PAN w Z-nem (48): Wykład na temat rozwoju potrzeb (u obywatela siedzącego w wannie z ciepłą wodą)

 

Wprowadzenie

Poniższą „naukową satyrę” napisałem w roku 1981, wkrótce po zakończeniu stypendium, z dziedziny Teorii Ewolucji, w Paryżu na Uniwersytecie Paris VII, u sławnego zoologa, 84-letniego wtedy „ostatniego we Francji” lamarckisty, profesora Pierre-Paula Grassé. W paryskiej „Kulturze”, z którą współpracowałem przez całą dekadę lat 1970, tego „antyzachodniego” opracowania się bano opublikować i tę mą, nieco satyryczną pracę udało mi się wydać dopiero po „ucieczce ekonomicznej”, w kwietniu 1982 (w „stanie wojennym”!) do w PRL-u, w „Twórczości” nr 2/1973. A następnie, po raz drugi już w Wolnej Polsce w „Obywatelu” w 2002 roku. Pojawiła się ona także, już bez mojego udziału, w “Magazynie Europejskim “Sowa” (2013) we Frankfurcie a/M., by jeszcze raz “zmartwychwstać” na portalu Instytutu Spraw Obywatelskich w Łodzi, w styczniu 2020. Stąd i mój pomysł by “wszczepić” ten stary tekst także w Neon (24), zainstalowany częściowo na Australijskich Antypodach.

No i pierwsza refleksja, jaka po prawie 40 latach od powstania „Wykładu”, mi się nasuwa. Ta „wanna z ciepłą wodą”, w której się przyjemnie siedzi, w ciągu tych czterech dekad rozrosła się do całych, gigantycznych AQUAPARKÓW w każdym większym mieście na świecie. W tych to „stawach z CIEPŁĄ WODĄ wysiadują obecnie codziennie wielotysięczne rzesze! Byłem zatem prawdziwym PROROKIEM pojawienia się tego specyficznego przyzwyczajenia „rozwiniętej” ludzkości.

Kolejne skojarzenia, na temat CELU ŻYCIA nadchodzących, wychowanych w „wannach z ciepła wodą” pokoleń, co bystrzejsi czytelnicy mogą dopisać już sami.

M.G. Zakopane,

17 stycznia roku 103

po Wielkiej Rewolucji Anty Judeo-Chrześcijańskiej

WYKŁAD NA TEMAT ROZWOJU POTRZEB (u Obywatela Siedzącego w Wannie z Ciepłą Wodą)

Zawsze chciał czynić zło i zawsze stwarzał dobro…

Goethe o Szatanie

3700 słów 

Na X-tej konferencji na popularny temat “Człowiek i jego potrzeba zniszczenia środowiska” jeden z członków Klubu Rzymskiego (ekonomista) wygłosił taką oto metaforę konieczności naszego rozwoju: “sprawna ekonomia to jak wanna z ciepłą wodą, w której przyjemnie się siedzi. Niestety ta wanna przecieka i aby się przyjemnie siedziało trzeba do niej dolewać coraz więcej wody”. Zaproponowana przez członka Klubu Rzymskiego “Wanna z ciepłą wodą” symbolizować może całokształt otoczki technologicznej jaką sobie człowiek zbudował w ciągu ostatnich kilkuset lat: począwszy od kolejek linowych wożących klientów siedzących w realnych wannach z ciepłą wodą (widziałem takie na zdjęciach z niezwykle rozwiniętej Japonii), poprzez wyposażone w klimatyzację domy, komfortowe samochody, aż do telewizji i gór papieru, które służą delikatnemu “masażowi intelektualnemu”.

Mojego prelegenta zaskoczył fakt, że “wanny” nasze coraz bardziej przeciekają, choć wraz z postępem technologii winny one być przecież szczelniejsze: utrata ciepła przez dom zbudowany przed stu laty jest wielokrotnie mniejsza niż przez dom budowany współcześnie, samochód sprzed 30 lat wytrzymywał statystycznie ponad 10 lat używania, podczas gdy trwałość samochodu produkowanego obecnie oceniana jest na zaledwie 5 lat, meble sprzed 200 lat o wiele lepiej wytrzymują wstrząsy niż meble wprost z fabryki itd.

Drugą zagadką, na którą przedstawiciel Klubu Rzymskiego nie mógł znaleźć żadnej odpowiedzi, była konieczność stałego podnoszenia temperatury w naszej ,,wannie” z nowoczesnym społeczeństwem: według statystyk szwajcarskich, przed I wojną światową, uznana za normalną, średnia temperatura ogrzewania mieszkań wynosiła 14°C, przed II wojną 18°C, a obecnie 21°C. Naszym dziadkom (i rodzicom) do szczęścia wystarczyło skrzeczące radio i patefon na korbkę, podczas gdy naszym dzieciom niezbędna jest perfekcja zapisu płyt kompaktowych.Takich przykładów “rozwoju” można dostarczać do woli. Bez żadnej przesady możemy stwierdzić, że postęp to wielka przygoda ludzkości w wannie z coraz cieplejszą wodą: bezwzględna walka o gładsze i prostsze drogi, większe, cieplejsze i lepiej wyposażone mieszkania, większą ilość koni mechanicznych oraz decybeli na głowę każdego mieszkańca. To co Alvin Toffler w “Szoku przyszłości” nazwał “przyspieszeniem ewolucji” jest po prostu, wymiernym w kilowatach i tonach ropy naftowej, rozgrzewaniem się otoczki technologicznej ludzkości.

