PAN w Z-nem (64 B): Post Scriptum do Udoskonalonego Słowa nt. „hebrajski mindset”

Post Scriptum do Udoskonalonego Słowa nt. „hebrajski mindset”

(Przypominam, symbolicznym ‘Ojcem’ tego „rewolucyjnego hebrajskiego sposobu myślenia” jest św. Paweł, wg jego własnych słów „Hebrajczyk z Hebrajczyków, wg prawa faryzeusz”)

Oto jego, natchniona „Bogiem” recepta, na gwarantujące POŚMIERTNE ZBAWIENIE, pobożne (bez)myślenie – 1 Kor. 1:

gdy Żydzi żądają znaków , a Grecy szukają mądrości , my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego , który jest zgorszeniem dla Żydów , a głupstwem dla pogan … Bóg wybrał właśnie to , co głupie w oczach świata , aby zawstydzić mędrców … i to , co nie jest , wyróżnił Bóg , by to co jest , unicestwić , tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga.

Czyli po prostu, praktyczny STWÓRCA KOŚCIOŁA, św. Paweł był zwykłym HIPOKRYTĄ, który utrzymywał że WIEDZA NADYMA” a MIŁOŚĆ (w ukryciu Pieniądza) BUDUJE (Kościoły, a następnie i Banki, jak to dzisiaj wokół siebie widzimy). Jak to zauważył żyjący 2,5 tysiąca lat temu Arystoteles Najmniejsze początkowe odchylenie od prawdy jest mnożone później tysiąc razy”.

I to doskonale widać dzisiaj, do czego doprowadziła „ludy kościelne” akceptacja „przez krzyż zbawienia”. A następnie ogłoszenie w 1776 roku, przez prawdziwie chrześcijańskie USA” /Tocqueville/, wszyscy ludzie stworzeni są równymi(genetycznych mongołów w to oczywiście włączając – znowu św. Paweł Gal. 3:28

Chociażby tylko te dwa, początkowe odchylenia od PRAWDY doprowadziły do pojawienia się zasadniczej różnicy między antyczną, euroazjatycką kulturą „helleno-buddyjską” a tą „hebrajską” zrodzoną między Eufratem i Nilem. Cytują co na ten temat napisała niedawno Clare Cavanagh :

Wg Arnolda, popularny w wiktoriańskiej Anglii „hebraizm”, wynikły z oczarowania się zwykłych obywateli protestancką Biblią (Biblią zubożoną o wychwalającą HELLEŃSKĄ MĄDROŚĆ „Księgę Syracha”, sprzeczną z „wytycznymi” św. Pawła), prowadził do „pokręconego (twisted) religinego stanu ich strony duchowe i do utraty dążenia do doskonałości”. A w mym „Udoskonalonym Słowie” sprzed dni kilku starałem się wskazać, jak ten „pokręcony (twisted) stan ducha, dominujący w szczególności wśród kadr naukowych w anglosaskich imperiach, doprowadził do pojawienia się „POKRĘCONEJ (TWISTED)” DARWINOWSKIEJ TEORII EWOLUCJI.

Obecnie słowo HEBRAIZM, skopiowane przeze mnie z opinii angielskiego filozofa Matthew Arnolda przed 150 laty, w Polsce pod zarządem ZOG (Zionists OccupieGoverments) jest traktowane jako rodzaj „nieskalanej świętości”. Jego użycie, w tytułach mych opracowań rozsyłanych w ostatnich miesiącach, do tego stopnia zdenerwowało mego, o około 30 lat młodszego, wieloletniego znajomego z „Piano baru” w Z-nem, że już po raz 3 nadesłał mi takie oto ostrzeżenie:

Proszę NATYCHMIAST USUNĄĆ MÓJ ADRES EMAIL Z TEJ LISTY W PRZECINYM WYPADKJU PODNOSZĘ KROKI W CELU ZABLOKOWANIA WASZEGO KONTA!!!!!!!!!!

