DOBROCZYNNE OPRYSKI Z WYSOKIEGO NIEBA
- czyli o chorobach wyobraźni, jakie spływają na nas z „miasta błyszczącego na wzgórzu” (tzn. USA)
(Tytuł wzorowany na tytule artykułu „Dobroczynne promieniowanie”, opublikowanego w miesięczniku „Wiedza i Życie” nr 2/1997 przez mego starszego kolegę z Klubu Wysokogórskiego, zmarłego w 12 listopada 2011, wieloletniego Głównego Radiologa Polski, profesora Zbigniewa Jaworowskiego.)
Z tekstu poniżej:
W Japonii, gdy w pierwszej połowie lat 1990 zrezygnowano z potrójnych szczepień MMR (odra-świnka-różyczka), szczególnie nasyconych zawierającym rtęć thimerosalem, to ilość nowych przypadków autyzmu na 10 tysięcy dzieci prawie się podwoiła. Podobne zjawisko odnotowano także w Danii, gdzie od roku 1992 przestano używać w szczepionkach thiomersalu …. Czy te dane są potwierdzeniem głośnej od paru lat w Polsce opinii „sekty odszczepieńców”, idących za „naukowym głosem” głosem importowanej z USA profesor neurobiologii Majewskiej, twierdzącej że epidemia autyzmu jest następstwem stosowania zawierających rtęć szczepień? Czy dokładnie na odwrót, mające własności hormetyczne małe dawki rtęci w szczepionkach, pobudzając układ odpornościowy do działania, przyczyniają się przy okazji także do wyhamowania postępów plagi autyzmu w krajach zaawansowanych? Tak jak to utrzymują to światowej sławy polscy specjaliści od hormezy radiacyjnej, profesorowie Hrynkiewicz, Waligórski oraz Dobrzyński?
„Jak zbyt długo z martwymi maszynami sam na sam przestajesz,
to nawet nie zauważysz, jak do maszyny podobnym się stajesz”
– z artykułu M.G. „Freedom on Freeway” „Kultura”, Paryż, nr 7/8 1971.
Wprowadzenie. Prawie dokładnie 40 lat temu, pod koniec mego, trwającego przez trzy lata pobytu na U.C. Berkeley w charakterze graduate student geofizyki (oraz research assistant przy badaniach oceanograficznych), napisałem blisko 200 stronicowy, naukowy elaborat, zatytułowany „The Not-Too-Divine Comedy”. Była to propozycja pracy doktorskiej w której, wnioskując poprzez indukcję ze szczegółowych obserwacji zachowania się berkeleyskich prominentów Nauk o Życiu, postulowałem że w USA ludzie nie potrafią odróżniać istot żywych od przedmiotów nieożywionych – podobnie jak to ponoć miało miejsce w niektórych bardzo prymitywnych społeczeństwach Antyku. Oczywiście nie udało mi się tej tezy obronić jako pracy doktorskiej. Jednak wstępnie ją recenzujący, mój wykładowca historii nauki, Roger Hahn tę lekko satyryczną pracę bardzo wysoko ocenił i sugerował, abym starał się ją gdzieś wydać, bo „biologia to metafizyka”. Niestety zasięg mej krytyki był bardzo ograniczony i patologia nie dostrzegania różnicy między istotami ożywionymi a martwymi bynajmniej w ciągu kolejnych dekad nie wygasła. Na odwrót, wraz z rozkwitem przemysłu elektronicznego oraz biotechnologii ta PODSTAWOWA PATOLOGIA WIEDZY zaczęła przybierać coraz bardziej powszechne, ogólnoświatowe rozmiary. Poniższy tekst dostarcza kolejnych potwierdzeń tej mej berkeleyskiej Meta-Ph. D. Thesis.
ANTYZOOLOGICZNA zasada funkcjonowania HUI, czyli po polsku „Wektorów (amerykańskiej) Super Inteligencji” (WSI)
Mój ostatni, internetowy tekst „Autyzm to anglosaska choroba mózgu” wzbudził kilka internetowych reakcji, z których te nadesłane mi emailem niestety przepadły, bo laptop „wyciął” mi ostatnio otrzymane e-listy. Ale „komputer” w mej głowie zachował ich treść, a zatem pospiesznie – zanim zwietrzeje mój wewnętrzny „twardy dysk” – pozwolę się do nich ustosunkować. Otóż dr Zbigniew Pańpuch z KUL-u, specjalista od cnoty „virtus” (gr. arete, pol. męstwo) antycznych filozofów Grecji zarzucił mi, że przesadzam, twierdząc, że hipotetyczne opryski osłabiającymi ludność chemikaliami, tak zwane „chemtrails”, z samolotów lecących wysoko nad industrialnymi centrami Północnych Włoch, winny docierać nie tyle nad miasta (zwłaszcza Mediolan) nad którymi te maszyny ponoć zwykły krążyć, ale raczej w górski rejon Dolomitów Brenta, rozpościerający się ok. 130 kilometrów na północny wschód od Mediolanu. Tam bowiem przebywaliśmy w sierpniu przez kilka dni, ponoć „trując się górskim, przesyconym chemtrails powietrzem”.
Jako stary belfer jestem zobowiązany zwrócić uwagę dr Pańpuchowi, że przed podjęciem dyskusji należało by przeczytać podaną przeze mnie referencję z zakresu „elementarnych danych meteorologii”. Te dane bowiem wskazują, że w wyższych warstwach troposfery, czyli na wysokościach 5-10 km, gdzie te mityczne „chemiczne opryski Ziemi” się ponoć przeprowadza, wieją bardzo silne wiatry, których siły w przeszłości doświadczyłem osobiście, w górach na wysokości ponad 7 tysięcy metrów. Ponieważ jednak każdą, wydającą się mi być wątpliwą, informację „w sieci” staram się sprawdzać doświadczalnie, to 30 sierpnia br., opalając się na plaży w Sopocie, starałem sie na niebie obserwować, jak zachowują się te smugi kondensacji pary wodnej po przelatujących samolotach, przez autora portalu „Zatruteniebo” brane za chemtrails. Otóż rzeczonego słonecznego dnia sierpnia, około godziny 13 nad Sopotem przeleciały, w odstępach kilkuminutowych, aż cztery, zapewne wojskowe samoloty, kierując się z południowego wschodu (czyżby wystartowały one ze sławnego z przerzutów Talibów oraz heroiny, wojskowego lotniska Szymany na Mazurach?) w kierunku wybrzeży Danii lub południowej Szwecji.