 Skąd się bierze potrzeba bezustannego podnoszenia temperatury w wannie z ludzkością?

Na seminarium ekskluzywnej Grupy Bellerive w Genewie przedstawiciel firm budujących elektrownie atomowe oświadczył: “większość chce mieć więcej energii, no to im tę energię dostarczamy”. Kropka. Demokracja – realizacja woli większości – od budowy wanny z coraz cieplejszą wodą nie ma odwołania.Głos większości jest skumulowanym głosem jednostek i rzeczywiście, życie przeciętnego “normalnego” obywatela w każdym nowoczesnym kraju to bezustanna pogoń za lepszą i większą wanną. Nawet zasadniczą różnicę życia między krajami demokratycznymi i (byłymi) totalitarnymi można sprowadzić do faktu, że te ostatnie produkowały wanny w niewystarczającej ilości, złej jakości albo po prostu grzały wodę “na niby”, udając tylko, że podnoszą stopę życiową.

 Jaki mechanizm powoduje, że człowiek po przyzwyczajeniu się do ciepłej wody, dla osiągnięcia szczęścia domaga się wody jeszcze cieplejszej? Otóż by znaleźć odpowiedź na to podstawowe dla zrozumienia naszej cywilizacji pytanie, na próżno będziecie wertować uczone księgi współczesnych fizjologów, lekarzy i biologów. Trochę światła na temat powstawania nowych potrzeb dostarcza “Filozofia Zoologiczna” Lamarcka z 1809 roku, ale współcześnie ten drażliwy temat zniknął prawie zupełnie z kręgu zainteresowań nauki: nieodpowiedzialne zajmowanie się tym zagadnieniem mogłoby bardzo szybko doprowadzić do kontestacji racjonalności nowoczesnych systemów społecznych.

Mimo prawie oficjalnego tabu na ten temat w krajach rozwiniętych, mechanizm powstawania nowych potrzeb może być zrozumiałym dla każdego kto posiada jako-takie wykształcenie w naukach ścisłych. Jeśli popatrzymy od strony “podszewki molekularnej” na zachowanie się naszych organizmów, to literackie pojęcia takie jak “potrzeba”, “chęć” a nawet “wola” możemy zdefiniować jako stan niezrównoważenia chemicznego[1] substancji wyprodukowanych przez organizm.

 Najprościej zilustrować ten koncept na przykładzie “potrzeby jedzenia”: gdy soki trawienne wyprodukowane przez żołądek nie mają nic do trawienia, to zaczynają “trawić” membrany komórek czuciowych żołądka. Komórki te reagują na ich “trawienie” nadaniem do mózgu sygnałów domagających się od człowieka pokarmu zezwalającego na “odwrócenie uwagi” soków żołądkowych od “trawienia” komórek czuciowych.

Te fakty są dobrze znane specjalistom od fizjologii. Natomiast starają się oni nie poruszać niebezpiecznego tematu co powinno się stać jeśli: l. zaspokoimy naszą chemiczną potrzebę, 2. nie zaspokoimy jej.

 

 Otóż w pierwszym przypadku, poprzez zaspokojenie naszej potrzeby stwarzamy warunki do odtworzenia się tej potrzeby po pewnym czasie: zaspokojenie głodu gwarantuje nam powtórzenie się tego uczucia za kilka lub kilkanaście godzin, po pewnym czasie od wypicia pierwszego kieliszka w gardle zasycha nam znowu i to nawet intensywniej itd. To “ciągłe odtwarzanie się potrzeb” przypomina bardzo zachowanie się wody w zbiorniku w WC: spuszczanie wody powoduje automatycznie ponownie napełnienie się zbiornika.

Taka wewnętrzna konstrukcja naszych organizmów gwarantuje nam, że nie mamy żadnych szans na zrealizowanie “wiecznego szczęścia” (czyli pełnego i trwałego zaspokojenia naszych potrzeb) w ciągu życia: życie polega na ciągłej syntezie białek i “gotowe do połączenia się” z innymi substancjami, wiązania chemiczne tych białek gwarantują nam, że ciągle czegoś potrzebujemy i ciągle jesteśmy zmuszani do wykonywania czynności mających na celu zneutralizowanie rozmaitych wyprodukowanych przez nasz organizm peptydów, enzymów i hormonów. Trwale zaspokojenie potrzeb jest możliwe tylko przez zatrzymanie procesów metabolicznych. Oznacza to po prostu: śmierć.

