Wpływ darwinizmu na skretynienie ludzkości

Wpływ neo-darwinowskiego zrozumienia świata na upowszechnienie się “tożsamości komercyjno-konsumpcyjnej” mas oraz elit

Marek Głogoczowski

(Jest to rozszerzony tekst referatu, wygłoszonego w 2003 roku na konferencji „Hledanie lidskej identity” na Uniwersytecie Mateja Beli w Bańskiej Bystrzycy, Sk; tekst opublikowany w „Acta Inst. Filozofii UMB, Sk, oraz w tygodniku Tylko Polska z listopada 2003, także na www.zaprasza.net/mglogo/a_y.php?mid=663&)

Abstract

Already at the beginning of 19 century the French naturalist J.B. Lamarck observed that science, which is professed solely for the purpose of personal egoistic “scientific career” – or in hope of pecuniar gain – risks to degenerate into “scientific obscurantism”. Author demonstrates that this is the case of the Neodarwinian paradigm, which obscurs – by means of concept of “randomness” of adaptive mutations – the simple mechanism of common learning. This popular paradigm puts also into obsucrity the epigenetic process of a construction of a fully matured ‘genetic identity’ of human individuals. The prevalence today of this ill paradigm must lead to the total corruption both of man and biosphere.

*

Już w roku 1814 francuski przyrodnik J. B. de Lamarck, obserwując zachowanie się coraz liczniejszych rzesz ludzi zajmujących się badaniami naukowymi, postawił następującą prognozę rozwoju nauki w przyszłości:

O postępie wiedzy ludzkiej [7]:

Gdy nauki się rozprzestrzenią na świecie, gdy staną się one w pewnym sensie popularnymi, słowem, gdy każdy będzie się w nie mógł wmieszać, one są naprawdę stracone, na powierzchnię wypłyną fałszywe poglądy i najbardziej absurdalne teorie; kredytem się będzie darzyć i popierać błąd; idee małe staną się dominującymi; konfuzja powstanie wszędzie z wielości rozumowań dziwnych, które się krzyżują i przeczą sobie nawzajem; ciało nauk stanie się pozbawionym powiązań między swymi częściami i prawdy najbardziej ewidentne znikną w ciemnościach…

Stając się zbyt rozpowszechnionymi, nauki nie tylko się osłabiają i nawet cofają się, ale także wulgarnieją i tracą całą swą istotę. Ich postęp staje się tylko kamuflującym pretekstem; rzeczywistym celem każdej osoby która zajmuje się nauką jest:

1o chęć zdobycia wielkiej reputacji, jednym słowem sławy;

2o chęć wyróżnienia się i dominowania nad innymi;

3o chęć otrzymania odznaczeń, dobrych i wysoko płatnych posad, etc.

Dysponujący ponad 40-letnim doświadczeniem osobistym w zakresie funkcjonowania nauki we Francji dwieście lat temu, Lamarck upatrywał przyczyn zniekształcenia nauki w czysto utylitarnym podejściu do świata “zwykłych ludzi”, którzy po prostu traktują swe, związane z nauką zajęcia jako biznes, mający przynosić im wymierne korzyści. Problem przyziemnych motywacji ludzi zajmujących się nauką oraz filozofią był znany już w starożytności i Sokrates występował zarówno przeciw pobierającym opłaty za udzielane nauki sofistom jak i przeciw czczemu – według niego – badaniu Kosmosu, w sytuacji gdy popularni za jego czasów badacze nie wyrażali chęci by badać najpierw siebie samych, chociażby po to by sprawdzić, czy przypadkiem ich wyobrażenia o świecie nie są iluzjami. (Znane sokratesowskie “poznaj samego siebie, a poznasz wszechświat i bogów”.)

