Autyzm to „ANGLOSASKA CHOROBA” (c.d. 3)

C.d. 3: Autyzm to „ANGLOSASKA CHOROBA” myślicieli „cząstkowych” (vide Fr. Bacon)

Na zdjęciu Marek Głogoczowski przed domem w Zakopanem (Rok 2005 – to zdjęcie publikuję na życzenie p. Romana Kafela z Teksasu, który domaga się zdjęć autora artykułu „Bóg umysłowo chory i jego planetarne nowotwory”)

Francuską chorobą” nazywa się syfilis, który w szczególności roznosiła po Europie armia francuska w czasie wojen religijno-dynastycznych XVI-XVII wieku. Nawiązując do tej nazwy, coraz bardziej rozpowszechniającą się po świecie chorobę autyzmu warto nazwać „anglosaską chorobą” i to nie tylko z tego powodu, że ta ‘choroba genetyczna’ najbardziej rozwija się obecnie USA, gdzie już co 50 rodzący się chłopczyk ma szanse bycia dzieckiem autystycznym. Bowiem tak jak kilka wieków temu po Europie syfilis roznosiła armia francuska (w Rosji robiła to armia polska), tak obecny „syfilis neo-liberalizmu” roznoszą po świecie kondotierzy służb specjalnych USA (oraz GB), pod których „nadrządem” znajduje się dzisiaj zarówno Francja jak i Polska.

Cała bowiem, tak zwana „liberalna” kultura polityczno-naukowo-ekonomiczna, polegająca na schizofrenicznym „rozmiękczeniu” połączeń neuronalnych w korze mózgowej, która zrodziła się w protestanckiej Anglii 3-4 wieki temu, ma charakter autystyczny. Co dobrze zauważył mój kolega dr hab. historii Bruno Drwęski z Paryża. Jeśli zaś chodzi o coraz częstsze rodzenie się osobników predysponowanych do autyzmu, to należy traktować to zjawisko jako przykład tak zwanego efektu Baldwina, polegającego na przechwytywaniu przez genotyp zachowań wyrażanych fenotypowo, w ciągu życia zawodowego osób starających się przystosować do „wolnościowego” środowiska. (Ponieważ wielu z mych znajomych wszystko tłumaczy spiskiem żydostwa, to powtarzam raz jeszcze, że według moich obserwacji na U.C. Berkeley przed 40 laty „Anglosasi to bardziej żydzi niż Żydzi”.)

Avant propos 1. „Izajaszowo-solidarnościowa recepta na zdrowie”

Wracając z niedawnej, sierpniowej mini-wyprawy w Dolomity (góry w Pn. Włoszech), już na autostradzie za Bratysławą złapaliśmy Polskie Radio „1”, które nas powiadomiło o odkryciu, na warszawskim cmentarzu Powązkowskim, ubranych w niemieckie mundury zmumifikowanych zwłok kilkudziesięciu mężczyzn rozstrzelanych bezpośrednio po końcu II Wojny Światowej. Ponieważ polskie władze podejrzewają że był to, zamaskowany ubieraniem trupów w niemieckie mundury, zbiorowy mord bohaterów walczących z przybyłą z ZSRR Czerwoną Zarazą, rozpoczęto badania DNA tych ludzkich szczątek, mając nadzieję na odnalezienie wśród nich zwłok rotmistrza Pileckiego. Później, już w Polsce, usłyszałem w TV że historyk z zawodu, prezydent Komorowski potwierdził, że te niezidentyfikowane dotychczas zwłoki w niemieckich mundurach to kolejny dowód zbrodniczości „komuny” (w której się on sam – w przeciwieństwie do mnie – wychowywał przez pierwszych 38 lat życia). Przyznaję, że już zza Tatr dość obrzydliwym (‘obżydliwym’ jakby to napisał antysemita Stefan Kosiewski) wydał mi się mój kraj, gdzie media bez przerwy rozgrzebują jakieś groby, mające potwierdzić zasadność obecnej, intensywnie pro-amerykańskiej i pro-kapitalistycznej władzy.

