.e., przy opracowaniu greckiej wersji Biblii zwanej Septiguantą, ówcześni tłumacze przetłumaczyli hebrajskie słowo kabod (autorytet, świetność i “obiektywna” chwała Boga samego w sobie) na greckie doxa (“subiektywne” uznanie, mniemanie powszechne, zwodniczy pozór). Że takie właśnie tłumaczenie było zgodne z intencjami autorów Tory, podkreśla cytowany przez Świderkówną kilka stron wcześniej żydowski filozof z I wieku Filon z Aleksandrii. Według niego tłumacze Biblii w momencie gdy mieli wyłożyć niewtajemniczonym narodziny nieba i ziemi – bo Prawo (Tora) mówi najpierw o stworzeniu świata – zaczęli prorokować jakby pod natchnieniem Bożym… wszyscy posługiwali się tymi samymi słowami i tymi samymi zwrotami, niby pod dyktando niewidzialnego suflera… (dzięki temu) właściwe słowo hebrajskie było oddawane przez to samo słowo greckie najlepiej odpowiadające potrzebnemu znaczeniu.

Z tego typowo “kadzielniczego” tekstu Filona wynika, że tłumacze Septiguanty wiernie oddali “materialnego ducha” Tory, co nietrudno zrozumieć w realiach starożytności: dla wykształconych Greków z Aleksandrii to co miejscowym Żydom wydawało się być “obiektywną” chwałą Boga, w istocie było li tylko subiektywnym mniemaniem, wyrażonym w piśmie tego barbarzyńskiego – dla ówczesnych Greków – plemienia (patrz Świderkówna str. 311). To dopiero później, w momencie zatrucia się Pismem przez chrześcijan, nastąpiło przesunięcie się znaczeń i jak zauważa to Świderkówna bogaty sens hebrajskiego kabod przeszedł na greckie doksa, czyniąc z niej całkiem nowe greckie słowo, odnoszące się przede wszystkim do Boga.

Obecnie mamy krótki okres w historii nowoczesnej Europy, kiedy to jest nam wolno krytykować nie tylko Pismo, ale i przemawiającego z tego Pisma Boga. (Patrz na przykład, niedawno wydane w Polsce książki Petera {?} Badera i Uty Renke-Heinemann.) Warto zatem, w celach poznawczych, powrócić do starogreckiej interpretacji, że doksa to doxa i że w związku z tym hebrajskie kabod – czyli autorytet, świetność oraz “obiektywna” chwała starotestamentowego “Boga” – to po prostu zwodniczy pozór i najzwyklejsza atrapa prawdziwej Sophia czyli obiektywnej Mądrości, której Sokrates i Jezus odsłaniali tylko zarysy. Patrząc w ten “grecko-chrześcijański” sposób, Mojżesz staje się zwykłym egipskim szarlatanem, “Dekalog” jawi się jako zmyślna maska dla jak najbardziej zbrodniczych intencji[13], zaś całe hebrajskie Pismo Święte to Wielka Księga Pozorów kamuflująca nikczemne ambicje mozaistycznych (mojżeszowych) kapłanów. Sam zaś “Bóg” z przymiotnikiem “doxa” to “Stwórca iluzji”, Misologos czyli po prostu Szatan. I taką właśnie opinię o “Bogu” Starego Testamentu mieli liczni w początkach chrześcijaństwa gnostycy oraz Marcjonie uważający – podobnie jak Wilhelm Reich w wieku XX-tym – że Bóg Jezusa był w hebrajskim “Testamencie Pozorów” (prawie) zupełnie nieobecny.

