WIELKA ŚWIATOWA REWOLUCJA „MIKROCEFALI JAHWE”

WIELKA ŚWIATOWA REWOLUCJA „MIKROCEFALI JAHWE”

 Grzech Pierworodny boga „Jahwe” i smętny los biosfery Ziemi

(Tekst spisany pod koniec roku 2010, obecny na kilku forach internetowych i ciągle aktualny)

Me dwa ostatnie, rozpowszechniane tylko Internetem teksty „Symbole NWO” oraz „NWO –Światowe Imperium Hipokrytów” zaowocowały szerszą elektroniczną (a więc z konieczności w znacznej mierze anonimową) dyskusją na temat biblijnych uwarunkowań Nowego Światowego Porządku, w piśmie Świętym określanego jako Nowy Izrael, Nowa Jerozolima, a w literaturze kościelnej jako civitas dei, czyli „Miasto Boga”. Na to, że za systematyczną dewastacją Przyrody, a także z lansowaną „na całego” urawniłowką coraz bardziej usamochodowionej, zkomputeryzowanej, oraz zhamburgeryzowanej i zkokakolizowanej ludności świata, stoi podstawowe przykazanie Starego Testamentu „Panujcie nad ziemią”, zwracało już uwagę wielu antropologów oraz historyków nauki, by wskazać tutaj na Lynn White (1967) w USA, Pierre Thuillera (1990) we Francji czy Ireneusza Kanię (1993) w Polsce.

Ja też, na ten zasadniczy temat popełniłem kilka krótszych (1994) i dłuższych (2007) tekstów. W pierwszych z nich (1994) wydawało mi się jeszcze, że w przeciwieństwie do tak zwanego „kapłańskiego” mitu o Stworzeniu Świata w 7 dni (mitu zawierającego sławny nakaz JPII „panujcie nad ziemią”), mit określany w podręcznikach jako „jahwistyczny” (a zatem „boży”) z centralnym dlań pojęciem Grzechu Pierworodnego, ogranicza destrukcyjny, wobec natury, charakter mitu ‘kapłańskiego”. Z czasem i ten mit „boży” zaczął mi się wydawać być podejrzanym. Jak to już w poprzednich mych „listach spod Giewontu” zauważyłem, ten sławny „grzech pierworodny”, polegający na konsumpcji owoców z „drzewa POZNANIA co złe a co dobre” jest przecież cnotą ludzi rozumnych. Mój zwyczaj brania à la lettre podstawowych nakazów Pisma Świętego skrytykował korespondent „zbig”, swym e-adresem najwyraźniej powiązany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim:

Interpretuje Pan teksty biblijne w sposób wielce naiwny, wręcz śmieszny dla kogoś, kto miał cokolwiek wspólnego z teologią czy egzegezą biblijną… Powiem tylko tu akurat, że “poznać” w języku biblijnym, (choć nie tylko, raczej to było dość powszechne u starożytnych), to nie nasza “teoria”, jakaś “wiedza o etyce” jak Pan pisze… ‘Poznać” znaczyło doświadczyć, doznać, przeżyć. Od takiej “wiedzy”, a raczej “poznania zła” to raczej powinniśmy uciekać “gdzie pieprz rośnie”… Dalszego komentowania tej pseudoteologii oszczędzę sobie i ew. czytelnikom…

O co zatem chodziło „bogu” Jahwe, który kazał zamknąć naszych biednych i nagich przodków w Raju? W tym „rajskim ogrodzie” mieli oni wygody podobne do tych jakich zażywają pary dzikich zwierząt trzymane w komfortowych Ogrodach Zoologicznych: jest tam dostatek żywności, zwierzęta są chronione przed ich naturalnymi wrogami, a personel weterynaryjny dba o ich długowieczność. Jak to podkreślił „zbig”, chwalący się znajomością egzegezy Biblii, w tym zbudowanym na kształt Zoo raju, uwięzionym w nim pra-rodzicom nie wolno było „poznawać” … Od takiej “wiedzy”, a raczej “poznania zła” to raczej powinniśmy (i dzisiaj) uciekać “gdzie pieprz rośnie”. Szkopuł jednak tkwi w tym, że nie wszystko jest złem, co się nim być wydaje, tak jak nie wszystko jest złotem, co się świeci. Co więcej, my nie mamy wpisanego w kod genetyczny rozeznania co złe a co dobre, za wyjątkiem czysto fizjologicznych odczuć głodu oraz bólu. (Noworodek zapewne odczuwa klaps, który dostał od akuszerki po opuszczeniu łona matki jako „zło” i dlatego zaczyna płakać. Niemniej jednak bez tego, nieprzyjemnego dlań bodźca, mógłby po prostu nie „zbudzić się” do samodzielnego oddychania; jako uczeń odczuwałem jako „zło” konieczność odrabiania w domu zadań i dopiero w kilka lat później się przekonałem, że rozwiązywanie tysięcy problemów z fizyki i matematyki wyszło mi „na dobre”, co zresztą widać po niniejszym tekście, itd.)

Zakazany przez Ojców Kościoła przez ponad tysiąc lat, pogański filozof i przyrodnik Arystoteles celnie zauważył, że nihil est in intellectu quod prius fuerit In sensu – wszystko co nam się w głowach kołacze, jest produktem naszych doznań zmysłowych, łącznie z pojęciem „boga”, które starożytni skonstruowali biorąc za wzór jakiegoś ziemskiego Super-Władcę („Pana”). A zatem w żaden sposób nie da się od zła „uciec” dopóki się tego zła, chociażby w formie zalążkowej, osobiście nie POZNA, czyli doświadczy, dozna, przeżyje. Zalecana przez ośrodki związane z „naszą” religią ucieczka od osobistego doświadczenia i doznania (to ostatnie słowo pochodzi od budzącego grozę wśród kleru, greckiego słowa gnoza) zasadnie można przyrównać do ucieczki nawykłych do życia w ciemnościach termitów przed „złym” (bo rzeczywiście zabijającym te pozbawione ochronnego pigmentu insekty) promieniowaniem słońca.

W tej sytuacji ktoś, kto rzeczywiście (a nie na niby, jak rzeczony Szaweł/Paweł) naśladuje Jezusa cytowanego w Ewangeliach (Łk. 11.34;  Mt. 6.19) i głosi, na przekór „bogu ST”, że to właśnie osobiste, sensoryczne doznania są ABSOLUTNIE KONIECZNE, by „światło które w tobie nie było ciemnością” (jako że „świecą ciała jest oko twoje. Gdy oko twoje jest zdrowe, i całe ciało twoje jest świetliste”), to taki bluźnierca przez kapłanów czczących ST automatycznie jest traktowany jak Wysłannik Diabla. Taki intruz osobom pobożnym wydaje się być istnym LUCYFEREM, czyli kimś kto przynosi STRASZLIWE ŚWIATŁO. Światło to w rzeczy samej zabija Mroczne Zjawy, którymi kapłaństwo karmi „owczarnię”, którą od wiekówi trzyma  w zbudowanej ze starotestamentowych ograniczeń poznawczych, CIEMNICY WIARY. Ciemnicy selektywnie oświetlonej li tylko sztucznym światłem świec Menory uwidocznionej w herbie Izraela.

W tym „lucyferiańskim” świetle, odrzuconych przez starożytnych Ojców Kościoła nauk Arystotelesa – a także i odrzucanych przez współczesnych (neo)darwinistów nauk Jeana Piageta – zachowanie się hebrajskiego boga Jahwe („Jestem, który Jestem”) jawi się być wyjątkowo podłą próbą pozbawienia „skolonizowanych przez Izrael narodów” dostępu do prawd bardziej złożonych niż te, serwowane przez duchowych spadkobierców gangsterskiej lumpenkultury starożytnych hebrajskich mikrocefali. Autorami bowiem zachowanych do dzisiaj w Biblii Pism Hebrajskich były ewidentnie osobniki zatrzymane na poziomie rozwoju umysłowego – wg. skali J. Piageta – około siedmioletniego dziecka, wykazującego cechy infantylnego egoizmu i lękającego się jakichś diabelskich zjaw – np. gadającego węża w rajskim ogrodzie. Taki to właśnie, umysłowo wyraźnie niedorozwinięty, „lud boga Jahwe” w starożytności skolonizował, na blisko tysiąc lat, istmus między Afryką a Azją.

PLUGAWY – to imię boga ludu habiru (bandytów), który z czasem stał się Adon Olam, Pan Świata Wolnego (do robienia biznesu)

Jest taka zagadka kabalistyczna, o której słyszałem w Paryżu 31 lat temu od znanego już podówczas „mandaryna” biologii molekularnej, Antoine Danchina (skądinąd ożenionego z Polką, jak mi to kilka lat temu się pochwalił). Zagadka ta polega na odgadnięciu tajemnego słowa, zdolnego uzdrowić wszystkie ludzkie choroby. Oczywiście takiego uniwersalnego słowa nie ma, ale lokalnie da się jednym celnym słowem postawić diagnozę – oraz wskazać terapię – wszystkich chorób umysłowych jakie rozkwitły na naszej Planecie po zatruciu się lekturą Pisma od boga Izraela. Tym SŁOWEM-KLUCZEM jest oczywiście PLUGAWOŚĆ charakteryzująca nie tylko zachowanie się starotestamentowego Abra(ha)ma, Jakuba oraz Mojżesza, ale także będąca atrybutem „wewnętrznego Pana” takich Ojców Założycieli (względnie reformatorów) Kościoła jak św. Paweł, Aureliusz Augustyn oraz Jean Kalwin. To bowiem właśnie tych historycznie znanych Pasterzy cechowało „wewnętrzne światło, które do dzisiaj promieniuje na zewnątrz Ciemnością” –  by użyć znanej frazy Jezusa z Nazaretu.

– Czyż bowiem nagle nie staje się „przejrzystym” zachowanie się biblijnego Abrama, który na żądanie swego „wewnętrznego Pana”, decyduje się zabić i usmażyć na wolnym ogniu swego dorastającego syna Izaaka? Czyż Abram/Abraham to nie był wyjątkowo PLUGAWY CZŁOWIEK, „najbardziej zły człowiek, jaki kiedykolwiek istniał”, jak to sugeruje Salman Rushdie w książce „Ostatnie westchnienie Maura” z roku 1985?

– A czyż „bóg” Mojżesza nie okazał się być bezdennie PLUGAWYM, gdy na Egipcjan, którzy kilka pokoleń wcześniej uratowali rodzinę Jakuba od śmierci głodowej, zaczął ściągać co obrzydliwsze plagi, w tym i śmierć wszystkich w Egipcie pierworodnych? Ten „bóg Izraela” także pochwalał ograbienie egipskich sąsiadów z ich religijnych precjozów, „świętą kradzież” zaleconą wychodzącym z Egiptu Żydom przez ich Proroka, dumnie niosącego w rękach Kamienną Tablicę z przykazaniem „nie kradnij”?

– A czyż opisane w Nowym Testamencie zachowanie się „boga” kierującego postępowaniem samozwańczego „13 apostoła” jakim został św. Paweł, nie staje się przejrzystym, gdy przypomnimy sobie jakie to ofiary całopalne ze swych dorastających dzieci urządzali sobie opisani w Biblii hebrajscy „królowie gangsterzy”? To bowiem oni, poprzez szeroko nagłośnione holokausty swych pierworodnych, demonstrowali swą MOC konkurującym z ich gangami bardziej „ludzkim” plemionom. Wypchany naukami św. Pawła Kościół utrzymuje, że Krzyż to symbol Miłości boga do nas grzesznych. Ja zaś, jako „emisariusz lucyfera” twierdzę, że KRZYŻ TO SYMBOL PODŁOŚCI BOGA OJCA, który gotując tak okrutny los swemu prawdomównemu Synowi, zaplanował rozszerzenie swego PLUGAWEGO BOGO-WŁADZTWA na świat cały, tak aby była „tylko jedna (PLUGAWA bo bezmyślna) owczarnia i tylko jeden PASTERZ, oczywiście KŁAMCA I MORDERCA” (Jan 10:16). Zgodnie z Testamentem Starym Światem ma bowiem rządzić mafijny „Ojciec chrzestny”, zachowujący się w sposób podobny do władz Stanów Zjednoczonych ostatniego stulecia. To bowiem po holocaustach – czyli terrorystycznych całopaleniach – miast niemieckich oraz japońskich pod koniec II Wojny Światowej, USA stały się nie kwestionowanym światowym mocarstwem, a po „samo-zamachu” na WTC i Pentagon 9.11.2001 roku,  zakonspirowany w instytucjach giełdowych „Nadrząd Świata” poczuł w sobie MOC zdobycia władzy nad całą Planetą.

Patrząc wstecz na kulturowy kontekst, w którym się pojawiła ta idea „chrześcijańskiego globalizmu”, należy uwzględnić, że w atmosferze starożytnej Jerozolimy, zatrutej smogiem celebrowanych na Wzgórzu Syjon obrzędów ZAKŁAMYWANIA SPOŁECZNEJ RZECZYWISTOŚCI, poprzez całopalenia domowych zwierząt, niewiele dokumentów pisanych, starających się przybliżyć do prawdy opis historyczny, mogło powstać. Dotyczy to także tekstów Ewangelii, zwłaszcza tych spisanych przez nawykłych do „cudowania” Żydów. Należy wręcz podejrzewać, że wszystkie zachowane teksty wczesnochrześcijańskie przeszły przez surową, „niewidzialna cenzurę” służb jerozolimskiego Sanhydrynu.

Tak więc i odnotowane w Ewangelii Jana, powstałej dopiero w około 50 lat po hipotetycznym ukrzyżowaniu Jezusa, zapowiedź „bożego pomazańca” (Chrystusa), że przyprowadzi on i inne owce do „zagrody Izraela”, może się okazać być perfidną wstawką tajnych służb Świątyni Syjonu, już wtedy przemyśliwujących jakiego by tu użyć fortelu by zapanować nad antycznym Światem. Zwłaszcza iż Jezus przy tej okazji wypowiada zdanie, w którym przypisuje sobie moc iście czarnoksięską „Nikt mnie (życia) nie pozbawia, lecz ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc przyjąć je znowu” (Jan 10, 18). To przypisane Jezusowi zapewnienie pozostaje w kompletnej sprzeczności że słowami tegoż, umierającego na krzyżu Jezusa, odnotowanymi przez ewangelistę Mateusza (27,45-46) „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” A zatem mamy prawo podejrzewać, że i cała historia Jezusa „zbawczego” ukrzyżowania, a następnie jego kontestowanego przez filozofów Grecji zmartwychwstania, została po prostu sfabrykowana – jak film Gibsona „Pasja” przed kilku laty – w przypominających dzisiejszy Hollywood „warsztatach ogłupiania ludności świata” pracujących przy Świątyni Syjonu. (Tak twierdzą np. wredni muzułmanie, utrzymujący, że na krzyżu zawisł nie Jezus ale Judasz.)

Przecież podstawowa zasada wychowania, która jest instynktownie znane wszystkim pedagogom a nawet i hodowcom zwierząt postuluje, że każdy czyn zły, który nie zostanie ukarany (kara ma być zawsze mniejsza niż przestępstwo) będzie stanowił zachętę do powtarzania takich złych czynów w przyszłości. Prawo to stosuje się w szczególności w wypadku „ofiary odkupicielskiej”, Jezusa na krzyżu, za którą to zbrodnię spiskujący przeciw Jezusowi Sanhydryn nie został w ogóle pokarany. Ukrzyżowany zatem prorok Jezus, tak jak te wykrwawiane i palone w świątyni Syjonu owce, stał się – chcąc nie chcąc – narzędziem zakłamania rzeczywistości przez naśladujące zachowanie się „13 apostoła” Pawła kapłaństwo Nowego Izraela. Kapłaństwo, które do dziś dzień z celebracji tej PLUGAWOŚCI kolekcjonuje imponujące dywidendy. Bo przecież gdy bezmyślnie recytujemy „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska będzie Polską, a Polak Polakiem”, to przecież tak naprawdę realizujemy ujawniony w Liście do Galacjan (3:26-28) „plan przybliżenia Królestwa Bożego”. A w nim nie będzie już więcej Polaka, Żyda ani Niemca, nie będzie oczywiście ani Polski ani nawet Europy, wszystko będzie Jedno, będzie Jedna Światowa Owczarnia i tylko Jeden Pasterz, czyli wytypowany przez zakamuflowany sanhedryn przedstawiciel Narodu Wybranego, odgrywający komediancką rolę Narodów Chrystusa. (Niezłe, jak na agenta luciferusa przystało, zdemaskowanie „planu boga Jahwe”! Czyż nie mam racji?)