Nieco później, już w mym rodzinnym domu w Zakopanem (patrz zdjęcie powyżej) przypomniał mi się fakt z 24 lub 25 stycznia 1945 roku, o którym opowiadali mi obaj moi wujkowie. Otóż Zakopane podówczas zdobyli radzieccy partyzanci i dowodzący nimi major na chwilową siedzibę swego sztabu upodobał sobie mych dziadków skromną (67 m2) chałupę, a w szczególności jej „białą izbę” czyli dokładnie pokój, w którym piszę te słowa. W Zakopanem złapano w tych dniach stycznia 1945 pięciu młodych maruderów z uciekającej armii niemieckiej i po krótkim sądzie wojennym major i jego adjutanci skazali ich na śmierć jako sabotażystów. (Niemcom istotnie, udało się wysadzić, bezpośrednio przed ucieczką, most na Kamieńcu oraz zakopiańską elektrownię.) Wyrok został wykonany za domem, nad dziadka gnojówką, strzałem z „nagana” w głowę i asystowali przy nim obaj moi, dwudziestokilkuletni podówczas wujkowie. Mróz wtedy był tak siarczysty, że w zaledwie w pół godziny po egzekucji zwłoki były już zupełnie sztywne, a radzieccy partyzanci pozdejmowali z trupów buty – dotychczas brnęli przez śniegi Karpat, przy blisko 30 stopniowym mrozie, po prostu w łapciach.

I czy przypadkiem te powązkowskie groby kilkudziesięciu mężczyzn w niemieckich mundurach, ze śladami  egzekucji poprzez strzał w tył głowy to nie rezultat podobnej egzekucji niemieckich maruderów w Warszawie w 1945? Gdyby ta naukowa hipoteza okazała się zasadna, to aktualna hucpa „elity” rządzącej Polską okazała by się „czarną satyrą” na obecny ustrój. Satyrą nie gorszą niż ta ze sprowadzaniem zwłok „Witkacego o nie zniszczonych przez narkotyki zębach” – jeszcze za czasów PRL – na zakopiański cmentarz dla zasłużonych. Zaś to ustawiczne, namolne poszukiwanie „ofiar zbrodni komunizmu” doskonale wpisuje się w tak zwaną „Izajaszową receptę na usprawiedliwienie” WŁADZY NAD ŚWIATEM ŻYDOWSKICH CZCICIELI TRUPÓW – nie tylko tych trupów w Katyniu i na Powązkach, ale także w Jedwabnem, Oświęcimiu, Treblince, a nawet i na Wzgórzu Golgota: „Oni zostali przebici za nasze grzechy, zdruzgotani za nasze zbrodnie. … i w ich ranach jest nasze (Tusków, Komorowskich, Maciarewiczów, Kaczyńskich i ich zaoceanicznych nadzorców) zdrowie.” – Iz. 53, 5; przy okazji odkrycia na Powązkach mogił Męczenników Walki z Komuną warto przypomnieć, że wg. czcicieli Allaha Miłosiernego i Sprawiedliwego na Golgocie ukrzyżowano nie Jezusa ale zdrajcę Judasza).

Avant propos 2. O truciu nas „od góry” ( czyli truciznami zsyłanymi ‘z nieba’)

Na zdjęciu: latorośl dochodzi do szczytu Torre Vajolet Stabeler (2805 m) w Dolomitach – fot. A. Mierzejewski

W Dolomitach spaliśmy głównie „na dziko” w namiotach na wys. ok. 2000 metrów, na pięknych polanach otoczonych limbowymi lasami. Po powrocie, w barze „Piano” w Zakopanem, młodszy ode mnie o połowę instruktor narciarski i lokalny przedsiębiorca Piotrek Bogacz (tak jak i ja pół-góral, pół-ceper) naiwnie zauważył, gdy mu opowiadałem o tych biwakach: tam wysoko w Alpach, to powietrze musiało być czyste! Ja oczywiście z jego prosto-myślącą opinią się zgodziłem. W kilka jednak godzin później przeczytałem akurat odwrotną opinię mego dobrego znajomego z Gdańska, tamtejszego znanego industrialisty oraz wieloletniego radnego Stefana Grabskiego, komentującego mój artykuł nt. przyczyn narastającej fali autyzmu: „Marek, Może przyczyn jest więcej. Nie uwzględniasz chemicznego nasycenia powietrza po  chemtrails. link http://zatruteniebo.wordpress.com/opryski-chemtrail-1/.” Ponieważ rzeczone „chemtrails” spadają na nas „z nieba”, więc w tych alpejskich rejonach gdzie przebywaliśmy, powietrze winno być o wiele bardziej zatrute niż leżące w kotlinie przedgórskiej, na wysokości tylko 800-900 metrów Zakopane, nad którym obecnie unosi się ponad stumetrowej grubości warstwa samochodowego smogu!

