WIELKA ŚWIATOWA REWOLUCJA „MIKROCEFALI JAHWE”
Grzech Pierworodny boga „Jahwe” i smętny los biosfery Ziemi
(Tekst spisany pod koniec roku 2010, obecny na kilku forach internetowych i ciągle aktualny)
Me dwa ostatnie, rozpowszechniane tylko Internetem teksty „Symbole NWO” oraz „NWO –Światowe Imperium Hipokrytów” zaowocowały szerszą elektroniczną (a więc z konieczności w znacznej mierze anonimową) dyskusją na temat biblijnych uwarunkowań Nowego Światowego Porządku, w piśmie Świętym określanego jako Nowy Izrael, Nowa Jerozolima, a w literaturze kościelnej jako civitas dei, czyli „Miasto Boga”. Na to, że za systematyczną dewastacją Przyrody, a także z lansowaną „na całego” urawniłowką coraz bardziej usamochodowionej, zkomputeryzowanej, oraz zhamburgeryzowanej i zkokakolizowanej ludności świata, stoi podstawowe przykazanie Starego Testamentu „Panujcie nad ziemią”, zwracało już uwagę wielu antropologów oraz historyków nauki, by wskazać tutaj na Lynn White (1967) w USA, Pierre Thuillera (1990) we Francji czy Ireneusza Kanię (1993) w Polsce.
Ja też, na ten zasadniczy temat popełniłem kilka krótszych (1994) i dłuższych (2007) tekstów. W pierwszych z nich (1994) wydawało mi się jeszcze, że w przeciwieństwie do tak zwanego „kapłańskiego” mitu o Stworzeniu Świata w 7 dni (mitu zawierającego sławny nakaz JPII „panujcie nad ziemią”), mit określany w podręcznikach jako „jahwistyczny” (a zatem „boży”) z centralnym dlań pojęciem Grzechu Pierworodnego, ogranicza destrukcyjny, wobec natury, charakter mitu ‘kapłańskiego”. Z czasem i ten mit „boży” zaczął mi się wydawać być podejrzanym. Jak to już w poprzednich mych „listach spod Giewontu” zauważyłem, ten sławny „grzech pierworodny”, polegający na konsumpcji owoców z „drzewa POZNANIA co złe a co dobre” jest przecież cnotą ludzi rozumnych. Mój zwyczaj brania à la lettre podstawowych nakazów Pisma Świętego skrytykował korespondent „zbig”, swym e-adresem najwyraźniej powiązany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim:
Interpretuje Pan teksty biblijne w sposób wielce naiwny, wręcz śmieszny dla kogoś, kto miał cokolwiek wspólnego z teologią czy egzegezą biblijną… Powiem tylko tu akurat, że “poznać” w języku biblijnym, (choć nie tylko, raczej to było dość powszechne u starożytnych), to nie nasza “teoria”, jakaś “wiedza o etyce” jak Pan pisze… ‘Poznać” znaczyło doświadczyć, doznać, przeżyć. Od takiej “wiedzy”, a raczej “poznania zła” to raczej powinniśmy uciekać “gdzie pieprz rośnie”… Dalszego komentowania tej pseudoteologii oszczędzę sobie i ew. czytelnikom…
O co zatem chodziło „bogu” Jahwe, który kazał zamknąć naszych biednych i nagich przodków w Raju? W tym „rajskim ogrodzie” mieli oni wygody podobne do tych jakich zażywają pary dzikich zwierząt trzymane w komfortowych Ogrodach Zoologicznych: jest tam dostatek żywności, zwierzęta są chronione przed ich naturalnymi wrogami, a personel weterynaryjny dba o ich długowieczność. Jak to podkreślił „zbig”, chwalący się znajomością egzegezy Biblii, w tym zbudowanym na kształt Zoo raju, uwięzionym w nim pra-rodzicom nie wolno było „poznawać” … Od takiej “wiedzy”, a raczej “poznania zła” to raczej powinniśmy (i dzisiaj) uciekać “gdzie pieprz rośnie”. Szkopuł jednak tkwi w tym, że nie wszystko jest złem, co się nim być wydaje, tak jak nie wszystko jest złotem, co się świeci. Co więcej, my nie mamy wpisanego w kod genetyczny rozeznania co złe a co dobre, za wyjątkiem czysto fizjologicznych odczuć głodu oraz bólu. (Noworodek zapewne odczuwa klaps, który dostał od akuszerki po opuszczeniu łona matki jako „zło” i dlatego zaczyna płakać. Niemniej jednak bez tego, nieprzyjemnego dlań bodźca, mógłby po prostu nie „zbudzić się” do samodzielnego oddychania; jako uczeń odczuwałem jako „zło” konieczność odrabiania w domu zadań i dopiero w kilka lat później się przekonałem, że rozwiązywanie tysięcy problemów z fizyki i matematyki wyszło mi „na dobre”, co zresztą widać po niniejszym tekście, itd.)