Te wysiłki na rzecz bardziej szerokiego – bo uwzględniającego podmiot poznania – podejścia do nauki przetrwały do dzisiaj i już blisko 25 lat temu miałem okazję czytać, opublikowaną przez Oxford University Press, książkę “Teoria bzdury” (“Rubbish Theory”) angielskiego socjologa i antropologa Michela Thompsona [8], który w ten sposób skomentował popularne w drugiej połowie wieku XX próby wytłumaczenia, przez specjalistów w zakresie biologii molekularnej, wszelkiej nowości w biosferze za pomocą przypadku:

“Jacques Monod (autor sławnej w świecie naukowym w latach 1970 książki “Przypadek i konieczność”) ekstrapoluje od biologii molekularnej, kodu genetycznego oraz przypadkowego pojawiania się mutacji do Wszechświata i stwierdza, że przypadek jest podstawowym prawem natury. Ekstrapolując dalej, od natury do społeczeństwa, Monod argumentuje, że człowiek potrzebuje wartości ostatecznych, ale obecnie, dzięki nowoczesnej biologii, wie że ich nigdy nie będzie posiadał. Ale czy ten rodzaj argumentacji, od natury do ludzkiej natury, jest ważny? Teoria bzdury wskazuje, że nie mamy dostępu do czystej natury, ale tylko do jej społecznie przetworzonej formy. … Antropolog jest zainteresowany rywalizującymi ze sobą poglądami na stworzenie, proponowanymi przez rozmaitych specjalistów, nie w relacji do ich prawdy względnie fałszywości, ale w aspekcie ich mocy perswazyjnej, ich zdolności do przyciągnięcia nowych wyznawców oraz do zwiększenia ich społecznego prestiżu. Z tego powodu jeśli Monod, argumentując od natury do ludzkiej natury, stawia wóz przed koniem, winniśmy wywnioskować, że nie jest on naiwnym w dziedzinie transportu, ale że dokonuje on przebiegłego i umiejętnego zagrania, mającego na celu podniesienie statusu oraz znaczenia biologii molekularnej. Do tego stopnia, do jakiego okaże się on być graczem skutecznym, my będziemy przekonani, ze wóz należy zaprzęgać przed koniem, oraz że przez te wszystkie lata mieliśmy wszystko to ustawione w błędny sposób.”

Jak widać z powyżej przytoczonych cytatów, najważniejszymi dociekaniami na temat ogólnego kierunku, w którym rozwijają się nauki, winny być względnie szczere badania nad osobistymi motywacjami ambitnych ludzi, którzy “wmieszali się” (określenie Lamarcka) w środowisko akademickie. Wszelkie badania nad postępem wiedzy winniśmy zaczynać od analizy potrzeb oraz pożądań ludzi tę wiedzę tworzących, jako że nasze organy poznania są zawsze sterowane przez czynniki wewnętrzne, nakłaniające nas do “odwracania oczu” od rzeczy przez nas niepożądanych. A to całkowicie może zniekształcić obraz postrzeganego przez nas – oraz przez społeczność w której żyjemy – świata. Ja tutaj chciałbym rozwinąć na ten temat pogląd, który określam jako piagetowski, jako że blisko związany z poglądami głoszonymi przez Szkołę Epistemologii Genetycznej Jeana Piageta w Genewie.

Otóż według obserwacji Jeana Piageta dzieci – podobnie jak młode osobniki wszystkich wyższych gatunków zwierząt – cechują się naturalną, endogenną ciekawością ich otoczenia. Cały proces przedszkolny, a później szkolny, polega na ukierunkowywaniu tej ciekawości według norm narzucanych przez daną społeczność. Bez wątpienia dotychczasowy postęp nauk zawdzięczamy kolejnym etapom sublimacji tej endogennej dla normalnego człowieka ciekawości. Wchodząc jednak w dojrzałe życie, ludzie samo-zmuszają się do ograniczenia swej naturalnej potrzeby poznania, podobnie zresztą jak i do ograniczenia swych potrzeb ruchowych. Im bardziej “rzeczywistość zewnętrzna” wymusza na ludziach te samo-ograniczenia – czy to wskutek monotonii pracy zarobkowej, czy “bezruchowej” monotonii świąt w rodzaju ortodoksyjnego, żydowskiego sabatu – tym mniej mają ci ludzie i możliwości i chęci do dalszego swego poznawczego samo-doskonalenia.