No to sobie pomyślałem, że zgodnie z ZASADAMI CENZURY, obowiązującymi w zestawie państw określanych skrótem ZOG, wszelaka krytyka dotkniętych hebraizmem „pokręconych (twisted) umysłowo” mas uczonych JEST PILNIE TĘPIONA: jak się dowiedziałem od warszawskiej studentki, piszącej pracę magisterską z „historii taterników” w PRL w roku 1969, z 7 artykułów, jakie opublikowałem w paryskiej „Kulturze” w latach 1972-1980, w oficjalnym spisie autorów tego emigracyjnego wydawnictwa, zachował się tylko jeden mój tekst „Słowo o przyjacielu” (nr 11, 1972). Zarówno „Ciuciubaka naukowa” (nr 7/8, 1980) jak i inne publikowane w „Kulturze” mające charakter antyamerykański eseje ZAPADŁY SIĘ W NICOŚĆ. Jakby to powiedział, przed dokładnie 200 laty, wspomniany de Tocqueville, (ubrany w chrześcijańską ‘sukienkę’) HEBRAJSKI BÓG AMERYKAŃSKIEJ DEMOKRACJI, nie zwykł tolerować zamachów na jego PONADLUDZKĄ ŚWIĘTOŚĆ.

Ponieważ zaś, z tym „bogiem USA”, mam datujące się jeszcze sprzed lat 50 rozliczenia, więc by nie denerwować mego zakopiańskiego kolegi, podeślę mu, jednak emailem, e-adres mego dobrego kolegi jeszcze z Berkeley, obecnie emerytowanego profesora computer sciences na uniwersytecie w Sao Paulo w Brazylii,Thomasa Kowaltowskiego. Po nawiązaniu z nim po 45 latach przerwy, elektronicznej korespondencji, gdy dostrzegł, że me teksty nabierają ANTYJUDAISTYCZNEGO charakteru, to zaczął je u siebie blokować. Może i mój kolega z Zakopanego, specjalista od komputerowego programowania, skorzysta z jego porad(?).

A od tępienia „Hebrajskiej genetyki” się nie odżegnam, nawet przed Sądem w Wolnym kraju. Bo jak to zauważył długoletni kierownik prac nad odkrytymi w Qumran nad Morzem Martwym, rękopisami sprzed ponad 2 tysięcy lat John Strugnel, te hebrajskie, naładowane ANTYLUDZKĄ PSYCHOPATIĄ teksty tak go przeraziły, że w wywiadzie dla izraelskiego dziennika HAAERTZ w 1990 roku, odważył się stwierdzić iż JUDAIZM TO POTWORNA RELIGIA, KTÓRA NIE POWINNA ISTNIEĆ!

Co jest PRAWDĄ w miarę obiektywną. Ta POTWORNOŚĆ dotyczy także judeochrześcijaństwa, zwłaszcza w jego amerykańskim, bardzo „zhebraizowanym” wydaniu. Proszę spojrzeć, co ten EWANGELICZNY CHRYSTUS zapowiada w jego odnotowanej u św. Jana 10:11 „Ja jestem dobry pasterz, Dobry pasterz życie kładzie za swe owce”. Toż to była Imponująca Głupota: owce pozbawione swego „dobrego pasterza”, automatycznie znalazły się pod kontrolą chytrego „inwestora”, który przejął opuszczone stado, wraz ze wszystkimi zeń profitami – mleko, sery, smaczna jagnięcina itd. Załączam szerszy fragment wypowiedzi Jezusa na temat planowanego przezeń GLOBALIZMU „będzie Jedno Stado i Jeden Pasterz. Jest on odnotowany w mym referacie, wygłoszonym na WPFDC na wyspie Rodos w 2003 roku. (Wtedy referat ten znalazł się na kilku forach; obecnie znalazłem tylko jego tłumaczenie na hiszpański oraz na forum AMERIKA, ze znakami „” poprzerabianymi na â€):

Ale przynajmniej, jeśli chodzi o mój upór w zwalczaniu „hebraistycznej teorii ewolucji”, ma książka „Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologiiw blisko 30 lat po jej publikacji w 1993 roku, w roku bieżącym (2022) nareszcie doczekała się ogólniedostępnej RECENZJI. Jej autorem jest nieznany mi osobiście Marcin GreszataLaureat III edycji stypendium Fundacji En Arche” (Patrz poniżej)