Zakazany przez Ojców Kościoła przez ponad tysiąc lat, pogański filozof i przyrodnik Arystoteles celnie zauważył, że nihil est in intellectu quod prius fuerit In sensu – wszystko co nam się w głowach kołacze, jest produktem naszych doznań zmysłowych, łącznie z pojęciem „boga”, które starożytni skonstruowali biorąc za wzór jakiegoś ziemskiego Super-Władcę („Pana”). A zatem w żaden sposób nie da się od zła „uciec” dopóki się tego zła, chociażby w formie zalążkowej, osobiście nie POZNA, czyli doświadczy, dozna, przeżyje. Zalecana przez ośrodki związane z „naszą” religią ucieczka od osobistego doświadczenia i doznania (to ostatnie słowo pochodzi od budzącego grozę wśród kleru, greckiego słowa gnoza) zasadnie można przyrównać do ucieczki nawykłych do życia w ciemnościach termitów przed „złym” (bo rzeczywiście zabijającym te pozbawione ochronnego pigmentu insekty) promieniowaniem słońca.
W tej sytuacji ktoś, kto rzeczywiście (a nie na niby, jak rzeczony Szaweł/Paweł) naśladuje Jezusa cytowanego w Ewangeliach (Łk. 11.34; Mt. 6.19) i głosi, na przekór „bogu ST”, że to właśnie osobiste, sensoryczne doznania są ABSOLUTNIE KONIECZNE, by „światło które w tobie nie było ciemnością” (jako że „świecą ciała jest oko twoje. Gdy oko twoje jest zdrowe, i całe ciało twoje jest świetliste”), to taki bluźnierca przez kapłanów czczących ST automatycznie jest traktowany jak Wysłannik Diabla. Taki intruz osobom pobożnym wydaje się być istnym LUCYFEREM, czyli kimś kto przynosi STRASZLIWE ŚWIATŁO. Światło to w rzeczy samej zabija Mroczne Zjawy, którymi kapłaństwo karmi „owczarnię”, którą od wiekówi trzyma w zbudowanej ze starotestamentowych ograniczeń poznawczych, CIEMNICY WIARY. Ciemnicy selektywnie oświetlonej li tylko sztucznym światłem świec Menory uwidocznionej w herbie Izraela.
W tym „lucyferiańskim” świetle, odrzuconych przez starożytnych Ojców Kościoła nauk Arystotelesa – a także i odrzucanych przez współczesnych (neo)darwinistów nauk Jeana Piageta – zachowanie się hebrajskiego boga Jahwe („Jestem, który Jestem”) jawi się być wyjątkowo podłą próbą pozbawienia „skolonizowanych przez Izrael narodów” dostępu do prawd bardziej złożonych niż te, serwowane przez duchowych spadkobierców gangsterskiej lumpenkultury starożytnych hebrajskich mikrocefali. Autorami bowiem zachowanych do dzisiaj w Biblii Pism Hebrajskich były ewidentnie osobniki zatrzymane na poziomie rozwoju umysłowego – wg. skali J. Piageta – około siedmioletniego dziecka, wykazującego cechy infantylnego egoizmu i lękającego się jakichś diabelskich zjaw – np. gadającego węża w rajskim ogrodzie. Taki to właśnie, umysłowo wyraźnie niedorozwinięty, „lud boga Jahwe” w starożytności skolonizował, na blisko tysiąc lat, istmus między Afryką a Azją.
