Esej o charakterze retrospektywnym, dający odpowiedź na pytanie dr Szymona Drobniaka z INoŚ UJ „Dlaczego w szkołach na lekcjach biologii nie porusza się tematu, skąd się bierze odporność na antybiotyki?” (Przegląd, nr 8/2017 s.21)
Addendum: MISOLOGOS’ GMO-LP
czyli o tym, jak
MISOLOGOS GENETYCZNIE MODYFIKUJE ORGANIZMY LUDZI PRACY (LABORIOUS PEOPLE)
Takim „Wstępem” rozpocząłem PRACĘ MEGO ŻYCIA (tak!) pod tytułem „Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologii”, napisaną na zlecenie wydawnictwa „Nasza Księgarnia” w roku 1984. Została ona wydaną drukiem dopiero w roku 1993, przy wsparciu finansowym ze Szwajcarii. A w roku 2003, w mej późno-doktorskiej pracy „(Antyzoologiczna) filozofia spoleczno-polityczna Noama Chomsky’ego”, obronionej na UŚ w Katowicach w styczniu 2003 roku, podałem przykład jak działa to „prawo Lamarcka” Zaniku Szerokiego na Świat Spojrzenia w miarę Nauk się Rozprzestrzenienia.
Cytuję z podrozdziału:
(Noam) Chomsky jako “homo ignorans” w zakresie konstruowania wiedzy
Taki właśnie dopisek autor (MG) niniejszego opracowania zakreślił samorzutnie nad tytułem artykułu Chomsky’ego “Spojrzenie w przyszłość: perspektywy badań nad ludzkim umysłem” z 1988 roku, zamieszczonego w tomie II “Noama Chomsky’ego próby rewolucji naukowej” (IFIS PAN, Warszawa, 1996). O co mianowicie chodzi w nim dr Chomsky’emu?
Wydaje się, że mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.
Od razu chciałoby się zapytać, jakie to dowody prof. Chomsky potrafi przytoczyć na poparcie swej tezy, (…) Nawet tego języka, w zakresie opanowania którego Chomsky uchodzi za specjalistę, dzieci uczą się właśnie poprzez samorzutny trening, polegający na imitacji dźwięków i ruchów osób od nich starszych. (…)
Odważnie idący na przekór faktom znanym zarówno etologom (specjalistom od zachowania się zwierząt) jak i psychologom, Noam Chomsky w “Spojrzeniu w przyszłość” występuje jako zdecydowany wróg tezy znanej każdej spostrzegawczej osobie, że „Konstrukcje umysłowe uważa się za rezultat kilku prostych operacji skojarzeniowych … może tylko nieco wzbogaconych przez zdolność do przeprowadzania indukcji … Te możliwości mają być wystarczającym źródłem wszystkich osiągnięć intelektualnych człowieka, w tym i języka.” … W związku z tą swą wrogością do powszechnie znanych form uczenia się, zadaje on pytanie: „Dlaczego intelektualistom tak bardzo zależy na tym by wierzyć, że człowieka kształtuje doświadczenie, a nie jego własna natura?”
Na to, na pozór retoryczne pytanie chciałoby się odpowiedzieć znakomitemu lingwiście-mechanikowi (pracował na MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology), że ludzka natura zmienia się wraz z wychowaniem. (…) Atakując – i to w sposób zupełnie “ślepy” – wszystkie koncepcje rozwoju człowieka, które na miejscu najważniejszym stawiają jego doświadczenia życiowe (a więc jak pisze, nie tylko behawioryzm, ale także marksizm oraz piagetyzm) Chomsky robi z siebie apostoła bezrozumnych i bezsilnych “ludzi bez neuronów” [patrz osiągnięcia intelektualne mentora Chomsky’ego, profesora P.-P. Changeux z Paryża], w rodzaju całkowicie wegetatywnych “rzodkiewek”, o praktycznie płaskich encefalogramach. (…) Taką postawę naukową Chomsky’ego należałoby określić jako czysty nihilizm, który w jakiś sposób musi się przekładać na jego filozofię społeczną i na jego libertariański (jak go sam nazywa) program realizacji “zakorzenionych w naturze ludzkiej Praw Człowieka”.
*
To tyle cytatów z mej pracy doktorskiej. To żarliwe zwalczanie, przez najsławniejszego amerykańskiego lingwistę, „intelektualistów, którym tak bardzo zależy na tym by wierzyć, że człowieka kształtuje doświadczenie, a nie jego własna natura” sugeruje, że on ma „coś za uszami” odnośnie jego własnych życiowych doświadczeń. Chodzi mu zapewne o to, że oprócz tych języków, jakich się on w dzieciństwie nauczył (angielskiego oraz, być może także hebrajskiego) to w okresie życia, gdy już dostrzegał efekty własnego zachowania się, NIE MIAŁ ON DOŚWIADCZENIA w nauce jakiegoś dodatkowego języka: w rozmowie z francuską lingwistką „modularną” Mitsu Ronat byli oni skazani na pomoc tłumacza, co wskazuje na bardzo ograniczoną kompetencję językową tej pary „lingwistów modularnych”.
