„BÓG” UMYSŁOWO CHORY I JEGO PLANETARNE NOWOTWORY
czyli
U ŹRÓDŁA WIARY … w LICHWĘ, w BOMBĘ ATOMOWĄ, w ŻYCIE BEZ ŻYCIA oraz w GRZECH PIERWORODNY LOGICZNEGO MYŚLENIA
Zamiast motto, najlepszy komentarz do tekstu poniżej:
Bardzo proszę nie zaśmiecać mojego komputera.
(lat 68, geolog, profesor AGH, redaktor naczelny
pisma przyrodniczego „Wszechświat”.)
Pan Janusz Karc[i] z gdańskiego Stowarzyszenia Praw Człowieka (SPCz), po przeczytaniu opublikowanej przeze mnie niedawno tyrady „Contra Judeorum” profesora Władymira Bieguna z Mińska, gwałtownie zaatakował rzeczonego radzieckiego filozofa. Głównie za to, że przytoczył on opinię zaangażowanego syjonisty A. Idelsona, który na początku XX wieku z goryczą pisał :
„Myśl żydowska w ciągu dwóch tysięcy lat nie wytworzyła niczego w żadnej dziedzinie ludzkiej kultury: ani w poezji, ani w beletrystyce, ani w sztuce, ani w muzyce, ani w naukach przyrodniczych czy socjalnych, ani w sferze higieny, pedagogiki, architektury, ani w żadnej innej”.
Co więcej, według Karca profesor Biegun stwierdził coś w istocie okropnego, mianowicie …”Ludzkość otrzymała niezniszczalne dzieła Marksa, Heinego, Lewitana i wielu innych wybitnych działaczy kultury światowej nie dzięki, lecz wbrew judaizmowi i osławionej solidarności plemiennej.”
Po czym Karc dodał, tytułem poparcia autorytetem swej krytyki: „Może niech każdy z nas w to miejsce przeczyta chociaż kilka stron z adhortacji „Christi fideles Laici” lub jakiekolwiek inne myśli JPII, polecam http://iskrajp2.pl/EQMAuYkB2SZFEidRVSdDk5m=” .
Na zdjęciu: ilustrujący internetowy „Klęcznik” J. Karca, żydochrześcijański (menora + krucyfiks) ołtarz dedykowany bł. papieżowi Janowi Pawłowi II, apostołowi „wychowania młodego pokolenia w duchu wzajemnego szacunku (Polaków i Żydów), w świadomości naszych wspólnych korzeni i naszych wspólnych zadań we współczesnym świecie” [ii].
Powyższe uwagi Janusza Karca zmusiły mnie do zastanowienia się w czym Żydzi – czyli osoby deklarujące swe przywiązanie do judaizmu – zasłużyli się dla Światowej Kultury.
Szukając zaś, co dało światu, zwłaszcza w wieku XX, z definicji egocentrycznie nastawione żydostwo, od razu do głowy mi przyszły mi dwa „dobrodziejstwa” jakimi ono obdarzyło ludzkość. Przede wszystkim była to:
1. BOMBA ATOMOWA i strach przed jej PROMIENIOWANIEM, oraz
2. BANKOWY, LICHWIARSKI TERRORYZM od stuleci wsparty „bogiem Izraela”
Inne, imponujące osiągnięcia „kulturalne” judaistów, oraz imitujących ich postępowanie Czcicieli Pisma Świętego, są już mniej znane. Niemniej jednak osoby zorientowane w przekłamaniach zarówno nowoczesnej nauki jak i „oddziedziczonej po przodkach” Religii Zachodu, dobrze wiedzą o co chodzi. Otóż pobożnym, obdarzonym zmysłem kupieckim Żydom zawdzięczamy w szczególności:
3. Wynalazek GRZECHU PIERWORODNEGO i jego kryminogenne pochodne, oraz
4. Totalne zakłamanie dzisiejszego świata NAUKĄ o (BEZ)ŻYCIU.
Rozdział 1
ŻYDOWSKA BOMBA ATOMOWA i strach przed jej PROMIENIOWANIEM
Bez wysłanego aż dwukrotnie (w październiku 1939 i kwietniu 1940), listu do prezydenta Stanów Zjednoczonych Teodora Roosvelta, listu przygotowanego przez Leo Szilarda i podpisanego przez Alberta Einsteina, Amerykanom nie udało by się wyprodukować bomby atomowej przed końcem II Wojny Światowej. I tylko dzięki staraniom tych dwóch żydowskich emigrantów z Niemiec udało się tę bombę zrzucić na bezbronne podówczas już miasta Hiroszimę oraz Nagasaki godzącej się na kapitulację Japonii. Także kolejne, ulepszone wersje bomb nuklearnych – bomba H i w końcu bomba neutronowa – były rezultatem prac konstrukcyjnych fizyków oraz matematyków głównie pochodzenia żydowskiego, w szczególności Roberta Tellera, Stanisława Ulama, Hansa Bethe oraz Samuela Cohena (w ZSRR Andrieja Sacharowa). Tak więc uczeni żydowscy niewątpliwie mieli – i nadal mają – wielki wkład w budowę Cywilizacji opartej na STRACHU PRZED WIELKĄ BOMBĄ.
Ale to nie jedyne ich, w dziedzinie atomistyki, osiągnięcia. Jak przypominał to kilka lat temu główny radiolog Polski profesor Zbigniew Jaworowski (2009), powyżej wymienieni fizycy, wsparci „chemicznym” autorytetem Linusa Paulinga (nie-Żyda, ale podobnie jak Einstein oraz Sacharow laureata pokojowej Nagrody Nobla), wkrótce po realizacji swych pomysłów w zakresie budowy bomb coraz bardziej wyrafinowanych, w ramach zwykłego, komercyjnego biznesu zajęli się propagandą hiper-śmiercionośnej potęgi skonstruowanych dzięki nim „atomowych zabawek”. I to właśnie dzięki ich „pokojowym” tym razem staraniom, w drugiej połowie XX wieku nastąpił kompletny przewrót w naukowym spojrzeniu na promieniotwórczość, odkrytą zaledwie pół wieku wcześniej.
W tekście pt. „Dobroczynne Promieniowanie” z 1997 roku Jaworowski pisze: „Powszechny zachwyt wzbudziło odkrycie w 1902 roku przez Piotra Curie, we współpracy z dwoma lekarzami Bonchardem i Balthazardem, że promienie radu skutecznie leczą nowotwory. W następnych latach zapanował szalony entuzjazm, gdy uznano, że rad i jego promieniowanie jest dobry niemal na wszystko: długowieczność, potencję, reumatyzm, podagrę, neuralgię itd. … W latach przedwojennych wprowadzono koncepcję progu po stwierdzeniu, że negatywne skutki promieniowania występują tylko powyżej pewnego poziomu dawki. … Nagle, po roku 1945, wszystko się zmieniło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dobroczynne działanie radu i promieniowania zniknęło z łamów prasy i większości publikacji naukowych (ale nie z praktyki), a pozostało tylko działanie niszczące żywą tkankę, m.in. nowotworową. Myślę, że przyczyną tej nagłej zmiany była przede wszystkim broń jądrowa, która stała się potężnym czynnikiem odstraszania i kamieniem filozoficznym polityki globalnej. Ci, którzy ją posiedli, starali się nadać jej możliwie najbardziej odstraszające cechy, a cóż lepiej działało na wyobraźnię ludzi niż tajemnicze, niewidzialne promieniowanie, emitowane w śmiertelnych dawkach z powybuchowych skażeń radioaktywnych.”
W rezultacie zaś takiej, sztucznie podsycanej – i to nie tylko przez opanowane przez żydostwo media – „histerii atomowej”, po awarii reaktora atomowego w 1984 roku w Czarnobylu „Ludzie zaczęli umierać ze strachu. Świat ogarnęła panika … “Czarnobylska hekatomba”, “W Czarnobylu zwłoki tysięcy ludzi grzebane są w rowach” - donosiły poważne dzienniki i tygodniki. Tymczasem… Dawki promieniowania, na jakie byli narażeni mieszkańcy Rosji, Ukrainy i Białorusi, nie miały prawie żadnego wpływu na ich zdrowie. … Zaledwie 134 pracowników elektrowni jądrowej i członków ekip ratowniczych było narażonych na działanie bardzo wysokich dawek promieniowania jonizującego, po których rozwinęła się ostra choroba popromienna - stwierdzają autorzy raportu UNSCEAR… Badania przeprowadzone wśród pracujących przy usuwaniu skutków awarii wskazują, że są oni nawet zdrowsi niż osoby, które nie były narażone na promieniowanie. … Odnotowano natomiast znaczny wzrost przypadków chorób psychosomatycznych - zaburzeń układu oddechowego, trawiennego i nerwowego. Ich przyczyną nie jest jednak promieniowanie, lecz strach. - Naukowcy nigdy nie publikowali takich bzdur, jakie na temat skutków awarii w Czarnobylu ukazują się w mediach - mówi prof. Leonid Andriejewicz Ilyin z Instytutu Biofizyki Ministerstwa Zdrowia Rosji. (Artykuł „Czarnobyl największy blef XX wieku”, Wprost, nr. 2/2001; w roku 2005 Michaił Gorbaczow publicznie stwierdził, że awaria elektrowni w Czarnobylu przekonała go do idei, że należy zlikwidować Związek Radziecki !)