Co więcej, idący w orszaku (by użyć określenia Sokratesa z dialogu Fajdros) tego “Boga pozorów” kapłani – później zwania Uczonymi w Piśmie Doktorami, Faryzeuszami i Intelektualistami – w sposób niejako automatyczny musieli, wskutek swego “niewolnictwa (rabstwa) bożego”, stawać się pozorantami, nienawidzącymi wszystkich osób o bardziej szczerych i otwartych na świat poglądach. Wspominany wcześniej Wilhelm Reich ten biblijny etos bezustannej pozoracji i nienawiści do życia określił po prostu jako emocjonalną, duchową “dżumę”. Ten austriacko-amerykański psychoanalityk bardzo dobrze dostrzegł czysto biologiczne przyczyny tej emocjonalnej choroby “udomowionej” ludzkości: SIEDZENIE[14] jest najlogiczniejszą konsekwencją ludzkiej inercji. Wszyscy od wczesnej młodości czynią przygotowania aby się rozsiąść tak wygodnie jak to możliwe… Siedzenie sprzyja uzyskaniu wprawy i kunsztu, które z kolei sprzyjają większemu bezpieczeństwu… Ani jeleń, ani niedźwiedź, słoń, wieloryb, ptak ani ślimak nie mógłby zasiąść tak jak człowiek. Wysechłby i zmarłby natychmiast.

Otóż tylko niewielu obserwatorów jak dotąd dostrzegło, że Stary Testament to jest wręcz księga KULTU SIEDZENIA. Zaś “ojcem wszystkich zadżumionych” jest ewidentnie “spokojny” i “udomowiony” Patriarcha Jakub, któremu za pomocą odpowiednich pozoracji – czyli mimikry – udało się wyrzucić z dziedzictwa swego ruchliwego i emocjonalnego “jak zwierzę”, bliźniaczego brata Ezawa. Duchowa dżuma, polegająca na ciągłej pozoracji “obiektywnej chwały Bożka Siedzenia”, pomimo wysiłku gnostyków, za staraniami “Mordercy Chrystusa” (według Reicha) Szawła/Pawła z Tarsu, dość szybko przeniknęła do chrześcijaństwa i warto przytoczyć w tym miejscu cytat z De doctrina christiana, gdzie święty Augustyn zachwala katolikom starotestamentowy etos grabieży “w imieniu Pana” (II, 60):

Tych natomiast, którzy nazywają się filozofami, zwłaszcza platoników, nie należy się obawiać, ale od nich, jako od nieprawnych posiadaczy, należy rewindykować to, co przypadkiem powiedzieli prawdziwego i odpowiadającego naszej wierze na pożytek. Podobnie jak Egipcjanom … naród izraelski opuszczając Egipt potajemnie zabrał te bogactwa (naczynia oraz ozdoby ze złota i srebra, a także szaty) z zamiarem uczynienia z nich lepszego pożytku … To bowiem, co wydarzyło się podczas wyjścia Żydów z Egiptu miało znaczenie figuratywne, które przyjąłbym za zapowiedź tego, co obecnie się dokonuje (tj. okradanie “pogan” przez “chrześcijan”).

Otóż cały Stary Testament to historia mordów, podstępów oraz pozorowań (Dekalog!) zawodowych “rabów bożych”, umiejętnie posługujących się mitem Wszechmogącego dla swych podłych celów. Każda bardziej spostrzegawcza osoba winna traktować ten starożytny meme- czyli wirus kulturowy – jako heroiczną wręcz próbę “Zakłamania świata Bogiem” – i z taką opinią na temat “hebrajskiej części”[15] Pisma Świętego zgadza się obecnie znaczna część filozofów zajmujących się religioznawstwem. Nowoczesny darwinizm – a zwłaszcza ultra darwinizm – będący “mutacją przystosowawczą” starożytnych oszustw poznawczych, warto by w tym kontekście określić jako równie heroiczną próbę “Zakłamania świata nauką”. Do przyjęcia takiej tezy znaczna część świata nauki nie jest jeszcze przygotowana, ale taką to – ewidentnie “nie ortodoksyjną” – tezę, “dla dobra wszystkich istot” (z definicji żywych) autor niniejszej pracy podejmuje się bronić, do czego zresztą czuje się być merytorycznie przygotowanym. 