Te społeczeństwa, które najbardziej akcentują swą “walkę o byt” – a mam tu na myśli wszystkie kultury znajdujące się pod duchowym wpływem lektury Starego Testamentu – są całkowicie ukierunkowane na tę właśnie, ponoć “błogosławioną przez Boga”, walkę o panowanie nad światem. Nic zatem dziwnego, że wszelkie szersze zainteresowania, odwracające uwagę ludzi od ich “walki o byt” są po prostu tępione, co oczywiście przekłada się też na naukowy światopogląd lansowany w krajach zdominowanych przez masowe czytelnictwo Biblii. W tych właśnie, obecnie dominujących w świecie krajach o kulturze anglosaskiej, mamy i największy entuzjazm w stosunku do tak zwanego “kreacjonizmu” w przyrodzie i jednocześnie, w sposób komplementarny, największe poparcie środowisk naukowych dla rozpowszechnianego od lat blisko sześćdziesięciu przesądu o przypadkowości wszelkiej nowości w biosferze, włączając w to genezę coraz popularniejszych cywilizacyjnych chorób nowotworowych.

Należy podkreślić, że oba te, wzorowane na Biblii koncepty “stwarzania z niczego”, względnie “stwarzania przez przypadek”, automatycznie eliminują u ludzi sokratyczną chęć do zastanawiania się nad istotą nas samych – Jesteśmy Jacy Jesteśmy, bo tak nas stworzył bądź Bóg (“Jestem który Jestem” – Jahve, YHWH), bądź Przypadek (patrz twórcze znaczenie “świętych losów” URIM-TUMMIM w Słowniku Biblii Tysiąclecia). Nic zatem dziwnego, że osoby związane duchowo z tym kreacjonistyczno-stochastycznym (losowym) podejściem do świata zwykły uważać, że endogenna ludzka ciekawość – po łacinie curiositas – jest przyczyną wszystkich współczesnych nieszczęść ludzkości. Pozwolę sobie zacytować tutaj opinię znanego krakowskiego tłumacza (z języka, m. innymi, hebrajskiego) Ireneusza Kani [4] na temat poglądów antropologa (a jednocześnie i znawcy gematrii oraz kabały) profesora Andrzeja Wiercińskiego z Warszawy:

“Wraz z ‘rewolucją neolityczną’ i jej osiadłym trybem życia i przejściem na gospodarkę rolniczo-hodowlaną, nastąpiło narastanie dominacji adaptacyjnej strategii technicznej nad inicjacyjną… wtedy, według Wiercińskiego, człowiek poszedł drogą regresu ku małpie. “Nieograniczona, niepohamowana ciekawość (nazywamy to wzniośle czystym poznaniem) eksploracja świata w celu skonsumowania go (wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć, wziąć do ręki, nadgryźć) pogoń za ciągle nowymi przyjemnościami – to jawne cechy behawioru małpy raczej niż człowieka”.

Choć w środowiskach naukowych milczy się zazwyczaj o motywach, które popychają uczonych do zajęcia się poszczególnymi dyscyplinami nauk, to muszę przyznać, że całkowicie utożsamiam się z opisaną przez profesora Wiercińskiego “wszystkiego ciekawą małpą”: praktycznie całe życie poświęciłem realizacji programu “nieograniczonej, niepohamowanej ciekawości, dążeniu do ‘czystego poznania’ oraz do eksploracji świata: wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć, wziąć do ręki, nadgryźć każdy naukowy problem, każdą religię i każde cywilizacyjne tabu”. Co więcej, z tej mej ‘czystej’ – a więc nie pohamowanej chęcią zysku, sławy, nagród i innych wyszczególnionych przez Lamarcka “spekulacji” – pogoni za przyjemnościami poznawczymi nie wynikła żadna katastrofa ekologiczna, której się Wierciński obawia w swych, nawołujących do ograniczenia curiositas, naukowych tekstach.

Piagetowska teoria rozwoju osobowości wskazuje, że dopiero wtedy gdy ludzie zaczną w sobie zaduszać swą endogenną ciekawość – oraz inne “zwierzęce” pożądania – to automatycznie musi u nich nastąpić regres człowieczeństwa. Człowiek, który wskutek zachwalanej przez Wiercińskiego “inicjacji” (często określanej przez psychologów “kastracją umysłową”, a przez biblijnych proroków “obrzezką rozumu”) zatracił swą naturalną “małpią” ciekawość życia jest po prostu kaleką. Tutaj zgadzam się z krytykowanym przez Wiercińskiego historykiem nauki, Lynnem Whitem [10], że to właśnie judeo-chrześcijańskie praktyki “inicjacyjne” do tego stopnia okaleczyły osobowość zachodnich uczonych, że często nie są oni w stanie ani dostrzec, ani tym bardziej zrozumieć, najprostszych zjawisk z zakresu ich własnego rozwoju psycho-fizycznego. Te zjawiska potrafi natomiast dostrzec – i odpowiednio wykorzystać – zwykła małpa.