Ilość osób w ZSRR, które po awarii w Czarnobylu w sposób długotrwały zachorowały na choroby psychosomatyczne ocenia się na dobrze ponad milion, do czego należy dodać ponad trzysta tysięcy osób deportowanych z terenów skażonych, na których mogły by one żyć nadal, ciesząc się nawet lepszym – właśnie po napromieniowaniu – zdrowiem. Tak bowiem twierdzą, na podstawie ogólno dostępnych danych medycznych, moi nauczyciele i koledzy fizycy, profesorowie Andrzej Hrynkiewicz oraz Michał Waligórski, nie mówiąc już o niedawno zmarłym, w wieku lat 84 Zbigniewie Jaworowskim, z którym przeprowadziłem przed dwoma laty dłuższą rozmowę na ten temat. W sumie to rozgłaszane po całym świecie, przez wymienionych wcześniej Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, bzdur na temat zagrożenia życia przez rozmaite formy promieniowania, doprowadziło do prawdziwego nieszczęścia milionów ludzi w byłym ZSRR. No cóż, pokojowe Nagrody Wynalazcy Dynamitu Alfreda Nobla z reguły są przyznawane osobom zasłużonym w organizacji nieszczęść dla milionów zwykłych obywateli. By wskazać tutaj na polsko-izraelskiego gangstera, dezertera z Armii Andersa Menachema Begina, na Lecha Wałęsę czy na prezydenta USA Obamę, który 17 czerwca br. „zaklepał”, w obecności Władymira Putina w Meksyku, kolejną „wojnę o demokrację”, tym razem na terenie Syrii oraz Iranu.
Ale wróćmy do tematu „wkładu Żydów w kulturę świata”. Otóż ten „wkład” polega głównie na szarzeniu najzwyklejszej PARANOI STRACHU. I to strachu zarówno w kontekście gigantycznych HOLOCAUSTÓW – czyli całopaleń – ludności w Hiroszimie oraz Nagasaki (gdzie statystycznego zwiększenia się liczby deformacji genetycznych, u dzieci zrodzonych po tych wybuchach, w ogóle nie odnotowano), jak i w kontekście epidemii chorób psychosomatycznych jakie wybuchły po awariach elektrowni atomowych nie tylko w Czarnobylu, ale i w Fukuszimie.
Na zdjęciu powyżej: lalka ponoć sfotografowana w szpitalu w Basrze w Iraku w kilka lat po bombardowaniu okolic tego miasta przez wojska USA w 1991 roku za pomocą amunicji zawierającej DU, czyli bardzo słabo promieniotwórczy zubożony uran. Na zdjęciu można dostrzec, że ta obrzydliwa główka jest sfabrykowana, z jej szyi nawet odstają płaty niedokładnie doklejonej „skóry”. Czyim dziełem są te, wymagające dużego nakładu pracy, straszydła? Czy były to tajne pracownie MI6 (Basra była w angielskiej strefie okupacyjnej Iraku), czy Mossadu czy CIA? (Zdjęcia tych lalek zostały także wykorzystane jako dokumentacja z Afganistanu)
Ta „żydowska lumpenkultura strachu” jest logicznym następstwem „pro biznesowego” zacięcia Narodu do Żłoba Wybranego. Jak to szerzej omówimy w punkcie 4, wskutek systematycznej intoksykacji bardzo wrednym przekazem biblijnym, zjudaizowany Zachód w latach po II Wojnie Światowej zupełnie utracił zrozumienie na czym polega życie i dlaczego jest ono, patrząc w ponadosobniczy i ponadgatunkowy sposób, nieśmiertelne. O czym szerzej w rozdz. 4.
Rozdział 2
Wsparta biblijnym „bogiem” praktyka LICHWY i BANKOWY GANGSTERYZM dzisiaj
O tym, że lichwa – będąca formą „kradzieży na raty” – jest nierozłącznie związana z „kulturą” żydowską nie potrzeba chyba nikomu przypominać. „Boże” bowiem przyzwolenie na pożyczanie na procent, choćby tylko „obcym” (V Mój. 23, 20), wraz z przejęciem przez protestantów tej podstawowej idei ekonomicznej Starego Testamentu, stało się gigantycznym motorem rozwoju gospodarki opartej o pieniądz, którego ilość w świecie, wskutek geometrycznego przyrostu procentów składanych, musi rosnąć w nieskończoność. Teoretycznie także w nieskończoność musi postępować samo-zniewalanie się (po prostu prostytucja) dłużników oraz bogacenie się, bez najmniejszego z ich strony wysiłku, kredytodawców stwarzających „z niczego” pieniądz.
Pisałem o tej patologii Kultury Zachodu już 20 lat temu w „’Chrześcijańskim’ etosie lichwy” (przedrukowanym podówczas w gazetce „Samoobrony” Andrzeja Leppera). Dzisiaj można sprawdzić do jakiego stopnie me przewidywania kolejnego etapu „rozwoju Polski” okazały się być zasadne. Wtedy to (rok 1992), w „Manifeście Komitetu d/s. dekretynizacji kultury europejskiej”[iii] zauważałem, że „Międzynarodowe Instytucje finansowe, obecnie działające pod atrakcyjną dla zinfantylizowanej ludności maską Postępu i Pomocy w Rozwoju, mogą się przerodzić w ewangeliczne „Jaskinie Zbójców”, czyli coś w rodzaju „Stowarzyszeń pokojowych gangsterów”. Instytucje te już dzisiaj specjalizują się w bezlitosnej, kolonialnej eksploatacji narodów uboższych przez konsumujące w sposób obłąkańczy bogactwa naszej Planety ‘Narody Wybrane’.”
Ortodoksyjni Żydzi mieli (mają?) świadomość, że pożyczanie na procent jest procederem „nieczystym”, jako że w charakterystycznej dla ich (lumpen)kultury modlitwie Kol Nidre znalazł się werset „abyśmy (w ten dzień Pojednania) wstrzymali od zdzierstwa (tzn. lichwy, usure) ręce nasze”.
To, że „lichwa bez granic” oraz żydowsko-protestancki duch „Handel über alles” musi doprowadzić do totalnej zamiany przyrody, w „martwe” przedmioty, będące li tylko ozdobą i kamuflażem ułomności ich, także coraz bardziej „śniętych”, zrobotyzowanych posiadaczy, pisał już z obrzydzeniem bezbożnik Karol Marks w „W kwestii żydowskiej” blisko 170 lat temu. Natomiast Żydowi „pobożnemu”, odznaczonemu 34 lata temu przez Watykan medalem „za walkę o pokój”, wynalazcy bomby neutronowej Samuelowi Cohenowi podoba się idea, że jego urządzenie jest w stanie sterylizować („oczyszczać z życia”) rozległe miasta. Ten rodzaj bomby pozostawia bowiem bogactwa, zgromadzone przez wrogie „bogu” społeczności, w stanie nienaruszonym. A przejmowanie ich, przez Naród Wybrany, w takim nienaruszonym stanie idealnie się pokrywa z „mojżeszową” ideą postępu, gdyż „Przysiągł Pan, bóg twój … dać tobie domy, pełne wszelkich dóbr, których nie gromadziłeś i wykute studnie, których nie wykuwałeś” – 5 Moj. 6, 11.