Kulturowe – czy też kontr-kulturowe? -wirusy z papieru 

W niniejszej pracy staramy się analizować twórczość dzisiejszych producentów kulturowych memów[16] z pozycji jaką zajął Sokrates w stosunku do współczesnych mu, greckich retorów-pozorantów. Starając się przeszczepić, nowoczesnym barbarzyńcom naukowym, trochę ducha poznawczego charakteryzującego starożytnych Greków, warto wskazać na arystotelesowski “cel” (teleologię) poczynań osób, które zarówno w starożytności jak i obecnie, specjalizują się w tworzeniu rozmaitych atrap religijno-naukowych. Otóż cel poczynań kapłanów starożytnego Izraela bardzo wyraziście przedstawił współczesny Sokratesowi prorok Izajasz:

Twe (Świątyni Mamona) bramy będą ciągle otwarte by ludzie mogli wnosić przez nie bogactwa swych narodów… Jako że każde królestwo i naród który Wam nie będzie służył zginie… Wy zaś będziecie zwani kapłanami Pana (pozorów), zużyjecie bogactwa narodów i ich chwałą się okryjecie[17].

Jak ilustruje to przytoczony wcześniej tekst św. Augustyna, dokładnie taki sam “zbożny cel” przyświecał w wieki później chrześcijańskim Ojcom Kościoła. Bez trudności można też dostrzec, że i w czasach nowożytnych, “zmutowani przystosowawczo” darwiniści uprawiają naukę ciągle w tym samym, ponadczasowym celu: sam Karol Darwin okradł Lamarcka z idei ewolucyjnych i do dziś dnia chodzi okryty jego chwałą.

Sama (socjo)technika “kradzieży dla Pana” jest znana już od tysiącleci i warto ją tylko nieco lepiej unaocznić, wykorzystując do tego najnowszą teorię “wirusa kulturowego” zwanego meme. W Dialogu VIII posługujemy się w tym celu porównaniem do zachowania się niektórych gatunków os, które za pomocą “wszczepienia” liściom dębu wyprodukowanego przez te osy “wirusa”, podporządkowują metabolizm liści dębu wyżywieniu i ochronie larw tychże os. I dokładnie tak jak te osy – oraz inne, znane pasożyty – kolonizują, za pomocą wydzielanych przez nie fragmentów DNA – bądź RNA – ustroje na których pasożytują, tak i najrozmaitsi religijno-naukowi “pchacze bezmyślnych idei” którzy, poprzez wszczepianie do mózgów ludzkich odpowiednio spreparowanych (zazwyczaj na piśmie) “wirusów kulturowych”, zapewniają sobie wygodną egzystencję. A tutaj możemy podać bardzo wiele przykładów. Kilka stron wcześniej pokazaliśmy jak Richard Dawkins, posługując się zręcznie biblijną ideą “creatio ex nihilo” stworzył meme - czyli “nową informację” – o powstawaniu wzroku z niczego. Natomiast w przypisie nr. 12 demonstrujemy jak św. Paweł, w I Liście do Koryntian wyprodukował ubezmyślniający super-meme, dzięki któremu kler całego świata już od dwóch tysięcy lat opływa w dostatki, zabawiając się w wolnych (od konsumpcji) chwilach w organizację zbiorowych mordów “niewiernych” oraz w palenie na stosachczarownic. Dla wyprodukowania swego super-meme Apostoł Paweł wykorzystał infantylny, faryzejski mit o ożywaniu ex nihilo ciał przedtem pozbawionych życia. I trzeba przyznać, że ta pozorowana “nowa informacja” rozeszła się po świecie w niewiarygodnym wręcz nakładzie. (Można nawet zauważyć, że struktura Nowego Testamentu przypomina strukturę wirusa “konia trojańskiego” opisanego przez Richarda Brodie w książce Wirus umysłu: atrakcyjną dla czytelników “głowę”, względnie “opakowanie-atrapę” tego wirusa z papieru stanowią Ewangelie, które pociągają za sobą “ogon”, względnie “twarde jądro” w postaci “Listów” św. Pawła, zatrutych kryminogenną bzdurą będącą i dzisiaj podstawą potęgi Watykanu.)