Przeczytałem rzeczony artykuł umieszczony na witrynie „Zatruteniebo”. Opisuje on „opryski” dokonywane przez jakieś samoloty-straszydła, ponoć latające na nietypowej dla współczesnego lotnictwa na wysokości 5-10 km nad ziemią i rozpylające coś złego, co bardzo powoli dyfunduje w otaczająca atmosferę. Jego autor stwierdza, że smugę oprysku  „W przeciwieństwie do chmur wiatr niemal nie przemieszcza (przemieszcza bardzo wolno), a jedynie ‘rozciąga’, co można przyrównać do zjawiska rozciągania waty szklanej”. Logicznie to wskazuje, że cząsteczki oprysku nie lecą wraz z innymi, popychanymi przez wiatr cząsteczkami powietrza, ale wiedzione jakąś tajemną siłą, bardzo powoli dyfundują w przelatujące koło nich powietrze. Artykuł sugeruje, że pomimo wiatrów, które szczególnie w górnych warstwach troposfery (czyli właśnie 5-10 km nad ziemią) wieją zazwyczaj z szybkością powyżej 100 km/godz, w kilka godzin po „oprysku” jego cząsteczki docierają precyzyjnie nad teren nad którym zostały one rozpylone. Przecież to kompletna bzdura z punktu widzenia elementarnych danych meteorologii: po kilku godzinach (lub nawet dniach) rozcieńczone prawie do zera „złe” molekuły winny lądować dziesiątki – jeśli nie setki – kilometrów od ich miejsca rozpylenia. Mogą one zatem powodować co najwyżej, zgodnie z Prawem Paracelsusa, efekt hormezy, czyli „bodźcowego, uderzeniowego” uodpornienia się opryskanych w ten dziwaczny sposób zwierząt na najrozmaitsze choroby. Dosis venenum facit.

Kto takie bzdury fabrykuje, aby straszyć nimi nie orientujących się w principiach meteorologii oraz farmacji ludzi?

Mój kolega Piotr Bein od lat utrzymuje, opierając się na autorytecie poznanego kiedyś przeze mnie fizyka dr Christophera Busby, że nawet najmniejsze ilości niszczących organizm pierwiastków mogą wywoływać straszne dla nas efekty. Robi on to systematycznie ignorując fakt, że w nieczynnych, silnie promieniotwórczych kopalniach uranu od wielu dziesiątków już lat urządza się sanatoria leczące najrozmaitsze choroby (np. w Kowarach na Śląsku). Poniżej przedstawiam raz jeszcze zdjęcie plastykowej kukły, przedstawiającej jedno z dziesiątków„niby dzieci”, które miały się narodzić w okolicach irakijskiej Basry, zbombardowanej pociskami z zubożonym uranem w 1991 roku: (Tego typu  szkaradne zdjęcia przywiózł nam z Basry, na konferencję „Mut zur Ethik” w Feldkirch w Austrii w 2006 roku, jeden z sympatyków gazety „Zeit Fragen”, w której i ja przed 5 laty pisałem o antyirańskiej tarczy rakietowej w Polsce; obecnie te same zdjęcia są rozpowszechniane w Internecie z informacją, że pochodzą one z Afganistanu)

Ilość i fachowość tych plastykowych „zmyłek” mających straszyć ludzi skutkami użycia zubożonego (a więc b. słabo promieniującego) uranu, wskazuje że przygotowała je jakaś suto wynagradzana za swą pracę AGENCJA DEZINFORMACYJNA pracująca w skali całego Globu. Podobnie „naukowo-podobne” bzdury o zaśmiecaniu górnych warstw atmosfery całym szeregiem kosztownych do wyodrębnienia metali, też musiały przygotowywać jakieś FACHOWE SŁUŻBY, posługujące się naukową nowomową i powołujące się na opinię samego prezydenta Obamy.

