WOJNA BOGÓW : EROS kontra JAHWE

MAREK GŁOGOCZOWSKI
(GASIENICA)

WOJNA BOGÓW

HELIOS-ŚWIATOWID
kontra
JAHWE-HEFAJSTOS

Nowy Celsus
Kraków 1996

(Rewers okładki „Wojny Bogów”)

* W opinii niżej podpisanego „advocatus diaboli” w Starym Testamencie zawarta jest prefiguracja zachowania się św.Pawła, który sprytnie przybrawszy pozę („skórę”) imitującą apostolskie zachowanie się św. Szczepana, wyłudził od ŚLEPYCH OJCÓW KOŚCIOŁA (patrz ()rygenes) błogosławieństwo przeznaczone dla namiestnika Chrystusa. W przeszłości tak właśnie zachował się Św. Jakub-oszust, który przybrawszy się w skórę imitująca zewnętrzny aspekt swego brata Ezawa,wyłudził od ŚLEPEGO OJCA IZRAELA błogosławieństwo dla przywódcy plemienia.

©Copyright Marek Głogoczowski, Kraków 1995

PROLOG

W dialogu „Fajdros” Platon ustami Sokratesa przypomniał starodawny, egi­pski mit, wskazujący na zagrożenie dla ludzkości, jakie niesie za sobą wynalazek pisma: Ono sprowadzi na umysły tych, którzy się go nauczą, zapomnie­nie, gdyż zaniechają ćwiczenia pamięci, ponieważ zdając się na zapis będą przypo­minali sobie od zewnątrz, pod wpływem obcych znaków, nie zaś od wewnątrz, pod wpływem własnych;… uczniom zaś zapewni namiastkę mądrości, nie zaś mądrość prawdziwą. Stając się bowiem zbieraczami wielu mądrości bez nauki, wydadzą się ludźmi o wielkiej wiedzy, choć na ogół staną się nieukami trudnymi w obcowaniu. Zamiast mędrcami, staną się mędrkami.

Tę opinię z IV wieku p.n.e. należałoby dołączyć jako obowiązkowy „Prolog” do Pisma Świętego, zarówno Starego jak i Nowego Testamentu. Jakimiż bowiem ludźmi stają się, bezkrytyczni na ogół czytelnicy tego, datowanego na V wiek p.n.e., „Pisma od Boga”? Odpowiedź na pytanie o kulturotwórczą, rolę Biblii uważny czytelnik może znaleźć w „Księdze Wyjścia”, w opisie zdarzeń jakie się rozegrały wśród Żydów zgromadzonych pod górą Synaj. Na tej to bowiem górze Mojżesz dostał od boga Jahwe Pismo, w postaci wyrytego na Kamiennych Tablicach Deka­logu. I wypadki potoczyły się dokładnie tak, jak przewidział to krytykujący techni­czne wynalazki boga Thota, egipski król-mędrzec Tamuz: uzewnętrznienie na piśmie przykazania „nie zabijaj” spowodowało, że kierowana przez Mojżesza żydo­wska „elita” lewitów przestała od wewnątrz rozumieć co to przykazanie oznacza. Podniecona Pismem „elita” ta rzuciła się by mordować tych swych braci i synów, którzy nie ugięli karków przed autorytetem Świętych Znaków wyrytych na kamie­niu.

Czy zatem Biblia jest dziełem rąk starożytnych mędrców, czy też obliczonym na naiwność czytelnika, prymitywnym wytworem zwyrodniałych ambicji „mędrków Syjonu”, którzy od tysięcy lat utrudniają współżycie Żydów z innymi narodami? Umiejący kojarzyć fakty badacz Pisma Świętego bez trudności dostrzeże, że każdy sukces materialny Ojców Założycieli Izraela wiązał się z popełnieniem przez tychże Patriarchów mniejszego lub większego oszustwa lub świństwa: Abraham gromadzi majątek udając, że jest bratem, a nie mężem pięknej Sary; Jakub udaje przed błogosławiącym go ojcem, że jest jego pierworodnym synem Ezawem; Mojżesz zaś — o czym będziemy szerzej pisać — by zrobić karierę proroka pozoruje przed ludem, że ma prywatne kontakty z bogiem Jahwe. Co więcej, ten działający za pośrednictwem Mojżesza bóg Jahwe tak często zalecał Żydom rabunek dorobku — zarówno materialnego jak i kulturowego — innych narodów, że należy go utożsa­mić ze starożytnym BOGIEM GRABIEŻY, który od niepamiętnych już czasów usiłuje zapanować nad całym widzialnym światem. (Stąd właśnie Jezus nazwał Boga Ojca żydów Szatanem, a gnostycy traktowali starotestamentowego Boga jako symbol ZŁA.)

W niniejszym eseju zainteresowanie autora skupione jest na socjotechnice po­czynań wyznawców starotestamentowego Jahwe, na podpatrzeniu — i, jak nakazy­wał to Jezus swoim uczniom, „rozgłaszaniu po dachach” — zasad funkcjonowania starożytnej, religijnej „wspólnoty dla grabieży”, przez Kościół określanej eufemi­zmem Ludu Bożego. Tych technik oddziaływania na społeczeństwo jest zaledwie kilka i już w „Prologu” autor chciałby zwrócić na nie uwagę. Otóż najważniejszą — by nie powiedzieć „świętą” — zasadą postępowania, wprowadzoną do religii Izrae­la przez Patriarchę Jakuba, jest maskowanie haniebnych w swej istocie poczynań za pomocą szaty słownej „wypożyczonej” z opisu czynów szlachetnych. Wyra­żenie na przykład „Lud boży” jest szatą słowną zakrywająca obrzydliwość postępo­wania sekty starożytnych złodziei ziemi, a tytuł „Pismo Święte” winien każdemu uważnemu czytelnikowi przypominać, że w tej Księdze będzie się czytać nie o szlachetności, ale o podłości czynów popełnionych przez Naród Wybrany — i to począwszy od historii wyrzucenia z ojcowizny Ezawa, aż po „zamordowanie zgod­nie z Prawem” Chrystusa.

Praktykowanej przez proroków oraz kapłanów Izraela zasadzie „odwracania do góry nogami” obrazu czynów ich przodków jest poświęcone w „Wojnie bogów” bardzo dużo uwagi. Przygotowując ten esej autor poświęcił nieco mniej uwagi socjotechnice okrutnych ofiar, za pomocą których kapłani oraz „prorocy” — i to nie tylko u żydów — zwykli ugruntowywać społeczną akceptację zdeformowanego przez nich obrazu świata. Otóż z punktu widzenia fizjologii oraz psychologii, złożenie krwawej ofiary z „kozła ofiarnego” — w nadziei czy to na „odkupienie” winy czy na „wkupienie się” w laski boga jest formą podwójnego morderstwa: na zewnątrz zabija się li tylko „wskazanego przez boga” człowieka, grupę społeczną, lub w zastępstwie zwierzę; od wewnątrz zaś, uczestnicy lego rytualnego mordu „oczyszczają” swe sumieniu (czyli zabijają swe wspomnienia) wywołujące u nich poczucie winy związane z dokonanymi— względnie zamierzonymi — czynami.

W Biblii najlepszego przykładu “oczyszczenia się”, poprzez zabójstwo rytualne, dostarczyła drużyna mojżeszowych Lewitów, mordując pod górą Synaj tysiące wyznawców Złotego cielca. Poprzez ten akt ludobójczy Chwała Szlachetnego Izraela wzrosła co najmniej w dwójnasób: z jednej strony oczyszczono Izrael z ludzi mogących przypominać innym, że grabież Ziemi Obiecanej jest czynem niemoralnym,. z drugiej zaś strony Lewici bardzo skutecznie przerzucili na wyznawców Cielca odium posądzeń o chciwość, którym to grzechem dusze Lewitów były napełnione przecież bez reszty.

Kult zatem „kozia ofiarnego” — przez proroka Izajasza zwanego także „barankiem  bożym” dzięki celowemu i najzupełniej szczeremu zakłamywaniu obrazu rzeczywistości, nobilitował (i to zarówno w oczach świata zewnętrznego jak i w osobistym, wewnętrznym mniemaniu) obrzydliwe w swej istocie poczynania Naro­du Wybranego, czyniąc z jego co znamienitszych przedstawicieli niezwykle agre­sywnych BEZGRZESZNYCH BANDYTÓW. Mile Bogu uczynki tych starożyt­nych „nadludzi” w ten sposób sławi w Biblii Psalm 32:

Błogosławiony (zbrodniarz), któremu ‘odpuszczono występek,

Którego grzech został zakryty,

Błogosławiony człowiek, któremu Pan nic poczytuje winy.

A w duchu jego nie ma obłudy.

(Post Scriptum 2021: Poniżej filmik dokumentujący obrzęd “kaporos” we współczesnej komunie ortodoksyjnych żydów w New Jersey (USA). W jego trakcie rolę “baranków bożych” umęczanych i zabijanych za “grzechy” ich ofiarodawców” odgrywają zwykłe kury, przed ich rytualną egzekucją są one przez wiele godzin trzymane w ciasnych klatkach wystawionych na silne słońce:

Kontynuacja oryginalnego tekstu z r. 1995:

Porównując przydatność poszczególnych religii dla zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości, należy autorytatywnie stwierdzić, iż każdy kult, polegajqcy czy to na dokonywaniu, czy też na symbolicznym tylko celebrowaniu okrutnych ofiar, jest z samej swej definicji religią mającą na celu zakłamanie obrazu świata.

Oczywiście w Ewangeliach Nowego Testamentu nie ma apoteozy kultu ofiarne­go, a i sam Jezus, modląc się w nich aby kaźń została mu oszczędzona, nie chciał czynić z siebie „dobrowolnej jak baranek” ofiary. Pogańską ideę zmazywania grzechów za pomocą krwi „baranka bożego” zaszczepiły komunom wczesnochrze­ścijańskim „Listy” wysyłane przez Św. Pawła. W tych upozorowanych na pasterską troskliwość listach, nie tylko powtórzona została „mądrość” Psalmu 32 sławiącego przestępców obdarzonych laską Pana. Sformułowana w nich rakże została podsta­wowa dla „chrześcijaństwa” idea, że bez kaźni Chrystusa nie byłoby zbawienia[*].

O „Ewangelii” głoszonej przez Św. Pawła będziemy mówić szerzej w załączo­nych do niniejszego eseju przypisach oraz w Epilogu. Tutaj ograniczymy się do uwagi, że wprowadzając do istniejącej już wcześniej religii chrześcijan kult ofiary oraz kaźni Chrystusa, Św. Paweł automatycznie przerobił chrześcijaństwo na wyraźnie pogańską, agresywną religię, dążącą do totalnego zakłamania rzeczywi­stości. Osobie wprawnej w logicznym kojarzeniu idei nie trudno jest dostrzec do czego sprowadza się „Dobra Nowina” głoszona przez Św. Pawła. Otóż według „Listów” tego samozwańczego apostoła, chrześcijanie winni wierzyć, że Bóg Oj­ciec skazał na haniebną śmierć na krzyżu swego jedynego Syna, po to aby odkupić (tzn. zmazać, zamaskować) swe własne grzechy Boga Stworzyciela.

Gdyby ziemski, zwykły ojciec postąpił ze swoim dorosłym synem na podobień­stwo „Boga” Św. Pawła, to byśmy powiedzieli, że jest on człowiekiem niezwykle podłym. I z tego właśnie powodu każdy myślący chrześcijanin patrząc na krzyż winien dostrzegać nie dobroć, ale PODŁOŚĆ BOGA, Stworzyciela Izraela, który jest odpowiedzialny za ten akt „zbrodni w majestacie Prawa”. Odwrotnością postę­powania podłego jest postępowanie SZLACHETNE i tutaj bez trudności można wskazać na prawdziwego „Ojca duchowego” Jezusa. Otóż dzięki odkryciom ręko­pisów z Qumran w roku 1947, świat się dowiedział, że sekta esseńczyków, z którą sympatyzował Jezus, była pod silnym wpływem helleńskiego pitagoreizmu. Ponie­waż pod wpływem pitagorejczyków pozostawał również Platon, którego nauki są w dużym stopniu zbieżne z późniejszymi naukami Ewangelii, więc na zakończenie „Prologu” warto przypomnieć te nieskomplikowane, ale za to SZLACHETNE IDEE, które wskutek rozkwitu w Europie „pawłowego” chrześcijaństwa uległy w nowoczesnym świecie zupełnemu prawie zapomnieniu.

Po pierwsze, według wierzeń pitagorejczyków, ludzie mieliby się odradzać w tej samej postaci w cyklach dłuższych zazwyczaj niż 200 lat. Zmartwychwstanie zatem kogoś w ciągu zaledwie dni trzech — będące podstawą wiary Sw. Pawła — jest rzeczą mało istotną, bo i tak wszyscy z czasem się odrodzą w tej samej postaci. Co więcej, postulowana cykliczność procesów bio-cywilizacyjnych odsuwa prawie w nieskończoność spekulacje na temat mitycznej „pracy” Boga Stworzyciela.

Po drugie zaś, w odwrotności do Żydów, którzy wykorzystując kult ofiarny praktykowali „amputację” swych niewygodnych sumień**, pitagorejczycy co dzień wieczór mieli obowiązek analizowania swych wcześniejszych czynów. Pro­wadziło to do rozwoju ich pamięci, a zatem i sumienia: Głównym celem tych obrachunkowych zabiegów było oczywiście doskonalenie etvczne jednostki związa­ne nierozłącznie z doskonaleniem zdolności umysłowych. • nabywaniem wiedzy, z twórczym kształtowaniem otaczającej rzeczywistości (Zarys Historii Religii, str. 354). Można zatem uogólnić, że judaizm był — i jesl kultem amnezy, zapomi­nania swych grzechów, pitagoreizm zaś kultem anamnezy, platońskiego przypomi­nania sobie nieśmiertelnych idei stwórczych.

I właśnie ten pitagorejski model życia trzeba koniecznie przypomnieć, jeśli się mamy wyzwolić od obowiązkowej dzisiaj, dewastującej zarówno ludzkie dusze jak świat zewnętrzny, pracowitej bezmyślności jaką narzucili ludzkości przedsiębiorcy i intelektualiści, wywodzący swą liberalną kulturę „bezgrzesznego bandytyzmu” od kanonu postępowania biblijnych Lewitów.

Zakopane, maj 1995

** Pod koniec wieku XX staliśmy się świadkami „amputacji” ludzkich sumień na masową wręcz skalę. W Polsce w przeprowadzeniu tego zabiegu najzwyklejszego wręcz odmóżdżania specjalizuje się Unia Wolności, której członkowie (zazwyczaj byli działacze PZPR), oczyścili się ze swych win, fachowo je zrzucając na „komunistów”. I używając słów starożyt­nego hochsztaplera Św. Pawła z „I-go Listu do Koryntian”, nowo nawróceni Unici mogliby rzec bez żadnej w swym sercu obłudy: „Umarliśmy dla skażonego komunizmu, wzbudzeni — i to w jednej chwili, w oka mgnieniu —zostaliśmy dla nieskazitelnej Europy (to znaczy Pieniądza)”. Przy okazji własnego „oczyszczania się z grzechów”, dysponująca gigantycz­nym aparatem propagandy, nowoczesna, ponadnarodowa Unia Lewitów, na drodze do ZIEMI OBIECANEJ kapitalizmu, skutecznie wymordowała Polaków pamięć o bez­troskim życiu w DOMU NIEWOLI, czyli komunizmie.

 

„BÓG WEWNĘTRZNY” PRZECIW ZEWNĘTRZNEMU „BOGU”

W niedawno wydanym przez oficynę o.o. Dominikanów zbiorze esejów „Dy­lematy naszych czasów” Jacek Sałij op. przytacza zdanie nieżyjącego już szwajcarskiego intelektualisty Denisa do Rougemonta, wskazującego że myśliciele współcześni są barbarzyńcami w zakresie teologii: Nieznajomość teologii oznacza odcięcie się od najpłodniejszej tradycji kultury zachodniej, skazywaniem się na nieświadome odkrywanie na nowo tych samych prawd duchowych, które zostały już przed piętnastoma wiekami sformułowane przez Ojców Kościoła i wielkich herety­ków.

Jak gdyby potwierdzeniem tej opinii z przed ponad pół wieku była niedawna, prywatna uwaga jednego z mych znajomych matematyków szwajcarskich. Za­chwycony pięknem jakiegoś teorematu z zakresu teorii liczb, stwierdził on, że matematyka jest dla niego dowodem istnienia Boga. Otóż takie właśnie zrozumie­nie Boga, jako zbioru matematycznych reguł, oraz powiązanych ze sobą w sposób logiczny idei, propagował już dwadzieścia sześć wieków temu Pitagoras w Grecji. Pozostający zaś pod wpływem pitagorejskim Platon zbudował abstrakcyjny świat „nieśmiertelnych idei”, do których należało zarówno idealne Piękno, jak i Dobro oraz logiczna Prawda. Te Trzy Szlachetne Idee warto utożsamić z Naturalnym Bogiem, którego obecność odczuwają w sobie wszyscy ludzie wykształceni i na tyle spostrzegawczy, by móc się samodzielnie zastanawiać zarówno nad światem, jak i nad sobą samym.

Jacek Salij słusznie zauważa, że ten „naturalny bóg” Platona wykonywał (i wykonuje) wewnątrz człowieka pracę na kształt demiurga, porządkując panują­cy w nim chaos, wydobywając na zewnątrz wyższe cechy człowieka i uciskając jego cechy niższe (np. pożądania seksualne, egoizm, zazdrość, czy też chęć materialnej dominacji). Ten „naturalny bóg” znany był w Grecji na długo przed Pitagorasem oraz Platonem i to niewątpliwie jego kapłani kazali wyryć na froncie świątyni w Delfach sławny napis yvco9t aea-oxov — „Poznaj samego siebie”.

Praktycznie nieobecna w Starym Testamencie zasada „Poznaj samego sie­bie, a poznasz Wszechświat i Bogów” stała się podstawą nauk zarówno grec­kiego Sokratesa, jak i hindusko-nepalskiego Buddy, a także i żyjącego w odle­głych Chinach Konfucjusza. Według pozostającego pod eseńsko-pitagorejskim wpływem Jezusa z Nazaretu, ten wewnętrzny bóg był Światłem, które poprzez ludzki organ wzroku, od wewnątrz iluminowało człowieka („Oko twoje będzie świecą ciała twego”). Zgodnie z popularnym poglądem, według którego „czło­wiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga”, Jezus z Nazaretu był synem Boga Światła (Jan 8,12), którego mitologia grecka utożsamiała zarówno z Erosem, zakochanym w pięknie, jak i Heliosem, który „wszystko widział i wszy­stko wiedział”.

W swym zbiorze esejów Jacek Salij podkreśla, że pogański, grecki Najwyższy Bóg Zeus (którego okiem na świat był Helios) podlegał wyższym od siebie zasadom logiki i (przyrodniczej) konieczności. Natomiast Bóg Biblii jest bogiem absolutnie transcendentalnym (…) może on czynić cuda. Zdolność do czynienia cudów wytwa­rza aurę Wszechpotęgi wokół biblijnego boga Jahwe. Niemniej bliższe przyglądnięcie się tym „cudom” demaskuje prawdziwe, oszukańcze oblicze biblijnego „boga”.

Cóż bowiem jest to cud? Jest to zjawisko nadprzyrodzone, polegające na złama­niu praw przyrody, względnie na złamaniu praw logiki. Jeśli „bóg wewnętrzny” człowieka jest demiurgiem wymagającym od niego ciągłego doskonalenia znajo­mości zarówno praw logiki jak i praw przyrody, to biblijny Jahwe — właśnie przez to, że robił cuda — był (i jest!) najzacieklejszym wrogiem „boga wewnę­trznego” każdego myślącego człowieka. Według wyznawców platońskiego Zeusa-Heliosa, cuda potrafią robić tylko kuglarze oraz oszuści, żerujący na ludzkiej naiwności[†]. (Warto przypomnieć, że brak wiary w cuda występuje nie tylko u Platona, ale także u Buddy i u Konfucjusza.)

W ramach trwającej już od ponad trzech tysięcy lat „Wojny bogów”, wyznaw­cy „boga wewnętrznego”, określani w literaturze jako Homo sapiens, winni przyj­rzeć się uważniej starotestamentowemu Jahwe — bo ten właśnie, oszukańczy „bóg zewnętrzny” doprowadził w przeszłości, w sposób logiczny, do wszystkich kolej­nych nieszczęść Izraela. Wraz zaś z popularyzacją Biblii pod koniec wieku XX-go, podobne nieszczęścia powinny spaść na inne narody, które zatruły się kultem Jahwe.