Oczywiście zagrożenie dla tego, sformułowanego w Piśmie Świętym „bożego planu” podboju, reprezentują wszyscy ci „tyrani”, którzy sprzeciwiają się wolności handlu oraz lichwy: Bolszewicy stali się obiektem napaści ze strony państw kapitalistycznych w momencie gdy Lenin unieważnił carskie listy dłużnicze i znacjonalizował banki, Hitlerowi amerykańska „Judea” już w 1933 roku ogłosiła wojnę, w momencie gdy zgodnie z zaleceniem „antysemity” Martina Lutra ograniczył on proceder pożyczania na procent. No a mój rówieśnik Muammar Kaddafi musiał zginąć rok temu za to, że próbował stworzyć w Afryce jakiś wykluczający procent składany, lokalny system walutowy. Temu afrykańskiemu przywódcy nie dano żyć tak długo jak „polskiemu papieżowi”, któremu zbęcwalona – zarówno przez G.W. jak i N.D. – ludność w Polsce namiętnie stawia ołtarze (patrz powyżej) oraz pomniki. Stawia je właśnie za to, że dzięki jego „ewangelizującym” wysiłkom aleja Jana Pawła II w Warszawie to skupisko największych światowych banków oraz korporacji. Nie mówiąc już o burdelach, których mnogość przy tej „świętej” alei piętnuje bezowocnie ksiądz dr. hab. Natanek.
Ale to tylko zewnętrzne symptomy tego, co od lat już ponad 20 się z Polską – i całą Europa Wschodnią oraz Południową – dzieje w sposób „bezgłośny”. W e-liście „Przemilczane fakty o obaleniu komuny”, otrzymanym od Andrzeja Chęcińskiego z USA 29 czerwca br. czytam:
Dziś przy pomocy organizacji międzynarodowych, trwa światowa operacja przeciwko narodom i państwom, które powinny zaniknąć, aby uczynić miejsce siłom o szerszym zakresie oddziaływania. Siły te – stanowione głównie przez ośrodki sterujące obiegiem pieniądza i światowym handlem – zdolne są do podejmowania decyzji o warunkach rozwoju poszczególnych krajów, o wojnie lub warunkach pokoju, o zmianie systemów politycznych…. Polska jest w stanie wojny, o czym naród nie wie i współpracuje z okupantem…Pętla na Polakach się zaciska, Polska nie istnieje już geograficznie ani gospodarczo. Jedyne co pozostało z tego kraju to uczucie, język, emigracja które macie w sercach i pamięć o historii. Nic więcej nam nie zostało, po wydarzeniach z ostatnich 80 (ściślej już ponad 90) lat.”
Chęciński kończy swą internetową wypowiedź przypomnieniem zdania zięcia Marii Curie-Skłodowskiej, fizyka i komunisty Fryderyka Joliot-Curie wkrótce po zakończeniu II Wojny Światowej : „Przyszła wojna będzie wojną niewidzialną. Dopiero, gdy dany kraj zauważy, że jego plony uległy zniszczeniu, jego przemysł jest sparaliżowany, a jego siły zbrojne są niezdolne do działania, zrozumie nagle, że brał udział w wojnie i że tę wojnę przegrywa.”
Te celne zdania, wypowiedziane około 60 lat temu, opisują rzeczywistość „pokojowego podboju” w jakim już od kilkuset lat specjalizują się „oświecone Biblią” Imperium Angielskie a potem i Amerykańskie. Mianowicie rządzące w nich rotszyldowsko-rockefelerowskie „think tanki” tak sterują ekonomią zaatakowanego kraju, że powoli ale systematycznie, przy radosnych pieniach, jak chociażby tych dzisiaj słyszanych w Polsce z okazji wydania gigantycznych sum pieniędzy na organizację „EURO 2012”, odsysa się z narodu jego „krew” czyli pieniądz napędzający ekonomiczny „krwioobieg”. Aż naród zacznie po prostu zdychać jak ta Grecja dzisiaj, którą „załatwiono” dokładnie 8 lat temu wydatkami na organizację „Olimpiady 2004”. Ta anglo-amerykańska metoda podboju to nic innego jak imitacja okrutnej żydowskiej metody „uboju rytualnego”, polegającego na wypuszczaniu krwi z wciąż stojącego na nogach żywego zwierzęcia, w asyście uroczystych religijnych śpiewów rzeźników oraz kupców biorących udział w tej operacji powolnego uśmiercania. (Patrz w załączniku B opis takiego, zakazywanego w Polsce już od 1936 roku uboju, przypomniany w „Antysemityzmie” Jana Ciechanowicza.)
W kontekście tych rozważań „O lichwie i handlu” warto przypomnieć przedwojenną opinię Romana Dmowskiego o tym, że już bezpośrednio po I Wojnie Światowej Żydowskiej (i Anglosaskiej) Oligarchii marzyło się Zjednoczenie Świata pod hasłem Wolnego Rynku i swobodnego przepływu kapitału, dającego spekulantom na giełdzie gigantyczne profity. Powstanie jednak mnogości państw narodowych w Europie Środkowej w roku 1918, oraz postanie ZSRR w kilka lat potem, doprowadziło do zupełnie odwrotnej sytuacji, w postaci zamykania narodowych granic i ekonomicznej autarkii. Taka sytuacja powtórzyła się w Europie Wschodniej po II Wojnie Światowej, a narodowo homogeniczny, „antyniemiecki” i „pro-rosyjski” PRL to była przecież pełna realizacja narodowej idei Romana Dmowskiego. Dopiero po ultra-żydowskiej „rewolucji antykomunistycznej” lat 1989-91 można było tę myśl o zjednoczeniu świata, pod Patronatem Boga Lichwy i Wolnego Rynku, znowu zacząć realizować. Tym razem już nie na żarty.
Załączniki do rozdziałów 1 i 2 „Chorego umysłowo „boga”:
Załącznik A: „Chrześcijański etos lichwy” (Gasienica, Kraków 1992)
Załącznik B: Opis wzorowanego na praktykach antycznej Świątyni Syjonu uboju rytualnego w przed rewolucyjnej Rosji („Antysemityzm” J. Ciechanowicza, str. 322-325, New York 2010)
Rozdział 3
GRZECH PIERWORODNY czyli największy blef w historii ludzkości
Zawarte w Biblii zezwolenie – chociażby w ograniczonym do „obcych” wymiarze – na „pokojowy gangsteryzm” w formie pożyczania pieniędzy na procent, jest czymś niewątpliwie wyjątkowym w historii światowych cywilizacji. Podobnie będące istotnym elementem mitu o Stworzeniu Świata, pojęcie GRZECHU PIERWORODNEGO nie istnieje w żadnej ze znanych mi światowych kultur, nawet w islamie to marginalnie wzmiankowane pojęcie oznacza coś zupełnie innego niż w chrześcijaństwie. Co więcej, jeśli znamy choć trochę dane geologii, to trudno nawet wyobrazić sobie moment w historii geologicznej świata, w którym ten „grzech wiedzy co dobre a co złe” mógł zostać ustanowiony przez „boga” w liczbie mnogiej, jak podaje Pismo Święte.
Na temat tego, co w ukryciu oznacza mit tego Grzechu Pierwszego Człowieka (Adama) pisałem coś niecoś przed blisko 20 laty w krakowskich Zielonych Brygadach. Jednak nieco później, po dokładnych studiach, centralnej dla całego chrześcijaństwa, paulińskiej doktryny o „grzechu Adama zmazania metodą Jezusa z Nazaretu ukrzyżowania” wyrobiłem sobie bardzo „niekonwencjonalne” zdanie na temat STWORZENIA tego „grzechu samodzielnego myślenia”. przez kapłaństwo proto-Izraela (zapewne naśladujące kapłaństwo jakiejś zaginionej kultury starożytnego Bliskiego Wschodu). Pomysł z „grzechem pierworodnym” jest bowiem całkowicie obcy antycznej kulturze virtus, w której właśnie CNOTĄ było to, co „Bóg Izraela” uznał za przyczynę wszystkich późniejszych nieszczęść człowieka. Właśnie sapere aude, czyli ODWAGA SAMODZIELNEGO – A WIĘC BEZBOŻNEGO – MYŚLENIA.
W świetle tej rzymskiej Cnoty (virtus) Grzech Pierworodny jest rodzajem zmyślonej dziedzicznej choroby, którą chytry lekarz wmawia swemu klientowi, aby z jego „leczenia” ciągnąć całkiem wymierne korzyści. Jeśli bowiem jesteśmy od urodzenia obdarzeni „skazą genetyczną” w postaci naszej inklinacji do czynienia czegoś złego (w moim dzieciństwie były to „myśli nieskromne”, z których musiałem się spowiadać przed comiesięcznym przyjmowaniem komunii), to naturalnym jest, że i rzeczywiście naganne postępowanie (np. okradanie bliźnich) jest w pewnym sensie wybaczalne, tak jak wybaczalna jest genetyczna inklinacja kota do polowania na myszy. W sumie to ten całkowicie zmyślony „grzech pierworodny” stał się usprawiedliwieniem POTWORNYCH wręcz zachowań LUDZI WIARY w STWÓRCĘ GRZECHU WIEDZY pozwalającej odróżnić złe od dobrych postępki.
