„Przeklęty przez boga biznesu” lamarckizm jako antidotum na martwicę rozumu homo Faber
(Jest to rozszerzenie tez zawartych w referacie „Wpływ paradygmatu neo-darwinowskiego na upowszechnianie się osobowości komercyjno-konsumpcyjnej”[1], wygłoszonego na konferencji „Hledanie lidskej identity” na Uniwersytecie Mateja Beli w Bańskiej Bystrzycy, Sk)
dr Marek Głogoczowski
O tym, że w BIOLOGII jest jedyny ratunek, jaki on widzi przed totalną dewastacją Ziemi przez zaciekłość industrialną zarówno Zachodu jak i Wschodu (wtedy jeszcze istniał ZSRR i blok socjalistyczny) mówił nam, na wykładach z literatury słowiańskiej, w których uczestniczyłem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley w 1970 roku, Czesław Miłosz. Ta industrialna „nadczynność” homo faber przerażała także austriackiego laureata Nagrody Nobla, etologa Konrada Lorenza, który publikował w tym okresie poczytne książki o tym, że agresywne, pracowite samo-udomowienie się człowieka musi prowadzić do coraz bardziej patologicznych zachowań się „najbardziej rozwiniętych” społeczeństw. Lorenzowi wygląd „gnijących od wewnątrz” miasta amerykańskich przypominał spustoszenie podobne do tego, jakie czyni tkanka rakowa, zżerająca nie potrafiący się bronić przed nowotworem organizm. Także i ja w 1980 roku, w numerze 7-8 paryskiej „Kultury”, opublikowałem streszczający postępy ówczesnych nauk biologicznych artykuł pod tytułem „Ciuciubabka naukowa” [2], który zakończyłem w następującą uwagą:
„Nie trzeba być biologiem aby zauważyć, że aktywnie się dopasowująca do swej protezy technologicznej ludzkość rozwinie się mniej więcej tak, jak noga wsadzona do gipsu. Jeśli rozwój biologii potoczy się dalej w kierunku jaki mu wyznaczyli „ludzie interesu”, to rzeczywiście będziemy mieli wkrótce naukowy wynik przewidziany już przez Lamarcka: zagładę zupełnie ślepej ludzkości.”
(Przypomnienie. Francuski przyrodnik Jean Baptiste de Lamarck w traktacie „Philosphie zoologique” opublikowanym już 1809 roku, sformułował WITALISTYCZNĄ TEORIĘ EWOLUCJI opartą na istnieniu PRAWA BIOLOGII. Prawo to stwierdza, że istoty ożywione posiadają wewnętrzną tendencję do swego doskonalenia się, co jest szczególnie dobrze widoczne we wzroście siły oraz precyzji działania tych organów zwierząt, które są często używane (a zatem i zużywane). To znane wszystkim sportowcom zjawisko NADREGENERACJI powoduje, że na przykład ludzie, którzy z jakichś przyczyn zaczęli żyć na dużej wysokości i z tego powodu musieli częściej i głębiej oddychać by zrekompensować niedobór w powietrzu tlenu, z czasem zwiększają pojemność swych płuc. I ta ich „cecha nabyta” – nabyta dzięki ENDOGENNEJ INTELIGENCJI ludzkich organizmów, spontanicznie reagujących, poprzez nadkompensację, na odczute przez nie zaburzenia homeostazy – dziedziczy się, ułatwiając przeżycie następnym pokoleniom: jak to dokładnie pomierzono, dzieci rodziców żyjących na Altiplano w Peru rodzą się ze statystycznie większą pojemnością płuc niż dzieci osób żyjących w Peru na wybrzeżu Pacyfiku. Według lamarckistów to ODWIECZNE ZJAWISKO INTELIGENCJI ISTOT OŻYWIONYCH jest źródłem nie tylko powstawania odrębnych ras zwierząt oraz roślin, ale i całych gałęzi drzewa filogenetycznego.)
W „Ciuciubabce naukowej” z 1980 roku przypomniałem inną manifestację tego Podstawowego Prawa Biologii, znaną w szczególności oftalmologom:
„Specjalistom zarówno od psychologii jak i neurologii dobrze jest znany fakt: jeżeli człowieka czy zwierzę wytrenuje się, zwłaszcza we wczesnej młodości, w niewidzeniu czegoś, to po pewnym czasie traci on zdolność do widzenia w zasłoniętym kierunku. Dzięki temu nie ma żadnej szansy aby specjaliści od nie-widzenia sami zauważyli, że są ślepi. W dodatku dzięki „cenzurze naukowej” nie istnieje prawie możliwość jakiejś mogącej „otworzyć oczy” krytyki naukowej: słyszałem jak P.P. Grassé oficjalnie stwierdził, że w Stanach Zjednoczonych lamarckiści nie mają żadnej możliwości publikacji w czasopismach naukowych.”