Mówiąc prosto, ci którzy pod krzyżem modlą się do „boga Abrama, Jakuba, itd.” winni oczekiwać, że zrealizuje się im dokładna odwrotność ich marzeń: zamiast wolności będą mieli niewolę, zamiast radości zgryzotę, a zamiast życia przedwczesną śmierć. Tak jak ci polscy oficjele, którzy 10 kwietnia br. zdążyli chyba jeszcze pomyśleć, że nie trzeba się było tak spieszyć, by zdążyć na mszę w katyńskim lesie: podobnie było 70 lat temu w obozie w Kozielsku, w którym od przedwczesnej śmierci uratowali się w zasadzie tylko polscy oficerowie bezbożnicy, czyli komuniści. Po prostu, jak ktoś się za bardzo do krzyża modli, to winien się spodziewać nie Zbawienia, ale Golgoty. To przecież wiedzieli nienawidzący tego znaku pierwsi chrześcijanie i to nadal wiedzą nie tylko żydzi, ale i muzułmanie, hinduiści oraz wszystkich odmian ateusze.

A zatem wszystko to, co się zrodziło w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat w okolicach góry Synaj (pod którą mojżeszowi lewici uczcili Święto Otrzymania Dekalogu mordem trzech tysięcy „swych braci i synów”), a także na wzgórzu Syjon (na którym stała Świątynia, będąca największą w świecie starożytnym rzeźnią oraz krematorium), oraz na wzgórzu Golgota (hebr. „Czaszka”, na którym to wzgórzu wieszano, na postrach ludu, przestępców), wszystko to, to zwykła PLUGAWOŚĆ, CZARNA CHMURA ZAĆMY BOGA JAHWE coraz szczelniej przyduszająca świat cały – i to pomimo kilku „antyjahwistycznych” (francuska, niemiecka, rosyjska, chińska itd.) rewolucji ostatnich stuleci. W tym lucyferycznym świetle, nie tylko zachowanie się elit Starego Izraela było PLUGAWE, dokładnie takie, jak je opisał cytowany w Ewangeliach Jezus z Nazaretu. Także hiper-plugawymi są zachowania elit współczesnych zurbanizowanych metastaz (‘przerzutów’) starożytnej lumpenkultury habiru, czyli zbójców.

Przecież idealnie pasują do porównania Jezusa, mówiącego o „grobach pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego PLUGASTWA” (Mt 23,27), nie tylko imperia anglosaskie (GB + USA) oraz odrodzony po wiekach Izrael, ale także niedawno skolonizowane przez Fundację Sorosa, przez Opus dei oraz CIA kraje takie jak Polska. Do tej „Światowej Owczarni Pana” (NWO) zamierza dołączyć nawet i Moskwa, na gwałt odbudowująca monaster zwany „Nowe Jeruzalem” – przez co chce ona podkreślić „prawosławiący” – czyli mojżeszowy –  charakter dzisiejszych nowobogackich Ruskich. (Skądinąd ta uwaga o „elitach wewnątrz swego jestestwa pełnych kości trupich i wszelkiego PLUGASTWA” jest przekazanym nam przez Jezusa z Nazaretu SŁOWEM-KLUCZEM do poznania istoty „boga Abra(ha)ma, Mojżesza, Pawła, Augustyna i tak dalej, aż do dzisiaj.) Czy ten „pochód do żłoba” ponadnarodówki Hipokrytów Świata (M-KGB, Mamonistycznej Koalicji Globalnych Businesmenów) uda się w ogóle zatrzymać? I czy da się jego bieg odwrócić, o czym marzą wszyscy na świecie zacni ludzie?

Jahwe jako bóg NIE-TWÓRCZOŚCI, czyli utrupienia, „zombifikacji” ludzkości

Wymarzone przez pozbawionego wyobraźni apostoła Pawła „królestwo boże”, w którymNie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety” (Gal. 3: 28),  jest z konieczności obszarem niezwykle ubogim w jakiekolwiek pobudzające do działalności bodźce. Ponieważ, jak to zauważył już Arystoteles, życie polega na ciągłym ruchu w kierunku zaspokojenia nienasyconych potrzeb, więc we wszystkich krajach „pod bogiem Jahwe” zmierzamy systematycznie do tego, by coraz częściej zastygać w bezruchu – chociażby przed komputerem (przed którym, przed czteroma laty nabawiłem się zatoru w nodze przygotowując referat na konferencję „Mut zur Ethik” w Feldkirch w Austrii). A bez osobistych ćwiczeń senso-motorycznych żadnego szerszego poglądu na świat nie jesteśmy w stanie sobie wytworzyć, idee przekazywane przez innych potrafimy zrozumieć tylko na bazie zapamiętanych własnych doświadczeń w danym przedmiocie.

W tej sytuacji wychowani w kulturze „jahwistycznej” uczeni, którzy w ramach swego przygotowania do życia „uciekali gdzie pieprz rośnie” od bardziej męczących doświadczeń życiowych, w wieku dojrzałym nie potrafią sobie W OGÓLE wyobrazić na jakiej zasadzie ta biotwórczość funkcjonuje. By wskazać tu na wychowanego w (za)duchu purytańskiej Anglii Karola Darwina, który pisał „niech mnie Bóg (Jahwe) chroni przed (arystokratycznymi) nonsensami Lamarcka w postaci jego tendencji organizmów do samodoskonalenia się”, czy na francuskiego potomka protestantów Jacquesa Monoda, który wtórował Darwinowi, twierdząc że „wszelka twórczość w biosferze jest dziełem przypadku”. Mamy w końcu i twórczość naukową Noama Chomsky’ego wychowanego na pismach Starego Testamentu negujących jakąkolwiek, z definicji „grzeszną”, bio-twórczość, podkopującą podstawowy dla judaizmu mit predestynacji. Dumny ze swej NIE-WIEDZY Chomsky jeszcze bardzo niedawno zapewniał swych czytelników, że „mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.”

A więc nie trenujmy niczego za wyjątkiem modlitwy (to zalecał św. Paweł „Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda – Tym. 4, 8 ) i nie ćwiczmy się w niczym, a zwłaszcza unikajmy ćwiczeń w zakresie bezbożnej, arystotelesowskiej logiki. A wtedy ukryta w zapisie genetycznym naszych embrionów MĄDROŚĆ ujawni się sama (Patrz załącznik). Ujawni się ona oczywiście w postaci „tabula rasa”, kompletnej pustki w głowach naszych oraz naszych dzieci, od dwóch już dekad przyuczanych wierzyć, że DURNIE I SZUBRAWCY, którym w Polsce AD 2000 pospiesznie postawiono gdzie się da pomniki, to są ŚWIĘCI, którzy przybliżą nam Królestwo Boże już tu, na tej ziemi. (Popularne obecnie „Parady równości” są w istocie dowodem nadchodzenia czasów, kiedy to „nie będzie mężczyzny ani kobiety”, jak to marzył Bęcwał Paweł.) I jak w takiej sytuacji nie sympatyzować z antypaulińską herezją islamu, w którym przyrzeczone nam po śmierci Królestwo Niebios polega nie na śmiertelnie nudnej urawniłowce, ale składa się z Zastępów Wdzięcznych Hurys, którym usługują równie piękni, wysportowani młodzieńcy?

(P)ozdrowienia

Marek Głogoczowski

www.zaprasza.net/mglogo

Zakopane 17.10.2010

Dla zainteresowanych historią symboli religijnych przypominam, że umieszczony pod moim „el-info” obrazek przedstawia zaadoptowany przez 4 Pułk Piechoty Strzelców Podhalańskich “krzyżyk niespodziany“, występujący jako ornament starych chałup góralskich na Podhalu. Słowianie nazywali ten indo-europejski ornament “kołowrót“, jako iż jest to znak dynamiczny, reprezentujący nigdy nie kończące się (i nie mającego jakiegoś wyraźnego początku, cykliczne KOŁO ŻYCIA, zjawisko biologiczne całkowicie niezrozumiałe dla wyznawców wszystkich religii “abra(ha)micznych”, wyraźnie biorących swój prestiż z bezustannych zapewnień kleru, że świat miał swój POCZĄTEK, a zatem i niechybnie nastąpi KONIEC ŚWIATA. Ten “kołowrót życia” (w formie zarówno prawo jak i lewoskrętnej) przestał być  emblematem Strzelców Podhalańskich dopiero w roku 1945. Symbol swastyki był także znakiem rozpoznawczym pierwszych chrześcijan, w rzymskich katakumbach co najmniej do końca XIX wieku ponoć zachowanych było blisko tysiąc takich znaków, symbolizujących „dynamiczne” – jako że pobudzające do refleksywnego myślenia – światło promieniujące ze wszystkich Czterech Ewangelii. Ten zakazany obecnie symbol znajdujemy w wystroju niektórych starych kościołów, np. na murze kolegiaty w KruszwicyPowtarza się tutaj szczególnie motyw (greckiego) krzyża, my wytropiliśmy na południowej ścianie znak w kształcie zamkniętej swastyki – prastarego symbolu solarnego (tzw. crux gammata). Swastyka, zwana “wirującym krzyżem”, była dla chrześcijan znakiem chroniącym przed szatanem.”

P.S. Tak wyglądała, przez całe 30 lat pierwszej połowy XX wieku, odznaka przewodników tatrzańskich. U jej spodu wyraźnie widać dwie swastyki. (Nb. mój kolega M.P. w 2007 w Nepalu widział swastyki na emblematach tamtejszych szkół, bo u nich to także symbol mądrości i edukacji. W Zakopanem swastyka była wyryta nad wejściem do Muzeum Tatrzańskiego, ale po wojnie ją zamurowano.)

Posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

Mount Mc Kinley – czyli alpinizm po amerykańsku (1970)

Załączone zdjęcie. Autor na wysokości ok. 3800 m; w głębi lodowiec Kalhitna, ciągnący się na długości prawie 100 kilometrów. Tym właśnie lodowcem wracaliśmy do „cywilizacji”. Po prawej Mt Foraker, 5700 m, drugi pod względem wysokości szczyt na Alasce.

Mount Mc Kinley (6194 m) – czyli alpinizm po amerykańsku

(lipiec 1970 roku)

 Poniżej znajduje się mój reportaż z pierwszego polskiego wyjścia, latem 1970 roku, na Mt Mc Kinley na Alasce. Kopię maszynopisu tego reportażu znalazłem w papierach rodzinnych w Krakowie w 2003 roku, podczas ich porządkowania po śmierci mej matki. Poniższy reportaż nie mógł się ukazać w „Taterniku” na początku lat 1970, jako iż moje nazwisko było w tym okresie w Polsce na indeksie. Przy kopiowaniu maszynopisu zachowałem jego oryginalną pisownię.

Marek Głogoczowski, Zakopane, sylwester 2006.

         Mount Mc Kinley (6193 m) jest najwyższym szczytem kontynentu północnoamerykańskiego. Sam szczyt do zdobycia nie jest sprawą technicznie zbyt trudną, pierwszego wejścia nań dokonała w 1913 grupa górników pod przywództwem pastora z Fairbanks – najłatwiejszą drogę nań można porównać do powiększonej kilkakrotnie, turystycznej drogi na Mt Blanc. Leży on jednak w pobliżu koła podbiegunowego, co niepomiernie zwiększa trudności jego zdobycia. Fatalne zazwyczaj warunki atmosferyczne powodują, że by dokonać nań wyjścia trzeba poświęcić dwa tygodnie do miesiąca czasu. Klimat na szczycie Mc Kinley’a ocenia się na gorszy niż na najwyższych szczytach Himalajów, a zmienność pogody spotęgowana jest przez stosunkowo niewielką odległość od oceanu.

         Zwyczajowe drogi dojścia do masywu biegną poprzez ogromne lodowce – Kalhitna (patrz zdjęcie), Muldrow oraz Peters – które ciągną się na przestrzeni dziesiątek kilometrów. Obecnie ta niedogodność dojścia została zlikwidowana dzięki małym, kilkuosobowym samolocikom lądującym na lodowcu w odległości zaledwie 1-2 dni drogi od głównego masywu. Jak dotąd (rok 1970), na szczyt weszło zaledwie kilkaset osób, z czego prawie 300 osób w ciągu ostatnich kilku lat. Ja z mym partnerem ponoć mamy numery 349 i 350 według statystyki prowadzonej przez Park Narodowy na Alasce. (W 30 lat później, na początku lat 2000, liczba osób, które weszły na Mt Mc Kinley, przekroczyła 6 tysięcy.)

Autor na wysokości ok. 4200 m, Mt. McKinley w tle.

Gdzieś z początkiem lipca 1970, gdy byłem graduate student na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, przypadkowo spotkany kolega, z którym się kiedyś wspinałem w Yosemite wspomniał, że ktoś szuka partnerów na wejście na Mount Mc Kinley na Alasce. Aktualnie nie miałem nic do roboty i właściwie winienem był szukać jakiegoś letniego zajęcia – bo stypendium w lecie nie funkcjonowało, a w kieszeni miałem tylko z dwieście dolarów. Szybko przeliczyłem – sto na podróż, sto na jedzenie… A może by tak popróbować szczęścia na Alasce? Kolega twierdził, że impreza jest niepewna, nie wiadomo kto ma jechać, ale gdybym chciał, to znajdzie mi ich numer telefonu. Następnego dnia już wiedziałem, że jeden jest Austriakiem imieniem Franz, lat 38, a drugi, Ken Washburn, młodym chłopcem (18 lat) z tzw. „dobrej rodziny”, który swą młodość spędzał między Matterhornem, Peru i Meksykiem. (Ja sam miałem wtedy lat 28 – M.G.) Pozostawał jeszcze problem zakupienia niezbędnego sprzętu. Zaciągnąwszy pożyczkę 150 $, kupiłem większość ekwipunku w Berkeley, resztę mieliśmy dokupić po drodze, w głównym magazynie sportowym w Seattle. O wyprawie dowiedziałem się we wtorek, w czwartek się na nią zdecydowałem. wyruszyliśmy w drogę, z dwudniowym opóźnieniem, w poniedziałek.

Wobec mego, chronicznego braku pieniędzy, zdecydowaliśmy się na przejazd na Alaskę Volkswagenem Franza (model 1960). Przeciążony naszym sprzętem mknął on po autostradach czasami aż 80 km/godz., a pod górę zipał na jedynce – ale jechał! Po tygodniu jazdy Alaskan Higway w warunkach raczej mało komfortowych dotarliśmy do Talkeetna – bazy wypadowej na Mount Mc Kinley.

Początkowo nasza miniaturowa ekspedycja decyduje się na dojście pieszo do stóp góry. Jednak sławny lotnik Don Sheldon wybija nam to szybko z głowy: „zanim dojdziecie do właściwej góry, to buty na kamieniach zniszczycie, nie mówiąc, że od stałego wpadania w szczeliny może się wam całej imprezy odniechcieć”. Ponieważ pora jest już spóźniona (koniec lipca) decydujemy się na przelot w jedną stronę do stóp góry, ma to kosztować „tylko” 85 dolarów na głowę.

Odczekawszy w Talkeetna dzień złej pogody, wylatujemy następnego dnia. Spodobaliśmy się Don Sheldonowi. Samolocik chyba przez pół godziny przwija się między lodowcami, przełęczami i szczytami, odsłaniając najwspanialsze widoki, jakie kiedykolwiek widziałem. W końcu lądujemy na małej odnodze lodowca, na wysokości około 2400 m. Wyprawa rozpoczęta!

Na śnieżnym lądowisku dowiedzieliśmy się, od jednej z uczestniczek poprzedniego, udanego „tylko kobiecego” wejścia na Mc Kinley, że na górze porzucone są całe stosy żywności. W związku z tym decydujemy, że zamiast dźwigać żywność w kilku ratach, na miesiąc „przepisowej’ ekspedycji, ruszymy z miejsca lądowania z zapasami na około tydzień. Ewentualnie, gdybyśmy nie odnaleźli skrytek z żywnością, to wrócimy po resztę.