Jakich bowiem wysiłków musieli dokładać – i to przez tysiąclecia – kapłani Izraela a następnie i kler państw chrześcijańskich, aby utrzymać swych „wiernych” w nieświadomości oszustwa, na którym ten kler zwykł bardzo dobrze zarabiać, chociażby w formie tak zwanych indulgencji, czyli ‘odpustów’ częściowych lub zupełnych?
Po pierwsze, hierarchia zarówno synagog jaki kościołów przez wiele wieków starała się odepchnąć bardziej światłych ludzi od wpływu na „owce”, które korporacja „pasterzy” zwykła, ku chwale swojej, hodować. To właśnie z tego prozaicznego powodu żydowski psychopata, znany chrześcijanom jako święty Paweł, ogłosił maluczkim iż „Mądrość świata (pogańskiego, helleńskiego) jest u Boga (Izraela) głupstwem” gdyż napisane jest „Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę.” (Nb. To zdanie, wyjawiające sens „działalności apostolskiej” Szawła vel Pawła, odnosi się także do licznych anty-faryzejskich, inteligentnych wypowiedzi Jezusa, którego „13 Apostoł” szczerze nienawidził, głosząc poganom „Chrystusa i to ukrzyżowanego”, a więc niemego i bezsilnego.) I tę przeciw-helleńską naukę z „1 Listu do Koryntian” (1, 18- 25 oraz 2, 2) nawet bardziej niż Ojcowie Kościoła wzięli sobie do serca pisarze żydowskiego Talmudu. Ta „Księga Mądrości Żydostwa”, w traktacie „Awoda-zara” zaleca bowiem wiernym, by zgodnie z 1 Przykazaniem „Nie będziesz miał bogów obcych przede mną”, „uważać za swój obowiązek profanację, zohydzanie, wyśmiewanie i podważanie wszelkich wartości, doktryn, dzieł i nauk, powstałych w obrębie kultur nieżydowskich” (W. Biegun, 1987).
Po drugie zaś, obie religie, które wyrosły na gruncie tej samej pisemnej hebrajskiej (od habiru – bandyci) tradycji, starały się fizycznie niszczyć „heretyków” mających odwagę ujawniać „tajemnice Pana”, szczególnie te, dzięki którym kapłaństwu się wyjątkowo przyjemnie żyje. To przecież z tego powodu, Sanhydryn wydał wyrok śmierci na krytykującego zasady faryzeizmu Jezusa z Nazaretu i z tego powodu św. Paweł uczestniczył w kamieniowaniu św. Szczepana, odważającego się krytykować „Mojżesza”. Podobna do żydowskiej, praktyka fizycznej likwidacji krytyków „religii Nowego Izraela”, pojawiła się wśród bezdusznych chrześcijan wraz z zaleceniami „soborów zbójeckich” w Efezie na początku V wieku. Wtedy to zfanatyzowani mnisi zamordowali na ulicy w Aleksandrii – i poćwiartowali w kościele – neoplatońskią filozofkę Hypatię, ku uciesze lokalnego oligarchy i przyszłego świętego Cyryla.
Ta przejęta z zaleceń judaizmu praktyka wypalania „ogniem i mieczem” wszelakich herezji dominowała w Europie aż do końca XVIII wieku, kiedy to na Rynku w Warszawie ścięto głowę Kazimierzowi Łyszczyńskiemu – i dopiero po tym „humanitarnym” zabiegu spalono jego szczątki na stosie, czyli już nie spalono go żywcem, jak to kler uwielbiał robić w wiekach poprzednich. A była to kara za to, iż ten były jezuita, żołnierz i zdolny filozof odważył się (w skrytości) napisać, że „Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych.” Itd. I ta dekapitacja bezbożnika do dzisiaj stanowi chwalebny przykład jak państwo Katolickie należy budować. By wskazać tutaj na „Gajowgo Maruchę”, który niedawno na swym portalu stwierdził (kom. nr. 80), że to publiczna egzekucja Łyszczyńskiego była zgodna z prawem Rzeczpospolitej, a zatem moralnie bez skazy – a więc do powtarzania, z pomocą bożą, w przyszłości. (Przypominam, że w nowoczesnym Izraelu, w latach 1960-tych, powtórzono proces Jezusa z Nazaretu i rabini stwierdzili, że wydany nań wyrok śmierci był zgodny z Prawem ówczesnego Izraela.)
Dla ludzi rozumnych, zachowanie się „boga”, który buduje swój prestiż i chwałę, zachowując się na podobieństwo lekarza wmawiającego pacjentowi wyimaginowaną chorobę z której go następnie „uzdrawia”, jest po prostu wstrętne i obłudne – choć przy braku krytyków takiego postępowania, taka socjotechnika jest społecznie skuteczna. Ja sam przecież 20 lat temu nie dostrzegałem jeszcze, że w micie o grzechu pierworodnym jest mowa, dosłownie, o zakazie samodzielnego sądzenia co złe, a co dobre. Który to Zakaz Psychopaty łamał przecież z lubością „znienawidzony przez boga Żydów” poganin Sokrates.
I o dziwo, elementy rozumowania godnego sokratejskiego homo sapiens znalazły się w księdze zwanej Koranem, w której jest mowa o tym, że ZŁO na świecie pojawiło się wraz z momentem, kiedy ludzie wynaleźli OBŁUDĘ. Mahomet w ogóle odrzucił ultra-żydowski w swej istocie (patrz Izajasz 52,13-53,12), obłudny i obrzydliwy dogmat o zbawieniu wiernych poprzez barbarzyńskie umęczenie niewinnego proroka. A jeśli ten mit-dogmat jest tylko zmyśleniem, to i zmyśleniem jest podstawowa doktryna Kościoła, według której Jezus na krzyżu „wypróżnił się z życia” (jak ten „baranek ofiarny” w trakcie żydowskiego uboju rytualnego). Ponoć wykonał on ten akt samo-destrukcji li tylko po to, aby kłamcom, rabusiom i mordercom było przyjemniej, zarówno w życiu doczesnym jak i tym pozagrobowym. Bo przecież na takiej „niweczącej mądrość mędrców” pobożnej bezmyślności polega cała nasza, wyrafinowana w swej obłudzie, chrześcijańska kultura.
Załączniki do rozdziału 3 „Chorego umysłowo „boga”:
Załącznik C: Lew Tołstoj o bredniach Biblii
Załącznik D. Marcus Eli Ravage „Rzeczywista sprawa przeciwko żydom’ (1928) „Rzeczywista sprawa przeciwko żydom’ (1928)
Rozdział 4
Totalne zakłamanie dzisiejszego świata NAUKĄ o (BEZ)ŻYCIU
Programowa likwidacja wiedzy o powstawaniu odruchów warunkowych czyli o odwiecznej zasadzie repetitio mater studiorum est
Andrzej R. Nowicki, omawiając poglądy „męczennika za nie-wiarę” Kazimierza Łyszczyńskiego, przytacza jego spostrzeżenie iż “Homines sic sunt Creatores et Factores Dei“, co oznacza iż: 1) Ludzie są twórcami (“homines sunt creatores“), 2) Jako twórcy ludzie są między innymi także twórcami pojęcia boga (“et factores Dei“). Ludzka twórczość nie jest bynajmniej czymś nadzwyczajnym, już w ostatniej klasie liceum, czyli przed 52 laty na ostatnich przed maturą lekcjach polskiego omawialiśmy zasady powstawania nowych SKOJARZEŃ, będących istotą zarówno literackiej jak i wszelkiej innej twórczości (dostrzegalnej chociażby w obecnym opracowaniu).
Na kolejnych etapach pogłębiania i rozszerzania mej wiedzy zauważyłem, że odkrycia naukowe mają zazwyczaj charakter nagłych „olśnień”, pojawiających się w okresach odpoczynku po wielokrotnie powtórzonych próbach rozwiązania danego problemu. „Olśnienia” te polegają na skojarzeniach faktów, którymi się od dłuższego czasu zajmowało i które wcześniej widziało się w sposób ze sobą nie związany. Co więcej, praktyka rozmaitych form ćwiczeń sportowych potwierdzała me bardziej ogólne spostrzeżenie, że nowe, bardziej adekwatne zachowania się wobec trudnych wyzwań, powstają w nas SAMOCZYNNIE po wielokroć powtórzonych, początkowo niezdarnie, próbach. W psychologii, w sporcie oraz w etologii nazywa się to konstruowaniem (tworzeniem przez sam organizm) ODRUCHÓW WARUNKOWYCH.