Na podstawie tych historycznych doświadczeń można uogólnić, że najprostszą metodą wykrycia, czy przypadkiem “nowa informacja” nie jest podstępną “informacją pozorowaną”, jest sprawdzenie, czy nie zawiera ona w sobie ukrytego mniemania o creatio ex nihilo. Mówiąc językiem “memetyki”, do dysertacji naukowych wystarczy wmontować taki właśnie “anti-meme” program, sprawdzający zawartą w nich informację. I to w zupełności wystarczy do przywrócenia ludzkości Rozumu. Po prostu, trzeba zacząć znowu kojarzyć, że “stwarzanie z niczego” to specjalność cyrkowych iluzjonistów, potrafiących wyciągnąć z kapelusza zupełnie nowy gatunek królików.

Dlaczego odnowienie starożytnej formy filozoficznego dialogu? 

W obecnej dysertacji (rozprawie) doktorskiej proponujemy bliższe przeanalizowanie, właśnie pod względem zgodności z elementarnymi prawami fizyki, podstawowych poznawczych konceptów ultra darwinizmu, zawartych chociażby właśnie w tej, łatwo dostępnej na polskim rynku, książce Ślepy zegarmistrz pióra Richarda Dawkinsa. Będziemy to robić w ten sam dialektyczny sposób w jaki Sokrates, w dialogu Platona Fajdros, rozprawiał się z tekstem popularnego podówczas w Atenach sofisty Lizjasza, uwielbianego przez swego naiwnego przyjaciela imieniem Fajdros. Z tego właśnie powodu znaczna część tekstów niniejszej pracy utrzymana jest w klasycznej formie dialogu, w którym “Radykalny Darwinista” (w skrócie R.D.) przedstawia argumenty na rzecz darwinizmu “Nowemu sokratykowi” (w skrócie N.S.) mającemu nadzieję, że jego partner w dyskusji, po oczyszczeniu swej duszy z błędnych koncepcji (wynikających, jak zauważa to cytowany wcześniej S.J. Gould, ze zbyt wąskiego spojrzenia na przyrodę) sam dojdzie do prawd szerszych, zezwalających na bardziej dojrzałą interpretację swych własnych błędów. Autor niniejszej tezy nie ukrywa, że używając starożytnej metody dialektycznej zamierza uwierzytelnić mającą już blisko dwieście lat historii tezę nielubianego przez darwinistów francuskiego przyrodnika J.B. Lamarcka, według którego predysponowane ku temu organizmy same konstruują narządy oraz zachowania przystosowawcze, które automatycznie neutralizują działalność tej, bezustannie gloryfikowanej przez darwinistów, Wszechobecnej Naturalnej Selekcji.

Szersze rozwinięcie przytaczanych tutaj dowodów logicznych, oraz większa ilość faktów, popierających ogólną tezę, zawartą w tytule książki Paula Wintreberta Istoty żywe twórcami swej ewolucji[18] znajduje się w książce z 1993 roku Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologii pióra autora niniejszej dysertacji. Ponieważ dyskusja – chociażby tylko wyimaginowana – w języku polskim (obowiązkowym dla pracy doktorskiej) z ultra-darwinistami, których “biologiczny matecznik” (heartland – jak się żartobliwie wyraził S.J. Gould) znajduje się w krajach, w których używa się języka angielskiego, więc dla ułatwienia myślowej, międzykulturowej komunikacji, tekst niniejszej rozprawy naukowej pisany jest równolegle i w tym, ponadnarodowym dziś języku naukowego biznesu.