Jeszcze tego samego dnia wyruszamy. Nieprzyzwyczajony do chodzenia w rakietach śnieżnych, potykam się co chwila i walę w głęboki śnieg. Wstanie potem, z 50 kilogramowym plecakiem, wymaga nie byle jakiego wysiłku, moi partnerzy spisują się nie lepiej. Tego dnia uszliśmy zaledwie kilka kilometrów. Wcześnie idziemy spać, by dalszą drogę odbyć po stwardniałym, rannym śniegu. Wkrótce budzi nas wspaniałe słońce (które świeci tutaj przez prawie 20 godzin na dobę). Nie możemy narzekać, że pogoda nam nie dopisuje. Jednak już po kilku godzinach sytuacja się pogarsza: śnieg rozmięka, rakiety zaczynają się zapadać, co przy piekącym słońcu powoduje, że poruszamy się z szybkością ślimaków. A na dodatek, płaski dotychczas lodowiec zaczyna się spiętrzać. Po drodze mijamy olbrzymie (chyba kilkaset kilogramów zapasów!) skrytki z żywnością. Powrót po prowiant do miejsca lądowania chyba nam nie grozi!

Nie osiągnęliśmy tego dnia zaplanowanej przełęczy Kalhitna. Uszliśmy zaledwie z 10 kilometrów i 700 metrów różnicy wzniesień. Wieczorem, w czasie rozbijania obozu, spotykamy schodzącą z góry wyprawę z Południowej Kalifornii. Z daleka wyglądają jak kawalkada inwalidów, zataczają się, potykają, ledwie się wleką. Po chwili domyślamy się przyczyny: nie mają rakiet śnieżnych. Jak się dowiedzieliśmy, to zostawili je pod szczytowym spiętrzeniem i świeży opad śniegu przykrył je tak dokładnie, iż idąc z powrotem nie mogli ich odnaleźć. Ale szczyt zdobyli. Doceniamy w pełni nasze „indiańskie”, szerokie rakiety, bez nich przejście po lodowcu, zapadając się prawie po pas, trwałoby chyba z tydzień!

Na przełęczy Kalhitna zostawiamy wszystko, co nie wydaje się nam być absolutnie niezbędne. Sądząc po skrytkach (ang. „caches”) oglądanych dotychczas, żywność na 3-4 dni winna nam całkowicie wystarczyć. Z plecakami, z których ubyło po jakieś 20 kg idzie się o wiele raźniej, nawet pod stromą górę, kiedy wydaje się, że rakiety zaraz zsuną się w dół. Wymijamy, związani liną jakieś krewasy, szlak jest zresztą znakomicie wyznakowany specjalnymi chorągiewkami. Jest ich tak dużo, że wyrzucamy nasze, wzięte zgodnie z instrukcją otrzymaną z Parku Narodowego Mc Kinley. Po przyjemnym biwaku na 3600 m, wczesnym popołudniem następnego dnia docieramy do głównego obozu na 4200 m. To już czwarty dzień wspaniałej pogody, coś zupełnie niewiarygodnego jak na Alaskę! W obozie spotykamy kolejną, 5-cio osobową grupę, wychodzącą właśnie do szczytowego ataku. Są już od 3 tygodni w górach (my 3 dni). Trochę się dziwimy, że pokonanie tej najłatwiejszej części drogi zabrało im tyle czasu. Jednak zdziwienie to nam mija, jak widzimy jak ktoś z nich przytracza do plecaka ogromną skórę karibu – bo bardzo wygodnie się na niej śpi (choć chyba mniej wygodnie dźwiga). Tego dnia śpimy w namiocie pozostawionym przez ekspedycję japońską, nasz namiot zostawiliśmy na 3600 metrach.

Przed snem sobie kalkuluję – do szczytu jest tylko dwa dni marszu, jeśli wytrzyma pogoda i wysokość nas nie zmoże, to już po 5-6 dniach od chwili startu moglibyśmy być na szczycie, a po 8-9 dniach z powrotem w miejscu lądowania. Dotychczasowy rekord to 11 dni, a więc szansa pobicia go istnieje! Następnego dnia znowu ruszamy w górę, tym razem robi się już całkiem stromo, poprzednie ekspedycje założyły nawet liny poręczowe. Tymczasem bezchmurna pogoda, do której zdążyliśmy się już przyzwyczaić, zaczyna się załamywać, zrywa się silny wiatr, wysoko na niebie pojawiają się cirrusy zapowiadające burzę. Nam też nie idzie najlepiej, ostatnie metry przed obozem 5300 m to prawdziwa walka. Po dojściu instalujemy się w jaskini śnieżnej porzuconej przez poprzednie ekspedycje. Ken czuje się nie najlepiej. Wlazł w kurtkę puchową i śpiwór i leży cichutko. Nie chce nic jeść, z trudem udaje mi się go przekonać by napił się trochę herbaty.

Tej nocy śpimy nienajlepiej. Jaskinia jest trochę przyciasna, a na zewnątrz zerwała się wichura i śnieg przysypuje nam śpiwory. Czuję dotkliwy ból głowy, obok Ken jęczy, że bolą go oczy. Następnego dnia prawie w ogóle się nie ruszamy poza naszą śnieżną grotę. Moi partnerzy leżą, ja piszę te notatki. Czuję się już całkiem dobrze, tej nocy śpię prawie normalnie. rano budzę się wcześnie, pogoda wydaje się być zachęcająca, ale mój optymizm rozwiewa się wobec ogólnego marazmu towarzyszy. Śpimy więc znowu do południa. Tymczasem na zewnątrz zaświeciło słońce, wiatr trochę zmalał, tak iż można wyjść z naszej nory. Grupa alpinistów, których spotkaliśmy wychodzących z obozu na 4400 m, biwakuje w sąsiedniej jaskini śnieżnej. Są lepiej od nas zaaklimatyzowani i świetnie wyposażeni w ciężkie łopaty i piły do lodu. Już od rana krzątają się dookoła swej groty, pogłębiają ją, poszerzają, wybudowali nawet wewnątrz elegancki sraczyk. Czyje się w nich konstruktorski zapał, tak charakterystyczny dla Amerykanów. Chwilami wydaje mi się, iż bardziej są przejęci budowaniem jaskiń niż zdobywaniem góry. Zdopingowani ich przykładem, pożyczamy łopatę i poprawiamy co-nieco nasze warunki bytowe. Aż dziwi mnie, że machanie łopatą na tej wysokości prawie mnie nie męczy. Moi partnerzy także się rozruszali i jeśli pogoda dopisze, jutro ruszamy do szczytowego ataku.

Rano niebo jest takie dość dziwne, w zasadzie czyste, tylko nad Mc Kinley’em wisi groźna, soczewkowata chmura. Zbieramy się do wymarszu. Gdy już mamy wychodzić, wiatr zrywa się znowu. Po prostu wpycha nas z powrotem do naszej nory. Tak więc spędzamy sfrustrowani już trzeci dzień na 5300 m. Próbujemy grać w karty, życie jaskiniowe zaczyna nam już doskwierać, wewnątrz utrzymuje się temperatura -5o do -15oC, końce palców mamy poprzymrażane od dotykania zimnych menażek, a śpiwory są mokre od leżenia na śniegu. Myślę, że jeszcze kilka takich dni, a zaczniemy się łamać. W dodatku powoli zaczynają się nam wyczerpywać zapasy, a żywność, jaką zastaliśmy to głównie ryż i płatki owsiane.

Czwartego dnia rano pogoda zdaje się nie być lepsza niż poprzednio, ale mimo to postanawiamy spróbować. Amerykanie też się decydują. Ruszamy więc 8-osobową kawalkadą na przełęcz Denali (5600 m). Nie bierzemy śpiworów, w razie zupełnego załamania pogody możemy przebiwakować w kolejnym namiocie pozostawionym przez Japończyków.

Posuwamy się powoli, lecz bezustannie, pochód prowadzi Amerykanin, który już kiedyś był na Mc Kinley’u, więc chyba dość zorientowany. Od zbyt powolnego marszu marzną mi palce u nóg, ale ruszam nimi i mam nadzieję, że nie odmrożę. Pogoda znowu się psuje i gdy wychodzimy na przełęcz wiatr nieomal zbija nas z nóg. Japoński namiot okazuje się być dość mały i w dodatku kompletnie zasypany śniegiem. Udaje się nam go częściowo odkopać i wszyscy wciskamy się do niego. Nie jest to sytuacja zbyt komfortowa, ale zawsze to lepiej niż na zewnątrz. Udaje się nawet zagotować jakiś bulionik, co poprawia znacznie nasze samopoczucie.

Jednak po kilku godzinach siedzenia w nim w ósemkę, wszystko zaczyna w nim rozmakać i nasze kurtki i spodnie puchowe nasiąkają wodą. Około 10 wieczór Ken stwierdza, że marzną mu nogi i w ogóle jest mokry i chce wracać do naszej grotki, która teraz wydaje się być szczytem luksusu. Amerykanie podchwytują tę myśl, twierdzą, że wiatr trochę ucichł i można by zejść. Oponuję temu pomysłowi ile potrafię, chodzenie po nocy to nonsens, można się tylko odmrozić i zgubić, lepiej przebiwakować tych kilka godzin, a nuż jutro będzie lepiej i da się osiągnąć szczyt. W rezultacie decyduje się zostać tylko Austriak Franz, wszyscy Amerykanie zbierają się do zejścia (w instrukcji pisało, że przed akcjami na takich wysokościach trzeba się dobrze wyspać, a tu o spaniu nie ma mowy).

Koło 4 rano wiatr ucicha zupełnie. szybko gotujemy śniadanie i przygotowywujemy się do wyjścia. Na wszelki wypadek wkładam dodatkową, 3-cią parę skarpet – wczoraj było mi dość zimno w nogi. Gdy wychodzimy, niebo jest spokojne, choć przymglone, tak jakby za kilka godzin miał padać śnieg. Franz bierze plecak pierwszy, ale już po kilkudziesięciu metrach ustaje, twierdzi, że ledwie dźwiga swój ciężar, a plecak wykańcza go zupełnie. Chcąc nie-chcąc biorę go od niego i niosę przez resztę dnia, co z jednej strony napawa mnie dumą, jaki to jestem silny, a z drugiej świadomością jaki jestem głupi, że daję się tak jelenić.

Szlak jest świetnie wyznakowany chorągiewkami, śnieg jest twardy, tak że poruszamy się dość raźno. Po 2-3 godzinach jesteśmy już na wielkim plateau podszczytowym, na wysokości około 6000 metrów. Tymczasem zaczyna padać śnieg, robi się zimno i gdyby nie to, że widzimy wciąż przed sobą chorągiewki, musielibyśmy się wycofać. Franz jest bliski załamania, zatacza się i co chwila wali jak kłoda by trochę odpocząć. Daję mu trochę ciepłej herbaty i jakoś posuwamy się dalej. Aż się dziwię, jak dobrze znoszę wysokość. W pewnym miejscu chorągiewki trochę zakręcają, potem się urywają, gdy odnajdujemy następne zauważam obok nich ślady stóp, które okazują się być naszymi własnymi, tylko że… idącymi w odwrotnym kierunku. Po jakimś kwadransie poszukiwań trafiamy na właściwy szlak. Nagle czuję się tak zmęczony, że zawraca mi się w głowie. Siadam, zrzucam plecak i sączę resztkę herbaty, to pomaga.

Szlak zaczyna wyraźnie stromieć więc sądzimy, że wchodzimy już na grań szczytową. Obok nas majaczą zerwy jakiejś olbrzymiej krewasy, ale oprócz chorągiewek nic nie wydaje się być zbyt realne. Wreszcie ostatnia chorągiewka. Nad nią, w odległości chyba 20 m prześwituje coś w rodzaju grani, która na prawo się spiętrza jeszcze jakieś 30 m – to chyba jest już wierzchołek. Wzdycham – jeszcze tylko 30 metrów do zrobienia! Tymczasem Franz odzyskuje siły, więc oddaję mu prowadzenie. Przekopuje się szybko przez ostatni, stromy śnieg do grani. Idzie nią kilka metrów w prawo w stronę wierzchołka i… nagle spada i zsuwa się po stromym śniegu. Zatrzymuję go, wymyślam za nieostrożność, po czym sam idę w kierunku wierzchołka, kilka metrów pod górę, pewnie stawiam nogę wyżej i… zapadam się w dół. Zatrzymuję się na krawędzi grani, wdrapuję z powrotem i próbuję na oślep dookoła, ale wszędzie wydaje się być niżej. więc to chyba wierzchołek? To co wydawało się być kilkudziesięciometrowym spiętrzeniem, okazuje się być odległym nie więcej niż o kilka metrów. Jest tak biało wokół nas, iż dostajemy regularnych złudzeń optycznych. Próbuję jeszcze w lewo od ostatniej chorągiewki, ale grań biegnie poziomo. Logicznie wnioskując chorągiewki umieszczane co jakieś 50 metrów muszą się kończyć na szczycie lub tuż obok niego. (Później dowiedzieliśmy się, że szczyt to małe wzniesienie w grani, więc chyba rzeczywiście spadłem ze szczytu Mount Mc Kinley!)

Po powrocie na 5300 m okazało się, że mam lekko odmrożony palec u nogi. Zejście do miejsca lądowania zajęło nam, wskutek fatalnej mgły, aż 4 dni, tak iż cała nasza wyprawa trwała dni 13. Stąd odlecieli wszyscy Amerykanie, a ja z Franzem (z braku pieniędzy) ruszyliśmy w długą drogę powrotną przez gigantyczny lodowiec Kalhitna. Zajęło nam to cztery dni, lecz to było wspaniałe przedsięwzięcie. Wysiłek tego przejścia był chyba większy niż zdobycie Mc Kinley. Pokonanie ogromnych szczelin w lodowcu, a potem przejście wypływających z lodowca rzek, było niemniej trudne i niebezpieczne niż ostre drogi alpejskie. Nie doceniwszy tych trudności, zabraliśmy ze sobą za mało jedzenia i przez dwa dni szliśmy o kompletnym głodzie. Ale za to mamy czym się chwalić, tą trudną drogą powrotną przeszły przed nami tylko 2-3 zespoły, zaś piękno nie skażonego obecnością człowieka kraju jest oszałamiające. W końcu dotarliśmy do obozu poszukiwaczy złota, posługujących się narzędziami jak z powieści Jack’a Londona i stąd, helikopterostopem, powróciliśmy do Talkeetna.

Berkeley, 21.10.1970

P.S. Sylwester 2006/2007. Czytając przedostatnie zdanie przypomniało mi się me spostrzeżenie sprzed lat ponad 35. Mianowicie to na praktycznie bezludnej Alasce, zapełnionej stadami łosi, niedźwiedziami oraz budowlami bobrów odkryłem, jak pięknie musiał wyglądać świat, zanim pojawił się na nim człowiek, a zwłaszcza jego podgatunek, znany jako anglosaski Amerykanin, uważający się za biblijny „lud boży”, powołany do sterroryzowania, swą pracą, całej Planety. Który to amerykański, biblijny (nowo)twór społeczny oby sczezł nam jak najprędzej. Czego wszystkim znajomym, oraz czytelnikom moich tekstów, w wigilię Nowego Roku 007, jak najszczerzej życzę.

M.G.

(Inne detale mego życiorysu „wysokogórskiego” podane są na stronie:

www.marek.glogoczowski.zaprasza.net)

 

 

 

 

Posted in Alpinizm, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

The Origin (Genesis) of the Chosen People Super Species

MIND INSIDE GENITALIA The Origin (Genesis) of the Chosen People Super Species

in light of writings of Lao Tsu, Aristotle, Spinoza, Lamarck, Arnold, Freud, Mandelstam and Israel Shamir

Dr Marek Glogoczowski*

Contents:

I.    “Hebraist”  Cult of the Feminin, versus “Hellenist” Enchantment with Manhood

II.   The ∇-Matrix Shaped New Brave World Order

III. The Only One Big Idea Which Animates The Chosen People

IV. Darwino-Lamarckian Origin Of ‘Genitalian’ Super Species

V. The Holy Book of Louse Instigators of Rats & Vandals Crimes

I. “Hebraist” Cult Of The Feminin, Versus “Hellenist” Enchantment with Manhood

The film “The truth about war in Libya” released in Russia on Oct. 19, just a day before Muammar Kaddafi’s cruel execution, ends with a following statement: It is evident that on the Earth we have two genetically different types of humanity. WHICH ONE DO YOU CHOOSE?”. This last question challenges the most important law of NEODARWINIAN GENETICS. It claims that the set of our genes becomes determined at the moment of formation, usually “in vivo” in mother’s uterus (but also, thanks to new techniques, “in vitro”), of human zygote. In subsequent weeks, from this minuscule form of unicellular human being, develops human embryo, and than a complete, differentiated into a thousand of different organs, human baby. According to ONLY ONE IDEA of neoDarwinians, we are unable to change our genetic pre-programming by our own choice and following it efforts. Nevertheless, there are known situations when men – and this by their own will – change their sex. These rare cases confirm the supposition that inside humanity, despite its general division into male and female genders, there is possible a voluntary modification of one’s inherited type of personality.