Otóż według Biblii, Jahwe był stwórcą, czyli kimś podobnym do egipskiego boga stwórcy Ptaha. Starożytni Grecy kojarzyli Ptaha z własnym, podrzędnym bogiem Hefajstosem, który między innymi ulepił pierwszych ludzi z gliny oraz był stwórcą pomagających mu w pracy automatów. Co więcej, Jahwe — bóg ognia, po wielokroć powtarza w Biblii, iż jest bogiem Zazdrosnym — i te dwa atrybuty (ogień i zazdrość) są także przymiotami kulawego i brzydkiego Hefajstosa.

Zarówno starożytni, jak i współcześni Badacze Pisma niezwykle rzadko dostrzegają inną, istotną cechę boga Jahwe. Jest nią krótkowzroczność — a nawet prawie ślepota — widoczna wyraźnie już na samym początku Księgi Rodzaju. Bóg bowiem pyta Kaina „Dlaczego twoja twarz jest smutna?”, „Cóżeś uczynił z bratem twoim?”. Gdyby Jahwe — tak jak Helios — był bogiem wszystko wiedzącym i wszystko widzącym to nie musiałby zadawać takich głupich pytań. Będąc zaś krótkowzrocznym i niedomyślnym, Jahwe od początku stworzenia świata zdaje się żyć omamami dotyczącymi jego własnego stworze­nia: patrząc na człowieka, którego bóg zrobił „na swój własny obraz i podobień­stwo”, ten bóg dojrzał, że „wszystko co uczynił było bardzo dobre”. Tymczasem jednak Synowie Światła widzą, iż szczególnie to stworzenie potrafi być wyjąt­kowo parszywe.

MAMON BOGIEM JAKUBA-IZRAELA

Kolejnych, interesujących informacji na temat przymiotów biblijnego Pana dostarczają jego rozmowy najpierw z Jakubem, a potem z Mojżeszem. Przyślepy bowiem bóg, zamiast poprowadzić swój lud do przyrzeczonej mu, bezpiecznej ziemi, gdzie będzie jadł do syta, ewidentnie zaprowadził rodzinę Jakuba-Izraela do „domu niewoli”, jakim dla ortodoksyjnych żydów stał się Egipt. Ci zaś naiwni, którzy dali się skusić Mojżeszowi na wyprawę do Ziemi Obiecanej, zamiast kosztować przyrzeczonego im mleka i miodu, zostawili swe kości — łącznie z Mojżeszem — na pustyni, gdzie był tylko „cierń i oset” (I Moj. 35, 18).

Popatrzmy zatem na zachowanie się biblijnego Jakuba, którego do dzisiaj — zarówno żydzi jak i chrześcijanie — uważają za godny do naśladowania przykład mędrca. Otóż ten Jakub — w przeciwieństwie do swego bliźniaczego brata Ezawa — był niezwykle łasy na dobra doczesne. By zdobyć te dobra, Jakub — jakżesz słusznie nazwany przez boga Izraelem — specjalizował się w najrozmaitszych podstępach i oszustwach: gdy jego starszy brat Ezaw wrócił zmęczony i głodny z polowania, to za miskę soczewicy „miłosierny” Jakub załatwił sobie zrzeczenie się przezeń praw pierworództwa; gdy jego ojciec na starość oślepł, to Jakub wraz ze swą matką spiskował, jak tego ŚLEPEGO OJCA oszukać i otrzymać odeń przezna­czone dla starszego brata błogosławieństwo.

Jakub-Izrael stał się biblijnym wzorem zachowania się nowoczesnego Homo economicus. Między innymi zasłynął on z tego, że robił interesy — wydające się mu być korzystnymi — z jego osobistym, prywatnym bogiem sukcesu: I złożył ten Jakub ślub i powiedział: Jeżeli Bóg będzie ze mną i będzie mnie strzegł w drodze, w którą się udaję, i da mi chłeb na pokarm i szatę na odzienie. I powrócę w pokoju do domu ojca mego, to Pan będzie bogiem moim (I Moj. 28,20-31).

To ukryte w Biblii zdanie oddaje samą istotę RELIGII IZRAELA: człowiek naprawdę pobożny czci tylko takiego boga, który jest mu w stanie zapewnić nie tylko bezpieczeństwo, ale także dobrobyt oraz społeczny prestiż[‡]. (To właśnie wskutek tej wewnętrznej pustki ortodoksyjnego judaizmu możliwe są błyskawiczne „mutacje przystosowawcze” żydów, których pierwowzoru dostar­czył faryzeusz Szaweł, znany lepiej pod ksywą Sw. Pawła; w dobie obecnej takie „mutacje” przystosowawcze występują wręcz masowo, zamieniając pra­gnących się „utrzymać u żłoba” komunistów w liberałów, względnie zażartych łysenkistów w przekonanych neodarwinistów — będziemy o tym zjawisku pisać na końcu.)

Z tekstu Biblii wynika, że bóg Jakuba-oszusta na dalszą metę oszukał swego podopiecznego. Liczna bowiem rodzina Jakuba-Izraela (cztery kobiety i aż 14 dzieci) niezbyt długo cieszyła się zgromadzonymi przez nią majętnościami. Wkrót-

ce po staniu się „człowiekiem sukcesu”, Jakub ze swą rodziną został przez BOGA NAJWYŻSZEGO (czyli Boga znającego się na prawach natury) zmuszony do porzucenia ziemi swego ojca i do najzwyklejszej emigracji za chlebem. Biblia nie tłumaczy dlaczego do emigracji z nędzy zostały zmuszona rodzina Jakuba, po­wszechnie uważanego za mądrego, i dlaczego rodzina jego mało ambitnego brata H/.awa (choć trzy żony, to tylko 5 dzieci) ten głód na swej nieurodzajnej, górzystej ziemi przetrwała. Ci jednak, Co Patrzą Na Świat, czyli synowie legendarnego słowiańskiego Światowida, znają odpowiedź na tę zagadkę. Otóż Jakub zbyt pilnie pracował, starając się, zgodnie z nakazem „Boga”, „mnożyć i panować nad ziemią i nad wszyskim co się na tej ziemi porusza”. W rezultacie tej pracy stał się się on tak bogaty (I Moj. 36, 7), że hodowane przezeń dla prestiżu owce i woły zaczęły doszczętnie wyżerać żyzne pastwiska — tak jak się to obserwuje i dzisiaj, wśród podkreślających ilością bydła swój społeczny prestiż, plemion afrykańskiego Sahe- lu. W wypadku zaś długotrwałej suszy, zbyt wypasane pastwiska ulegają gwałtowa­nej lateryzacji i upustynnieniu. Ta łatwo przewidywalna klęska żywiołowa tylko w słabym stopniu dotknęła Ezawa, który wyraźnie nie dbał o swe bogactwo, a i w górach, w które został przez swego brata zepchnięty, było zawsze więcej opadów niż na nizinach.

Mówiąc w sposób symboliczny, emigrację „za chlebem” Jakuba-Izraela do Egiptu spowodował, kompletnie niedostrzegany przez tegoż Izraela, Najwyższy Bóg Przyrody, którego współcześni Jakubowi Egipcjanie utożsamiali z Ozyrysem. (Później, w czasach ptolomejskich, ten Bóg Najwyższy przyjął nazwę Serapisa, czyli Ozyrysa-Apisa. Mieszkający w Egipcie Grecy uważali tego Boga Jedynego za połączenie najlepszych cech aż pięciu bogów greckich: nie tylko Zeusa i Heliosa, ale także Posejdona, Asklepiosa, Hadesa i Dionizosa.)

 

UCIECZKA MOJŻESZA Z ZIEMI IZRAELOWI OBIECANEJ

W rodzinie Jakuba-Izraela można zauważyć stopniowe potęgowanie się nega­tywnych aspektów ludzkiej osobowości, a także potęgowanie się — po okresach przejściowych sukcesów — prawdziwych i długotrwałych KAR BO­ŻYCH, jakie spadały na coraz bardziej nieświadom obrzydliwości swego postępo­wania Izrael.

Według Biblii, Jakub ze swą „rodzinką” (jego matka, wuj oraz żona Rachela) dokonywali li tylko małych, wewnątrzrodzinnych oszustw oraz kradzieży. W nastę­pnych pokoleniach, niektórzy synowie Izraela zachowują się już jak rasowi gang­sterzy. Przykładem takiego „rozwoju duchowego” jesl obrzydliwy w swym pomy­śle „spisek obrzezańców”, dzięki któremu udaje sic synom Jakuba wymordować mężczyzn i zagrabić posiadłości plemienia księcia Chamora. (Warto przypomnieć, że pretekstem do tego aktu podstępnego bandytyzmu była próba honorowego załagodzenia konfliktu między rodzinami, inki wybuchł po „porwaniu i zgwałceniu” przez syna Chamora córki Jakuba Diny. Znając zachowanie się przodka Jakuba, Abrahama, który „podstawiał” kolejnym władcom swą żonę Sarę dla zdo­bycia korzyści materialnych, należy przypuszczać, że bracia Diny celowo wypuścili swą siostrę by uwiodła syna księcia i spowodowała konflikt między rodzinami.)

Ta umoralniająca historia, demonstruje z jednej strony mechanizm pojawiania się u niektórych synów Izraela „fałszywej świadomości” — którą to istotną cechę mentalności „uduchowionych gangsterów” doskonale opisał w kilkadziesiąt wie­ków później Karol Marks. Z drugiej strony, wykorzystanie rytualnej obrzezki dla celów spiskowych pozwala zrozumieć ukryte znaczenie tego rytuału będącego dla Żydów znakiem „przymierza z bogiem”: otóż zwyczaj nacięć skóry oraz tatuaży na ukrytych częściach ciała jest od niepamiętnych czasów rozpowszechniony wśród członków tajnych zrzeszeń (a nawet i zwykłych gangów) na całym świecie! U plemion szlachetnych bowiem —-jak na przykład wśród amerykańskich Indian — tatuaże i nacięcia skóry, oznaczające przynależność klanową, usytuowane były nie na miejscach ukrytych, ale na najbardziej widocznych częściach ciała, zwłaszcza na twarzy.

(Na pomysł obrzezki Abraham wpadł w czasie gościnnego pobytu w imponu- jącvym mu pod względem cywilizacyjnym Egipcie. O braku napletka, u zdają­cych się posiadać tajemną moc egipskich kapłanów, Abraham dowiedział się zapewne dzięki swej żonie Sarze, którą chytrze podsunął faraonowi w celu „małżeństwa”. Choroby, jakie wskutek tego „małżeństwa” wynikły w otoczeniu faraona — a także później, w analogicznej sytuacji, w otoczeniu króla Abmila- cha — niedwuznacznie wskazują, że Sara, w trakcie jej wcześniejszych „mał­żeństw” zaraziła się rzerzączką. To właśnie ta, bezobjawowa u wielu kobiet, przerwlekła choroba wywołała jej długotrwałą bezpłodność — a także okresową bezpłodność żon i niewolnic króla Abmilacha. Skądinąd jest to imponujące, jak niewielu komentatorów Pisma Świętego dostrzegło, że założycielem Narodu, Który Uznał Się Za Wybrany, był starożytny, wędrowny sutener, który zgroma­dził spory majątek dzięki pracy swej „żony”, wyspecjalizowanej w najstarszym zawodzie świata.)

W ramach typowych dla potomków sprawiedliwego Abrahama „zabaw rodzin­nych”, starsi synowie Jakuba sprzedali niewygodnego im, młodszego brata Józefa do niewoli w Egipcie. Z czasem w tej egipskiej niewoli znalazła się cała „rodzinka” Izraela. Początkowo, dzięki bezinteresownym staraniom wybaczającego braciom Józefa, izraelici mieli w Egipcie doskonałe warunki życiowe. Egipt to była dla nękanego głodem Izraela ziemia rzeczywiście mlekiem i miodem płynąca. Historia jednak Żydów w Egipcie potoczyła się dokładnie na odwrót do ich marzeń. Po krótkim okresie dostatku, nie chcący się integrować z Egipcjanami Żydzi, zamiast stać się Panami ziemi do której przyszli jako goście, stali się jej niewolnikami. Można podać dwa proste mechanizmy pojawienia się tego — zupełnie niezrozumiałego dla history­ków Izraela — stanu rzeczy.

Po pierwsze, Egipcjanie mogli, w sposób najzupełniej mechaniczny, wykorzy­stać czysto ekonomiczną „metodę Józefa” by doprowadzić do poddaństwa niewy­godnych im Żydów. (W ten sposób Józef, swą pilną pracą dla faraona, już zza grobu wpędził w niewolnictwo swą własną rodzinę.)

Po drugie, Biblia wskazuje, że wywodząca się od Szymona i Lewiego gałąź Izraela miała dziedziczną, przeklinaną przez legendarnego Jakuba, predyspozy­cję do gwałtu, sadyzmu oraz najrozmaitszych knowań. Na tę genetyczną predy­spozycję, musiał się niewątpliwie nakładać kulturalny nakaz „mnożenia się bez umiaru i panowania nad ziemią”, a także powtarzana z pokolenia na pokolenie Pamięć o Przymierzu, według którego Abraham (i jego potomkowie) mieli posiąść ziemię w której byli przychodniami (I Moj. 17, 8). Tak więc zarówno natura jak i kultura potomków sprawiedliwego Abrahama popychała ich do podstępnych poczynań mających na celu opanowanie goszczącego ich kraju (II Moj. 1, 10).

Nie należy się zatem dziwić, że początkowo przyjaźnie nastawieni Egipcjanie zaczęli się bać Żydów, stosując wobec nich środki represyjne, jakie w XX wieku w wielu krajach stosowano wobec członków mafii, zmuszanych brutalnie do karnych, ciężkich robót[§]. Ślepy Bóg Izraela doprowadził zatem, w sposób logiczny, do rozkręcenia się spirali nienawiści między Żydami a ludnością miejscową. W pew­nym momencie, wierzący w posłannictwo swego narodu, ambitny terrorysta z rodziny Lewitów imieniem Mojżesz, zabił wyzyskującego Lud Boży urzędnika faraona. Uciekając zaś przed karą, na wiele lat musiał emigrować z Egiptu. I to właśnie w trakcie tych wędrówek „politycznego” zbiega odkrył on, że poza Egip­tem istnieją żyzne, nadające się do kolonizacji tereny, zwiedzane już przez jego pra-przodka Abrahama-sutenera. Ponieważ zaś Mojżesz-morderca został wdrożony we wszystką mądrość Egipcjan (Dz. 7, 22) więc znał wiele sekretnych, kapłań­skich sztuczek, za pomocą których potrafił zaimponować zarówno swym ziom­kom, jak i (miał nadzieję) narodom, które Izrael miał zamiar wytępić bądź zniewolić (V Moj. 7, 1-2).

Do najważniejszych zaś, imponujących nie tylko Żydom, ale także racjonalnym Grekom oraz Rzymianom, nauk egipskich należała wiedza kuglarska: dobrze wyszkolony kapłan potrafił skutecznie nabierać swą klientelę, stwarzając pozory, że jest w stanie czynić cuda i że ma kontakty z siłami nadprzyrodzonymi. (To właśnie dzięki swym obserwacjom, dokonanym w czasie podróży do Egiptu, Platon wpadł na pomysł opowieści o kapłanach manipulujących cieniami w pieczarze; później, już w czasach rzymskich, wrogowie chrześcijan—jak na przykład zwalczany przez Orygenesa Celsus — twierdzili, że nie tylko Mojżesz, ale i inny „mesjasz” Izraela, nazwiskiem Jezus Chrystus, uczęszczał w swej młodości do „egipskiej szkoły cudów”.)

Jako dowód cudownej opieki boga Jahwe nad Izraelem, Biblia przytacza aż siedem plag egipskich. Według Józefa Kellera, te „cuda” były zwykłymi, naturalny­mi zjawiskami, których pojawienie się Mojżesz umiejętnie przypisał bogu Jahwe. Ostatnią zaś plagę egipską (śmierć pierworodnych) Keller tłumaczy w następujący sposób: Tej nocy przez Egipt przeszedł Jahwe, prawdopodobnie w postaci dzielnej drużyny Jozuego i Kaleba, zabijając wszystkich pierworodnych Egipcjan. Ale domy Izraelitów, pomazane krwią, omijał.

Jak dla późniejszych chrześcijan, wychowanych w duchu św. Pawła — o czym będziemy pisać w Aneksie — podstawowym aktem wiary była (jest) wiara w zmartwychwstanie Chrystusa (I Kor. 15, 14), tak dla ortodoksyjnych żydów podstawowym cudem (tzn. oszustwem) potwierdzającym opiekę Jahwe nad Narodem Wybranym, jest historia przejścia suchą stopą rozlewisk Morza Czerwonego. Pamiętam bowiem z lekcji katechezy, gdzieś w wieku lat dwu­nastu, że to otworzenie się morza przed uciekającymi Żydami bardzo mi zaimponowało.

To jednak, co wydaje się być zjawiskiem cudownym dla dwunastolatka, w wieku dorosłym wydaje się być banalną „sztuczką egipską” wykorzystującą naiw­ność czytelników Biblii. Dla dobrze wykształconego geofizyka — a jest nim niżej podpisany, chrześcijański „advocatus diaboli” — sprawa jest bowiem banalna. Otóż jak podaje Biblia Tysiąclecia, w Zatoce Suezkiej różnica między przypły­wem a odpływem dochodzi aż do 3,30 metra. Mojżesz ze swym ludem według Biblii uciekał w nocy, a więc w okresie odpływu, zaś goniące go, ciężkozbrojne rydwany wojsk egipskich musiały grzęznąć w mokrym piasku, pozostając w strefie zagrożonej aż do pełnego dnia (co potwierdza Biblia), kiedy to musiał nastąpić przypływ. W dodatku, nad morzem w nocy wieje wiatr od lądu odpy­chając fale od wybrzeża, zaś w dzień jego kierunek się odwraca, wzmagając efekt przypływu. Jeśli zatem Mojżesz wybrał dla tej przeprawy moment nowiu (a jest w Biblii wzmianka, że z przeprawą zwlekał), to był to moment w którym oba zjawiska się nawzajem spotęgowały, dając efekt „cudu”. (O miejscu nad Zatoką Suezką, w którym występował ten „cud”, Mojżesz wiedział prawdopo­dobnie od czasu gdy przebywał w tym rejonie w okresie swj poprzedniej uciecz­ki z Egiptu.)

Wykorzystywanie forteli oraz nieostrożności wroga nie jest w czasie wojny niczym grzesznym: wystarczy przypomnieć, jak zapadły się w wodę, zwabione przez Aleksandra Newskiego do bitwy na zlodowaciałym jeziorze, ciężkozbrojne wojska Kawalerów Mieczowych. Mojżesz jednak nie przyznał się swemu ludowi, że to wciągnięcie ciężkozbrojnych wojsk faraona w strefę przypływu morza, to był prosty, wojenny podstęp. Na odwrót, wymachując swą, „wypożyczoną” w Egi­pcie, kuglarską laską, Mojżesz pozorował przed własnym ludem, że to bóg Izraela otworzył przed Żydami — a potem zamknął przed Egipcjanami — Morze Czerwone.

Według nauk Jezusa Chrystusa, ten, kto oszukuje w sprawach małych, będzie i oszukiwał w sprawach wielkich. Zaś „Rzeczy Wielkie”, jakie Mojżesz wniósł do światowej kultury, to są, jak to niedawno z dumą podkreślił poeta Henryk Grynberg z Londynu, MONOTEIZM oraz DEKALOG. Gdy jednak przypatrzymy się bliżej temu wkładowi w światową cywilizację, to okazuje się, że jest to wkład nie tylko zrabowany innemu narodowi, ale też i dodatkowo zatruty jadem „plemienia żmijowego” (Mat. 23, 33). Na temat żydowskiego monoteizmu Józef Keller pisze w następujący sposób: Z Mojżeszem wiążą się początki monoteizmu. Zetknął się z nim w okresie swej młodości w Egipcie. Umiał jednak wysnuć właściwe wnioski z niepowodzeń reformy Echnatona. Nie wiązał kultu jednego Boga tylko z pewnymi kołami, .lecz z całym swym ludem. (Monoteizm obowiązujący przez pewien czas w Egipcie polegał na kulcie Światła, czyli Słońca-Atona, stąd faraon Ehn-aton.)

Według Światła (czyli Ewangelii) Jezusa Chrystusa, „to co dla (większości) ludzi wydaje się być pięknym, obrzydliwością jest dla Boga”. A zatem populistycz­ny monoteizm Mojżesza, jest w swej istocie Kultem Boga Obrzydliwego, przez wyznawców Platona traktowanego jako Przestępca: ten bowiem grecki filozof zauważył na długo przed Jezusem, że „to co jest popularne, jest w swej istocie przestępcze”.