Według mego mentora w zakresie biologii ewolucyjnej, sławnego francuskiego zoologa Pierre-Paula Grassé, w momencie swych narodzin człowiek posiada zaledwie kilka odruchów bezwarunkowych, mianowicie odruch ssania oraz krzyku. Nie zawsze tak było w prehistorii ludzkości, bowiem dzieci urodzone przedwcześnie, w 7 miesiącu ciąży, zachowują jeszcze przez kilkanaście dni odruch silnego chwytu dłońmi „zapamiętany genetycznie” z czasów gdy jak małe małpki musiały od razu po porodzie chwytać się grzbietu matki (patrz zdjęcie poniżej). Wszystkie następne, ujawniające się w kolejnych miesiącach po porodzie odruchy dziecka są już odruchami warunkowymi, których bardzo szybko się ono uczy przez powtarzanie niezdarnych prób, na przykład chodzenia na dwóch nogach oraz „małpowania” usłyszanych wyrazów i zdań całych.
Ponieważ prawie wszystkie struktury białkowe zwierząt ulegają co kilka tygodni cyklicznej regeneracji (wymianie), więc zgodnie z podstawową Zasadą („Dogmatem”) Biologii Molekularnej, pamięć o nabytych, warunkowych odruchach – które, jak na przykład znajomość języków, zachowuje się często na całe życie – musi być kodowana na kwasach nukleinowych (DNA oraz RNA). Te długie, nitkowate cząsteczki DNA i RNA są mikro-organami zachowania przez dziesiątki lat naszej własnej, wciąż narażanej na rozmaite uszkodzenia, psychofizycznej struktury.
Otóż już ponad 30 lat temu, w „Open letter to biologists”[viii] zaproponowałem dość prosty, uwzględniający ówczesny poziom biologii molekularnej, model chemicznie spontanicznego KOJARZENIA UŻYWANYCH GENÓW w struktury będące matrycami dla syntetyzowanych przez organizm struktur białkowych WYMUSZAJĄCYCH odruchy warunkowe. I co wynikło z tego mego mini-odkrycia? Nic, a nawet dla mnie formalnie gorzej. Lektura abstraktu powyżej wzmiankowanego „Listu do biologów” spowodowała, że pozbawiony zostałem możliwości pracy nad tym projektem badawczym w Instytucie Pasteura w Paryżu. (I w rezultacie, w rok później, po zduszeniu „1-szej Solidarności”, nareszcie udało mi się uzyskać „azyl ekonomiczny” w PRL stanu wojennego.) Co więcej, po kolejnych doświadczeniach naukowych, tym razem w zakresie filozofii, zacząłem dostrzegać, że w naukach o życiu wyraźnie się odczuwa wysiłki, dość imponującego zestawu uczonych, głównie zresztą pochodzenia „hebrajskiego” (jak św. Paweł i akolici jego nauk), którzy starają się przekonać laików, że odruchy warunkowe to mit przednaukowy.
Proces „uczenia się”, według tej kategorii Nowych Uczonych, polega przecież na zjawisku dokładnie odwrotnym, po prostu znikaniu połączeń miedzy neuronami. Wice-dyrektor Instytutu Pasteura Jean-Pierre Changeux, który w 1981 roku zadecydował o mej ówczesnej niedoli, został bowiem odznaczony orderem Legion d’honeur za odkrycie że, jak podaje Wikipedia „System nerwowy jest raczej aktywny niż reaktywny i że jego oddziaływania z otoczeniem wywołują selekcję wcześniej istniejących (z konieczności, już w ludzkim jednokomórkowym zarodku – MG) wewnętrznych reprezentacji a nie tworzenie nowych reprezentacji (czyli odruchów warunkowych mózgu) pod wpływem instruującego otoczenia.”
Gdyby ktoś nie potrafił się połapać, o co w tym uczonym zdaniu chodzi, to przytaczam wniosek logiczny jaki wysnuł sławny lingwista Noam Chomsky, o którego „antyzoologicznej filozofii” napisałem spóźnioną pracę doktorska dziesięć lat temu. Według Chomsky’ego, który już prawie 37 lat temu został osobiście poinstruowany przez J.P. Changeux jak wygląda proces uczenia się widziany od strony dynamiki molekularnej: „Uczenie się języka nie jest czynnością wykonywaną przez dziecko, lecz raczej czymś, co mu się przydarza, pod warunkiem, że znajdzie się ono w odpowiednim środowisku. (…) Wydaje się, że mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.”
Czytając powyższe zdania na temat metody „nabywania” języka poprzez nie-uczenie się i nie-powtarzanie słów i zdań, które chcemy zapamiętać, a zatem „nie-małpowanie” dźwięków wydawanych przez osoby w naszym otoczeniu, niemiecki pisarz Jürgen Elsässer (z którym uczestniczyłem w „antyglobalistycznej” konferencji w Moskwie przed dwoma laty), aż się zdumiał „nie przypuszczałem, ze Noam Chomsky jest aż tak głupi”. Nie jest to jedyne osiągniecie naukowe najwybitniejszego amerykańskiego lingwisty. Mianowicie Chomsky zrobił karierę na niby-odkryciu Gramatyki Uniwersalnej, do której prawideł ani bogaty w możliwości deklinacji język polski, ani łacina, a tym bardziej język chiński w ogóle się nie stosują. Zapatrzony w kartezjański inneizm wszelkich ludzkich poczynań Chomsky odważnie zanegował udział odruchów warunkowych w procesie nauki zarówno języka jak i w procesie nauki sprawnego prowadzenia samochodu.
A taki „dobór naturalny” uczonych stawianych na „świeczniku nauki” wywołuje odruch warunkowy myśli który wskazuje, że wpływowe na Zachodzie środowiska opiniotwórcze – zwłaszcza te o „hebrajskim” korzeniu kulturowym – cenią profesjonalistów nauk o życiu właśnie za prace rozmijające się z prawdą rozumianą w sposób arystotelesowski, to znaczy wynagradzają ich za brak zgodności ich teorii z rzeczywistością. Wzmiankowany powyżej J.-P. Changeux, zrobił imponującą karierę, zarówno naukową jak i literacką, za odkrycie, że „apprendre c’est éliminer”, czyli „uczenie się polega na selektywnym usuwaniu połączeń inter-neuronalnych w korze mózgowej”. (Ponieważ w mózgu rzeczywiście znikają – czyli ulegają atrofii – te wypustki neuronalne, które „nie pracują”, więc „najbardziej wyuczony uczony” winien posiadać tylko izolowane neurony w swej głowie, a zatem w ogóle nie być zdolnym do kojarzenia faktów z dziedzin przekraczających jego wąską specjalizację. Które to zjawisko społeczne niestety potwierdzają zachowania się laureatów Nagrody Nobla wymienionych w Rozdziale I-szym. )
Te współczesne, szeroko rozpropagowane (patrz książki Richarda Dawkinsa), osiągnięcia opartych o zasady neodarwinizmu nauk o życiu, są pochodną „pozorowanego odkrycia”, dokonanego już w roku 1944, przez późniejszych laureatów nagrody Nobla S. Lurii i M. Delbrücka. Ci dowcipni badacze, późniejsi laureaci Nagrody Nobla, przy pomocy skomplikowanych, liczących aż 50 stron obliczeń doszli do wniosku, że kolonie bakterii przezwyciężają trujący je środek chemiczny nie poprzez „odchorowanie” zatrucia tym środkiem i wynikłe z tego „odchorowania” całkowite uodpornienie się, predysponowanych ku temu bakterii, na „selekcjonujący” je czynnik. Według ich, szeroko w latach następnych rozpropagowanego „odkrycia” (tzn. zakrycia), bakterie wobec zagrożeń środowiskowych zachowują się w sposób zupełnie bierny: tylko te z ich tysięcy, które już wcześniej z jakichś przyczyn były w pełni uodpornione na dany czynnik je trujący, dają początek ogniskom bakterii mnożących się w obecności tej trucizny. (Choć, jak mi to mówił blisko 30 lat temu znany polski mikrobiolog, prof. Kunicki-Goldfinger, który przeprowadzał podobne doświadczenia, trzeba zazwyczaj czekać ponad 2 tygodnie na pojawienie się ognisk bakterii zdolnych się rozmnażać w obecności różnych trucizn. A to okresowe wstrzymanie procesu ciągłego rozmnażania się bakterii wyraźnie wskazuje, że zainfekowane bakterie „chorują” i podejmują normalny cykl rozmnażania dopiero po przezwyciężeniu tej choroby – czyli zachowują się dokładnie tak jak my sami, kiedy to niedobór tlenu wysoko w górach musimy „odcierpieć” w trakcie ponad tygodniowego okresu aklimatyzacji, kiedy to ledwie się ruszamy.)
