Syjoniści Wszystkich Krajów Łączcie Się!
Czyli o promieniującym z Syjonu światowładczym kretynizmie Izraela
Dzięki sms otrzymanemu niedawno od młodego działacza polskiej „Samoobrony”, otrzymałem informację o tekście „Syjonizm i komunizm” jednego z głównych przedwojennych działaczy syjonistycznych, Władymira Żabotyńskiego. Był on założycielem bojowej – a zatem terrorystycznej w dzisiejszym zrozumieniu – istniejącej do dzisiaj żydowskiej organizacji młodzieżowej BETAR, która w Polsce przedwojennej liczyła aż 50 tysięcy członków i była przygotowywana do walk o Palestynę („ziemię Izraela”) z polecenia samego Józefa Piłsudskiego. Podobnie zresztą jak to było we Włoszech, gdzie BETAR-owców szkolono wojskowo z polecenia Benito Mussoliniego. Nie potrzebuję dodawać, że młodzi betarowcy pozdrawiali się zakazanym dzisiaj w Polsce, starożytnym rzymskim znakiem podniesionej otwartej dłoni.
Odszukałem napisany po rosyjsku w 1932 roku w Rydze, oryginał „Syjonizmu i komunizmu” i pozwoliłem sobie przetłumaczyć jego najbardziej istotną część, skierowaną do zdezorientowanej przez powstanie Związku Radzieckiego, aktywistycznie nastawionej (a więc nie „biznesowo” jak dzisiaj) młodzieży żydowskiej na całym świecie, a w szczególności w przedwojennej Polsce:
Źródło http://gazeta.rjews.net/Lib/Jab/sion.shtml#11:
„Komunizm stara się podkopać zniszczyć jedyne źródło funduszy do budowy (nowego Izraela) – czyli żydowską burżuazję – jako iż jego zasadnicza podstawa, to klasowa walka z burżuazją. I dlatego oba te ruchy (komunizm i syjonizm) są niewspółmierne, także teoretycznie. Każdy, kto chce służyć syjonizmowi, nie może nie walczyć przeciw komunizmowi. Cały proces budowy komunizmu, nawet jeśli zachodzi on gdzieś tam, na drugim końcu planety, w Meksyku czy w Tybecie, jest szkodliwy dla budowy ziemi Izraela. Każda klęska komunizmu jest z pożytkiem dla syjonizmu. Rzadko kiedy spotykają się w życiu tak nie pasujące do siebie ruchy. (…) Tak jak człowiek nie może oddychać w wodzie – lubi on wodę, czy też nie – tak syjonizm nie może istnieć w atmosferze komunizmu (…) Dla syjonizmu komunizm to jak duszący gaz, i tylko do jako takiego należy się don odnosić. Albo – albo.”
Z rzeczonej „Albo – albo” wypowiedzi Żabotyńskiego bardzo wyraźnie wynika, że każdy, kto zwalcza zawarte w „Manifeście komunistycznym” idee Karola Marksa (& Fryderyka Engelsa), pracuje po prostu dla… syjonistów, często sam sobie tego nie uświadamiając. A z kolei ci wojowniczy syjoniści byli – i są – obrońcami bogactw zgromadzonych przez żydowską burżuazję, sponsorującą (roz)budowę Nowego Izraela. Co więcej, jeśli chodzi o tę żydowską burżuazję, to od samego momentu się jej pojawienia była ona – i jest – częścią burżuazji europejskiej, wyrosłej na glebie „rozczytanych w Biblii” po-renesansowych warstw mieszczańskich, które to warstwy Burgergesellshaft („społeczeństwa obywatelskiego”) „zaczęły imitować zimne, komercyjne społeczności Żydów”[i].
Tak zatem jak nowoczesny syjonizm jest wytworem umysłów zaczytanej w Starym Testamencie żydowskiej burżuazji, tak i sama burżuazja – i to nie tylko żydowska – jest wytworem zachodniego mieszczaństwa zaczytanego w tejże Biblii, przez protestantów „wykastrowanej” z proto-komunistycznej Księgi Syracha, Biblii epatującej iście „chrześcijańską” mądrością św. Pawła „kto nie chce pracować niech nie je. … I tak będziecie pracować w pokoju” ( 2 Tes 3, 10-12). To pobożne mieszczaństwo, początkowo li tylko w krajach protestanckich, dopuściło do legalizacji zalecenia Mojżesza uznawanego wcześniej za kryminalne: „obcemu możesz pożyczać na lichwiarski procent” (V Moj. 23, 21). A wraz z legalizacją pierwszych banków powstała nowoczesna ekonomia Zachodu, dzieląca ludzi na tych przez boga wybranych „którzy się bogacą nawet gdy śpią” (opinia francuskiego prezydenta François Mitterranda z końca XX wieku) i na tych, którzy skazani są na ciągły głód pieniądza.