Jako sugestywny przykład, do jakiego stopnia “odcinający się” (wskutek swej kulturowo-naukowej “inicjacji”) od osobistych doznań ruchowo-zmysłowych uczeni potrafili zaciemnić dość istotny problem powstawania nowych przystosowań językowych, pozwolę sobie przytoczyć opinię na ten temat najsławniejszego lingwisty na świecie Noama Chomsky’ego. Jego poglądy, jak sam chętnie przyznaje, są rozwinięciem kartezjańskiej “metody” bezkrytycznego opierania się na autorytetach uznanych w naszej cywilizacji, a zatem reprezentują one summum osiągnięć nowoczesnych (oraz “po-nowoczesnych”) nauk o życiu. Kreacjonistyczno-stochastyczne wywody Chomsky’ego, na temat losowego nabycia zdolności lingwistycznych przez rodzaj ludzki, odkryłem w trakcie czytania dwu tomowej naukowej książki “Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej”, wydanej w Polsce przez PWN w 1995 roku [2] i będącej tłumaczeniem francuskiego oryginału “Théories de langage, théories d’apprentissage. Colloque d’octobre 1975: débat entre Jean Piaget et Noam Chomsky”.

W zamieszczonym w tej pracy artykule “O strukturach poznawczych i ich rozwoju”, Chomsky w ten sposób prognozuje przyszłość badań nad zasadami uczenia się młodych osobników naszego gatunku:

Trudno przewidywać, czy odkryjemy interesujące własności wspólne dla wszystkich LT(O,D) tj. Teorię Uczenia Się (Learning Theory) dla dowolnych Gatunków (O – objects) i Dziedzin (D - disciplines). Byłoby to jednoznaczne z poszukiwaniem czegoś takiego jak “ogólna teoria uczenia”. O ile wiem, perspektywy dla takiej teorii nie są bardziej obiecujące niż dla “ogólnej teorii wzrostu” (…) kreślącej zasady wzrostu dowolnych organów u dowolnych organizmów.

To napisał znany amerykański uczony, pracujący na prestiżowym Massachussetts Institute of Technology w Bostonie, który jak sam twierdzi, został w młodości “zainicjowany” poznawczo lekturą Starego Testamentu, którego wersety znał prawie na pamięć. A co by na takie “profetyczne” przewidywania Chomsky’ego odpowiedziała – gdy posiadała organ mowy – w miarę inteligentna i spostrzegawcza małpa, która zamiast religijno-naukowej “inicjacji” w postaci lektury Biblii, w dzieciństwie uczyła się skakać po drzewach? Otóż taka hipotetyczna “mówiąca małpa” szybko by się ze mną zgodziła, że im więcej ćwiczy skakanie po drzewach, tym łatwiej jej to przychodzi, nawet obserwując siebie samą może ona zauważyć, że jej używane organy ruchu rosną, zaś nie używane marnieją. Oczywiście małpa – w przeciwieństwie do ludzi spostrzegawczych (ale “naukowo” nie zainicjowanych) – nie byłaby chyba w stanie ekstrapolować takich prostych auto-obserwacji na zasadę uczenia się LT (Learning Theory) dla dowolnych gatunków zwierząt (O) i dowolnych dziedzin życia (D).

Taką “Ogólną teorię wzrostu wszystkich organów u wszystkich zwierząt” podał już blisko 200 lat temu cytowany na wstępie J. B. Lamarck w dziele zatytułowanym “Filozofia zoologii” [6]. Nazwał on uogólnione przez siebie prawo “Prawem biologii”, choć w zasadzie jest ono dostrzegalne li tylko w Królestwie Zwierząt – stąd bardziej adekwatna nazwa “Prawo zoologii” – jako że rośliny w znikomym stopniu dysponują organami ruchu oraz zmysłów, a zatem nie bardzo mają co “ćwiczyć”. Struktury genetyczne roślin oraz zwierząt to są specyficzne organy, których rozrost (względnie zanik) też się obserwuje w wypadku ich “używania” (względnie nie używania), co najlepiej widać pod mikroskopem, gdy się porówna rozmiary złożonych z DNA jąder komórek “ćwiczonych” 9względnie “nie ćwiczonych”) tkanki mięśniowej (patrz ilustracja nr 28 “Atrap i paradoksów nowoczesnej biologii” [3].)