Tę opinię profesora Grassé, najsławniejszego XX-wiecznego francuskiego zoologa i paleontologa, potwierdził w 30 lat później, w lipcu 2007 roku, na naukowym seminarium w Rychłocicach koło Częstochowy, dr Robert Piotrowski, specjalista od „problematyki sporu ewolucjonizm–kreacjonizm” z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Cytuję za mym sprawozdaniem[3] z tego interdyscyplinarnego sympozjum:
„Jak podkreślił prelegent Robert (Piotrowski), koncepcje lamarckowskie w obecnej, dominującej na świecie nauce amerykańskiej nie są w ogóle rozważane, zaś trwający przez kilkadziesiąt lat epizod z łysenkowskim „darwinizmem twórczym”, to była robota agentów KGB. Na przykład w Polsce, w latach 1950, taki zakamuflowany, jeszcze w czasach przedwojennych w szeregach KPP, agent NKWD gnębił tych biologów, którzy w sposób „burżuazyjny” utrzymywali, że organizmy ewoluują nie dzięki ich własnym wysiłkom, mającym na celu ‘asymilację’ ich otoczenia, ale ewoluują li tylko dzięki ich selekcji, przez bezwzględne, wobec wszelkich „nonkonformistycznych” form życia, środowisko.
Dzięki tej ostatniej informacji przekazanej przez Roberta (Piotrowskiego), „Marek”(Głogoczowski) nareszcie zrozumiał, dlaczego lamarckiści zachowali się – i to na kierowniczych stanowiskach instytutów naukowych – we Francji (P.P. Grassé, u którego autor był przez pewien czas na stażu), oraz w Szwajcarii (J. Piaget), aż do lat 80-tych ubiegłego stulecia: po prostu te dwa zachodnio-europejskie kraje były stosunkowo niezależne od agentury CIA, dyktującej jaki kierunek ma mieć nauka w Imperium Americanum! Ponieważ autor poznał osobiście, w swej dość bogatej naukowej karierze, osoby (Philippe Anker i Maurice Stroun[4]), które próbowano wyrzucać z pracy na Uniwersytecie w Genewie za doświadczalne potwierdzenie istnienia łysenkowskich hybryd (a także za udowodnienie pozajądrowego krążenia w organizmie kwasów nukleinowych), więc na całą tą dętą neodarwinowską teorię „powstawania informacji z niczego”, zwykł patrzyć jak na rodzaj „naukowej głupawki”.
Terminem „naukowa głupawka” zwykli lamarckiści określać dowód, jaki przedstawił pod konie wieku XIX August Weissman, entuzjasta ANTY-WITALISTYCZNEGO poglądu, że ISTOTY ŻYWE NIE PRZEJAWIAJĄ INTELIGENCJI, pozwalającej im rekompensować – i to z nadmiarem – szkody wyrządzane im przez ich otoczenie: żadne wysiłki dokonywane przez istoty żyjące, nie są w stanie zmienić składu „germenu” przekazywanego przez te istoty kolejnym pokoleniom. Według jego koncepcji – z czasem określonej mianem NEODARWINIZMU – każda roślina, każde zwierzę i każdy mikroorganizm składa się z dwóch oddzielnych części „somy” (dosłownie ‘ciała’) i „germenu” (nasienia) będącego jakby odpowiednikiem chrześcijańskiej „duszy nieśmiertelnej”, nie naruszalnej przez żadne zmiany budowy ciała. By udowodnić tę swą, wzorowana na Biblii „modernistyczną” teorię, Weissman pracowicie ucinał ogonki w sumie prawie tysiącu myszkom obojga płci, aż przez 5 tych myszek pokoleń, by udokumentować doświadczalnie, że te „cechy nabyte” przez okaleczone myszki się nie dziedziczą: ogonki myszkom w kolejnych pokoleniach z uporem się odradzały (tj. regenerowały).
Według dominujących dziś w „poważnej nauce” neodarwinistów, te amputowane mysie ogonki są niezbitym świadectwem nie dziedziczenia cech powstałych („nabytych”) przez reakcję zwierząt na zmianę ich środowiska (patrz mój, ocenzurowany we francuskich czasopismach popularnonaukowych, artykuł „Niezwykła historia cech nabytych” [5] z 1979 roku). Natomiast według zmarginalizowanych dziś lamarckistów doświadczenie Weissmana to była czysta głupota: wystarczyło bowiem profesorowi z Uniwersytetu we Freiburgu przypomnieć, że Żydzi już od kilku tysięcy lat obcinają napletek penisa u swych potomków, bez żadnego tego barbarzyńskiego zwyczaju dziedzicznego efektu – a w dodatku u naszych pospolitych jaszczurek urwane ogonki, a nawet i łapki, odrastają już w tym samym pokoleniu!
Historycy nauki zauważyli, że zakładający istnienie INTELIGENCJI w ustrojach ożywionych lamarckizm odpowiada sposobowi myślenia ludzi wychowanych w katolickich (i prawosławnych) tradycjach kulturowych, (neo)darwinizm zaś to produkt protestanckiej kultury umysłowej. Podstawowe idee, od stuleci „oświecające” te wielkie odłamy chrześcijaństwa bowiem miały – a zwłaszcza w USA nadal mają – bardzo wyraźny wpływ na tak zwany „mindset”, czyli ukształtowanie neuronalnych połączeń w korze mózgowej osobników wychowanych w „klapkach na oczy” charakteryzujących te religijne sub-kultury.