Rozkwitającą od czasów od Rewolucji Angielskiej światową ekonomię, opartą na bankowym „pokojowym gangsteryzmie” wywodzącym się z Pisma Świętego, w wieku XX na kilka dekad dość skutecznie udało się wyhamować komunistom oraz socjalistom, czytającym zamiast Biblii „Kapitał” Karola Marksa. Dzięki istnieniu ZSRR w okresie kilku pokoleń światowładcze zapędy bankierów zostały przytłumione. No ale komunizm upadł, także dzięki wysiłkom współpracującego z bankierską międzynarodówką Kościoła. A dzięki tej klęsce tak zwany PANSYJONIZM zaczął dominować na świecie w swej pełnej krasie, bardzo dobrze widocznej w Polsce w postaci chociażby milionów debilnych reklam, zaśmiecających dziś polskie drogi oraz miasta. A te reklamy to nic innego jak wyraz KULTU PIENIĄDZA, według Karola Marksa ‘praktycznego boga żydostwa, który stał się bogiem świata”.
Do czego zatem zmierza sławny „mesjanizm” Syjonu, ‘Miasta Boga Pieniądza’ w rodzaju londyńskiego City oraz Wall Street?
Wszystko to można sobie wyczytać z Pisma Świętego, w którym idee „miasta lśniącego na wzgórzu” są wyłożone „kawa na ławę” – i od tego mamy kler oraz Kościół, aby nam tę brzydko pachnącą sprawę zaciemniał i „pudrował”. Otóż określenie ‘syjonizm’ pochodzi od jerozolimskiego wzgórza Syjonu, ponoć miejsca początkowego przechowywania Arki Przymierza. Ten „boży pagórek” pojawia się i w Nowym Testamencie, w zapewnieniu Świętego Pawła, iż „wtedy cały Izrael zostanie zbawiony … (gdy) z Syjonu przyjdzie Zbawiciel i odwróci bezbożność od Jakuba” (Rz. 11, 26-27). Według mitologii chrześcijańskiej, ustanowionej przez tegoż Apostoła, Zbawiciel rzeczywiście się pojawił, choć niezupełnie na Syjonie, ale na odległym od niego o kilka kilometrów jerozolimskim wzgórzu Golgota czyli „Czaszka”. W Jerozolimie było też i jeszcze jedno wzgórze, zwane „świątynnym” i jak podaje Wikipedia, z czasem całość tych jerozolimskich wzniesień – i samą Jerozolimę – zaczęto nazywać Syjonem, w ten bezkrytyczny sposób przez żydowskich pisarzy opiewanym, chociażby w Psalmie 87:
Gród Jego wznosi się na świętych górach,
Umiłował Pan bramy Syjonu,
Bardziej niż wszystkie namioty Jakuba.
Wspaniałe rzeczy głoszą o tobie, miasto Boże…
Angielscy purytanie, przejęci wyczytaną przez nich w Biblii wizją Nowego Jeruzalem, (wykoncypowaną przez proroka Izajasza i powtórzoną w „Apokalipsie” św. Jana), postanowili zrealizować ją w Nowej Anglii, w nowoodkrytej Ameryce. Jak to zauważają historycy „Poczucie wyjątkowości, które towarzyszyło purytanom, zostało zaszczepione wpierw w założonej przez nich kolonii Massachusetts, a następnie całej Ameryce. Ich lider, John Winthrop, ogłosił że gmina purytańska w Nowym Świecie będzie jak Miasto na Wzgórzu, w kierunku którego będą zwrócone oczy całego świata. Miało to być nade wszystko miejsce, które wyznaczy drogę do zbawienia, model idealnego społeczeństwa chrześcijańskiego. Purytanie uważali się za lud wybrany, za nowy Izrael.” Tę wizje gubernatora Winthropa z entuzjazmem powtarzał miły sercu Polaków prezydent Ronald Reagan, który w swych uduchowionych przemówieniach „zawsze spoglądał w przyszłość i dostrzegał jaśniejsze jutro. Wierzył w Miasto Jaśniejące na Wzgórzu. Wierzył w przeznaczoną przez Boga misję amerykańskiego narodu. Na tej wierze wyrósł jego optymistyczny, pozytywny przekaz”.