Czy zatem odkryta przez Chomsky’ego UNIWERSALNA GENERATYWNA GRAMATYKA nie jest przykładem zmyślonej Nadrzeczywistości, tak negatywnie ocenianej przez krakowskiego filozofa i historyka Bronisława Łagowskiego (patrz tekst zasadniczy „MISOLOGOS”)? Jeśli chodzi o moje doświadczenie życiowe, to pomimo, iż „w średniej młodości” spędziłem aż 3 lata na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, gdzie napisałem, po angielsku, mą Meta-Ph.D Tesis „The Not-Too-Divine Comedy”, to wciąż mam problem, zwłaszcza gdy piszę „myśląc po polsku”, ze składnią obowiązującą w tym języku (podmiot zawsze przed orzeczeniem, a przymiotnik przed rzeczownikiem, nigdy na odwrót). Tak jakbym wciąż był trochę upośledzony genetycznie w zakresie tej Uniwersalnej Gramatyki, ponoć zakodowanej w genach każdego normalnego człowieka. Według „rewolucyjnych” poglądów Chomsky’ego, tej U-Gramatyki sztywna struktura powstała w genach ludzkich embrionów w bardzo odległych czasach, w momencie LOSOWEGO PRZYPADKU (sic!) jakim była mutacja genetyczna – z konieczności zaistniała jednocześnie u co najmniej dwóch osób – która spowodowała że nasi przodkowie nagle zaczęli się komunikować nie na migi, ale za pomocą pełnych zdań gramatycznie poprawnych. Taki „rewolucyjny” pogląd to dowód kompletnego braku wyobraźni, wyraźnie promowany przez IFIS PAN w Warszawie,!
Jeśli zaś chodzi o mnie, to na podstawie własnych DOŚWIADCZEŃ, zarówno z formowaniem się odruchów warunkowych jak i z biologią molekularną, od już blisko 40 lat publicznie utrzymuję, że geny, odpowiedzialne za nasze bardziej wysublimowane zachowania, w tym odruchy mózgu komunikowane za pomocą języka, są przez nasze organizmy KONSTRUOWANE (to termin Jeana Piageta) poprzez wielokrotne wykonywanie w młodości odpowiednich ćwiczeń. Szkic bio-mechanizmu tej endogennej „inżynierii genetycznej” jest podany na str. 237 oraz 238 „Open Letter to Biologists” z 1981 roku.
Dlaczego znani mi specjaliści w zakresie biologii molekularnej nie chcą dostrzegać, jak opracowywane przez nich schematy „dojrzewania” genów dość precyzyjnie pokrywają się z rozpracowywanymi przez etologów oraz psychologów, etapami dojrzewania ruchowo-psychicznego zwierząt, w tym i ludzi? Pamiętam, że po mym seminarium w styczniu 1980, zatytułowanym „Czy komórki potrafią się uczyć?”, kierownik Instytutu Biologii Molekularnej Uniwersytetu Paryż VII, prof. François Chapeville – pochodzenia polskiego i znajomy mej rodziny – powiedział mym kolegom, którzy to seminarium zorganizowali, że nie życzy sobie wykładów na ten, bądź co bądź istotny, temat. Poznany przeze mnie w kilka miesięcy później „neurolog komputerowy” Jean-Pierre Changeux, który do dziś głosi „nową wiarę” że „uczenia się polega na eliminacji połączeń interneuronalnych” (tak!) wręcz wrogo się odniósł do mej nieśmiałej uwagi, że pojawienie się pawłowskiego automatyzmu trenowanych czynności wymaga wzrostu – a nie zmniejszenia się – ilości połączeń w korze mózgowej (patrz konkluzja tego retrospektywnego eseju).
To dziwne przekonanie sporego odłamu Świata Nauki, o braku związku między doświadczeniami życiowymi ludzi (i zwierząt) a pojawianiem się ich bardziej wyrafinowanych zachowań, ma samo w sobie znamię choroby cywilizacyjnej. Charakter tej choroby dość precyzyjnie oddaje określenie MENTE CAPTUS, czyli dosłownie po łacinie „umysłowość przechwycona”, przy czym, wg słownika Kopalińskiego, jest to „umysłowość charakterystyczna dla jednostki albo grupy społecznej, uwarunkowana biologicznie i społecznie”. Osobnik tej klasy ogólnie wydaje się być umysłowo całkiem sprawnym, ale gdy zakwestionować sprawę w którą BEZMYŚLNIE WIERZY, to pojawia się u niego odruch natychmiastowego odrzutu i wręcz rasistowskiej wrogości – odruch bardzo podobny do zachowań tych angielskich „hebraistów”, nienawidzących „hellenistów”, o których pisał Matthew Arnold w „Kultura i anarchia” w 1869 roku.