PLUGAWY – to imię boga ludu habiru (bandytów), który z czasem stał się Adon Olam, Pan Świata Wolnego (do robienia biznesu)
Jest taka zagadka kabalistyczna, o której słyszałem w Paryżu 31 lat temu od znanego już podówczas „mandaryna” biologii molekularnej, Antoine Danchina (skądinąd ożenionego z Polką, jak mi to kilka lat temu się pochwalił). Zagadka ta polega na odgadnięciu tajemnego słowa, zdolnego uzdrowić wszystkie ludzkie choroby. Oczywiście takiego uniwersalnego słowa nie ma, ale lokalnie da się jednym celnym słowem postawić diagnozę – oraz wskazać terapię – wszystkich chorób umysłowych jakie rozkwitły na naszej Planecie po zatruciu się lekturą Pisma od boga Izraela. Tym SŁOWEM-KLUCZEM jest oczywiście PLUGAWOŚĆ charakteryzująca nie tylko zachowanie się starotestamentowego Abra(ha)ma, Jakuba oraz Mojżesza, ale także będąca atrybutem „wewnętrznego Pana” takich Ojców Założycieli (względnie reformatorów) Kościoła jak św. Paweł, Aureliusz Augustyn oraz Jean Kalwin. To bowiem właśnie tych historycznie znanych Pasterzy cechowało „wewnętrzne światło, które do dzisiaj promieniuje na zewnątrz Ciemnością” – by użyć znanej frazy Jezusa z Nazaretu.
– Czyż bowiem nagle nie staje się „przejrzystym” zachowanie się biblijnego Abrama, który na żądanie swego „wewnętrznego Pana”, decyduje się zabić i usmażyć na wolnym ogniu swego dorastającego syna Izaaka? Czyż Abram/Abraham to nie był wyjątkowo PLUGAWY CZŁOWIEK, „najbardziej zły człowiek, jaki kiedykolwiek istniał”, jak to sugeruje Salman Rushdie w książce „Ostatnie westchnienie Maura” z roku 1985?
– A czyż „bóg” Mojżesza nie okazał się być bezdennie PLUGAWYM, gdy na Egipcjan, którzy kilka pokoleń wcześniej uratowali rodzinę Jakuba od śmierci głodowej, zaczął ściągać co obrzydliwsze plagi, w tym i śmierć wszystkich w Egipcie pierworodnych? Ten „bóg Izraela” także pochwalał ograbienie egipskich sąsiadów z ich religijnych precjozów, „świętą kradzież” zaleconą wychodzącym z Egiptu Żydom przez ich Proroka, dumnie niosącego w rękach Kamienną Tablicę z przykazaniem „nie kradnij”?
– A czyż opisane w Nowym Testamencie zachowanie się „boga” kierującego postępowaniem samozwańczego „13 apostoła” jakim został św. Paweł, nie staje się przejrzystym, gdy przypomnimy sobie jakie to ofiary całopalne ze swych dorastających dzieci urządzali sobie opisani w Biblii hebrajscy „królowie gangsterzy”? To bowiem oni, poprzez szeroko nagłośnione holokausty swych pierworodnych, demonstrowali swą MOC konkurującym z ich gangami bardziej „ludzkim” plemionom. Wypchany naukami św. Pawła Kościół utrzymuje, że Krzyż to symbol Miłości boga do nas grzesznych. Ja zaś, jako „emisariusz lucyfera” twierdzę, że KRZYŻ TO SYMBOL PODŁOŚCI BOGA OJCA, który gotując tak okrutny los swemu prawdomównemu Synowi, zaplanował rozszerzenie swego PLUGAWEGO BOGO-WŁADZTWA na świat cały, tak aby była „tylko jedna (PLUGAWA bo bezmyślna) owczarnia i tylko jeden PASTERZ, oczywiście KŁAMCA I MORDERCA” (Jan 10:16). Zgodnie z Testamentem Starym Światem ma bowiem rządzić mafijny „Ojciec chrzestny”, zachowujący się w sposób podobny do władz Stanów Zjednoczonych ostatniego stulecia. To bowiem po holocaustach – czyli terrorystycznych całopaleniach – miast niemieckich oraz japońskich pod koniec II Wojny Światowej, USA stały się nie kwestionowanym światowym mocarstwem, a po „samo-zamachu” na WTC i Pentagon 9.11.2001 roku, zakonspirowany w instytucjach giełdowych „Nadrząd Świata” poczuł w sobie MOC zdobycia władzy nad całą Planetą.
Patrząc wstecz na kulturowy kontekst, w którym się pojawiła ta idea „chrześcijańskiego globalizmu”, należy uwzględnić, że w atmosferze starożytnej Jerozolimy, zatrutej smogiem celebrowanych na Wzgórzu Syjon obrzędów ZAKŁAMYWANIA SPOŁECZNEJ RZECZYWISTOŚCI, poprzez całopalenia domowych zwierząt, niewiele dokumentów pisanych, starających się przybliżyć do prawdy opis historyczny, mogło powstać. Dotyczy to także tekstów Ewangelii, zwłaszcza tych spisanych przez nawykłych do „cudowania” Żydów. Należy wręcz podejrzewać, że wszystkie zachowane teksty wczesnochrześcijańskie przeszły przez surową, „niewidzialna cenzurę” służb jerozolimskiego Sanhydrynu.