Dlaczego jednak autor zdecydował się odnowić starożytną formę filozoficznego dialogu i to w dodatku w pracy, którą zamierza przedstawić jako tezę doktoratu? Otóż jest to forma w której, jak to czynił sam “wynalazca filozofii”[19] Platon, można z powodzeniem ułatwiać przedstawienie swej tezy za pomocą żywszych określeń, opisów mimiki, a nawet i skojarzeń o charakterze anegdotycznym, zachowujących dystans i do siebie samego i do własnej twórczości[20]. Co więcej, dialog doskonale nadaje się do demaskowania interpretacji pozornych, czy wręcz patologicznych, w krąg których z łatwością potrafią zwieść – zarówno siebie jak i czytelnika – twórcy naukowych mitów z pod znaku Wiedzy Ślepego Zegarmistrza. I tutaj pojawia się jeszcze jedna przyczyna, dla której autor zdecydował się utrzymać swą pracę w formie dialogu. Otóż jak to celnie zauważył Henri Astier w niedawno opublikowanym artykule “Darwinizm i jego wrogowie”[21] Pokrewieństwo między darwinizmem a XIX-wiecznym liberalizmem jest znane od dawna. …Każdy wie, że idea doboru naturalnego pojawiła się u Darwina pod wpływem lektury Malthusa, jednego z twórców myśli liberalnej. Otóż według wielu religioznawców[22] myśl lberalna jest spadkobiercą duchowym religii biblijnych faryzeuszy, na temat których zachował się przekaz iż są jak groby pobielane, na zewnątrz ludziom wydają się (czyli to, co Grecy określali jako doxa, a Hebrajczycy kabod ) piękni, zaś ich wnętrza są pełne kości umarłych i wszelkiego plugastwa. Tę “drugą twarz” liberalizmu dobrze znają (przemilczani oczywiście w Polsce) krytycy współczesnej, anglosaskiej kultury politycznej: nie tak dawno w wysokonakładowym, prestiżowym miesięczniku Le Monde diplomatique, znany angielski pisarz, mieszkający obecnie we Francji John Berger przypominał, że czasy Malthusa i Darwina to był w jego kraju po prostu okres rządów “małych gangsterów”. Niewątpliwie zatem ówczesna kultura grabieży – także intelektualnej – przy pozorowaniu Prawa, musiała mieć wpływ na poglądy naukowe obu tych uczonych i teologów, którym udało się sprzedać swym rodakom – jak ten ignorant Sokrates z przytaczanej w tekście anegdoty Sokratesa – przysłowiowego osła jako rasowego konia.

W wieku XIX najostrzejsza krytyka naukowa ustroju liberalnego wyszła z pod pióra nawet nie Marksa, ale francuskiego publicysty Maurice Joly i autorowi niniejszej dysertacji udało się dotrzeć do II wydania Dialogu w piekle Monteskiusza z Makiawelem, wydanego po raz pierwszy w 1864 roku w Belgii. We wstępie do drugiego wydania, które ukazało się dopiero w “rewolucyjnym” roku 1968, francuski publicysta Francois Revel zauważa, że w ustrojach na zewnątrz firmowanych jako demokratyczne, od wewnątrz w sposób despotyczny zaczynają rządzić bądź jedynowładcy (jak Napoleon III we Francji), bądź zakamuflowane grupy o charakterze mafijnym – czego dobrym przykładem jest nie tylko[23] dzisiejsza “wolnorynkowa” Rosja. W tej sytuacji jest rzeczą oczywistą, że rządzące współczesnym, wolnym światem “grupy interesu” nie są w jakimkolwiek stopniu zainteresowane propagandą szerszych prawd o świecie.Raczej na odwrót, by utrzymać swe, częstokroć wyłudzone podstępem, bogactwa oraz prestiż, gotowe są one zakłamać nawet podstawowe prawa nauki, w tym i zasady logiki, które obecnie, w sposób dość skoordynowany usiłuje się rozmyć za pomocą teorii “twórczego chaosu” (który to “post modernistyczny” chaos słowny, z samej swej definicji jest przecież synonimem najzwyklejszego bełkotu[24]).