Biblia jako „słowo od boga Izraela” instruujące jak mają myśleć uczeni „przy globalnym żłobie”
Zastanawiałem się już od ponad 30 lat, czyli czasu mych rozmów ze sławnym zoologiem P.-P. Grassé w Paryżu, dlaczego darwiniści, a za nimi jeszcze usilniej neo-darwiniści, totalnie negują istnienie zdolności organizmów do przezwyciężania najrozmaitszych, „trujących” dla nich stresów środowiskowych. Jak już wcześniej to dokumentowałem, w GENETYCE PRAWIE W OGÓLE NIE PORUSZA SIĘ PROBLEMU MECHANIZMU POWSTAWANIA ODRUCHÓW WARUNKOWYCH, będących podstawą adaptacji organizmów do najróżnorodniejszych środowisk. (Profesor François Chapeville, z którym kiedyś rozmawiałem po polsku w Paryżu, ostrzegł w 1981 roku mych ówczesnych paryskich kolegów, obecnie profesorów Jacques Ninio i Jean-Claude Weil, że nie należy dopuszczać osób twierdzących tak jak ja, że żywe komórki potrafią się „uczyć”, do wygłaszania odczytów na ten istotny temat w katedrze Biologii molekularnej Uniwersytetu Paris VII.)
Jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy jest identyczna jak w przypadku wymienionych, w rozdziale I-szym, przez Jaworowskiego fizyków, straszących laików super-ludobójczymi i mutagenicznymi właściwościami promieniowania niestabilnych pierwiastków: takie straszenie niewidzialnymi promieniami niewątpliwie przysparza społecznych wpływów tej specyficznie ambitnie kaście ludzi nauki. Podobnie ma się sprawa z ambitnymi genetykami, którzy w swych laboratoriach dokonują „cudów” konstruując w sposób sztuczny, najrozmaitsze bakteryjne i inne mutanty, następnie wykorzystywane przemysłowo jako „roboty” do syntezy np. insuliny.
Ale jest jeszcze jedna, bardzo istotna przyczyna, dla której „służby Imperium” rozpowszechniają przekonanie o tym, że organizmy nie są w stanie same tworzyć (‘konstruować’ – to jest określenie Jeana Piageta), w sposób nie-losowy, odruchów syntezy substancji dających im ochronę, czy to przed inwazją ciał obcych (antygenów), czy to przed jakimś silnym, środowiskowym stresem. Otóż przy opracowywaniu przed kilkunastu laty wzorowanego na dialogach platońskich eseju pod tytułem „Syndrom ślepego zegarmistrza” (http://markglogg.eu/?p=381) zauważyłem, że całość poglądów (neo)darwinistów, „ani o kreseczkę” nie przekracza ram poznawczych zakreślonych w „księgach hebrajskich” Starego Testamentu. (Proszę spojrzeć na Załącznik E, dokumentujący wpływ biblijnych ‘(dez)informacji’ na twórczość Karola Darwina; dotyczy to w szczególności tekstów Biblii hebrajskiej zaakceptowanej przez protestantów, wśród których wychowali się zarówno Karol Darwin jak i Richard Dawkins.)
Otóż w tej protestanckiej Biblii, i to zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie, nie ma chyba ani słowa o tym, że człowiek własnym wysiłkiem czegoś potrafi się nauczyć, a zatem i STWORZYĆ sobie bardziej dojrzały pogląd na otaczający go świat (proszę mnie poprawić jeśli ktoś znajdzie w Biblii zaprzeczenie tej mej tezy). W Dziejach Apostolskich apostołowie bez żadnego wysiłku poznają obce języki „duchem świętym” (2, 1-4); według Filona Żyda z Aleksandrii „Bez zmęczenia żyje ten, komu Bóg z obfitości i łaskawości użycza dóbr doskonałych. I przeciwnie, ten kto przez wysiłek zdobywa cnotę, okazuje się mniej znaczącym i mniej doskonałym niż Mojżesz, który bez trudu i łatwo ją otrzymuje od Boga.(Alegoria Praw, ks. III, str. 135); święty Paweł w swych „Listach” zapewnia ich czytelników iż „(Tylko) z łaski jesteście zbawieni, przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga. Nie stało się to dzięki uczynkom … “Wiemy jednak, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia nie dzięki spełnianiu uczynków” (Ef 2:8.9 i Ga 2:16, są to protestanckie zasady (nie)zrozumienia Przyrody zwane SOLA GRATIA oraz SOLA FIDE, patrz http://markglogg.eu/?p=96).
W wypadku gdy od wczesnej młodości nasza aktywność poznawcza jest ograniczona li tylko do czytania cytowanych powyżej ksiąg żydowskich – a jest to zasada znana jako SOLA SCRIPTURA, jako że „Bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co (przez nas zostało) napisane”, 1 Kor 4:6) – to w wieku dojrzałym, z czysto fizjologicznych przyczyn, jest się po prostu ślepym na sprawy, o których w okresie dojrzewania kory mózgowej nic się nie słyszało ani nie czytało. I stąd, właśnie z zapisanej w Piśmie Świętym, bezmyślnie powtarzanej przez Apostoła Pawła nauki „Ja mądrość mądrych wytracę, a rozum rozumnych obrócę w niwecz”, zapewne się wzięła ta talmudyczna zasada „Avoda-zara” czyli „obce służenie”. Ta ZASADA WROGOŚCI do świata nie-żydowskiego, jak to przypomniał Wł. Biegun w swym bardzo celnym eseju, nakazuje „uważać za swój obowiązek profanację, zohydzanie, wyśmiewanie i podważanie wszelkich wartości, doktryn, dzieł i nauk, powstałych w obrębie kultur nieżydowskich … Wszelkie ‘helleńskie’, to jest ‘pogańskie’ księgi należy wydrwić, oczernić, narzucić lekceważący do nich stosunek, zastąpić autentyczne wartości kulturalne tandetą”.
Ponieważ Pismo Święte sugeruje, że „ludziom boga” wszystko co dla nich dobre przydarza się bez żadnych wysiłków z ich strony – a zatem bez jakiejkolwiek potrzeby TWORZENIA przez nich odruchów warunkowych – więc wszystkie „pogańskie” nauki o rozwoju, zarówno ludzi jak i zwierząt, pod wpływem ich własnych wysiłków, stały się „Awoda-zara”, czyli godne pośmiewiska w świecie rządzonym przez Żydów i ich protestanckich imitatorów: dwieście lat temu francuski protestancki paleontolog G. Cuvier skutecznie wyśmiał J. B. Lamarcka za jego sugestię, że żyrafy mają długie szyje, bo je ciągle naciągają, szukając liści wysoko na drzewach (choć oczywiście, naciągane kości się wydłużają, o czym doskonale wiedzą ortopedzi); moich kolegów, dr Ph. Ankera i M. Strouna omal nie wyrzucono w latach 1970-tych z Uniwersytetu Genewskiego za doświadczalne potwierdzenie żywotności hybryd rozmaitych odmian rośliny tytoniu, które robił Trofim Łysenko; wystarczy poczytać w Wikipedii, jakimi to górami kłamstw obrzuca się tego radzieckiego uczonego za to, że twierdził że hodowane w warunkach stresowych rośliny wydzielają mini geny zwane przez niego krupinkami, pomagające im tak „poprzestawiać” materiał genetyczny, że potrafią one egzystować, w sposób dziedziczny, w trudnych warunkach otoczenia. (Pojawianie się tych krupinek, zwanych ‘transpozonami’, w nasionach „stresowanej” kukurydzy, potwierdziła doświadczalnie Barbara McClintock w USA już w latach 1940; to odkrycie zostało zaakceptowane przez „badaczy istoty życia” dopiero w 40 lat później i nagrodzone Noblem w 1983 roku.)
Dzięki „nauczeniu się uczonych” nie dostrzegać najelementarniejszych faktów, zwykli obywatele, hodowani na Zachodzie od dziesiątków lat pod „czapą” talmudycznej zasady Awoda-zara, przestali prawie w ogóle zauważać, że spontaniczne przezwyciężanie przez organizmy najrozmaitszych „trudów życia” (np. przysłowiowego „chodzenia do szkoły pod górkę”) przyczynia się do tychże organizmów lepszego stanu zdrowia w wieku dojrzałym. Nauczyli się, tak jak mój kolega z Kanady Piotr Bein, nie rozumieć na przykład „Prawa Paracelsusa” wskazującego, że drobne ilości trucizn powodują wykształcenie się odruchu warunkowego sprawnej neutralizacji tych toksyn. Dzieje się to zgodnie z PRAWAMI BIOLOGII LAMARCKA, które są systematycznie wydrwiwane, oczerniane, i lekceważone przez „hebrajski establishment” Zachodu.