Dwa z tych samolotów przeleciały na dość znacznej wysokości, ale nie za wysoko, by nie można ich było dostrzec, zostawiając za sobą obfite smugi kondensacyjne, które w istocie po kilkudziesięciu sekundach się rozeszły – za wyjątkiem jednego, dość krótkiego fragmentu, który okazał się być bardzo trwały i po kwadransie rozrósł się do czegoś „co można przyrównać do zjawiska rozciągania waty szklanej” (patrz opisy zachowania się chemtrails w „Zatruteniebo”). Natomiast dużo wyżej przeleciał inny samolot, którego nawet nie potrafiłem dostrzec i który długotrwałą, powoli rozłażącą się „jak wata szklana” smugę, zostawił na niebie aż do końca mych, blisko półgodzinnych nieba obserwacji. W tym okresie także przeleciał, po dokładnie tym samym azymucie, na dość niskim pułapie jeszcze jeden samolot, który w ogóle nie pozostawiał na niebie śladu i na którego obecność zwróciłem uwagę dopiero słysząc jego ryk nad głową. Jak zauważyłem, obie (ta krótka i ta długa) widoczne przez dłuższy czas na niebie smugi kondensacyjne powoli przesuwały się w kierunku północno-wschodnim, tak iż ewentualny ich „ładunek chemiczny” mógł co najwyżej zatruć wody Bałtyku ze sto kilometrów od Trójmiasta. Ponieważ ze względu na efekt Coriolisa, wiatry nad Wschodnim Wybrzeżem Stanów Zjednoczonych wieją zazwyczaj z podobnego jak w Polsce zachodniego kierunku, wiec statystycznie trucizny z „chemtrails” rozsnutych nad Nowym Jorkiem też winny lądować nad bezludnymi obszarami wód, tym razem Atlantyku. Cóż to zatem za Nowy Kretynizm z tym straszeniem ludności „chemicznymi truciznami spadającymi z nieba”?
Co więcej, jeśli jakichś „trujących oprysków” dokonuje się z wysokości 5-10 kilometrów (patrz „Zatruteniebo”), a nie z 5-10 metrów, jak to się robi w przypadku rolniczych oprysków owadobójczych (patrz zdjęcie powyżej z witryny „piknik lotniczy.pl”), to należy się spodziewać, że zastosowany przez „spiskowców przeciw ludzkości” środek trujący, w miejscach gdzie ludzie zwykli oddychać, będzie rozcieńczony co najmniej milion – jeśli nie ponad miliard – razy. A to wskazuje, że nawet w sytuacji gdyby do takiego masowego trucia „z nieba” używano by silnej trucizny znanej jako arszenik, to takie „opryski” mogły by mieć tylko pozytywny wpływ na zdrowie ludności (niewielkich dawek arszeniku w pokarmach używano w XIX wieku m. in. do wygładzania skóry starzejących się ludzi). „Wszystko bowiem może być lekarstwem i wszystko jest trucizną, w zależności od dozy”, jak to głosi podstawowa zasada farmacji sformułowana już pięć wieków temu przez Paracelsusa.
Zasada ta stosuje się w szczególności do związków aluminium, które według informacji kursujących w internecie, są podstawowym składnikiem tych „oprysków z nieba”. Do systematycznego zatruwania ludności związkami glinu nie potrzeba jednak w ogóle samolotów: wodorotlenek glinu jest, jak to właśnie przeczytałem w „ściąga.pl”, po prostu jest składnikiem pasty do zębów, a tlenek glinu widzi się gołym okiem na powierzchni manierek i menażek aluminiowych, z których zwykłem przez 55 już lat pić oraz jadać na obozach, najpierw harcerskich a potem taternickich i alpinistycznych! (A ponieważ już od ponad pół wieku nie byłem poważniej chory, więc być może jestem chodzącym dowodem jak prawdziwą jest maksyma Paracelsusa, że dosis medicinum/venenum facit)
No i last but not least, w tych centrach nowoczesnego świata, w których zaangażowani społecznie ludzie najbardziej się przejmują rzeczonymi „zatruciami nieba”, mieszkają z konieczności i sami organizatorzy tego super-spiskowego przedsięwzięcia. Którego realizacja oznaczałaby, że ci „spiskowcy” po prostu lubią sobie po prostu nafajdać na własne głowy. A już tylko ta ostatnia, banalna uwaga oznacza, że sam pomysł z chemtrails jest rozsiewaną przez jakieś ukryte siły, SPOŁECZNĄ CHOROBĄ O CHARAKTERZE PARANOII. I to chorobą która jest roznoszona po całym świecie z „czystego źródła wiedzy” wyraźnie bijącego w USA, jak to potwierdzają, m.in., lubujące się w teoriach spiskowych Alex Jones TV shows, ku memu zdumieniu w ogóle nie kwestionujące Góry Bzdur na temat tych „oprysków z nieba”. Społecznie zaangażowane osoby dotknięte tą chorobą – będącą formą lekko autystycznego syndromu ASD – warto określić angielskim terminem HUI (Human Useful Idiots), co na język polskiej nowomowy najlepiej przetłumaczyć jako Wektory (anglo-amerykańskiej) Super Inteligencji (WSI).
KARTEZJAŃSKO-DARWINOWSKI korzeń ‘antyzoologicznej wiary’ strachajłów WSI (HUI)
Podobnie jak jest to w przypadku opisywanych przez Jaworowskiego, paranoidalnych lęków przed niewidzialnym ‘dobroczynnym promieniowaniem’, tak i lęki przed „chemtrails” oparte są na identycznym bieda-rozumowaniu, które zaczęło dominować w industrialnej Anglii już w połowie XIX wieku. Wtedy to właśnie Karol Darwin ogłosił swą bombastyczną teorię Powstawania Gatunków na Drodze Naturalnej Selekcji (Origin of Species by Means of Natural Selection). Teoria ta, w przeciwieństwie do „Filozofii zoologicznej” J. B. Lamarcka, bardzo dobrze się sprzedała w kręgach ambitnej ekonomicznie burżuazji. A sprzedała się dobrze z tego prostego powodu, że ludzie „wykształceni” w społeczeństwach burżuazyjnych są z natury wrodzy jakiejkolwiek krytyce swego własnego, egoistycznego się w świecie zachowania. Żyjąc dla idei gromadzenia ułatwiających im przeżycie przedmiotów, chętnie stają się wyznawcami wiary, że ludzkie organizmy nie posiadają żadnych, naturalnych reakcji obronnych przed zarówno zewnętrznymi jak i wewnętrznymi perturbacjami ich metabolizmu. (O tej ‘chorobie wyobraźni’, szczególnie silnie się manifestującej w krajach anglosaskich, wielokrotnie mówił oraz pisał mój mentor w zakresie teorii ewolucji, paleontolog i zoolog Pierre-Paul Grassé z Paryża.)