Dlaczego jednak lamarckowskie “Prawo zoologii” znikło prawie zupełnie z literatury poświęconej budowie oraz zachowaniu się istot ożywionych – i to znikło do tego stopnia, że tak ściśle wykształcony uczony jak Noam Chomsky wręcz nie dopuszcza do siebie myśli, że organy rosną poprzez ich częste ćwiczenie? (Włączając w to organy jego własnej pamięci, ćwiczone w młodości na tekstach Starego Testamentu.) Tutaj nie mamy czasu na bardziej szczegółowe dociekania na temat społecznych uwarunkowań (zwłaszcza uwarunkowań religijnych), które przyczyniły się do tego, że uczeni, jak to przewidywał Lamarck już blisko dwieście lat temu, coraz chętniej po prostu uciekają w niewiedzę o podstawowych zasadach funkcjonowania ich własnych organów poznania. Co więcej, w ramach przewidywanego przez Lamarcka rozkwitu najbardziej absurdalnych teorii, mamy już uczonych, którzy otwarcie głoszą iż w trakcie uczenia się, struktury neuronalne kory mózgowej nie rosną, tworząc nowe połączenia, ale na odwrót, wybiórczo “więdną”, powodując w ten sposób rodzaj przystosowawczego, naukowego pustogłowia[i].

Noam Chomsky w latach swej aktywności naukowej jako lingwista pozostawał pod wpływem poglądów neo-darwinistycznych, propagowanych przez krąg laureatów Nagrody Nobla, w szczególności przez J. Monoda, F. Jacoba oraz wzmiankowanego w przypisie J.-P. Changeux. Opierając się na autorytecie tych badaczy, kontynuujących kartezjańskie podejście do zwierząt jako do “maszyn i tylko maszyn”, Chomsky był przekonany, że ludzkie, “nad-zwierzęce” zdolności do posługiwania się mową pojawiły się w sposób losowy kiedyś w odległej przeszłości. Według niego, w związku z tą dziedziczną, samo-ujawniająca się w 1-2 roku życia “mutacją przystosowawczą”, młode osobniki naszego gatunku są zwolnione z konieczności dokonywania (spontanicznych w młodości) ćwiczeń językowych w celu poprawnego wykształcenia swego narządu mowy. (Który to pogląd Chomsky’ego jest całkowicie sprzeczny z obserwacjami osób zajmujących się wychowaniem dzieci.) Wbrew tej jego “dziwnej” opinii, metody skutecznego uczenia się są powszechnie znane, jako że polegają one i na “małpowaniu” osobników, od których chcemy się czegoś nauczyć i na częstym powtarzaniu przyswajanych odruchów, zgodnie ze znaną już w starożytności zasadą “repetitio est mater studiorum”. Dlaczego jednak taki tradycyjny model uczenia się jest negowany obecnie przez cały szereg uczonych specjalizujących się w ‘antypedagogii’? Warto się także zapytać jak takie, nie zmuszające uczniów do systematycznego wysiłku, metody edukacji wpływają na kształtowanie się osobowości młodych ludzi, z których już teraz rekrutują się przyszłe kadry naukowe?

Aby odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie z zakresu pedagogiki, należy przypomnieć czego uczyła europejska szkoła przed wprowadzeniem do niej zajęć z “matematyki nowoczesnej”. Otóż uczeń, systematycznie wdrażany w umiejętność wykonywania coraz to bardziej skomplikowanych działań matematycznych (a później obliczeń z zakresu fizyki oraz chemii) nabierał w niej przekonania, że prawa matematyki są absolutnie pewne i że nie da się ich w żaden sposób “przeskoczyć”, obejść czy pominąć w kalkulacji. Podobnie jest z podstawowymi prawami chemii oraz fizyki, na przykład z newtonowskim prawem zachowania pędu bądź akcji i reakcji. I ta wyniesiona z tradycyjnej szkoły “sztywność” poglądów w zakresie podstawowych praw matematyki, logiki i fizyki automatycznie czyniła z tak wychowanych osób pewnych swych racji sceptyków w zakresie wiary w losowość mutacji genetycznych. Takie hipotetyczne mutacje musiałyby stać “ponad prawem” akcji i reakcji sformułowanym przez Newtona. To prawo bezlitośnie wskazuje, że w miejscach gdzie kod genetyczny najbardziej “pracuje”, winny się pojawiać najczęściej jego uszkodzenia, a zatem i jego automatyczne naprawy, prowadzące do wybiórczych, zgodnych z Prawem Lamarcka wzmocnień (dodatkowych powieleń) “wybranych przez użycie”  genów (patrz  fig. 30 w [3]).