—————————–


[*] Występująca w Ewangelii Św. Jana nauka Jezusa, że , jeżeli ziarno obumrze, to obfity plon wydaje” jest wyraźnie skopiowana przez Ewangelistę z popularnego w starożytności prze­sądu, przytoczonego w chronologicznie poprzedzającym Ewangelię Św. Jana, „I Liście do Koryntian”: „to co siejesz, nie ożywa jeśli nie umrze”. Jest to oczywiście trywialny błąd poznawczy, charakterystyczny dla starożytnych „mędrków”, którzy — jak św. Paweł — zwykli sądzić po pozorach. Takiego błędu nie popełnił ani Sokrates, ani Budda, ani inni prawdziwi mędrcy starożytności. (Patrz też ,Epilog”.)

[†] Należy tu dodać, że ludzie samodzielnie myślący traktują biblijne cuda li tylko jako symbole pewnych zjawisk społecznych i pewnych zachowań. Np. „cud” Jahwe, polegający na zabiciu wszystkich pierworodnych Egipcjan, winien być traktowany jako symbol zacho­wania się Żydów w Egipcie; „cuda” zaś Jezusa, polerujące na uzdrawianiu ślepych, czy też chodzeniu po wodzie, należy traktować jako symbole oświecającej działalności — a także pewności wiary — pierwszych chrześcijan.

[‡] Wewnętrzną pustkę oficjalnej religii Izraela dostrzegał doskonale Jezus Chrystus, który naśmiewał się z faryzeuszy udających, że służą Bogu (prawdziwemu) a w rzeczywistości służących Mamonie. Tę samą cechę dostrzegł też w wiek później cesarz Hadrian, który w czasie swej podróży do Aleksandrii w liście do szwagra zamieścił genialną wręcz uwagę: „W tym mieście wielu bogatych Żydów i chrześcijan czci Serapisa (o którym to bogu za chwilę), a właściwie czci jedynego boga jakim jest pieniądz”.

[§] Inaczej natomiast potoczyła się historia rodziny brata Jakuba, Ezawa zwanego Edomem. W ciągu tych kilkuset lat, gdy rodzina Izraela pracowicie znosiła kamienie na budowę znienawidzonych egipskich świątyń, piramid oraz spichlerzy, potomkowie wydziedziczone­go przez Izrael Ezawa zdążyli założyć w górach Edomu dynastię królewską. Z czasem, jak podaje Biblia Tysiąclecia, ten Edom-Ezaw (Jezus?) zasłynął na całym Bliskim Wschodzie ze swych mędrców. Gdy zaś Izrael, za czasów stawnego króla Dawida-grabieżcy, napadł na bratni Edom, to jego król Hadad bez trudu znalazł, na czas podporządkowania Edomu Izraelowi, schronienie w Egipcie, gdzie jego rodzina była traktowana na równi z rodziną faraona — I Kri. 11. 14-25.

NAJWIĘKSZA HAŃBA GATUNKU HOMO SAPIENS

Mojżesz znał dobrze praktykowaną w Egipcie, kapłańską zasadę, że rzeczy które mają być uznane za ważne, należy komunikować wiernym w odpo­wiedniej scenerii[1], najlepiej zaś w oprawie z sil pozornie nadprzyrodzonych. Wlazł on zatem na zakazaną dla innych, wysoką górę na pustyni Synaj, gdzie aż 40 dni czekał, aby z Dekalogiem pojawić się wśród ludu dopiero w momencie rzadkiej na pustyni burzy, wśród piorunów i grzmotów. Jakąż to jednak informację przekazał on potomnym, w tej rzeczywiście imponującej scenerii?

Pierwszy nakaz Dekalogu brzmi: „Nie będziesz miał innych bogów obok mnie [...] Bo ja jestem bogiem zazdrosnym i karzę występek ojców na synach do trzecie­go i czwartego pokolenia”. Otóż zazdrość nie należy do uczuć pięknych ani szla­chetnych. Ten często powtarzany przez Biblię przymiotnik wskazuje, że dla Mojże­sza „obcym bogiem” był właśnie „bóg wewnętrzny”, o którym mówiliśmy na wstępie. Ten to bóg prawdziwy — przez Platona określany jako Eros — pobudzał ludzi iluminowanych nim do szukania w świecie piękna, logiki oraz harmonii. W zasadzie cały tekst Starego Testamentu (za wyjątkiem pism powstałych pod pod wpływem helleńskim) potwierdza tezę, że Jahwe oraz jego kapłani byli śmiertelny­mi wrogami właśnie naśladowców boga przyjaźni i prawdy. (Platon w „Uczcie” podaje taką między innymi charakterystykę Erosa: „On chłody serc ludzkich roz­prasza, on je ciepłem okrasza; on łagodność pomnaża, gwałtowność umarza; on wzbudza przyjaźń, ostudza nieprzyjaźń, dla dobrych łaskawy, dla mądrych ciekawy; on dla bogów cud, dla straconych dziw, dla wybranych skarb. W nim wykwintny wdzięk (…) on bogów radością, on ludzi pięknością, ozdobą”.)

Tezę o genetycznej wręcz wrogości kapłanów Izraela do Erosa najlepiej ilustrują wyjątki z podsumowywującej Stare Przymierze Księgi Malachiasza: Uprzykrzyli­ście się Panu swymi mowami [...] tym, że mówicie: Każdy człowiek źle czyniący jest miły oczom Pana, w takich ludziach ma on upodobanie. Albo: Gdzież jest Bóg, sprawiedliwy sędzia? — 2, 17; Czyż Ezaw nie był bratem Jakuba? — a Ja jednak umiłowałem Jakuba, Ezawa zaś miałem w nienawiści — 1, 2-3.

Dla nie-żydów wskazówką dlaczego Ezaw został znienawidzony może być uwaga H. Graetza zamieszczona w jego książce „Historia Żydów”, niedawno wznowionej w Polsce. Według tego autora, Ezaw był po prostu „dziki” czyli „nie-cywilizowany”. Jahwe zatem przedstawia się jako BÓG MATERIALNEJ CYWILIZACJI, który kochał — i kocha — tylko ludzi przedsiębiorczych i pracowitych, choćby nawet byli oszustami jak biblijny Jakub-Izrael. Z kolei Ezaw, swymi cnotami szlachetnego przebaczania i odwagi myśliwego, nie mógł przecież przyczynić się do budowy najmniejszego nawet domku[2], będącego symbolem cywilizacji pod każdą szerokością geograficzną. A zatem za swój brak chciwości i pracowitości został Ezaw przez Jahwe-Labora (Hefajstosa) na zawsze przeklęty (patrz także Aneks IV).Jak Jahwe, bóg Izraela, nienawidził ludzi szlachetnych (co zresztą doskonale przedstawił William Szekspir w sztuce „Kupiec z Wenecji”), tak jednocześnie za wszelką cenę starał się promować zachowania najbardziej podłe, jak chociażby to sławne, bezmyślne rozmnażanie się „na obraz i podobieństwo królików”, względnie „panowanie nad ziemią” na obraz dewastujących wszystko, ślepych i uciekających od słonecznego światła termitów. (Najlepiej to podłe zachowanie się boga Jahwe ilustruje tak zwany „Dekalog Rytualny” umieszczony w Księdze Wyjścia 34, 14-26: w sposób trywialnie logiczny wynika z niego, że zazdrośni „na obraz i podobieństwo ich Pana” kapłani, po to tylko mają wymuszać kult ich prywatnego boga, aby ich świątynie — a zatem oczywiście i oni sami —- obfitowali w bogate dziesięciny…)

Przykazanie drugie („Nie będziesz wzywał Jahwe, boga twego nadaremno, bo Jahwe ukarze tego, kto wzywa jego imienia na próżno”) na pierwszy rzut oka wydaje się być redundancją (powtórzeniem, wzmocnieniem) przykazania pierwsze­go. Sugeruje ono bowiem, iż Pan jest tak Wszechmocny, że nie ma co mu zawracać głowy błahostkami. Jednak logiczna analiza tego przykazania — a zatem analiza dokonana według wskazań platońskiego Boga Najwyższego — demonstruje coś zupełnie odwrotnego, a mianowicie, że wszechmoc Jahwe jest li tylko pozorowana: jeśli się bowiem wezwało tego boga na pomoc i on nie pomógł, to jest to tylko dowód, że się go wzywało nadaremno, za co się będzie ukaranym. To przykazanie daje po prostu zakamuflowaną, niewątpliwie podpatrzoną w Egipcie, wskazówkę dla kapłanów że aby wezwać Jahwe w sposób skuteczny, to należy z góry wiedzieć, że skutek tej inwokacji będzie pozytywny (tak właśnie postąpił Moj­żesz, który fachowo wezwał Jahwe aby otworzył mu i zamknął Morze Czerwone). Jeśli jednak kapłan wie z góry, że pożądane przezeń zjawisko wystąpi niezależnie od wezwania Jahwe, to ma on świadomość, że ten bóg jest tylko atrapą. To właśnie drugie przykazanie zdradza judaizm jako religię zupełnie laicką, obliczoną li tylko na tumanienie wiernych bogiem. (Przytaczany powyżej prorok Malachiasz rozpa­cza, że wierni składają Panu oszukańcze dziesięciny. A przecież jeśli Jahwe był (jest?) bogiem-oszustem, to jest rzeczą ewidentną, że wierni rewanżowali się narzu­conemu im bogu poprzez równie oszukańcze dary. Jak pisze Malachiasz, te ofiary składały się z tego co zrabowane, ślepe, chore i chrome. Dla osoby spostrzegaw­czej to są właśnie atrybuty boga Izraela.)

Przykazanie trzecie podkreśla niewolniczy charakter Narodu Wybranego (…„przez sześć dni będziesz pracował, zaś siódmego dnia będziesz odppoczywał… Ponieważ przez sześć dni uczynił Jahwe niebo, ziemię etc.”). Kapłanom (Mojżeszo­wi?) w tym przykazaniu nie chodziło bynajmniej o świętowanie w szabat, ale dokładnie na odwrót — o uświęcanie niewolniczego zwyczaju, że aż sześć dni w tygodniu to są dni pracy. (W innych, mniej niewolniczych cywilizacjach świąt jest o wiele więcej. Na przykład w Nepalu do dzisiaj, mniej więcej co trzeci dzień to święto. W wielu zaś krajach islamu urzędy są zamknięte już od piątku w południe aż do poniedziałku.)

Z tego trzeciego przykazania wynika, że Jahwe jest bogiem pracy, przez nowo­czesnych psychoanalityków (Freud, Fromm) określanym jako LABOR. (Jak już pisaliśmy, w greckim aeropagu bogów, jedynym, podrzędnym bogiem, który praco­wał i tworzył najrozmaitsze przedmioty, był obrzydliwy i zazdrosny Hefajstos.) Do

czego jednak była potrzebna Mojżeszowi i jego kapłanom ta ustawiczna praca? Obrzydliwy dla prawowiernych żydów, chrześcijański „advocatus diaboli” zdaje się sugerować, że Mojżasz był, podobnie jak jego przodek Jakub-oszust, izraelitą umysłowo bardzo prostym, który pozostawał pod urokiem wysoko zurbanizowanej, silnie rozwiniętej pod względem ekonomicznym, cywilizacji Egiptu. Ten prorok- prostak chciał li tylko zamiany ról społecznych w cywilizacji będącej jak gdyby zwierciadlanym odbiciem cywilizacji Egiptu: to obrzezani Żydzi mieli przejąć rolę (obrzezanych) egipskich kapłanów, dyrygując podległymi sobie narodami[3] — „nie one będą panować nad Tobą, ale ty będziesz nad nimi panował” (V Moj. 15, 6). O tym kopiowaniu Egiptu będziemy jeszcze pisać.

Jest i czwarte przykazanie Dekalogu „czcij ojca i matkę twoją”. Na pozór jest to rzecz ewidentna: dzieci zazwyczaj czczą swych rodziców. Jeśli jednak wprowadza się rzecz tak ewidentną do oficjalnego Prawa (Tory) to oznacza to, że dzieci Izraela miały nienajlepszą opinię o swych rodzicach i przodkach: będąc bowiem nich blisko, dostrzegały nikczemność ich życia: albo byli ci rodzice niewolnikami pracy oraz bezmyślnego prawa, albo rabusiami jak sławny król Dawid, albo pospolitymi kombinatorami jak ich praojciec Jakub. Fakt odgórnego zadekretowania posłuszeństwa synowskiego przypomina konstytu­cyjne „zabezpieczenie” przywódczej roli partii komunistycznej w Polsce, co nastąpiło dopiero w 1976 roku, dokładnie w momencie gdy partię tę od we­wnątrz zaczęła cechować kompletna pustka.

 

ODWRACAJĄCE OBRAZ RZECZYWISTOŚCI „OKULARY POZNAWCZE”

yskusja z jednym ze znanych krakowskich judaistów wskazała autorowi na jeszcze jeden, tragiczny wręcz aspekt zbyt prostego zrozumienia prawa „czcij ojca swego”. Otóż w plemionach należących do gatunku Homo sapiens, gdy przywódca klanu zapada na starcze niedołęstwo, to albo sam o to prosi, wskazując następcę, albo rada starszych samodzielnie deklaruje go ubezwłas­nowolnionym. W warunkach zaś zagrożenia plemiennego bytu — co często się zdarzało u żyjących w Arktyce Eskimosów — osoby zniedołężniałe same przy­spieszały swą śmierć, dobrowolnie odłączając się od rodzin, byle tylko ułatwić przeżycie ich następców.

Biblia wskazuje, że tego mądrego, a nawet i szlachetnego zwyczaju nie było u Żydów. W tej sytuacji „niedoróbki” prawa zwyczajowego, izraelici uznali za ważne, błędnie udzielone, przez ślepego ze starości Izaaka, błogosławieństwo dla synów. Ponieważ Prawo (Tora) zabraniało korygowania jakichkolwiek błędów przywódców plemiennych, więc kapłani Izraela — jak cytowany powyżej Malachiasz — jak bezmyślne katarynki powtarzali, że bogu miłym jest Jakub-oszust, zaś znienawi­dzonym jest wielkoduszny Ezaw. To wychowanie przez Prawo powodowało, że każdy człowiek uczciwy i myślący —jak chociażby Jezus Chrystus — prawowiernym żydom automatycznie wydawał się być oszustem godnym znienawidzenia.

Wymuszone zaś przez ciągłą lekturę „Księgi”, odwrócenie się „do góry nogami” społecznych wyobrażeń o świecie i ludziach, w końcu zemściło się wręcz straszliwie na samym Izraelu. W sytuacji wielkiego zagrożenia kultury „odwracających okularów” ze strony Rzymu, w równe sto lat po śmierci Chry­stusa, pojawił się nareszcie prawdziwy, zapowiedziany przez Mojżesza, Me­sjasz. Zbawicielem tym był Bar Kochba „Syn gwiazdy” (Dawida). Jego czas nadejścia wyliczył na podstawie ksiąg, wyspecjalizowany w ewangelicznym „dostrzeganiu komara a połykaniu wielbłąda”, powszechnie uznany za mędrca rabin Ben Akiba. Oczywiście po kilku latach sukcesów, Mesjasz okazał się być zwykłym demagogiem i nieudolnym przywódcą, który doprowadził starożytny Izrael do totalnej samozagłady. Nieliczni Żydzi, którzy przeżyli ten holocaust nazwali go potem Bar Chosba — ,,Syn kłamstwa”. I tę rzecz trzeba jeszcze raz powtórzyć: to właśnie zawarte w Świętej Księdze, nieludzko sztywne, sadysty­czne wręcz PRAWO, które przez tysiąclecia zabraniało (zabrania?) sprosto­wania trywialnego poznawczego błędu, doprowadziło do starożytnego holo­caustu (około milion zabitych) narodu, któremu żerujący na ludzkiej głupocie kapłani-lewici wmówili, że jest Wybrany.

 

ZŁODZIEJ POD SZTANDAREM „NIE KRADNIJ”

Kolejne przykazania Dekalogu („Nie zabijaj”, „nie cudzołóż”, „nic kradnij” itd.) są realizowane w sposób najzupełniej naturalny przez prawic każdą społeczność: przecież nawet wśród bezrozumnych zwierząt „nie zabijaj” jest za­zwyczaj przestrzegane wewnątrz gatunków — znanym jest chociażby przysłowie, iż „kruk krukowi oka nie wykolę”. („Nie cudzołóż” obserwuje się tylko wśród gatunków monogamicznych, szczególnie wśród ptaków). Umieszczenie tak ewi­dentnych przykazań w sztucznym prawie ilustruje tylko jak zawzięcie okradali się nawzajem, cudzołożyli i zabijali członkowie Narodu Wybranego. (Boć to przecież sam założyciel tego Narodu, Jakub, w sposób skuteczny pożądał własności, które formalnie miały należeć do jego brata; syn Jakuba Ruben regularnie cudzołożył z nałożnicą swego ojca Bilhą; zaś Aron zabił swych dwóch braci z okazji wykorze­niania kultu cielca, którego zresztą sam odlał ze złota.) Co oznaczało prawo „nie zabijaj” dla Mojżesza, to najlepiej ocenić po jego czynach: nie dość, że prorok ten rozpoczął swą religijną karierę od zabójstwa Egipcjanina, to natychmiast po zejściu z góry Synaj z przykazaniami Dekalogu, potrzaskał te Kamienne Tablice, zebrał wierną mu drużynę Lewitów-morderców i wyrżnął aż trzy tysiące swych braci i bliźnich (II Moj. 32, 27-29). Pretekstem do tego pierwszego w historii Izraela holocaustu był fakt, że ci bezbronni, znienawidzeni przez „proroka” ludzie, odwa- żyli się tańczyć, śpiewać oraz głosić chwałę Pana przed ołtarzem nie tego boga, którego zamierzał narzucić Izraelowi ambitny egipski kuglarz.

Jeśli chodzi o prawo „nie kradnij” to Mojżesz — podobnie jak w przypadku prawa „nie zabijaj” — cierpiał na rozdwojenie jaźni. Przecież to on sam namówił swych „rodaków” by ukradli, czyli „pożyczyli na wieczne nie oddanie”, naczynia, kosztowności oraz szaty od swych najbliższych egipskich sąsiadów (co po hebrajsku oznacza „bliźni”) przed ucieczką izraelitów z Egiptu III Moj. 3, 21-22).

Według Biblii, sławne Kamienne Tablice z Prawem, otrzymane przez Mojżesza od boga na Synaju, były zapisane z dwóch stron (II Moj. 32, 15). Co było na nich napisane po stronie wewnętrznej — i co zwykłym ludziom zazwyczaj nie jest znane — ujawnił Mojżesz wiernym mu Lewitom w Księdze Powtórzonego Prawa. Zde­maskował się on w niej przy okazji jako herszt zwykłej „Bandy Boga” podniecanej nadzieją łupu, jaki znajdą w Ziemi Obiecanej: A gdy Pan, twój Bóg, wprowadzi cię do ziemi [...] którą przysiągł dać tobie [...] z domami pełnymi wszelkich dóbr, których nie gromadziłeś, [...] winnice i sady oliwkowe, których nie sadziłeś, to jednak będziesz z nich jadł do syta — V Moj. 6, 10-11. Warto tu przypomnieć, że najsłynniejszy król Izraela, Dawid, w istocie wsławił się tym, że był znanym na całym Bliskim Wschodzie zbójcą. Złupił on między innymi bratni Edom-Ezaw, czego Mojżesz zabronił robić (I Sam. 27, 8-12; I Krl. 18,12-13).

Patrząc z szerokiej perspektywy poznawczej, ów Dekalog, będący podstawą Starego Prawa, był po prostu li tylko maską kamuflującą grabieżcze intencje, z początku tylko Izraela, a potem i innych, powtarzających Dziesięć Przykazań jak bezmyślne katarynki, Narodów Wybranych. Używając znanego biblijnego porów­nania, to Prawo było rodzajem wypolerowanej jak zwierciadło TARCZY[4] odbijają­cej zarzuty wrogów Narodu (względnie Narodów) Wybranego, że jego (ich) inten­cje są zgoła odwrotne do głoszonych haseł. Ten podstęp poznawczy kapłanów Izraela świetnie dostrzegał Chrystus: na frontonie jerozolimskiej świątyni były wykute w kamieniu Prawa Dekalogu, zaś w jej wnętrzu urzędowała przysłowiowa Jaskinia Zbójców.