System cybernetyczny ukryty wewnątrz naszych komórek gwarantuje nam nie tylko, że zaspokojone potrzeby będą się odtwarzać. Zaspakajane w pełni potrzeby muszą z czasem wzrastać. Najbardziej drastyczną i najlepiej znaną ilustracją tego faktu jest potrzeba stworzona przez używanie środka chemicznego zwanego morfiną. Morfiny używa się by uśmierzyć silny ból i przed pierwszym jej spożyciem organizm nie odczuwa żadnego zapotrzebowania na ten narkotyk. Po kilku dawkach, w organizmie pojawia się zapotrzebowanie na morfinę nawet bez bodźca, który był pierwotną przyczyną jej użycia. Zaspokajanie tej potrzeby po pewnym czasie wzmacnia zapotrzebowanie na narkotyk i cała działalność życiowa narkomana zamienia się w krąg bez wyjścia zdobywania i zażywania coraz większych dawek morfiny. To pozorne “zaspokojenie potrzeb” wywołuje uczucie euforii i szczęścia, a jednocześnie chwilowy brak potrzeb jest sygnałem do zatrzymania aktywności motorycznej u będącej pod wpływem narkotyku osoby; w najcięższych przypadkach zostaje nawet zatrzymane oddychanie (śmierć na skutek przedawkowania).

  Po pewnym czasie, receptory zneutralizowane przez morfinę zostają zregenerowane. Po wielokrotnym użyciu morfiny nie regenerują się one w tej samej co poprzednio ilości: jest ich dużo więcej. Nadmiar niezaspokojonych wiązań chemicznych tych receptorów drażni inne komórki nerwowe, które sygnalizują do mózgu zapotrzebowanie na morfinę w celu ich neutralizacji. Realizacja tego zapotrzebowania przez narkomana prowadzi go do coraz większej zależności od morfiny.

Otóż twierdzę, że to zjawisko fizjologiczne, przez psychologa (a jednocześnie i biologa) Jean Piageta nazwane “wyrównaniem z nadmiarem” (la réequilibration majorante), jest kluczem do zrozumienia całokształtu przemian społeczno-politycznych zachodzących we współczesnym świecie.

 Na podstawie tego mechanizmu, jakakolwiek dająca zadowolenie czynność powtórzona wielokrotnie, po pewny czasie musi stać się przyzwyczajeniem a nawet koniecznością: u robotników wykonujących zrutynizowane zajęcia pojawia się z czasami przywiązanie do pracy, u pisarzy potrzeba pisania na maszynie, u programistów zależność od komputera, a u sportowców rodzaj upajania się wielokroć powtórzonym wysiłkiem.

Wyrównanie z nadmiarem nie ogranicza się do “nadregeneracji” receptorów komórek neuronalnych, ale jest charakterystyczne dla wszystkich tkanek zdolnych do regeneracji oraz dla wszystkich białek. Regenerację z nadmiarem i uniezależnianie się syntezy białek od bodźców pierwotnych potwierdza mało znana obserwacja lekarzy, że wszystkie leki używane przez dłuższy okres czasu mają podobny do narkotyków wpływ na organizm: by zachować ich efekt trzeba coraz bardziej zwiększać dawki, u niektórych pacjentów występuje nawet silne uzależnienie.  

Automatyczne szukanie medykamentu w momencie odczucia bólu jest przykładem odruchu warunkowego. Uniezależnianie się odruchu warunkowego od bodźców pierwotnych powoduje powstanie całkiem nowych potrzeb, a szukanie sposobów ich zaspokojenia prowadzi do wzbogacenia się możliwości zachowania się do jakiego jest zdolny organizm. Taki jest w ogólnych zarysach schemat naszego rozwoju, zarówno fizycznego jak i umysłowego.

szczanie na majdanie

W wieku dorosłym część ludzi kontynuuje w sposób coraz bardziej wysublimowany swe pasje poznawcze zainicjowane w młodości: jedni próbują zdobywać najbardziej niemożliwe szczyty, inni opływają świat dookoła, jeszcze inni nie mogą się powstrzymać od dociekań jak to się dzieje, że ciągle czegoś nam się chce. Pewne systemy społeczne były nawet całkowicie podporządkowane realizacji potrzeby poznania: nie tak dawno w Tybecie 20% ludności to byli mnisi-improduktywy, medytujący nad sposobami unikania potrzeb, platońska arystokracja miała za swój cel samodoskonalenie się zarówno fizyczne jak i duchowe. 

Od Renesansu jednak, w cywilizacji europejskiej pojawił się coraz wyraźniejszy odwrót od tej rozwojowej koncepcji wychowania człowieka. Rozwój środków technicznych i masowe wprowadzenie do obiegu pieniądza, spowodowało u niektórych osób, a nawet u całych społeczeństw, powstanie potrzeby obrotu i akumulacji pieniądza dla obrotu i akumulacji pieniądza. Koncept doskonalenia indywidualnego został zastąpiony “postępowym” konceptem doskonalenia otoczki technologicznej zbiorowości ludzkiej. Współcześnie, zapotrzebowanie “normalnych” dorosłych ludzi skupione jest na zbijaniu forsy, pogoni za komfortem i nowinkami technologicznymi, a swą potrzebę poznania zaspokajają oni poprzez czytanie gazety, oglądanie telewizji i jazdę samochodem. Jak wpływa na człowieka używanie ułatwień poznawczych takich jak samochód czy telewizja? Gdy jedziemy samochodem zmysły wzroku dostarczają nam doznań euforycznych związanych z przemieszczaniem się: zmienia się krajobraz, “czujemy” pęd. Z drugiej strony, mózg nie odczuwa nieprzyjemnych sygnałów, które związane są z wykonaniem jakiegokolwiek wysiłku: nasze ciało jest całkowicie znieruchomiałe. Podobne stany euforyczne odczuwamy w czasie oglądania obrazu filmowego bądź telewizyjnego, czytając gazetę bądź książkę.