Mianowicie protestanci, zgodnie z zaleceniami świętego Pawła przypomnianymi im przez Martina Lutra, od 5 już wieków starają się odizolować od osiągnięć kultury helleńskiej, a w szczególności od Arystotelesa, który postulował, że zasadniczą cechą wyróżniająca człowieka wśród innych, obdarzonych zmysłami oraz organami ruchu zwierząt, jest Rozum, do doskonalenia którego to organu każdy normalny (tzn. inteligentny) ludzki osobnik dąży. Natomiast według reformatora Martina Lutra, całe życie chrześcijanina winno być skoncentrowane na realizacji zawartego w Biblii ‘planu bożego’ streszczającego się w frazie „Zniszczę mądrość mądrych, a rozum *(tzn. inteligencję, wiedzę, znajomość) rozumnych odrzucę”. (1 Kor 1, 19; Iz 29, 14; Ab 1, 8). By realizować ten „pobożny program” prawdziwy chrześcijanin winien kierować się światłem kilku zasad, po łacinie nazwanych „solas”[6], nakazujących czytelnictwo li tylko hebrajskiej Biblii (sola scriptura) oraz akceptację przeciw-rozumowego dogmatu, że zbawienie osiąga się li tylko poprzez wiarę (sola fide), gdyż „uczynki człowieka nie stanowią podstawy dla jego usprawiedliwienia”. Z samej bowiem tylko wiary automatycznie wynikają ludzkie dobre uczynki, jak na przykład morzenie głodem nierobów, zwłaszcza tych spod znaku Jezusa z Nazaretu, sławiącego „ptaki niebieskie, które nie sieją i nie orzą a żyją”. (Takie morzenie głodem zgłodniałych, przypominające zachowanie się starotestamentowego Jakuba w stosunku do swego brata Ezawa, jest zgodne z zaleceniem św. Pawła zawartym w 2 Liście do Tesaloniczan, 3, 10: „Kto nie chce pracować niech też nie je”.)
Zwalczając protestantów, którzy nabrali zwyczaju zamykać oczy na wątpliwości etyczne związane z ich pobożnym „wykonywaniem pracy”, teolodzy katoliccy nie zaprzestają argumentacji, że „wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie”. Jest to argument zaczerpnięty z niepozornego „Listu św. Jakuba” (2, 17) uważanego za pismo wtórnokanoniczne, a więc pod względem teologicznym uważanego za pismo drugorzędne, jako że odwołujące się do grzesznego ludzkiego Rozumu. W świetle tej uwagi szefa komuny żydo-chrześcijańskiej w Jerozolimie, z pompatycznych „Listów”, jakie samozwańczy apostoł Paweł rozsyłał do komun chrześcijańskich w innych miastach antycznego Rzymu, promieniuje po prostu MARTWICA WIARY w całkowity rozdział między ludzkim zachowaniem się i oceną tego zachowania się przez Istotę Wyższą. Ta MÓZGOBÓJCZA TRUCIZNA wszczepiona w Szawła/Pawła „Listy apostolskie”, zaczęła działać na szerszą skalę dopiero w momencie, gdy dzięki wynalazkowi Gutenberga, oraz dzięki przetłumaczeniu Biblii na języki narodowe, chciwi „bożej łaski” bourgeois zaczęli się zachwycać wspaniałością wypchanego zlotem i kosztownościami Nowego Jeruzalem, „bożego miasta (civitas dei) lśniącego na wzgórzu Syjon”.
Zostawmy na chwilę w spokoju ten marzący o złocie i drogocennych kamieniach „nad-rozum” protestantów i przyjrzyjmy się, jak się zachowują potrafiące zmieniać swe barwy ochronne salamandry, przeniesione w wiwarium z miejsc o czarnym podłożu do pomieszczenia o podłożu żółtym. Takich, wymagających kilku lat obserwacji doświadczeń, dokonał przed I Wojną Światową austriacki zoolog Paul Kammerer i powtórzyła je, bezpośrednio po II Wojnie Światowej, genewska profesor zoologii ewolucyjnej Kitty Ponse.
Poniżej zdjęcia ilustrujące wyniki doświadczeń Paula Kammerera potwierdzających dziedziczenie zmian przystosowawczych u salamander [z książki Artura Koestlera „The Case of the Midwife Toad”, 1972].
Sekularny (neo)darwinizm to „duchowa pochodna” biblijnego kreacjonizmu
Coś podobnego do przystosowawczej zmiany ‘barw ochronnych’ zwykłej salamandry, nastąpiło w momencie sekularyzacji społeczeństw Zachodu, zwłaszcza w tych krajach, w których dominują tak zwani WASP (White Anglo-Saxon Protestants). Mianowicie „barwy zewnętrzne” protestanckich pastorów oraz teologów (do nich należał i Thomas Malthus i Karol Darwin) doznały relatywnie szybkiej transmutacji w „barwy zewnętrzne” kapłanów (neo)darwinizmu, „od wewnątrz” niezmiennie motywowanych tym samym, witalistycznym motorem, jakim jest prymitywna „ludzkich termitów, płazów oraz gadów” chęć w świecie dominacji. (Sławny chrześcijański teolog Orygenes, wykorzystując do tego „Księgę przysłów Salomona” w dziele „Contra Celsum” (rozdz. IV, 87) przypomina chrześcijanom, że w życiu mają brać przykład z inteligencji „mrówek (a zatem i z pracowitych, lękających się słońca termitów) …, z tchórzliwego ludu zajączków, z szarańczy…, oraz z (pełzających na brzuchu) jaszczurek, które zamieszkują w królewskich pałacach”. Ot i zoomorficzne „światła przewodnie” przyświecające pasterskiej działalności Ojców Kościoła.)