W momencie wprowadzenia do nauczania “matematyki nowoczesnej” (co nastapiło w latach 1970-tych) “sztywność” uczenia się zasad kalkulacji uległa w znacznym stopniu rozmyciu, co wkrótce powtórzone zostało w zakresie dydaktyki nauczania chemii oraz fizyki. W tej “post-modernistycznej” szkole uczeń nie wyrabia już w sobie odruchu myśli, że prawa matematyki (a także logiki, fizyki czy chemii) są bezwzględne i “nie do obejścia”. W szkole coraz częściej uczy się on po prostu tolerancji wobec poglądów, których “od wewnątrz” nie może dokładnie zrozumieć – zwłaszcza w sytuacji, gdy nauki specjalistyczne starają się odciąć od kontroli ze strony szeroko myślących i wykształconych w logice ludzi. W tej nowej sytuacji coraz więcej osób musi się zdawać na autorytet innych, “wskazanych przez mass-media” osób, nawet w pozornie tak prostej sprawie jak kwestia doboru najskuteczniejszej metody nauczania młodzieży (względnie jej “nie uczenia” jak to jest w przypadku matematyki nowoczesnej).

Komu zaś musi zależeć na tym aby, jak zaczynał to dostrzegać J. B. Lamarck już na początku XIX wieku “ciało nauk stało się pozbawionym powiązań między swymi częściami i prawdy najbardziej ewidentne znikły w ciemnościach”? Otóż bardzo niedawno temu, w czasie Światowego Publicznego Forum “Dialog Cywilizacji”, jakie miało miejsce na wyspie Rodos [9], słyszałem jak starszy już wiekiem hinduski filozof J. C. Kapur stwierdził iż “Zostaliśmy zniewoleni obecnie przez paradygmat ‘zbrojnie chronionego konsumeryzmu’, który między innymi doprowadził do perfekcji techniki ogłupiania mas, ‘ramboizacji’ (od “Rambo”) rządów oraz marginalizacji ludzi samodzielnie myślących” [5]. Krytykowany przez J. C. Kapura ‘zbrojnie chroniony konsumeryzm’ został nam narzucony przez Wielkie Korporacje rządzące obecnie całym cywilizowanym światem. Zatem to w czysto egoistycznym interesie czerpiącej z tego konsumeryzmu mas niebotyczne zyski, Światowej Oligarchii Finansowej, organizuje się to całe, coraz bardziej systematyczne, ZACIEMNIENIE w zakresie podstawowych praw rządzących światem ożywionym, w tym i ludźmi.

Jedyna obecnie pochwalana, przez uzależnione od zysków z reklam mass-media, ludzka tożsamość, to jest “tożsamość konsumpcyjna” jednostek przyzwyczajonych do realizacji swego “ja” za pomocą kolekcjonowania przedmiotów dających tej jednostce poczucie bezpieczeństwa oraz dominacji. Przytoczone powyżej dane, dotyczące aktualnego rozwoju nauk o życiu, w sposób logiczny wpisują się w ogólny trend budowy światowego super-społeczeństwa, oddającego się bez reszty przypominającej zwykłą narkomanię, konsumpcji “gadżetów” na pozór ułatwiających życie. Ten coraz agresywniej rozwijający się “świat (niewiarygodnie dewastującej środowisko) konsumpcji” jest zabezpieczony, jak zauważył to cytowany powyżej J. C. Kapur, nie tylko przez wojska NATO i US Army, ale także przez Światowe Instytucje Finansowe w rodzaju MFW, a także przez personel naukowy – nazwiska jego najbardziej wpływowych przedstawicieli zostały wymienione powyżej – który to personel jest wyspecjalizowany w odwracaniu uwagi społeczeństw od patologicznego charakteru promowanej w sposób “sieciowy”, ze wszystkich możliwych kierunków, “tożsamości (osobowości) konsumpcyjno-komercyjnej”. Przecież gdyby się przełamało kwazi-totalny monopol Światowego Związku Genetyków-Neodarwinistów na wiedzę o Życiu, to do szerszej publiczności nareszcie by dotarła “lamarckowska” informacja, że mutacje genetyczne, prowadzące do coraz liczniejszych, dziedzicznych chorób cywilizacyjnych – takich jak otyłość, cukrzyca, krótkowzroczność, żylaki, choroby auto-imunizacyjne a nawet i pewne odmiany nowotworów – są dziełem wynikającej z Prawa Lamarcka, genetycznej reakcji organizmu na znikanie bodźców, niezbędnych do pełnego wykształcenia się “tożsamości genetycznej”[1] dojrzałej jednostki.