Dekalog zatem, zamiast przyczyniać się do wewnętrznego rozwoju ludzkiej osobowości, od dosłownie pierwszych chwil jego sformułowania zaczął wydawać OWOC ŚMIERCI I HAŃBY: pierwszego masowego, rytualnego mordu w imię Dekalogu dokonali wierni swemu wodzowi Lewici, zabijając wśród Żydów ludzi zabawy; ostatniego zaś ludobójstwa na bezbronnych ludziach zabawy — głównie Żydach chasydzkich i Cyganach — dokonali w imię tego samego Prawa, wierni Hitlerowi SS-mani.

Na zakończenie tego smutnego rozdziału pozwolę sobie przypomnieć chrześci­janom, w jaki sposób zostało obalone Stare Prawo. Otóż po prostu, ten „zewnętrz­ny” Dekalog, nie uwzględniający w ogóle istnienia duszy rozumującej u człowieka, został przez Jezusa, w zmowie z niektórymi kapłanami, skrócony do dwóch, wyraźnie wymagających introspekcji nakazów: „Będziesz miłował Pana Boga swego (wewnętrznego) z całego serca swego i z całej duszy swojej [...], a bliźniego swego jak siebie samego” (Łuk. 10, 27). Nietrudno tutaj dostrzec, że w tej ewangelicznej scenie, nawołującej członków marnotrawnego Izraela do powrotu do grona Narodów Rozumnych, zarówno Jezus jak i tajemniczy „uczony w zako­nie”, który formułę tego Nowego Prawa wypowiedział, byli Tajnymi Współpra­cownikami, nie boga Jahwe, Zazdrosnego o swą władzę Mikrocefala, ale obcego oficjalnemu Izraelowi, uniwersalnego, Rozumującego Boga. Ten właśnie Bóg kazał wyryć na frontonie świątyni w Delfach morderczą dla judaizmu zasadę γνοτϊ σέ αΰτον— „poznaj samego siebie”. Bowiem to z Hellady, a nie z zakleszczonej w ambitnej bezmyślności Palestyny, pochodził ten Bóg Uniwersalnego Światła, w dawnej Grecji zwany nie tylko Heliosem, ale i Erosem Stwórcą, zakochanym bezgranicznie w matce ziemi Gai. Tego właśnie, dionizyjskiego boga szlachetności, czczono za czasów Jezusa w nieodległej od Jerozolimy Aleksandrii pod imieniem Serapisa. I tego Boga Chrystus był niewątpliwie Tajnym Agentem[5], celnie zresztą rozpoznanym i unieszkodliwionym przez Wielki Sanhedryn Izraela.

(Odnośnie do przykazania „nie kradnij” warto przytoczyć najnowszą anegdotę. Otóż niżej podpisany „advocatus diaboli” dopiero latem *94 wpadł na iście diaboli- czny pomysł, że geneza Dekalogu tkwi w znanym chwycie sprytnego złodzieja, który pierwszy zaczyna krzyczeć „nie kradnij” by odwrócić od siebie uwagę. W kilka tygodni po tym odkryciu, rzeczony „advocatus diaboli” otrzymał z Kanady wydaną w 1993 r. książkę Noama Chomsky’ego „Year 501″. Jej autor propaguje dokładnie tę samą ideę, tylko w jego przypadku chodzi o genezę nie tyle starożytne­go Dekalogu, ile Nowoczesnych Praw Człowieka, tak obecnie egzaltowanych przez Stany Zjednoczone. Anegdota ta wskazuje, że nie lubiący cudów Bóg Uniwersalny potrafi jednak stwarzać identyczne neuronalne skojarzenie u wyznawców oddzielo­nych od siebie o cały ocean. Ani bowiem Chomsky ukradł to skojarzenie ze sprytnym złodziejem od Głogoczowskiego, ani na odwrót. Choć obaj myśliciele oczywiście, sądząc z ich tekstów, są bardzo pobożnymi, tak zwanymi „jezuickimi żydami”…)

 

ZŁOTE FETYSZE JUDAIZMU

Założyciel Izraela Jakub, pomimo swego grzechu chciwości był człowiekiem na tyle rozumnym, że w swym pożegnalnym proroctwie ostrzegł Izrael przed potomkami swych dwóch synów — gangsterów: Szymon i Lewi, bracia, narzędziami gwałtu były ich miecze. Do ich zmowy (obrzezańców) się nie przyłączę, z ich knowaniem nie złączę mej sławy; gdyż w gniewie swym mordowali ludzi i w swej swawoli kaleczyli bydło. Przeklęty ten ich gniew, gdyż był gwałtowny i ich zawzię­tość, gdyż była okrucieństwem (I Moj. 49. 5-7).

Pomimo przekleństwa rzuconego przez Jakuba, przywódcą Żydów w Egipcie został zapalczywy i mściwy Mojżesz, będący potomkiem Lewiego zarówno ze strony ojca jak i matki (II Moj. 2, 1). Ten specjalizujący się w ściąganiu na Egipt najrozmaitszych plag, uzurpujący sobie przywództwo (IV Moj. 16, 13) „prorok”, narzucił Żydom swą rodzinę Lewitów jako kastę kapłańską, przechowującą ewangeliczne „klucze poznania”. Mojżesz zrobił także z części swej, znanej z okrucieństwa rodziny, coś w rodzaju Służby Bezpieczeństwa Wewnę­trznego, pilnującego aby Izrael nie wyłamał się spod narzuconego mu prawa. I to właśnie ta Rodzina Lewitów zaczęła się zawodowo trudnić ściąganiem kolej­nych plag i nieszczęść na Izrael, dokładnie tak jak to wskazali im Mojżesz i Aron[6], organizując plagi najpierw wśród Egipcjan, a potem wśród swych współplemieńców, którzy dali się nabrać na wyprawę do Ziemi Obiecanej.

Pierwszymi ofiarami terroru „rodziny” Lewitów, stało się tysiące bezbron­nych Żydów wymordowanych przed ołtarzem Złotego Cielca. Z tych czcicieli Złotego Cielca zrobiono z czasem powszechnie znany symbol ludzkiej chciwo­ści, choć jest to ewidentne poznawcze oszustwo. Cóż bowiem oznaczał kult cielca — a dokładnie byka — którego posąg, pamiętający jeszcze Egipt żydzi wykonali ze złota, bezinteresownie oddając na jego odlanie swe własne ozdoby? Była to kopia jednego z centralnych bóstw Egipskich, byka Apisa, symbolizują­cego nie tylko biologiczną siłę, ale także odwagę oraz witalność. W Egipcie bóg Apis, często zresztą czczony w postaci żywego zwierzęcia, związany był z kultem Stwórcy, boga Ptaha, a także z kultem Słońca, którego tarczę umieszcza­no (także na rycinach ilustrujących sceny biblijne w czasach nowożytnych) między jego rogami. Według mitu, po swej śmierci byk Apis reinkarnował się w Ozyrysa, uniwersalnego boga przyrody, a także i boga „dionizyjskiej” kultury. (Stąd w czasach ptolemejskich kult Serapisa, czyli Ozyrysa-Apisa.)

Zrzucenie na wyznawców Złotego Cielca winy za grzech chciwości w sposób dość skuteczny oczyściło Izrael od narzucających się oskarżeń o chęć grabieży Ziemi Obiecanej. Ci wymordowani przez Lewitów ludzie zabawy stali się zatem biblijnym „kozłem ofiarnym” złożonym na ołtarzu BOGA CYWILIZACJI WIE­CZNEGO DOBROBYTU, której budowę rozpoczął wychowany w cywilizacji Egiptu kuglarz — Mojżesz.

Kim był, w istocie swej duszy, Mojżesz oraz jego kapłańska „rodzina” Lewitów, najlepiej da się ocenić po wprowadzonych przez tę kastę przedmiotach kultu Jahwe. Wszystkie te przedmioty miały być wykonane ze złota bądź okute złotą blachą, wyraźnie na wzór znienawidzonego przez Mojżesza „cielca”. Do tych sakralnych przedmiotów należy przede wszystkim Złoty Świecznik. (Świecznik ten niewątpliwie został wykuty w kuźniach Hefajstosa, a ogień doń został wykradziony olimpijskim bogom przez Prometeusza.) Ten Siedmioramienny Świecznik reprezentuje Sztuczne Światło, oświetlające zarówno historię, jak i przyszłe perspektywy Narodu Wybrane­go. Ten atrybut kultu radykalnie odróżnia Izrael od wszystkich kultów pogańskich, w których źródłem światła były przedmioty naturalne, przede wszystkim Słońce.

Ze złota — bądź okute złotem — miały być i inne przedmioty kultu: stół ofiarny, puchary oraz Skrzynia Przymierza. Podobnie jak i Świecznik, te sakralizowane przedmioty codziennego użytku wskazują, że Boga w judaizmie symbolizują ułatwiające życie, czysto użytkowe wytwory ludzkiej pracy. Niewidzialny zatem bóg nie jest symbolizowany, jak w innych religiach, ani przez istoty żywe, takie jak ludzie, zwierzęta czy drzewa, ani nawet martwe wytwory natury, w rodzaju słońca, gór, czy też rzek. Jest to po prostu czysty fetyszyzm technicznych ułatwień życiowych, w tym przede wszystkim pisma.

 

TRUMNA BOGA PRZYRODY

Oprócz Ksiąg zapełnionych martwym Pismem, w starożytnym judaizmie nie­zwykłą rolę odgrywała Złota Skrzynia, nad wiekiem której kapłani wchodzili w kontakt z ich bogiem. (Stąd ortodoksyjni żydzi winni być zwani „Skrzyniowiercami” gdyż bądź pozorowali, bądź rzeczywiście wierzyli, że Jahwe znajduje się w zbudowanej na jego cześć skrzyni. To wierzenie ukształtowało się pod wpływem religii Egiptu, według której bogowie wchodzili w zbudowane na ich cześć posągi.)

limy, egipski mit związany ze skrzynią, wskazuje czym była w swym ukrytym zamierzeniu ta Skrzynia Świadectwa[7]. Otóż Mojżesz nienawidził egipskiego boga Ozyrysa-Apisa i bezpośrednio po wymordowaniu wyznawców Złotego Cielca dokonał aktu rytualnego bogobójstwa, paląc posąg cielca i wysypując jego prochy do miejscowego potoku. Natomiast według mitu egipskiego, nienawi­dzący Ozyrysa, jego brat Set (Kain?) podstępnie zamknął swego brata w skrzyni-trumnie, którą wyrzucił do Nilu. W tym starożytnym kontekście „Arkę Przy­mierza” należy traktować jako trumnę BOGA ŻYWEJ PRZYRODY, zaś religię mojżeszową jako specyficzny „klej” łączący SPOŁECZNOŚĆ NEKROFILI, miłujących Kamienne Ciało zamkniętego w skrzyni boga[8]. (Istnieje także przy­pisywana Erosowi legenda, według której w Arce Przymierza były zamknięte Weksle Dłużnicze oraz Papier(us)y Wartościowe, dające Żydom nie­zwykłą władzę nad innymi narodami.) Ta, dostrzegalna tylko dla dobrych obserwatorów, cecha religii Starego Testa­mentu, tłumaczy w zasadzie całość historii zarówno starożytnego Izraela, jak i historii narodów nowożytnych, które oparły swą kulturę na Świadectwie Zabój­stwa Boga Przyrody. Nekrofilia oznacza bowiem miłość do rzeczy żywych za­mienionych w martwe i w zgodzie z tym rodzajem „miłości”, zarówno przykaza­nia Dekalogu, jak i inne prawa Tory, zmierzają w swej istocie do zamiany „ludu bożego” w rodzaj martwych „od wewnątrz” kukieł-automatów. Czynności życio­we tych automatów są do dzisiaj przerywane, w celu ich regeneracji, co siódmy dzień, zaś w okresie „życia” podążają one za jedynym, materialnym bodźcem zysku, w Biblii zamaskowanym eufemizmem „mleka i miodu”. (To właśnie biblij­ni żydzi są modelem „ludzi jednowymiarowych”,  o których całą książkę napisał w 1964 roku niemiecko-amerykański filozof Herbert Marcuse.)

Nekrofilia jest formą psychopatii i tę cechę widać wyraźnie wśród rodziny Lewitów, do których należał Mojżesz. Ten „wódz”, za najmniejsze nawet uchybie­nie wobec Narodu Wybranego zwykł karać nie według ustanowionej przez niego zasady „oko za oko”, ale według ulubionej przez Lewitów zasady „za podbite oko, należy roztrzaskać głowę”. (Nota bene: tę zasadę Lewitów stosowali nie tylko SS-mani w stosunku do narodów podbitych przez Niemcy, ale i nowoczesny Izrael w stosunku do Palestyńczyków podejrzanych o terroryzm.) Kim był naprawdę Mojżesz, twórca nie tylko judeochrześcijańskiej, ale i muzułmańskiej cywilizacji, wskazuje jego Pieśń Nekrofila, będąca jednym z najobrzydliwszych świadectw ludzkiej „kultury”:

Krwią upoję strzały moje,

a miecz mój naje się mięsa.

Krwią poległych i pojmanych,

z nieczesanych głów wrogów (VMoj. 2,42)

Później, tego typu „pieśni sadystów” występują w prawie wszystkich, zamiesz­czonych w Starym Testamencie, „Księgach Proroków”.

 

NIE SĄDŹCIE, ŻE NIE BĘDZIECIE SĄDZENI

Założyciel Izraela Jakub, w swym pożegnalnym błogosławieństwie przewidy­wał, że rodzina jego syna Dana będzie dla Izraela sędzią, zdolnym go karać (I Moj. 49, 16-18). Potomkowie Dana (ze strony matki!) w istocie próbowali „bluźnić” przeciw bogu jakiego narzucił Izraelowi Mojżesz. Szybko jednak byli oni „uspokajani” za pomocą ukamieniowania (II Moj. 24, 11 — ta starotestamentowa wzmianka jest jak gdyby prefiguracją nowotestamentowego ukrzyżowania Jezusa a także ukamieniowania Św. Szczepana). Kapłani „mojżeszowi” bowiem, prawdopo­dobnie na wzór kapłanów egipskich, zostali doskonale przez Mojżesza zabezpie­czeni przed jakąkolwiek krytyką ich kultu — i to zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz ich „sitwy”.

Przed atakiem pochodzącym z zewnątrz najlepszym obrońcą dla nich było Prawo (Tora) nakazujące bezwzględnie mordować każdego „cudotwórcę” i „fałszy­wego proroka” (V Moj. 13, 2-17). Ponieważ zaś sam Mojżesz był cudotwórcą i fałszywym prorokiem, więc każdy prorok prawdziwy musiał „bluźnić” przeciw bogu Mojżesza, przez co automatycznie skazywał się bądź na wygnanie, bądź na ukamieniowanie (tak właśnie było ze Św. Szczepanem). Z kolei jakiś na szerszą skalę bunt wśród kapłanów był niemożliwy, gdyż wyznawszy publicznie swą niewiarę w Pana, automatycznie pozbawiliby się oni środków do życia: Prawo bowiem nakazywało, by kapłani utrzymywali się li tylko ze ściąganych w imieniu tego Pana dziesięcin. By zaś żyć godnie z tychże dziesięcin, ci niezdolni do innej pracy kapłani musieli się specjalizować w pozorowanym (lub nawet szczerym) głoszeniu Chwały Bożej oraz Chwały Narodu Wybranego. Te pracowite wysiłki starających się zarobić na swe życie kapłanów, doprowadziły do tego, że uduchowiające Biblię tekskty stały się tak sugestywne („Pan Zastępów”, „Wywyższać cię będę Boże, mój Królu” itd.), że ludzie mało spostrzegawczy czytając Pismo Święte nie są w stanie zauważyć, jak banda zwykłych rabusiów staje się „ludem bożym”. (W ten sposób dał się na przykład otumanić przez to Pismo św. Augustyn, który na podstawie zachowania się Żydów w Egipcie wysnuł wniosek, że i chrze­ścijanom wolno łupić i okradać inne, „pogańskie” kultury — „De doctrina chri­stiana” II, 60-61).

W rezultacie takiego prawnego zabezpieczenia, teokracja Izraela izolowała się prawie doskonale12 od jakiejkolwiek krytyki. Jeśli bowiem przydarzały się jakieś nieszczęścia Narodowi Wybranemu, to oczywiście nie z winy kapłanów i ich Prawa, tylko z winy ludzi, którzy czy to niezbyt dokładnie święcili szabat, czy to — jak król Salomon — wbrew Prawu śmieli się żenić z pogankami i czcić innych bogów. Oczywiście takie Prawo zaduszające u ludzi jakąkolwiek chęć poznawcze­go samodoskonalenia się, musiało doprowadzić do kompletnego, agresywnego skretynienia zarówno narkotyzujących się Pismem Świętym kapłanów, jak i hodo­wanych przez tych kapłanów „owieczek”. W momencie zaś zetknięcia się Izraela z twórczą kulturą helleńską, została w sposób oczywisty zagrożona najświętsza dla żydów wiara w Wyższość Narodu Wybranego oraz wiara w Wyższość jego Pana nad innymi bogami.

W tym właśnie okresie pojawiły się masowo w Izraelu pisma apokaliptyczne, stanowiące summum wykształconej przez kapłanów mojżeszowych, „świętej” psy­chopatii. Józef Keller streszcza te charakterystyczne, nekrofilne pisma w sposób następujący:

Wróg będzie upokorzony i pobity, a Izrael zdobędzie nad nim panowanie [...] Za głównego wroga apokaliptyka żydowska uważa oczywiście Rzym, dlatego przeciw niemu kieruje ostrze nienawiści. Obraz jego klęski przedstawia w barwach tak strasznych i okrutnych, że aż wzdraga się przed udziałem ludu izraelskiego w tych okropnościach. Lud wybrany będzie raczej obserwatorem, przyglądającym się z lubością pohańbieniu swych wrogów.

Oczywiście historia potoczyła się dokładnie na odwrót do mesjanistycznych oczekiwań Narodu Wybranego. Zamiast przyglądać się kaźni i pohańbieniu Rzy­mian, świat antyczny przyglądał się — nie z nekrofilną „lubością”, ale z biofilnym obrzydzeniem — kaźni i pohańbieniu skretyniałych pod wpływem ich własnej „pracy poznawczej” Żydów. (Warto tutaj przypomnieć, że Żydów było wtedy około 5 milionów, czyli prawie tyle samo co Rzymian w liczącym 60 milionów mieszkańców Impe­rium Romanum.)

 12 Prawdziwy Prorok się w końcu jakoś przebił w lzraelu i był nim Jezus Chrystus, który publicznie wyklinał kapłanów-lewitów słowami „Węże, plemię żmijowe”. Oczywiście i on został przez tychże kapłanów skazany na śmierć. llość przepisów Tory, dotyczących likwi­dacji niewygodnych proroków, jest tak wielka, że należy sądzić, że w podobny jak Jezus sposób zginęło w Izraelu setki, a może i tysiące ludzi samodzielnie myślących. Kapłani nie mieli bowiem zwyczaju zostawiać po takich „pacyfikacjach” śladów na piśmie, czego przy­kładem jest chociażby historia Jezusa nie odnotowana w ogóle w oficjalnych kronikach Izraela.

POWRÓT BOGA ŻYWEGO ŚWIATŁA

Jak pisaliśmy wcześniej, rozkwitające dzięki samo-pohańbieniu się Izraela chrześcijaństwo odcięło się od wszystkich „Praw” Mojżesza, pozostawiając z judaizmu tylko wiarę w istnienie Jedynego Boga. (Trzeba tutaj jeszcze raz przypo­mnieć, że rozumna zasada „miłości do istot żywych jak do siebie samego”[9] znana była zarówno Egipcjanom jak i Hindusom na długo przed Mojżeszem. Nienawidzący „zwierząt” Mojżesz tę zasadę celowo ograniczył li tylko do człon­ków własnej „mafii Pana”.) Wraz z Jezusem historia religii jak gdyby cofnęła się o 1400 lat wstecz, do czasów faraona Echnatona, który próbował narzucić Egiptowi „rządy widzących mędrców” w oparciu o kult solarny. Ten powrót do pre-judaizmu widać zarówno w przedmiotach liturgicznych, jak i w podstawowych obrzędach chrześcijaństwa.