Tak więc i odnotowane w Ewangelii Jana, powstałej dopiero w około 50 lat po hipotetycznym ukrzyżowaniu Jezusa, zapowiedź „bożego pomazańca” (Chrystusa), że przyprowadzi on i inne owce do „zagrody Izraela”, może się okazać być perfidną wstawką tajnych służb Świątyni Syjonu, już wtedy przemyśliwujących jakiego by tu użyć fortelu by zapanować nad antycznym Światem. Zwłaszcza iż Jezus przy tej okazji wypowiada zdanie, w którym przypisuje sobie moc iście czarnoksięską „Nikt mnie (życia) nie pozbawia, lecz ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc przyjąć je znowu” (Jan 10, 18). To przypisane Jezusowi zapewnienie pozostaje w kompletnej sprzeczności że słowami tegoż, umierającego na krzyżu Jezusa, odnotowanymi przez ewangelistę Mateusza (27,45-46) „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” A zatem mamy prawo podejrzewać, że i cała historia Jezusa „zbawczego” ukrzyżowania, a następnie jego kontestowanego przez filozofów Grecji zmartwychwstania, została po prostu sfabrykowana – jak film Gibsona „Pasja” przed kilku laty – w przypominających dzisiejszy Hollywood „warsztatach ogłupiania ludności świata” pracujących przy Świątyni Syjonu. (Tak twierdzą np. wredni muzułmanie, utrzymujący, że na krzyżu zawisł nie Jezus ale Judasz.)
Przecież podstawowa zasada wychowania, która jest instynktownie znane wszystkim pedagogom a nawet i hodowcom zwierząt postuluje, że każdy czyn zły, który nie zostanie ukarany (kara ma być zawsze mniejsza niż przestępstwo) będzie stanowił zachętę do powtarzania takich złych czynów w przyszłości. Prawo to stosuje się w szczególności w wypadku „ofiary odkupicielskiej”, Jezusa na krzyżu, za którą to zbrodnię spiskujący przeciw Jezusowi Sanhydryn nie został w ogóle pokarany. Ukrzyżowany zatem prorok Jezus, tak jak te wykrwawiane i palone w świątyni Syjonu owce, stał się – chcąc nie chcąc – narzędziem zakłamania rzeczywistości przez naśladujące zachowanie się „13 apostoła” Pawła kapłaństwo Nowego Izraela. Kapłaństwo, które do dziś dzień z celebracji tej PLUGAWOŚCI kolekcjonuje imponujące dywidendy. Bo przecież gdy bezmyślnie recytujemy „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska będzie Polską, a Polak Polakiem”, to przecież tak naprawdę realizujemy ujawniony w Liście do Galacjan (3:26-28) „plan przybliżenia Królestwa Bożego”. A w nim nie będzie już więcej Polaka, Żyda ani Niemca, nie będzie oczywiście ani Polski ani nawet Europy, wszystko będzie Jedno, będzie Jedna Światowa Owczarnia i tylko Jeden Pasterz, czyli wytypowany przez zakamuflowany sanhedryn przedstawiciel Narodu Wybranego, odgrywający komediancką rolę Narodów Chrystusa. (Niezłe, jak na agenta luciferusa przystało, zdemaskowanie „planu boga Jahwe”! Czyż nie mam racji?)
Mówiąc prosto, ci którzy pod krzyżem modlą się do „boga Abrama, Jakuba, itd.” winni oczekiwać, że zrealizuje się im dokładna odwrotność ich marzeń: zamiast wolności będą mieli niewolę, zamiast radości zgryzotę, a zamiast życia przedwczesną śmierć. Tak jak ci polscy oficjele, którzy 10 kwietnia br. zdążyli chyba jeszcze pomyśleć, że nie trzeba się było tak spieszyć, by zdążyć na mszę w katyńskim lesie: podobnie było 70 lat temu w obozie w Kozielsku, w którym od przedwczesnej śmierci uratowali się w zasadzie tylko polscy oficerowie bezbożnicy, czyli komuniści. Po prostu, jak ktoś się za bardzo do krzyża modli, to winien się spodziewać nie Zbawienia, ale Golgoty. To przecież wiedzieli nienawidzący tego znaku pierwsi chrześcijanie i to nadal wiedzą nie tylko żydzi, ale i muzułmanie, hinduiści oraz wszystkich odmian ateusze.
