Odwieczny Eros znęca się nad chimerą Agape

„Czyniący światło”* Eros Sokratesa odsłania „zakrywający wszystko” nowotwór Agape św. Pawła

Dr Marek Głogoczowski

Po opublikowaniu mego sprawozdania z podróży na Nową Zelandię otrzymałem szereg e-listów z gratulacjami, co niewątpliwie poprawiło mój humor (lecz nie mą nadwątloną sytuację materialną). Na ich tle wyróżnił się e-list nieznanego mi osobiście korespondenta o inicjałach „T.K.”, który w następujący sposób skomentował mój ostatni „ogólny” email o wejściu na Mt Cook, czyli dosłownie na Górę Kucharza:

Człowieku – filozofie..? przestań do (cholery?) wysyłać swoje wypociny !!!!!

Muszę się przyznać, że był to nie pierwszy monit rzeczonego „T.K.” rozsyłającego swe e-listy z portalu http://www.roto-frank.com. Jeszcze przed końcem 2011 zdążył on oprotestować me bożonarodzeniowe życzenia „Oby zawsze było Słońce”. (Wychwalały one coroczne odradzenie się, w dniu zimowego przesilenia, pogańskiego boga Erosa, który „goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, do rozumu dąży, dać sobie radę potrafi, a filozofuje całe życie,” jak to opisywał Sokrates.) I na tej, zarejestrowanej na mym „liczniku” (komputerze) numerycznej podstawie odważam się twierdzić, że „T.K” należy do specyficznej „bożej trzody”, o której swobodny wypas na Ziemi (tzn. PANOWANIE NAD ŚWIATEM) usilnie zabiegał znamienity ambasador hebrajskiego Pana Świata (Adon Olam) znany chrześcijanom jako Święty Paweł.

Dlaczego? Bowiem „T.K.” w swej niechęci do męczących wysiłków fizycznych, niechęci połączonej z pogardą dla filozofii, wyraźnie  poszedł drogą wyznaczoną przez Apostoła Pogan, który w ten oto sposób starał się odwracać uwagę chrześcijan od dbałości o dobra formę fizyczną:

„Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata a nie na Chrystusie. …  w Nim też otrzymaliście obrzezanie, nie z ręki ludzkiej, lecz Chrystusowe obrzezanie, polegające na zupełnym wyzuciu się z ciała grzesznego (do Kolosan 2, 6-14)

Co więcej, w liście 1 do Tymoteusza 4: 7-8 Apostoł przedstawia swym czytelnikom zalety „wyzucia się z grzesznego ciała” domagającego się najrozmaitszych cielesnych poruszeń, jak chociażby ćwiczenia zmysłu wzroku czy sprawności językowej: „Ćwicz się w pobożności, Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda; pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego”.

Czy chrześcijańska pobożność to KULT BEZRUCHU?

Interpretujący to zdanie Apostoła o. Józef Augustyn, jezuita podkreśla, że ćwiczenie się w pobożności to „Przede wszystkim modlitwa. Dodam: codzienna modlitwa… Kiedy człowiek modli się szczerze, odkryje także inne ćwiczenia: skupienie, umartwienie, post, dawanie jałmużny, kierownictwo duchowe, rozeznawanie duchowe itd.” W sumie chrześcijańska pobożność to w zasadzie KULT BEZRUCHU, przeciwieństwo helleńskiego KULTU AKTYWIZMU w postaci chociażby codziennych fizycznych ćwiczeń, którym z upodobaniem „grzesznego Adama” oddawali się starożytni filozofowie Grecji. I tutaj nie tylko jako filozof-praktyk alpinizmu, ale także i znawca Praw Fizyki oraz Nauk Jeana Piageta, jestem ABSOLUTNIE PEWIEN że sprawy mają się dokładnie na odwrót niż to głosił maluczkim rzeczony „13 apostoł”. Mianowicie odpowiednio dobrane ćwiczenia fizyczne są przydatne do wszystkiego, przede wszystkim dla utrzymania naszego zdrowia, zaś paulińska pobożność potraktowana na serio – patrz powyższy wywiad z o. Józefem Augustynem – prowadzi prostych ludzi do choroby BEZMYŚLNOŚCI, na której pasożytują kapłani-cwaniacy.