Bóg z miasta lśniącego na wzgórzu to Burdel Mama, w skrócie „Ciota”
Jak to przypomina apostoł Paweł, za jego czasów bardzo wielu Żydów nie tylko odchodziło od wiary, ale po prostu stawało się WROGAMI BOGA (Rz. 11, 28). A stawało się to pod wpływem kultury hellenistycznej, w jakiej został zanurzony Izrael przed dwoma tysiącami lat. Bo przecież te wyprawiane w świątyni Syjonu obżydliwości (jakby to napisał Stefan Kosiewski), polegające na spuszczaniu krwi z żywych zwierząt, już przecież w starożytności ludziom inteligentnym, czyli potrafiącym kojarzyć fakty (od łacińskiego inter-ligare, łączyć, sklejać miedzy sobą) musiały się wydawać być filo-kryminalnym postępowaniem godnym mikrocefali, czyli ludzi o bardzo niewielkiej pojemności puszki mózgowej. I tę paulińską głupawkę, zasymilowaną formalnie przez chrześcijaństwo dopiero gdzieś w V wieku na Soborach tak zwanych „zbójeckich”, uznano z czasem za niewzruszony dogmat chrześcijańskiej wiary.
Otóż ja, choć z pochodzenia Żydem nie jestem, kwalifikuję się jako „wróg boga” i nawet udało mi się znaleźć jak najbardziej ogólne określenie tego boga, który w ramach swej „miłości bożej” swego Syna na krzyż wysłał. Jest on prostu CIOTĄ, w sensie Burdel Mamy[ii], a także i w innych, przytaczanych przez wikipedię tej „cioty” znaczeniach. Taka definicja enigmatycznego z pozoru Jahwe, „Jestem który Jestem” bardzo dokładnie wpisuje się w rzeczywistość znaną zarówno z Biblii jak i z praktyk zarówno Watykanu jak i Waszyngtonu dzisiaj:
– Toć to już przecież sam założyciel Cywilizacji Narodów Wybranych, biblijny Abra/ha/m, dorobił się niezłego majątku jako wędrowny sutener, zachwalający na bliskowschodnich dworach seksualne walory swej żony/siostry Sary. A ponieważ dzieci Abrahama specjalizują się w uczynkach Abrahama (Jan 8: 39), więc zatem próbują one świat tak urządzić, aby wszystkim, za odpowiednią opłatą, było wygodnie, zwłaszcza pod względem seksualnym. No i tak jak ich praojciec, który „ku chwale boga” chciał na wolnym ogniu usmażyć swego własnego syna Izaaka, rzeczone „dzieci Abra/ha/ma” załatwiają sobie immunitet wśród narodów za pomocą odpowiednich holokaustów czyli całopaleń – choćby tylko wyimaginowanych – swego potomstwa.
– Z czasem ta „abra/ha/mowa” koncepcja państwa idealnego przeniknęła i do chrześcijaństwa, XIV wieczny czeski kanonik Konrad Waldhauser, prawie dokładnie powtórzył zdanie Jezusa o „jaskini zbójców”, oceniając Kościół swych czasów: “To stajnia Augiasza, która nazywa się Kościołem Chrystusa, a przecież jest tylko burdelem Antychrysta“. Bardzo podobną opinię o rodzaju świateł emanujących dzisiaj z „miasta błyszczącego na wzgórzu” głosi polski politolog Zbigniew Jankowski: „Amerykanizm to ideologia intelektualnej prostytucji”. Jeśli do tego tytułu dodać tytuł, wychwalającej Stary Testament książki Dawida Gelerntera „Amerykanizm: czwarta wielka religia Zachodu”, to od razu zaczynamy kojarzyć, że biblijny syjonizm, na gruncie którego ten amerykański nowotwór wyrósł, to koncepcja Nowego Świata na kształt Mega Burdelu Pana, którego tutaj nazywamy „Ciotą”. I są tego dowody: za Stalina, a potem Gomułki, milicja szacowała ilość prostytutek w Polsce na zaledwie 6-12 tysięcy, na progu 3 tysiąclecia nagle się ich wyroiło w Polsce coś blisko pół miliona…
– Jankowski w swym artykule wymienia historyczne nazwiska „Czterech Ciot amerykańskiej finansowej rewolucji”, czyli bankierów którzy w roku 1913 dokonali prywatyzacji emisji pieniądza w Stanach Zjednoczonych, a w dwa lata później wykupili wszystkie mające wpływ na opinie publiczną w USA dzienniki. Byli to John D. Rockefeller, John P. Morgan, Paul Warburg i Bernard Baruch. To przejęcie tajnej kontroli nad prasą w Stanach Zjednoczonych się kroiło już wcześniej, Jankowski przypomina, że około roku 1890 znany nowojorski dziennikarz, John Swinton publicznie stwierdził „Zadanie dziennikarzy polega na niszczeniu prawdy, na kłamstwie w żywe oczy, na wypaczaniu, oczernianiu, na płaszczeniu się u stóp mamony i sprzedawaniu swego kraju i rodu za codzienną pensję. … Jesteśmy narzędziami w rękach bogaczy, …Uprawiamy intelektualną prostytucję“.