I właśnie w sytuacji, gdy pisarz – czy też pracownik naukowy – jest zmuszony zastosować się do logicznych reguł dialogu, trudno mu przeforsować w argumentacji takie “naukowe” patologie skojarzeniowe, jak na przykład przypuszczenie, że piekarz może wpisywać do receptur na wypiekane przezeń ciasto, kształt kęsów odgryzionych – lub odciętych – od ciasta wcześniej przezeń wyprodukowanego. (Bo do takich dokładnie “naukowych argumentów” sprowadza się poziom dowodów przedstawionych przez Richarda Dawkinsa w Ślepym Zegarmistrzu – patrz Dialog IV.) Proste zaś, częstokroć i spontanicznie dowcipne sformułowania, które w formie logicznie spójnego dialogu występują w sposób naturalnie konieczny, samorzutnie pobudzają asocjacyjne reakcje umysłowe u czytelników, przyczyniając się w ten sposób do wzbogacenia struktury połączeń neuronalnych w ich korze mózgowej. Dodatkowa zaś konieczność śledzenia argumentów to jednej, to drugiej strony, zezwala na możliwie szerokie spojrzenie na dyskutowane zagadnienie. A przecież właśnie o to winno chodzić każdej osobie która, wbrew wielotysiącletnim już staraniom sławnych “kupców ze Świątyni Bez-Rozumu”, jest “po zwierzęcemu” szczerze zainteresowana pogłębieniem swej wiedzy o świecie.

Treść dialogów

Dialog I

Radykalny Darwinista wątpi w zawodowe kompetencje Nowego Sokratyka.

Dialog II

Nowy Sokratyk odkrywa poważne błędy w argumentacji Richarda Dawkinsa

Dialog III

Nowy Sokratyk wraz z Radykalnym Darwinistą badają tajemnicze pochodzenie mutacji

Dialog IV

Nasi filozofowie przyrody poszukują genetycznych efektów używania i nie-używania genów

Dialog V

Obaj nasi bohaterowie zapytują się dlaczego Richard Dawkins nie potrafi odróżnić osła od konia

Dialog VI

Nowy Sokratyk tłumaczy w jaki sposób nowe zachowania oraz struktury są konstruowane oraz dziedziczone

Dialog VII

Nowy Sokratyk podaje precyzyjniejszą definicję życia i wskazuje na jej użyteczność dla filozofii przyrody

Dialog VIII

Nowy Sokratyk wskazuje jak organizmy potrafią manipulować swą informacją genetyczną

Dialog IX

Dojrzały Post-Darwinista (MAD) zachwyca się nad precyzją piagetowskiego schematu dojrzewania umysłowego

Dialog X

Zapomniane doświadczenia F. Jacoba zezwalają na lepsze zrozumienie przyczyn raka

Dialog XI

Dojrzały Post-Darwinista wskazuje na religijne korzenie obecnego kryzysu w naukach o życiu

Dialog XII

Obaj uczestnicy dyskusji zgadzają się, że chciwość i technofilia zwiekszają korupcję dzisiejszej nauki

Dialog XIII

Nowu Sokratyk wskazuje na rolę Ciemnego Erosa w powstaniu perwersji poznawczej ultradarwinowskich koncepcji ewolucyjnych

 



[1] Patrz Rozmowy o Biblii Anny Świderkówny, str. 44 – 47.

[2] W tygodniku The New York Review of Books z 12 czerwca 1997.

[3] Patrz na przykład, opublikowany w miesięczniku Nomos nr 10/95 esej pióra prof. Andrzeja Wiercińskiego na temat apokaliptycznej liczby 666, oznaczającej według niego kupiecki zysk, oraz totalnie skomercjalizowaneą religię.

[4] Patrz odpowiedź A. Wiercińskiego na artykuł I. Kani poświęcony biblijnym korzeniom etosu niszczenia środowiska naturalnego. Biblioteka Zielonych Brygad nr 8, Kraków 1994.

[5] O religijnych uwarunkowaniach twórczości Izaaka Newtona pisze  np. Lynn White w artykule “The Historical Roots of our Ecologic Crisis”, Science, 155, nr 3767, 1967.

[6] Wykonane przez M.G. tłumaczenie dość zasadniczego dla epistemologii nauki artykułu R. Thom’a.znajduje się w miesięczniku Problemy z czerwca 1983 roku.

[7] Michael Thompson The Rubbish Theory, Oxford University Press, 1979.