W jaki sposób ta „korupcja duszy rozumnej” – jak by to powiedzieli starożytni filozofowie – się manifestuje? Dobry przykład takiego „obciętego poznawczo” zachowania się dał w swym e-liście wzmiankowany na wstępie dr Pańpuch z KUL-u: ponieważ rtęć (Hg) ma tendencję do elektrostatycznego przyczepiania się do mielinowych powłok włókien neuronów, więc musi wywoływać zaburzenia w ich funkcjonowaniu. No i co z tego? Wyraźnie zapomniał on o tym, że każda zdrowa, żywa komórka ma praktycznie natychmiastowy odruch odrzucenia ciała obcego (antygenu). Jeśli jednak pewne tkanki nie potrafią same się od „przyklejających się” do nich ciał obcych wyzwolić, to automatycznie zawiadamiają o tym inne, ściągając „pomoc policyjną” w postaci armii neutralizujących to ciało obce limfocytów. A uszkodzony element komórki – zwłaszcza naskórka, do którego docierają osłonięte mieliną włókna neuronów – ulega automatycznej, szybkiej regeneracji, co mam nadzieję, każdy na sobie chyba zauważył. (To chyba z tego powodu w wiekach poprzedzających wynalazek antybiotyków, ludzi chorych na syfilis próbowano leczyć nacierając ich ciało rtęcią: rtęć bowiem wywołuje, w momencie kontaktu z nią, tak silną reakcję odrzutu, że jest ona doskonałym ‘bodźcem hormetycznym’ szokowo pobudzającym układ immunologiczny do reakcji – stąd właśnie i dzisiaj stosuje się rtęć w szczepionkach zawierających osłabiony czynnik patogenny, który organizm winien samodzielnie nauczyć się zwalczać.)
W tej fizjologicznie automatycznej reakcji odrzutu „ciała obcego” – oraz w reakcji spontanicznej naprawy szkód przezeń wyrządzonych – znajduje się wytłumaczenie dobroczynnego działania nie tylko niewielkich ilości rtęci (względnie aluminium) w szczepionkach, ale i inhalacji cząsteczek radonu, wydzielających promieniowanie alfa niszczące wnętrze organizmu (w tym i łańcuchy molekuł DNA kodu genetycznego komórek) , dobroczynnych inhalacji szczególnie zalecanych w przypadku chorób gośćcowych, które się leczy w dawnych kopalniach uranu, a w szczególności w sanatorium w Kowarach na Śląsku. (Zjawisko wyraźnego wzrostu radioodporności u lekarzy zatrudnionych w tych sanatoriach jest znane specjalistom i zostało opisane już wiele lat temu, m. in. w „Radiation Research” nr 81, 1-9,1980.)
Z tego banalnego, czysto fizjologicznego powodu cała, głoszona w Polsce przez mego kolegę strachajłę z Kanady, Piotra Beina doktryna nieodwracalnych zatruć nawet maleńkimi ilościami DU, czyli zubożonym uranem (emitującym podobnie jak radon słabe promieniowanie alfa), jest równie durna jak wiara w chemtrails. A w szczególności durnymi są wypowiedzi przesyconych „nową mądrością” korespondentów jego apokaliptycznego blogu „grypa666”, wypowiedzi w stylu „chemtrails regularnie osłabiają nasz system immunologiczny, (a aluminium) bardzo przyspiesza proces starzenia się, a o to przecież chodzi.”
A tymczasem RZECZYWISTOŚĆ SKRZECZY o zjawisku zupełnie odwrotnym, bowiem „najbardziej chorują te nasze organy, które nie są obciążane pracą”
Rozgarnięci lekarze doskonale wiedzą, że głównym źródłem przedwczesnej starości oraz osłabienia najprzeróżniejszych organów jest po prostu zbyt „zniewieściały”, uwielbiający komfort, miejski burżuazyjny tryb życia. Jak to zauważył jeszcze w 1978 roku, leśnik i fotograf Włodek Łapiński, gdy wracaliśmy razem na piechotę w poprzek prawie całego Nepalu z nieudanej, warszawskiej wyprawy na Makalu (8510 m npm), „przecież najbardziej chorują te nasze organy, które nie są obciążane pracą”. Ta uwaga autora albumu „ W Kniei” dotyczy oczywiście także programów nie obciążania pracą komórek nerwowych mózgu, które to programy „nauczania ignorancji” są obecnie z rozmachem realizowane w całej zachodniej cywilizacji. Bowiem nie tylko w Polsce i we Francji, ale i w dzisiejszej Rosji, wyraźnie sterowane przez waszyngtońskie ‘think tanks’ WSI/HUI na gwałt reformują nam szkolnictwo, tak aby dogonić amerykański system edukacyjny, od młodzieży nie wymagający prawie niczego. (Za wyjątkiem oczywiście znajomości historii Holokaustu, a w Polsce dodatkowo Drogi Krzyżowej Katynia). W rezultacie takiego „wolnościowego” nauczania (pochwalanego m. in. przez lingwistę-autystę Noama Chomsky’ego), coraz mniej dorosłych ludzi jest zdolnych odróżnić prawdę od fałszu nawet w przypadkach bardzo trywialnych rozumowań. I stąd nie ma co się dziwić, że takie pochodzące z USA „buble” umysłowe jak strach przed chemtrails, stają się coraz bardziej powszechne, zaśmiecając, jak to sławne Nibiru, nie tylko już internet.