– Uprawianie intelektualnej prostytucji to nie tylko specjalność sprzedajnych dziennikarzy, przecież to samo robi – i to od stuleci – nasz kler wspaniały, który bezustannie opowiada wiernym, iż „bóg wszystkich miłuje”, skrywając przed nimi doskonale znany księżom fakt, że Bóg „Jakuba umiłował, a Ezawa miał w nienawiści” (Rzym. 9, 13). Odnośnie tej „bożej miłości”, zwanej łaską, agape, lub caritas, to zapoznawszy się z tym określeniem od razu miałem odczucie, że jest to miłość sztuczna, po prostu przeciw Naturze: bo przecież z natury miłujemy to co piękne, a od obrzydlistw (obżydlistw?) staramy się trzymać z daleka – więc z jakiej to okazji „bóg” miałby bezmyślnie miłować zarówno piękne jak i nie-piękne postacie oraz ich, częstokroć bardzo podłe zachowania?
– I dopiero gdy przed kilku dniami skonstruowałem arystotelesowskie najbardziej ogólne pojęcie, iż „bóg Abra/ha/ma”, to po prostu CIOTA, to w głowie automatycznie mi zaświtało, że wychwalane w Biblii „królestwo boże” to rodzaj „Domu Pana”, w którym tak zwana Burdel Mama rzeczywiście obdarza swą ŁASKĄ wszystkich, bez wyjątku, garnących się do jej „królestwa” klientów. A dopiero wewnątrz tego przybytku „boskich rozkoszy” się okazuje, że klienci potrafiący się odpowiednio odwdzięczyć są uhonorowani i to nawet posagami w parkach miejskich, natomiast ci, co chcieli by „pociupciać” za darmo – jak ten biblijny Ezaw który do spania nie potrzebował nawet namiotu – są na wiek wieków przeklęci.
– Z powyższych wywodów wynika, że kler to po prostu „lud Cioty” i chyba z tego powodu do dzisiaj pozostał mu nawyk chodzenia w „kobiecych” sukienkach. Jeśli zaś chodzi o rządzące dziś światem „super-cioty” zrzeszone w forum Bildberga, to z zawzięciem zajmują się oni/one promocją homoseksualizmu w narodach dawniej chrześcijańskich, oraz koniecznym „ukobieceniem” muzułmanów, w ramach zaplanowanego ”zużywania bogactwa narodów i ich dobrobytu sobie przywłaszczenia” ((Izaj. 61:6). W ramach tak zwanego GMEI (Wielkiej Środkowo-Wschodniej Inicjatywy) zaplanowano, miedzy innymi, „Ekspansję edukacji w tym rejonie, w szczególności nauczanie feminizmu i praw kobiet”. Po prostu dla chłopów „z jajami” nie ma miejsca w NWO i tak jak eunuchy w dawnych bliskowschodnich burdelach, tak „wykastrowani z rozumu” muzułmanie mają przejąć rolę „nowych janczarów” syjonistycznego Nad-Rządu Świata.