Jeszcze w trakcie mego pobytu w Genewie przed z górą 30 laty, rozmawiałem z kilkoma utytułowanymi entuzjastami biologii molekularnej, którzy mi mówili, że oni po prostu WIERZĄ, że długie łańcuchy DNA i RNA są całkowicie izolowane od wpływu na ich strukturę białek, z których zbudowany jest każdy organizm. I jak się dobrze przypatrzeć, ta „inanimistyczna (nieożywiona, martwa) wiara neodarwinistów” ma taką samą strukturę poznawczą jak MARTWA WIARA protestantów promieniująca z paulińskich „solas”. W obu wierzeniach najbardziej istotnym jest bowiem stwierdzenie, iż „TYLKO DZIĘKI ŁASCE BOŻEJ (u darwinistów ‘tylko dzięki genetycznemu pochodzeniu’), a więc BEZ POTRZEBY UCZYNKÓW (bez potrzeby jakichkolwiek specjalnych wysiłków) CZŁOWIEK (względnie inne zwierzę) JEST PRZEZ BOGA WYBRANY (u darwinistów ‘jest wyselekcjonowany przez Naturę’). Nie jest to jedyny przykład „transmutacji poznawczej” jaka zaszła w krajach rozwiniętych w XIX i XX stuleciu: niecały miesiąc temu otrzymałem od mego anglojęzycznego korespondenta „Frank Scott” pamflet zatytułowany „Ekonomiczna religia kapitału finansowego”[7]. Jego autor zauważa, że obecny WOLNORYNKOWY SYSTEM WŁADZY ma charakter religijny wzorowany na chrześcijaństwie, z jego Dziewiczymi Narodzinami, z jego Narodem Wybranym, z jego Ciała Zmartwychwstaniem, oraz z jego „bogiem” Wolnego Rynku (czyli Bogiem biznesu).
Frank Scott się zapytuje w tym kontekście „Która z tych rzeczy nie ma potwierdzenia w dowodach materialnych, ale egzystuje dzięki praktyce żarliwej, wymuszonej lub po prostu bezkrytycznej wiary? A zatem która z nich może być przedmiotem załamania się w każdym momencie, gdy ta wiara zostanie wstrząśnięta do swych podstaw przez doświadczenie rzeczywistości? Otóż wszystkie one (zostały zmyślone).”
Akurat w okresie gdy dostałem ten krótki e-list, zacząłem przygotowywać niniejsze kompendium i przeszukując me wcześniejsze prace na temat źródeł darwinizmu trafiłem na porównanie „solas” (neo)darwinizmu do „solas” paulinizmu, które to porównanie zrobiłem dokładnie rok temu w języku angielskim. A oto „5 solas” religii naukowego darwinizmu:
- 1. Sola scriptura (neo)darwiniana acceptabile est – Tylko pisma (neo)darwinowskie są akceptowalne w naukowych czasopismach [(neo)Darwinian writings alone are acceptable in scientific journals]
- 2. Solo multiplicatio esentiae vitae est – Tylko rozmnażanie się jest istotą życia [multiplication alone is the essence of life]
- 3. Soli genes determinant caractere animalis, actiones animalis non essentialis sunt – Tylko geny określają charakter zwierząt, aktywność tych zwierząt nie ma (ewolucyjnego) znaczenia [genes alone determine the character of an individual, etc.]
- 4. Solus incidentes creatio species novus – Tylko przez przypadek powstają nowe gatunki [only by accidents new species appear]
- 5. Sola selectia naturalis est motor evolutione – Tylko dobór naturalny jest motorem ewolucji [natural selection alone is the motor of evolution]
No i oczywiście, wszystkie te „solas”, zarówno sekularnego darwinizmu, jak i religijnego paulinizmu, jak i wyszczególnione przez Franka Scotta Principia Wiary Finansowego Kapitału, są CZYSTYMI ZMYŚLENIAMI, nie mającymi żadnego pokrycia w faktach doświadczalnych. Ponieważ jednak te ZMYŚLENIA przysparzają i Sławy i Prestiżu i oczywiście Pieniędzy ich twórcom oraz propagatorom (zazwyczaj utożsamiającymi się, tak jak Paweł z Tarsu, z Narodem Wybranym – patrz List do Rzymian 11, 1-36), więc te ZMYŚLENIA są w stanie dominować w ludzkich społecznościach przez wieki całe. Oczywiście pod warunkiem, że zainteresowani w kolekcjonowaniu powyżej wymienionych „wartości”, entuzjaści tych zmyśleń (w Polsce na przykład dr Robert Piotrowski z UZG) żarliwie będą wypełniać zalecenie ich Stwórcy „Ja zniszczę mądrość mądrych, a rozum *(tzn. inteligencję, wiedzę, znajomość) rozumnych odrzucę.”