Tego mego „pogańskiego”, spostrzeżenia żaden „bóg” nie jest w stanie podważyć, jako że wynika ono z prostego psycho-fizjolologicznego faktu, który zauważył już Arystoteles, nihil est in intellectu quod non fuerit prius in sensu (nie ma nic w umyśle czego wcześniej nie było w zmysłach). A zatem nasz (?) Apostoł, zalecający „Chrystusowe obrzezanie, polegające na zupełnym wyzuciu się z ciała grzesznego”, poprzez propagowanie wyhamowania „grzesznych doznań” jakie dostarczają nam, z definicji cielesne, zmysły, po prostu usiłuje pogrążyć w mroku dusze osób dających wiarę jego SŁOWU (Logosowi), iż „my głosimy mądrość Bożą tajemną, zakrytą, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszejGłosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują. Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać.” (1 Kor 2,1-14)

Co więcej, w tej swej nauce, nabytej z konieczności w zmysłowy sposób, poprzez czytanie proroctw, „13 apostoł” sprzeniewierzył się zaleceniu Jezusa z Nazaretu, iż „Świecą ciała jest oko twoje. Gdy oko twoje jest zdrowe, i całe ciało twoje jest świetliste. Kiedy zaś jest chore, i ciało twoje ciemne. Bacz więc czy światło w tobie nie jest ciemnością” (Łk. 11.34-35; Mt. 6, 22). Jesteśmy zatem tutaj świadkami jak gorliwy faryzeusz Paweł (opinia Benedykta XVI) neguje podstawową naukę Jezusa, który po wielokroć ostrzegał swych uczniów przed chorobą oczu właśnie Faryzeuszy, którzy „widzą źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegają” oraz „Przecedzają cudzego komara, a połykają swego wielbłąda”  (Mat. 7, 3–5 i 23, 24)

Agape – to miłość doskonała, akceptująca SZTUCZNOŚĆ oraz FILOKRYMINALIZM „bożej łaski

Od zimowego przesilenia 2011/2012 upłynęło już dwa miesiące i pogański (dosłownie „wiejski”) Eros, który się zaczął podówczas odradzać nabrał już tyle rozumu oraz myśliwskiej ochoty, że jest w stanie „odstrzelić” (zdekonstruować) i inne atrybuty „Boga jedynego, w którego wierzy Izrael, który (Bóg) miłuje osobiście. Jego miłość ponadto jest miłością wybrania: spośród wszystkich ludów dokonuje wyboru Izraela i miłuje go — mając jednak na celu uzdrowienie w ten właśnie sposób całej ludzkości” (Benedykt XVI, Deus Caritas Est, rozdz. 9). Takie stwierdzenie obecnego papieża brzmi bardzo pięknie, ale jak ma się ono do praktyki zarówno Starego jak i Nowego Izraela? Dzisiaj nawet w bardzo pobożnym USA krążą dowcipy (patrz Star Trek) na temat tego jak to „Izrael uzdrowi Ludzkość”: podobnie jak to miało miejsce w starożytności z Amalekitami oraz Amorytami, a w wieku XIX z Indianami Ameryki Północnej oraz mieszkańcami Tasmanii, tak niezadługo zostaną zmiecone z lica Ziemi dotychczasowe ludy Libii, Iraku, Aganistanu, Syrii, Iranu, a nawet i bardzo ludnego dzisiaj Pakistanu. W tym biblijno-historycznym kontekście właściwe zrozumienie encykliki Deus Caritas Est nabiera iście ewangelicznego smaczku.