Laureat Nagrody Nobla Jacques Monod, w szeroko rozkolportowanej, także w PRL-u, książce ”Przypadek i konieczność” w roku 1970 dumnie ogłosił, że geny pozostają poza jakąkolwiek możliwością kontroli ich się zachowania przez noszące je organizmy. I tę właśnie Nadrzeczywistość Nie-Znajomości Praw Biochemii pracowicie rozpropagował w kilkanaście lat później Richard Dawkins, w nagłośnionych przez CIA książkach „Samolubny gen” oraz „Ślepy Zegarmistrz”. A przecież to już w roku 2000, przy okazji dokładnego „rozpracowania” struktury ludzkiego genomu się okazało, że genom embrionalny człowieka ma około 30 tysięcy genów, a genom osoby dorosłej różniących się od siebie genów ma średnio aż 100 tysięcy! I jak dotąd nie czytałem aby jakiś autorytet biologii molekularnej był na tyle odważny, aby z tego faktu wyciągnąć wniosek, że CZŁOWIEK W CIĄGU SWEGO ŻYCIA SAM ROZBUDOWUJE – i to w znacznym stopniu – swą genetyczną osobowość (patrz Przypis 1 i).
Ta, obowiązująca obecnie także w PAN-owskich (tych z Warszawy) Naukach o (Bez)Życiu praktyczna „lobotomia”, odseparowanie nauki o rozwoju ludzkiej osobowości od nauk o genetycznym podłożu najrozmaitszych przystosowań organizmów do ich otoczenia, miała swe narodziny początek już w latach 1940. Wtedy to przyszli laureaci Nagrody Nobla z Biologii, Max Delbrück i Salwador Luria ZASUGEROWALI, że odporność mikroorganizmów na choroby jest DZIEŁEM PRZYPADKU, nie związanego z „obronnym” zachowaniem się drobnoustrojów. (Autorzy po prostu nie uwzględnili kilkudziesięciogodzinnego opóźnienia przed pojawieniem się pierwszych bakterii rozmnażających się w obecności „selekcjonującego” je wirusa.)
A czy istnieją jakieś przykłady, że takie zmiany genetycznej natury, w reakcji na środowiskowe wyzwania, są możliwe? Oto co napisał na ten temat mój kolega, dr Maciej Pokora w trakcie dyskusji o „genetycznym zakodowaniu” narodowości, na portalu „Marucha” w dniu 21-01-2017:
A oto rezultaty eksperymentu, wykonanego z początkiem XX wieku, przez wiedeńskiego zoologa Franza Kammerera. To eleganckie doświadczenie z hodowlą salamander przez kilkadziesiąt lat było „wycinane z pamięci” środowisk naukowych przez (NIEDO)UCZONYCH typu Richarda Dawkinsa:
W pół wieku po Kammererze, eksperyment z hodowlą salamander na rozmaitych podłożach powtórzyła zoolog Kitty Ponse na Uniwersytecie Genewskim, otrzymując podobne wyniki. Zaś potwierdzenie w latach 1980 dziedziczenia, przez myszki, wykształconej we wczesnej ich młodości tolerancji immunologicznej na partykularny antygen, kosztowało kanadyjskich badaczy Teda Steele i Rega Gorczynskiego utratę pracy. (Edward Steele w nagrodę za ukryte wsparcie dla „Łysenkowskiej Nie-Spiskowej Teorii Dziejów” doczekał się przepędzanie aż na Antypody do Perth w Australii; ja z podobnych powodów musiałem nieco wcześniej „zbiec” z Genewy do PRL-u Stanu Wojennego)
Podobne „doświadczenia życiowe” nie tylko moje i Teda Steele, ale i mojego nieco starszego kolegi, biologa molekularnego z Genewy Phillippe Ankera, wskazują że sytuacja w establishmencie kontrolującym gmach Nauk o Życiu jest bardzo niezdrowa. Słuchając i czytając takie wypowiedzi jak wspominanego wcześniej Jacquesa Monoda, angielski socjolog – i podobnie jak i ja himalaista – Michael Thompson już dokładnie 40 lat temu napisał, w książce „Teoria bzdury”, że „w naukach o życiu jesteśmy świadkami systematycznego ukierunkowania badań, aby odsunąć wiedzę ciągle dalej od prawdy, tak aby nie dopuścić, by ludzie kiedykolwiek zobaczyli, jak rzeczy naprawdę wyglądają ”. I na podstawie własnych doświadczeń życiowych zauważył, że taka sytuacja grozi tragicznymi konsekwencjami w przyszłości.
Co z tych przemilczanych odkryć z lat 1940, zarówno McClintock (w USA) jak i Łysenki (w ZSRR) w praktyce wynika?
Po pierwsze, z ich prac wynika, że ustrój genetyczny (czyli „naturę”) istot żywych – a w szczególności roślin – da się złamać, stosując wobec nich odpowiednie stresy, niekoniecznie mające bezpośredni wpływ na ukształtowanie ich genów: to już w roku 1911 holenderski botanik Hugo de Vries odkrył, że hodowanie na rozmaitych rodzajach gleb, rośliny zwanej wesiołkiem lamarcka, po 2-3 pokoleniach powoduje nagłe pojawienie się kilku, genetycznie od siebie izolowanych odmian, określanych od jego czasów jako mutacje! Co więcej, w przypadku ludzi, do przebudowy dziedziczonego przez nich genotypu wystarczają ostre stresy psychiczne, będące w niektórych wypadkach „inicjatorem” wewnątrzorganizmowej „genetycznej anarchii”. Bio-reakcje na taki stress mogą dać impuls – w wypadku braku wystarczającej endogennej ochrony immunologicznej – do ujawnienia się rozmaitych typów nowotworów o obowiązkowo genetycznym podłożu.