By nie być w tym spostrzeżeniu gołosłownym, pozwolę sobie przypomnieć, że już ponad 30 lat temu, w „Open Letter to Biologists” opublikowanym w oxfordzkim kwartalniku „Funadmenta Scientiae”[8], argumentowałem na gruncie dynamiki procesu biosyntezy białek, że „nabywanie”, przez systematyczny trening, odruchów warunkowych, MUSI wywoływać odpowiednie przegrupowanie genów usprawniające bio-syntezę regeneracyjną. Przegrupowanie polegające na zbliżeniu się, lub nawet połączeniu się, genów kodujących te ćwiczone odruchy (patrz schemat tego INTELIGENTNEGO procesu w moim „Open Letter”). A to oznacza, że neodarwinowska zasada „Soli genes determinant caractere animalis” to prawda bardzo ograniczona, w dłuższym okresie czasu jest dokładnie na odwrót, to ZACHOWANIE SIĘ grupy zwierząt, wymieniającej między sobą materiał genetyczny, determinuje kompozycję genów tejże grupy przedstawicieli. Dokładnie tak jak to sugerował już w roku 1962 chemik oraz biolog Paul Wintrebert w książce „Le vivant, créateur de son évolution” (Istoty żywe twórcami swej ewolucji) i potwierdził Jean Piaget w swej ostatniej przed śmiercią książce „Le comportement, moteur d’évolution” – Zachowanie to motor ewolucji[9] z 1979 roku.)
Przy okazji pisania spóźnionej pracy doktorskiej na temat filozofii Noama Chomsky’ego, odkryłem że ten światowej sławy lingwista, pozostając w sporze z Jeanem Piagetem, po prostu… zanegował istnienie zjawiska odruchów warunkowych, zjawiska szczególnie dobrze udokumentowanego w trakcie nauki jakiegoś języka, wymagającej całych miesięcy ćwiczeń. Według Chomsky’ego „podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język (którym się posługujemy) …nie są nabywane przez procesy uczenia się, a tym bardziej przez trening (sic!).” Jeszcze dalej posunął się mentor Chomsky’ego w zakresie molekularnej neurobiologii, Jean-Pierre Changeux, który w 1981 roku pozbawił mnie stypendium w prowadzonym przez niego Instytucie Jacquesa Monoda w Paryżu. Według koncepcji Changeux, opublikowanej przezeń w książce „L’homme neuronal” w 1983 roku, widziane od strony molekularnej „uczenie się” nie polega na rozroście, stymulowanych wysiłkiem myślenia, połączeń neuronalnych w korze mózgowej, ale dokładnie na odwrót, na wymieraniu (atrofii) bogato rosnących w głowach dzieci niedojrzałych aksonów oraz dendrytów. Końcówek neuronalnych przygotowanych do formowania, w ludzkim wieku dojrzałym, połączeń interneuronalnych kodujących dojrzałe skojarzenia: „apprendre c’est eliminer” („uczyć się to znaczy eliminować skojarzenia”). Według Changeux „człowiek wyuczony” to jest taki osobnik, który dzięki nie-myśleniu na zabronione tematy, utracił zdolność do czynienia szerszych skojarzeń – chociażby tych lamarckowskich – do których byli zdolni jego przodkowie.
„Oportunistyczny”, wywołany wzajemną izolacją ludzkich jednostek, Rak Poznawczy
Już 35 lat temu angielski socjolog i himalaista Michael Thompson[10], dowiedziawszy się z brytyjskiej telewizji, że „przypadek jest źródłem wszelkiej nowości w biosferze” (była to teza kolegi po fachu J.-P. Changeux, laureata Nagrody Nobla Jacquesa Monoda) sarkastycznie zauważył: „w naukach o życiu jesteśmy świadkami systematycznego ukierunkowania badań tak, aby nie dopuścić, by ludzie kiedykolwiek zobaczyli, jak rzeczy naprawdę wyglądają – ‘la trahison des clercs”.
Dlaczego dzisiejsi „uczeni którzy zdradzili” są obficie wynagradzani – i to najwyższymi odznaczeniami państwowymi – za popisywanie się przed publicznością rozgłaszaniem takich bzdur jak „uczenie się poprzez eliminację połączeń w korze mózgowej”? Jak na to wskazywałem w „Wykładzie na temat rozwoju potrzeb”[11], napisanym jeszcze w Genewie w 1981 roku dla paryskiej „Kultury”, ale opublikowanym dopiero w PRL w 1983 roku w „Twórczości”, wszelkie te, zarówno mechaniczno-elektroniczne jak i chemiczne „dobra materialne” którymi nas zarzuca przemysł, poprzez zmniejszenie obciążenia wysiłkiem organów wspomaganych przez te protezy, z biologicznej konieczności przyczyniają się do atrofii narządów zezwalających nam na względnie samodzielne życie. I o tym, na dalszą metę bardzo nieprzyjemnym fakcie, oczywiście nie chcą powiadamiać konsumentów producenci oraz dilerzy urządzeń oraz chemikaliów do „lepszego – to znaczy psychomotorycznie uproszczonego – życia”.