Ale do rzeczy. Jeden z moich, nie znanych mi osobiście korespondentów, podpisujący się jako „zbig”, który wysyła mi e-listy z portalu www.kul.pl, napisał mi, w odpowiedzi na me bożonarodzeniowe życzenia, co następuje:

Subject: Re: Oby zawsze było Słońce…
Panie Marku, grecki eros to łaciński amor, a chrześcijanie nie czczą amora, tylko jak napisał Benedykt 16ty za tłumaczami z greki “Deus caritas est” (1 list św. Jana rozdz. 4, w. 16: ho Theos agape estin) … Miłość Boga czy Boża czy od Boga to agape (łac. caritas), nie eros… Sw. Jan i św. Paweł (w słynnym liście do Korynthian 13 rozdz.) pisał o agape (itd.).

Przeczytałem zatem nie tylko rzeczoną encyklikę (patrz powyżej), ale i inne opinie na słabo mi znany uprzednio temat agape (bo na Erosie to się znam, zarówno tym platońskim jak i tym „cielesnym”) i oto ma fachowa w tej sprawie opinia. Otóż na biblijnym portalu  „WędrówkaŁukasz Kolak zachwyca się paulińskim agape, podobnie jak to czyni Andrzej Nowosad na anty-religijnym portalu „Racjonalista”. Cytuję za Kolakiem: „Biblia jest księgą … przewyższającą wszelkie literackie dzieła, jakie kiedykolwiek stworzył człowiek. Dlaczego? Ponieważ nie jest dziełem umysłu ludzkiego, ale ducha JEDYNEGO PRAWDZIWEGO BOGA. Jest taki fragment, który działa na mnie w sposób szczególny. Jest to jeden z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających fragmentów Bożej Księgi. Znajduje się on w trzynastym rozdziale pierwszego listu św. Pawła (13 apostoła – MG) do braci w Koryncie i zajmuje także trzynaście wersetów):

„Miłość – agape – jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, agape nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy, wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi. Agape nigdy nie ustaje; bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci” (itd.).

Brzmi to rzeczywiście pięknie, księża obowiązkowo odczytują tę poezję w trakcie ceremonii sakramentu zaślubin, ale czy jest to rzeczywiście opis „Miłości Boga czy Bożej, czy od Boga” jak to postuluje „zbig”? Bo cóż to za bóg który „wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa”? Bóg – jeśli jest Wszechmocny – to musi też być i Wszechwiedzący, a zatem i wiedzący czego się należy spodziewać i nie potrzebujący niczemu – i nikomu – wierzyć. Jeśli zaś bóg – jak to entuzjazmował się św. Paweł – „wszystko zakrywa”, to zakrywa też bardzo nikczemne poczynania swych funkcjonariuszy-hipokrytów, od których to sekciarzy z definicji „goniący za pięknem” Eros z obrzydzeniem się zwykł odwracać.

Przyjmijmy zatem hipotezę, że agape z 1 Listu do Koryntian charakteryzuje nie tyle boga, ile zachowanie się idealnych tego boga poddanych. Ale wtedy powstaje pytanie jak tacy idealni czciciele Pana mogą się „radować się z prawdy” skoro „wszystkiemu wierzą”, a zatem są dumni z tego, że nie są w stanie odróżnić prawdy od jej zręcznej imitacji, czyli fałszu. Naśladując Sokratesa z dialogu ”Uczta” mogę dalej się znęcać nad poezją „gorliwego faryzeusza, hucpiarza Pawła”, podobnie jak to robił mój ateński mistrz w stosunku do krasomówcy Agatona, który w trakcie platońskiej „Uczty” wygłosił „cukierkową” laudację Erosa, w rzeczy samej bardzo podobnego do późniejszego o cztery wieki Agape św. Pawła. Według Agatona  „jest to bóstwo najpiękniejsze a jednocześnie najlepsze, …  jest umiarkowany i sprawiedliwy. Jest bogiem, który panuje nad rozkoszami, pożądaniami i różnego rodzaju innymi żądzami”.