Po drugie, tę oficjalnie potępianą łysenkowską „Doktrynę szoku”, pracujący w Waszyngtonie D.C. oraz londyńskim City budowniczy (czyli „Masoni”) Nowego Światowego Porządku zaczęli w praktyce wykorzystywać, na skalę planetarną, do „łamania” tradycyjnych zachowań się narodów żyjących, przez znaczną część wieku XX, w „psychicznym dobrobycie” socjalizmu. Proszę przypomnieć sobie, co się stało ze ZWYKŁĄ ludnością Polski, gdy nagle w 1990 roku „plan Balcerowicza” odebrał jej dotychczasowe środki do podtrzymania życia! To, czego budowy jesteśmy obecnie u nas świadkami, zasługuje na socjobiologiczną nazwę NOWOTWÓR POLSKA, społeczny POTWÓR dewastujący wszystko na swej drodze „rozwoju cywilizacji”. (Patrz architektura dzisiejszej Nowej Warszawy, niedawne zezwolenie PIS-rządu na niczym nie kontrolowaną wycinkę drzew na prywatnych posesjach, czy postępujące ZBRZYDNIĘCIE coraz bardziej otyłej populacji, karmionej hipermarketową „strawą”, także tą intelektualną!)
Jeśli zaś chodzi o praktyczną hodowlę nowotworów, nie tylko w formie wyizolowanych „in vitro” tkanek – ale także „in vivo”, w ciałach zwierząt – to po początkowym silnym stresie, zwanym INICJACJĄ, zazwyczaj praktykuje się trwającą czasami nawet dziesięciolecia, PROMOCJĘ zachowań, jakie zamierza się utrwalić w genotypie modyfikowanych roślin oraz zwierząt. W wypadku wieloletnich „szkoleń” Genetycznie Modyfikowanych Organizmów Ludzi Pracy, GLOBALNI HODOWCY sztucznie rozbudzają – głównie za pomocą wszędzie wciskanych REKLAM – jak najbardziej prymitywne ludzkie pożądania. Tymi obiektami, wymuszającymi działania ludności w kierunku ich pozyskania, są przede wszystkim PIENIĄDZE, za które można kupić rozliczne URZĄDZENIA TECHNICZNE, zwalniające „szkoloną” ludność od wszelkich, wydających się być uciążliwymi, życiowych czynności. Atak PLANTATORÓW GMO-LP jest szczególnie nacelowany na „słabszą”, żeńską połowę ludzkości – by poprzez jej wymagania kontrolować zachowania się i tej „mocniejszej”, męskiej jej połowy. W tym „szkoleniu” wielką rolę odgrywa doskonalenie uwielbianych przez kobiety luksusowych URZĄDZEŃ SANITARNYCH, we czasach Polski Przedwrześniowej do rządowego nakazu budowy na wsiach „sławojek” ograniczony.
Ten bardzo amerykański KULT T-P-D, czyli Techniki, Pieniądza oraz Dupy Wygody się domagającej, w imieniu którego to „Boga Cywilizacji” występowali w PRL-u lat 1980 Wojownicy Solidarności, w automatyczny sposób doprowadził do powstania Giga Korporacji ten Komfort Życia gwarantujących. A RAKOTWÓRCZE skutki „dobrotliwej” działalności tych Giga-Korporacji jest bardzo łatwo prognozować. O ile oczywiście, potrafimy zachować – lub „wskrzesić” u siebie – starożytny ANTYHEBRAJSKI LOGOS HELLEŃSKI, w czasach nowoczesnych przez Łyszczyńskiego, Lamarcka, Arnolda, Łysenkę, Piageta i autora reprezentowany.
O tym LOGOSIE ZOOLOGICZNYM napisałem w Genewie dla paryskiej „Kultury” (patrz Przypis 2 ii) w 1981 roku w miarę dowcipny artykuł „Wykład na temat rozwoju potrzeb”; udało się go opublikować dopiero w PRL-owskiej „Twórczości” nr 2, 1983 – a następnie jeszcze raz, po zmianie ustroju w czasopiśmie „Obywatel”, Łódź, nr 1(5) 2002. Jego wersja internetowa http://niniwa2.cba.pl/obywatel.html niestety znikła wraz z 10-letnim „Obywatelem”. (Przy tej okazji odkryłem, że za zniknięciem starego „Obywatela” stała polska Filia CIA, w osobach Zbigniewa i Zofii Romaszewskich, ta ostatnia od kilkunastu lat jest dyrektorem szczekaczki TV Biełsat, nadającej w kierunku Białorusi!)