Poczet wrogów „boga-Cioty” Syjonu
Na te, wywodzące się ze Starego Testamentu i powtórzone w Nowym Testamencie, propozycje globalizacji od wieków już reagowali – i reagują – ludzie odważni, nie bojący się „iść pod prąd” ze swoimi poglądami. Pozwolę sobie przypomnieć kilka historycznych postaci, których zachowanie się warto naśladować i wśród ludu propagować, demonstrując „amerykańskiej Mamie” aby nas w d… pocałowała. Otóż już pod koniec wieku XVI polski szlachcic Kazimierz Łyszczyński w ukryciu napisał iście „lucyferyczny” (dosłownie „czyniący światło”) traktat „De non existentia Dei”, czyli o „O nie istnieniu Boga”. Łyszczyński był bardzo wszechstronnie jak na owe czasy wykształcony, w młodości przez całych osiem lat pilnie się uczył łaciny oraz filozofii jako członek zakonu Jezuitów, a potem wojował „z najazdem moskiewskim, szwedzkim i węgierskim” w litewskiej chorągwi Jana Sapiehy, by w końcu ustatkować się jako podsędek brzeski. Jego przeciw-boży utwór po łacinie został jednak mu wykradziony i przekazany na ręce episkopatu Rzeczpospolitej. I tutaj powtórzyła się, powielana w przeszłości setki razy historia znana z Miasta Błyszczącego na Wzgórzu, a w szczególności z Golgoty, gdzie zgładzono prawdę mówiącego o obłudzie żydowskich faryzeuszy Jezusa: po dwuletnim procesie Łyszczyńskiego skazano na spalenie na stosie i tylko interwencja króla Jana III Sobieskiego złagodziła mu ten okrutny wyrok na publiczne ścięcie głowy, na Rynku w Warszawie 30 marca 1689 roku.
Dlaczego jednak został ten bohater obecnie nie Polski, ale Białorusi, tak okrutnie przez sąd kościelny potraktowany? Łyszczyński w istocie odważył się pisać rzeczy „nie do pomyślenia” w ówczesnych Rzeczypospolitej realiach. Przytoczę tylko niewielki urywek z zachowanego w aktach kościelnych fragmentów jego lucyferycznego „dzieła”:
III – Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nie lękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna, bądź to logiczna bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza. IV – Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud (itd.).
W wypadku Kazimierza Łyszczyńskiego na uwagę zasługuje fakt, że na największe bezbożnictwo „nawracali się” wychowankowie szkół jezuickich, do których należał przede wszystkim… Józef Stalin. Ale nie wyprzedzajmy historii, wskażmy i innych, wszechstronnych przyrodników oraz filozofów, których warto zaliczyć do pocztu wrogów bezrozumu kleru.
W okresie Wielkiej Francuskiej Rewolucji Burżuazyjnej, kiedy to ścinano głowy nie bezbożnikom, ale „rozmnożonym jak gwiazdy na niebie” we Francji klechom (to był przecież „pierwszy stan” w przedrewolucyjnej Francji), pojawiły się wyrażane publicznie myśli, że biblijny opis Stworzenia jest nieprawdziwy i że najbardziej wysublimowane gatunki zwierząt – w tym i ludzie – pojawiły się wskutek ich własnej w świecie działalności, a nie wolą jakiegoś zewnętrznego „boga”. Najwybitniejszym ich autorem ich był Jean Baptiste de Lamarck „francuski przyrodnik, będący kolejno, żołnierzem, lekarzem, botanikiem, zoologiem (profesorem zoologii), twórcą wczesnej teorii ewolucji zwanej lamarkizmem”. Lamarck w istocie, rozpoczął swoją naukę w kolegium jezuickim w Amiens i chyba już z tych czasów mu pozostała wrogość do Biblii, jej opisów jakiegoś Potopu i innych opisów wyczynów Narodu Wybranego.
Będąc bystrym obserwatorem – i uczestnikiem – wydarzeń rewolucyjnych we Francji, Lamarck pod koniec swego długiego życia dość posępnie przewidywał, że „na gwałt” pchająca się do coraz bardziej rozdymających się miast, ludność będzie coraz bardziej schorowana, sama tego nie zauważając i że „zwycięska ideologia” burżuazji w sposób logiczny musi doprowadzić do samozagłady ludzkości. O czym warto przypominać wszystkim „pacanom naukowcom” – czyli uczonym psychicznie niesamodzielnym, postępującym jak im wskazują ich „starsi bracia”. Jeden z nich, sędziwy polski socjolog Jerzy Szacki pod koniec swego, obfitującego w rozliczne naukowe przywileje życia, w zakończeniu wywiadu dla „Przeglądu” nr. 33/2013, na pytanie o jakąś konstruktywną wizję stwierdził szczerze, że „odpowiedziałbym, że jestem już emerytem i że wszystko już było”. Czyli pełny nihilizm, potwierdzający opinię angielskiego antropologa, podobnie jak ja himalaisty, Michaela Thompsona, iż „W socjologii jesteśmy świadkami systematycznego ukierunkowania badań tak, aby odsunąć wiedzę jak najdalej od prawdy”. I takim odsuwaniem wiedzy od prawdy o świecie profesor Szacki przez prawie całe życie się zajmował – oczywiście za wyjątkiem kilku lat strasznego okresu stalinizmu, kiedy to w Polsce socjologia była zakazana i przyszły profesor od odsuwania wiedzy od prawdy był praktykantem we wrocławskim Pafawagu. …
Straszny stalinizm, rozprzestrzeniony na obszarze prawie 1/3 Planety (bo i Chiny Mao były stalinowskie), był rezultatem dominującej w Rosji aż przez 75 lat ideologii marksistowskiej, która była „gazem trującym dla syjonizmu”, jak to celnie zauważył Vlad (Zeev) Żabotynski w 1932 roku. Bo w istocie, poprzez likwidację wielkiej własności oraz nacjonalizację banków[iii], w krajach socjalistycznych znikła zarówno podstawa ekonomicznego wsparcia dla „małego Izraela” w Palestynie jak i podstawa dla marzeń żydowskiej oligarchii o Rządzie Światowym: w tym okresie zarówno żydowska jak i nie żydowska oligarchia po prostu… znikła, dawni bankierzy, od czasów Lenina wynagradzani tak jak wykwalifikowani robotnicy, przenieśli się do bardziej intratnych zajęć.