Eros to odwieczny duch („bóg”) całej Przyrody Ożywionej, w tym i Homo sapiens, ludzi Rozumu brutalnie eksterminowanych przez czcicieli literackiej fikcji Agape

Przyznaję, że nie jestem w stanie dostrzec u siebie żadnych odruchów przypominających agape, o której to „miłości bożej” starożytni Grecy prawie nic nie wiedzieli, co potwierdza w swej encyklice Benedykt XVI. Popychany do tego przez mego „wewnętrznego Erosa” (który przebywając miesiąc temu na Antypodach, w promieniach letniego tam słońca, całkiem estetycznie się opalił i schudł), odważę się zasugerować, że cierpliwego, dobrotliwego, nie chełpliwego Boga po prostu nie ma. Religijny hucpiarz Paweł/Szaweł po prostu go zmyślił (czyżby wzorując się na Agatonie z „Uczty” Platona?). Zaś stojąca za jego plecami mafia geszefciarzy rabina Gamaliela skutecznie tę literacką fikcję po antycznym świecie rozreklamowała. Co więcej, badacz dobrze znający etykę greko-rzymską, bez trudu zauważy rzecz bardzo istotną. Mianowicie

upozowana na „kobiecą miękkość” agape/caritas jest w istocie przeciwieństwem cnoty arete/virtus (od vir – mężczyzna), którą kultywowali u siebie obywatele Imperium Romanum.

Idol ówczesnych czasów to człowiek Odważny, dążący do Wiedzy i Mądrości. A zatem jest on NIE cierpliwy w docieraniu do prawdy i NIE raduje się (biernie) z prawd powierzchownych, pozornych, ale (aktywnie) wytrwale dąży do odkrycia prawd przed oczyma tłumu ukrytych. NIE zakrywa on, kamufluje ludzkich podłych dążeń i uczynków, ale na odwrót stara się je uwidocznić. Co więcej, NIE wszystko znosi, a szczególnie NIE znosi hipokrytów oraz własnej słabości. I tak dalej, Jezus z Nazaretu, którego znamy z opisów zawartych w trzech ewangeliach synoptycznych**, wyraźnie pozostawał pod wpływem tego helleńskiego virtus/arete i żadnej agape, miłości doskonalej obejmującej wszystkich bez wyjątku ludzi (patrz encyklika Benedykta XVI) nie propagował. W szczególności zaś nienawidził on sekty faryzeuszy złożonej z dwulicowych dostojników i uczonych, którzy “podobni są do grobów pobielanych, na zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. (Mt 23,27-28). Gdyż właśnie ta „wybrana przez boga Izraela” Elita Kapłańska  męczeńską śmierć na krzyżu mu zgotowała – by następnie rozkręcić, po upadku starożytnego Izraela, intratny biznes z „odkupieniem grzechów krwią Chrystusa”, który rozkwitł wręcz niebywale w czasach nowożytnych.

Czy chrześcijaństwo zniszczyło Erosa?

Miłość/Agape, którą przypisał swemu „bogu” św. Paweł, to nic innego jak PRZECIW-ROZUM, Misologos, najzwyklejszy nowotwór umysłowy, którego trucizny ustrzegli się wyznawcy islamu, a którego obecność w Kościele zaczęto w Europie szerzej denuncjować dopiero w XVII wieku, u progu Oświecenia. Postulowane przez „13 apostoła” całkowite zespolenie się EROSA – czyli manifestacji ŻYWEJ natury – z AGAPE, czyli SZTUCZNĄ imitacją tegoż EROSA, jest na dalszą metę niemożliwe, taka hybryda biologiczno-literacka musi doprowadzić martwicy Erosa – cyklicznie odradzającego się boga Wiecznego Życia, Omawiając tę istotna sprawę Benedykt XVI (rozdz. 3) przypomina: „Według Friedricha Nietzsche chrześcijaństwo jakoby dało erosowi do picia truciznę, a chociaż z jej powodu nie umarł, przerodził się w wadę. W ten sposób filozof niemiecki wyrażał bardzo rozpowszechnione spostrzeżenie: czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Czy nie stawia znaków zakazu właśnie tam, gdzie radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiarowuje nam szczęście, które pozwala nam zasmakować coś z Boskości? Czy rzeczywiście jest tak? Czy chrześcijaństwo rzeczywiście zniszczyło eros?