W tym, napisanym w Genewie przed 36 laty, „Wykładzie” chodziło mi głównie o to, że osoby nawykłe do wykonywania zrutynizowanej pracy, poprzez zjawisko „niewolnictwa przyzwyczajeń”, opisane już przez Arystotelesa, zmieniają się w podobne do nieożywionych przedmiotów roboty, które „robią coś, nie będąc świadomymi dlaczego to robią”. A co głównie wytwarzają oraz rozpowszechniają te, przez „cywilizację T-P-D” wyhodowane, bio-roboty? Oczywiście kolejne „ułatwiające życie” coraz bardziej atrakcyjne przedmioty, które przez samo swoje istnienie popyt na nie nakręcają. Aż do totalnego ZADUSZENIA PRZYRODY przez wytwory zrobotyzowanej pracy.
Ale nie tylko sama hipertrofia ekonomii jest groźna. Te sztuczne „ułatwienia życiowe” – jak chociażby komputer, którego właśnie używam – coraz bardziejej izolują od siebie ich użytkowników, przez co eliminują wymieniane bezpośrednio między nimi bodźce, konieczne do pełnego wykształcenia się charakterystycznej dla homo sapiens osobowości. (Patrz N. Chomsky i jego „Próba rewolucji naukowej”.) Dzięki temu, bardzo dzisiaj agresywnemu się SAMOUDOMOWIENIU, coraz więcej przedstawicieli naszego gatunku w wieku dojrzałym zachowuje swe cechy „dziecięcego egoizmu”, wręcz intelektualnego „embrionalizmu”, skupionego na maksymalnej konsumpcji, połączonej z namnażaniem umysłowo „embriono-podobnych” swych kopii. (Patrz „Deklaracja Praw Człowieka Embrionalnego” z 1993 roku.)
A przecież wszyscy lekarze, którzy na serio zajmują się etologią (nauką o zachowaniu się) nowotworów, dziesiątki już lat temu zauważyli, że „ekonomicznie” bardzo agresywna masa komórek raka, jak gdyby genetycznie powraca do zachowania się słabo zróżnicowanych komórek wczesnych embrionów zwierząt. I to jest to, co dzisiaj obserwujemy – monstrualne wręcz nagromadzenie izolujących ludzi od siebie produktów T-P-D spowodowało, że obłąkana filo-entropicznymi pożądaniami komfortu, ludzkość zamieniła się w agresywnie bezmyślne CZŁOWIEKOWISKO, ślepo dążące do eksploatacji wszystkiego na Ziemi co się da skonsumować!
ZOOLOGICZNE lamarckowskie rozważania na temat Genesis GMO Mente Captus, nakazy „boga” MISOLOGOS spełniającego
Tutaj krótko się zajmę „jednokomórkowcami rozumu”, zazwyczaj „udoskonalonymi genetycznie” przez dekady pobytu za Oceanem. Zachowują się oni trochę jak ci podobni do martwych maszyn pracownicy fizyczni Arystotelesa „robiący coś, nie wiedząc po co to robią”. Otóż motywem przewodnim mej Meta-Ph.D. Thesis z U.C. Berkeley w 1972 roku (patrz Przypis 2), była ściśle naukowa obserwacja, że zarówno „normalna” ludność USA jak i najwybitniejsi uczeni tej WYJĄTKOWEJ NACJI (B.F. Skinner i M. Scriven wtedy) mają trudności z odróżnieniem istot żywych od nieanimowanych. Zaś dzięki mym, o kilka lat późniejszym graduate studies genetyki populacji oraz ewolucji w Genewie i Paryżu, udało mi się sprecyzować, że lamarckowska własność żywiny „wyrównania z nadmiarem” (określenie J. Piageta) poniesionej przez nią nie krytycznych uszczerbków, stanowi differentia specifica między przedmiotami ożywionymi i martwymi. To przeciwentropiczne zjawisko jest doskonale znane wszystkim aktywnym sportowcom, oraz oczywiście także lekarzom, celowo „zatruwającym” dzieci mikrodawkami rozmaitych szkodliwych substancji – by w reakcji na nie wymusić na ich organizmach budowę sprawnego systemu odpornościowego.
Tymczasem, w ramach podobnej do tej, omawianej na wstępie Noama Chomsky’ego „naukowej rewolucji”, o charakterze wyraźnie PRZECIW ROZUMOWYM (to po grecku znaczy Misologos), mamy dziś w świecie, także w Polsce, „wysyp” doktorów, zazwyczaj wykształconych za Oceanem, utrzymujących, że takiej „regeneracji z nadmiarem” mini uszkodzeń żywych organizmów PO PROSTU NIE MA. Jak to niedawno napisał w internecie mój były kolega dr Piotr Bein z Vancouver w Kanadzie: „(pan Makowski) W okresie oburzenia musowymi szczepieniami, był ZA szczepieniami. To mnie zaintrygowało — kto chciałby uszkodzić dziecko!”