Moreover, at lower evolutionary level, in particular among fishes, there are known species where the change of sex is systematic, young individuals have feminine character (produce eggs), while at elder age they change into males producing spermatozoa. Also among mammals, among canidae in particular, the male dominant character is frequently linked with female gender, among wolves the leader of the pack is usually an old female, female hyenas have even false testicles and penis, which Aristotle took as the sign of their hermaphrodite character. So indeed, when Muammar Kaddafi (peace be upon him) in one of rare speeches immediately prior to his murder, urged Libyans “do not be women, take arms and fight against traitors and invaders”, it wasn’t an empty appeal, and everybody understood what he had in mind, demanding such “antifeminist” service to the Fatherland.

It is also known that certain civilizations have “feminine” character, while other “masculine” one. In particular the known 17th century philosopher of Jewish origin, Baruch Spinoza linked the despised by him “hysterical character of Jews” with their religion. This fact recalled it in the second half of 20th century, Milton Himmelfarb (also of Jewish origin) in an article “Hebraism & Hellenism Now”, published in Commentary, in July 1969 (Vol. 48, No. 1):

Spinoza (who) was contemptuous of the moral and psychological state of the Jews, says that the foundations of their religion have effeminated their character. That is, Judaism has made the Jews womanish. … Though etymologies prove nothing, they can suggest something. Greek hystera means “womb,” as in surgical words like “hysterectomy”; but its best-known derivative is “hysteria”: Hellenically, the womb generates hysteria. … Hellenism has something anti-woman, anti-womanly, misogynist”.

As the history of gender-linked opposition between “misogynist Hellenism”, and “effeminate Hebraism” is considered, Himmelfarb quoted the forgotten at present definitions, of these basic for Europe cultures, given by 19th century English writer Mathew Arnold (1822 –1888):

Hellenism is mind, intellect – a free mind and a free intellect, resistant to cant and prejudice, connected with imagination and emotion, open to all excellence, past, present, and future. It is mind and intellect flexible and self-correcting, the enemy of fanaticism, rigidity, and one-sidedness (…)

 ”To Hebraise . . . is, to sacrifice all other sides of our being to the religious side …. it leads to a narrow and twisted growth of our religious side itself, and to a failure in perfection”.

At the time when Matthew Arnold was writing, the term “anti-Semitism” was not yet known, and  Himmelfarb noticed: What has struck many Jews in (Arnold’s given) definitions or descriptions of Hebraism is that he was not talking about, was in fact not concerned to talk about, the Jews and the Jews’ religion, … Arnold was defining the spirit, as he understood it, of sectarian Protestantism in l9th-century England. His Hebraism keeps pointing to sectarian Protestant bibliolatry – the doctrine of the open Bible carried to a kind of democratic extreme.

I began to study in detail the Bible exactly 30 years ago, at age of nearly 40, shocked by  pope John Paul II uncritical appraisal, in the encyclical letter Laborem exercens, of the Old Testament most important Commandment “multiply and subdue the Earth”. This commandment, repeated in Genesis five times (1 20-22, 1 26, 1 28-30, 2 15, 9 1-3-7)  theoretically looks “godly”, for Man indeed imitates God by ruling on the earth.

Unfortunately in practice such commandment limits severely human freedom, narrowing homo sapiens life to prosaic “down to earth” activities, frequently completely stupid, like this “rule over birds on the sky, and fishes in waters”. Is thus possible that this “masculine, phallic” in appearance God’s Commandment, which was transmitted to Catholic Christians by Pope JPII in 1981, praises in practice the primitive behavior of mindless builders of completely demasculinized universe?

In a booklet War of Gods, which I published already 15 years ago, in its Introduction written in English, I pictured in a following manner “the godly behavior” of biblical forefather of “Chosen People” named Jacob:

The history of Judaism as a separate religion begins with Patriarch Jacob, who is described as a man completely dominated by GREED and JEALOUSY. This “God” conducted him to insidious robbery of the heritage, which the customary Law had attributed to his elder twin brother Esau. Moreover, the Bible describes Jacob as a man entirely dependent on so-called “female’s charms”: he was able to work for fourteen years in order to become the owner of desired by him, beautiful Rachel”. (and so on, see scans.)

Such self-limitation of “effeminated” (he liked to stay in tents) Jacob to boring servitude to his uncle Laban, only to “buy” from him the desired by him sexual object, suggests that this forefather of Israelites, in a difference to his flamboyant brother Esau, was a greedy moron. Devoid of “masculine” qualities (in particular of physical and mental aptitudes, so attractive for women), Jacob was not able to rise above his primitive desires linked with “down to earth” subsistence and proliferation. His “earthly” obsession with problems of sex and reproduction – considered to be completely marginal by Hellenic and Roman philosophers – is indeed the peculiarity of the Jewish culture: it is sufficient to recall here not only 17th century Baruch Spinoza, but also young Otto Weininger (1880 – 1903), who in the book Sex and Character, dared to connect sex and Jews (I am repeating here the opinion of my friend Israel Shamir).

The association of “Jews and sex” – and especially the feminine sex – found its expression in the  emblem of modern Israel. According to WikipediaThere is a striking similarity between the Star of David and the Yantras of Tantric science of India. … Jewish cabbalists took this symbol with full conscience of its sexual character  … The hexagonal star (shatkona or Star of David) represents the union of Shiva-Shakti, male-female energy”. This apparently strange connotation until now make wonder laics: being surprised by this primitive sexual aspect of “Jewishness”. Vanessa Cortez, staff writer of Weekly Universe, titled her recently published article “SEX-CRAZED PAGAN ROOTS OF ‘STAR OF DAVID’”. Indeed, according to Tantra, the triangle directed upwards on the flag of Israel symbolizes male sex (Δ – penis, ‘Hrim’, Shiva), while the triangle pointing downwards symbolizes female sex (∇ – vulva, ‘Om’, Shakti). These Hindu Tantra symbols, wholeheartedly accepted by medieval, obligatorily male, cabbalists – and than by Jews in general and Zionists in particular – have one troubling aspect, usually unseen by enthusiasts of the flag of Israel. Namely Tantra (Is) The Cult Of The Feminine, as argues it André van Lisebeth in a very professional book under this title:

II. THE -GENITALIAN NEW BRAVE WORLD ORDER

So, once again, by an analysis of “Star of David” cabbalistic symbolism, we arrive at an association, of cabal-oriented ‘Jewish culture’, with the phenomenon of systematic effeminisation of humanity, especially of so-called “Chosen People”. This cultural trend become noticeable  decades ago, in 1984 Polish cineaste  Juliusz Machulski, in a satirico-futurist film, titled “Seksmisja” and realized  in caverns of Wieliczka salt mine, imagined the future life of humanity inside structures completely isolated from the natural sun. Such underground “turmitory” was run by scientists of exclusively female gender, new babies, which were artificially grown in probes in a “factory of children”, were only of female sex. Rare males, still subsisting at the margin of society, were despised and obligatorily castrated –  for their activity has always lead to the war.

In 1984 such “global sex mission” make laugh Poles still living in a “totalitarian” socialist state, but in 21 century this “futurist satire” become the sinister reality of most advanced countries, Sweden in particular. In an email, which I received on November 5, 2011  Israel Shamir, in an article titled “Unmanning the Man wrote:

The great conspiratorial mind and modern Russian prophet Alexandre Dugin declared that there is an ancient female conspiracy that aims to return us to a Matriarchy. … I think the reality is worse than Dugin’s wildest conspiracy. There is an understanding between the holders of power that feminised men are easier to control. Unmanning men is a linchpin in the reprogramming of mankind into an obedient herd, because strong men are unpredictable. Strong men are prone to rebellion, ready for sacrifice and primed for action. It is no coincidence that the enemies of Empire are all masculine males, be they Qaddafi, Castro, Chavez, Lukashenko, Putin – or Julian Assange. It appears the men have been targeted for elimination; the working ants need no sex. The feminist agenda became the easiest way to lock the man up, as we learned from the DSK case. Dominique Strauss Kahn lost his coveted job at the helm of the IMF, and this powerful position passed to a woman who is not likely to jeopardise the US dollar supremacy.”

The MANHOOD lost inside the MATRIX of “New Israel”

Moreover, it is sufficient to use only a bit of our imagination to find that the “Star of David” do not symbolizes the male dominance – as it suggest the top of Δ triangle dominating over the ∇ one – but THE IMPRISONING OF MALE SEX. Why? Let’s return to the old, published in 1969 Milton Himmelfarb’s article “Hebraism & Hellenism Now”. He recalls “Some years ago Isaiah Berlin revived Archilochus‘s saying: The fox knows many things, but the hedgehog knows One Big Thing. Hellenism is fox, Hebraism is hedgehog.”  This antique Greek comparison of behavior of genetically different animal species, completed by last century  Isaiah Berlin‘s remark that “Hebraism is a hedgehog”, and Spinoza’s opinion “Judaism has made the Jews womanish”, leads to the enlightening, truly ‘Luciferic’ conclusion. Namely, on the emblem of Modern Israel the ever searching for something, extremely mobile “fox” (Δ – penis, Shiva) in all evidence BECOME LOCKED inside ever crippled by fear, hardly moving “hedgehog” (∇ – vagina which symbolizes Shakti, THE MATRIX, or ‘hystera’ in Greek)!

Such necessary LOSS OF MANHOOD, by its IMMOBILIZATION INSIDE THE MATRIX OF COMFORTS provided both by overgrowth of TECHNICS and MONEY, is the logical outcome of ever progressing, since translation of the Bible into national languages, HEBRAISATION of Western Civilization: the computer science fan David Gelertner calls this phenomenon, born out of the Bible idolatry, Americanism: The Fourth Great Western Religion. In light of this discovery, all humanoids, which rally under the effigy of the “Star of David”, shall be elegantly called GENITALIANS, for “(this) God is inside them more than they are inside themselves” (St. Augustin). This specific LORD OF HEBREWS resides just above their (and our) legs, at the bottom of their (and our) trunks. (Please remember that biblical Jacob, in order to get access to vagina (∇) of his beloved Rachel, forced himself to work like a slave for 14 years; the equally famous Jewish hero King David, commanded by desires of his Δ, ordered to kill in secrecy one of his generals, only to get an access to ∇ of this unfortunate general wife. And so on.)

III. THE ONLY ONE BIG IDEA WHICH ANIMATES THE CHOSEN PEOPLE

“There is no God but Genitalia, and Abra/ha/m was its prophet”

It is worth to observe that if we substitute, in the Holy Bible texts, the word LORD by HUMAN GENITALIES, than the whole history of Western Civilization becomes easy to interpret as the march of GENITALIANS towards their ‘GOD’ in a form of an ever expanding MATRIX (∇). I will give only few examples how this “genitalization” of Judeo-Christian Culture progress, but any keen observer can furnish dozens more similar ones:

1.      Isaiah Berlin compared “Hebraists” to a hedgehog living with ONLY ONE BIG IDEA. Judging after doings of biblical Abra/ha/m, the Only One Idea, which motivated this Hebrew (God)Father of Nations, consisted in a discovery that “Inside genitals dwells my LORD, which feeds me, permits me to proliferate and to dominate all living”: according to Scripture, Abra/ha/m was a Wandering Near East Pimp, ‘Der Kuppler’, earning his living by offering sexual services of his wife-sister Sarah to Pharaoh courtiers and to local Kings – no wonder thus that the Indo-European writer Salman Rushdie called the contemporary copy of Abra/ha/m (George Soros ?) “the most evil man ever existed”.

2.      In order to assure that organs of procreation will remain the “Lord” guiding the CHOSEN (by these organs) PEOPLE, the so-called “God”, invented by Mosaic Scribes, ordered the constant multiplication of humanoids, which become obligated “to subjugate the earth”. Such order of course implies the total subjugation, of able to read humans,  to the “godly” activity of borderless expansion of their species (see Genesis 1: 28).

3.      As the Seal of the Covenant with their GENITALIAN GOD, not only Orthodox Jews, but also numerous pious (North) Americans and Moslems, offer to their Master foreskins of juvenile penis of their male offspring.

4.      We witness at present the FORCED SEXUALIZATION of adolescents of both genders. It will contribute to the development of severe (both homo and hetero) sex dependence during their adult age: in Polish recently elected Parliament we got a brand new “Genitalian Party” of Janusz Palikot (a member of Trilateral Commission in 2005). This post-modernist political creation, which in October 2011 collected 10 percent of all Polish votes, consists of transsexuals, homosexuals, feminists and former priests. Its enterprising leader, a successful, educated at Catholic University of Lublin, philosopher and vodka wholesale dealer, scandalized the Polish political scene delivering “praising love and tolerance” speech, inside Parliament building, gesticulating with an artificial phallus and a pistol. (see the picture below).

5.      Our media – internet including – become littered with pornography, which automatically excites sexual desires of all of us, thus inhibiting more mature forms of behavior. The recent success of Janusz Palikot’s “Love and Tolerance Sex Pistols Party” – see the picture above – is the direct product of incessant excitation of populace, by corporate media, with images of sex and violence.

6.      Organizations like The Institute of Open Society (IOS) of George Soros, and its kin Freedom House are trying – in the name of Free Market – to change the world into a gigantic Brothel. (By the way, the highest in the world percentage of female sex workers per capita, we find in Israel and in Bosnia guarded by highly paid UN military personnel.)

7.      The whole Freudian psychoanalysis is saturated with overtly genitalian associations. Freud’s scientific language indicate that the life of “liberal” bourgeoisie – which, according to Maurice Joly (1864), is an imitation of commercial habits of Jewish society[i] – is entirely dominated by “God” in form of sexual organs, including the famous Freudian Anus, the surrogate of vagina (∇) for homosexuals.

8.      In the Global Freedom House, as wittingly observed it American satirist George Carlin (1937 – 2008) “They hold you by your balls”. It is a concise description of properties of MATRIX (∇) built by Chosen People, which specialize in deconstruction (castration) of natural human psychomotorical potencies.

9.      The Tantro-bourgeois-Zionist “cult of the feminine” necessarily imposes SOFT methods of “Conquest Without the Use of Force”. Its principles of HYPOCRISY, LIES AND DECEITS were elaborated in “liberal” England already in 17th century. Today practically all more “hard” social systems become subverted  by means of delicate “rose, tulip, orange, jasmine, etc.” revolutions described in detail in the book of Robert Nye titled  Soft Power:

10.   And of course, in case of a slightest danger, our Delicate Rulers of the Globe manifest the classical feminine hysteria (from Greek hystera, the womb): “Ai, wei Holocaust” cry hysterically Jews, seeing swastika recalling them the emblem of National Socialist German Workers Party; “ai wei Katyn”, “ai wej Hlodomor”, cry hysterically respectively Polish and Ukrainian bourgeoisie seeing the Red Star, symbol of the defunct Soviet Union. Such hysterical, artificially amplified by media behavior, is supposed to inhibit all rational discussion about biological roots of these “damned” – because ‘masculinized’ (Δ) – regimes of the first part of the 20th century.