Przecież to wskutek zbyt łatwego bytowania, nie zmuszającego ludzi do jakichkolwiek poważniejszych wysiłków, mamy obecnie prawdziwą plagę, w większości przekazywanych dziedzicznie chorób cywilizacyjnych, z których najbardziej widocznymi są otyłość oraz krótkowzroczność dotykająca już blisko połowę mieszkańców USA. Do tego wykazu trzeba dorzucić najnowszą epidemię lawinowo narastających obecnie przypadków autyzmu[12], który w znacznej mierze jest chorobą dzieci z bogatych amerykańskich, głównie żydo-anglosaskich suburbii, w których bezpośrednie kontakty międzyludzkie są wyjątkowo chłodne i ograniczone. A coraz liczniejsi autyści, wskutek zakodowanego w ich genach zaniku empatii w stosunku do istot żywych, mogą nam w przyszłości zgotować niespodzianki dużo większe niż bomba atomowa, w znacznej mierze zbudowana i zrzucona na Japonię dzięki „pokojowym wysiłkom” takich znanych autystów jak Albert Einstein oraz Harry Truman. (Patrz internetowy tekst „Autyzm to anglosaska choroba”.)
Jakie prognozy na przyszłość możemy postawić, wykorzystując do tego nieznaną zarówno biblijnym prorokom jak i współczesnym, darwinowskim genetykom ZASADĘ INTELIGENCJI, przez Lamarcka dwieście lat temu nazwaną PRAWEM BIOLOGII, które rządzi całym ożywionym światem?
Pozwolę sobie zacytować kilka akapitów kończących mą książkę „Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii”[13], książkę napisaną w 1983/4 roku na zamówienie „Naszej Księgarni”, lecz opublikowaną dopiero w 1993 roku, przy finansowym wsparciu mych genewskich post-protestanckich przyjaciół.
…Jako dalszy rezultat zaciekłej „walki o byt”, jaką toczą między sobą poznawczo niedokształcone osobniki, w społeczeństwie „rozwiniętym” muszą zostać stopniowo zaduszone jakiekolwiek szersze poglądy, które nie przynoszą wymiernych, bezpośrednich korzyści ich głosicielom: kto na przykład, wśród „plastycznie” nastawionych do życia uczonych, będzie się interesował teoriami, na których nie dość, że nie można zarobić, ani nawet zrobić wymaganej przez społeczeństwo kariery, to jeszcze można za ich głoszenie, a tym bardziej doświadczalne potwierdzenie, zostać pozbawionym pracy! (jak to się przytrafiło kilku cytowanym w tej książce autorom.)
Wskutek zaś wzajemnego otumaniania się ludzi za pomocą „nowych filozofii natury”, populacje ludzkie w krajach ekonomicznie najbardziej rozwiniętych zaczęły się upodabniać do populacji „ślepych” komórek nowotworowych. Te „udziecinnione”, neoteniczne populacje – odkrywszy sposób na eksploatacje swego macierzystego organizmu – w sposób biblijny „mnożą się i płodzą i panują nad nim” aż doprowadzą do zbiorowego samobójstwa i siebie i organizmu na którym żerują.
Obecna książka wskazuje na ukrytą wewnątrz układu nerwowego przyczynę, dla której nowoczesny człowiek tak bezwzględnie gwałci Naturę: otóż rozumujący jak klasyczny „pies Pawłowa” gatunek homo sapiens (tzn. w praktyce dzisiaj homo faber – przyp. aut. 2012) zauważył, że wynalazki techniczne zwiększają stopień jego panowania nad otoczeniem – i stąd nabrał niezachwianego przekonania, iż tylko poprzez rozwój techniki zdoła się „utrzymać na powierzchni” zarówno w międzyludzkiej, jak i w miedzynarodowej walce o byt. Z kolei zaś masowe zastosowanie protez technicznych w sposób automatyczny doprowadziło do „wyzwolenia” w człowieku jego najprymitywniejszych instynktów i pożądań, które odpowiedzialne są za obecną, narastającą w sposób lawinowy, destrukcję naszej planety.
Logiczne zatem byłyby działania mające na celu przyhamowanie postępu technicznego, a zwłaszcza ograniczenia produkcji przedmiotów posiadających wyraźnie narkotyczny wpływ na człowieka…
Nie należy przy tym wierzyć, że jakiekolwiek racjonalne próby ratowania naszej planety wyjdą z kręgu ludzi odurzających się rozwojem techniki. … duże nadzieje należy natomiast pokładać w kształceniu kadr naukowych o maksymalnie szerokich horyzontach. Tylko dzięki tak „niedemokratycznie” wykształconym elitom można się uchronić przed najrozmaitszymi „wariacjami” umysłowymi, będącymi plagą nowoczesnych społeczeństw.