Odnośnie tych „Służb Ludzkości” warto zacząć kojarzyć, że Światowa Hucpa z Globalnym Ociepleniem jest dziełem znanych osobiście profesorowi Jaworowskiemu AMERYKAŃSKICH INWESTORÓW W LUDZKĄ GŁUPOTĘ (patrz Jaworowskiego artykuł na ten temat zamieszczony przez „Nasz Dziennik”). To straszenie „Cieplnym Końcem Świata”, za którego odwlekanie Syjonistyczna Oligarchia Świata zaczęła już pobierać odpowiednie opłaty, to też przecież kompletna bzdura wymyślona przez potomków biblijnych biznesmenów, którzy przed wiekami dość skutecznie nabierali Pierwszych Chrześcijan na Strach Przed Końcem Świata (vide św. Paweł „a gdy na odgłos trąby…”).

***

Meritum sprawy, czyli o tym, jak się kształci wykastrowaną z Rozumu ARMIĘ AUTYSTÓW, potrzebnych do realizacji planu całkowitego podporządkowania świata kapłaństwu Chorego na Przerost Ambicji Boga Izraela

Mój kolega z Francji, urodzony w Kanadzie i wykształcony na Uniwersytecie Jagiellońskim historyk Bruno Drwęski, pracujący obecnie i w Paryżu i w Warszawie w Instytucie Studiów nad Islamem, w sposób bardzo zwięzły skomentował me opinie nt. przyczyn narastającej fali autyzmu, zwłaszcza w kraju „pod bogiem” zwanym USA:

tzw. Cywilizacja amerykanska, waspowsko-sionistyczna, jest sama autystyczna …to dla czego zdrowe dzieci jako reakcje nie maja byc autystyczni ??? …na zasadzie:  - x – = +   Dla nich przynajmniej …nie musza wtedy zyc w tym bagnie, wlasnie bo maja autyzm !!!![i]

No tak, jak się jest zaprogramowanym genetycznie autystą, to się jest zwolnionym z odpowiedzialności za swe zachowanie, którego bardziej dalekosiężnego celu się nie rozumie, gdyż się nie posiada potrzebnych do dokonania tego spostrzeżenia neuronów. A taki brak skrupułów rzeczywiście jest bardzo wygodny. Autystyczna (?) Judith Bluestone zauważa „My nie uczymy się przez naśladowanie”. Ale dzieci normalne uczą się przez naśladowanie i podobnie zachowują się także dorośli. Ponieważ autyzm zwalnia z odpowiedzialności za swoje zachowanie, to „uczenie się autyzmu” jest przystosowawczym wynalazkiem, który zezwala na bardzo dobre „wpasowanie się” ludzi nowoczesnych do życia w BAGNIE zwanym USTRÓJ LIBERALNY, tzn. „wolnościowy”, od kilku już setek lat praktykowany w krajach anglosaskich, a od lat z górą dwudziestu także i w Polsce. (Nb. ‘Uczenie się autyzmu’ to jest dokładnie to, co prof. Changeux określił jako  „apprendre c’est éliminer” – uczyć się to znaczy eliminować, doprowadzać do atrofii „niewygodne” połączenia neuronalne w mózgach trenujących autyzm osób.)

Doskonałego, poglądowego przykładu, jak przebiega to „genetyczne kształcenie autyzmu przystosowawczego” dostarczył miesiąc temu francuski prezydent François Hollande w trakcie III Spotkania Przyjaciół Syrii, w Paryżu 6 lipca br.

Prezydent Francji przemawia w czasie Spotkania „Grupy Przyjaciół Syrii”. Najbardziej w prawo, twarzą do widowni widać postać młodego zbrodniarza wojennego Abou Saleha (z „Brygad Farouka”), specjalnie zaproszonego na tę „pacyfistyczną” imprezę.

Otóż były ambasador Francji w Syrii, Eric Chevallier powtarza publicznie od wielu już miesięcy, że „obecnie w sposób krwawy i systematyczny próbuje się destabilizować Syrię przez awanturników, którzy nie są Syryjczykami.” (Actuellement, on tente une déstabilisation sanguinaire et systématique du pays par des aventuriers qui ne sont pas syriens.)