Poprzednie recenzje, wykonane na zamówienie „Naszej Księgarni” jeszcze w roku 1984, tak w skrócie wyglądały:

Pozostało u mnie jeszcze trochę egzemplarzy tych „Atrap i paradoksów”, mogę je odsprzedać, w cenie 30 zł + 5 zł porto, MG

xxx—

A oto ta pierwsza po 29 latach od opublikowania „Atrap i paradoksów”, ogólnie dostępna tej książki recenzja:

Czas czytania: 7 min

Ewolucjoniści z wątpliwościami. Marek Głogoczowski i paradoksy nowoczesnej biologii

Marcin Greszata

2022-04-29

Czy nowe gatunki rzeczywiście powstają drogą doboru naturalnego? Czy życie na Ziemi mogło powstać w sposób spontaniczny? Na te i inne zagadnienia spojrzymy dzisiaj z punktu widzenia geofizyka zajmującego się genetyką populacji i teorią ewolucji, a także taternika – Marka Głogoczowskiego.

Marek Głogoczowski urodził się w 1942 roku w Zakopanem. W 1965 roku ukończył fizykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, a cztery lata później geofizykę w Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. W latach 1976–1981 współpracował z Albertem Jacquardem oraz Pierrem-Paulem Grassém na Uniwersytetach w Genewie i Paryżu, zajmując się zagadnieniami z zakresu genetyki populacji i teorii ewolucji. W 1997 roku został zatrudniony jako wykładowca, a następnie starszy wykładowca filozofii w Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. W 2008 roku przeszedł na emeryturę. Jest autorem ponad 200 artykułów dotyczących różnych dziedzin wiedzy, np. fizyki, czy religioznawstwa, napisanych w pięciu językach i opublikowanych w kilkunastu krajach na trzech kontynentach. Część tekstów można znaleźć na jego stronie internetowej www.markglogg.eu1. Tematy biologiczne podejmował między innymi w książce Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii2, która jest rezultatem dziesięcioletniej pracy badawczej autora. Książka ta wzbudziła wiele kontrowersji w środowisku naukowym. Godny odnotowania jest także fakt, że Marek Głogoczowski jest znanym polskim taternikiem, alpinistą i himalaistą. W 1970 roku dokonał pierwszego polskiego wejścia na Denali (Mount McKinley – najwyższy szczyt Ameryki Północnej, 6190 m n.p.m.)3.

We wspomnianej książce Głogoczowski przygląda się bliżej poglądom darwinistów. Analizując największe dzieło Darwina O powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt4 zwraca uwagę, że już sam tytuł jest ,,fałszywy z punktu widzenia logiki formalnej”5. Podkreśla, że dobór naturalny wiąże się z eliminacją osobników gorzej przystosowanych przy jednoczesnym faworyzowaniu osobników lepiej przystosowanych. Według Głogoczowskiego poprawnie sformułowany tytuł powinien brzmieć O zagładzie (bądź «O rozprzestrzenianiu się») gatunków drogą doboru naturalnego6. Odnosi się także do założenia przyjmowanego przez Darwina, zgodnie z którym w ramach każdego gatunku rodzi się więcej osobników, niż może przeżyć, wskutek czego następuje między nimi walka o byt. Głogoczowski zauważa, że aby móc się rozmnażać, osobniki muszą znajdować się w sprzyjających warunkach i ,,zakumulować zarówno energię oraz materiały niezbędne do podziału komórek”7. Gdy warunki bytowe się pogarszają, osobniki redukują swoją rozrodczość. Autor twierdzi, że:

Choć ogromna rozrodczość większości zwierząt i roślin stwarza powierzchowne wrażenie, że wszystkie gatunki żyją w ciągłym braku środków do życia, to jednak, w warunkach normalnej homeostazy biocenozy, liczebność poszczególnych gatunków jest daleko niższa niż możliwość ich wykarmienia8.