Patrząc dzisiaj na me zdanie sprzed blisko 30 lat, że „duże nadzieje należy natomiast pokładać w kształceniu kadr naukowych o maksymalnie szerokich horyzontach”, z niejakim rozbawieniem zobowiązany jestem zauważyć, że właśnie do tego za wszelką cenę nie chcą dopuścić BIEDA ELITY EURO-ATLANTYCKIE pragnące zapanować nad światem. Kierując się ZBIOROWĄ INTELIGENCJĄ, charakteryzującą nie tylko kolonie ślepych termitów studiowanych przez P.P. Grassé, ale i „kolonie” pasożytniczej tkanki nowotworu, bardzo systematycznie starają się one realizować swój „plan kolonizacji” w sposób gromadny, tak jak te wychwalana przez Ojców Kościoła „szarańcza, które nie posiadając króla, w porządku wyrusza na kolejne żerowiska” (Prz. 30, 27, Orygenes IV, 87). Kto bowiem potrafi dziś precyzyjnie wskazać na osoby odpowiedzialne – i to nie tylko w Polsce, ale w całej Europie – za modyfikację programów szkolnictwa polegającą na wymuszaniu na młodzieży jak najwcześniejszej specjalizacji, zabezpieczającej przed pojawieniem się elit o bardziej szerokich poglądach? To systematyczne zawężanie horyzontów myśli u młodych ludzi rozpoczyna się obecnie już w pierwszej klasie liceum, w wieku zaledwie 15 lat! Wszystko to po to „aby nie dopuścić, by ludzie kiedykolwiek zobaczyli, jak rzeczy naprawdę wyglądają – no i oczywiście by cała władza nad światem mogła zostać nareszcie skumulowana przez wskazany przez biblijnego Boga Biznesu Naród Wybrany, samo-utożsamiający się z oligarchią krajów anglosaskich[14].
Zakopane, 26.09.2012
Przypisy
[1] Marek Głogoczowski “Wpływ paradygmatu neo-darwinowskiego na upowszechnianie się osobowości komercyjno-konsumpcyjnej”, opublikowane w Acta Inst. Filozofii Uniwersytetu w Bańskiej Bystrzycy, SK, oraz w tygodniku Tylko Polska z listopada 2003, w internecie www.zaprasza.net/mglogo/a_y.php?mid=663&
[2] Marek Głogoczowski „Ciuciubabka naukowa” Kultura, nr 7-8, 1980 Maisons Laffitte, Francja; także w zbiorze Etos bezmyślności – wybór esejów z paryskiej “Kultury”, “Aneksu”, “Twórczości”, “Polityki”, itd., Lewiatan, Kraków, 1991. (Recenzja w „Zielonych Brygadach”: http://www.zb.eco.pl/zb/37/etos.htm )
[3] Cytat z artykułu „Studium sterowania PAN-em, czyli (niby) Polską Akademią Nauk” [w] Marek Głogoczowski „Młot na Rozum” liberalnej demokracji – studium dehellenizacji kultury europejskiej, wyd. Świadectwo, Bydgoszcz 2007. Wersja internetowa artykułu: http://zaprasza.net/a_y.php?article_id=19170 ; „zajawka” Młota na Rozum http://job.blox.pl/2007/03/Dr-Marek-Glogoczowski-8222MLOT-NA-ROZUM8221.html
[4] Philippe Anker, Maurice Stroun Circulating nucleic acids in plasma or serum http://books.google.pl/books/about/Circulating_nucleic_acids_in_plasma_or_s.html?id=7HxFAAAAYAAJ&redir_esc=y
[5] Marek Głogoczowski „Niezwykła historia ‘cech nabytych’” http://markglogg.eu/?p=276 .
[6] Sformalizowane przez Martina Lutra, na podstawie cytatów z „mądrości bożej” św. Pawła, protestanckie „4 solas” to są sola scriptura, solus Christus, sola gratia i sola fide. Jako piątą warto ustanowić „solus labor” (tylko praca) na postawie zalecenia Apostoła „Kto nie chce pracować ten niech nie je” (2 Tes. 3, 10). Jak to opowiadali mi moi szwajcarscy znajomi w dziś już tylko post-protestanckiej Genewie, w szkole uczono ich, że „katolicy pracują aby żyć, protestanci zaś na odwrót, żyją po to, aby pracować”. Maksyma „TYLKO PRACA”, obecna także encyklice Jana Pawła II „Laborem exercens” z 1981 roku, wskazuje że „bogiem”, któremu ludzie mają się podporządkować (zasada „soli Deo gratia”), od momentu Reformacji stał się LABOR, maszyno-podobna praca, z konieczności rozwijająca kapitalistyczne stosunki społeczne. Wystarczy tutaj przypomnieć tytuł znanej książki Maksa Webera „Etyka protestancka a duch kapitalizmu” z początku XX wieku.
[7] Frank Scott “The Economic Religion of Finance Capital” http://legalienate.blogspot.com/2012/09/the-economic-religion-of-finance-capital.html
[8] Marek Glogoczowski „Open Letter to biologists” [w] Funadmenta Scientiae, nr 2/2, Pergamon Press, Oxford 1981. Skany abstraktu oraz stron ilustrujących jak MUSI następować, wywołane NADREGENERACJĄ, przegrupowanie genów kodujących odruchy warunkowe, znajdują sie na e-adresie http://markglogg.eu/?p=438 .
[9] Szersze omówienie, w języku angielskim, koncepcji ewolucyjnych Jeana Piageta znajduje się w książce Piaget’s Conception of Evolution, w wersji internetowej http://books.google.pl/books?id=BgBXNzUKHTAC&pg=PR7&hl=pl&source=gbs_selected_pages&cad=3#v=onepage&q&f=false.