A zatem wszystko to, co się zrodziło w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat w okolicach góry Synaj (pod którą mojżeszowi lewici uczcili Święto Otrzymania Dekalogu mordem trzech tysięcy „swych braci i synów”), a także na wzgórzu Syjon (na którym stała Świątynia, będąca największą w świecie starożytnym rzeźnią oraz krematorium), oraz na wzgórzu Golgota (hebr. „Czaszka”, na którym to wzgórzu wieszano, na postrach ludu, przestępców), wszystko to, to zwykła PLUGAWOŚĆ, CZARNA CHMURA ZAĆMY BOGA JAHWE coraz szczelniej przyduszająca świat cały – i to pomimo kilku „antyjahwistycznych” (francuska, niemiecka, rosyjska, chińska itd.) rewolucji ostatnich stuleci. W tym lucyferycznym świetle, nie tylko zachowanie się elit Starego Izraela było PLUGAWE, dokładnie takie, jak je opisał cytowany w Ewangeliach Jezus z Nazaretu. Także hiper-plugawymi są zachowania elit współczesnych zurbanizowanych metastaz (‘przerzutów’) starożytnej lumpenkultury habiru, czyli zbójców.
Przecież idealnie pasują do porównania Jezusa, mówiącego o „grobach pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego PLUGASTWA” (Mt 23,27), nie tylko imperia anglosaskie (GB + USA) oraz odrodzony po wiekach Izrael, ale także niedawno skolonizowane przez Fundację Sorosa, przez Opus dei oraz CIA kraje takie jak Polska. Do tej „Światowej Owczarni Pana” (NWO) zamierza dołączyć nawet i Moskwa, na gwałt odbudowująca monaster zwany „Nowe Jeruzalem” – przez co chce ona podkreślić „prawosławiący” – czyli mojżeszowy – charakter dzisiejszych nowobogackich Ruskich. (Skądinąd ta uwaga o „elitach wewnątrz swego jestestwa pełnych kości trupich i wszelkiego PLUGASTWA” jest przekazanym nam przez Jezusa z Nazaretu SŁOWEM-KLUCZEM do poznania istoty „boga Abra(ha)ma, Mojżesza, Pawła, Augustyna i tak dalej, aż do dzisiaj.) Czy ten „pochód do żłoba” ponadnarodówki Hipokrytów Świata (M-KGB, Mamonistycznej Koalicji Globalnych Businesmenów) uda się w ogóle zatrzymać? I czy da się jego bieg odwrócić, o czym marzą wszyscy na świecie zacni ludzie?
Jahwe jako bóg NIE-TWÓRCZOŚCI, czyli utrupienia, „zombifikacji” ludzkości
Wymarzone przez pozbawionego wyobraźni apostoła Pawła „królestwo boże”, w którym „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety” (Gal. 3: 28), jest z konieczności obszarem niezwykle ubogim w jakiekolwiek pobudzające do działalności bodźce. Ponieważ, jak to zauważył już Arystoteles, życie polega na ciągłym ruchu w kierunku zaspokojenia nienasyconych potrzeb, więc we wszystkich krajach „pod bogiem Jahwe” zmierzamy systematycznie do tego, by coraz częściej zastygać w bezruchu – chociażby przed komputerem (przed którym, przed czteroma laty nabawiłem się zatoru w nodze przygotowując referat na konferencję „Mut zur Ethik” w Feldkirch w Austrii). A bez osobistych ćwiczeń senso-motorycznych żadnego szerszego poglądu na świat nie jesteśmy w stanie sobie wytworzyć, idee przekazywane przez innych potrafimy zrozumieć tylko na bazie zapamiętanych własnych doświadczeń w danym przedmiocie.