I o takim „postępie dziejów” należy i dzisiaj nie tylko marzyć, ale nad nim pracować. Bo coś takiego udało się w Polsce zrealizować za czasów mojej młodości przed 60 laty i dlaczego nie można by sztucznie „rozbitego” ustroju odtworzyć? Toć to już laureatka Nagrody Nobla z Biologii w roku 1983, Barbara McClintock, obserwując 70 lat temu pod mikroskopem żywe, silnie napromieniowane UV ziarna kukurydzy odkryła, że rozerwane przez napromieniowanie geny mają tendencję do samodzielnego „sklejania się” z powrotem (łac. inter-ligare, stąd inteligencja), odtwarzając strukturę genetyczną „poszatkowanego” przez promieniowanie genomu – a przy okazji dokonując „wzmocnień” (nadregeneracji) tych segmentów genetycznych, które zostały najbardziej uszkodzone . Gdyż to właśnie biologiczne zjawisko jest genetyczną podstawą nabierania „łysenkowskiej” odporności roślin na kolejne Wyzwania ze strony ich środowiska. A zatem i sztucznie „rozbite” ustroje socjalistyczne winny mieć tendencję do się odradzania, uodpornione na kolejne Wyzwania ze strony pragnącego zniszczyć je całkowicie (patrz Syria dzisiaj), Globalnego Syjonu .
Publikując powyższe zdjęcie wdepnąłem w temat, za którego poruszenie antykomuniści – czyli miłośnicy Syjonu według Żabotyńskiego – chętnie by mnie zamordowali. Ale posłużę się autorytetem zmarłego w 2006 roku logika i pisarza Aleksandra Zinowiewa, który w 1939 roku brał udział w Moskwie w nieudanym spisku mającym na celu zabicie Stalina. A pod koniec życia, po spędzeniu podobnie jak ja aż 20 lat na przyjaznym mu Zachodzie, twierdził, że „Stalin to jedna z największych postaci historii ludzkości. W historii Rosji była to postać nawet większa niż Lenin”. Ale co tu mówić o Zinowiewie, którego tylko przelotnie poznałem w 2000 roku na konferencji w Belgradzie, jeszcze za socjalizmu w tym zbombardowanym, rok wcześniej przez NATO kraju.