Enough enumeration of these ‘feminine’ – or ‘Hebrew’ in opinion of Spinoza, Arnold, Weininger, and others – traits of contemporary Western Civilization. Already in the essay “LORD of  COMFORT versus Men of EFFORT” (Oct. 2011) I drew the “Bermuda Triangle of TMC” in which all human Reason and Dignity vanishes. This triangle of childish (and womanish) enchantments with TECHNICS, MONEY and COMFORT, forms the GLOBAL CANCEROUS EVERGROWING MATRIX. And inside it “multiply and conquer the earth” minute and pale parasites, resembling genitalian CRAB LICE[ii]. These “alter-humans” proliferate thanks to the climate of “Humanitarian Tolerance”, which is obligatory inside the Planetary Freedom House, which is so laboriously built by our Masonic Worker Unions (& Lodges):

The ∇-Matrix Shaped Armory of “Genitalian Order” shaping the New Brave World

 IV. Darwino-Lamarckian Origin Of ‘Genitalian’ Super Species

Not every civilization was thriving under the joke of TMC values. The old Chinese philosopher Lao-Tsu was known for his opinion that “The greatest happiness for a Chinese is to walk and to observe the world”. In light of this simple, not demanding money nor technics, “recipe for a happy life”, the biblical order “multiply and subdue the earth” appears to be an utter barbarity – and this not only to the old Chinese elite, but also to the forgotten at present Greek philosophers. For example the praised by ‘God of Israel’ activity of (usually sexual) multiplication, Aristotle categorized within the lowest kind of “soul”, called by him “vegetal” one.  Such “soul” (which animates all living) is limited to egoistic self-feeding and resulting from it growth – the growth not only in size of sufficiently nourished individuals, but also growth in numbers of fed enough organisms.

According to Aristotle the higher kind of “soul”, which grows on the “vegetal” one, was/is the “animal, senso-motorial soul”, directing activities of individual’s senses and organs of locomotion – which muscular activity, according to Lao-Tsu, was responsible for ‘the dynamic happiness’ of a healthy Chinese. And the highest level of life activities represent the “human reasoning soul” nourishing itself with information gathered by lower, “animal, sensuous soul”. This highest kind of “soul” finds satisfaction – as Taoists insist – in an altruist sharing with others of its experiences and acquired wisdom. Looking in a larger perspective, we notice that this antique Aristotelian “hierarchy of souls” in large extend overlaps with the “hierarchy of needs” elaborated by psychologist Abraham Maslow in 20th century.

The Aristotelian/Maslow’s “Pyramid of needs” [iii]

            One of anonymous readers of my recent text in Polish titled “Hitler and Stalin rehabilitated by NATO in Libya”, published at prawda2.info website, has remarked that by joining, twenty years ago, “the  family of Western nations” Polish citizens have degraded, at the Maslow’s “Hierarchy of Needs”, from its upper levels to the lowest, vegetal one – and there is no hope that in future they will raise back from this psychological degradation.

Why such degradation MUST RESULT from the abandonment of Marxist principles of social organization? It is simply the necessary, Lamarckian byproduct of easiness of common day life inside monstrous Technopolis, which Thomas Hobbes compared to the biblical Leviathan: once ordinary people find their place inside one of mirriads “working cells” of this TMC (Technics-Money-Comfort) Matrix, than  in order to survive and to proliferate, it becomes sufficient for them to perform tasks, which are physically not complicated, but demanding continuous sitting for at least 8 hours a day, tasks. In this way, by their own LABOR, people contribute to the atrophy of their not exercised enough “animal soul”: for a lazy in autonomous observation and reasoning bourgeois, crying only about his business and his simple physical pleasures, the Taoist ideal of dynamic happiness, resumed in Lao Tsu formula “just to walk and to see the world” looks completely strange and even crazy…

This esthetically weird situation, of the atrophy of senso-motorial faculties of Modern Humanoids, resembles the “opportunist mutation”, which in case of abundance of nutrition, undergo minute Arthropodous Cirripedia (barnacle) called Sacculina, a common parasite of Crabs. As observed it Charles Darwin already 160 years ago, the young, larval Sacculina look like other young Cirripedia, have eyes and cirripedia (‘curly feet’), permitting them to move and to see in water. Once these mobile barnacles find a crab, to which they tightly attach and penetrate inside its body, they degenerate, useless since this moment eyes and ‘curly feet’ disappear, their body takes the form of devoid of hard elements and senses purely “vegetative” tumor. At the exterior of the crab these parasites leave only fleshy bag filed with GENITALIA producing Sacculina‘s offspring, which is protected by hosting them crabs.  Male crabs, deprived of nutrition by sponging them Sacculinas, acquire female characters, and are becoming sterile, inhibited in generation of their own offspring[iv].

This old, dating to the research of Charles Darwin, discovery of “transmutation” of Sacculinas kind of complex arthropodous cirripedia, to a fully parasitic form, devoid of organs characteristic of mobile animals, provides a good Lamarckian illustration what happens with human societies, which permitted themselves to become colonized by missionaries of the “Genitalian God of incessant multiplication”: by a dependence upon “survival assuring” TMC artifacts, and in particular by facilitating the life TECHNICS, the highly differentiated human organs of endogenous locomotion, of vision, of manual skills and of mental perfection automatically degenerate, this in agreement with J. B. Lamarck’s Law of Zoology[v]. Created in this way “civilized” population becomes automatically de-masculinized by a COMFORTABLE life inside animated by MONEY “Planetary Freedom House”. (see David Gelertner’s book on messianic ‘Americanism’). As observed it the arch enemy of domestication, Austrian ethologist Konrad Lorenz,  in easy, “Paradise-like” life conditions,  all Deadly Sins, characterizing not only humans but also living in enclosures higher animals, automatically undergo hypertrophy.

V. The Holy Book of Louse Instigators of Rats & Vandals Crimes

The essential question is WHO (OR WHAT) IS PUSHING US TOWARDS THIS EVER MORE AGGRESSIVE DOMESTICATION? To answer this question it is sufficient to look around us, and also at ourselves: surely women love comfortable houses, men and children love cars and computers, and all of us love Money. Apparently there is no way out from this vicious circle of sinking ever deeper  into the TMC ∇-shaped Matrix. But this was not always true, for early Christians money had the smell of shit, also during not so distant Stalinist times in Eastern Europe the banking system – which is without doubt the First Motor of domestication – played a minor role in despised by The Genitalian Order socialist states. In Roman Empire, already during pre-Christian times – as demonstrated it the famous historian of Antiquity, Tadeusz Zielinski – poems condemning Seven Capital Vices, thus taming human vicious behaviors, were popular not only among aristocracy but also among plebeian masses. This Pagan “Hellenist” heritage was wholeheartedly accepted by the Church, which was trying to attenuate all Deadly Sins.

Unfortunately, at the same time the Church officially accepted Hebrew sacred books as “backbone” of its teachings, which completely perverted its role of a moral guide of Christian societies: as we remarked it above, the banking system, which is at the origin of large scale social corruption, found its appraisal in both Testaments given by “God” to his CHOSEN[vi].  Moreover, in light of ARISTOTLE’S ETHICS and than in light of LAMARCK’S LAWS OF ZOOLOGY, all efforts of biblical Patriarchs and prophets, and than of Christian missionaries, imitating the behavior of Pharisee Saul/Paul from Tars, are systematically leading to the total corruption of not only human species, but of all biosphere, vandalized by human termite-like industriosity.

Simply HEROES OF OLD TESTAMENT, judging after their doings,  turn to be antique NARROWMINDED BUSINESSMEN, making their fortunes on all Seven Capital Vices: Abra/ha/m sponged on the Vice of LUST, Jacob  was entirely ridden by GREED, Moses boasted himself of his psychopathic WRATH[vii], Isaiah praised GLUTTONY[viii] of Israeli priesthood sponging achievements of other nations,  and S/P/aul exploited the spiritual SLOUGHTNESS of Christian scum, which was eager to believe in an easy redemption (by “passion of Christ only”) of its crimes. And of course YHWH boasted himself of the Capital Vice of JEALOUSY (“I am a Jealous God”), and of its PRIDE to remain above homo sapiens capabilities to Reason: “For the foolishness of God is wiser than man’s wisdom” – I Cor. 1: 25.

Here is no point to recall that already in Antiquity, the filled with “God’s foolishness” Old Testament was considered to be the Book of Evil (see Marcions). And that Christians’ enchantment with certain meek, female-like masochistic behaviors of Christ (in particular with this famous “turning the other cheek”) were objects of criticism of pagan, in particular Epicurean, philosophers (see Celsus). Today the situation has not improved at all, and in Libya of last months we were impotent witnesses of a true “Genitalian Zionist crusade”, in which participated commandos of all three Abra/ha/mic religions. Khaddafi’s supporters, in all evidence refusing to “turn other cheek”, called “rats” units of international AlKaida and Quatar invaders, only pretending to serve Allah, while in reality they were/are serving the Artificial God Mammon (TMC ). Also president Lukashenko of Belarus compared NATO heroic bombers of Libya to antique Vandals. (In a fact, the heavily “Hebraized” Anglo-Saxons love the savage devastation of cultures which dared to oppose their own one, to recall murderous bombings of German cities during the 2WW, and than Korea, Vietnam, and so on). The same Lukashenko (one more politician representing ‘manhood’ to be eliminated) compared to ordinary lice the chef of EU Commission Miguel Barroso, and his supporters inside Ukrainian government, which refused to accept the presence of president of Belarus during international commemorations of 25th anniversary of the Tchernobyl catastrophe (Belarus was the country most afflicted by this evident nuclear sabotage).

What is to be done?

            We can be sure that without shedding off this “Abra/ha/m’s Triad” of parasites, no return to a more Reasonable state of humanity is possible: the post-Christian and than ‘post-communist’ philosopher Roger Garaudy had chosen, as a minor evil, the Islam as a religion to which is worth to adhere, but even Islam – as recent events in Lybia have it documented – is possible to pervert and to exploit as a docile tool of subjugation of the Planet by the Zionist Genitalian Order. The corruption spew by this Globalising Agency penetrated also into ranks of the scientific establishment, which in decades following the 2WW degenerated into “neoDarwinian science gatekeepers”. Like Pharisees of the Old Israel they “have taken away the key to knowledge. They themselves have not entered, while they are hindering those who are trying to enter” (Luke 11: 52). The Konrad Lorenz’s warnings about “Civilization Eight Deadly sins” become largely forgotten, together with Lamarck’s Laws of Zoology, virtually “prohibited” in scientific establishments of USA and its colonies.

Why we have arrived at such sorry state of Life Sciences? A well instructed  “Hellenist fox, which knows many things and is open to excellence in many fields”, can furnish a valid answer. Namely Lamarckian Laws of Zoology collide frontally with the “Hebraist” vision of Nature. These “Hellenist” Laws explain the creation of new, permitting a better control of a given environment,  genetic structures by the ENDOGENOUS ACTIVITY of an organism itself. While  neoDarwinians convinced themselves – as it explained to the author Antoine Danchin, one of French mentors of Noam Chomsky in the domain of genetics – that all novelties in reproducing themselves sexually organisms appear ONLY during the fecundation of ova by spermatozoids. According to (neo)Darwinians, after the fecundation there are not existing genetic tools, which would permit eventual improvements of erroneously created copies of inherited genes. Such bizarre concept of Creation of novel forms of life, which is entirely independent of lasting for years individual life, resulted from  the tacit acceptation of permeating the Bible Single Essential Idea that LIFE IS PRINCIPALLY LIMITED TO ITS INCESSANT MULTIPLICATION. As wrote it physicist Ervin Schroedinger in a brochure “What is Life?”completed as late as 1944, the life is “order out of order”, it means life is the continuous, like in growing crystals, invariant replication of ancestral structures.

In the Holy Bible – which Charles Darwin thoroughly studied prior to his conversion from ‘creationism’ towards “evolutionism by Natural Selection”, we cannot find events confirming the typical “Hellenist” belief in self-perfection (‘self-construction’ in terms of Jean Piaget) of living organisms – which improvements result from these beings encounters with ever trying to degrade them environment (the known in physics Law of the increase of Entropy). This specifically Hebrew disconnection of the process of Life from the processes of Learning, has very  serious religious implications. For a person believing that he (she) was created by a God, it is simply not acceptable that that God equipped its creations with the capacity of self-improvement, thus of self-creation. Such capacity would automatically make out of Creator a superfluous being, for God’s creatures would quickly create themselves the theory that, resembling an anthropomorphic God is trivially the human creation, for “nihil est in intellectu quod prius fuerit in sensu”. In short, if we want to save the exogenous, anthropomorphic God Creator, we have to negate our own capacity of creation of novel reflexes and underlying them neuro-muscular structures. In particular we must deny to ourselves the capacity to learn, the faculty so much cherished by all loving to acquire new skills laymen.

This is a very prosaic reason, explaining why culturally “Hebraist” neoDarwinians vigorously repudiate known to all serious educators ancient formula “repetitio mater studiorum est”. As postulated it illustrious American linguist Noam Chomsky, introduced to the mystery of neoDarwinism by known personally to the author French researchers Jean-Pierre Changeux and Antoine DanchinWe have essential, overwhelming evidence that  substantial aspects of our mental and social life, among them also the language, are determined as the part of our biological endowment, and that they are not acquired by process of learning, and  in particular not by a training” (Noam Chomsky, 1985).

This bizarre statement of most illustrious American linguist – who visibly forgot his own efforts while learning a foreign language – is a very good example of idiocies we arrive at,  in case we accept the neoDarwinism imposed disconnection of necessary genome modifications, from man/animal behavior during their long years of subsistence. This “scientific establishment atrophy” of mental functions has lead to the total incomprehension of origin of so-called civilization diseases – nearly all of them are of genetic origin, and nearly all of them manifest themselves as the long-term result of not sufficient exercise (i.e. training) of ailing organs.

The heavily “pushed” at present into masses, by Zionist Order, of Christian – and the like – religions provide only a “divine powder” directly comparable to the ordinary opium. There is no salvation, from enumerated above plagues, by ugly “Christ wounds”, as fraudulently assure us Fathers of the Pauline Order. The cult of scenes of murder  can engender only new ugly murders. From praised by S/P/aul “thoughtless female-like foolishness of God” only the comparable foolishness of behavior of God’s servants may originate. As stressed it Ossip Mandelstam in his, recently translated into English, appraisal of works of his teacher of history of antiquity Tadeusz Zielinski[ix], there is not possible the successful fusion of the “Hebraist” culture  with the “Hellenist” one, for they are exact oppositions. A “hedgehog” will always display the behavior of an opposite kind to the one of a “fox”. One or another has to dominate, and Mandelstam, a Jewish Pole by his place of birth, opted for pagan “Hellenism” (of which culture  the “warm behavior” of Jesus from Nazareth was an example). Developing the Zielinski/Mandelstam ideas further on, we may say that biblical Jacob will never fuse with Esau, the preached by S/P/aul optimistic future, when “There will be neither Jew nor Greek, slave nor free, male nor female,is a mind-killing insidious bull,  directly similar to the statement that it may be a peaceful fusion of a crab with sucking it Sacculina parasite. Also the Jehovah Witnesses enthusiastic hope that “The wolf and the lamb will feed together” (Isaiah 65: 25) represents the same kind of bull aimed at anesthesia of “sheeple” eaten by its collective “Lord”: for “what peace between the rich and the poor? As the wild ass is the lion’s prey in the wilderness: so the rich eat up the poor”. (Jesus son of Sirach, this  Greek Book was expurgated from the Hebrew Bible canon by Rabbi Ben Akiva.)

In light of these biological and biblical discoveries, it is worth to return to the question put in bold print at the beginning of this “antifeminist” (and thus also anti-Paulinist, anti-Darwinist and anti-AngloSaxon) work: It is evident that on the Earth we have two genetically different types of humanity. WHICH ONE DO YOU CHOOSE?

The answer is up to you.

Zakopane, November 21, 2011

* Marek Glogoczowski in 1976-79 studied the Genetics of Population at Uni-Genève under the direction pf professor Albert Jacquard, and in l979 he had a scholarship at Laboratoire d’Evolution des Etres Organisés at Uni-Paris VII, under the direction of professor Pierre-Paul Grassé; in years 1983-1991he was charged of preparation of yearly digest of “progresses in biology” for the yearbook “World in Crosssection”, edited by Wiedza Powszechna, Warszawa. And in 2002 he completed his late doctoral thesis under the title “The ‘Anti-Zoological’ Socio-Political Philosophy of Noam Chomsky”. Footnotes:

[i] Maurice Joly In „Dialogue aux enfers enter Machiavel et Montesquieu” (1864): “From the lassitude of ideas and the shock of revolutions have come cold and disabused societies that have arrived at indifference in politics as well as in religion, that have no other stimulants than material pleasures, that only live through self-interest, that have no other worship than that of gold, whose mercantile customs compete with those of the Jews, whom they have taken as models.”