Od strony fizjologicznej, akcja tych ułatwień poznawczych jest identyczna z akcją morfiny:zostaje zagłuszony przekaz do mózgu sygnałów od reszty ciała, ogarnia nas czysta euforia wywołana zaspokojeniem potrzeby poznania. Poprzez mechanizm regeneracji z nadmiarem systemu nerwowego, z czasem musi u nas powstać potrzeba używania tych ułatwień dla ich używania, winno wystąpić totalne uzależnienie człowieka od artefaktów ułatwiających jego życie: cała aktywność społeczeństwa “rozwiniętego” obraca się wokół zaspokajania potrzeby używania ułatwień życiowych, które to środki muszą wywoływać jeszcze większą zależność od nich. Potrzebujemy coraz zrywniejszych samochodów, coraz bardziej wyszukanych aparatów pomiarowych i komputerów, precyzyjniejszej stereofonii i doskonalszych telefonów komórkowych.

Czy zachowanie się ludności w krajach rozwiniętych nie jest zachowaniem się osobników odurzonych narkotykiem? Każdy, kogo percepcja nie ogranicza się do gazety i programu telewizyjnego, miał możność widzenia ziemi zrytej przez maszyny do budowy autostrad, poznał ponury krajobraz kopalń, czuł smród hut aluminium i rafinerii, kąpał się w niewiarygodnie zanieczyszczonych morzach, podziwiał brzydotę nowoczesnych osiedli we wszystkich miastach na świecie. Amerykański psycholog B.F. Skinner zatytułował swą książkę o kontroli zachowania ludzkiego“Poza wolnością i godnością”– to jest dokładny opis zachowania się narkomanów i taka właśnie jest realność życia ludności w krajach najbardziej rozwiniętych. Jak mogłem sprawdzić to naocznie, ludność Nepalu nie przepracowuje się, żyje sobie całkiem zdrowo i wesoło i nie wykazuje żadnego zapotrzebowania na technologię i dobrobyt.Niektórzy dziennikarze zaobserwowali, że najbardziej zaawansowane ekonomicznie kraje wytworzyły ustrój społeczny który należałoby określić mianem “grzeczny faszyzm”: absolutny konformizm i partycypację wszystkich warstw społecznych jednej jedynej czynności: rozwoju ekonomii. Robotnicy są po to by produkować przedmioty, biznesmeni by je wpychać ludności, inżynierowie by konstruować nowe przedmioty. Nauczyciele i lekarze mają za zadanie tak zreformować swe dyscypliny, aby hodować niedouków, niedojdów i ludzi chorowitych którzy są najlepszym materiałem na obywateli całkowicie uzależnionych od wytworzonych przedmiotów. Wszystkie inne, pozaekonomiczne cele działalności ludzkiej w krajach rozwiniętych są zepchnięte na zupełny margines.

Czyli w zasadzie, przed kimś kto chce się zaadaptować dynamicznie do życia w krajach rozwiniętych, otwarta jest tylko jedna możliwość: świadomy bądź nieświadomy udział w zwiększaniu polucji (u nas zwanej zatruciem środowiska), w podgrzewaniu ‘zupki’ w której się z czasem ugotujemy.

Pisałem ongiś o wpływowej kaście “specjalistów” w dziedzinie nauk o życiu, tak zwanych “nowych uczonych” opłacanych za swe umiejętności odwracania uwagi społeczeństwa od zagrożenia jakie stanowi rozwój technologiczno-ekonomiczny.

Specjaliści ci uzasadniają w sposób bardzo prosty przesłanki moralne będące motorem ich działalności: realizują oni zapotrzebowanie i wolę większości. Gdyby większość ludzi miała zapotrzebowanie na poznanie prawdy, to takie zachowanie uczonych byłoby zgodne z celami nauki. W wypadku gdy większość ma zapotrzebowanie tylko na “wannę z ciepłą wodą” (pieniądze i dobrobyt), to udział w realizacji jej woli jest przykładem korupcji i zniewolenia środowiska uczonych: nie dość, że wynajdują coraz bardziej wyszukane środki odurzające, to jeszcze starają się ukryć prawdę o tym co się dzieje z ludźmi pod wpływem tych środków.Francuski historyk nauki Pierre Thuiller pisał już 20 lat temu, że “nowi uczeni” domagają się coraz głośniej prawa do kierowania światem, bo tylko oni dzięki dziesiątkom lat wytężonej pracy poznali prawdę o życiu i posiadają kwalifikacje do robienia tego. Poniżej przytoczę krótki przegląd odkrytych praw i “aktów wiary”, którymi uzasadniają swe żądania:

1. Niezachwianie wierzą oni, że przy odpowiednim wkładzie sił i środków można zbudować świat w którym większość będzie wiecznie szczęśliwa – natomiast według proponowanych przez nich schematów zachowania się organizmów, taka wiara jest równoważna przekonaniu, że szarpiąc wystarczającą wytrwale za łańcuszek w klozecie będzie można trwale osuszyć zbiornik wody.