Dla mnie najważniejsze są me własne wspomnienia z okresu stalinizmu, w którym to ustroju przeżyłem całą szkołę podstawową. W roku szkolnym 1952/53 mieszkałem u dziadków w Zakopanem, gdzie się rozpłakałem jak jeden z mych wujków powiedział, bezpośrednio po śmierci Stalina, „że nareszcie diabli wzięli tego skurwysyna[iv]”. I zapamiętałem z tej mej stalinowskiej mlodieńczej przygody dwie rzeczy: 1. „Kalendarz Rolniczy” na rok 1953 w którym wyczytałem o „zimnym wychowie cieląt” i bardzo mi się podobało, że jako 10-letnie „cielę” chodzę do szkoły w Zakopanem, przy 20 stopniowym mrozie, odziany li tyko w góralski sweter z ostrej wełny. Co chyba się przyczyniło do mego doskonałego zdrowia przez następnych lat 60. 2. Zapamiętałem także, że moi dziadkowie, którzy przed wojną własną ciężką pracą zbudowali 15 pokojowy, stylowy drewniany pensjonat, gdy wybuchła wojna, to z niego żadnych korzyści nie mieli: najpierw stacjonowali w nim oficerowie niemieccy na wojennych urlopach, a potem „kwaterunek” zasiedlił ten pensjonat przesiedleńcami ze Wschodu, którzy płacili li tylko symboliczny czynsz w wysokości 50 gr/m2. I już wtedy wyczułem, że z chciwości nie ma co robić fetysza, tylko nauka – skądinąd dla mnie zawsze interesująca – jest warta w życiu zachodu. To samo mówili mi kilka lat temu moi sędziwi wujkowie, zakopiańscy górale, że tylko dzięki stalinizmowi porobili studia (geodezji i architektury), a mój „burżuazyjny” ojciec za Stalina zrobił nawet doktorat z chemii na UJ, by dopiero za Gomułki zostać profesorem.
A jeśli chodzi o te straszne rzeczy jakie Stalin wyprawiał w trakcie sławnych „czystek” i wcześniej, to proszę sobie poczytać „Historia Stalina opowiedziana inaczej: odbił ZSRR bankierom z Wall Street”. Przecież za taką zbrodnię przeciw Panu Świata, Adon Olam, Stalin po wiek wieków winien się smażyć w gównie i wszystkie „cioty” oraz ‘pacany’ świata nigdy mu tej zbrodni nie wybaczą! (O przyczynach tragedii Katynia proszę sobie poczytać tutaj.) Stalin, który oczywiście był ateistą, kazał zburzyć w Moskwie 19-wieczną neogotycką świątynię Chrystusa Zbawiciela, na miejscu której wybudowano całoroczny, otwarty basen z podgrzewana wodą, w którym i ja się w marcu 1966 roku kąpałem. Obecnie na miejscu tego sportowego obiektu znowu stoi świątynia „Chrystusa Zbawiciela Kryminału”, który pilnie do tej świątyni uczęszcza.
Ten świątynioburczy Stalin w młodości jednak zaliczył aż 7 lat JEZUICKIEGO prawosławnego seminarium duchownego w Tyflisie – i zapewne u tych Jezuitów nabawił się on religio-wstrętu, podobnie jak Kazimierz Łyszczyński. (W tym jezuickim seminarium w Tyflisie uczył się także późniejszy vice-premier ZSRR Anastas Mikojan, przyjmując nawet świecenia kapłańskie – co wskazuje że rzeczona jezuicka uczelnia była w swej istocie kuźnią kadr Związku Radzieckiego!)
Do tej Czwórki Postaci wartych naśladowania w ramach walki z Globalnym Syjonem, warto jeszcze dwie znamienite postaci nauk o Życiu, mianowicie Arystotelesa w starożytności oraz Jeana Piageta w czasach najnowszych. Ten pierwszy twierdził, że bankierów należy znienawidzić, bo się bogacą nie wykonując jakichkolwiek wysiłków. Ten zaś drugi po wielokroć zwracał pedagogom uwagę, że dzieci wychowywane w natłoku elektronicznych mediów, odzwyczających je od wykonywania bardziej złożonych wysiłków fizycznych, wskutek braku wykonania niezbędnych „ruchów poznawczych” stają się, w wieku dojrzałym, niezdolnymi do odróżnienia rzeczywistości od jej wirtualnego obrazu. To zjawisko fachowo określa się ograniczeniem, przez nie-ćwiczenie, intelektu, określenia pochodzącego od łacińskiego inter-legere czyli czytania między, rozróżniania między podobnymi do siebie zjawiskami.
Poniżej naszkicowałem poczet ludzi światłych, których postępowanie należy imitować, w walce z dominującymi w „naszej” liberalnej lumpen-kulturze „ciotami” oraz pacanami, w rodzaju Szawła/Pawła gloryfikującego krzyżowanie ludzi prawdę mówiących, Kartezjusza przekonanego że „zwierzę to maszyna”, Jacquesa Monoda twierdzącego, że „wszelka nowość w biosferze jest dziełem przypadku” oraz Karla Poppera wyliczającego „wrogów społeczeństwa (na grabież) otwartego”.