[ii] If one wants to know how crab lice-like CHOSEN PEOPLE behave, please watch the interview with dr Sliman Boushuiguir, the „human rights” fighter, who organized, on March 20, 2011, the UN vote sanctioning the lasting for eight months NATO bombardment of Libya – with resulted in tenths of thousands of Libyans killed, and the country devastated; dr Boushuiguir is at present the ambassador of “direct democracy free” Libya in Bern in  Switzerland. (This European country too boast itself to have ‘direct democracy’ regime.)

[iii] Abraham Maslow was bred in New York’s „Hebraist” social environment, so in his “hierarchy of needs” the ‘hedgehog-like’ need of security (employment, resources, property, etc.) play a role next to basic physiological  needs (breathing, eating, sex, sleep, homeostasis, excretion); the bred in a completely different social environment Aristotle was a Hellenist, thus “a fox” in Archilochus parable: for “Hellenists” – descendants of mythical Esau – the hardly noticeable for “Hebraists” classical animal needs (seeing, running, physical exercise) were/are much more important than “Jacob’s like hedgehogs” need of security. And due to the wealth of their personal experiences, “fox-like” Hellenists are much more prone to behave in a giving them personal satisfaction, ALTRUISTIC MANNER, which “need” is even not mentionned at original Maslow’s Pyramid.

[iv] From chapter ‘Cirripedia’ in Encyclopedia Britannica: “The most degenerate of Cirripedia are the members of the order Rhizocephala, of which the genus Sacculina, a common parasite of Crabs, is a familiar example. It has a simple sac-like body attached under the abdomen of the crab by a short stalk from which root-like processes ramify throughout the internal organs of the host. The body is enveloped by a fleshy mantle, with a small opening, and is without appendages, mouth or alimentary canal, the only organs which are well developed being those of the reproductive system. There is no trace of Arthropodous structure and only the larval development allows Sacculina to be referred to the Cirripedia””. (Sacculina, by sucking nutritients from crab’s body, alters sex of its host: “generative organs of the crab undergo atrophy, male crabs take secondary characters of mature females, while immature female prematurely attain the adult characters of that sex” – It is exactly the same phenomenon of “feminization”, which we observe in human populace colonized by “Chosen People”! )

[v] Lamarck’s Laws of Zoology were formulated in his “Philosophie zoologique” (1809), In  their essence, they state that “a change in the environment brings about change in “needs” (besoins), resulting in change in behavior, bringing change in organ usage and development, bringing change in form over time — and thus the gradual transmutation of the species.” (It is exactly what is observed in case of adaptation of Scacculina to its host and/or of hominids do the comfortable life inside TMC Matrix – useless in these environments organs of vision and locomotion undergo atrophy, and men change into Sacculina-like Sacs filled with oversized Stomachs and  Genitalia, which are imposing, on degenerated in this way species, the behavior marked by all Seven Capital Vices – MG)

[vi] “The Law” permitting usury to the Chosen Super Species we find in V Mos. 15: 6; in more detail this topic is elaborated in my lecture given in Moscow in December 2009, and titled “Inanimate Animator of Western Global Empire”.

[vii] From the „Song of Moses – the Murder”, Deut. 32:

40 I raise My hand to heaven and declare:
As surely as I live forever,

    41 when I sharpen My flashing sword,
and My hand takes hold of judgment,
I will take vengeance on My adversaries
and repay those who hate Me.

    42 I will make My arrows drunk with blood
while My sword devours flesh—
the blood of the slain and the captives,
the heads of the enemy leaders.” [
o]

    43 Rejoice, you nations, over His people, [p]
for He will avenge the blood of His servants. [
q]
He will take vengeance on His adversaries; [
r]
He will purify His land and His people. [
s]

[viii]you shall eat the wealth of the nations,  and in their glory you shall boast.” – Is. 61: 6.

[ix] Ossip Mandelstam was Zielinski’s student at Sankt Petersburg University, prior to WW1; an excellent resumé of Thaddeus (not Faddei) Zielinski’s ideas about “Hellenism versus Judaism” we find on pages 124-128 of the book Osip Mandelstam and the modernist creation of tradition by Clare Cavanagh (2006).

Posted in culture & religion of zombies, ENGLISH TEXTS, politics of globalism | Leave a comment

„BÓG JEDYNY IZRAELA” kontra UNIWERSALNY ROZUM

 „BÓG JEDYNY IZRAELA”

  kontra UNIWERSALNY ROZUM

- i na odwrót, czyli

Naukowe, lekko satyryczne, rozpracowanie Źródła Wszechmocy „Zachodu”

 (*GoG = God of Gangsters)

Zastosowana metoda naukowa, opisana już 2300 lat temu przez Arystotelesa:

Wychwytując cechy wspólne obserwowanych zjawisk, metodą indukcji (kojarzenia, łączenia ze sobą zjawisk) tworzy się POJĘCIA OGÓLNE. Zaś wnioskując logicznie z tych OGÓLNYCH POJĘĆ (czyli metodą dedukcji), otrzymuje się szczegółowe prognozy przebiegu zjawisk obserwowanych w przyrodzie, w tym i zjawiska „globalizacji”, postępującego ujednolicenia dotychczas różnorodnych kultur ludzkich.

I. Czy „wszawa władza” też pochodzi od Boga?

Zacznijmy zatem od faktu (zjawiska) szczegółowego, charakterystycznego dla zachowania się Zjednoczonej (z USA) Europy wobec niewielkiej Białorusi, odmawiającej przyjęcia „demokracji”, narzuconej przez amerykański wzorzec kulturowy, wzorzec oparty na wypróbowanym wcześniej w Anglii systemie politycznym „dwój-partii”:

Otóż z okazji uroczystości upamiętniającej 25 lecie Katastrofy w Czarnobylu, do Kijowa 25 maja br. zaproszono  prezydenta Rosji Miedwiediewa oraz przewodniczącego Komisji Europejskiej Barroso, ale nie zaproszono prezydenta Białorusi Łukaszenkę, którego kraj najbardziej ucierpiał w wyniku tej katastrofy. Czując się urażonym takim „nie demokratycznym” zachowaniem się władz w Kijowie, prezydent Białorusi publiczne znieważył te władze, mówiąc o „wszawej własti”, która tylko pozornie jest  ‘samostojatielna’, czyli suwerenna, jako że posłusznie realizuje żądania „Pana” Miguela Barroso przybyłego z UE.

 Skojarzmy przytoczone powyżej określenie „wszawa władza” z innym faktem szczegółowym, mianowicie ze  słynnym zdaniem św. Pawła, że „każda władza pochodzi od Boga”(„List do Rzymian” 13, 1-5). Postępując drogą LOGICZNEJ DEDUKCJI, w  wypadku gdy mamy do czynienia z postulowaną przez Łukaszenkę „wszawą władzą’” to i „bóg” (traktowany jako pojecie ogólne), który taką podłą władzę popiera, musi mieć charakter „wszawy”. No i oczywiście Apostoł, który taką „mądrość bożą” w swych „Listach” rozpowszechnił, też musiał mieć podobnie podły charakter. O czym oczywiście należy księżom, wielbiącym zasługi dla Kościoła Apostoła Pawła, ciągle przypominać.

 Jest i kolejne skojarzenie, wskazujące skąd wzięło się  takie bezmyślne zachowania się naszego samozwańczego 13 Apostoła. Otóż rzeczony „ wikary Chrystusa Ukrzyżowanego” głosił, że „ze Syjonu przyjdzie Zbawiciel” (Rz. rozdz. 11). A zatem ten zawodowy, „dyszący żądzą mordu” (Dz. 9, 1 ) nienawistnik chrześcijan, nagle przemieniony w „miłośnika Chrystusa Ukrzyżowanego”, Szaweł/Paweł był po prostu syjonistą, co zresztą sam potwierdził, w rzeczonym rozdziale 11 „Listu do Rzymian”, z dumą stwierdzając, że należy do „wybranych przez Boga 7000, którzy nie uklękli przed Baalem.”

(„Baal” – w kontekście tego znamiennego listu, to Bóg Uniwersalny filozofów antyku. Był on przez ówczesnych czcicieli idola „miasta na wzgórzu (Syjon)”, traktowany jako „obcy”. Jak zauważa to znany historyk starożytności, Tadeusz Zieliński w  książce „Hellenizm a judaizm” z 1927 roku, słowo (Logos) tego Uniwersalnego Boga-Rozumu usiłował przekazać „zasklepionym w ignorancji” izraelitom Jezus z Nazaretu. Co podówczas się dla niego źle skończyło.)

 II. ZOG – Okupowany przez Syjonistów System Rządów

 Prezydent Łukaszenka mówiąc o „wszawej własti” na Ukrainie, miał na myśli jej usłużność wobec żądań Miguela Barrosso, reprezentującego Unię Europejską. Zaś ta „Unia Europy z USA”  – choćby przez ponadnarodowe struktury bankowe oraz struktury Paktu Północno-Atlantyckiego – reprezentuje tak zwany ZOG (Zionist Occupied Government – Okupowany przez syjonistów rząd), który usiłuje wprowadzić swą dyktaturę na całym świecie. Jak się dobrze przypatrzy, to postulowany przez Łukaszenkę ‘wszawy aspekt’ Nowego Światowego Porządku, przygotowywanego przez wyznawców pan-syjonizmu, można odczytać z samego jego symbolu, zwanego „Gwiazdą (lub ‘Tarczą’) Dawida”:

 Wikipedia w ten sposób tłumaczy genezę herbu dzisiejszego Izraela: „Symbol ten sięga korzeniami aż po Daleki Wschód, gdzie znany był jako Wielka Yantra w tantryzmie hinduistycznym. Trójkąt skierowany wierzchołkiem do dołu symbolizował pradawną samicę, istniejącą przed początkiem świata. Wytworzyła ona w sobie nasienie, które wyrosło w ujawnioną męskość, reprezentowaną przez trójkąt skierowany wierzchołkiem ku górze. Heksagram symbolizuje połączenie tych dwóch pierwotnych sił. Żydowska kabała przejęła ten symbol z pełną świadomością jego charakteru płciowego… [i]”.

 Brzmi to bardzo podniecająco i wzniośle, ale dla znawców etologii, czyli osób badających zachowania się zwierząt, taka interpretacja „tarczy syjonistów” ma biologicznie wyraźnie antyrozwojowy (w sensie rozwoju bardziej udoskonalonych bio-ustrojów)  podtekst. Prześledźmy zatem, co nauka o zachowaniu się zwierząt mówi o tym, przyjętym przez kabalistów gdzieś  w późnym średniowieczu, sześcioramiennego symbolu RAKA POZNAWCZEGO, rodzaju „nadludzkiej” bestii mającej dokładnie tyle „rogów/ramion” ile posiada odnóży wesz pospolita.

 

 III. Sześć Rogów/Ramion globalnego ZAMTUZA

1 R/R. Wyznawcy teorii tantry, twierdzącej że „przez seks do oświecenia”, obłudnie przekonują swą klientelę, że sztuczne przedłużanie stosunku płciowego upodabnia ludzi do bogów. Tymczasem u zwierząt ustrojowo najwyższych (ptaki oraz ssaki) kopulacje trwają stosunkowo bardzo krótko, co najwyżej kilka minut i co najwyżej kilka razy w roku, natomiast u zwierząt niższych (np. u stawonogów względnie płazów) okresy takich seksualnych ścisłych złączeń są bardzo długie, każdy chyba widział latające przez dłuższy czas w seksualnym zespoleniu ważki,  zaś ropuszki z gatunku Alytes obstetricans, w takim seksualnym zespoleniu potrafią trwać nawet przez kilka tygodni! A te bio-fakty wskazują, że kabaliści, a za nimi syjoniści, za wzorce „oświecającego” postępowania wzięli seksualne zwyczaje bardzo prymitywnych ustrojowo (insekty, płazy) zwierząt.

  2 R/R. Kabalistyczna interpretacja wzoru na „Tarczy Dawida” sugeruje, że jest to znak rozpoznawczy podgatunku ludzi, którzy wręcz „żyją dla seksu”, traktowanego przez nich jako rodzaj „boga” od wewnątrz kierującego ich postępowaniem. A to w warunkach społeczeństwa „otwartego na handel” musi prowadzić do rozpowszechnienia się zwykłej prostytucji. I w istocie, dane statystyczne wskazują, że małe państwo Izrael – obok Bośni, gdzie stacjonują dobrze opłacane wojska ONZ – jest największym na świecie konsumentem usług seksualnych; światowy przemysł pornograficzny wyraźnie skoncentrowany jest w rękach żydostwa, biblijny  Abra(ha)m zdobył majątek jako wędrowny stręczyciel swej pięknej żony-siostry Sary, zaś w Polsce przedwojennej aż co trzeci, zarejestrowany przez policję sutener, wywodził się ze społeczności żydowskiej, podczas gdy Żydzi stanowili podówczas tylko 10-12  procent ludności naszego kraju.

 3 R/R. Uwidocznione na herbie nowoczesnego Izraela, nałożone na siebie symbole organów płciowych ( i Δ)mają charakter wręcz mistyczny, „kobieca pochwa () symbolizuje w tantrze początek stworzenia”. I w rzeczy samej, aby móc do woli „pogrążać się w bogu w kształcie pochwy”, bohaterowie biblijnego Izraela dokonywali czynów nadzwyczajnych, choć niezbyt pięknych: patriarcha Jakub aż 14 lat pracował „jak wół” u swojego, oszukującego go, wuja Labana, po to aby posiąść na własność pochwę jego pięknej córki Racheli; największy bohater Izraela Dawid, zdecydował się na walkę z Goliatem gdy się dowiedział, że ewentualnemu zwycięzcy w tej walce król Saul oferuje „pochwę twórczą” jednej ze swych córek.  By zaś ten szlachetny cel osiągnąć, Dawid uciekł się do podstępu, górującego nad nim wzrostem i siłą filistyńczyka Goliata zabił strzelając do niego, z bezpiecznej odległości, kamieniem wyrzuconym z procy [ii]. Co więcej, ten „bohaterski” Dawid, gdy doszedł do władzy, to kazał zamordować skrytobójczo jednego ze swych generałów, aby móc bez przeszkód „zespalać się” z pochwą (∇) jego żony. I tak dalej i tak dalej, aż do wieku XX-go, gdy wizytujący Republikę Południowej Afryki Winston Churchill, oglądając głęboką na 1,5 kilometra, dziurę w ziemi w kopalni diamentów w Kimberley, dowcipne zauważył, że ta brzydka, gigantyczna dziura to jest przykład, czego potrafią się podjąć mężczyźni, aby posiąść wymarzone kobiece ).

 4 R/R. Poprzez nadużywanie seksu człowiek – wbrew  zapewnieniom tantry – się po prostu osłabia, zarówno pod względem zdrowia fizycznego jak i umysłowego, co już zauważył filozof grecki Pitagoras. (Niektóre owady wręcz giną, wyczerpane po stosunku płciowym.) A to powoduje, że osobniki uzależnione od seksu muszą spontanicznie dążyć do „zasklepiania się” w bezpiecznych pomieszczeniach, w komforcie, uciekając od światła naturalnego słońca i radości prostego, odwracającego uwagę od spraw seksu, życia „w naturze”.

5 R/R. Nałożone na siebie symbole organów płciowych (  i Δ) toż to przecież ZNAK ROZPOZNAWCZY ZWYKŁEGO BURDELU! – publicznej instytucji w której zaspakaja się, bez powikłań związanych z rodzeniem dzieci, potrzeby seksualne ludności. A zatem świat organizowany przez ZOG też coraz bardziej przypomina Zakład Pracy zarówno męskich jak i żeńskich prostytutek rozmaitej specjalizacji. O czym już pisał Zbigniew Jankowski w tekście „Amerykanizm [iii] to ideologia intelektualnej prostytucji”. Statyczne nałożenie na siebie symboli męsko-żeńskiego seksu, symbolizujące „szczęście narodu wybranego”, jest w swej istocie apoteozą nie twórczości, ale degeneracji, a nawet i śmierci wskutek zaspokojenia wszystkich fizjologicznych potrzeb. (To, że zaspokojenie wszystkich potrzeb musi prowadzić do śmierci, zauważył już Arystoteles 23 wieki temu).

 No i 6 R/R. Nieco śmieszne, ale prawdziwe, sprawdzone przez autora w młodości na własnej (dosłownie) skórze w USA, w trakcie kilku „złączeń” z przedstawicielką tamtejszego „narodu wybranego”. Otóż z takiej miłości najbardziej twórczo profitują maleńkie pasożytnicze stawonogi, zwane wszami łonowymi. Przeskakują one w czasie „upodobnianiających ludzi do bogów” seksualnych obrzędów (patrz Tantra) na nowe „pastwiska”, na których się mnożą, starając się opanować zbestializowaną – właśnie przez swe obsesyjne przywiązanie do spraw seksu – ludzkość.