Gdy się patrzy możliwie szeroko na poczynania Zachodniej Cywilizacji, a w szczególności na USA[i] starające się odegrać rolę „światła przewodniego” wszelakiego, zwłaszcza technicznego, finansowego oraz toaletowego postępu (zbiór wartości TPD: Technika-Pieniadz-komfort Du..), to z łatwością się dostrzega, że cały ten, połączony autostradami oraz sieciami elektronicznej komunikacji NOWOTWÓR na ciele Planety, zbudowany jest na wyraźnie autystycznym, ANTYZOOLOGICZNYM przekonaniu. Wywodzącym się z przeciw-gojowskiej[ii] „mądrości” żydo-chrześcijańskiej Biblii przekonaniu, że zwierzęta – w tym i ludzie, zwłaszcza ci w wieku rozwojowym – nie są w stanie przezwyciężać, poprzez ‘kompensację z nadmiarem’, szkód wyrządzonych ich organizmom przez ich otoczenie. Stąd przecież się wzięła patologia darwinowskiej Teorii Ewolucji Przyrody Ożywionej, polegająca na zewnętrznym ograniczaniu witalizmu (entelechii) istot żywych przez „selekcjonujące je”[iii] środowisko.
Czciciele wartości T-P-D (w tym i dr Pańpuch i prof. Majewska, patrz dalej) bardzo wyraźnie stali się ślepymi na biologiczny fakt, że gdy się to ludzkie otoczenie wysterylizuje z wszelkich groźnych „zarazków”, to przygotowany genetycznie do zwalczania „ciał obcych” układ odpornościowy rozwijających się w takim otoczeniu dzieci, a następnie i dorosłych, będzie pozostawał atroficzny, niedokształcony, sam stając się źródłem najrozmaitszych chorób. Jak mi to niedawno opowiadał Andrzej Mierzejewski, spokrewniony nie tylko z całym szeregiem profesorów Politechniki Warszawskiej, ale i z jakimiś milionerami w USA, według co światlejszych epidemiologów, przez komercyjną propagandę ciągłego używania mydła (koncern Palmolive?), w Stanach Zjednoczonych już w XIX wieku pojawiły się problemy z rozmaitymi alergiami. A to z tej przyczyny, że obecne w naszej skórze komórki Langerhansa, odpowiedzialne za zwalczanie ciał obcych, przez niedostatek zwykłego brudu na zbyt często mytym ciele przestały być pobudzane do „ćwiczeń”. (A zatem „częste mycie skraca życie”, jak to zwykłem mawiać w młodości – trochę to me zachowanie podobne było do antyhigienicznych zachowań się gromadki uczniów Jezusa z Nazaretu: Mt. 15,1-2 i 10-14)
Ponieważ dla przystosowania się do ultra-łatwych obecnie warunków życia w krajach super-rozwiniętych potrzeba bardzo niewielu neuronów, więc podobne do alergii choroby umysłowe, wywołane ‘niedojrzewaniem genów’[iv] odpowiedzialnych za budowę dojrzałego mózgu, musiały ujawnić się wśród zaawansowanych w komforcie życia społeczeństw. Komentując mój tekst „Autyzm to anglosaska choroba rozumu” na witrynie prawda2.info, korespondent o nicku „Goska” (anonimowość obowiązuje!) napisał:
Wspaniale opracowanie. Ja uwazam, ze ten autyzm u Anglikow wynika z tego, ze sa oni juz kilka wiekow w niesamowitej niewoli. Ta niewola poglebila sie do tego stopnia, ze juz od dwoch pokolen nawet ich praca stala sie tajemnica, nie mowiac o skonczonych szkolach. Zycie Anglika, to jedna wielka tajemnica. Nie moze on wiec mowic swobodnie nawet ze swoim potomstwem. Nie moze nic temu potomstwu przekazac. Nie moze niczego nauczyc swojego potomstwa. (…) Autyzm jest rzeczywiscie widoczny w Ameryko-Angielskim spoleczenstwie, ale system wprowadzony juz dawno w ich krajach stal sie przykladem dla calej Kuli Ziemskiej, bo wladza angielskiej rodziny krolewskiej ogarnela przez masonerie caly swiat.(…) Polityczna psychiatria panuje w tych krajach tez juz bardzo dawno. W ten sposob niszczone sa najcenniejsze jednostki obywatelskie. Dzisiaj juz ogarnelo to cala Europe w zastraszajacej skali. http://wolnemedia.net/polityka/dziesiatk…..iatrykach/ .
Ten charakterystyczny dla cywilizacji anglo-amerykańskiej zanik więzi między pokoleniami, a także wzajemna izolacja, nie tylko dorosłych ale i młodzieży przez ograniczające bezpośrednie kontakty z innymi „maszyny do komunikacji” (zwłaszcza komputery), oczywiście musi wpływać na niedokształcenie struktur neuronalnych odpowiedzialnych za konstrukcje naszej wyobraźni. I podobnie jak nabyte (lub pozbyte) odporności na choroby, tak i nabyte – wskutek nie ćwiczenia władz umysłowych – braki w korze mózgowej w sposób „skokowy” mają tendencję się uzewnętrzniać w kolejnych pokoleniach. Na genetyczno-kulturowe źródło autyzmu wskazuje bowiem bardzo wiele czynników, powtarzam jeszcze raz – jako że repetitio mater studiorum est – że jest to 1/ coraz bardziej sterylna wegetacja wśród nawały wyprodukowanych przemysłowo „dóbr materialnych”, 2/ izolujący mentalnie człowieka od człowieka „wyścig po pracę” zaduszającą endogenny ludzki witalizm, oraz 3/ najzwyklejszy trening zachowań super-egoistycznych, charakterystycznych dla „społeczeństwa obywatelskiego” (Burgergesellshaft) czczącego martwy Pieniądz i jego przemysłowe pochodne.
Rtęć, aluminium, Czarnobyl oraz „bieda socjalizmu” to antidotum na autyzm?
Już dobrze ponad 30 lat temu, autor techno-molekularnej, popularno-naukowej książki „Ordre et dynamique du vivant” (Porządek oraz dynamika istot żywych) Antoine Danchin mi opowiadał, że wyposażone w dobry wzrok gatunki zwierząt, nagle zmuszone do życia w ciemnościach podobnych do tych panujących w jaskiniach, nabawiają się najprzeróżniejszych „wariactw” neurologicznych. (Podczas gdy ich prawie ślepi genetyczni pobratymcy, od wieków żyjący w jaskiniach, podobnych patologii zachowania się już nie wykazują.) Od strony techno-molekularnej „autyzm przystosowawczy” zdaje się być takim „wariactwem” osobników – a zwłaszcza ich potomstwa – zmuszonych do życia w środowisku nagle bardzo silnie wyjałowionym z bogactwa najrozmaitszych bodźców poznawczych zmuszających ludzi do szybkich fizjologicznych reakcji, bodźców dominujących w słabo ztechnicyzowanej, prawie „dzikiej” przyrodzie chociażby wsi w PRL-u.