Jezus z Nazaretu nauczał, że „po owocach ich poznacie ich”, która to maksymę marksiści przerobili na zasadę „porównuj zawsze teorię z praktyką”. A jak szczegółowe zalecenia dotyczące się „chrześcijańskiej rodziny”, zawarte w listach zarówno Piotra jak i Pawła, mają się do praktyk Watykanu, w którym „duch boży” – a zatem i „boża miłość” –  skoncentrowane zostały w sposób doprawdy globalny? Akurat w kilkanaście godzin po oglądnięciu filmu „Rodzina Borgiów”, przeczytałem w Biblii, znalezionej u mej pobożnej znajomej, umoralniające rozdziały 4-9 „1 Listu do Koryntian”. I aż się uśmiałem, czym zaowocowały paulińskie nauki moralne na najbliższym „boga chrześcijan” Apostolskim Stolcu: nepotyzm i seksualne orgie, co chwila jakieś morderstwo, trucicielstwo, kradzież ogromnych majątków, chyba też i kazirodztwo – oto  do czego doszła kilka wieków temu Stolica Apostolska. A i dzisiaj jest tam niewiele lepiej, sądząc po nagłej śmierci nowowybranego Jana Pawła I, „samobójstwie” bankiera boga Calvi, oraz po serii samo-zabójstw wśród Gwardii Papieskiej. Kolega, z którym pracowałem na WSP (obecnie Akademii Pomorskiej) w Słupsku opowiadał nam, że ks. profesor Józef Tischner, z którym napisał on książkę „Filozofia ks. Józefa Tischnera” twierdził, że znani mu osobiście kardynałowie przeprowadzili między sobą tajną dla publiczności ankietę, kto wśród nich, oraz wśród co znamienitszych teologów, wierzy w Boga. I okazało się, że znaleźli tylko trzech takich, a wśród nich Żyda z Kowna nazwiskiem Emmanuel Lewinas

Co dalej z „wstępującym” (jak Lucyfer, czyli Gwiazda Zaranna, do której się porównywał Jezus) EROSEM i „zstępującym” (do raju bezmyślności?) AGAPE, jak to obrazowo przedstawił Benedykt XVI w swej encyklice (rozdz. 7)?

No i tutaj jest pies pogrzebany, jak mówi polskie, w XX wieku upoprawnione politycznie, przysłowie (dawniej się mówiło „żyd pogrzebany”). Mianowicie chodzi o to, że cała chrześcijańska sfera sacrum jest przesiąknięta trucizną w formie „Kochającego wszystkich wiernych Boga Jedynego, który z Miłości (własnej) kazał powiesić na krzyżu syna Swego, jednorodnego.” Gdyż na takich „ofiarach z synów pierworodnych” zasadzała się MOC pierwszych władców Izraela. A ponieważ nihil est in intellectu quod non fuerit prius in sensu więc śmiało możemy postulować, że to znajomość takich barbarzyńskich, bandyckich praktyk, wzorcowy uczeń rabina Gamaliela, znany chrześcijanom jako św. Paweł, wykorzystał do budowy swego „kościoła pasibrzuchów”, jak to denuncjuje w swych homiliach ksiądz dr.hab.  Natanek).