2. Robią oni pieniądze i karierę na genach i w związku z tym ich najważniejszym zadaniem naukowym jest niedopuszczenie do poznania skąd się bierze regeneracja z nadmiarem struktur ożywionych. W tym celu wierzą że:

3. Zachowanie się człowieka, a w ogólności, procesy życiowe są mało ważne, gdyż nie mogą mieć żadnego wpływu na kontrolujące to zachowanie geny. Geny te pozostają poza zasięgiem praw fizyki gdyż: a) nie zużywają się pod wpływem ich użycia (choć dobrze znane są wyniki doświadczeń dokumentujące, że kwasy nukleinowe po kilkudziesięciu replikacjach pękają z tego samego powodu co zużyty wał w samochodzie); b) segmenty solidnego łańcucha kwasów nukleinowych mogą zmieniać swe pozycje, rozmnażać się (bądź znikać) tylko “same z siebie”, albo poprzez ich zewnętrzne uszkodzenie. Mimo tej podstawowej tezy “Nowej Biologii”, enzymatycznie kontrolowana regeneracja, jak i “regeneracja z nadmiarem” jednostronnie uszkodzonej spirali DNA, jest doskonale potwierdzona doświadczalnie.

4. Uczeni ci twierdzą, że poprzez wyeliminowanie z nauki subiektywnych poglądów osobistych będą mogli (osobiście) stworzyć “naukę obiektywną”: przekraczającą możliwości ludzkich zmysłów i niezależną od nich samych. Dzięki takiej praktyce zmysł obserwacji tak się u nich wyostrzył, iż nie potrafią (bądź nie chcą) zauważyć, że (osobista) próba oderwania się od własnych zmysłów jest równoważna próbie podniesienia się w powietrze poprzez podciąganie się z wystarczającą siłą za własne kolana…  Aby uczynić nauki ścisłe jeszcze ściślej zgodne z wolą ,,nowych uczonych” proponuję usunąć z programów szkolnych nauczanie III prawa Newtona (akcji i reakcji) – bo to niepoważne prawo jest odpowiedzialne za to, że wszystkie rzeczy używane muszą się zużywać. Mało wydajną “matematykę nowoczesną” należałoby zastąpić “nową matematyką” opartą na aksjomacie, że l + l nie może być równe dwa. W ten sposób kandydaci na uczonych już od dziecka wyrabialiby w sobie przekonanie, że sprzeczność teorii z doświadczeniem nie przeszkadza, by ta teoria była “naukowa” – odzwierciedlała opinię większości i przynosiła dochód.

Jaki mechanizm spowodował, że uczeni nie chcą widzieć tych sprzeczności? Zostali oni wychowani od dziecka pod kloszem podgrzewanym dokładnie do temperatury utrzymującej ich w bezustannym szczęściu[2], wszystko w ich otoczeniu było zawsze sterylne, niezawodne i bezpieczne jak szyba telewizora, przed którą spędzali od drugiego roku życia po kilka godzin dziennie. Nie mieli potrzeby ani możliwości sprawdzać jak odrasta urwany ogon u traszki, jaki mechanizm ukryty jest wewnątrz zbiornika wody w ustępie, czy jak regeneruje się skóra na obitych kolanach. Bez tych bodźców dostarczonych przez doświadczenie osobiste nie mogli rozwinąć receptorów neuronalnych i połączeń w korze mózgowej, które zezwoliłyby im na dostrzeżenie, że organizmy żywe są zdolne do samoregeneracji i to w dodatku do samoregeneracji z nadmiarem – co jest motorem ich rozwoju.Wobec utraty zdolności przewidywania jak rozwijają się organizmy żywe, nowi uczeni robią kariery na tworzeniu fikcji naukowej, która uspokajałaby “przypadkowo-naturalnie wybraną” ludność, że kierunek postępu przez nią obrany jest zgodny z prawami biologii. Do tego rodzaju science fiction należy zarówno “O powstawaniu gatunków” Darwina, jak i “Przypadek i konieczność” Monoda i nawet “Szok przyszłości” Tofflera. Ojcem chrzestnym tego typu literatury był niewątpliwie Cervantes w okresie Renesansu i podejrzewam, że to od niego zaczerpnęli późniejsi pisarze swe opinie na temat biologii.

Otóż według Cervantesa, Don Kichote co chwila beznadziejnie spadał z konia próbując zatrzymać wiatrak. Gdy popatrzymy na tę historię poprzez pryzmat teorii Jeana Piageta, to zauważymy, że te upadki winny doskonale rozwinąć jego organizm (co dobrze zaobserwowali na sobie alpiniści). W dodatku, po kilku nieudanych próbach winien on się nauczyć, gdzie należy wsadzić swą dzidę, by zatrzymać tę machinę. Być może nawet by odkrył, że lepiej i praktyczniej jest zająć się zdrowiem młynarza, gdyż wiatrak po pewnym czasie sam musi stanąć z powodu zużycia jego części.