Istotnym potwierdzeniem tej lamarckowskiej tezy może być odnotowany w Stanach Zjednoczonych fakt, że „przypadki autyzmu występują szczególnie często w dzielnicach miast zamieszkałych przez ludność o wysokim statusie społeczno-ekonomicznym” (http://en.wikipedia.org/wiki/Epidemiology_of_autism). Co pokrywało by się z przypuszczeniem sformułowanym w poprzednim akapicie, że dzieci wzrastające w warunkach sterylnego komfortu rozwijają się trochę „na bakier” (co chyba wiele spostrzegawczych osób zauważyło w swym otoczeniu). Jeśli ta hipoteza jest zasadna, to remedium na narastającą plagę autyzm wydaje się być coś, co korporacyjne media nazywają biedą i totalitaryzmem, ale nie biedą i totalitaryzmem „wolnorynkowym”, który czyni z ludzi wrogich wobec siebie indywiduów goniących za pieniądzem, ale „biedą socjalistyczną”, która jak wiem z osobistego doświadczenia, ludzi łączy – także z ich potomstwem – w tak zwanych „obozach warownych” kolektywnej samo-obrony przeciw zakusom obłąkanej bankierską chciwością Globalistycznej Oligarchii.
Ponieważ autyzm – podobnie jak syndrom Downa, czyli genetyczny debilizm – zdaje się rodzić wskutek „kopiowania z błędami” zarówno ojcowskich jak i potomstwa własnych genów (patrz Jeznach[v]), więc i autystów winno się rodzić mniej w sytuacji gdy rodzice oraz ich potomstwo byli narażeni na jakiś środek, który wymuszał na ich organizmach lepszą kontrolę struktur genetycznych. A takim środkiem, wbrew powszechnej, demokratycznej opinii o ich szkodliwości, są umiarkowane dozy napromieniowania. Dotyczy to w szczególności promieniowania jądrowego, dokładnie takiego jakie w kwietniu/maju 1986 roku „skaziło” pewną część Środkowej Europy, po wybuchu pożaru w elektrowni atomowej w Czarnobylu:
Tab. 4. z „Dobroczynnego promieniowania” Z. Jaworowskiego.
Liczba zaburzeń rozwojowych dzieci (na 10 tys.) urodzonych na Węgrzech przed i po katastrofie w Czarnobylu. Średnia dawka od promieniowania czarnobylskiego wynosiła na Węgrzech w roku 1986 0.06-0.5 mSv na osobę (Feher, 1988). Wg Czeizel, 1989
Zaburzenie rozwojowe |
1980- |
1.5.1986- |
1.5.1987- |
||||||
1985 |
30.4.1987 |
30.4.1988 |
|||||||
Zespół Downa | 8.44 | 7.27 | 6.77 | ||||||
Retinoblastoma | 0.32 | 0.16 | 0.08 | ||||||
Guz Wilmsa | 0.80 | 0.47 | 0.56 | ||||||
Wyraźnie na tej tabeli widać, że słabe skażenie radioaktywne Węgier w maju 1986 jest skorelowane ze spadkiem, aż prawie o 20 procent, ilości dzieci z syndromem Downa (i prawie 50% zmniejszeniem się ilości innych genetycznych wad) u dzieci, jakie się urodziły w dwóch kolejnych latach po tym zdarzeniu. A podobnych tabel jest aż 6 w rzeczonym artykule Zbigniewa Jaworowskiego, zamieszczonym w „Wiedzy i Życiu” przed 15 już laty.
Czy te dane są potwierdzeniem głośnej od paru lat w Polsce opinii „sekty odszczepieńców”, idących za głosem importowanej z USA profesor neurobiologii Doroty Majewskiej, twierdzącej że epidemia autyzmu jest następstwem stosowania zawierających rtęć szczepień? Czy dokładnie na odwrót, mające własności hormetyczne małe dawki rtęci w szczepionkach, pobudzając układ odpornościowy oraz kontroli genów do działania, przyczyniają się przy okazji także do wyhamowania postępów plagi autyzmu w krajach zaawansowanych[vi]? Tak jak to utrzymują to wymienieni powyżej światowej sławy polscy specjaliści od hormezy radiacyjnej?
Publicyści (np. „grypa666”) związani ideowo z „guru” Majewską, zachowując się podobnie do autystów niezdolnych akceptować niezgodnych z ich wyobrażeniem o świecie faktów, namolnie powtarzają, że „plaga szczepień” została sztucznie wypromowana przez koncerny farmaceutyczne, usiłujące robić interes na publicznych zamówieniach na szczepionki. Według Majewskiej „to nie szczepienia, ale poprawa higieny i warunków życia ludności oraz wprowadzenie antybiotyków w radykalny sposób zmniejszyły zachorowalność i umieralność na choroby zakaźne już na wiele lat przed wprowadzeniem szczepień.” A takie zdanie oznacza, iż w ramach wewnętrznych walk o byt, instytucji formalnie zajmujących się ochroną zdrowia, poglądy pani profesor w ukryciu winno popierać lobby tych Koncernów Farmaceutycznych, które się specjalizują w zaopatrywaniu aptek w coraz to nowe i coraz to droższe antybiotyki. A także lobby Wytwórni Detergentów, zapychających supermarkety produktami służącymi do sterylizacji „z zewnątrz” nas samych i naszego otoczenia. I wystarczy spojrzeć na półki aptek oraz supermarketów by się domyślić, które z tych przemysłowych lobby ma większe na rynku„przebicie”.
Ponieważ antybiotyki „od wewnątrz” wyjaławiają organizmy ich użytkowników z flory bakteryjnej, więc wierzący w „zbawczą rolę” tych środków aseptycznych, „sekty odszczepieńców” to nic innego jak specyficzni HUI – Humanitarni Użyteczni Idioci – zatrudnieni przy realizacji globalistycznego, „inteligentnego inaczej” mega-programu „Cywilizacja to sterylizacja”. Programu zadenuncjowanego już 80 lat temu przez Aldousa Huxleya w profetycznej książce „Nowy Wspaniały Świat”. Powtarzam jeszcze raz. Współczesna, coraz bardziej się rozszerzająca, wraz z systematyczną DEBIOLOGIZACJĄ naszego otoczenia, patologia nie dostrzegania zasadniczej różnicy miedzy żywym a nie-żywym, to jest przejaw OBŁĘDU tak zwanej Cywilizacji Zachodu: wszystko co żywe ma się stać sztuczne, nie-żywe, a zatem bezpieczne dla czcicieli Martwego boga o nazwie Mamon.