Toż to już nawet nie jest świadectwo osobowości typu mente captus, tylko – by użyć medycznego terminu – zwykłe matołectwo jego i jemu podobnych doktorów zza Oceanu (dr Jaśkowski zapewne też):
Zjawisko bowiem wzmacniania się, nawet bardzo młodego organizmu, poprzez jego „starcia” z zaburzającymi jego homeostazę przeciwnościami, było doskonale znane już w starożytności „co cię nie zabije, to cię wzmocni!”, a blisko 200 lat temu nasz narodowy wieszcz Adam Mickiewicz w „Odzie do młodości” zalecał wychowanie młodzieży w taki to właśnie „heroiczny” sposób:
Kto dzieckiem w kolebce łeb urwał hydrze
(tu poeta zapewne przewidywał nadejście masowych szczepień)
Ten młodym zdusi Centaury
(tu zapewne chodziło mu o uodpornienie się na bardzo groźne choroby)
Piekłu ofiarę wydrze, do Nieba sięgnie po Laury
(a to oczywiście, wizja przyszłości PAN w Z-nem! )
Skąd się wzięła ta, będąca formą lekkiego autyzmu, plaga cywilizacyjna polegająca na coraz częściej obserwowanym zaniku, u „wyedukowanych” ludzi, połączeń neuronalnych pozwalających im odróżniać żywe od martwego? Wspominany w tekście zasadniczym MISOLOGOS, historyk nauki Lynn White przypomniał, że nowoczesna nauka zrodziła się na gruncie przyzwyczajeń myślowych narzuconych przez żydo-chrześcijańską religię. A w Biblii HEBRAJSKIEJ „oświecającej” poczynania zarówno żydów jak i protestantów, NIE MA ANI SŁOWA o tym że istoty żywe, poprzez powtarzane po wielokroć wysiłki, z czasem doskonalą swe odruchy (patrz Przypis 3, w którym przytoczone są opinie, na ten temat, Filona Aleksandryjskiego oraz św. Pawła iii).
„Nasza” religia ze względu na zrozumiały odruch samozachowawczy, z konieczności jest zmuszona do odrzucania bardzo starej tezy mnicha Pelagiusza, twierdzącego że człowiek jest Z NATURY zdolny do samodzielnego się doskonalenia. Bo gdyby ludzie, w ramach wyklinanej przez Ojców Kościoła „helleńskiej” pogoni za możliwie doskonałym zrozumieniem świata, zaczęli dostrzegać, jak to było w przypadku nieszczęsnego Kazimierza Łyszczyńskiego pod koniec wieku XVII, że „Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, … Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych.”, to biznes wiary by szybko uległ wygaszeniu – tak jak to się obserwuje do dziś w Chinach, już od półtora tysiąca lat nękanych przez kolejne najazdy chrześcijańskich misjonarzy.
Z identycznego egoistycznego powodu, te wszystkie GIGA KORPORACJE, które starają ię dzisiaj opanować nawet najbardziej izolowane zakątki naszego globu, też muszą walczyć, podobnie jak i Kościoły, o to aby uzależnione od nich ludzkie masy, nie próbowały się, z ich „dobrotliwego uścisku”, uwolnić. Stąd też i Zjednoczona Dyrekcja (po angielsku „Deep State”) tychże Koncernów, Banków oraz Kościołów robi wszystko aby przemilczane były zdolności istot żywych – w tym i mikrorganizmów tak prostych jak bakterie – do ich się doskonalenia i to w szczególności na poziomie genetycznym. (Patrz Przypis 4 wskazujący na podobieństwo zewnętrznej formy „5 solas” protestanckich ograniczeń Rozumu, do analogicznych „5 solas” neodarwinizmu iv). Podobnie jak KOŚCIOŁY, tak i NOWOCZESNE KORPORACJE utraciłyby sporo ze swych zysków w wypadku, gdyby ludzie mniej się podniecali „cudami techniki” przez te korporacje wyprodukowanymi. A nie mając pretekstu by w nieskończoność rozwijać ekonomię, to i cały PROJEKT GLOBALIZACJI, realizowany z iście misjonarskim zacięciem przez WYJĄTKOWĄ NACJĘ, uległ by wygaszeniu.
Komentarze oraz Przypisy do Addendum pt. Misologos GMO-LP
Komentarz z portalu „wiernipolsce1”:
canassatego 10 Luty 2017 o 00:26
To absolutnie sensacyjny artykuł Dr. Głogoczowskiego, artykuł, który wymaga co najmniej dwukrotnego przeczytania, żeby go należycie docenić.
Kiedyś ucząc studentów, ciągle mówiłem, że nie wystarczy raz przeczytać wartościowy artykuł czy książkę: trzeba je czytać co najmniej dwa razy, sprawdzając w trakcie wszystkie odsyłacze, nie znane wyrazy/terminy i pojęcia. Czasami trzeba odstawić dany artykuł lub książkę na jakiś czas żeby dokształcić się i dopiero wtedy wrócić do lektury.