Natomiast prezydent Francji, zachowując się jak prawdziwy, prowadzony przez „boga Izraela” autysta, za wszelką cenę nie chce zaakceptować tego, dobrze znanego politykom francuskim faktu i na Spotkaniu w Paryżu z dumą stwierdził co następuje:

W Syrii sytuacja jest dramatyczna, naród syryjski żyje w atmosferze gwałtu o niewiarygodnych rozmiarach … co wymaga mobilizacji społeczności międzynarodowej … Chciałbym zatem pozdrowić, tych bojowników syryjskiej opozycji. Oni są odważni i zdeterminowani. Oni są dumni i oni wzięli swój los w swoje ręce … Wykorzystuję okazje naszego spotkania by potwierdzić zaangażowanie Francji w poparcie dla narodu syryjskiego … aby on mógł wybrać swój rząd i sam zadecydował o swej przyszłości…(itd.)”

( W kontekście tej wypowiedzi prezydenta Francji, warto przypomnieć, że próbujący obecnie zawładnąć Syrią, bogato sponsorowani oraz szkoleni przez Zachód „bojownicy”, to są bardzo wyraźnie duchowi spadkobiercy legendarnych Habiru, czyli wypchanych „bogiem” bandziorów, próbujących zawładnąć krajami Bliskiego Wschodu w czasach biblijnego Mojżesza oraz Jozuego. Patrz zdjęcie poniżej)

Dlaczego prezydent Francji robi wszystko, by nie dopuścić myśli kogo popiera swym „wykonywaniem pracy” (łac. laborem exercens)? Otóż „lucyferysta”, czyli ‘czyniący światło’ Karol Marks przypominał Europejczykom, że tak zwany „Bóg Izraela” nosi w ukryciu aramejskie (tzn. syryjskie) miano Mamon i że to w imieniu tego „boga jedynego Izraela” Światowy Kapitał, już od momentu powstania społeczeństw burżuazyjnych (Bürgergesellshaft), dąży do komercyjnego opanowania całej Planety. Przy czym najdoskonalszy model takiego syjonistycznego zachowania się reprezentują kraje anglosaskie.

A jeśli najwyżsi urzędnicy państw oraz Kościołów (patrz na zachowanie się nie tylko JPII ale i na zachowanie się niedawno wizytującego Polskę „papierosowego miliardera”, patriarchy Wszechrusi Kiryła) starają się nie widzieć najbardziej rzucających się w oczy analogii, to i podobnie, poprzez naśladownictwo, zwykli zachowywać się i ich podwładni, swą systematyczną pracą (łac. laborem exercens) poszerzając rozmiar „bagna życia” o którym wspominał mój kolega Drwęski: neurobiolodzy na przykład „jak ognia” unikają badań nad powszechnym zjawiskiem atrofii, znikania neuronów w wyniku nie-używania całych połaci kory mózgowej (vide Changeux, vide Majewska).

Czy jednak „autyzm nabyty” przez pracowitych, starających się „wpisać” w zasadę „poprawności polityczno-intelektualnej” rodziców może stać się dziedziczny, tak jak w znacznym stopniu dziedziczna staje się u mężczyzn tendencja do przedwczesnego wypadania włosów (łysina), cecha wyraźnie „nabyta” hormonalnie w warunkach stresu charakterystycznego dla życia w wielkich miastach? Dokładne badania statystyczne wskazuję, że cechy autyzmu wykazują dzieci (głównie chłopcy) zrodzeni z ojców będących w starszym, już po 40, wieku. Coś podobnego zaobserwowano także u bardzo małych ssaków, mianowicie u myszy. Mianowicie szczegółowe badania nad „Dziedziczeniem nabytej immunologicznej tolerancji na obce antygeny histokompatybilności u myszy”, dokonane przez R. M. Gorczynskiego i E. J. Steele jeszcze w 1980 roku (http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC349507/?page=2) wskazują, że takie dziedziczenie cechy nabytej pojawia się dopiero w 3 i 4 miocie badanych, genetycznie jednorodnych myszy i w zasadzie to tylko samce są zdolne do przekazywania swemu potomstwu tej „cechy nabytej” (do nie zapłodnionych samczych jajeczek z tą „stworzoną przez organizm, nową informacją” dotrzeć jest najwyraźniej trudniej).