Na zakończenie powyższej epistoły, próbującej podkopać „boski” autorytet Błyszczącego Miasta na Wzgórzu, chciałbym zwrócić uwagę na poglądy jeszcze jednego nienawistnika Miasta Sztucznych Świateł Syjonu. Otóż miałem możność wysłuchać – i obejrzeć – krótki, internetowy film przygotowany przez amerykańskiego mistrza świata w szachach, mego prawie rówieśnika Bobby Fishera, zaciekłego antysyjonisty pochodzenia żydowskiego po matce z Polski.
Otóż Fisher był politycznym uciekinierem z USA, jako że celowo wziął udział w 1992 roku w meczu szachowym z Borysem Spaskim w Czarnogórze, w Jugosławii, w okresie gdy USA realizowały „rozwalenie” tego socjalistycznego reliktu przeszłości. W zablokowanej obecnie „za rasizm” jego internetowej wypowiedzi, na tle „estetycznych” widoczków rytualnego obrzezywania maluchów i wykrwawiania na żywo bydła (Żydzi jak wiadomo, przodują w estetyce, vide nasza Nieznalska), Fisher emocjonalnie wykrzykiwał „Żydzi są przeciw życiu” i „Żydzi są przeciw naturze”. Otóż Żydzi uważają się za „dzieci boga”. A zatem należy zrzucić z piedestału ich SZTUCZNEGO BOGA, by móc efektywnie próbować reformować ich „nie w pełni ludzką” (K. Marks) naturę. I oto właśnie mi chodzi. Amen. MG, Zakopane 28.08. 2013
[i] Cytat o tym, że „powstałe w wyniku rewolucji, zimne społeczeństwa handlowe, upodobniły się do społeczeństwa żydowskiego, które stało się dla nich modelem”, zaczerpnięty jest z pamfletu „Dialog w piekle Makiawela z Monteskiuszem” wydanego pod literackm pseudonimem w Szwajcarii w 1864 roku. Jako autora policja francuska dość szybko rozpoznała francuskiego publicystę Maurice Joly. Z kolei ten, znany oficerom policji „Dialog w piekle”, stał się podkładką do satyry pod tytułem „Protokoły Mędrców Syjonu” napisanej anonimowo przez znającego język, kulturę oraz tajną francuską policję, syjonisty Theodore Herzla. Rzeczone „Protokoły z piekła rodem” planują wykorzystanie, w celu budowy Imperium Syjonu, dobrze znanej żydom głupoty chrześcijańskich gojów, bezkrytycznie „wierzących we wszystko, wszystko znoszących i we wszystkim pokładających nadzieję”. Ten ostatni cytat został z kolei już w starożytności anonimowo dopisany do „Listu do Koryntian” św. Pawła przez ówczesnych Mędrców Syjonu – patrz „Wątpliwości wokół powstania hymnu o miłości”.
[ii] Arabowie nazywają USA „Wielką Mamą”. Patrz akapit „Mother America’s liberals” w tekście Erica Walberga na temat kolejnych „demokratycznych przewrotów” w Egipcie ostatnich 2 lat: „On 1 July (2013), after the ultimatum of “Mother America” demanding Morsi resign …”. Mother America now insists that all these revolutions/ coups should be relatively bloodless, in keeping with the New World Order principles of `democracy’ under a benign US hegemon.” (http://www.presstv.ir/detail/2013/08/22/319924/egypts-color-coup/ )
[iii] Pkt. 5 z 10 planowanych w „Manifeście komunistycznym” reform zakładał: „Centralizację kredytów w rękach państwa za pomocą banku narodowego o kapitale państwowym i o wyłącznym monopolu” – patrz koniec rozdziału drugiego „Manifestu”; warto przypomnieć, że ten punkt programu marksistów był bardzo ściśle przestrzegany przez całe 45 lat istnienia PRL-u.
[iv] Bardzo ciekawe są przekłamania dotyczące wzrostu Stalina. W polskich elektronicznych mediach możemy przeczytać, że miał on tylko 162-164 cm wzrostu, czyli dokładnie tyle ile śp. Prezydent RP Lech Kaczyński oraz jego brat-bliźniak Jarosław. (To wiem od gdańszczanki, którzy z nimi się zmierzyła.) Natomiast przedrewolucyjna, rosyjska policyjna kartoteka podaje 174 cm jako wzrost Soso Dżugaszwili, co robi go o cal wyższym od Winstona Churchilla. Także ze wspólnego zdjęcia Stalina i Ribbentropa, który miał 178 cm wzrostu wynika, że Stalin jest w istocie tylko nieco od niego niższy, a zatem wyższy o całe 10-11 cm od wojowniczych „wypierdków polityki” w Polsce dzisiaj.