Uzupełnijmy nasze rozważania nad zdrowiem maszynisty (i pasażerów) “pociągu do postępu” poprzez analizę sytuacji jaka powstaje, gdy nie spełnimy naszych potrzeb i aktywne białka wyprodukowane przez nasz organizm pozostaną bez substratu, który mógłby je zaspokoić. Z własnego doświadczenia (powrót z ekspedycji na Alaskę) mogłem zauważyć, że nie zaspokojone soki trawienne w pierwszym dniu głodu powodują istne męczarnie. Już na drugi dzień układy sprzężone w żołądku albo zmniejszyły produkcję tych soków albo wyprodukowały substancję je neutralizującą tak, że mogliśmy przekraczać łańcuchy górskie w pełni sił i bez uczucia głodu. Nawet gdy w końcu znaleźliśmy skład z żywnością, nie odczuliśmy potrzeby “rzucenia się na jedzenie” (zanik potrzeby jedzenia u ludzi, którzy przekroczyli pewne stadium głodówki, jest znanym faktem).

Podobny w zarysie jest przebieg znikania wszystkich innych potrzeb: odzwyczajenie się od palenia bądź picia jest z początku bardzo trudne i wymaga substytutów albo nawet środków zniechęcających, zaś u żyjących we wstrzemięźliwości mnichów występuje ponoć z czasem zanik popędów płciowych. Przy okazji można zaobserwować jak powstają potrzeby coraz bardziej zróżnicowane: używanie substytutów może spowodować powstanie nowych potrzeb, a samo szukanie nowych środków dla złagodzenia niezaspokojonych dążeń jest sednem ludzkiej twórczości. Ogólnie, poprzez niezaspokajanie tak zwanych “potrzeb materialnych” stymuluje się rozwój potrzeb ,,duchowych” i ,,szlachetnych”.Pomimo swej zwodnej nazwy, “potrzeby duchowe” też polegają na nienasyceniu chemicznym pewnych białek wytworzonych przez komórki nerwowe – więc ich realizacja może prowadzić do hipertrofii i nawet zależności od nich: sam przyznaję, że potrzeba dociekania skąd się biorą nasze dążenia pojawiła się u mnie jako rezultat wielu lat szkolenia, kiedy to inne potrzeby (na przykład zarabiania pieniędzy, zapewniania sobie komfortu czy robienia kariery) były stosunkowo mało istotne i słabo zaspokojone. Tradycyjne systemy wychowawcze dość umiejętnie manipulowały zachowaniem człowieka w celu rozbudzania potrzeb “szlachetnych” (choć bezproduktywnych): za grzech uważano obżarstwo i chciwość, za cnotę odwagę i honor. Możliwość “bezustannego szczęścia” odsuwano na okres życia pozagrobowego, co w związku z konstrukcją biochemiczną naszych organizmów było ideą jak najbardziej racjonalną.

 Czyli ciągle jest otwarta alternatywa naszego rozwoju: próbować zastąpić nasz rozwój ekonomiczny rozwojem psychosomatycznym. W przeciwnym razie czekają nas interesujące zjawiska społeczne, które dobrze przewidział francuski przyrodnik J.B. Lamarck już dwieście lat temu: Interesy i zwiększone potrzeby sprawią, iż będą oni pożądać jeszcze więcej, co spowoduje, że powoli większość z nich ucieknie z miejscowości izolowanych, opuszczą oni wsie i skumulują się w liczbie w pewnym sensie przeogromnej w wielkich miastach. (…) Osobniki ze wszystkich klas społecznych, które składają się na te wielkie zespoły ludzkie będą na pastwie ciągłych napięć i podniet coraz bardziej niezdrowych, ich zdrowie będzie się pogarszać choć nie będą tego zauważać (…) w ich organizacji będą powstawać rozmaite zaburzenia, będzie ich nękać ciągle rosnąca ilość rozmaitych chorób, które będą powiększać się z pokolenia na pokolenie…“.

Mogę dodać do tego opisu jaka choroba staje się obecnie największym problemem dla człowieka: rak. Jest to choroba typowa dla ludności miast i dla zwierząt udomowionych. W dodatku, podobnie do chorób umysłowych, podatność na raka wzrasta z pokolenia na pokolenie: według statystyk, córki kobiet u których rak piersi pojawił się w 60. roku życia wykazują tendencję do jego pojawienia się już w 45. roku.Nad rozwojem raka pracuje w tej chwili chyba z milion specjalistów i podejrzewam, że liczba ta jest najlepszą barierą zabezpieczającą przed większym postępem w tej dziedzinie. Nie dość tego, że jeżeli się zaakceptuje założenie że l + l nie może być równe 2, to nawet przy największym wkładzie pracy nie odkryje się nigdy ile wynosi 2+2. Chyba najważniejsze jest to, że ci uczeni stoją twardo nogami na ziemi i doskonale wiedzą, że gdyby któryś z nich w nieodpowiedzialny sposób odkrył jak powstaje ta choroba, to tylu badaczy mogłoby zostać bez chleba…

Komórki nowotworowe potrafią z niewiarygodną szybkością “uczyć się” neutralizowania wszelkich środków chemicznych bądź fizycznych jakie wymyślają lekarze. (Oczywiście, “uczą się” poprzez “regenerację z nadmiarem” swych zneutralizowanych przez leki mikroorganów.) Jedynym ratunkiem przed grożącą nam epidemią tej choroby jest kształcenie od dziecka systemu immunologicznego: poprzez zmniejszenie sterylności naszego życia, narażanie dzieci na niegroźne dawki chorób (szczepienia) i nawet na niewielkie ilości środków rakotwórczych. Po prostu twierdzę, że jedynym racjonalnym ratunkiem ludzkości przed epidemią zarówno ekonomii jak i raka jest… obniżenie temperatury w wannie z ludzkością, wzięcie orzeźwiającego “zimnego prysznica”.