Podkreśla także, że w każdym gatunku dobór naturalny obejmuje osobniki młode, niemające doświadczenia pozwalającego uniknąć zagrożeń lub osobniki stare i chore. ,,Efekty takiej selekcji przez środowisko nie dziedziczą się lub dziedziczą się tylko w bardzo niewielkim stopniu”9, gdyż eliminowane osobniki nie biorą udziału w prokreacji. Głogoczowski twierdzi, że dobór naturalny nie ma zatem decydującego wpływu na zmiany w strukturze populacji10.

Podobnie jak większość uczonych zajmujących się zagadnieniami ewolucji Głogoczowski zwraca uwagę na braki w zapisie kopalnym form pośrednich, które potwierdzałyby gradualistyczny scenariusz powstawania nowych gatunków. Powołując się na badania Nielsa Eldredge’a i Stephena Jaya Goulda – twórców teorii przerywanej równowagi11 oraz Grassé’a, który badał zjawisko tzw. ewolucji równoległej, podważa słynną maksymę Darwina Natura non facit saltum12 [natura nie robi skoków]13.

Głogoczowski twierdzi, że podstawą całokształtu twórczych zjawisk w biosferze są zdolności żywych komórek do nadregeneracji (wyrównanie z nadrekompensatą) oraz asocjacji (kojarzenia genów w nowe struktury). Zjawisko nadregeneracji wielokrotnie uszkadzanych struktur, pojawiające się zwłaszcza u młodych i predysponowanych ku temu organizmów, stanowi według uczonego najbardziej elementarny przejaw zdolności przystosowawczej14. Ewolucję biosfery postrzega jako wypadkową całości procesów życiowych, jakie w przeszłości w niej zachodziły. Uważa, że filogeneza (rozwój gatunków) jest produktem ontogenzy (rozwoju osobniczego)15. W ostatnim rozdziale książki Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii porusza temat uwsteczniania się budowy i zachowania zwierząt hodowlanych w sprzyjających warunkach. Porównuje także naszą rozwijającą się cywilizację do nowotworu. Uważa, że sztuczne środowisko permanentnego dobrobytu prowadzi do transformacji gatunku Homo sapiens w Homo economicus, prowadząc tym samym do fizycznej i psychicznej degeneracji gatunku16.

W artykule Czy życie mogło powstać w sposób spontaniczny? dochodzi do wniosku,  że prawdopodobieństwo przypadkowego powstania życia jest równe prawdopodobieństwu przypadkowego ułożenia się atomów w żywą komórkę. Cząsteczki DNA, aby móc się replikować i tworzyć swoje kopie, muszą stale się naprawiać i usuwać powstałe błędy i uszkodzenia. Środowisko, w którym takie procesy mogą zachodzić, musi być zorganizowane w stopniu porównywalnym do najprostszych organizmów – ,,żywa istota może być syntezowana tylko przez ustrój żywy”17. Jako alternatywę dla koncepcji naturalistycznego powstania życia przytacza hipotezę kreacji przez istotę nadprzyrodzoną, jednak nie uznaje jej za naukową, ponieważ nie jest ona weryfikowalna na drodze doświadczenia. Rozważa także możliwość, że życie mogło dostać się na Ziemię z innych galaktyk. Jednak to również nie wyjaśnia okoliczności, w jakich życie mogło powstać poza naszą planetą. Na koniec artykułu zadaje otwarte pytanie ,,a może Wszechświat (…) jest wieczny?”18

Głogoczowski jest ewolucjonistą, ale niedarwinowskim, ponieważ nie akceptuje idei doboru naturalnego jako czynnika kreatywnego. Stojąc na stanowisku lamarckizmu zwraca uwagę na rolę reakcji organizmu na jego otoczenie: ,,zmiana warunków otoczenia → zmiana zwyczajów → używanie bądź nie używanie pewnych organów → ich hipertrofia bądź atrofia → (po wielu pokoleniach) → utrwalenie się dziedziczne tych cech nabytych w formie hipertrofii bądź atrofii (→ oznacza „powoduje”)’’19. Jak sam twierdzi, dokonanie rekonstrukcji, na poziomie biologii molekularnej, teorii ewolucji J.B. Lamarcka oraz J. Piageta jest największym osiągnięciem jego życia20.