Oczywiście gdyby informacja o ubożeniu “tożsamości genetycznej” człowieka, wskutek “niedoćwiczenia” organów zastępowanych przez na pozór ułatwiające życie techniczne protezy, dotarła nareszcie do publiczności, to zyski korporacji specjalizujących się w wytwarzaniu tych “protez osobowości” musiałyby oczywiście zmaleć. Do czego Światowa Oligarchia tak zwanych “Czcicieli Mamona” za wszelką cenę nie chce dopuścić. Co oczywiście bardzo źle rokuje i dla nas samych i dla świata obecnie niewiarygodnie przez nas dewastowanego.

 

LITERATURA:

[1] Changeux J.-P. L’homme neuronal. Paris, 1983.

[2] Chomsky N., Piaget J. et al. Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej. IFIS PAN, Warszawa, 1995.

[3] Glogoczowski M. Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii. Kraków : Wyd. M.G., 1993.

[4] Kania I. Dwa programy Jahwe a źródła współczesnego kryzysu ekologicznego. [w] Peruurweru – biblijne korzenie ochrony oraz niszczenia przyrody. Tom VIII Biblioteki ‘Zielone Brygady’, Kraków, 1994.

[5] Kapur J. C. Transcending The Clash of Civilisations [w] World Affairs vol. 7, no 2, New Delhi, April-June 2003.

[6] Lamarck J. B. Filozofia zoologii, PWN, Warszawa, 1974.

[7] Lamarck J. B. Manuscripts completement inedit. Blanchard., Paris, 1962.

[8] Thompson M. Rubbish Theory. Oxford Univ. Press., Oxford 1979.

[9] Witryna www.wpfdc.com

[10] White L. Jr. The Historical Roots of Our Ecologic Crisis. [w] Science, t. 155 no 3767.


[1] Przypominam, bo to są dane dość skrzętnie ukrywane przed wzrokiem osób zainteresowanych postępem nauk, że skompletowna w roku 2000 dokładna mapa kodu genetycznego człowieka wykazała, że embrionalny genom ludzki zawiera tylko 30 tysięcy genów, zaś genom dojrzałego człowieka posiada tych genów ponad 100 tysięcy. Wskazuje to, że system genetyczny zwierząt wyższych ulega rozwojowi w trakcie ich dorastania, w sposób przypominający zwykły rozwój organów, na przykład organu mowy u dzieci. Zdolności językowe, według Chomsky’ego, są zakodowane genetycznie, zaś cytowane powyżej dane o wzroście liczby genów w trakcie rozwoju osobowości człowieka sugerują, że “geny języka” najwyraźniej powstają – poprzez wybiórcze wzmocnienia i reasocjacje dziedziczonych przez nas “genów proto-języka” – w trakcie negowanych prze Chomsky’ego ćwiczeń językowych.

 



[i] Według znanego osobiście autorowi niniejszego opracowania francuskiego neurobiologa J.-P. Changeux, uczenie się polega na progresywnym zubożeniu możliwości asocjacyjnych kory mózgowej, “apprendre c’est eliminer” (uczyć się to znaczy eliminować rozgałęzienia neuronów). Changeux postuluje to w popularnej na Zachodzie książce “Człowiek neuronalny” z 1983 roku [1]. To charakterystyczne dla neodarwinizmu “odkrycie” prowadzi skądinąd do logicznego wniosku, że Najbardziej Wyuczeni Uczeni maja w głowach najmniej neuronów!

 

This entry was posted in genetyka bio-rozwoju, polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY. Bookmark the permalink.

Comments are closed.