A oto tego przyrodniczego zjawiska przykłady, zaobserwowane przeze mnie już po powrocie do Polski trzydzieści lat temu. Ja sam przez długi czas nie mogłem zrozumieć, dlaczego moje prace, zarówno te o charakterze naukowym jak i te publicystyczne, są tak znienawidzone przez niektórych badaczy – np. zoologa Jakuba Szackiego z UW, czy teoretyków ewolucji, śp. prof. Henryka Szarskiego z UJ i dr Roberta Piotrowskiego z UZ; ten ostatni je nazwał po prostu „śmieciem”. Dopiero niedawno w Warszawie się dowiedziałem, że Piotrowski reprezentuje tak zwany „naród wybrany”, a zatem jego drwiące zachowanie się jest prawdopodobnie jego, wytresowanym w młodości, „społecznym obowiązkiem”. Nie mówiąc już o „społecznych obowiązkach” wpływowych polskich „bonzów”, nie tylko nauk o życiu ale i filozofii. By wymienić tutaj prof. prof. Władysława Krajewskiego, Stefana Amsterdamskiego czy Bogusława Wolniewicza. Jak to miałem okazję zaobserwować, na hasło „genetyka odruchów warunkowych” zachowywali się oni podobnie jak te termity lucifuge, które wykazują genetycznie zakodowany odruch ucieczki przed zabijającymi je promieniami słońca…
Do czego MUSI doprowadzić paulińsko-talmudyczne Prawo Boże „mądrość mądrych wytracę, a rozum rozumnych obrócę w niwecz”?
Jeśli „Bóg” jest Stwórcą, którego „lud boży” ma panować nad Ziemią (patrz encyklika Laborem exercens z 1981 roku), to oczywiście nie może on dopuścić do tego, aby ludzie SAMODZIELNIE nauczyli się w tym świecie poruszać i co gorzej, SAMODZIELNIE kojarzyć fakty, jak robił to ten kwestionujący istnienie „boga” barokowy heretyk Łyszczyński. A zatem „bóg” – w domyśle „bóg Izraela” – musi mieć na Ziemi swą „gwardię” pilnującą aby zaraza bezbożności się nie rozpowszechniła. Oceniając szerzej wyszczególnione powyżej odruchy poznawcze uczonych „na topie” w Polsce warto je zaszeregować jako przejawy tak zwanego „IP”, czyli Intelligent Project, pojęcia wymyślonego kilkanaście lat temu przez NOWO-TWÓRCÓW Teorii Ewolucji w USA[ix].
Otóż wszystkie te „amerykańskie” koncepcje ewolucji są oparte na założeniu, że „cud” twórczej mutacji zdarzył się kiedyś w odległej (lub na odwrót, całkiem bliskiej „młodej Ziemi”) przeszłości, wewnątrz komórki zygoty ledwo co poczętego osobnika. I następnie, jak to dokumentował angielski embriolog Lewis Wolpert w książce „The Triumph of Embryo” (1991), wszystkie ewentualne zachowania się inteligentnych ludzi już są zakodowane w komórkach zygot powstałych w momencie zapłodnienia jajeczek przez spermatozoa.
I to jest to, o co chodzi w Inteligentnym Projekcie dla Ludzkości. Jako uzupełnienie tego stwierdzenia warto oglądnąć bardzo ciekawy wykład profesora Włodzimierza Korohody – skądinąd brata mej koleżanki ze studiów fizyki 50 lat temu – nt. osiągnięć biologii XXI wieku. Uderzającą rzeczą w tym wykładzie jest zupełne pominięcie sprawy wpływu ZACHOWANIA SIĘ organizmu na jego strukturę molekularną: biologów, których zachowanie się jest kontrolowane przez Wielkie Korporacje Farmaceutyczne, zupełnie przestał interesować fakt, że zwierzęta, w tym i oczywiście ludzie, w ciągu swego aktywnego życia TWORZĄ WEWNĄTRZ SIEBIE tysiące nowych struktur genetycznych, powstających jako odruchowa reakcja na silne stresy środowiskowe. Przecież prawie każdy w wieku starszym może na samym sobie dostrzec genetycznie już utrwalone guzy, ujawniające się po wielu latach w miejscach dawnych urazów, w tym zwłaszcza te lokalne zgrubienia kości na stopach, zwane haluksami, wynikłe z noszenia przyciasnego obuwia. By nie dopuścić do skojarzenia, że większość chorób cywilizacyjnych bierze się z lokalnej przebudowy genów komórek reagujących w ściśle określony sposób (zazwyczaj hipertrofią) na „uciski środowiskowe”, od kilkunastu już lat przed szerszą publicznością się ukrywa, niemożliwy do wytłumaczenia na gruncie (neo)darwinowsko-kreacjonistycznych teorii fakt, że ludzki embrion zawiera tylko około 30 tysięcy genów, podczas gdy dojrzały człowiek ma w swych tkankach różniących się między sobą genów, dobrze ponad 100 tysięcy!)
Co oznacza, dla całego Świata, takie prostackie przekonanie, że zarówno struktura jak i zachowanie się dojrzałych organizmów są już „zaklepane” w momencie ich poczęcia?
Po pierwsze, ma rację kościół Katolicki, który od czasów papieża Piusa IX i jego konstytucji Apostolicae Sedis z roku 1869, całkowicie zakazał aborcji, ignorując wcześniej akceptowane przez Kościół twierdzenie Arystotelesa, że zarodek ludzki ulega „uczłowieczeniu” dopiero w 40 lub nawet 80-tym dniu ciąży, w zależności od jego płci (patrz opracowanie Ludwika Kostro).
Po drugie, mają rację rasiści żydowscy oraz wszelcy inni im podobni, że specyficzność tak zwanego „narodu wybranego” jest już „zaklepana” w jego zarodkowych genach, których nie należy przypadkiem mieszać z genami „gojów”, prowadząc w ten sposób do utraty czystości rasy (oraz do niebezpiecznego wzrostu wigoru mieszańców, przez swoją żywotność bardzo podatnych na odstępstwo od hiper-kołtuńskiej wiary w „wybraństwo”).
Po trzecie, jest to istotny argument za tym, że cały system edukacji należy zreformować w taki sposób, aby dzieci mogły „uzewnętrzniać”, bez żadnego nudnego uczenia się na pamięć słówek, oraz ćwiczeń w działaniach matematycznych i w myśleniu logicznym, ukryte w ich wnętrzu potencje lingwistyczne, matematyczne oraz wszelkie inne.
Po czwarte, trzeba chronić ludzi już od momentu ich poczęcia, od wszelakich napromieniowań oraz innych substancji toksycznych (np. drobin rtęci zawartych w trujących organizm szczepionkach), których oddziaływanie nieodwracalnie niszczy biologiczne predyspozycje wzrastających obywateli, wywołując u nich coraz wyraźniejsze objawy autyzmu (patrz Majewska).
Po piąte, należy zatem ustawicznie doskonalić wszelkie Techniki chroniące zarówno młodzież jak i dorosłych przed jakimkolwiek wysiłkiem mogącym zniszczyć ich genetycznie zakodowane potencje szczęśliwego rozwoju.
Po szóste, z tego samego powodu należy praktycznie w nieskończoność rozwijać globalny system wymiany towarów i usług (w tym i tych seksualnych), oparty o ułatwiający życie Pieniądz zapewniający ludności ciągły wzrost Dobrobytu Życia traktowanego jako świętość (patrz encyklika Centisimus anus). W rezultacie tak naukowo zrozumianego celu życia, zarówno religia jak nauka dzisiaj zostały całkowicie podporządkowane kultowi „boga Izraela” reprezentującego „Trójcę” ponadnarodowych idoli T-P-D, czyli Technika-Pieniądz-Dobrobyt, przez „heretyków” kojarzonych po prostu z DUPĄ.