Z czasów egipskich (a później judajskich) niewątpliwie pozostała u chrześci­jan pamiątka po łodzi boga słońca Re, „złota skrzynka” zwana tabernaculum, w której przechowuje się CIAŁO I KREW ŻYWEGO BOGA. Złoty, siedmioramienny świecznik, symbolizujący Światło Sztuczne iluminujące Naród Wybra­ny, przez chrześcijan został zamieniony na Złotą Monstrancję, będącą przedmio­tem posiadającym wyraźnie kształt promieni otaczających słońce. I właśnie ta monstrancja jest symbolem powrotu do kultu solarnego, gdyż taki sam symbol można zobaczyć między rogami znienawidzonego przez Mojżesza byka Apisa. W monstrancji jednak miejsce słońca jest puste i w to miejsce wkłada się hostię, symbolizującą Ciało Chrystusa. Monstrancja zatem demonstruje, że „słońcem” jest tenże Chrystus, który powinien być „bogiem wewnętrznym” każdego chrześcijanina. W chrześcijaństwie odrodził się też inny mit „pogań­ski”, który był nie tylko niezrozumiały, ale nawet i znienawidzony przez ogarniętych nekrofilią wyznawców Jahwe — Boga Pracy Wytwarzającej Przedmioty Codziennego Użytku. Jest nim biofilny mit o cyklicznym zmartwychwstawaniu Ozyrysa, boga żywej przyrody. Ten egipski Ozyrys (Serapis) w religii chrześcijan reinkarnował się w zmartwychwstającego (co roku, na Wielkanoc) Chrystusa.

 

„ZMARTWYCHWSTANIE” HEFAJSTOSA — BOGA PRACY

Jak w perskiej historii niekończącej się walki boga Światłości i Dobra (Ahuramazdy — Erosa) z bogiem Ciemności i Zła (Arymanem — Szatanem — Laborem), biofilny kult dionizyjskiego „boga wewnętrznego” już po kilku stule­ciach został zagrożony, zwłaszcza w Europie Zachodniej, przez powrót wywodzą­cego się z judaizmu kultu „boga zewnętrznego sukcesu”. Do „zmartwychwstania” tego kultu przyczyniły się dwa, początkowo wydające się być niewielkimi, grzechy pierworodne dogmatyki chrześcijańskiej.

Po pierwsze, ze zwykłej chciwości władzy, pierwsi biskupi Rzymu dołączyli do Nowego Testamentu — pomimo ostrzeżeń syna biskupa z Synopy, Marcjona — Testament Stary. Pretekstem było, że to w tej Księdze zostało zapowiedziane przyjście Mesjasza. (Zapomniano jednak, że Jezus wyraźnie stwierdził, iż nie jest zapowiedzianym przez „proroków” Izraela Mesjaszem z rodu Dawidowego — Mat. 22,42-45).

Po drugie, z podobnej chciwości władzy religijnej, samozwańczy[10] apostoł św. Paweł zatruł początkujące chrześcijaństwo całym szeregiem „mojżeszo­wych”, kołtuńskich zasad moralnych, spychając jednocześnie na margines, istotny dla Jezusa, „platoński” kult precyzji poznawczej. (Wykorzystując ana­logię bardzo popularną w Polsce końca XX wieku, „advocatus diaboli” postu­luje, że Szaweł — św. Paweł zachował się jak legendarny Konrad Wallenrod judaizmu, który nie potrafiąc zniszczyć chrześcijaństwa od zewnątrz, prze­szedł jako „przyjaciel” do obozu wroga, zatruwając skutecznie chrześcijań­stwo jadem faryzeuszy.) Ponieważ, aby opłacało się zmartwychwstać w tej samej zewnętrznie postaci, należało umrzeć w kwiecie wieku, więc Św. Paweł nobilitował mimochodem „morderców Jezusa zgodnie z Prawem”, czyli ka­płanów Izraela. Z tego zaś faktu można wyciągnąć kolejny logiczny wniosek: nobilitując, zezwalający na godne zmartwychwstanie Jezusa, haniebny postę­pek mojżeszowych kapłanów, św. Paweł nobilitował automatycznie i samego siebie z okresu kiedy prześladował chrześcijan i skazał na śmierć, potencjal­nego przecież w przyszłości konkurenta do władzy duchowej w gminie chrze­ścijańskiej, hellenistycznego wolnomyśliciela Sw. Szczepana. W świetle Ewangelii, św. Paweł zachował się jak przebiegły wąż-kameleon, który ukąsiwszy śmiertelnie prawdziwego przywódcę, zmienił kolor skóry i przejął po nim przywództwo*.

Dzięki „ewangelizacyjnej” pracy św. Pawła, zupełnie nie zrozumiałe dla niego, platońskie nauki Jezusa zostały zepchnięte na margines. Idący zaś śladem tego „apostoła” Ojcowie Kościoła znaleźli z jednej strony pretekst by uznać wszystkich żydów (a nie tylko kapłanów-lewitów) za bogobójców, a z drugiej sami zaczęli egzaltować wśród ludu, pod nazwą kultu Drogi Krzyżowej, szczegóły końcowych, męczeńskich chwil Jezusa. Z czasem judajska nekrofilia zamanifestowała się i u chrześcijan, w postaci powszechnej miłości do „bożego trupa” pohańbionego na krzyżu. (Warto przypomnieć, że pierwsi chrześcijanie wręcz nienawidzili wizerunku krzyża.)

Krzyż jako symbol chrześcijaństwa spowodował dalsze spotęgowanie się pato­logii tej religii: kościół, najwyraźniej przejmując rolę życie męczyć tak jak Jezus, który z rozkazu kapłanów oraz Rzymian, był męczony przez krótką chwilę w czasie Drogi Krzyżowej. Z czasem tę umiłowaną „mękę pańską” kapłani chrześcijańscy — zwłasz­cza protestanccy — utożsamili z zabijającą w człowieku duszę rozumującą, codzienną, profaniczną pracą, wykonywaną ku chwale tego samego co u starożytnych żydów „martwego boga” Labora-Mamona. kapłanów antycznego Izraela, zaczął nauczać, że ludzie powinni się sami przez całe życie męczyć tak jak Jezus, który z rozkazu kapłanów oraz Rzymian, był męczony przez krótką chwilę w czasie Drogi Krzyżowej. Z czasem tę umiłowaną „mękę pańską” kapłani chrześcijańscy — zwłasz­cza protestanccy — utożsamili z zabijającą w człowieku duszę rozumującą, codzienną, profaniczną pracą, wykonywaną ku chwale tego samego co u starożytnych żydów „martwego boga” Labora-Mamona.

 

DWA OBLICZA NEOJUDAIZMU

Wskutek rozpowszechnienia się w XV wieku — dzięki wynalazczości oraz pracy — znajomości technik drukarskich, pojawił się w najbardziej zur­banizowanych krajach europejskich Neojudaizm, zapominający o wszystkich „dionizyjskich” naukach Platona. Ten popularny typ religii panuje do dzisiaj, zwłaszcza w dominujących świat kulturalnie Stanach Zjednoczonych, występu­jąc w dwóch, pozornie przeciwstawnych sobie formach ANTYSEMITYZMU oraz FILOJUDAIZMU.

Klasyczny antysemityzm jest normalną reakcją ludzi umysłowo prostych, na bezrozumną gloryfikację Nienawiści do innych kultur głoszoną przez Stary Testa­ment: Doszczętnie zniszczycie wszystkie miejsca na wysokich górach, na pagórkach i pod każdym zielonym drzewem gdzie służyły swoim bogom narody którymi za­władniecie. Zburzycie ich ołtarze, potłuczecie ich pomniki, popalicie święte drzewa, porąbiecie ich podobizny rzeźbione i zetrzecie ich imię z tego miejsca — V Moj. 12, 3-4, a także II Moj. 34, 13 i V Moj. 7, 5.

Nowoczesny antysemita, jakiego wzorem stał się już w XVI wieku reformator Martin Luter, odczytał z przetłumaczonej przezeń na niemiecki Biblii tę „naukę mojżeszową” z równie psychopatycznym zacięciem, tylko że z intencją zastosowa­nia jej do żydów: Pod ich bożnice należy podkładać ogień, a kto może, niech dorzuca do niego smoły i siarki. Kto dorzuciłby do tego piekielnego ognia, uczynił­by dobrze. A czego nie chwyci się ogień, potrzeba przysypać grubo ziemią, ażeby żaden człowiek nigdy nie zobaczył kamyka lub żużla z tego. Tak samo trzeba połamać i zniszczyć ich domy, a ich samych jak cyganów pozamykać pod dachem lub w chlewie, aby wiedzieli, że nie są panami świata.

Ten uduchowiony program reformatora chrześcijaństwa, zrealizował w cztery­sta lat później inny niemiecki mesjasz, Adolf Hitler15, który dodatkowo, zgodnie z zaleceniem Mojżesza (V Moj. 7, 2-3) wytracił prawie doszczętnie zarówno Żydów jak i Cyganów jacy nieopatrznie znaleźli się na ziemiach zajętych przez Tysiąclet­nią Rzeszę.

Inna forma neo-judaizmu rozpowszechniła się na Wyspach Brytyjskich. Otóż w tym, izolowanym od reszty Europy kraju, po samobójczej wojnie Dwóch Róż, zabrakło starej arystokracji by kontynuować w społeczeństwie bardziej szlachetne wzorce zachowania. W sytuacji pustki ideowej, wśród nowobogackiej angielskiej elity nastąpiło coś, co można by nazwać „spontanicznym odnowieniem Starego Przymierza”. Tak właśnie zachowywał się purytański dyktator 01iver Cromwell, który w Biblii szukał natchnienia, jak należy zorganizować państwo i w związku z tym zreformował je na wzór mojżeszowy. Podobnie jak i on zachowywali się i inni, wpływowi przedstawiciele ówczesnej elity: znany angielski oszust finansowy (a jednocześnie i twórca naukowego pozytywizmu) Roger Bacon, twierdził wręcz, że Anglicy wywodzą się od jednego z zaginionych plemion Izraela16, a zatem zgodnie z Biblią „cały świat dla Anglików”; jak gdyby powtórzeniem historii rozbójniczych wypraw króla Dawida (który u siebie w domu uchodził za „szlachetnego”) była awanturnicza historia morskiego pirata, Francisa Drakę, który w rodzinnym kraju uhonorowany został tytułem lorda.

Patrząc z perspektywy Starego Testamentu można zauważyć, że cała historia nowo­czesnej Anglii — a później i Stanów Zjednoczonych — stanowi rodzaj rekapitulacji (powtórzenia) dziejów starożytnego Izraela. Otóż istotą Starego Przemierza jest „Kon­kordat”, jaki z bogiem zawarł najpierw Abraham, a potem Jakub oraz Mojżesz: ten bóg miał zrobić z nich i z ich potomków Naród Wybrany, mający zagwarantowaną ciągłą dostawę „mleka i miodu”; oni zaś i ich potomkowie mieli w zamian za tę usługę wywyższać imię Pana (oraz Izraela) wśród innych bogów oraz innych narodów. Tak też w skrócie wyglądają dzieje nowoczesnej cywilizacji anglosaskiej, którą za wzór dla innych narodów, już u progu Oświecenia, postawił znany ze swej krótkowzroczności francuski intelektualista Monteskiusz w dziele „O duchu praw”. Z czasem ilość dzieł wywyższających „Państwo prawa” Zaczęła gwałtownie rosnąć, gdyż mechanizm produkcji tych uduchowionych pism był — i jest — taki sam jak u starożytnych żydów: niezdolni do innej pracy intelektualiści (dawniej zwani lewitami- kadzielnikami) pracowicie wywyższają „klasę średnią” jako nowy Naród Wybrany, ta zaś Klasa Posiadaczy, w zamian za to wywyższenie, wynagradza kadzących jej intele­ktualistów za pomocą stypendiów, angaży uniwersyteckich oraz innych honorów.

—————————-

15   Jest rzeczą dobrze znaną, że Hitler w swej ideologii wzorował się na ideologii syjonisty­cznej, której tajemna potęga wyraźnie go fascynowała — tak jak kiedyś fascynowała Mojżesza tajemna potęga egipskich kapłanów, których w skrytości imitował. Najlepszy zaś portret psychologiczny tego Wodza Narodu Wybranego (i jego pierwowzoru Mojżesza) można znaleźć w książce Hermana Reuschinga „Rozmowy z Hitlerem”. Portret ten został w następujący sposób streszczony przez „Gazetę Wyborczą” z września 1994: Mamy portret psychopaty, ogarniętego licznymi idee fixe, człowieka słabej woli, pełnego kompleksów, któremu w cudowny sposób udało się zwieść wielki, naród niemiecki (względnie: żydowski). Ale i obiecywał niemało: panowanie nad światem, tysiącletnią Rzeszę (wzgl. Izrael), Lebens- raum (Ziemię Obiecaną) i status Ubermenscha (Narodu Wybranego). Niemcom (Żydom) to odpowiadało, gdyż w skrytości ducha są oni przeświadczeni o własnej wyższości kulturalnej, cywilizacyjnej i wszelkiej innej.

16          W Anglii istnieje do dzisiaj Anglo-Israel Identity Society udowadniające identyczność Anglików z Żydami. Patrz artykuł na ten temat w ,Dziś” 8/93, s. 61-62.

[1]  Warto w tym miejscu przypomnieć, że i Jezus Chrystus, by uwiarygodnić swe posłannic­two wśród przygotowanych przez Biblię na cuda Żydów, też stosował podobne chwyty reklamowe: zgodnie z biblijną przepowiednią wjechał na ośle do Jerozolimy,, był uzdrowi­cielem itd Jednak przepowiedzianym potomkiem króla Dawida nie był, a pomimo to nim został (Mat. 1,1). Jest to przykład jeszcze jednego biblijnego „cudu”.

[2]   Domek (hebr. tabernacle — Św. Namiot) jest obiektem kultu w każdej cywilizacji burżuazyjnej. Wywodzący się z judaizmu kult domków („skrzyń boga”) osiągnął swe apogeum we współczesnej cywilizacji liberalnej. Anglojęzyczni „skrzyniowiercy” — albo inaczej Ludzie skrzyni — podobnie jak starożytni żydowscy kapłani, wchodzą w kontakt ze swym Bogiem jedynym tylko w otoczeniu fetyszyzowanych przez nich skrzyniopodobnych przedmiotów: nie tylko przed ekranem Komputera oraz przed okienkiem Banku, ale także w supermarketach, samochodach, a nawet i w klozetach.

[3] Trzeba zauważyć, że to typowo niewolnicze marzenie o odwróceniu się ról społecznych z okresu 400-letniej niewoli w Egipcie, według Biblii Żydom udało się zrealizować tylko raz, w ciągu 40-łetnich rządów Salomona: Całą ludność pozostałą z Amorytów, Chetcjczykach etc…. Salomon zaprzągł do robót niewolniczych … Z Izraelitów zaś nikogo nie skazał na niewolę, gdyż byli oni wojownikami i jego podwładnymi, jak również wodzami przybo­cznymi — I Krl. 10, 20.

[4] Innym przykładem magicznej TARCZY OCHRONNEJ jest Miedziany Wąż, jedyny amulet o postaci zwierzęcej, jaki nakazał sporządzić Mojżesz. Spojrzenie na tego Sztuczne­go Węża automatycznie ponoć osłabiało moc jadu węży naturalnych, które kąsały Naród Wybrany (IV Moj. 21,8). Za taki właśnie „amulet” należy traktować Kamienne Tablice, na które spojrzenie skutecznie osłabiało ,jad” oskarżeń wobec Izraela o chciwość i sadyzm. Zasady funkcjonowania takich „amuletów” Mojżesz poznał prawdopodobnie w czasie swej inicjacji kapłańskiej w Egipcie. Patrząc zaś z pozycji starożytnego, egipskiego kapłana, nowożytny krucyfiks jest niczym innym, jak takim właśnie „amuletem”, chroniącym chrze­ścijańskie owieczki przed jadem ukąszeń „węża” jakim jest Żywy Chrystus. Ilustracją skuteczności tegoż „amuletu” jest historia zachowania się Wypraw Krzyżowych oraz Zako­nu Krzyżackiego.

[5] „Spisek” Jezusa z niektórymi uczonymi żydami polegał na celowym opuszczaniu przez nich zdania z Księgi Powtórzonego Prawa, które bezpośrednio poprzedzało przytoczony powyżej nakaz miłości Boga (V Moj. 6, 5). To „zapomniane” przez chrześcijan zdanie niedwuznacznie wskazuje, że Izrael miał czcić jako Jedynego, prywatnego boga mojżeszo­wych kapłanów (V Moj. 6, 2-4).

[6] To właśnie brat Mojżesza Aron, działając jak nowoczesny prowokator, odlał ze złota posąg Cielca —n Moj. 32, 4.

[7]    Pomysł z „Arką Przymierza” pochodzi oczywiście z Egiptu, gdzie w trakcie procesji religijnych noszono specjalną łódź (arkę), w której podróżował po niebie bóg słońca Re. Prawdopodobnie w czasie swej inicjacji kapłańskiej w Egipcie Mojżesz zauważył, że Egipcjanie nadają tej zwykłej łodzi (arce) cechy metafizyczne. Wprowadził więc podobny kult — początkowo z doskonałym skutkiem i to nawet militarnym — do religii Izraela, przy czym Boża Skrzynia (Arka) została odpowiednio pomniejszona, by ułatwić jej transport w warunkach pustynnych.

[8]   Jest interesującym, że egipski bóg-stworzyciel Ptah, którego w pierwszym okresie kultury egipskiej można by utożsamić w greckim „Stworzycielem poprzez miłość” Erosem, pod koniec Nowego Państwa — być może pod wpływem obserwacji zachowania się „dzieci Stworzyciela” czyli Żydów — przybrał postać monstrualnego karła, utożsamianego przez Greków z Hefajstosem, „Stworzycielem (rzeczy) poprzez pracę”. Taki bóg-karzeł mieściłby się w „Skrzyni przymierza” zaprojektowanej przez Mojżesza — II, 10-22.

[9] Zasada „miłości do istot czujących” wynika samorzutnie z „pogańskich” wierzeń w reinkarnację duszy ludzkiej — także i w postaci zwierzęcej. Według na przykład wierzeń hinduskich, kopiąc psa można nieopatrznie kopnąć swego własnego przodka; bądź nawet — w życiu przyszłym — samego siebie.

[10] Na temat istotnej różnicy między Ewangeliami a Listami Św. Pawła istnieje bogata literatura (patrz Keller, Kosidowski etc.). Sama postać Św. Pawła, jako „faryzeusza obłud­nika” jest jak gdyby prefigurowana w Ewangeliach: gdy Paweł chwali się, że „pracowaliśmy we dnie i w nocy”, to Jezus szydzi z niego „kto przyłoży rękę do pługa, nie dla tego Królestwo Boże”; gdy Św. Paweł bezustannie podróżuje, zakładając i „umoralniając” gminy chrześcijańskie, to Jezus pomstuje „Biada wam, że obchodzicie ziemię i morze aby znaleźć współwyznawcę, a znalazłszy go, czynicie go stokroć gorszym niż uprzednio”. Takich przykładów można podać więcej (Patrz „Epilog”).

* Patrz przypis na wewnętrznej stronie okładki.

————————

CZTERY WIELKIE OSZUSTWA CYWILIZACJI

W „Nowym Jeruzalem” prawie prehistoryczny Dekalog jest równie gorąco czczony jak w Jeruzalem starym (patrz najnowsza seria filmów Romana Kieślowskiego na ten temat). Starający sie jak najbardziej przypodobać „bogu” intelektualiści dorzucili do tego „Starego Prawa” CZTERY WIEKIE ZASADY, przed których nadziemską wręcz potęgą zdaje się dzisiaj korzyć ludzkość na całej planecie. Te „cztery (sztuczne) światła cywilizacji” popularny we Francji intelektu­alista Krzysztof Pomian streścił w zaledwie siedmiu słowach:

1° Demokracja; 2° Wolny Rynek;

Nauka i Technika; 4° Społeczeństwo Laickie.

Tym Największym Przykazaniom Cywilizacji należy poświęcić kilka zdań, gdyż podobnie jak Dekalog służą one zamaskowaniu intencji oraz czynów zgoła odwrotnych od tych deklarowanych.

Jeśli chodzi o społeczeństwo laickie, to jest to tylko eufemizm, dla określania społeczeństw, w których „jedynym bogiem” jest Materialny Sukces. (Z takim przecież „bogiem” zawarł przymierze legendarny Jakub-Izraęl.) „Społeczeństwo laickie” jest w kontekście cywilizacji zachodniej jedynie pretekstem dla krucjaty państw najbogatszych, określanych w skrócie jako G-7, przeciw „dzikim” i „pogań­skim” krajom, w których rządzą bądź brudne ajatollachy, bądź obłudne katolickie klechy, bądź też jeszcze, gnębiący prywatną inicjatywę oraz system bankowy komuniści. Tak jak w starożytnej Teokracji Izraela, w której przedmiotami kultu były ułatwiające życie wytwory pracy, tak i we współczesnej Technokracji G-7, przedmiotem kultu jest nieustanny wzrost gospodarczy, mający na celu nasycenie Ziemi tymiż właśnie, umiłowanymi przez „boga” symbolicznego Izraela, martwy­mi protezami cywilizacji.