Marcin Greszata

Laureat III edycji stypendium Fundacji En Arche

Przypisy

(1) Por. M. Głogoczowski, O autorze, Strona autorska Marka Głogoczowskiego [dostęp: 26 II 2022].

(…)

(3) Por. M. Głogoczowski, Życiorys tatrzańsko-alpejsko-himalajski, Strona autorska Marka Głogoczowskiego [dostęp: 26 II 2022].

( …).

(19) (M. Głogoczowski, Niezwykła historia „cech nabytych”, czyli jak duch Lamarcka straszy Korporację Bezmyślicieli Nauki (KBN), Strona autorska Marka Głogoczowskiego [dostęp: 23 III 2022].

(20) Wywiad Marka Głogoczowskiego z dnia 28 sierpnia 2006 dla tygodnika ,,Ojczyzna” [dostęp: 24 III 2022].

Dołączę zatem także ten, odnaleziony dzięki Marcinowi Greszacie ze mną wywiad sprzed 16 lat. Jego autorem był nie żyjący już (?) pro-polsko społecznie zaangażowany lingwista Bogusław Jeznach:

Wywiad M.G. dla pisma narodowo-radykalnego „Tygodnik Ojczyzna”

(ojczyzna@infokomp.pl)

1. Skąd się Pan wziął (ojciec, matka, ród), czyli tzw. stare śląskie
pytanie herbaciane: “Kaj sie taki ulung?”

- Pochodzenie mam, jak to się dawniej deklarowało, po części
proletariackie, a po części burżuazyjne, czyli nie najgorsze. W szkole
podstawowej w Krakowie nawet wstydziłem się przyznawać, by nie wzbudzać
zazdrości kolegów, iż „ja urodziłem się w Zakopanem”. Czyli jestem pół-góral
(z rodziny Gąsieniców-Samków) i pół-ceper z chłopów z podkrakowskiego
Głogoczowa, już w XIX wieku wykształconych na UJ i zmieszanych z galicyjską, ślaską burzuazją Krupów i Drobniaków.

2. Te 14 lat za granicą: Dlaczego? Gdzie? Co Pan tam robił? Jakie
Panu zostały kontakty, języki itp.? Po co Pan wrócił? Czy wie Pan co musiał
czuć Zinowjew albo Sołżenicyn na Zachodzie?

– No cóż, wyjechałem 2 sierpnia 1968 roku wspinać się w górach
Norwegii (nowa droga na Bruggdomen w murze Trolli), ale już 21 sierpnia
tegoż roku nastąpiła inwazja Czechosłowacji przez wojska Układu
Warszawskiego. Pomyślałem wtedy, że chyba będę musiał zostać dłużej na
Zachodzie. Jako fizyk z wykształcenia, specjalizujący się w geofizyce, przez
rok pracowałem jako asystent na Uniwersytecie w Kopenhadze, a dzięki
naukowym kontaktom mego ojca, profesora geochemii, dostałem roczne
stypendium na Uniwersytecie Kalifornijskim, na campusie w Berkeley, USA.
Było to wtedy prawie światowe centrum „rewolucji studenckiej”
zapoczątkowanej w 1967 roku w Pradze, a w 1968 mającej swe przerzuty w
Warszawie, Paryżu, Belgradzie i tak dalej.

Trzeba przyznać, ze mając w Berkeley bezpośredni dostęp do wykładów
prowadzonych przez największe autorytety nauki amerykańskiej, dość szybko
zwątpiłem w „transparency” – to znaczy przejrzystość – zachodnich Life
Sciences, czyli Nauk o Życiu, czego wyraz dałem w napisanej podówczas przeze mnie, już po angielsku, książce „The Not Too Divine Comedy – Meta Ph.D. Thesis”. Po opuszczeniu w 1972 roku (bez zamiaru kiedykolwiek tam powrotu) USA, mieszkałem głównie w Genewie, wśród tamtejszej „dobrze ustawionej” polskiej diaspory, oraz „kątem” w Paryżu u mych francuskich kolegów z okresu studiów w Berkeley. Przez rok pracowałem jako asystent (najfatalniejsza ma praca) w zakresie mechaniki cieczy na Politechnice Lozańskiej, a od 1976, jako doktorant na Uniwersytecie Genewskim, zacząłem robić to, co uważam za największe osiągniecie mego życia. Mianowicie udało mi się dokonać rekonstrukcji, na poziomie biologii molekularnej, teorii ewolucji J. B. Lamarcka* oraz J. Piageta.