(…) Oto jeden z setek cytatów, które to warto wcześniej czy później umieścić:
„W sumie, jak to już po wielokroć powtarzałem, (ZA)DUCH IGNORANCJI promieniujący z kart Pisma Świętego, w sposób automatyczny prowadzi do mikrocefalizacji, neuronalnego – a zatem i Rozumowego – skarłowacenia społeczeństw, które na chimerę „Boga Biblii” dały się nabrać. W ten sposób z czasem doczekaliśmy się światowego rozkwitu lumpen-kultury T-P-D (Technika-Pieniądz-Dupa), mającej Trójcę Patronów w osobach patriarchów oraz wojowników Izraela: Abra/ha/m – Ojciec chrzestny oraz „Podtrzymywacz/Sutener” kultu Mamona; Jakub-Izrael – Siedzidupa kolekcjonująca bogactwa; oraz Dawid – wykorzystujący podstęp techniki dla zapanowania nad współplemieńcami. W zasięgu tej biblijnej lumpen-kultury, jak w przysłowiowym Trójkącie Bermudzkim, od wieków znika ludzki ROZUM.”
i Przypis nr 1: Ustroje żywe posiadają zarówno geny, które są bardzo szybko przebudowywane jako reakcja odpornościowa na stresy środowiskowe, jak i geny istotne dla zachowania życia, które przez miliony lat mogą pozostawać niezmienione. Tak jest w przypadku genu ludzkiej hemoglobiny, który różni się od analogicznego genu u szympansa zaledwie o jedną punktowa mutację! Inne, trochę mniej ściśle chronione przed niepowołanymi mutacjami ludzkie geny są obecnie wykorzystywane jako „znaczniki genetyczne” pochodzenia indywidualnych osób oraz całych grup ludności. Natomiast propagowana przez klikę (niedo)ucznych klasy Mente Captus WIARA W CAŁKOWITĄ NIEZMIENNOŚĆ NASZYCH GENÓW (patrz „gajowy marucha” powyżej), oraz w ułomności jakie możemy nabyć wskutek ich uszkodzenia – na przykład przez promieniowanie jonizujące – jest kompletnie SZTUCZNA. Zwłaszcza w świetle rzadko publikowanego faktu, że uszkodzone geny są bardzo szybko naprawiane przez odpowiednie enzymy (u nas samych zachodzi codziennie ponad milion takich napraw!).
ii Przypis nr 2: Cykl artykułów naukowych MG (i o MG) przytoczonych w www.kulturaparyska.com/portal/pdf/Bibliografia-1974-1980.pdf
PROBLEMY NAUKI WSPÓŁCZESNEJ
254. BROŃSKI, M., pseud.: Metateza Marka Głogoczowskiego. 1975: 6/333, 139-140. Rec. Gąsienica [Marek Głogoczowski]: The not too Divine Comedy – Meta Ph. D. Thesis. Chene-Bourg, Switzerland, Author, 1974.
255. GŁOGOCZOWSKI, Marek: Ciuciubabka naukowa. 1980: 7/394-8/395, 72-90.
256. –: Myśli uczesane. 1978: 1/364-2/365, 27-36. Myśli o schorzeniach cywilizacji zachodniej.
257. –: Postępowcy i reakcjoniści. 1975: 1/328-2/329, 14-24. Dot. głównie „Manifestu Humanistycznego” z „The Humanist”, Sept. 1973 z podpisami 120 uczonych, filozofów i teologów, w tym A. Sacharowa i B.F. Skinnera.
iii Przypis nr 3: W Starym Testamencie W OGÓLE nie ma wzmianki, że prorocy Izraela osiągali swą mądrość jakimś osobistym, przypominającym żmudny trening, poznawczym wysiłkiem. Dokładnie na odwrót, Bardzo kultywowany Żyd aleksandryjski, znany jako Philo Judeaus, przed dokładnie 2 tysięcami lat dostrzegł w Księgach Mojżesza coś takiego:
“… ten kto przez wysiłek zdobywa cnotę, okazuje się mniej znaczącym i mniej doskonałym niż Mojżesz, który bez trudu i łatwo ją otrzymuje od Boga. … Jak bowiem trudzenie się jest czymś mniejszym i bardziej pospolitym od braku wysiłku … tak samo człowiek uczący się w porównaniu z mającym wiedzę w sobie.” (3; Alegoria Praw, ks. III, str. 135)
Będący głównym bohaterem tego Addendum, Noam Chomsky w swej autobiografii wspominał, że w młodości musiał się uczyć na pamięć całych strom Starego Testamentu. I to właśnie ten specyficzny trening w dzieciństwie przyczynił się do spontanicznego pojawienia się u niego, w wieku dojrzałym, już chyba genetycznie „zafiksowanego” odruchu myśli, że doświadczenia życiowe nie odgrywają żadnej roli w kształtowaniu się natury człowieka – w tym i ludzkich kompetencji językowych. Nawet Chomsky’ego osobiste rozmowy z Jeanem Piagetem w 1975 roku nie były już w stanie skorygować tej jego „idée fixe”; podobnie jak me rozmowy z Piotrem Beinem w roku 2000 nie potrafiły wprowadzić żadnych zmian w jego „idée fixe”, też zapewne już genetycznie usztywnionej. Co ciekawsze, dzięki tej swej, uformowanej w młodości przez czytelnictwo ST, dojrzałej NATURZE, Noam Chomsky w opublikowanym w 1988 roku „Spojrzeniu w przyszłość”, profetyczne zapowiada, że chyba nie będzie można sformułować LT czyli „Learning Theory”, teorii uczenia się znanej skądinąd doskonale już w starożytności pod nazwą „repetitio est mater studiorum”. Jest to doskonały przykład do czego prowadzi bezkrytyczne zatruwanie umysłów dzieci „zabijającymi mózg” tekstami Pisma Świętego. To „Pismo od Boga” autorytatywnie wskazuje, że rzeczy naprawdę ważne już są genetycznie zakodowane w ludzkich zarodkach, w szczególności w zarodkach „wybrańców Boga”.