A zatem u ssaków przekazywanie potomstwu informacji o przystosowawczych atrofiach/hipertrofiach rodziciela, po odpowiednim okresie latencji (czyli opóźnienia wywołanego koniecznością dotarcia do męskich jąder produkujących spermatozoa odpowiednich protowirusów, będących odmianą transpozonów) została eksperymentalnie potwierdzona już 30 lat temu. I to nie tylko przez wskazaną powyżej pracę Steela i Gorczynskiego,  ale i przez bogactwo danych zebranych przez Karola Darwina jeszcze w wieku XIX. Ta rzecz jest znana już od kilku tysięcy lat, bowiem hodowcy koni wyścigowych już w czasach Platona do rozpłodu dobierali ogiery starsze wiekiem, które już ukończyły swój udział w zawodach. A to po to, aby w ten lamarckowski sposób wzmocnić predyspozycję potomstwa tych ogierów do szybkiego biegania.

Niestety wśród „autorytetów biologii numerycznej oraz molekularnej” panuje na ten zasadniczy, bio-kulturowy temat, zmowa milczenia od blisko już 70 lat. Wolą się oni – jak prawdziwi autyści, którzy widza tylko „rzeczy” – w sposób jałowy „onanizować się” odkrywanymi przez nich niewiarygodnie skomplikowanymi strukturami molekularnymi, oraz statystycznymi bieda-wyliczankami według wzorów Mendla, wyliczankami zapoczątkowanymi przez B.S. Haldane prawie 90 lat temu w Anglii: E. J. Steele za swe prace na temat dziedziczności przystosowań został w tejże Anglii ćwierć wieku temu skazany na banicję aż do Perth w Australii.

To tyle na zakończenie wakacji, znowu popędzają mnie „byłe ogiery” by się powspinać gdzieś w Tatrach na Słowacji,

(P)ozdrowienia

Marek Głogoczowski kontra

Zakopane 20.08.2013

 



[i] Brunonowi Drwęskiemu zdążyłem odpowiedzieć ,w sposób elektroniczny, jeszcze przed wyjazdem w Dolomity:

Dokładnie o to chodzi. O tej autystycznej cywilizacji anglosaskiej pisałem juz 2 lata temu w Akupunkturze, czyli leczeniu – także ludzkiej głupoty – igiełkami z Hg“:

 … Amerykanie (a dawniej i Anglicy) jak to zauważyło wielu już autorów, są wychowywani od setek lat w poczuciu iż są “narodem wybranym”. Zaś ten bezmyślnie wychwalany przez kler, BIBLIJNY “NARÓD WYBRANY” TO PRZECIEŻ JEST PODRĘCZNIKOWY PRZYKŁAD ZBIOROWEGO AUTYZMU według Wikipedii polegającego na:

·  zaburzeniu zachowań niewerbalnych,

·  braku kontaktów rówieśniczych,

·  braku potrzeby dzielenia się przeżyciami z innymi ludźmi,

·  braku społecznej lub emocjonalnej wymiany, (co określa się terminem braku empatii).

 I właśnie w tych, typowo anglosaskich zachowaniach, według politologa Armadna Cleese z Luksemburga stanowiących jednocześnie i o potędze i o perfidnym bestialstwie anglosaskich imperiów (by wskazać tu na bombardowania Drezna i Hiroszimy, czy organizacji głodu w Irlandii w XIX wieku oraz głodu w Niemczech Zach. bezpośrednio po II WŚ), należy szukać źródeł „przystosowawczego” autyzmu coraz większej ilości dzieci w USA

 Po prostu genetycznie przygotowują się one, w ten lamarckowski sposób, do „konkurencyjnego” wejścia na rynek coraz to mniej wymagającej inteligencji (oraz sprawności fizycznej), beznadziejnie nudnej pracy. Przyczyna plagi autyzmu tkwi także w debilnie „liberalnym” wychowaniu dzieci, którym np. w Szwecji nie wolno już dać „ożywiającego” je klapsa. Natomiast nie tkwi ona w urojonym – jak tego żąda „hiperburżuazyjna” kultura ACD, czyli Anglosaxon Cognitive Delusions – oddziaływaniu na płód mikroskopijnych dawek thimerosalu. czyli zawierającej rtęć „podniecającej” substancji użytej w kilku dodatkowych w USA szczepionkach, zalecanych przez WHO w celu sztucznego pobudzania wciąż słabnącej witalności „wybranej do panowania nad ziemią” rasy…

 

This entry was posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY. Bookmark the permalink.

Comments are closed.