W krajach, które się dobrze zaadaptowały do swych “wanien” i podgrzewanych kloszy, gdzie ludność domaga się chórem wygód jeszcze bardziej wyszukanych, głoszenie takich poglądów jest w zasadzie niemożliwe: nie dość że niezgodne są one z wolą większości, to jeszcze odpowiedni ,,specjaliści” bezbłędnie wykryją i zdemaskują zbrodnicze plany “wrogów ludu” – jakichś nieodpowiedzialnych pięknoduchów, którzy chcieliby storpedować program podgrzewania.Nie we wszystkich krajach rozwój jest równomierny. Żaby, które już od dłuższego czasu grzeją się w ciepłej wodzie, rozleniwiają się i nie są w stanie się zmobilizować do ucieczki, gdy woda stanie się za ciepła – z czasem się ugotują. Natomiast żaba z zewnątrz, wrzucona do za gorącej wody wyskoczy z niej natychmiast (doświadczenie takie zostało wykonane). Kraje, których tradycyjna kultura oparta była na hamowaniu potrzeb materialnych i które zbyt gwałtownie “wskoczyły na drogę rozwoju” mogą zachować się w sposób podobny do tych żab, które przerażą się warunkami panującymi w wannie.

 Martin Heidegger napisał w swym testamencie, że przed samobójstwem spowodowanym utratą kontroli nad technologią może nas uratować ewentualnie tylko Bóg. Ja sam twierdzę, że  bez pomocy materialistycznego Szatana, nawet Bóg nie da sobie rady z “rozwiniętym” człowiekiem, u którego system połączeń neuronalnych wykształcił się w ten sposób, że zaspokaja+ on potrzebę metafizyki przy pomocy bałwochwalenia ekonomii.

Według opinii nieżyjącego już krakowskiego lekarza, prof. Aleksandrowicza, w wypadku masowego zatrucia jakimś narkotykiem, nawet niewielka garstka ludzi, która zachowała “trzeźwą głowę” ma moralny obowiązek do podejmowania działań wbrew “woli większości”. Oczywiście, wymuszanie siłą swych “racji” może mieć tylko sukces doraźny, na dalszą metę, zgodnie z faktem “regeneracji z nadmiarem”, daje ono zazwyczaj skutek wręcz odwrotny.

S.I. Witkiewicz wyobrażał sobie, że jedynym ratunkiem przed postępującym cywilizacyjnym samozdebilnieniem ludzkości, jest jakaś zorganizowana akcja mająca na celu uświadomienie ludziom niebezpieczeństwa takiego samo-zatrucia. Osobiście nie bardzo wierzę, aby inicjatywa przekonywania społeczeństwa, że szczęścia należy szukać gdzie indziej niż w domku jednorodzinnym, samochodzie czy kolorowej telewizji mogła spotkać się z przychylnym nastawieniem mas pracujących znarkotyzowanego swymi osiągnięciami technicznymi Zachodu. Mimo tego jednak, kiedyś w zamierzchłych czasach szczytowego rozkwitu poprzedniej cywilizacji europejskiej, wygłoszono już te “niepopularne” idee i nawet współcześni “nowi katolicy” niechętnie przyznają, że te niezrozumiałe ideały nadal nas obowiązują. Przypomnijmy zatem, co dawni catholicos myśleli o ekonomii: A zatem nie pytajcie co będziecie jedli i w co będziecie się przyodziewać… O to wszystko bowiem poganie zabiegają… Ojciec wasz wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się wprzódy pozyskać jego królestwo, a te rzeczy przydane wam będą (Ewangelia Św. Łukasza, XII, 5-31).

*

Przygotowując do publikacji powyższe opracowanie już w PRL-u latem 1982, dodałem doń następujące zakończenie:

Ponoć jesteśmy krajem totalitarnym, w związku z tym stać nas na wiele instytucji nieodzwierciedlających przekonań ani potrzeb większości. Może należałoby się zastanowić nad programem działalności jakiejś organizacji „ochrony życia przed cywilizacją”, która przy pomocy racjonalnej argumentacji pomogłaby łagodzić (iluzoryczne?) nieszczęścia, jakie spadły ostatnio na nasz kraj?

 Genewa, maj 1981; Zakopane, sierpień 1982.

 ADDENDUM

W związku z poprzednim artykułem otrzymałem listy proszące o szerszy wykaz literatury na temat, który poruszam. Oto on. Po wielu perypetiach mój artykuł Open Letter to Biologists ukazał się w numerze 2(2)/1981 pisma poświęconego krytyce idei naukowych Fundamenta Scientiae (Pergamon Press, Headington Hill Hall, Oxford OX3OBW, U.K.). W języku francuskim pojawił się doskonały esej o socjobiologach Contre le scientisme” w książce P. Thuilliera o biografiach uczonych Le petit savant illustre (Seuil, 1980). Temat choroby psychicznej społeczeństw rozwiniętych porusza także P. P. Grasse w swej najnowszej książce L’homme en accusation (Albin Michel, 1980).