No i po siódme, najważniejsze, co logicznie wynika z powyższych SZEŚCIU ZAPLANOWANYCH NA WIEK XXI „PRAC BOŻYCH”. Otóż całość kontroli nad zgigantyzowanymi procesami produkcyjno-konsumpcyjnymi człowieczeństwa musi, wcześniej czy później, wylądować w „czystych rękach” ponadnarodowej sitwy bankierów będących jednocześnie właścicielami coraz bardziej zuniformizowanych mediów. Ta KORPORACJA GLOBALNYCH BIZNESMIENOW (KGB) przypomina kolektywnego „boga” decydującego, w sposób całkowicie arbitralny, o losie Świata. I to jest istota całego tego darwinowsko-kreacjonistycznego Inteligentnego Projektu, zarysowanego już na pierwszych stronach Pisma Świętego.
Na zakończenie tego PRZYPOMNIENIA (REKAPITULACJI) patologii wynikłych z najzwyklejszej choroby umysłowej Boga Izraela, wypada mi wypowiedzieć kilka słów na temat, też zapowiedzianego w Biblii, KOŃCA ŚWIATA, do którego rzeczony Intelligent Design musi z konieczności doprowadzić. Otóż według danych zebranych przez współpracowników Jeana Piageta, dotyczących etapów rozwoju mentalnego dzieci, bez pochodzących ze środowiska najrozmaitszych „perturbacji” (w postaci nie tylko „wrogich” napromieniowań, infekcji, klapsów dostawanych od rodziców, a nawet i niedoboru „bożej miłości” tak wychwalanej przez św. Pawła) jest całkowicie niemożliwym aby dziecko „przeskoczyło” na kolejny etap rozwoju swej osobowości. Wymienione powyżej „prace ku chwale boga (Mamona) Izraela” (T-P-D) muszą zatem prowadzić do zatrzymania poznawczego rozwoju obywateli, wegetujących pod kołtunem Awoda-zara – tak jak ma to miejsce w USA od dwóch stuleci a w Polsce od dwóch dekad – na poziomie rozwojowym kilkunastoletnich dzieci (lub nawet ślepych ludzkich „embrionów” kojarzących li tylko, że życie polega na „konsumowaniu i wzroście”, czyli mnożeniu się identycznych komórek.) A jak przypomniał to w swoim wykładzie profesor Włodzimierz Korohoda, komórki embrionalne, wszczepione pod skórę dorosłego osobnika, OBOWIĄZKOWO tworzą w jego ciele nowotworowe guzy …
Przebudowa zatem wszystkich, bez wyjątku, ludzkich kultur w MONSTRUALNY NOWOTWÓR na ciele Planety, to jest jak najbardziej ogólny cel, do którego zmierza szybko „amerykanizująca się” ludzkość. Ludzkość systematycznie pozbawiana ROZUMU zarówno przez „wypchany bogiem” kler (patrz Tołstoj) jak i przez „wypchanych nauką” propagandzistów EKONOMII. I jak to zauważył Karol Marks już przed blisko 170 laty, ułatwieniu realizacji tego „bożego planu” służą wynalezione już ponad dwieście lat temu PRAWA CZŁOWIEKA, wdrażane przez rozmaite STOWARZYSZENIA OBROŃCÓW PRAW (vide SPCz Janusza Karca z Gdańska, do którego sam od miesiąca+ należę). Patrz lekko satyryczny Załącznik E „Deklaracja Praw Człowieka Embrionalnego” z roku 1993, opublikowany w wersji oryginalnej w krakowskich „Zielonych Brygadach”.
Acknowledgements/Podziękowania
Na zakończenie tego, z konieczności przydługiego elaboratu na temat rako-podobnej patologii „starej religii” oraz „nowej nauki” Cywilizacji Zachodu, elaboratu napisanego z okazji 70-lecia mego niewątpliwie interesującego życia, chciałbym wyrazić podziękowania tym mym, często już zmarłym, nauczycielom oraz (wciąż żywym) kolegom, dzięki rozmowom z którymi powyższy elaborat, jak i wcześniejsze me „przeciw amerykańskie” prace udało się skompilować, a nawet i czasami opublikować w dość prestiżowych czasopismach. Są to, wymienieni w kolejności przeciw-chronologicznej, Zbigniew Jaworowski (W-wa), Stanisław Cieniawa (Kraków/Uniw. Szczecin), Ludwik Kostro (Uniw. Gdańsk), Andrzej Hrynkiewicz (UJ Kraków), Jacques Vonèche i Barbel Inhelder (Centre d’Epistémologie Génetique Uni Genève), Jacques Ninio, Daniel Zagury, Pierre Thuiller i Pierre-Paul Grassé (Uni Paris VII), Philippe Anker, Albert Jacquard oraz bracia Etienne i Gabriel Archinard (wszyscy z Uni Genève), Agathe Wehrli (WHO, Genève), Leszek Kołakowski (UC Berkeley/Uni Oxford) oraz Roger Hahn (UC Berkeley).
To pod wpływem sugestii tego ostatniego, zmarłego w ubiegłym roku francusko-amerykańskiego historyka nauki rozpocząłem, na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley dokładnie 40 lat temu, mą naukową przygodę z „postmodernistyczną” mutacją nauk o życiu. R. Hahn powiedział mi wtedy, że choć to będzie bardzo trudne i zawodowo bardzo ryzykowne, warto się starać spopularyzować szerzej mą obserwację, że biolodzy przestali rozróżniać miedzy ‘żywym’ a ‘nieżywym’, zawartą w mej ówczesnej „The Not-Too-Divine Comedy – the Meta Ph. D. Thesis”. W kilka lat później do tej mej „berkelejskiej tezy” dołączyło się przekonanie, iż ta PRZYSTOSOWAWCZA ‘ŚLEPOTA POZNAWCZA’ ma wyraźnie RAKO-TWÓRCZY CHARAKTER, co potwierdził mi, w czasie rozmów z nim na ten temat przed ponad 30 laty, znany specjalista of wirologii, a w szczególności AIDS, profesor Daniel Zagury z Paryża.
Tak więc ma książka „Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii”, napisana już w roku 1984 na zamówienie „Naszej Księgarni” ale opublikowana dopiero w 1993 przy częściowej subwencji mych kolegów ze Szwajcarii, jest jak gdyby realizacją skrywanych przed środowiskiem naukowym, testamentów historyków nauki Rogera Hahna oraz jego kolegi Pierre Thuillera.
Dr Marek Głogoczowski, Zakopane-Gdańsk 16.07. 2012
Załącznik E do Rozdzialu IV: Wykaz biblijnych źródeł darwinizmu
Załącznik D do Rozdziału IV: Deklaracja Praw Człowieka Embrionalnego
[i] Janusz Karc Bezpartyjny od zawsze. 50 lat. Poligraf .Wykształcenie wyższe administracyjno biznesowe. Zaangażowany społecznie jeszcze przed sierpniem 80 roku. Działacz Katolickiego Stowarzyszenie Gdańskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji “Jezus Żyje” oraz Fundacji “Wspólnoty Gdańskiej” Członek “Stowarzyszenia Poligrafów Pomorskich”, Żona ,3 córki. Własna firma od 20 lat. Współtwórca kilkunastu projektów m.in. “Parada Niepodległości”
[ii] Janusz Karc na portalu iskrajp2.pl przypomina wypowiedź papieża Jana Pawła II na spotkaniu z przedstawicielami wspólnoty żydowskiej ”Ta sama ziemia, która przez wieki była wspólną Ojczyzną Polaków i Żydów, wspólnie przelana krew, morze potwornych cierpień, doznanych krzywd powinny nas nie dzielić, a łączyć. O tę wspólnotę wołają do nas szczególnie miejsca kaźni, a w wielu przypadkach także wspólne mogiły”.. .jednym z ważniejszych zadań Kościoła jest wychowanie młodego pokolenia w duchu wzajemnego szacunku, w świadomości naszych wspólnych korzeni i naszych wspólnych zadań we współczesnym świecie, ale i poznawania własnej odrębności i tożsamości. Błogosławię z serca wszystkim wysiłkom, które służą temu właśnie celowi.” (MOJA OJCZYZNA, WSPÓLNOTĄ Z ŻYDAMI, Warszawa 9 czerwca 1991r.)
[iii] W broszurze „Jak ‘Janosik & Co’ prywatyzował Bank Światowy”, Kraków 1992 oraz Gdynia 1998.
[viii] Marek Glogoczowski “Open letter to Biologists”, Fundamenta Scientiae, 2/2, 233-253, Pergamon Press, Oxford, 1981.
[ix] Patrz książka na ten temat profesora Kazimierza Jodkowskiego, omawiającego w szczególności nowo-poglądy W.A. Dembski’ego, przypisującego statystycznemu przypadkowi rolę „bożej Opatrzności” – jak to podejście do „naukowego kreacjonizmu” zwykł interpretować P.-P. Grassé.