Nauka, nad której prawomyślnością czuwają dzisiaj uczeni-lewici, też jest całkowicie podporządkowana „jedynemu bogu” jakim jest komercyjny sukces. Z tego powodu na milczenie, nędzę i „społeczną śmierć” skazywani są dzisiaj „bluźniercy”, którzy odważają się -— by użyć słów proroka Malachiasza — naprzykrzać się Panu mówiąc, że sukces komercyjny odnoszą tylko teorie oparte na bzdurze, zaś te logicznie spójne i obserwacyjnie uczciwe są spychane w niebyt. Przykładem takiego zachowania uczonych „lewitów” jest sprawa sfor­mułowanych już dwieście lat temu przez Lamarcka[1] Praw Biologii. Nikt z „lewitów” o tych prawach nie chce słyszeć, gdyż usłyszałby wręcz straszne rzeczy o biologicznych skutkach bałwochwalonej przez tychże „kadzielników” cywilizacji.

Jak gdyby summum poznawczych osiągnięć „Nowego Jeruzalem” są prace amerykańskiego psychologa B. F. Skinnera. Według mądrości tego godnego nastę­pcy rabina Ben Akiby, w imię miłości bliźniego należy dążyć do całkowitego wykorzenienia u ludzi „człowieka wewnętrznego”, „homunculusa”, czyli dokładnie tej platońskiej duszy poznającej, którą tak usilnie starali się rozbudzić u uczniów zarówno Sokrates jak i Jezus. (Jezus mawiał nawet, że „nie tych należy się bać, co zabijają ciało, ale tych co zabijają duszę”. Jest to jednoznaczne oskarżenie, skiero­wane pod adresem zarówno starożytnego judaizmu, jak i nowoczesnego liberali­zmu, o zbrodnię większą nawet niż ludobójstwo. Obie te bowiem „religie” starają się zamienić ludzi w wymarzone przez Mojżesza kukły-roboty, zdolne li tylko do niszczenia wszystkich, nie dających się „zagospodarować” przez Cywilizację Tech­niki oraz Rynku, przejawów swobodnego życia.)

Taki kierunek rozwoju nowoczesnej nauki, mający wyraźnie na celu zniszczenie u ludzi „boga wewnętrznego” przewidział już dwieście lat temu Wolfgang Goethe w powieści „Doktor Faustus”. W książce tej opisana została historia swoistego „przymierza” jakie zawarł ambitny naukowy kuglarz ze swym prywatnym „bo­giem” o nazwisku Mefistofeles: w zamian za sprzedaż diabłu swej duszy, dr Faustus (symbolizujący nowoczesne, mafijne —- względnie masońskie — stowa­rzyszenie uczonych) miał uzyskać władzę nad światem. Dla ludzi posiadających duszę poznającą, to „Nowe Przymierze”[2] uczonych-kuglarzy jest po prostu odtwo­rzeniem Przymierza Starego: przecież to egipski uczony-kuglarz Mojżesz, w za­mian za sprzedanie duszy Izraela „bogu” o nazwisku Jahwe, miał otrzymać od tegoż „boga” Ziemię Obiecaną. W świetle rzuconym przez Wolfganga Goethe, Kamienne Tablice z Dekalogiem przygotował dla Mojżesza sam Mefistofeles, występujący podówczas pod pseudonimem Jahwe. Potwierdził to zresztą Chrystus, który utrzy­mywał, że „Ojcem” prawowiernych żydów jest diabeł — Jan 8, 44.

 

DEMOKRACJA I WOLNY RYNEK W KRAJU „LEWITÓW-KADZIELNIKÓW”

Rozbrzmiewające od kilku lat na całym świecie przykazanie „Będziesz się głośno modlił do Wolnego Rynku z całego serca swego i z całej duszy swojej”[3] jest równie podniosłe jak przykazanie Demokracji. Dobrzy jednak gracze giełdowi wiedzą, że dysponujące ogromnymi funduszami „rekiny” z łatwością są w stanie manipulować, oraz okradać z wkładów, tysiące małych giełdowych „płotek”. W sumie „wolny kapitał”, w sposób niejako automatyczny, ulega kumulacji w rękach wyspecjalizowanych w przechwytywaniu tegoż kapitału jednostek bądź organizacji. Inaczej mówiąc, prywatyzacja gospodarki jakiegokolwiek kraju ozna­cza pojawienie się społeczeństwa o wyraźnie „dwóch szybkościach”: biblijne „mle­ko i miód” dostaje się ponadnarodowym mafiozom-filantropom, otoczonym wianu­szkiem wdzięczących się do nich „intelektualistów”; przysłowiowy zaś „pot i łzy” zapewnie się zas’ szerszej populacji, którą „intelektualiści” — w Biblii zwani „kadzielnikami” — pracowicie łudzą elektronicznymi mirażami Ziemi Obiecanej. O tych banalnych, acz skrywanych przed opinią publiczną mechanizmach społecz­nych pisał w połowie XIX wieku Karol Marks i pod koniec wieku XX powtarza te banalne prawdy Noam Chomsky.

W połowie wieku XIX francuski publicysta Maurice Joly napisał niechętnie dzisiaj przypominany pamflet „Dialog w piekle Makiawela z Monteskiu­szem”[4]. Przewidywał w nim, że pod maską liberalizmu bardzo szybko dojdzie do władzy despocja: bądź to jedynowładcy (jak Napoleon HI w ówczesnej Francji), bądź w formie jeszcze bardziej zamaskowanej „godnością” grupy ma­fijnej (jak to sugeruje w przednmowie do wznowionego w 1968 roku „Dialogu” francuski publicysta Francois Revel). I właśnie działalności tych współczes­nych, ponadnarodowych „związków (względnie «Fundacji») ludzi Prawa” war­to się bliżej przyjrzeć.

Okazją do takiego „wejrzenia w głąb duszy” elity intelektualnej, która bądź już rządzi, bądź ma zamiar przejąć duchową kontrolę nad światem, było ponadnarodowe spotkanie, poświęcone „niepotrzebnej pamięci” („La memoire vaine”), zorganizowa­ne w czerwcu 1994 przez ekumeniczne stowarzyszenie „Znak” oraz Instytut Francuski w Krakowie. W trakcie tego spotkania, poświęconego metodom wykorzeniania u ludzi — a zwłaszcza u elit — pamięci o narodowych urazach z przeszłości, bardzo interesu­jącą deklarację złożył Adam Michnik, znany intelektualista, odznaczony w Paryżu, w 1990 i 1991 roku, tytułem Europejczyka, a nawet i Żyda Roku. Ten rzeczywiście ponadnarodowy Bojownik o Wolność i Demokrację, w Krakowie stwierdził z naci­skiem, iż jako demokrata serbski, domaga się usunięcia (demokratycznie przecież wybranego i potwierdzonego) prezydenta Serbii, Slobodana Miloszevica. Jeśli tego nie da się zrobić inaczej, to nawet siłą. Mówiąc językiem prostym, według „prawdzi­wych demokratów” demokracja jest ustrojem słusznym tylko wtedy, gdy w nim rządzą „swoi”[5].

Ta charakterystyczna wypowiedź Adama Michnika — który jako intelektualista cieszy się niezwykłym wzięciem w mass mediach, nie tylko we Francji, ale i w Stanach Zjednoczonych — wskazuje że pomimo szeroko rozpropagowanego mitu o „braku spisku”, istnieją jednak potężne pod względem ekonomicznym siły, które najwyraźniej pragną stać się legendarnym „Narodem Wybranym”, panującym nawet nad najmniej­szym na Ziemi robaczkiem. (Erich Fromm twierdzi, że tym wyraźnie umysłowo chorym siłom, śni się Nowe Stworzenie Świata, na obraz i podobieństwo Stworze­nia jakiego dokonał biblijny „bóg” w ciągu 6 dni pracy…)

W Europie Wschodniej, niekwestionowanym przywódcą tych ukrytych, ponad­narodowych sił finansowo-intelektualnych jest amerykański miliarder George So­ros, który w książce „Uratować demokrację na Wschodzie”, przyznaje się otwar­cie, iż nieobce są mu idee mesjańskie, dość bliskie zresztą ideom Banku Światowego. Nie interesuje nas tutaj dociekanie, kto na tej „Nowej Ziemi” —jak ją pięknie nazwał papież Jan Paweł II w encyklice o ludzkiej pracy — będzie spijał miód, a kto będzie łykał łzy. Ważnym jest tylko to, co już dzisiaj winni czynić Synowie Światła, zanim kolejny, Mesjasz, czyli „syn kłamstwa”, doprowadzi kolejny Naród Wybrany do kolejnej, światowej katastrofy.

Zrobić zaś trzeba rzecz wręcz banalną. Po prostu należy wykorzystać program, który przygotował jeden z uczestników „ekumenicznego” spotkania w Krakowie. Alain Filken- kraut w książce o „niepotrzebnej pamięci”: trzeba po prostu wykorzenić z ludzkiej pamięci właśnie Stary Testament. Jest to bowiem najbardziej zatruta księga świata. Przecież, patrząc w sposób światły, „mędrcy”, którzy od tysięcy lat utrzymują, że „Bóg umiłował Jakuba-oszusta, zaś znienawidził przebaczającego Ezawa”[6] powinni już od tysięcy lat znajdować swoje miejsce tam, gdzie w każdym cywilizowanym kraju trzyma się oszustów i psychopatów! (Biblijne „Zastępy Pana” wydają się zatem być w istocie przeogromne. Do tych, przybranych w szpitalne koszulki, kaftaniki bezpieczeń­stwa oraz więzienne szatki, „niebiańskich zastępów”, należy przecież nie tylko komplet proroków Starego Testamentu, ale i spora liczba Ojców Kościoła, nic mówiąc już o Reformatorach.)

Należy też „zapomnieć” całą haniebną dla Homo sapiens historię liberalizmu i darwinizmu i powrócić do chlubych dla gatunku ludzkiego, nauk „dionizyjskich”: platonizmu, marksizmu oraz lamarckizmu. Wątpić jednak należy, że nowocześni „lewici”, czyli Strażnicy Świątyni, oddadzą bez oporu Klucze Poznania, którymi podstępnie zawładnęli. W tej hipotetycznej sytuacji należy postąpić dokładnie tak, jak to niedawno zaproponował Adam Michnik: jeśli się nie da tego zrobić w inny sposób, to Kupców ze Świątyni Poznania należy wyrzucić siłą. Nie należy się przy tym przejmować rzymską maksymą Nec Hercules contra plures, gdyż to właśnie Herakles oczyścił Stajnie Augiasza.

 

Aneksy

I. „CUDA” BOGA CO ZNIKA I ZMARTWYCHWSTAJE


Badacze Pisma od lat dokładają wysiłków, aby udowodnić, że Stary Testament zapowiadał nadejście Chrystusa. Poza jednak marginesowymi wzmiankami (np. o tym, że Ezaw z czasem się wyrwie z poddaństwa wobec Jakuba-Izraela) to przecież w Biblii opracowanej przez Lewitów pod kątem bezustannej gloryfikacji sukcesów Czcicieli Skrzyni, nie może być takich przepowiedni. Uczciwi historycy wiedzą, że program dla działalności ewangelicznego Syna Bożego został przygoto­wany nie na górze Synaj, gdzie Mojżesz dogadał się z Jahwe dokładnie tak, jak w wieki później dr Faustus z Mefistofelesem. Ten program powstał na mitycznym Olimpie. Historia kochającego piękno i prawdę boga-człowieka została bowiem już na pięćset lat przed pojawieniem się Ewangelii spisana przez Platona w „Uczcie”. Sokrates przedstawia w tym dialogu taki oto wzór przyszłego bohatera religii chrrześcijan: Jest to wieczny biedak; (…) jak potyrcze wygląda i boso chodzi, bezdomny (…) dachu nigdzie nie ma nad głową, bo taka już jego natura po matce, że z biedą chodzi w parze. Ale po ojcu, goni za tym, co piękne i co dobre, odważny zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, do rozumu dąży, dać sobie rady potrafi, a filozofuje całe życie, straszny czarodziej, truciciel czy sofista; ani to bóg, ani człowiek. I jednego dnia to żyje i rozkwita, to umiera i znowu z martwych powstaje, bo jest w nim natura ojcowska.

W tym micie, przypomnianym na początku chrześcijaństwa przez Orygenesa, bóg-człowiek Eros zrodził się z tęsknoty zwykłej, ludzkiej Biedy do Dostatku. W przypadku interesującej nas historii Jezusa z Nazaretu „matką-biedą” była bieda żydowska: zarówno bieda materialna (bo lud, w super-bogatym, starożytnym Izraelu był podobnie biedny jak robotnicy w super-bogatej Anglii XIX wieku); była to też bieda umysłowa (bo lewici-faryzeusze, przechwyciwszy klucze poznania, „sami nie weszli, a i inym wejść nie dawali”). Boskim „ojcem” dla Jezusa-Erosa był grecki Dostatek-Dionizos, który upojony nektarem w czasie „Uczty Bogów” zdrze­mnął się, co pozwoliło Żydowskiej Biedzie zbliżyć się doń i począć, dzięki temu zbliżeniu, bękarta — Erosa. (Nie ma zatem słuszności Orygenes, twierdzący że człowiek-bóg nie mógł się narodzić z „rozpusty”.) Historia Jezusa jest po prostu powtórzeniem historii boga-człowieka, zaplanowanej przez Platona na kilka wie­ków przed Chrystusem. Dzisiaj historię tego „cudu” należy opowiedzieć w ścisłych terminach nauki biologii, której podwaliny położył dwieście lat temu Lamarck, a w wieku XX rozwinął Jean Piaget w postaci nauki epistemologii genetycznej. Według tego, zmarłego niedawno uczonego z Genewy, genetyczna pamięć wszystkich zachowań kulturalnych kumuluje się w ludzkim genomie przekazywanym, zgodnie z regułami Mendla, z pokolenia na pokolenie. Uzewnętrznianie odziedzi­czonych odruchów służy ich wzmacnianiu, nie uzewnętrznianie powoduje atrofię, czego skutki dziedziczy się — jak to słusznie podkreślił Mojżesz w Dekalogu — przez nawet trzy do czterech pokoleń. (Te dane o dziedziczeniu „cech nabytych” Mojżesz uzyskał prawdopodobnie od kapłanów Egiptu, znanych z precyzyjnych obserwacji, nie tylko w dziedzinie astronomii.)

Zjawisko powtarzania przez kolejne pokolenia, zarówno cnót jak i grzechów popełnionych przez przodków, pod koniec wieku XIX znany niemiecki biolog Ernst Haeckel nazwał prawem rekapitulacji, albo prawem biogenetycznym. To prawo tłumaczy w sposób racjonalny nie tylko pitagorejski mit o przekazywaniu i dosko­naleniu się dusz szlachetnych (względnie podłych) z pokolenia na pokolenie. Tłu­maczy ono także „cuda” związane ze znaną nam wszystkim historią Chrystusa, będącego jednocześnie i bogiem i człowiekiem.

Otóż sądząc po jego czynach, Jezus był owocem szczerej, niezaakceptowanej oczywiście przez słynący z kołtuństwa Izrael, miłości Żydówki Marii do tego żołnierza (a ściślej oficera) rzymskiego pochodzenia greckiego, o którym mamy wzmianki zarówno w Talmudzie jak i u Orygenesa. Fizyczny ojciec Jezusa posiadał zatem za sobą wielowiekową kulturę helleńską i odziedziczone przez Jezusa geny „ojcowskie” spowodowały, iż samorzutnie przystał on w młodości do kultywującej tradycje pitagorejskie sekty esseńskiej, której nauki później sani propagował. Natomiast matka Jezusa, Maria pochodziła prawdopodobnie z odtrąconej przez lewitów — i dlatego biednej — rodziny Dana. Ta zaś rodzina, już od czasów legendarnego Jakuba, miała ciągle odradzający sic wśród jej członków — jak wskazuje Biblia, ze szkodą dla nich samych — zwyczaj krytykowania Izraela[7]. Ze skrzyżowania się zaś tych dwóch natur, „dionizyjskiej” po unii 1 .,biedno żydowskiej” po matce, |narodził się Jezus, ni to bóg, ni to człowiek (Jeśli zaś chodzi o „cud” dziewictwa Marii, to przecież i w starożytności rzeczą doprawdy banalną było unasiennienie bez utraty dziewictwa.)

Najważniejsza jednak dla chrześcijan jest sprawa „cudu” zmartwychwstania. który Jezus-Eros sam zapowiada w słowach prawie identycznych ze słowami Sokratesa: „krótki czas, a nie ujrzycie mnie i znów krótki a ujrzycie” (Jan 16, 16). Zatem to na gruncie poprzedzającego chrystianizm platonizmu należy tłumaczyć ten „cud”. Jak twierdził sam Jezus, był on Synem Bożym nie w swej zewnętrznej POSTACI (personie, masce), ale w swej ukrytej ISTOCIE (substancji, hipostazji). Jego zaś istotą była specyficzna struktura połączeń neuronalnych w korze mózgo­wej, będąca źródłem „światła”, które przekazywał swym uczniom. Po wielokrot­nym „naświetleniu” przez niego, ciż uczniowie zaczynali „świecić” dokładnie (łub prawie dokładnie) takim samym „światłem” co ich mistrz. Dowodem zaś na zmar­twychwstanie (ożywienie się) u tych uczniów, prawie identycznej co u mistrza, struktury neuronalnej, są napisane ponad pół wieku po jego śmierci Ewangelie. Po prostu bóg Eros zaczął się manifestować w innych, iluminowanych przez niego osobach, tak jak Jezus był iluminowany — zarówno przez geny jak i przez kulturę — przez jego poprzednie wcielenie Erosa-Sokratesa, którego uczniem był Platon.

Interesującym jest fakt, że w przeciwieństwie do Ewangelistów, w „Listach” św. Pawła, napisanych przecież dużo wcześniej niż Ewangelie, nie daje się odnaleźć podobnego „światła” pochodzącego od Erosa: pomimo bowiem, iż św. Paweł się zarzekał, że całością jego działania kierowała miłość, to z innych fragmentów „Listów” jest ewidentnym, iż chodziło mu o

miłość do pracy, a więc do Labora, a nie do Erosa. Św. Paweł-Szaweł był czystym produktem wielowiekowej, faryzejskiej (lewickiej?) tradycji bogatych Żydów; z tego powodu podział na zew­nętrzną „postać” oraz ukryta „istotę” był dla niego niezrozumiały. Św. Paweł po prostu nie odziedziczył po przodkach odpowiednich do zrozumienia tego predyspo­zycji neuronalnych. Dlatego zrobił on, zgodnie z mojżeszowa tradycją „budowy imponujących pozorów”, z Jezusa Chrystusa „boga”, który w dokładnie tej samej postaci jak umarł — z dziurami w rękach i w boku, ale bez połamanych goleni, co się przydarzyło innym powieszonym wraz z nim łotrom — to i zmartwychwstał[8]. I w tę bzdurę Św. Paweł nakazywał wierzyć w swych sugestywnych „Listach”, bo (jak twierdził Platon) bzdura zawsze się dobrze sprzedawała, a zatem dobrze służyła umacnianiu autorytetu nowej religii. Patrząc w sposób platoński, Św. Paweł odrzu­cił z judaizmu jego zewnętrzną „szatę” czyli Prawa Mojżesza, zatruwając jednocześnie rodzące się chrześcijaństwo kołtuńską istotą (substancją) tej moj­żeszowej „religii”. Ta zaś, ukryta przed mało spostrzegawczymi ludźmi istota religii Homo economicus zmartwychwstała w ostatnich wiekach — właśnie dzięki pracy Św. Pawła — w nowoczesnej, zewnętrznej „szacie” Liberalnego Państwa Prawa.

II. LISTY I DYSKUSJE NA TEMAT „WOJNY BOGÓW”

M. W. (Mark Wegierski)

Kanada

Szanowny Panie,

Otrzymałem od Pana „teologiczny” list i możliwie krótko odpowiadam na krytykę mej postawy.

1)   Napisałem mą „Wojnę Bogów” jako rodzaj poznawczej „Igraszki z diabłem”. (Była taka książeczka pióra Leszka Kołakowskiego; Kołakowski skądinąd, po przeglądnięciu mej „Wojny” stwierdził to co i Pan, że za ostro piszę. Trudno, taka już moja genetyczna natura.)

2)   Jak Pan pisze, „profesjonaliści” mogliby mnie z łatwością zredukować do „neonazisty” (np. na podstawie zdania, że Hitler kopiował Mojżesza tworząc mit Lebensraumu dla Narodu Wybranego). „Profesjonaliści” wpisują się zatem w opi­sywany przez Chomsky’ego „etos” mafii złodziei, którzy dla odwrócenia od siebie uwagi, pierwsi zaczynają krzyczeć „łapać złodzieja!”.