Witalizm, choć jest zjawiskiem dla istot żyjących obowiązkowym, to jednak jest obowiązkowo nie dostrzeganym, przez chcących robić karierę biologów
Czym zatem się istoty żywe odróżniają od martwych maszyn, już od czasów Kartezjusza uważanych za model funkcjonowania zwierzęcego – a zatem i ludzkiego – organizmu? Jak sprawdzałem to doświadczalnie przy okazji prowadzenia zajęć z filozofii dla III roku biologii, na ten zasadniczy temat biologia nauczana dzisiaj zawzięcie milczy. To co stary Arystoteles nazywał entelechią, siłą życiową, celowością życia na rozmaitych poziomach organizacji – i co obecnie określa się terminem WITALIZM – jako relikt po przebrzmiałych epokach nie stanowi już przedmiotu dociekań biologów, zwłaszcza tych molekularnych. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że WITALIZM, podobnie jak jeden z jego przejawów znany jako HORMEZA – czyli nad-reaktywność organizmów na małe dawki trucizn, w tym nawet na arszenik – „choć jest zjawiskiem powszechnym, to jednak jest powszechnie zapoznanym”, jak to celnie napisał fizyk z zawodu, profesor Ludwik Dobrzyński z laboratorium w Świerku pod Warszawą.
Nie tylko hormeza jest manifestacją tego „metafizycznego” witalizmu, innym jego przejawem jest HIPERTROFIA (względnie ATROFIA) organów często używanych (względnie nieużywanych). Ten fenomen jest powszechnie znany, ale przez biologów „matematycznych oraz molekularnych” powszechnie nie zrozumiany i nie studiowany. Pochodną zjawiska hipertrofii organów uzywanych jest jeszcze jeden przejaw witalizmu, jakim jest SAMO-KONSTRUKCJA, w trakcie epigenezy, ustrojów wielokomórkowych, a zwłaszcza tych najbardziej złożonych, jak chociażby człowiek. To właśnie w trakcie tej epigenezy, poprzez ściśle chemiczny proces REGENERACJI Z NADMIAREM (hipertrofii) uszkodzeń, jakie z konieczności powstają w czasie oddziaływań naszych rozwijających się organów z ich otoczeniem, powstaje NOWA INFORMACJA, zakodowana na łańcuchach DNA i RNA. Ta nabyta, drogą wielokrotnie powtarzanych ćwiczeń, informacja pozwala organizmom, w ich wieku dorosłym, żyć w rodzaju homeostazy z ustawicznie próbującym zniszczyć je (zarazki, trujące chemikalia, napromieniowania, niedostatek tlenu, etc.) otoczeniem.
Należy tutaj podkreślić, ze ta PODSTAWOWA CECHA WITALIZMU – polegająca na TWORZENIU, przez organizmy aktywnie eksplorujące ich otoczenie, ZAKODOWANEJ W ICH GENCH INFORMACJI – jest zjawiskiem kompletnie poza zasięgiem rozumu nie tylko kartezjanistów oraz darwinistów, ale także i pobożnych kreacjonistów, zawzięcie wierzących iż tylko czynniki wobec istot żywych zewnętrzne („naturalna selekcja”, względnie przypadek, czyli Opatrzność – a zatem „Bóg”) są w stanie tę Nowa Informację tworzyć (patrz tekst i komentarze „Informacja w Przyrodzie” u „Gajowego Maruchy”).
A tymczasem kodowana na DNA (i RNA) informacja o „ciele obcym” (antygenie”), który się wewnątrz organizmu znalazł jest po prostu TWORZONA przez limfocyty, które aktywnie, poprzez wydzielanie najpierw immunoglobuliny „niedojrzałej”, a potem Ig coraz bardziej komplementarnego do struktury antygenu, ten wrogi organizmowi czynnik neutralizują. Podobnie zachowują się i obdarzeni witalnością ludzie, którzy początkowo li tylko „w przybliżeniu” zaczynają się orientować, że jakiś OBCY, wrogi homo sapiens element wdarł się w ich społeczność. By po odpowiednich poszukiwaniach już dokładnie wiedzieć, gdzie ten obcy, roślino-podobny PASOŻYT ROZUMU się zakamuflował i jak go w społecznym organizmie zneutralizować.
Bez wątpienia rozmaite szczepienia – i te sztuczne w przychodniach i te naturalne w formie narażenia się na najrozmaitsze zarazki krążące w powietrzu – poprzez wymuszenie reakcji obronnej, „od wewnątrz” budują układ immunologiczny osobnika, w wieku dojrzałym czyniący tego osobnika odpornym na wiele życiowych przeciwności, a zatem i w znacznym stopniu niezależnym od całej plejady lekarstw. I chyba z tego prostego powodu zwykli lekarze, dbający i o własne zdrowie i o pomyślność swego przyszłego potomstwa tak bardzo się sprzeciwiają propozycji zarzucenia obowiązkowych szczepień ochronnych. A taka reakcja zdrowych na umyśle lekarzy oznacza, że „ciałem obcym” w kulturze homo sapiens są nie tylko chciwcy z Koncernów Farmaceutycznych, pchający „w lud” coraz to nowe i droższe leki. Są to także w ukryciu kolaborujący z nimi HUI, czyli ci „odszczepieńcy”, apokaliptyczni entuzjaści wyraźnie nie chcących znać RZCZYWISTOŚCI blogów „Zatruteniebo” , „Vaccinogenocide” i im podobnych.
Stary Arystoteles uważał, że zwany przez niego entelechią, WITALIZM manifestuje się na trzech hierarchicznych poziomach, w zależności od stopnia organizacji bytów ożywionych: rośliny są ograniczone w swym zachowaniu do odżywiania się i rozmnażania, zwierzęta mają możność odbierania bodźców z ich środowiska i poruszania się, a ludzie dodatkowo posiadają organ rozumu. Przytoczone tutaj przykłady „importowanych z USA” strachów, czy to przed „opryskami z nieba”, czy to przed szczepieniami[vii] są rzeczowym dowodem, że organ ROZUMU u ludzi wygodnie sobie wegetujących w Nowym Świecie po prostu zamiera. I stąd właśnie ta plaga autyzmu, rodzaj „wariactwa” jakie się lawinowo zaczęło ujawniać u potomstwa „trenującego bezmyślność” obywatelstwa USA oraz narodów z tym LUDZKIM NOWOTWOREM zjednoczonych.