Hinduski fizyk i filozof Rajiv Malhotra, autor książki „Being different” (Będąc odmiennym)  celnie zauważa, że jeśli się uwielbia Jezusa, to przecież należy starać się AKTYWNIE naśladować tego piętnującego faryzeizm proroka, a nie tylko BIERNIE się do niego modlić. Co więcej, żadnej nagrody za to naśladownictwo nie należy się spodziewać, bowiem jak mówi chińskie przysłowie „szukający prawdy będzie się przechadzał wśród burz i piorunów”. A to jest sprawa bardzo niebezpieczna i źle się może dla takiego odważnego wędrowca skończyć. Raiv Malhotra w swym wywiadzie dodaje, że zgodnie z hinduskim zrozumieniem Kosmosu, golgota Jezusa nie była w historii tego świata czymś wyjątkowym i że będzie się ona wciąż i wciąż powtarzać – by wskazać tutaj na los pogańskiej filozofki Hypatii, którą sfanatyzowani chrześcijańscy mnisi rozszarpali na kawałki w roku 415 na ulicy w Aleksandrii.

Mordy w imię Boga Agape – miłości doskonalej i wszystko przebaczającej –  nie ominęły także Polski i na zakończenie tej TYRADY ANTY AGAPE/BOŻA MIŁOŚĆ pozwolę sobie przypomnieć historię ‘podsędka brzesko-kujawskiego, żołnierza i filozofa’ Kazimierza Łyszczyńskiego, spalonego na stosie w roku 1689, a więc w lat piętnaście po napisaniu przezeń traktatu „De non existentia Dei”. W traktacie tym wypocił on (by użyć określenia „T.K” cytowanego na wstępie), takie oto obrazoburcze frazesy:

  • Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nie lękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna, bądź to logiczna bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza.
  • Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud, w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.
  • Zaklinamy was, o teologowie, na waszego Boga, czy w ten sposób nie gasicie światła Rozumu, czy nie usuwacie słońca ze świata, czy nie ściągacie z nieba Boga waszego, gdy przypisujecie Bogu rzeczy niemożliwych, atrybuty i określenia przeczące sobie.

Jak skończył ten barokowy „mędrek” Łyszczyński, opisał zachwycony pogańskim, bezbożnym żywiołem Tatr Tadeusz Miciński w książeczce „Nietota”, wydanej w 1910 roku:

Ten (Kazimierz Łyszczyński) wiódł życie nieposzlakowane, lecz zadumany nad istotą wiary i zwątpiwszy o istnieniu Boga, na 15 arkuszach wypisał zdania starożytnych i nowych autorów, dowodzących, że Boga nie ma.
Sąsiad jego, łajdak, który był mu winien pieniądze, chcąc skrewić dług, doniósł biskupowi. “Polonia non parit monstra” – mówił na sądzie Instygator, a teraz tego nie można powiedzieć, bo Łyszczyński monstrum!… I tacy obrońcy Boga, jak prymas Radziejowski, wnieśli karę śmierci w mękach i płomieniach. Skazaniec, zrazu przeświadczony o swej niewinności, mówił w końcu słowa, rozpaczą i obłąkaniem tchnące: „jeżeli przeciw mnie zapadnie ciężki wyrok, wątpię, czy tłoczącym mnie pokusom potrafię się oprzeć…”
Wprowadzono go na miejsce stracenia. Pastwiono się naprzód na języku i ustach, którymi „srogo skrzywdził Boga”. Potem spalono rękę, to narzędzie najszkaradniejszego płodu, dalej papiery bluźniercze; na koniec on sam „potwór tego wieku, Bogobójca i Prawołomca – Legirupa, impudens, impurus, inverecundissimus – został ścięty i pożarty błagalnymi płomieniami, jeżeli tylko można przebłagać nimi Boga” – zastrzegł biskup.