[10] Michael Thompson Rubbish Theory, Oxford University Press, 1979, http://www.jstor.org/discover/10.2307/464618?uid=3738840&uid=2&uid=4&sid=21101210513111
[11] Marek Głogoczowski „Wykład na temat rozwoju potrzeb”, Twórczość, Warszawa, nr 2/1983, przedruk w Obywatel, Łódź, nr 1(5) 2002. Wersja internetowa: http://niniwa2.cba.pl/obywatel.html
[12] Sprawę epidemii autyzmu, promieniującej dzisiaj na świat głównie ze Stanów Zjednoczonych, szerzej omawiam w tekstach przekazywanych (i dyskutowanych) na forum prawda2.info oraz markglogg.eu. Interesującą w przypadku autyzmu jest sprawa początkowej asocjacji tego nowego zjawiska defektu psychomotorycznego ze zwiększeniem ilości szczepień szczepionkami zawierającymi jako „pobudzacz” związek rtęci thimerosal. Relacjonowane przez FURDA (http://www.furda.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=29&Itemid=36) dokładne badania bardzo dużej liczby dzieci szczepionych i nieszczepionych wskazały – ku zdumieniu osób przeprowadzających te badania – coś zupełnie odwrotnego: „w przypadku dzieci, u których największe dawki Thimerosalu podawano w pierwszym miesiącu życia, autorzy stwierdzili lepsze wyniki w teście rozwoju psycho-neurologicznego NEPSY, ale gorsze w teście powtarzania liczb z pamięci.” Otóż lepsza niż normalna zdolność zapamiętywania liczb jest klasyczną cechą autyzmu, a zatem szczepionki zawierające rtęć, jako produkt uboczny pobudzania do aktywności układu immunologicznego niemowlęcia przyczyniają się dodatkowo do rozbudzenia w niemowlakach normalnych dla dzieci odruchów psychomotorycznych – podobnie jak ten „wrogi dziecku” klaps po narodzeniu, dawany by pomóc noworodkowi zacząć samodzielnie oddychać! Coraz powszechniejsze niezrozumienie roli „scypionek”, będących nie „ułatwieniem życia” układu odpornościowego – takim sztucznym ułatwieniem są bowiem antybiotyki zabijające bakterie – ale dokładnie na odwrót, dodatkowym obciążeniem pracą tego układu, jest przykładem do jakiego stopnia nawet specjaliści od neurologii (vide Dorota Majewska) utracili zrozumienie podstawowych ZASAD INTELIGENCJI ZACHOWANIA SIĘ organizmów żywych.
[13] Marek Głogoczowski Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii – Historia różnicowania się (oraz degeneracji) ustrojów ożywionych. Wyd. „M.G”, Kraków 1993. Książka została napisana na zamówienie Wydawnictwa „Nasza Księgarnia” w Warszawie, w 1983 roku. Ciekawe są podsumowania oficjalnych recenzji tej książki:
- Książkę przeczytałem z dużym zainteresowaniem (…) Autor, stojąc na stanowisku lamaeckizmu, zawzięcie atakuje neodarwinowskie poglądy na ewolucję, wiarę w „nieśmiertelność” DNA i w absolutną przypadkowość mutacji genetycznych, (…) Bardzo interesujące są poglądy wyrażone w ostatnich rozdziałach książki, dotyczące wpływu neodarwinizmu na rozwój społeczności ludzkich. 9…) Uważam że książka (…), aczkolwiek kontrowersyjna, w pełni zasługuje na publikację.
Prof. dr Andrzej Hrynkiewicz, członek rzeczywisty PAN, Zakład Fizyki Medycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego
- Praca ta roi się od fałszywych teorii, przeinaczeń, trywializacji i poważnych błędów (…) autor posługując się słowami Lamarcka, określa darwinistów jako „niezdolnych do powiązania razem nawet trzech idei” (…) Darwinizm jest według autora odpowiedzialny za wyścig zbrojeń, konkurencje ekonomiczna, karierowiczostwo i wszystko co najgorsze. (…) podsumowując: uważam, że przedstawiony mi do recenzji maszynopis zupełnie nie nadaje się do druku.
dr Jakub Szacki, Zakład Fizjologii Zwierząt Uniwersytetu Warszawskiego
[14] Jeśli chodzi o poczucie „wybraństwa” narodów anglosaskich, to wystarczy spojrzeć na wszystko mówiące tytuły książek Clifforda Longleya „Chosen People: The Big Idea chich Shapes England and America” (Naród Wybrany: wielka idea która kształtuje Anglię oraz Amerykę), oraz Davida Gelerntera „Americanism the Fourth Great Religion of the West” (Amerykanizm, czwarta wielka religia Zachodu). Jeśli zaś chodzi o anglosaską skłonność do hipokryzji, to warto zacytować podtytuł artykułu „Uderzenie w Syrię – celem jest Rosja” opublikowanego w szwajcarskim tygodniku Current Concerns: „Istnieje tylko jedna rzecz gorsza niż nieprzyjaźń z Anglosasami: jest to z nimi przyjaźń”; powyższe zdanie wygłosił już sto lat temu rosyjski generał i publicysta Alexej Jedrichin-Wandam, celność jego geopolitycznych analiz została re-odkryta w de novo kapitalistycznej Rosji na początku XXI wieku. (Patrz http://www.currentconcerns.ch/index.php?id=1982 )