O tym, co się dzieje wewnątrz zakładów naukowych, i w jaki sposób „dobierają się” nowoczesne idee w nauce, piszą dwaj nestorzy biologii: P. Weiss (L’archipel scientifique, Paris, Maloine, 1974, w języku angielskim Within the Gates of Science and Beyond, Hofner, New York, 1971) i G. Ungar (w Discovery Processes in Modern Biology, Huntington, New York, 1977). Ponoć bardzo ciekawa (jeszcze nie czytałem) jest książka mego profesora historii nauki z Berkeley P. Feyerabenda Against Method (New Left Books, London, 1975) – po francusku Contre la methode, Seuil, 1979).

Najbardziej zwięzłe opracowanie idei J. Piageta znajduje się chyba w książce M. Boden Piaget (Fontana Paperbocks, 1979). Na ogólny temat procesów ewolucyjnych Piaget napisał przed swoją śmiercią książeczkę pod wymownym tytułem Le comportement, moteur de l’evolution (Gallimard, 1976), a P .P. Grasse bardzo szczegółowe opracowanie L’evolution du vivant (Albin Michel, 1971, istnieje także wydanie amerykańskie u Freemana).

W języku polskim czytałem doskonały artykuł prof. Jana Szczepańskiego Paradoks czystej indywidualności i zła (Kultura, Warszawa, 11 stycznia 1981). Ten artykuł można traktować jako zewnętrzną „szatę fenomenologiczną” (phenomenologisches abermantel) do mych rozważań na temat podszewki molekularnej człowieka.

Post Scriptum Styczeń 2020 (czyli roku 103 po WPR)

Dlaczego ten bardzo już stary tekst jest wciąż aktualny? Dlaczego o sprawie poruszonej w jego tytule wciąż się intensywnie milczy? Kto/co zabrania zajmować się tymi, PODSTAWOWYMI DLA NASZEGO (ZBIOROWEGO PRZE)ŻYCIA SPRAWAMI?

W „Addendum Misologos GMO-LP” (na portalu “wiernipolsce” w 2017 roku, czyl roku 100 po WPR) przypomniałem o „instrukcji”, dla pilnie czytających Biblię protestantów, sformułowanej przez Apostoła Pawła, „Hebrajczyka z Hebrajczyków, co do zakonu Faryzeusza”, znanego jako Szaweł alias Paweł: “Bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co napisano (w ST oraz w moich „Listach”, ale nie w Ewangeliach, wtedy jeszcze nie spisanych — jest to Sola Scriptura pierwsza z Pięciu Zasad Bezmyślenia obowiązujących protestantów).

O czym zatem w Biblii nie ma ani słowa i o czym ludzka „trzoda”, hodowana przez jej chrześcijańskich „pasterzy” ma nie myśleć? Dokładnie o tym, co próbował kwestionować mnich PELAGIUSZ i co wzięli sobie do serca mahometanie, poinstruowani przez spychanych w niebyt NESTORIAN, kwestionujących dogmat o grzechów odkupieniu męczeństwem Jezusa. Mianowicie Raj Łatwego Życia, od którego Stworzenia rozpoczyna się Księga Rodzaju to, patrząc z punktu widzenia LOGOSU biologicznego, to był najzwyklejszy ZŁOCZYN Boga Stworzyciela Izraela. To przecież jest banał, że bez niemiłych bodźców (irytacji, zaburzeń stanu stacjonarnego metabolizmu) nasi pra-rodzice szybko zamienili by się w tyjącą na potęgę PARĘ GAMONI niezdolnych wyartykułować poprawnie nawet swych opinii o ich „miejscu odosobnienia zapewniającym im wieczny dobrobyt”. Niestety nie jest to przykład teoretyczny, tak to wygląda obecnie rzeczywistość życia w krajach „pod opieką” Wyjątkowej Nacji, zgromadzonej głównie w USA. I ludzie na pozór inteligentni, także w Polsce dzisiaj, nie są w stanie dostrzec, do czego zmierzają i oni – i ich dzieci – pracowicie budując sobie te zindywidualizowane KOMFORTOWE MIEJSCA ODOSOBNIENIA (kojarzone w szczególności z uwielbianymi przez kobiety “łazienkami”.)

To właśnie ten LOGOS BIOLOGICZNY (inaczej mówiąc PRAWO BIOLOGII LAMARCKA), zupełnie zapoznany – wręcz znienawidzony – przez ideologów zarówno judaizmu jak i chrześcijaństwa, powoduje że pauliński perfidny pomysł „odkupywania grzechu (zbiegłego z Raju) Adama krwią wiszącego na krzyżu Jezusa” (patrz obżydliwy hymn paschalny „O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa!” św. Augustyna) to był/jest PODŁY PROGRAM EKSTERMINACJI ROZUMNEGO CZŁOWIECZEŃSTWA – do którego to „celu istnienia” zmierza bardzo wyraźnie obecna, zarówno ta „liberalna” jaki i ta „chrześcijańska” Cywilizacja spod znaku TechnikiPieniądza, oraz Dupy komfort uwielbiającej – cywilizacji wyraźnie budowanej według antycznych  planów naszych “starszych braci w wierze” – by użyć znanego określenia, upowszechnianego przez św. Jana Pawła II:


 

 

 

 

This entry was posted in Obce teksty. Bookmark the permalink.

Comments are closed.