W tej sytuacji wychowani w kulturze „jahwistycznej” uczeni, którzy w ramach swego przygotowania do życia „uciekali gdzie pieprz rośnie” od bardziej męczących doświadczeń życiowych, w wieku dojrzałym nie potrafią sobie W OGÓLE wyobrazić na jakiej zasadzie ta biotwórczość funkcjonuje. By wskazać tu na wychowanego w (za)duchu purytańskiej Anglii Karola Darwina, który pisał „niech mnie Bóg (Jahwe) chroni przed (arystokratycznymi) nonsensami Lamarcka w postaci jego tendencji organizmów do samodoskonalenia się”, czy na francuskiego potomka protestantów Jacquesa Monoda, który wtórował Darwinowi, twierdząc że „wszelka twórczość w biosferze jest dziełem przypadku”. Mamy w końcu i twórczość naukową Noama Chomsky’ego wychowanego na pismach Starego Testamentu negujących jakąkolwiek, z definicji „grzeszną”, bio-twórczość, podkopującą podstawowy dla judaizmu mit predestynacji. Dumny ze swej NIE-WIEDZY Chomsky jeszcze bardzo niedawno zapewniał swych czytelników, że „mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.”
A więc nie trenujmy niczego za wyjątkiem modlitwy (to zalecał św. Paweł „Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda – Tym. 4, 8 ) i nie ćwiczmy się w niczym, a zwłaszcza unikajmy ćwiczeń w zakresie bezbożnej, arystotelesowskiej logiki. A wtedy ukryta w zapisie genetycznym naszych embrionów MĄDROŚĆ ujawni się sama (Patrz załącznik). Ujawni się ona oczywiście w postaci „tabula rasa”, kompletnej pustki w głowach naszych oraz naszych dzieci, od dwóch już dekad przyuczanych wierzyć, że DURNIE I SZUBRAWCY, którym w Polsce AD 2000 pospiesznie postawiono gdzie się da pomniki, to są ŚWIĘCI, którzy przybliżą nam Królestwo Boże już tu, na tej ziemi. (Popularne obecnie „Parady równości” są w istocie dowodem nadchodzenia czasów, kiedy to „nie będzie mężczyzny ani kobiety”, jak to marzył Bęcwał Paweł.) I jak w takiej sytuacji nie sympatyzować z antypaulińską herezją islamu, w którym przyrzeczone nam po śmierci Królestwo Niebios polega nie na śmiertelnie nudnej urawniłowce, ale składa się z Zastępów Wdzięcznych Hurys, którym usługują równie piękni, wysportowani młodzieńcy?
(P)ozdrowienia
Marek Głogoczowski
Dla zainteresowanych historią symboli religijnych przypominam, że umieszczony pod moim „el-info” obrazek przedstawia zaadoptowany przez 4 Pułk Piechoty Strzelców Podhalańskich “krzyżyk niespodziany“, występujący jako ornament starych chałup góralskich na Podhalu. Słowianie nazywali ten indo-europejski ornament “kołowrót“, jako iż jest to znak dynamiczny, reprezentujący nigdy nie kończące się (i nie mającego jakiegoś wyraźnego początku, cykliczne KOŁO ŻYCIA, zjawisko biologiczne całkowicie niezrozumiałe dla wyznawców wszystkich religii “abra(ha)micznych”, wyraźnie biorących swój prestiż z bezustannych zapewnień kleru, że świat miał swój POCZĄTEK, a zatem i niechybnie nastąpi KONIEC ŚWIATA. Ten “kołowrót życia” (w formie zarówno prawo jak i lewoskrętnej) przestał być emblematem Strzelców Podhalańskich dopiero w roku 1945. Symbol swastyki był także znakiem rozpoznawczym pierwszych chrześcijan, w rzymskich katakumbach co najmniej do końca XIX wieku ponoć zachowanych było blisko tysiąc takich znaków, symbolizujących „dynamiczne” – jako że pobudzające do refleksywnego myślenia – światło promieniujące ze wszystkich Czterech Ewangelii. Ten zakazany obecnie symbol znajdujemy w wystroju niektórych starych kościołów, np. na murze kolegiaty w Kruszwicy „Powtarza się tutaj szczególnie motyw (greckiego) krzyża, my wytropiliśmy na południowej ścianie znak w kształcie zamkniętej swastyki – prastarego symbolu solarnego (tzw. crux gammata). Swastyka, zwana “wirującym krzyżem”, była dla chrześcijan znakiem chroniącym przed szatanem.”
P.S. Tak wyglądała, przez całe 30 lat pierwszej połowy XX wieku, odznaka przewodników tatrzańskich. U jej spodu wyraźnie widać dwie swastyki. (Nb. mój kolega M.P. w 2007 w Nepalu widział swastyki na emblematach tamtejszych szkół, bo u nich to także symbol mądrości i edukacji. W Zakopanem swastyka była wyryta nad wejściem do Muzeum Tatrzańskiego, ale po wojnie ją zamurowano.)