No i oczywiście, te me zainteresowanie „zabronionymi” polami biologii
sprawiło, że po cofnięciu mi możliwości kontynuowania stypendium w
Laboratoire d’Évolution des Etres Organisées na Uniwersytecie Paris VII, w
ramach darwinowskiej „walki o byt”, musiałem się ratować „ucieczką” do PRL. To się udało w kwietniu 1982, bo dopiero w stanie wojennym ówczesne władze poczuły się na tyle silne, by zaakceptować w kraju opozycjonistę sprzed 14 lat, który w 1969 roku współorganizował w Paryżu przerzuty przez Tatry „Kultur” paryskich do Polski.

3. Czym się Pan dziś zajmuje? Czuje się Pan uczonym czy raczej
intelektualist
ą? Jest Pan takim “kotem, z domieszką krwi żbika, chodzącym
w
łasnymi, górskimi ścieżkami” intelektu, nieprawdaż? Po krawędziach
politycznej tylko, czy tak
że i naukowej poprawności?

- Po powrocie do PRL to głównie jeździłem na wyprawy himalajskie, w „chwilach wolnych” zarabiając, całkiem zresztą nieźle, na życie na pracach wysokościowych oraz jako instruktor alpinizmu. Po przysłowiowych „7 latach tłustych” wolność w komunie się skończyła, musiałem zejść na „ziemię” i w połowie lat 1990 zatrudniono mnie jako pracownika naukowego w zakresie filozofii – co było moim marzeniem już w trakcie mych studiów fizyki, ponad 40 lat temu. Pracuję (ściślej, „rozpracowuję”) obecnie temat filozofii współczesnej, bardzo zresztą umysłowo ubogiej, określanej terminem post-modernizmu. Kilka lat temu uzyskałem na UŚ w Katowicach ‘spóźniony’ doktorat za pracę „Antyzoologiczna filozofia społeczno-polityczna Noama Chomsky’ego”. Przy analizie prac tego znanego ‘antysystemowego’ myśliciela żydo-amerykańskiego, wykorzystałem oczywiście me wcześniejsze „przygody” w zakresie dekonstrukcji Naukowych Atrap Wiedzy o Życiu.

4. No, właśnie: góry. Skąd bakcyl? Jakie osiągi? Czy to po mamie?
“My, twardzi ludzie gór”: sweter, polar z kapturem, w
żeliwnej kuchni drewno się pali, schną twarde buty i grube skarpety, za oknem duje… Co wtedy robi rozum Wielkiego Samotnika? Żuje kozi ser jak Epikur? Spala nieudane notatki? A czy sumienie czyta, co rozum napisał?

- Jako alpinista w wieku lat 64 to ja się już zestarzałem, choć
bylem jeszcze, w roku ubiegłym, z „młodzieża” na Elbrusie (5641 m) w
Kaukazie i wciąż organizuje w Tatrach zawody w narciarstwie wysokogórskim
zwane Memoriałem Jana Strzeleckiego. Patrząc z perspektywy lat – i jako nie
dyplomowany biolog – na me zachowania „przyjaciela trudnych do przejścia
urwisk” (m. innymi Directe Americaine na Aig. Dru w Alpach w 1990)
stwierdzić muszę, że konieczność wykonywania złożonych i męczących ruchów niewątpliwie służy i zachowaniu dobrej formy fizycznej w wieku starszym i lepszemu dokrwieniu mózgu, przez co i ilość idei w głowie też wyraźnie się zwiększa (stara teza Lamarcka). A samotnikiem to nie jestem, bo unikanie kontaktów personalnych zubaża naszą osobowość – raczej podobnie jak Sokrates, ze znajomymi (nie koniecznie z Polski i nie koniecznie po polsku, operuję dość biegle chyba siedmioma językami) lubię porozmawiać o
degeneracji dzisiejszego świata „monokulturowej” demokracji.