[8]  Patrz książka Karola Darwina Zmienność roślin i zwierząt pod wpływem udomowienia z roku 1864. Już sam jej tytuł sugeruje, że radykalne zmiany środowiska wywołują – jako reakcję – znaczny  wzrost zmienności dziedzicznej przez pewien okres po wprowadzeniu takich radykalnych zmian. Ten fakt został skądinąd potwierdzony pod koniec XIX wieku przez Hugo de Vriesa, “odkrywcę” zjawiska mutacji.

[9] W. Reich wymienia za Talmudem kilka typów poznawczych postaw faryzejskich, charakterystycznych dla późnego Izraela. Na przykład “faryzeusz z krwawym czołem” często nabijał sobie guzy, ponieważ po mieście chodził z zamkniętymi oczami, by nie zgorszyć wzroku widokiem kobiety…

[10] W książce The Case of the Midwife Toad   A. Koestler przypomina, że na początku XX-go wieku trzeba było posłużyć się podstępem by przekonać środowisko angielskich “biometryków”, skupionych wokół periodyka naukowego Nature, że populacje genów dziedziczą się zgodnie z regułami Mendla. Później to samo środowisko “twardogłowych” genetyków,  związanych z tym właśnie periodykiem, wsławiło się bezwzględną nagonką na austiackiego biologa Paula Kammerera, który kilkanaście lat wcześniej dokonał interesujących doświadczeń z dziedziczeniem przystosowań do środowiska występującym u płazów. W ostatnich dekadach Nature stało się bastionem ultradarwinizmu negującego, m. innymi, dane o “saltacyjnym” powstawaniu poszczególnych gałęzi drzewa filogenetycznego.

[11] Patrz dane  cytowane przez M.G. w “Open Letter to Biologists” publikowanym w Fundamenta Scientiae w 1981 roku.

[12] Jako przykład błedu następnika wynikającego z błędu poprzednika św. Augustyn przytacza w cytowanym fragmencie (II, 50) swej księgi znany sofizmat św. Pawła z I Listu do Koryntian, 15,13: Bo jeśli nie ma ciała zmartwychwstania to i Chrystus nie zmartwychwstał, a zatem próżne jest nasze nauczanie i cała wiara na nic. Św. Augustyn dodaje w tym miejscu Ten wniosek (św.Pawła) jest fałszywy: Chrystus bowiem zmartwychwstał, fałszywym zatem jest poprzednik, mówiący że nie ma zmartwychwstania umarłych. Czyli logicznie, u podstaw wiary chrześcijańskiej legło przekonanie, że w ciałach pozbawionych życia, życie może powstawać ex nihilo, wolą bożą. Nieco dalej, w tym samym Liście do Koryntian, św. Paweł popiera swą argumentację stwierdzeniem, że to co się sieje, nie ożywa, jeśli nie umrze (15, 36). Wynika stąd jasno, że zjawisko śmierci pozornej (anabiozy) nasion i sporów tenże Apostoł utożsamił z rzeczywistą  śmiercią “nasienia bożego” (Jezusa) na krzyżu. I na takim doxa, czyli powierzchownym mniemaniu “o nasion zmartwychwstaniu”, opiera się od dwóch tysięcy już lat “pozorna mądrość” otumanionych przez faryzeizm św. Pawła chrześcijan.

[13] Patrz dane zawarte w broszurze M.G.Wojna Bogów, Kraków 1996.

[14] Na temat kultu siedzenia w Stanach Zjednoczonych autor się wypowiadał w szeregu esejów poblikowanych w paryskiej Kulturze: “Freedom on Freeway” (7/71), “Skrzynia” (4/72), “Kuracja antyszokowa” (7/73), a także w książce The Not-Too-Divine Comedy, Meta Ph.D. Thesis, Berkeley, 1972.

[15]  Tak zwane Księgi greckie Biblii obejmuja księgi Eklezjasty (Koheleta) i Eklezjastyka (Syracha) w Testamencie Starym, do których niektórzy dodają Ewangelie w Testamencie Nowym. Listy św. Pawła oraz Objawienie św. Jana należą niewątpliwie do tradycji Biblii “hebrajskiej”.