No i pobożny prymas Radziejowski skutecznie wyplenił „zarazę niewiary” w Polsce przyczyniając się aktywnie do przedłużenia historii Kościoła o kilka kolejnych wieków. A przecież historia Łyszczyńskiego nie była wyjątkowa ani w Europie ani w Ameryce, sądząc po liczbie stosów jakie podówczas płonęły. W swej encyklice Benedykt XVI jak gdyby mimochodem wskazuje skąd się wzięła ta całkowita nieczułość kleru na argumenty mogące zaszkodzić interesom korporacji znanej jako Kościół. Cytuję z rozdz. 10:

…Namiętna miłość Boga do swojego ludu — do człowieka — jest zarazem miłością, która przebacza. Jest ona tak wielka, że zwraca Boga przeciw Niemu samemu, Jego miłość przeciw Jego sprawiedliwości. Chrześcijanin widzi w tym już zarysowujące się misterium Krzyża: Bóg tak bardzo miłuje człowieka, że sam stawszy się człowiekiem, przyjmuje nawet jego śmierć i w ten sposób godzi sprawiedliwość z miłością. … W ten sposób eros zostaje w najwyższym stopniu uszlachetniony, a jednocześnie doznaje takiego oczyszczenia, że stapia się z agape. … zjednoczenie człowieka z Bogiem — pierwotne marzenie człowieka — ale to zjednoczenie nie jest jakimś stopieniem się, zatopieniem w anonimowym oceanie Boskości, ale związkiem rodzącym miłość, w którym obie strony — Bóg i człowiek — pozostają sobą, a jednak stają się całkowicie jednym: « Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem » — mówi św. Paweł (1 Kor 6, 17).

Tłumacząc ten „chrześcijański talmudyzm” na język polski możemy powiedzieć, że SZTUCZNIE „uszlachetnieni i oczyszczeni ze swych zbrodni krwią ukrzyżowanego Chrystusa” – i z nim zjednoczeni, stopieni w równie SZTUCZNYM obrzędzie komunii – chrześcijanie zamieniają się w NADLUDZI-ZOMBIE nieczułych na krzywdę jaką wyrządzają zarówno innym jak i sobie, popędzani do tego przez swego „Pana” by „ogniem i mieczem” opanować świat cały „aż Chrystus położy u swych stóp wszystkich swoich wrogów” (1 Kor 15, 25). I tę „głupawkę” powtarza Jezus** cytowany przez św. Jana 4, 22, który zapewnia wszystkich naiwnych antysemitów, iż „zbawienie pochodzi od Żydów”. Jego „Pan” bowiem zapowiedział bowiem antycznym Rzymianom iż „jak napisano, przyjdzie ze Syjonu Zbawiciel” (Rzym. 11, 26), „i będzie jeden (naturalnie żydowski, syjonistyczny) pasterz i jedna trzoda” (Jan 10,16 ) na całym świecie. Pozwolę sobie dodać, że tę interesusującą zapowiedź nadejścia epoki globalizmu Jezus-zombie skopiował, po swym zmartwychwstaniu, z proroctwa Ezechiela 37, 24, jako iż nihil est in intellectu Christi quod non fuerit prius in suo sensu

Przypisy

* „Czyniący światło” tłumaczy się na łacinę jako „Lucyfer”. Jeden z utworów młodopolskiego poety Tadeusza Micińskiego nosi właśnie taki tytuł.

** Ewangelia św. Jana, zawierająca w rozdz. 4, 14-22, pojęcie Agape oraz proroctwo „zbawienia świata przez Żydów”, została skompilowana bardzo późno, w okresie między 80-110 rokiem AD, już wyraźnie z uwzględnieniem wcześniejszych, atrakcyjnych dla mało spostrzegawczych ludzi  „nauk ogrodniczych” Pawła, w rodzaju bzdury o tym, że „ziarno, które wprzódy nie obumrze. plonu nie wyda” – Jan 12, 24; Rzym.14,9; 1 Kor. 15, 36. (W ewangeliach synoptycznych Jezus twierdził, że ziarno plon wyda gdy padnie na grunt odpowiedni, odpowiednio nawodniony – np. Łk. 8, 4-8; jest to dobry przykład jakie to bzdury dopisał do nauk Jezusa „ewangelista Jan” inspirowany mądrościami znakomitego „ogrodnika Pana” powszechnie czczonego jako św. Paweł.)

 

This entry was posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie. Bookmark the permalink.

Comments are closed.