Na zakończenie tego, z konieczności przydługiego „Wykładu na temat dobroczynności trucizn” – trucizn oczywiście w odpowiednich dawkach – wypada mi przypomnieć raz jeszcze – bo repetitio est mater studiorum – że kulturowy „wirus” tego DEBIOLOGIZACYJNEGO OBŁĘDU wmontowany jest w wyprodukowane przez Doktorów oraz Skrybów Izraela Pismo Święte. Martwe pismo, które odmawia nam możliwości naszego się samo-Zbawienia przez nasze „zwierzęce”, psychomotoryczne wysiłki. To bowiem pod wpływem tego martwego, wyraźnie lękającego się Zwierzęcia (Bestii 666) Pisma Świętego, w momencie skonstruowania nowoczesnego, napędzanego sprężyną zegara, zdolny matematyk Descartes zaczął sobie wyobrażać zwierzęta jako formę nieco tylko bardziej skomplikowanych zegarków – co niewątpliwie stanowiło gigantyczny bodziec do rozkwitu szczegółowych badań tych „zegarków” chemicznego składu. (Przy jednoczesnej, niestety, utracie szerszego zrozumienia na czym polega, podana przez Arystotelesa, differentia specifica między bytem ożywionym i nieożywionym).
W dodatku protestanci, odrzuciwszy „hellenizmy” zawarte w naukach katolickiego Kościoła, bezgranicznie zawierzyli (dez)informacji, zawartej w „listach” samozwańczego apostoła Pawła, podstępnie nawołujących do ograniczenia czytelnictwa li tylko do ksiąg Hebrajskich („sola scritura”), oraz do nihilistycznej wiary w zbawienie bez odpowiednich ku temu uczynków („sola fide”) [viii]. Tak, iż w rezultacie tej „hebraizacji” chrześcijaństwa, protestanci – zwłaszcza ci w Anglii, dążącej do totalnego, upozorowanego na „chrystusowe” panowania nad światem – „zamknęli oczy” na podłości swego własnego postępowania, bacząc tylko czy praktyczne skutki takiego postępowania będą na zewnątrz owocować „łaską” w oczach Boga Świata („solus deo gratia” samozwańczego apostoła Pawła). I stąd właśnie wziął się ten, zauważony zarówno przez Bruno Drwęskiego jak i „zośke” z portalu prawda2.info, WASP-owski (White AngloSaxon Protestant) autyzm, który z „miasta błyszczącego na wzgórzu” (początkowo purytańska Anglia, a potem i USA) zaczął morderczo promieniować na świat cały. Tym zaś, którzy się martwią, że to rezultacie ich własnych „przystosowawczych wysiłków” do ciągłego, czy to w biurze, czy w sklepie, przed telewizorem lub kompem, siedzenia, będą mieć autystycznych potomków, zobowiązany jestem pocieszyć, że autyzm, który według psychologów jest pewnego rodzaju „nadmęskością” wynikłą z zaburzeń w wydzielaniu testosteronu, dostarczył przecież ludzkości światowej sławy herosów Rozumu: Einstein, Chomsky, Changeux, a w starożytności oczywiście „nie chcący znać niczego wśród was, tylko Chrystusa i to ukrzyżowanego” samozwańczy apostoł Paweł i całe kohorty jego naśladowców… .
[i] Pracujący po II Wojnie Światowej w Stanach Zjednoczonych, niemiecki twórca programu kosmicznego NASA, Werner von Braun, w swej spisanej w latach 1970-tych biografii zauważył, że „Amerykanie w swej demokratycznej masie są tak głupi, że z łatwością uwierzą, gdy rząd im powie, że zostali zaatakowani przez kosmitów”. Nie była to żadna przesada. Gdyż właśnie z tego banalnego powodu „liberalnego rozmiękczenia połączeń w korze mózgowej” północno-amerykańscy HUI/WSI szybko uwierzyli, podobnie zresztą jak większość zafascynowanych Wspaniałością Ameryki Prawdziwych Polaków, że 11 września 2001 roku napadli na Stany Zjednoczone aero-terroryści wysłani przez Talibów z jaskiń Afganistanu! (Mój znajomy Słowak, dr jur. Jan Zvalo, od ponad trzydziestu lat mieszkający w Kanadzie ironicznie postuluje, że osobista opinia na temat tego sławnego „aero-terrorystycznego napadu na USA” jest najlepszym testem na IQ – który to test na inteligencję każdy czytający powyższe zdanie może błyskawicznie przeprowadzić na sobie samym.)
[ii]„Według Talmudu Goj to określenie w Torze innowierca, nie człowiek bydle w ludzkiej skórze. Żydzi traktują innowierców jako zwierzęta”. Patrz talmudyczna interpretacja zdania z Księgi Ezechiela (Ez. 34-3 l) „wy zaś, wy moje owce, owce mojego pastwiska, jesteście ludźmi. Wy nazywacie się ludźmi, goje zaś nie nazywają się ludźmi, ale bydłem.” ” (talmudyczny Traktat Keriot 6b )
[iii] (Ja sam, sądząc po mej osobistej naukowej historii, już od ponad 40 lat jestem negatywnie selekcjonowany przez „proamerykańskie” środowisko intelektualne. Przykładem tego zjawiska może być fakt, że aż 6 z 7-miu artykułów, jakie opublikowałem w latach 1970-tych w paryskiej „Kulturze”, jakimś cudem „wyparowało” z oficjalnego spisu autorów tego emigracyjnego miesięcznika. (A najpóźniej za kilkanaście lat i ja nareszcie – ku uciesze Międzynarodówki Naukowych Autystów– zniknę z powierzchni Ziemi.)
[iv] Ponieważ wszystkie tkanki zwierzęce z fizyko-chemicznej konieczności dojrzewają według tych samych, znienawidzonych przez kreacjonistów oraz darwinistów, lamarckowsko-piagetowskich zasad ‘rozwoju tkanek przez regenerację z nadmiarem doznanych ich uszkodzeń’, więc podobnie jak w wypadku układu odpornościowego, tak i w okresie rozwoju mózgu u dzieci mamy rodzaj rekapitulacji przystosowań do jakich byli zdolni nasi pra-rodzice. Jak policzyli to eksperymentalni neurolodzy, w korze mózgowej współczesnych dzieci, wskutek ich niewykorzystania, obumiera aż do 35 procent „przygotowanych do czynienia skojarzeń” niedojrzałych włókien nerwowych, włókien będących „pamiątkami” po czasach gdy nasi prarodzice by przeżyć, musieli wykonywać bardzo wiele, wymagających wysiłku czynności. (Chociażby w trakcie wypróżniania się bez użycia ułatwiającego tę czynność sedesu.)