[16] Co oznacza w swj ukrytej istocie skrót meme autor sugeruje już w Dialogu II. Pod koniec przygotowywania niniejszej tezy (kwiecień ’98) dotarła do autora książka Richarda Brodie Wirus umysłu, gdzie omówione są zasady “memetyki”, czyli nauki o produkowaniu wirusów kulturowych. Niestety, wskutek bezmyślnego powielania (kopiowania, replikowania) przez jej autora zinfantylizowanych, ultradarwinowskich przekonań o “kreacji z niczego” mutacji przystosowawczych, część wstępna tej książki należy zaliczyć do omawianej powyzej klasy argumentacji “kabod-doxa”, czyli Obiektywnego Autorytetu subiektywnych, popularnych mniemań. Jaba daba du – jak określa Brodie poglądy kreacjonistów. Natomiast niewątpliwie ciekawą część tej pracy znanego “pchacza” oprogramowań Microsof stanowi opis technik “wpychania”, odpowiednio przygotowanej klienteli, coraz to nowych, ubezmóżdżających “memów”.

[17] Iz. 60, 10-11 i 61, 5-6. Niewątpliwie biblijnym wzorem metody takiego zużycia przechwyconych podstępem bogactw oraz okrycia się ukradzioną chwałą był Patriarcha Jakub, który umiejętnie obrabował z dziedzictwa swego bliźniaczego brata Ezawa.

[18] Paul Wintrebert, Le vivant, créateur de son évolution, wyd. Masson, Paryż 1961. Jego tezę podtrzymywali w drugiej połowie XX-go wieku uczeni tacy jak Jean Piaget z Genewy czy Pierre-Paul Grassé z Paryża. Autor jest ich bądź bezpośrednim (Grassé), bądź pośrednim (Piaget) uczniem oraz kontynuatorem ich idei.

[19] Tak nazwał Platona współczesny filozof francuski Christan Makarian w artykule zatytułowanym “Platon, l’inventeur de la philosophie” opublikowanym 16 sierpnia 1997 przez francuski tygodnik Le Point.

[20] Wszystkie te ułatwienia poznawcze wykorzystane są w dialogu Fajdros, gdzie Sokrates podaje przykład Sokratesa ignoranta, który nie potrafiąc odróżnić konia od osła, a wiedząc jedynie, że Fajdros za konia bierze osła, z dobroci swego serca radzi swemu przyjacielowi by zakupił osła w celu udania się na wyprawę wojenną.

[21] W periodyku Commentaire, nr. 77, Paryż 1977 s. 112.

[22] Patrz na przykład opinia Tomasza Gabisia w artykule “Religia holocaustu” opublikowanym przez wrocławski Stańczyk w 1997 roku.

[23] Światowej sławy lingwista, Noam Chomsky uważa, że to Stany Zjednoczone reprezentują najagresywniejszy, zakamuflowany Prawami Człowieka, ustrój mafijny. Patrz opracowana przez M.G. recenzja z jego książki Year 501, the Conquest Continues opublikowana pod tytułem “Najazd kupców-wojowników” w Przegl. Tyg. nr.2/97. W tej mało znanej w Polsce książce Chomsky celnie zauważa, że wzorujące się na etosie biblijnego “narodu wybranego”, elity rządzące w USA tak ustawiają i prawo i propagandę i naukę, aby móc jak najwydajniej okradać i eksploatować co biedniejszych obywateli. Niewątpliwie ultradarwinizm zalicza się do takich, odbierających i radość życia i wolność wyboru drogi życiowej, nauk o konieczności przystosowania się do wymogów cywilazacji.

[24] Na temat neodarwinowskiej idei “powstawania informacji z szumu” autor (M.G.) się wypowiadał w artykule “Ciuciubabka naukowa” publikowanym w Kulturze, nr. 7-8, Paryż 1980, a także w Twórczości nr. 7/83 w przypisie do swego wcześniejszego artykułu “Wykład na temat rozwoju potrzeb”, Twórczość, W-wa, nr. 2/83.

This entry was posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY. Bookmark the permalink.

Comments are closed.