Tę typową „dumną hebrajską (bez)myśl” znajdujemy także u św. Pawła: „głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej ” – czyli znowuż „mądrość” bez żadnego wysiłku przezeń uzyskaną. Oczywiście profesor Łagowski by powiedział, że tu chodzi o kolejną hucpę z NADRZECZYWISTOŚCIĄ maskującą niezbyt estetyczną RZECZYWISTOŚĆ misji tego super-Apostoła – i oczywiście miałby rację, jak wszyscy rozsądni krytycy wyprowadzonego z judaizmu chrześcijaństwa.
iv Przypis IV. By zabezpieczyć chrześcijańską „trzodę” przed zarazą wpływów helleńskich, Wielki Budowniczy Kościoła Powszechnego apostoł Paweł w ten sposób zalecał (1 Kor 4:6) sławną Sola Scriptura — “Bracia, abyście na nas się nauczyli nie rozumieć więcej ponad to, co napisano (w ST oraz w moich „Listach”, ale nie w Ewangeliach, wtedy jeszcze nie spisanych!)” Te „Listy”, negujące wartość i fizycznych ćwiczeń i nauk przyrodniczych, dostarczyły protestantom impulsu do ustalenia sztywnych zasad ograniczeń intelektu zwanych „5 solas”. Które to „solas” stały się zalążkiem nowoczesnych odruchów typu mente captus, dominujących szczególnie w krajach anglosaskich.
Bowiem to właśnie wśród badaczy wychowanych w takim „hebrajskim” zaduchu, zrodziła się Nadrzeczywistość Darwinowskiej Teorii Ewolucji. Pozorowanej Ewolucji której teoria, podobnie jak starotestamentowy Kreacjonizm, negują istnienie jakichkolwiek zdolności istot żywych do doskonalenia, poprzez powtarzane wysiłki, swego zachowania się w świecie. A oto „5 solas” tej PLUGAWEJ ATRAPY NAUKI, nie wychylającej się poza Ramy Poznawcze ustalone, przed tysiącami lat, w (równie plugawym) Piśmie Świętym. Wystarczy bowiem zamienić słowo Bóg (ew. Chrystus) na geny, oraz oraz określenie Boża Łaska (Opatrzność, „boże wybraństwo”) na Losowy Przypadek i mamy obowiązujący dzisiaj w PAN w Warszawie, Naukowy Światopogląd, oficjalnie traktowany jako przeciwwaga „obskuranckiego kreacjonizmu”:
1. Sola scriptura (neo)darwiniana acceptabile est – Tylko pisma (neo)darwinowskie są akceptowalne w naukowych czasopismach [(neo)Darwinian writings alone are acceptable in scientific journals]
2. Solo multiplicatio esentiae vitae est – Tylko rozmnażanie się jest istotą życia [multiplication alone is the essence of life]
3. Soli genes determinant caractere animalis, actiones animalis non essentialis sunt – Tylko geny określają charakter zwierząt, aktywność tych zwierząt nie ma (ewolucyjnego) znaczenia [genes alone determine the character of an individual, etc.]
4. Solus incidentes creatio species novus – Tylko przez przypadek powstają nowe gatunki [only by accidents new species appear]
5. Sola selectia naturalis est motor evolutione – Tylko dobór naturalny jest motorem ewolucji [natural selection alone is the motor of evolution]
I to jest zestaw ARTYKUŁÓW WIARY, na podstawie których sławny także w Polsce „ewangelista” neodarwinizmu, Richard Dawkins zbudował swą naukowo-literacką karierę. To już blisko 20 lat temu, w „Syndromie Ślepego Zegarmistrza” wskazałem, że Teoria Neo – a ściślej Żydo – Darwinizmu jest w całości zbudowana na Światłach Przewodnich ST oraz pawłowskich „Listów”, bez jakiejkolwiek informacji pochodzącej od „grzesznych” zmysłów (patrz obrazki 1-3 tekstu zasadniczego Misologos). Mówiłem nawet o tym na konferencji „Nauka a Religia” zorganizowanej przez Uniwersytet Zielonogórski w 2007 roku, niestety z miernym skutkiem – gro jej uczestników należało do stanu duchownego.