3)   A tak w ogóle, to ja się przecież nie zajmuję Żydami, tylko wytworem ich „pracy poznawczej” w postaci Biblii. Istnieje oczywiście hipoteza, że podobnie jak „Protokoły Mędrców Syjonu” w wieku XX, tak i Stary Testament w V wieku p.n.e. napisali zamaskowani w Babilonie wrogowie Żydów, w celu ich pohańbienia oraz wyrzucenia w przyszłości z Palestyny, Faktem jest, że ten ..plan” udało się zrealizować w II wieku n.e. i nie ulega wątpliwości, że to biblijne nauki Mojżesza spowodowały ówczesny holocaust Żydów.

4)  Pisze Pan, że ma odwaga jest głupia. Zgadzam się. Przypominam przy okazji, iż według tez judaizmu, odwaga z definicji jest nie tylko głupia ale i przstępcza: odwaga bowiem może narazić wyznawcę judaizmu na przedwczesna śmierć, w wyniku której zamiast obowiązkowego „panowania nad ziemią”, będzie on w te| ziemi gnić.

(Historia biblijnego Mojżesza poucza, że jakakolwiek odwaga, np. przeciwstawiania się jemu, bądź jego bogu —- jest przejawem przestępczej głupoty. Moj­żesz sam zawsze zabijał swych „nie-bliźnich”, bądź podstępem, bądź gdy byli oni bezbronni. To on właśnie nauczył Anglików i Amerykanów likwidować „nie- bliźnich” — na przykład Indian, czy ostatnio Irakijczyków — za pomocą subtel­nych, ludobójczych metod nie wymagających w ogóle odwagi.)

5)    Przy okazji pisanego na zamówienie artykułu o POLSKIM FRYMARKU określiłem się jako „starotestamentowy Żyd z pokolenia Ezawa” itd. Jeśli ktoś na tej podstawie zacznie mi wmawiać, że jestem antysemitą to zrobi z siebie durnia, albo jeszcze gorzej.

6)  W przypadku „znienawidzonego przez Boga” Ezawa odwaga popłaca. Sam widziałem jak Adam Michnik uciekł z kawiarni li tylko na dźwięk mego nazwiska.

7)  Rozmawiałem z I. K. na temat przyczyn, dla których judaizm jest (a raczej był) religią tak trwałą. Zgodził się on ze mną, że kretynizm jest nieśmiertelny. W Nowym Testamencie poznawczą podstawę tego nieśmiertelnego kretynizmu przypo­mniał św. Paweł w „Liście do Rzymian” 4,8: „Błogosławiony zbrodniarz, którego grzechy nie zostały zdemaskowane“…

To właśnie z tymi, doskonale zamaskowanymi „obiektywną nauką” oraz „pra­wami człowieka” przestępcami czeka nas w niedalekiej przyszłości rozprawa — i to nie tylko w Jugosławii, ale i w Polsce. Wg Chomsky’ego także i w Kanadzie.

Pozostaję z biblijno-rewolucyjnymi pozdrowieniami,                                                    M.G.


DYSKUSJA

Kolejny „dialog sokratyczny” M.G. z A.W. (Andrzejem Wiercińskim) doprowadził do interesujących wniosków:

1)              Argument A.W., że Bóg Wszechmocny jest w stanie przekraczać prawa fizyki (tzn. czynić cuda) jest logicznie zasadny jeśli założymy; że te prawa zostały stworzone, a nie że są wieczne (patrz pkt. 4).

2)             Argument M.G. że Bóg Doskonały nie jest w mocy przekraczać praw logiki też jest zasadny: te prawa są bowiem nagminnie przekraczane czy to przez niedouków, czy przez demagogów bądź oszustów. Jeśli Bóg upodobni się do tych kreatur, to przestanie być Istotą Doskonałą. Nie może zatem istnieć Stwórca Logiki, stojący ponad tą Logiką.

3)             Prawa logiki (matematyki) muszą być zatem Doskonałym, Najwyższym Bogiem. Jest to postulat znany Grekom już od czasów Pitagorasa. Prawa te mają nie tylko naturę platońskich „nieśmiertelnych idei”, ale także posiadają moc stwórczą.

4)            To logika bowiem stworzyła w umyśle ludzkim koncept Boga Wszechmogą­cego. (Patrz pkt. 1; z tzw. teorematu Goedla — że żaden system nie potrafi się w całości sam zdefiniować — wynika na przykład, że jeśli prawa fizyki zostały stworzone, to ich Stwórca posiadał Informację większą niż jego dzieło.)

5)             Z punktu widzenia logiki — czyli „Boga Najwyższego” — Pismo Święte, zarówno Starego jak i Nowego Testamentu, jest gniotem. (Za wyjątkiem oczy­wiście „hellenistycznych” Ksiąg Koheleta i Syracha oraz Ewangelii.) „Nieśmiertel­na popularność” Biblii tkwi w fakcie, że schlebia ona zarówno próżności jak i brakowi spostrzegawczości jej czytelników.

6)             A oto dowód krętactwa Twórców Pisma Świętego. Najpierw Biblia stwierdza (Ks. Rodz.), iż „wszystko co stworzył, podobało się Bogu”. Potem (Ks. Wyjścia, Pwt., Malachiasz, Św. Paweł w „Liście do Rzymian”) powtarzają esencjonałną dla Pisma ideę, że „Bóg umiłował plemię Jakuba-Izraela, zaś bliźniaczym Ezawem (i resztą ludzkości) wzgardził a nawet i znienawidził”. Z tego argumentu wynika logicznie, że:

a/ „Bóg” Mojżesza, Malachiasza, Św. Pawła i im podobnych „proroków” był istotą nie w pełni rozwiniętą umysłowo, znienawidził bowiem to, co wcześniej uznał za dobre;

b/ Społeczność, w której karierę zrobili tak logicznie niespójni „prorocy” musia­ła już wcześniej być pozbawiona odruchów racjonalnego myślenia;

c/ W starożytności takim Narodem Wybranym Do Uwierzenia W Bzdurę okazało się być plemię Izraela, którego Ojcowie Założyciele — Zarówno Izaak jak i Jakub — byli ślepcami w momentach najważniejszych decyzji dotyczących przy­szłości ich rodu.

7)            Podobne jak u starożytnego Ludu Bożego, objawy krótkowzroczności (a nawet i ślepoty), pojawiły się w czasach nowożytnych u rozczytujących się w Biblii, neotenicznie „udziecinnionych” protestantów. W czasach najnowszych, biblijna Choroba Oczu, rozpowszechniona w Nowym Testamencie przez „Listy” Św. Pawła pozującego na namiestnika Chrystusa, dotknęła także katolików, zwłaszcza w Polsce.

8)            W konkluzji należy stwierdzić, iż nie jest prawdą, że człowiek pod względem ewolucyjnym jest gatunkiem udanym. Na odwrót, wywołana Materialną Cywili­zacją (m. In. Pismem Świętym) ewolucyjna atrofia (neotenia) ludzkich organów poznania doprowadziła do znikczemnienia ludzkich odczuć (i odruchów) mo­ralnych.

Post Scriptum 2018. Oto cechy YHWH, czyli “Boga Izraela”, na podstawie dzieł WYBRAŃCÓW oraz APOSTOŁÓW tegoż “boga żydostwa” (zastosowałem metodę poznawczą – tj. gnoseologiczną – wskazaną przez Jezusa z Nazaretu: “po owocach ich (jego) dzieł poznacie ich (go)”:

Mr.”ATMANANDA”

Poland

(fragmenty)

Szanowny Kolego,

Ucieszył mnie bardzo list od Pana, bo w obecnej epoce Ambitnego Bezmózgowia coraz trudniej napotkać istoty rozumujące. Mając chwilę czasu, odpowiadam szerzej na Pańskie zastrzeżenia oraz komentarze.

1)    Bardzo celna jest Pańska opinia, że Żydzi zabili Jezusa, a Paweł z Tarsu go uśmiercił Pozwolę sobie rozpowszechnić ją wśród znajomych. Od siebie dodam, iż żydzi (a ściślej izraelici) rozpoczęli „wojnę religijną” z gatunkiem Homo sapiens już w momencie wygnania z ojcowizny legendarnego Ezawa.

2)    Z Pana Listu wynika, że sprawa „Praw Logiki (matematyki), które muszą być „Doskonałym, Najwyższym Bogiem” wymaga dodatkowych wyjaśnień. Ja LOGIKĘ defi­niuję jako zbiór zasad poprawnego myślenia (nauczanych zresztą w szkole). Te zasady nigdy się nie zmieniły. Identycznie wygląda sprawa zasad MATEMATYKI: z podstawo­wych tautologii l + l= 2 i l+0=l wyprowadza się całość operacji matematycznych do jakich zdolny jest komputer.

3)   Logika ma moc stwórczą, to dzięki niej doszliśmy na przykład do wniosku, że na poziomie submikroskopowym stany fizyczne można opisać tylko za pomocą terminów probabilistycznych.

4)    Wskazane przez Pana, popularne dzisiaj ekstrapolowania wyjaśnień prob­abilistycznych na zjawiska makroskopowe jest ewidentnym błędem logicznym. Napisałem na ten przemilczany temat parę prac, z których jedną, „Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologii” jako podarunek świąteczny Panu przesyłam.

5)   Czesław Miłosz, recenzując niedawno (Tyg. Powsz. 50/94) książkę Lwa Szastowa „Ateny i Jerozolima” podkreślił, że etos starożytnych izraelitów podobny był do zachowa­nia się „człowieka podziemnego” (czyli kogoś w rodzaju ślepego „kreta”) zbuntowanego przeciw prawu, że 2 + 2 = 4. (A zatem, w słonecznym świetle „Logosu Aten”, chory na misologos, bezrozumny wyznawca judaizmu jest nawet nie ryjącym w ciemnościach „kre­tem”, ale zwykłym KRETYNEM.)

. 6) Obecnie, w ramach re-judyzacji naszej kultury, jesteśmy prawie bezsilnymi świadka­mi „szturmu kretów” — a ściślej Kretynów — we wszystkich dziedzinach naszego zbioro­wego życia. Socjotechniczną podstawę obecnych „sukcesów” tego biblijnego Ludu bożego celnie opisał niejaki Robert Collier (pseudonim?) w książce „Bogactwo w zasięgu ręki” wydanej przez Polska Direct, w 1994 roku.

7)  Collier słusznie podkreśla, że ustawiczne chwalenie POWIĘKSZA wychwalaną ideę Boga. Idea ta z czasem zaczyna dominować nad społecznością bezmyślnie ją wychwalającą. Głośne, bezustanne chwalenie Boga Wszechmogącego stwarza bowiem społeczną iluzję — czyli pozoruje — że i na jego chwalcę („sługę bożego”) też spada część boskiej Mocy. Umiejętnie wyolbrzymiając obraz tego BOGA — SŁOWNEJ ATRAPY, można skute­cznie zamaskować zarówno umysłowe kalectwo jak i grabieżcze intencje „ludu boże­go”

8)  Według Ewangelii (czyli też Pisma, które stanowi jednak antidotum na inne biblijne teksty) pragnienie bogactwa oraz panowania nad ziemią rozbudzał w ludziach Szatan, np. kusząc Jezusa tym mirażem aż przez 40 dni na pustyni. Logicznie zatem — to znaczy z punktu widzenia Boga (Logosa) Najwyższego — znaczna część (większość!) pism Starego i Nowego Testamentu jest dziełem misologos, czyli Dzieci Szatana. To właśnie, w niniejszym ,Liście do Atmanandy” chciałem wykazać.

c.b.d.o.

M.G.

III. POŻYTKI Z „BARANKA BOŻEGO”

(Wyjątek z artykułu „Sie sterben, so Israel kann Leben” — Umarli, aby mógł żyć Izrael — napisanego na 50-lecie wyzwolenia obozu w Auschwitz)

(Pisaliśmy już wcześniej), że według Biblii — a jest to Pismo, za którego rozpo­wszechnianie groził w czasach stalinowskich Gułag — dla obdarzonego łaską Boga izraelity nawet najbardziej ohydne podstępy, kradzieże oraz gwałty były „przez Boga nie poczytane”, a nawet i wskazane, jako metoda zdobycia Ziemi Obiecanej, a z czasem i panowania nad całym światem.

Takie nastawienie żydów do świata musiało oczywiście wzbudzać niechęć i podej­rzliwość do Izraela, co było przeszkodą w realizacji planów zleconych mu przez „Boga”. Kapłani tej religii opracowali jednak doskonałą, iście diaboliczną metodę, za pomocą której potrafili nie tylko zneutralizować, ale i obrócić na swą własną korzyść, pobudzaną przez nich samych nienawiść narodów, które zamierzali opanować i znisz­czyć.

Metoda ta była rozwinięciem starożytnego kultu kozła ofiarnego: Bóg Izraela bo­wiem już na samym początku Księgi Rodzaju wskazał, że wyżej niż ofiarę z płodów rolnych, ceni sobie krwawą ofiarę z pierworodnych zwierząt złożoną mu przez Abla. Co więcej, wywyższył on Abrahama nad innych ludzi, każąc mu złożyć ofiarę ze swego pierworodnego syna. Tę metodę zmazywania własnych grzechów i znajdywania łaski w oczach Boga rozwinął do perwersji jeden z najznamienitszych profesjonalistów z mojżeszowej Jaskini Zbójców, zwany Izajaszem. Według niego najlepszym sposobem dla zdobycia dla Narodu Wybranego bożego błogosławieństwa była dobrowolna ofiara ze „sługi bożego”, którego umiejętnie się podstawiało wrogom Izraela w celu sprowo­kowania jego kaźni i egzekucji. (Oczywiście „dobrowolność” tej ofiary była taka sama jak „dobrowolność” kroków skazańca idącego na krzyż lub szafot, względnie owcy prowadzonej do rzeźni.) Dosłownie, według Biblii: (sługę bożego) udręczono, lecz sam dał się gnębić… jak baranek na rzeź prowadzony… Jeśli on wyda życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży … (jego) potomstwo posiądzie narody oraz zaludni opuszczone miasta. (Księga Izajasza, 53,7-10.)

I właśnie według tego diabolicznego schematu, przygotowanego około 550 lat przed Chrystusem, rozegrała się w wieku XX najpierw tragedia Zagłady, a potem farsa Zmartwychwstania Izraela. „Plan boży” wyglądał bowiem następująco: w Europie Wschodniej w XIX wieku rozmnożyli się „jak gwiazdy na niebie” biedni żydzi zwani chasydami, czyli pobożnymi. Byli oni czyści i niewinni jak wymagało Pismo, a w dodatku ustawicznie narkotyzowali się wychwalaniem „dobrego Pana Izraela”. Dzięki temu opiumowaniu się religią stali się oni głupimi jak przysłowiowe barany, czyli zwierzęta idealnie nadające się na ofiarę za grzechy Izraela. Z drugiej zaś, zachodniej strony Europy bogaci Żydzi stworzyli ambitny, nowoczesny ruch syjonistyczny, który do tego stopnia rozbudził nienawiść do Żydów w ogólności, że wyraźnie niedowarto­ściowany w Europie i równie ambitny jak syjoniści, naród Niemców dał posłuch propagandzie Hitlera, że to on a nie Izrael jest Narodem Wybranym i że w związku z tym ma on PRAWO DO EKSTERMINACJI (V Moj. 7,2) ludów stojących na jego drodze do triumfu. W trakcie oczyszczania Ziemi Niemcom Obiecanej, wytępiono bardzo wielu Żydów (Polacy byli przewidziani w dalszej kolejności). Dzięki zaś tej, odpowiednio nagłośnionej, ofierze ze „sług bożych”, zaledwie w dwa lata po likwidacji obozu w Auschwitz doszło do cudownego zmartwychwstania państwa Izrael, gdzie zgodnie z proroctwem Izajasza Żydzi zajmowali opuszczone w pośpiechu przez Pale­styńczyków miasta! (…)

IV. OTIUM I NEGOTIUM W OPOWIEŚCIACH BIBLIJNYCH

Starotestamentowa opowieść o braterskiej zawiści Jakuba względem Ezawa warta jest bliższej analizy. Tkwi w niej bowiem klucz do zrozumienia istoty naszej przedsiębiorczej, nowoczesnej cywilizacji. Otóż według Biblii Ezaw był zręcznym myśliwym, żyjącym w polu. Jakub zaś był człowiekiem spokojnym, mieszkającym w namiocie. Izaak miłował Ezawa, bo ten przyrządzał mu ulubione potrawy z upolowanej zwierzyny. Rebeka natomiast kochała Jakuba. W sumie, Ezaw był odważnym i pełnym życia „Synem Ojca”, zaś Jakub niemra­wym, dekującym się w namiocie „maminsynkiem” (dosłownie! później podobna różnica postaw pojawi się między Jezusem — człowiekiem łąk i pól — a św. Pawłem, człowiekiem miasta).

Ezaw według prof. Andrzeja Wiercińskiego znaczy “gotowy” względnie “kompletny”, gdyż był on w pełni ukształtowanym człowiekiem (i zwierzęciem); potrafił się on obywać nawet bez chroniącego go namiotu. Ten wyraźnie gardzący gospodarką “nierób” był typem starożytnego arystokraty, określanego po łacinie jako otium (“najlepsi”, po grecku aristos). Zupełnie inaczej zachowywał się jego bliźniaczy brat Jakub, który był przykładem platońskiego “naturalnego niewolnika”, czyli człowieka idącego w ślad (tak wg Wiercińskiego tłumaczy się słowo Jakub) za “naturalnym panem” jakim był Ezaw. W starożytności ludzi pokroju Jakuba określano jako negotium (przedrostek neg oznacza zaprzeczenie), czyli ludzi interesu – stąd pochodzi uwielbiane dzisiaj słowo negocjować, czyli kupczyć, handlować.

Wysiadujący w namiocie jak staropolska, wojskowa ciura Jakub był w istocie niezwykle przedsiębiorczy: by zdobyć pożądaną przezeń gospodarkę wyłudził prawa pierworództwa od swego brata i oszukał ojca; by zarobić na upragnioną przezeń żonę prze kilkanaście lat tyrał u oszukańczo kupczącego swymi córkami, swego wuja, pasterza Labana. (Ezaw-nierób oczywiście na swe żony nie musiał zarabiać, gdyż na niego, jako na mężczyznę “kompletnego”, kobiety same leciały.)

Biologiczna „niekompletność” (względnie „udziecinnienie”) nosi nazwę neotenii. Róż nice w kulturze „kompletnego” człowieka jakim był Ezaw, w porównaniu z neotenicznie niedorobionym” Jakubem są bardzo istotne.

— Po pierwsze, Ezaw jako zręczny myśliwy był człowiekiem PRZYGODY, pogodzo­nym z tym, że w życiu będzie często niedojadał. Wysiadujący zaś w namiocie Jakub był człowiekiem STRACHU, modlącym się aby go w życiu nie spotkała żadna przygoda (co uwidocznione zostało w jego „Przymierzu z Bogiem”).

— Po drugie myślistwo, choć „na zewnątrz” oznacza zabijanie zwierząt, to jednak „w ukryciu” oznacza samodoskonalenie się (zwłaszcza doskonalenie wzroku) zarówno łowcy jak i unikającej myśliwych zwierzyny. (Obserwuje się to nawet i dzisiaj, już po wynalezie­niu obrzydliwej dla prawdziwych myśliwych broni palnej.) Pasterstwo ma zaś cechy dokład­nie odwrotne: „na zewnątrz” pasterz zdaje się opiekować swym stadem, zaś „w ukryciu” hoduje on zwierzęta po to by je w sposób łatwy zabijać, co żydzi robili — i robią — w szczególnie okrutny, rytualny sposób. Pasterstwo jest zawodem niezwykle nudnym i po­zbawionym elementów przygody, oznaczającym biologiczne upodlenie się zarówno paste­rza jak i zniewolonych przez niego zwierząt.

— Po trzecie, ginące dzisiaj kultury zbieracko-łowieckie od razu odczuwają nadeksplo- atację swych terenów i w związku z tym mają „dalekowzroczne” zwyczaje ograniczające przerosty ich własnych populacji. Te zwyczaje są obce „krótkowzrocznym” kulturom pa­sterskim, które w celu rekompensacji swej „niekompletności” — podobnie jak rodzina biblijnego Jakuba —dla podniesienia swego prestiżu zwykły wypasać maksymalnie wielkie stada. To bezmyślne zachowania się społeczeństw pasterskich już w czasach prehistorycz­nych zamieniło pokrytą podówczas sawanną Saharę w pustynię i ten proces wyjaławiania ziemi przez „hodowlę dla prestiżu” trwa w Afryce do dzisiaj.