 Posługując się językiem alegorii, można ironicznie zauważyć, że wpisany w „gwiazdę Dawida” program ZOG, prowadzi do opanowania świata przez pospolite mendy. I to socjobiologiczne zjawisko bardzo dobrze się obserwuje w zdominowanych przez syjonistów krajach – by wskazać tutaj na ‘wszawe’ zachowanie się, wobec prezydenta Białorusi, wyraźnie kontrolowanego przez syjonistów rządu Ukrainy, o czym pisałem na wstępie.

IV. T-P-D – czyli „Trójca Święta”(666) – Mamonistycznej Religii Globalistów

Już od momentu zwycięstwa nad hitleryzmem i zrzucenia bomb atomowych na Japonię, „pod ZOG-iem” („bogiem” epoki atomowej, w znacznym stopniu skonstruowanej przez Żydów) znalazł się cały dzisiejszy Zachód oraz prawie cale obrzeże Pacyfiku. Wyraźnie trójczłonowy zestaw Uniwersalnych Wartości tego Zachodu opisałem zwięźle przed ponad trzydziestu laty w paryskiej „Kulturze” [iv], w artykule pt. „Ciuciubabka naukowa”. Ironizowałem w nim, że „lud (od czasów Mickiewicza) wyraźnie przeewoluował, zwłaszcza w krajach rozwiniętych (…) i absolutnie wierzy w wartości nowe – w Technologię, Pieniądz i Cztery Litery” (czyli po prostu wierzy w D…). No i pchanie w masy, za pomocą reklamy i wszystkich dostępnych dzisiaj mediów, tej „Trójcy Świętej wartości TPD” to jest cały PROGRAM DLA LUDZKOŚCI,  jaki od czasów Rewolucji Industrialno-Komercyjnej w Anglii XVII wieku realizuje tak zwany „Zachód”.

 

Schemat „Trójkąta bermudzkiego, sześcioramiennego” w którym znika Rozum:

( oddziaływania pierwotne; → oddziaływania wtórne)

Wytłumaczenie funkcjonowania powyższego schematu jest bardzo proste: jak to szczerze stwierdził mój okazjonalny kolega z Krakowa jeszcze w roku 1968, któremu pomagałem wtedy w Hamburgu kupić używanego Fiata 125 i przewieźć go do Polski Ludowej, „z takim samochodem*  nie ma dziwy w Krakowie, która by mi nie dała dupy”.

 I w zasadzie to jedno tylko krótkie, zdanie mego ambitnego, choć trochę pechowego kolegi [v], tłumaczy całość poczynań cywilizacyjnych tak zwanego ‘Zachodu’. Bo przecież dla tej uwidocznionej na sztandarze Izraela „pochwy twórczej” (symbol religijny ; w szerszym, uwzględniającym potrzeby seksualne społeczności gejów ujęciu, jest to symbol po prostu DUPY), mój kolega w Szwecji kopał jakieś doły i dla zapewnienia przyjemności tej  (także tej swej własnej ) zakupił samochód pracowicie wykonany we Włoszech, przez innych, tejże „uogólnionej ” czcicieli. Aby zapewnić pożądany przez zbiór N x (N = populacja rozwiniętego świata) komfort siedzenia, w ciągu ostatnich kilku stuleci powołany został cały monstrualny, korporacyjny System Produkcyjno-Marketingowy, zezwalający na spełnianie „od ręki” nawet najskrytszych „zbiorowej ” pożądań.

 onieważ zaś bardziej skomplikowanych przedmiotów nie da się wytwarzać metodą „chałupniczą”, tak jak w czasach neolitu, więc i koniecznym był wynalazek pieniądza, który bardzo spotęgował zarówno chęć do wykonywania pracy, jak i usprawnił proces dystrybucji pożądanych przez masy przedmiotów. Jeśli chodzi o ten, obecnie absolutnie niezbędny do godnego życia PIENIĄDZ, to już w połowie XIX wieku Karol Marks określił go mianem „uniwersalnego rajfura między potrzebą i przedmiotem, między życiem i środkiem do życia …pieniądz jest też pośrednikiem między mną a istnieniem innego człowieka”. (Tekst „Pieniądz” z 1844 roku, patrz także „Wikicytaty”; ten uczłowieczony przez Karola Marksa „uniwersalny rajfur, pośrednik między potrzebą i przedmiotem” to przecież znany z Pisma Świętego symboliczny „Abra/ha/m”!).

Co więcej, jak to w szczegółach opisałem już trzydzieści lat temu w artykule „Wykład na temat rozwoju potrzeb” (Genewa 1981 [vi]), w pełni zaspakajane potrzeby, z czysto fizjologicznych względów, muszą się potęgować. A zatem, by zaspokoić ciągle ulegające hipertrofii potrzeby swych , tak zwana „rozwinięta” ludzkość potrzebuje coraz silniejszych używek, by wskazać tutaj na super-mocne obecnie samochody, motocykle oraz quady, na coraz wytworniejsze miski sedesowe, coraz precyzyjniejsze, 3-wymiarowe ruchome obrazy na ekranach plazmowych i tak dalej.

 Zgodnie ze znienawidzonym przez ZOG Prawem Zoologii, od wymuszonego przez postęp techniczny ciągłego siedzenia, u ludzi „rozwiniętych” rozwoju doznaje przede wszystkim organ tego siedzenia, czyli po prostu DUPA, co szczególnie dobrze widać w kraju „pod bogiem” znanym jako USA. Wzmacnianie zaś „Sziwa podobnych potencji” (Δ) za pomocą zewnętrznych protez, w sposób automatyczny prowadzi do stłumienia potencji endogennych, wytwarzanych przez sam organizm: tylko w Polsce, w ciągu ostatnich 50 lat, ilość żywych plemników w centymetrze sześciennym męskiej spermy zmalała z 50 tysięcy do 20 tysięcy. Dokładnie to samo odnosi się do (ukrywanych przed publicznością) danych o zaniku bogactwa połączeń między neuronami w mózgu, sama statystyczna masa mózgu zwierząt udomowionych jest od 15 aż do 40 procent  mniejsza, niż u ich pobratymców, żyjących w stanie dzikim (np. u psów w porównaniu z wilkami). Jeśli zaś chodzi o współczesnego człowieka, to zarówno „liberalne”, mało wymagające od uczniów szkolnictwo, jak i  późniejsza praca zawodowa, wymagająca li tylko powtarzania nieskomplikowanych ruchów w fabryce, w biurze, w sklepie czy w kościele, czy nawet „praca” (prostytucja) nie potrzebującego żadnych kwalifikacji posła w Sejmie, z konieczności musi prowadzić do atrofii, „rozrzedzenia się” szarej masy kory mózgowej, odpowiedzialnej za całokształt skojarzeń, do jakich „z natury” jesteśmy zdolni.

 V. Wymuszone przez ZOG spłaszczenie ‘Piramidy Ludzkich Potrzeb’

 Każda innowacja techniczna, jeśli jest zbyt często wykorzystywana, powoduje uzależnienie i zanik organu, który przez tą protezę pozostaje nie wykorzystany. Ponieważ zaś mózg jest Centrum Nerwowego Systemu (CNS), w którym pobudzone wysiłkiem neurony łączą się („kopulują w sposób trwały”) z innymi, których „potrzeby elektrostatyczne” pozostają niezaspokojone, więc spowodowane przez System TPD zmniejszenie ‘obciążenia pracą’ kory mózgowej musi prowadzić do tegoż mózgu atrofii.  Z którego to zaniku odporności na zagrożenia techniczno-finansowe profitują przedstawiciele ZOG, którzy jak najzwyklejsze wszy łonowe, wczepiają się w „podbrzusze” każdego ustroju na tym globie.

 Mówiąc językiem obrazowym, kultura „Zachodu” (po czesku to znaczy SRACZA) w sposób automatyczny spycha ludzi w kierunku ich „stanu wegetacyjnego”, w którym wszystkie wyższe potrzeby człowieka – i jako zwierzęcia społecznego, lubiącego przebywać i bawić się w towarzystwie, i jako osobnika lubiącego samodzielnie obserwować świat, wyciągając z tych obserwacji logiczne wnioski – zostają zupełnie zmarginalizowane, co najlepiej uwidacznia tak zwana „Piramida potrzeb” skonstruowana pół wieku temu przez Abrahama Masłowa:

 Powyżej znajduje się uproszczony szkic tej „piramidy potrzeb dorosłego człowieka”, wzorowany na starożytnej „hierarchii dusz” Arystotelesa. Charakterystyczny dla kapitalizmu, patologiczny nadrozwój (hipertrofia) potrzeb „wegetacyjnych” prowadzi, poprzez przyduszenie ludzkiej  potrzeby „zwierzęcego ruchu”, do zaniku zdolności rozpoznawania – a zatem i zaniku chęci realizacji – potrzeb charakterystycznych dla gatunku homo sapiens.

VI. Czy istnieją jakieś możliwości ujarzmienia rako-podobnej „bestii” T-P-D?

Na początku wieku XX, jako reakcja na coraz większe „samounieruchomianie się” ludności miejskiej, zaczęło powstawać wiele młodzieżowych organizacji o charakterze skautingu – czy to galicyjskie „drużyny strzeleckie” a potem harcerskie, czy radzieccy „pionierzy”, czy w końcu też przejęta duchem patriotyzmu niemiecka „Hitlerjugend”. Z końca post-stalinowskich lat 1950 zachowałem u siebie krzyż „harcerza orlego” na którego ‘lilijce’ mieliśmy napis ONCOjczyzna – Nauka – Cnota, zaczerpnięty z „Hymnu Filaretów” Adama Mickiewicza.

  I cóż nam dzisiaj, z tych ambitnych haseł Oświeconego Romantyzmu, pozostało?

 Ojczyzna? Przecież dzisiejsza, „wyzwolona z komuny” młodzież z konieczności zakończyła już jakiekolwiek pro-polskie wychowanie, jak mi mówili kilka lat temu moi byli studenci, według ich rozeznania w pięć lat po studiach aż 75 procent z ich grupy (około 40 absolwentów Wydziału Geografii PAP w Słupsku) mieszka już za granicą, głownie w „życiodajnej” Anglii. No i po co im Polska, do której tylko przywożą materialne wsparcie dla swych rodzin i których dzieci już się trwale asymilują w krajach „wyznaczonych im do życia” przez Wielki Kapitał? O wszystkich istotnych dla nas – a zwłaszcza dla naszych dzieci – sprawach (na przykład o programach edukacji) decyduje się daleko poza Polską, w „zarządzie” ZOG-u, głównie w Waszyngtonie, a zatem „sprawa Polska” stała się integralną częścią Sprawy Wszystkich Narodów pozostających w kleszczach RAKA ZOG-u. A zatem, jak to nauczali przeklęci komuniści, koniecznym jest myślenie internacjonalistyczne i globalne, by lokalnie robić coś przydatnego społecznie.

 auka? Na zakończeniemej kariery akademickiej, w czerwcu 2008 roku, na Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej na temat „Filozofia wychowania a wizje świata”[vii], wygłosiłem referat pod tytułem „Nauczanie ignorancji jako ukryty cel (teleologia) edukacji powszechnej zaplanowanej na wiek XXI” [viii]. Chodzi o to, cały proces nauczania w krajach „wolnych do bogacenia się w nieskończoność” został ustawiony w taki sposób, aby upośledzeń – zarówno fizycznych jak i umysłowych – wynikających z obłąkańczego wręcz dzisiaj kultu TPD, ludzie nie byli w stanie ani dostrzec, ani im się sprzeciwić. O tym, że praktycznie wszystkie choroby cywilizacyjne (osłabiony wzrok, niska jakość uzębienia, otyłość, alergie, itd.), są wynikiem GENETYCZNEGO ZAPAMIĘTANIA rozmaitych atrofii wynikłych z niedoćwiczenia poszczególnych organów pisałem już dokładnie 30 lat temu. Zrobiłem to wtedy zarówno w prestiżowym kwartalniku „Fundamenta Scientiae[ix], jak i w napisanej, wkrótce po powrocie z emigracji do kraju, fachowej książce na ten temat:

Wszystkie te me wysiłki dały efekt podobny do  próby „przebicia blasku Słońca za pomocą lampy błyskowej” – jak obrazowo przedstawił swe wieloletnie wysiłki mój znajomy, amerykański milioner Jimmy Walter, który bezproduktywnie wydał kilka milionów dolarów, próbując zakwestionować wersję oficjalną wydarzeń 9-11 w USA w 2001 roku. Czyli podobnie jak „życie dla Ojczyzny”, tak i „życie dla Nauki” w ustroju ZOG/TPD możemy sobie spisać na ekonomiczne straty. Jak mi to tłumaczono już przed 35 laty na Uniwersytecie w Genewie, próba rozwijania idei Lamarcka w dzisiejszych czasach to samobójstwo naukowe. Czego na sobie doświadczyłem i co ewidentnie wyszło mi na zdrowie.

 Cnota? (Po grecku arete, po łacinie Virtus, czyli dosłownie ‘Męstwo’)

 Starożytny filozof Zenon z Elei nauczał, że „Cnotą jest życie zgodne z Naturą”. Według zaś Arystotelesa „każdy człowiek chce wiedzieć, z natury”.  A więc do wiedzy, do poznania – zarówno świata jak i siebie samego – dąży każdy osobnik żyjący zgodnie z Naturą. I tutaj dochodzimy do „twardego jądra” patologii życia w Systemie ZOG-TPD. Przecież to już z pierwszych kart Biblii się dowiadujemy, że „Bóg zakazał spożywania owoców z drzewa poznania co złe, a co dobre”. W dodatku z „listów” św. Pawła się dowiadujemy, że ludzki Grzech Pierworodny – czyli „grzech” poznania co złe, a co dobre – odkupił swą męczeńska śmiercią na krzyżu Jezus Chrystus (Rzym. 5, 14-15).

 Logicznie stąd wynika, że DZIĘKI ODKUPICIELSKIEJ „MĘCE PAŃSKIEJ” NA GOLGOCIE PRAWIE DWA TYSIĄCE LAT TEMU NARODY SCHRYSTIANIZOWANE ZACZĘŁY ŻYĆ PRZECIW NATURZE, w ignorancji podstawowego prawa etyki, mówiącego że ignorant to z definicji człowiek skłonny do złego – wskutek swej niewiedzy – postępowania.