[v] Do wcześniej wyszczególnionych przeze mnie przesłanek, wskazujących na „genetyczną konstrukcję” zachowań autystycznych, warto dodać wyniki niedawnych, bardzo dokładnych badań statystycznych przeprowadzone na Islandii, gdzie autyzm jest obecnie szczególnie częsty wśród dzieci (głównie chłopców) zrodzonych ze starszych wiekiem ojców. (Patrz artykuł na ten temat w „Nowym Ekranie”, pióra znanego polski antysyjonisty Bogusława Jeznacha.) Artykuł ten sugeruje, że tendencja do autyzmu została „wrodzona” w geny starszych wiekiem rodzicieli. Niestety ankieterzy zdaje się nie próbowali szukać momentu, kiedy ta cecha w populację męską Islandii się „wrodziła” – bo jak pamiętam z kursu „genetyki populacji” u Alberta Jacquarda w Genewie przed 35 laty w poprzednich ludzkich pokoleniach nawet w potomstwie zrodzonym ze starszych wiekiem ojców – i to we wszystkich ludzkich rasach – przypadków autyzmu było bardzo niewiele. Otóż w ostatnich kilku dekadach Islandia przeżywała gigantyczny boom ekonomiczny i w związku z nim, przyzwyczajeni do ciężkiej, niebezpiecznej i wymagającej kolektywnego wysiłku pracy rybaków, Islandczycy w znacznej mierze przekształcili się w zamkniętych w biurach klerków zliczających pieniądze lub handlujących zabawkami techno (a w wolnych chwilach biernie oglądających telewizję). A takie nagłe wycofanie się, z utrzymującej organizm w stosunkowo dobrym zdrowiu działalności fizycznej, MUSIAŁO wpłynąć na tychże nordyckich mężczyzn ogólną, genetyczną konstytucję, podobnie jak to ma miejsce ze współczesnym, spowodowanym łatwością życia, „wybuchem” epidemii genetycznie uwarunkowanego diabetyzmu w coraz to większej ilości krajów na świecie.
[vi] Na wszelki wypadek sprawdziłem w wikipedii dane dotyczące epidemiologii autyzmu i związku tej epidemii ze wzrostem ilości szczepień uodporniających na przeróżne choroby. I co się okazało? Jeśli wierzyć tym danym, to w Japonii, gdy w pierwszej połowie lat 1990 zrezygnowano z potrójnych szczepień MMR (odra-świnka i różyczka), szczególnie nasyconych zawierającym rtęć thimerosalem, to ilość przypadków autyzmu na 10 tysięcy dzieci prawie się podwoiła. Podobne zjawisko odnotowano także w Danii, gdzie od roku 1992 przestano używać w szczepionkach thiomersalu, a pomimo to (a może wskutek tego?) w dziesięcioleciu 1990-2000, ilość zdiagnozowanych nowych przypadków autyzmu wzrosła aż pięciokrotnie. Proszę rzucić okiem także na końcowy wniosek opinii Fundacji na Rzecz Rodzin Dotkniętych Autyzmem (FURDA): pośród długiej listy 42 parametrów rozwoju, te które wykazują znamienną statystycznie korelację z dawkami Thimerosalu są w mniejszości i – jak piszą autorzy – jest tyle samo efektów pozytywnych, co i negatywnych. Konkludują oni, że w przebadanej dużej grupie pacjentów, nie zaobserwowali związku między przyjmowaniem Thimerosalu, a zaburzeniami rozwoju.
[vii] Pan Roman Kafel, od 30 już lat mieszkajacy w Teksasie, komentując tekst „Autyzm to anglosaska choroba” na blogu „Wiernipolsce” „mądrościowo” napisał „Te cholerne szczepienia…zrobily wiecej szkod niz wszystkie choroby na jakie szczepia…” I to jest opinia bynajmniej nie odosobniona, wskazująca na rodzaj „szkoleń” jakie się w Teksasie systematycznie przeprowadza.
[viii] Sformalizowane przez Martina Lutra, na podstawie „mądrości bożej” samozwańczego Apostola Pawła, protestanckie „5 solas” reprezentują się następująco:
SOLA SCRIPTURA — “Bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co napisano” (w Hebrajskich świętych księgach, w trym i w moich Listach – św. Paweł samozwańczy Apostoł, I w. n.e. – 1 Kor 4:6)
SOLA FIDE – “Wiemy jednak, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia nie dzieki spełnianiu uczynków [...] Dostępuje go tylko dzięki zawierzeniu Jezusowi” (św. Paweł samozwańczy Apostoł, I w. n.e. – Gal 2:16)
SOLUS CHRISTUS — “Gdyż jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (św. Paweł samozwańczy Apostoł, I w. n.e. – I Tim 2:5)
SOLA GRATIA — “Gdyż z łaski jesteście zbawieni, przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga. Nie stało się to dzięki uczynkom [...] A jeśli z łaski, to nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby łaską” (św. Paweł samozwańczy Apostoł, I w. n.e. – Ef 2:8.9; Rz 11:6)
SOLUS LABOR — TYLKO PRACA roboto-podobna: “Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je!” (św. Paweł samozwańczy Apostoł, I w. n.e. –Tes 3:10-11)
W momencie opuszczenia „świateł Biblii”, przez wychowanych w kulturze protestantyzmu darwinistów, te „5 solas” protestantyzmu mutowały przystosowawczo w „5 solas” neodarwinizmu:
- 1. Sola scritura (neo)darwiniana admissibile est – tylko pisma neodarwinistów sa akceptowalne w naukowych instytutach (neoDarwinian writings alone are acceptable in scientific schools)
- 2. Solus multiplicatium esentia vitae est – tylko rozmnażanie się jest istotą życia (multiplication alone is the essence of life)
- 3. Soli geni charactere individuum determinant – tylko geny określają character osobnika (genes alone determine the character of an individual)
- 4. Solus incidentes species novus creatio – tylko przez przypadek pojawiają się nowe gatunki (by accidents alone new species appear)
- 5. Sola selectia naturalis motor evolutio est – tylko dobór naturalny jest motorem ewolucji (natural selection alone is the motor of evolution
Zakopane 13.09.2012