5. Co Pan chce po sobie zostawić? W górach ślad? W duszach przyjaciół
paru? Na pólkach bibliotek? Ile jeszcze wieków b
ędzie wiał wiatr nad Rysami i śnieg leżał na Kazbeku? Dokąd Pan kiedyś pójdzie, żeby się ze św. Pawłem nie spotkać i z Marksem do deseru zasiadać nie musieć?

Tutaj akurat jestem wielkim pesymistą. To, co się dzieje z
dzisiejszym, forsownie „amerykanizowanym” – czytaj kretynizowanym – światem, to jest nic innego jak rozprzestrzenianie sie zgigantyzowanego, nie
zróżnicowanego wewnętrznie nowotworu, rodzaju „humanoidalnego” raka
zżerającego naszą planetę. To i po co cokolwiek po sobie zostawiać, jeśli
„postmodernistyczne”, ślepe termity i tak wszystko, co pięknego i nie
zafałszowanego zastaną, zamienią w swe po-produkcyjne odchody?

- Od strony historycznej „wirusem” szczepiącym poznawczego
raka jest Stary Testament z jego prymitywnym nakazem „mnóżcie się i panujcie nad ziemią!” Dzięki zaś „Listom” św. Pawła ten rak poznawczy,
charakteryzujący prawie wszystkich starotestamentowych „proroków” (którym nawet marzyło się zniszczenie gór i zasypanie dolin!), został przeszczepiony chrześcijanom. Gdyby św. Paweł na swej drodze „ewangelizacyjnej” napotkał na przykład Sokratesa, to ten ostatni z łatwością by go rozszyfrował jako dętego żydowskiego durnia, udającego że ma osobiste kontakty z „bogiem”. Natomiast kolektywistyczna doktryna, nienawidzącego Biblii (podobnie jak wcześniej Spinoza oraz Lamarck) „kolektywu” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, to była – i nadal jest – chętnie zaakceptowana przez tak zwanych „Azjatów” odtrutka, opóźniającą wykonanie „planu bożego”, polegającego na totalnej dewastacji naszej nieszczęsnej Ziemi (patrz Apokalipsa św. Jana).

M.G. Zakopane sierpień 2006

_________________

* Lamarckizm jest to mająca już dokładnie 200 lat teoria rozwoju
istot żywych, poprzez tych istot działalność w świecie. Jest ona zwalczana
przez wszystkich tych uczonych, którzy wierzą, ze mutacje genetyczne
zachodzą w sposób losowy, a nie w sposób biochemicznie przyczynowy, zgodnie z newtonowskim prawem akcji i reakcji. Od czasów Karola Darwina teorie Lamarcka zaciekle zwalcza „międzynarodówka” wykształconych głównie na Biblii specjalistów, którym się zdaje, że istoty żywe nie są zdolne uczyć się aktywnie opanowywać, zawsze dążące do ich zniszczenia, środowisko. W roku 1984 napisałem na ten temat książkę „Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologii”, którą udało mi się wydać dopiero w 10 lat później.

xxx—

17.11 roku 105 po WRP

(Wielkiej Rewolucji Październikowej)

A odnośnie „Rosyjskiego ataku (początkowo ponoć dwu)rakietowego na terytorium RP najbardziej przemawia do mnie taka oto jego interpretacja:

moim zdaniem#sniper

“Szczątki takiej rakiety podrzucono później, dla zatarcia prawdziwego :sprawcy”…dokladnie. Zabawne ze z glownego scieku zniknela juz “sztandarowa” fotografia szczatkow BUK300
Inscenizacja … ( w dodatku nie uzgodniona … !!!)… Wszystko odbylo sie “on the ground)” bez “rakiet” czy jakis tam pociskow manewrujacych…”Caly pogrzeb na nic” !!! Szkoda jak zwykle niewinnych osob. Ale czyms takim banderopiteki sie nie przejmuja

 

This entry was posted in genetyka bio-rozwoju, polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY. Bookmark the permalink.

Comments are closed.