— Jest też i czwarta, bardzo istotna różnica między pasterstwem a łowiectwem. Otóż myśliwy w pełni żyje w przyrodzie i ma zwyczaj czczenia tej PRZYRODY jako swego boga. Pasterz dokładnie na odwrót, wszystko co robi jest wymierzone PRZECIW NATU­RZE: społeczeństwa żyjące z hodowli dążą do całkowitego wytrzebienia zwierząt dzikich, nie tylko drapieżnych ale i trawożernych, podbierających pokarm dla ich stad; Huculi w Karpatach jeszcze w XX wieku wypalali niepotrzebne im lasy, by zwiększyć rozmiary swych pastwisk na połoninach. Jest zatem zrozumiałym, że tylko wśród nawykłych do „ujarzmiania” w ten sposób przyrody, krótkowzrocznych plemion starożytnych paste­rzy mogła się zrodzić podstawowa dla Biblii iluzja, że człowiek może w pełni zapano­wać nad ziemią i nad wszystkimi na niej zwierzętami. (Oczywiście eksterminując po drodze wszystkie inne, nie dające się udomowić, rodzaje istot żywych.)

Pasterstwo w sposób naturalny „idzie w ślad” za myślistwem, gdyż polega ono na udomowieniu nadających się do eksploatacji zwierząt — podobnie zresztą jak zmuszające człowieka do niewolniczej pracy rolnictwo, które „idzie w ślad” za mało wydajnym zbierac­twem użytecznych dla człowieka roślin. Kultura judaizmu, właśnie przez to, że za wzór dla społeczeństwa stawia zachowanie się nie naturalnych panów („synów pierworodnych”), ale „idących za nimi w ślad” imitatorów, od samego początku jest od wewnątrz martwą KULTURĄ IMITACJI. Praktycznie zaś cała „wychowawcza” rola kapłanów tego kultu sprowadza się do niedopuszczenia do odkrycia, że chodzi tutaj o wlokącą się od tysiącleci historię gigantycznej bzdury, mającej zapewnić kapłanom pożądane przez nich bogactwo oraz prestiż.

Kolejnym po Jakubie, „idącym w ślad” bohaterem Biblii był Mojżesz, który tak dobrze się nauczył imitować egipskich kapłanów, że aż wyzuł ich z prawa do historycznego pierworództwa religii monoteistycznej. I tak jak jego praojciec Jakub, który z otium zrobił negotium, tak i Mojżesz egipską ideę arystokratycznych rządów WIDZĄCYCH MĘDR- . COW przekształcił w totalitarny reżim interesownych, NIE-WIDZĄCYCH (ŚLEPYCH) GŁUPCÓW. Ci zaś mojżeszowi „głupcy” i „wodzowie ślepi” — a jest to autorytatywna opinia Jezusa Chrystusa — w zaledwie sto lat po śmierci tego WIDZĄCEGO proroka doprowadzili do doszczętnego starcia domu Izraela z powierzchni globu.

Po tym historycznym wydarzeniu, ziemia aż przez półtora tysiąca lat odpoczywała od prób sterroryzowania jej („udomowienia”) za pomocą pracy i lichwy uprawianej przez przedsiębiorczy „lud boży”, uwielbiający — jak jego praojciec Jakub — przesiadywać w zamkniętych i bezpiecznych pomieszczeniach. Wraz jednak z urbanizacją nowoczesnej Europy, w znarkotyzowanych Pismem Świętym, protestanckich krajach Zachodu, odrodziła się burżuazyjna „elita ciurów”, która skutecznie poszła w ślad za europejską arystokracją, wyrzucając tę warstwę próżniaczą z jej dziedzictwa.

Dzisiaj, po wypędzeniu z Europy komunistów — wśród których ukryli się uwielbiający przygodę potomkowie Erosa (Ezawa) nieroba — świat wydaje się być bliższym niż kiedy­kolwiek spełnieniu się proroctw Abidiasza i Zachariasza z przed dwudziestu sześciu wie­ków: Nie pozostanie nawet szczątku z domu (żyjącego z miecza) Ezawa…, A Pan (Jakuba — kupca — Izraela) będzie królem nad całą ziemią.

Dzięki rozszyfrowaniu ukrytych znaczeń niektórych słów kabały, można się domyśleć jakie jest prawdziwe imię zżeranego przez ambicję „Pana Izraela”. Otóż słowo „kupiec” (negotium, czyli Jakub) ma symbol „666″ czyli jest równoważne słowu „bestia”. I właśnie te totalnie skomercjalizowane LUDZKIE BESTIE, w Ewangeliach zwane „wilkami w skórach owiec”, przejęły obecnie — oczywiście w imię Dekalogu oraz Praw Człowieka — praktycznie totalną władzę nad Ziemią.

 

EPILOG

czyli o „Ewangelii” (Wszech)Mocy Bzdury

roli św. Pawła w deformacji idei chrześcijańskich pisaliśmy już dość dużo. Tutaj, w zakończeniu „Spisku Bogów”, chcielibyśmy zwrócić uwagę na znany specjalistom fakt, że nauki zawarte w jego „Listach” są prawie dokładną odwrotno­ścią wskazań Ewangelii. Najwyraźniej to widać w zaleceniach dotyczących metod poznania (gnozy) oraz kultywowania nauk, a więc w sprawach dla religii najważ­niejszych. Gdy Jezus nauczał „oko będzie świecą ciała twego”, to św. Paweł ustanawiał, że „postępujemy według wiary, a nie według widzenia”; gdy Jezus zalecał swym uczniom, by z jego nauką chodzili „nie do pogan, ale do owiec, które poginęły z domu Izraela“, to przedsiębiorczy Paweł na odwrót, „obchodził morze i ziemię, aby wśród pogan pozyskać współwyznawcę, a pozyskawszy go, uczynić go po stokroć gorszym niż uprzednio“.

Z punktu widzenia Logiki (czyli dla pitagorejczyków — i nie tylko dla nich — Boga Najwyższego), najistotniejsze przekazy Św. Pawła, łącznie z jego „hymnem o miłości”, są antytezą nauczania Jezusa, nic mówiąc już o naukach Platona czy Arystotelesa. Ten zresztą „apostoł” zadeklarował sic otwarcie jako wróg racjonal­nego myślenia: A mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekony­wujących słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch (judeokretynizmu?) i Moc (Antychrysta?). … Albowiem (moje?) Królestwo Boże zasadza się nie na słowie (Logosie), lecz na (Wszech)Mocy (ludzkiej głupoty) — I Kor. 2,4 i 4,20. Z Wszechmocą Bzdury czciciele Chrystusa Nauczającego (a więc nie Ukrzyżowane­go) zwykli walczyć za pomocą argumentów logicznych, znienawidzonych przez „proroków”, o których Jezus mawiał, iż wszyscy którzy przyszli przede mną — a zatem i Mojżesz i Izajasz — są złodziejami i rozbójnikami (Jan 10,8). Jeśli zatem, na podstawie zawartości jego „Listów”, zdefiniujemy św. Pawia jako Anty-Chrysta, to już bardzo łatwo przyjdzie nam rozpoznać metodę jaką on zastosował by omamić pierwszych chrześcijan.

Otóż po „zamordowaniu zgodnie z prawem” Św. Szczepana, „idący w ślad” tego apostola Św. Paweł (jak niegdyś jego praojciec Jakub) przywdział eklezjastyczną szatę wyeliminowanego przezeń konkurenta. Wykorzystując autorytet tej sza­ty „namiestnika Chrystusa”, zwiastował naiwnym i nie znającym tajników Biblii mieszkańcom Koryntu, przygotowaną dużo wcześniej przez proroka Izajasza (53, 8-10) ewangelię (dosłownie!), że Chrystus umarł za grzechy nasze, że został po­grzebany, i że trzeciego dnia zmartwychwstał (I Kor. 15, 1-4).

Dla osoby literacko wykształconej, nawykłej do teatralnych sztuczek z nie­śmiertelnością, taka „dobra nowina” brzmi jak znane opowiadanie o tym, że „zabili go (na krzyżu) i (z grobu) uciekł”. Co więcej, dla uzasadnienia swej tezy o zmartwy­chwstaniu Chrystusa Św. Paweł posługuje się argumentem, że „to co się sieje, nie ożywa jeśli nie umrze” (I Kor. 15, 36). I właśnie ten „biologiczny” argument wskazuje, że nasz pozorowany apostoł przekonywa! i siebie i innych do uwierzenia w najzwyklejszą bzdurę: przecież przed kiełkowaniem ziarno jest tylko pozornie martwe, co implikuje, że i Jezus, albo pozornie umarł na krzyżu, albo jego zmartwychwstanie było pozorowane przez uwielbiających go wyznawców.

Z tej „ewangelii pozorów” Św. Paweł wywiódł całą, wzorowaną na Izajaszu, teologię:

-— po pierwsze postulował on, że poprzez śmierć Chrystusa na krzyżu nastąpiło samoczynne odkupienie grzechów wszystkich tych, którzy w ofiarę z „baranka bożego” uwierzyli. W istocie natomiast nastąpiło „wkupienie się”, wierzących w tę bzdurę chrześcijan, w zwalczany przez Jezusa grzech zakłamywania rzeczywisto­ści. Tym grzechem zinstytucjonalizowanej obłudy obciążone są bowiem z definicji wszystkie obrzędy wykorzystujące tak zwanego „kozła ofiarnego”. (Patrz „Pro­log”.)

-— Po drugie, będąc „uczniem” proroka Izajasza, Św. Paweł głosił pogląd, że wzorowane na kaźni Chrystusa, męczeństwo i śmierć chrześcijan będzie owocować rozkwitem myśli chrześcijańskiej. W praktyce jest jednak dokładnie na odwrót: myśl oraz postępowanie chrześcijańskie rozwija tylko obecność dobrze wykształ­conych nauczycieli; przedwczesna zaś eliminacja Nauczyciela stwarza okazję do wykorzystania jego (nie chcianego zresztą — Mt. 26, 39) męczeństwa jako „nawo­zu” pod rozkwit idei oraz zachowań zupełnie sprzecznych z jego intencjami. Przy­kładem tutaj jest rozkwit „ewangelii pozorów” Św. Pawła na „nawozie” z męczeń­stwa Jezusa oraz Św. Szczepana. (Jak pisaliśmy to w Aneksie III „Umarli, aby mógł żyć Izrael”, rekonstrukcja nowoczesnego, wyraźnie faszyzującego państwa Izrael stała się możliwa dzięki „nawozowi” z męczeństwa milionów Żydów chasydzkich, wręcz wrogich imperialnym ambicjom Izraela.)

-— Po trzecie, dzięki rozreklamowaniu już w starożytności „misji apostolskiej” Św. Pawła, wielu prostolinijnych chrześcijan, zamiast nosić w swym wnętrzu nauki Chrystusa, zaczęło nosić nieustannie w swym ciele konanie Jezusa, aby objawiło się w tym ciele życie Jezusa (II Kor. 4,10). Oczywiście z naśladownictwa konania i banalnej w starożytności śmierci na krzyżu nic dobrego nie mogło wyniknąć. Ta bowiem ideologia „wyzbywania się samego siebie” (wyniszczania, gr. kenozy), oprócz bezmyślnego zadręczania się oraz utraty zdolności fizycznych i umysło­wych, nie prowadzi do żadnych wyższych stanów świadomości. (Zauważył to już Budda na kilka wieków przed Chrystusem.) Do rozwoju osobowości prowadzi natomiast metoda ciągłych wysiłków oraz ćwiczeń (gr ascezy) i tę metodę, znaną nie tylko pitagorejczykom, ale wszystkim przedstawicielom Homo sapiens, starał się upowszechniać w Izraelu Jezus. Tego ewidentnego pogaństwa, opartego — by użyć sformułowania „Listu do Koryntian” — na przekonywujących słowach Logo­su czyli Mądrości, szczerze nienawidził ambitny kretyn jakim był Św. Paweł. Za pomocą swej podstępnej ewangelii „umierania dla świata by zmartwychwstać w Chrystusie”, starał się on nie dopuścić do wyzwalania („samowykupywania”) się chrześcijan. I to zarówno ze stwarzanych przez Pismo szlachetnych iluzji, maskują­cych postępki dawidowych „bezgrzesznych bandytów”, jak i z grzeszącego próżno­ścią postępowania chrześcijańskich samoudręczycieli. Zaszczepiona przez Św. Pawła, obsesja umartwiania się (co oznacza dosłownie: upodabnianie się do trupa), doprowadziła już w pierwszych wiekach po Chrystusie do zbiorowych obłąkań, manii samobójczych, samookaleczeń oraz do społecznej plagi kretynizmu. W tym właśnie czasie pojawiło się samo słowo kretyn, wywo­dzące się od chrétien, chrześcijanin. Jeden z uważniejszych obserwatorów tej staro­żytnej, masochistycznej subkultury, platonik Celsus (cytowany przez Orygenesa VII, 68) starał się uświadomić chrześcijan, iż czczą oni nie boga, nie demona, lecz trupa. (Ta celna obserwacja dotycząca natury naszej religii została sformułowana na kilka wieków przed wprowadzeniem krzyża a MARTWYM Jezusem jako oficjalnego symbolu chrześcijaństwa.)

Nawrót fali masowych obłąkań, inspirowanych „Listami” św. Pawia, nastąpił w epoce Renesansu, dzięki wynalazkowi Gutenberga oraz „oilkryciu” przez Martina Lutra MOCY zawartej w tych właśnie martwych zabytkach judeochrześcijańskiego rękopiśmiennictwa. Tym razem zasadę umartwiania się, oraz „wyzbywania się samego siebie” by upodobnić swe życie do trwającego kilkanaście godzin konania Chrystusa, protestanci zaczęli realizować za pomocą PRACY, którą w starożytności uważano za zajęcie godne niewolników. Ta zaś, coraz bardziej zrutynizowana i zmechanizowana praca, me tylko zaczęta zamieniać jej wykonawców w bezduszne, od wewnątrz martwe automaty, ale i spowodowała narastające z każdym wiekiem spustoszenie (kenozę) żywego organizmu ziemskiej biosfery.

Na końcowy wynik tej „nowej automatyzacji człowieka” — którą wielu dzisiejszych apostołów industralizmu pojmuje jako nową ewangelizację — nie trzeba będzie długo czekać. Ludzie zdolni jeszcze do formułowania swych idei w znienawidzonych przez św. Pawła, „przekonywujących słowach logiki”, potrafią przewidzieć totalną katastrofę z taką samą łatwością z jaką Jezus przewidywał zagładę, skretyniałej dzięki samozakłamaniu się judaizmu, Jerozolimy.

———————–


[1] Warto w tym miejscu przypomnieć, że spychaną dziś w niebyt, lamarckowską teorię ewolucji imitował Karol Darwin, robiąc z niej NAUKOWĄ ATRAPĘ, wyraźnie przyczy­niającą do przedsiębiorczego skretynienia „walczących o byt” nowoczesnych społeczeństw. Karol Darwin, który pomysł na książkę „O powstaniu gatunków” znalazł w lekturze „Księgi (powstania) Rodzaju”, w swej działalności poznawczej przypomina trochę staro­żytnego Mojżesza, który z idei monoteizmu okradł współczesnych mu egipskich kapłanów, czyniąc z kultu boga jedynego RELIGIJNĄ ATRAPĘ, pobudzającą przedsiębiorcze skrety­nienie „walczących o byt” Żydów.

[2] „La nouvelle alliance” —jest to tytuł wydanej w 1979 roku książki laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki Illi Prigogina, napisanej wspólnie z filozofem Urszulą Seghers. W Polsce produktem tego „Nowego Przymierza Uczonych” jest wydana w 1994 roku książkaStefana Amsterdamskiego „Tertium non datur” — Trzeciej drogi nie ma.

[3] Wolny Rynek jest dzisiaj symbolem „Boga zewnętrznego” dyktującego ludziom modę, sposób życia oraz wewnętrzne wyobrażenia o świecie. „Bóg” ten rządzi (zwłaszcza na Zachodzie) w sposób równie despotyczny, jak kapłani Jahwe rządzili starożytaym Izraelem. Pierwowzorem zaś Wolnego Rynku w życiu duchowym Narodu Wybranego było to przyta­czane na wstępie Przymierze Jakuba-Izraela z bogiem, któren to kontrakt wydawał się być obopólnie korzystny: „Ty wywyższysz imię moje (Izraela) a ja ciebie (boga) wywyższę”.

[4]    W pamflecie tym, ironizując na temat Monteskiusza, Makiawel stwierdza, że Prawem dzisiaj jest grabież pod przykryciem zasad. Zauważa on też, że powstałe w wyniku rewolucji, zimne społeczeństwa handlowe, upodobniły się do społeczeńsh\>a żydowskiego, które stało się dla nich modelem. Tak więc i dla Joly’ego pamięć po Nowym Testamencie już w XIX wieku została przyduszona przez ambitnie imitowaną naukę Testamentu Starego.

[5]    Miloszevic zasłużył sobie na nienawiść „rodziny” Michnika-Sorosa-Finkelkrauta w kwietniu 1990 roku, gdy osobiście sabotował dobrze poznany przez Polaków program reform ekonomicznych. To wyłamanie się z „obozu reform” bóg — to znaczy Pieniądz — ukarał wybuchem wojny domowej w byłej Jugosławii. Jeden z czołowych misjonarzy tegoż „boga”, prof. Jeffrey Sachs, podróżował nawet specjalnie do Słowenii by nakłonić miejsco­wy rząd do secesji.

[6] Oczywiście i Św. Paweł, powołując się na Malachiasza oraz Mojżesza, gorliwie wierzył, że niecny postępek Jakuba nie był aktem motywowanej chciwością woli tegoż Jakuba, ale aktem woli Boga. (Listdo Rzzymian, 9,13-16; z takiej „uduchowionej” interpretacji wynika m. in., że i ukamienowanie Św. Szczepana nie było wyrazem wolnej woli sprawców tego morderstwa — wśród nich i św. Pawła — ale rezultatem woli Boga.) W czasach nowożyt­nych ten judajski kretynizm reformator Kalwin podniósł do rangi Teorii Predestynacjł, zaś w czasach najnowszych, wychowany w tradycji kalwińskiej B. F. Skinner, w sposób naukowy odkrył brak wolnej woli u człowieka. Ten naukowy bęcwalizm jest summum czterech tysięcy lat rozwoju judeochrześcijariskiej „religii”.

[7] Należy sądzić, że i wymienieni w niniejszym eseju Karol Marks, Maurice Joly, Erich Fromm, Herbert Marcuse i Noam Chomsky też pochodzą z tej gałęzi plemienia Izraela, bądź nawet z rodziny mędrca Ezawa.

[8] W Ewangeliach wyraźnie widać stopniowy rozwój mitu o zmartwychwstaniu w „ciele”. Jak wzmiankuje Biblia Tysiąclecia, w chronologicznie pierwszej Ewangelii Św. Marka, albo w ogóle nie ma opisów spotkań zmartwychwstałego Mistrza z uczniami, albo jest to krótka, sztucznie brzmiąca wzmianka. Podobnie też jest u Św. Mateusza. Dłuższy opis spotkań ze Zmartwychwstałym znajduje się u Św. Łukasza, gdzie uczniowie nie potrafią jednak rozpoznawać Mistrza z twarzy. Ten zalążek mitu powstał prawdopodobnie pod wpływem wieloletniego obcowania Łukasza ze św. Pawłem w trakcie jego podróży misyj­nych. Pracowicie głoszony przez św. Pawła mit o zmartwychwstaniu zaczął z czasem żyć własnym życiem i u Św. Jana, w 80 lat po śmierci Jezusa, apostołowie, wciąż nie potrafiący rozpoznać z twarzy swego Mistrza, wkładają już w palce w dziury po jego ranach. Przed Chrystusem w  zmartwychwstanie z (zewnętrznego) ciała wierzyła kasta faryzeuszy do której należał Św. Paweł i to dzięki jego „pracy ewangelizacyjnej” ten istotny faryzeizm pojawił się u chrześcijan. Należy też przypuszczać, że „cud” spotkania przez Szawła-Pawła zmartwychwstałego Jezusa na drodze do Damaszku, był chronologicznie pier­wszym przypadkiem spotkania ze Zmartwychwstałym. Dopiero później, zafascynowani manifestowaną w „Listach” żarliwą wiarą Św. Pawła Ewangeliści — a zwłaszcza autorzy Ewangelii później kompilowanych — dołączyli opisy podobnie cudownych spotkań zmartwychwstałego Mistrza ze swymi, nieżyjącymi już w momencie powstawa­nia tych opowieści, uczniami.

 

This entry was posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie. Bookmark the permalink.

Comments are closed.