 Otóż przekonanie, że wiedza, poznanie jest czymś dobrym, cechowało pogańskich, starożytnych Greków, jednak pod wpływem kościelnej propagandy ta wiedza się progresywnie się rozmyła i chrześcijanie, tak jak przed nimi Żydzi, po prostu się „zasklepili” w bezmyślności swej wiary w „grzechów odkupienie przez prawdomównego Jezusa umęczenie”. A zatem o powrót do przedchrześcijańskich „wartości helleńskich” – symbolizowanych przez O-N-C – winni walczyć ludzie na tyle wyedukowani i dojrzali, by dostrzec pauliński podstęp o nazwie „ze Syjonu przyjdzie zbawiciel” (Rz. 11, 26). Pozwolę sobie zacytować tutaj opinię młodszego ode mnie muzyka i filozofa Gliada Atzmona urodzonego w Izraelu, który jednak znienawidził swą ojczyznę rządzoną, według niego, przez elitę „patologicznych złodziei i morderców”. W wywiadzie dla egipskiego tygodnika Al. Ahram, zauważa on: „Aby Ameryka, Brytania i Zachód mogły się uratować, wystarczy że powrócą do zachodnich wartości etycznych i otwartości. Muszą one odsunąć się od Jeruzalem (czyli ‘miasta błyszczącego na wzgórzu Syjon’) i powrócić do ducha Aten[x]. A zatem obywatele dominującego dzisiaj atlantyckiego super-mocarstwa, którego prezydenci co cztery lata, w momencie swego zaprzysiężenia, powołują się na wzniosły przykład „miasta na wzgórzu”, winni zrobić dokładnie to, co ja już od kilku dekad staram się propagować. Po prostu uwolnić się od kleszczy poznawczych tak zwanego Pisma Świętego ST + NT, systematycznie pchającego USA – i podległe temu Molochowi kraje – w kierunku Globalnej, Syjonistyczno-Masońskiej Teokracji “Wszawego Boga”:

A oto me skromne antidotum na tę „zarazę XXI wieku”:

VII. Uniwersalny symbol rewolty przeciw terrorowi TPD/ ZOG

 Jak się dobrze przypatrzy NATURZE OŻYWIONEJ, to okresowe „”złączenia się” nawzajem się przyciągających elementów   i Δ pozwala na unieśmiertelnienie się spokrewnionych ze sobą gatunków. Wynika ono stąd, że w momencie wymiany genów „wycinane są” patologie genetyczne gromadzące się w pozbawionych zewnętrznych kontaktów społecznościach, a w szczególności gromadzące się w samo-izolujących społecznościach ludzkich, bezmyślnie wzorujących się na zaleceniach w tej sprawie Starego Testamentu. Do takiej, odtwarzającej wigor populacji wymiany genów wystarczą całkiem krótkie zbliżenia   i Δ. Dłuższe przebywanie w seksualnym „sprzężeniu”, sugerowanym przez obraz „gwiazdy Dawida”, musi prowadzić do degeneracji osobników w ten „wegetatywny” sposób trwających – o czym już pisaliśmy. Narzuconą przez BOSKĄ NATURĘ BIOLOGII, nieustanna „pogoń” pierwiastka „męskiego” za „żeńskim” symbolizuje bardzo elegancko taoistyczna zasada Jin-Jang: Powyższy, wyraźnie dynamiczny, symbol „wiecznie się obracającego koła pożądań”, wskazuje na dynamiczny charakter „boga przyrody”. Co więcej, gdy się za czymś – w sposób czysto fizyczny – goni, to z konieczności ulega rozwojowi układ mięśniowy a zatem i mózg tym układem sterujący. No i starające się żyć w sposób zbliżony do natury, bardziej spostrzegawcze osoby są w stanie na sobie samych zauważyć, że ŹRÓDŁEM TWÓRCZOŚCI W PRZYRODZIE nie jest ani żaden „Przypadek” jak to próbują tłumaczyć, wyraźnie zasklepieni w swej docta ignorantia (neo)darwiniści, ani też żaden zewnętrzny, przebywający w Niebie „Pan” – czyli „Bóg” – jak to sobie wyobrażają nie przywykli do obserwacji świata, otępieli przez najzwyklejsze “onanizowanie się” Biblią, kreacjoniści.

Z naszych własnych auto-obserwacji wynika, że ŹRÓDŁEM TWÓRCZOŚCI JEST SAM ORGANIZM, pobudzany do re-akcji ruchowej w wyniku oddziaływań nań rozmaitych, zarówno przyjemnych jak i nieprzyjemnych bodźców. I jeśli uwzględnimy że dla Hellenów symbolem CNOTY (arete, virtus) był równoramienny Krzyż Grecki (przyjęty w wielu krajach jako podstawa odznaczeń typu Virtuti Militari), to logicznym jest, że dla bardzo wielu kultur symbolem szczęścia stała się swastyka, w językach słowiańskich zwana kołowrotem, będąca znakiem dynamicznym, złożonym z nałożenia na siebie obróconych o 90 stopni  figur jin-jang:

 Taka stylizowana swastyka była symbolem nie tylko pierwszych chrześcijan, ale i symbolem młodego (lata 1918-1923, czyli do śmierci W.I. Lenina) państwa bolszewickiego, w miejscu kropek na rysunku powyżej były wstawione cyrylicą litery PCCP – Rosyjska Socjalistyczna Sowiecka Republika. A zatem od starożytności już dysponujemy, zachowanym w niektórych miejscach w Polsce (Hala Gąsienicowa, Kruszwica) gotowym do wykorzystania symbolem UNIWERSALNEGO ROZUMU, który wszelką twórczość w biosferze wyprowadza z ENDOGENNEGO RUCHU ORGANIZMÓW. W rezultacie takich organicznych ruchów powstają nowe, bardziej złożone wewnętrzne układy genetyczne, odpowiedzialne chociażby za odporność organizmów na szkodliwe dla nich substancje, zwane antygenami. W skali makroskopowej te „konstruowane przez organizm” (termin Jeana Piageta) nowe układy genetyczne manifestują się jako nabyte przez ćwiczenia, bardziej kompleksowe odruchy warunkowe „pchające”, zarówno ludzi jak i zwierzęta wyższe, w kierunku zachowań bardzo daleko odbiegających od przyziemności „etosu” T-P-D będącego podstawą rozwoju MONSTRUALNEGO RAKA ZOG-u.

A co, w tej optyce „grecko-chinskiej” (czyli, jak to się dzisiaj mówi, euro-azjatyckiej, niewątpliwie szerszej, niż krótkowzroczny indo-europejski „aryjski” rasizm) możemy powiedzieć o „nieszczęsnym” symbolu chrześcijańskiego krzyża, skądinąd symbolu znienawidzonego przez pierwszych chrześcijan, nie zatrutych jeszcze jadem faryzejskiej, paulińskiej „miłości”? Na ten symbol należy patrzeć dokładnie tak, jak patrzono nań dwa tysiące lat temu:  krzyż z wiszącym nań Jezusem to miała być przestroga Oligarchicznej Teokracji Izraela dla ludzi odważnych i prawdomównych, że gdy będą się starać żyć zgodnie ze swą „boską” homo sapiens naturą, to czeka ich los podobny do Jezusa z Nazaretu. Po prostu krzyż „chrześcijański” to jest symbol ZEMSTY ZAWISTNEGO BOGA IZRAELA (I Moj. 20, 5) nad wszystkimi, dążącymi do Światła Rozumu ludzi. I niestety, patrząc na te wszystkie, jakżesz liczne „pielgrzymki krzyżowe” w Polsce dzisiaj, z przykrością wypada mi stwierdzić, że ze zwykłym rozumem mają one bardzo na bakier. A przecież takie zachowanie to jest OBŻYDLIWOŚĆ * w oczach BOGA NATURY.

I stąd ma propozycja dla młodzieży, by starała się przekonywać, zasklepionych w swej ignorancji księży, do zaaprobowania, wzorowanej na zawartej w Koranie inwokacji „W imię Allaha miłosiernego”, zgodnej Uniwersalnym Rozumem poniższej Inwokacji do Pisma Świętego Obu Testamentów:

W imię Boga Izraela Nieskończenie Plugawego,

Stworzyciela Narodu do Żłoba Wybranego,

Zleceniodawcy ukrzyżowania Jezusa Prawdomównego,

I jego Wskrzesiciela – już jako Zombie,

Plany obżydzenia* świata przez ZOG realizującego.

(P)ozdrowienia

Marek Głogoczowski

 Zakopane, 6.10.2011

 

* Mieszkający we Frankfurcie nad Menem, polski poeta Stefan Kosiewski w jednym ze swych komentarzy na portalu SOWA sugerował, że słowo „obrzydzenie” winno się pisać przez ż, jako iż pochodzi ono od słowa „żyd” – które z kolei etymologicznie wywodzi się od francuskiego „juif”, także w zrozumieniu ‘lichwiarz’. Sprawdziłem w słowniku etymologicznym, słowo „brzydki” usiłuje się wyprowadzać od słowa „brzeg”, ale taka etymologia jest bardzo naciągana. Jak mi powiedzieli lingwiści z Uniwersytetu Łódzkiego, w języku rosyjskim nie ma podobnie brzmiącego odpowiednika „brzydoty”, zaś w ukraińskim oraz białoruskim istnieje „bridkij”, co oznacza także „nikczemny” –  co zapewne jest zapożyczeniem z polskiego czasów szlacheckich. (Wtedy, jak informują słowniki, idiom „tutaj jest żyd pogrzebany” oznaczał „tutaj ukryta jest wina”; „żyd” oznaczał brzydki kleks, rozlany atrament, w „Zemście” Aleksandra Fredry, itd.) W tej sytuacji uzasadnioną jest sugestia lingwisty z wykształcenia Stefana Kosiewskiego, że określenie „obrzydliwy” pochodzi od „obżydzenia”, polegającego na zapchaniu miast karczmami i burdelami, niezliczonymi sklepami sklepikami oraz instytucjami lichwiarskimi, miast zapchanych tabunami “wędrownych stręczycieli” najrozmaitszych, umilajacych zycie przedmiotów. Czyli wyglądających dokładnie tak, jak w niewiarygodnie wręcz „obżydzonej” Polsce dzisiaj.

Przypisy i literatura:


[i] Anglosaskie media w sprawie symbolicznego znaczenia „Tarczy Dawida” są bardziej dosadne, Vannesa Cortez w „Weekly Universe” pisze na przykład o „Obsesyjnie seksualnych, pogańskich korzeniach ‘Gwiazdy Dawida’”.

[ii] Według historyka antyku Tadeusza Zielińskiego takie podstępne zachowanie się biblijnego Dawida było prefiguracją zachowania się nowoczesnej burżuazji. Wyeliminowała ona całkowicie „etos rycerski” na rzecz likwidacji przeciwnika z bezpiecznej odległości, dziś szczególnie widoczne jest to w Libii oraz Afganistanie, gdzie do tego celu używa się samolotów bezzałogowych, zwanych dronami, sterowanych aż gdzieś z bunkrów Nevady.

 [iii] W kontekście stwierdzenia Z. Jankowskiego, iż „Amerykanizm to ideologia intelektualnej prostytucji” warto przypomnieć, że według znanego wizjonera „etosu amerykańskiego”, Dawida GelernteraAmerykanizm to IV wielka religia Zachodu.

[iv] Marek Głogoczowski ”Ciuciubabka naukowa” Kultura, Maisons Laffitte (Francja), nr 7-8, 1980

[v] Samochód kupił on za pieniądze zarobione w Danii, gdzie przez rok 1967/68 kopał jakieś doły; ponieważ nie miał wówczas prawa jazdy, to do polskiej granicy ja mu go prowadziłem, za granicą zabrał go inny kolega, na szosie do Poznania trochę zanadto się rozpędzili, na zakręcie trzasnęli w drzewo, im się nic nie stało, ale samochód był do kasacji – i tyle mu z tego kopania przez rok dołów „z nadzieją na dupę” pozostało.

[vi]  Marek Głogoczowski  „Wykład na temat rozwoju potrzeb”, Twórczość nr. 2/1983, Warszawa; Tego zasadniczego dla zrozumienia mechanizmu ‘rozwoju’ ludzkości, artykułu naukowego  nie udało mi się opublikować w paryskiej „Kulturze”. Jerzy Giedroyć wprost mi powiedział, że są zbyt silne na niego naciski, by mógł to zrobić. Został on opublikowany dopiero po mym powrocie do PRL-u,  następnie wszedł on w skład mego zbioru esejów pt. „Etos bezmyślności” z 1991 roku, oraz powtórnie się ukazał w kwartalniku Obywatel nr. 1(5)/2002.

[vii] VII Ogólnopolska Konferencja Naukowa „Filozofia wychowania a wizje świata”, 26-27.06.2008, Katedra Filozofii Akademii Pomorskiej w Słupsku.

[viii] Jean-Claude Michéa L’enseignement de l’ignorance et ses conditions modernes, ed. Climats (dept. de Flammarion) Paris 1999, 2006.

[ix] Marek Głogoczowski “Open letter to Biologists”, Fundamenta Scientiae, 2/2, 233-253, Pergamon Press, Oxford, 1981.

Posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

THE „ABRAHAMIC ALLIANCE” FOR RE-CONQUEST OF LYBIA

Is there is No God but only GoG?

 THE „ABRAHAMIC TRIAD ALLIANCE” FOR THE SPOLIAGE OF BLACK CONTINENT

A learned comment to “Christ of Africa” media set-up on Oct. 20, 2011

 Eight years ago I visited ruins of an antique city Dion in Greek Macedonia, at foothills of Mt. Olympus. There are preserved remnants of 26 meters long stone table, at which Alexander the Great made a sacrifice of hecatomb of oxen, prior to the beginning of his multiple wars “in four directions of compass” (thus like do it NATO of today). Is it possible that the antique ritual of bloody offerings, prior to an important military (or commercial) venture, is still practiced in our hyper-technicized, postmodern world? At the first glimpse it looks absurd, but already 17 years ago, during a conference held in brand new Center of Jewish Culture in my old Kraków (Cracow), the internationally known hero of WW2, Marek Edelman had publicly assured us that this indeed is the case.

According to this influential Jewish intellectual, Germans during the WW2 wanted to exterminate Jews, “for they wanted to make from their spilled blood the fundament of their Great Reich, for always when one wants to built a great empire, such ritual is necessary”. Marek Edelman was partly in error, for the murderous persecution of Jews began only in January 1942, thus at the moment Hitler’s Reich was already in a full expansion, and only the American involvement in war in Europe resulted in massive dislocations of Jews, which were outspoken, especially these living in USA, enemies of German nationalism. According to the opinion of French communist philosopher Roger Garaudy, the overpublicized holocaust of Central European Jews in years 1942-44 become indeed the fundament of a future Empire. But not of the “Thousand Years German Reich”, but of Modern Israel, which Askenazi (it means “German”) Jews from Poland, acting under leadership of Menachem Begin, began to built, once they were sure that WW2 will be victorious for Allies.

The same Marek Edelman – who in February 1999 personally convinced president Bill Clinton to start the bombing campaign in Jugoslavia “to save Albanian civil population in Kosovo from Serbian Army atrocities” – in July 1999, only few days after the end of this lasting for 3 months “friendly bombing” of Serbia, assured the Pope John Paul II that “Kosovo (expurgated by NATO from its Serb population) will be the ovary of New Europe”. (He did this in the official welcome speech to Pope during his visit to Umschlagplatz in Warsaw’s old ghetto.) These two statements of  Edelman (a “noble man” in English) are good confirmation that Jewish “Intellectuals in power”, like their biblical forerunners, still consider the collective murder – or other form of harm done – to selected by them decent and valiant people, as an efficient, and psychologically necessary, “empire building” activity.

This ugly, evidently criminal, method of initiation of world conquests is exalted in both Old and New Testaments. Biblical “recipes for success of Nation Building” are so precise, that when I learned that during events 9-11-2001, in aerial attacks in USA, were killed approximately three thousand of Americans, I immediately associated this number with “three thousand brothers and sons”, killed by Moses and his clan of Levies, just prior to the reception, by Moses, of Stone Tablets with Law “you shall not kill”. And in fact, geopolitical events which followed both these “offerings to LORD” turned indeed to be similar: Moses and his gang, after making, under Mount Sinai, their famous “Covenant with god”, began the lasting for several decades conquest of Promised Land; Rulers of America, after their “covenant with GoG” on 9-11-2001, began the Global Wars in all four directions of NATO compass. (Also human scapegoats, sacrificed in both Covenants, had similar character: Moses’ gang slaughtered, under mount Sinai, their own “brothers and sons”, which celebrated the virility of Egyptian, coated with gold, bull-like god Apis. Being attached to the cult of this “animal” deity, they had no intention to rob and exterminate other nations, acting on the moral basis of the “god given” Decalogue. Also killed during “9-11-2001 sacrifice”, simple maintenance and guard workers, which were cleaning the WTC prior to its opening at 9.30 am, had no ambitions of world domination – which godly ambition surely had, absent in WTC at this early hour, moguls of finance of the type of Larry Silverstein, the owner of this characteristic Twin Symbol of “Golden Calf” cult in this prestigious New York’s Business Center.)

 Seen in this Edelsman’s perspective, enlarged by the lecture of the Holy Bible, also the recent lynching, of nearly 70 years old Muammar Kaddafi, has its religious dimension, important for godly purpose of Chosen People Acts. In still smoldering ruins of his birthplace Syrta (proposed by Kaddafi to be the Capital of United Africa), was achieved THE NEW, POSTMODERNIST COVENANT WITH GOD YHWH, opening the way to re-colonization of Black Continent by GoG’s Choosen. Who are those “Chosen” which collectively murdered colonel Kaddafi and his Jamahurydyia, Republic of Masses?

1. As I wrote it earlier, the order to Wound and than to Kill “The Green Lion of Africa” was given by “troika” of Judeo-Americano-French “Lawyers and Scribes” (Henri-Lévy, Sarkozy, Clinton), with the US secretary of State Hillary Clinton  playing the role of “shekina“, which gave the final order for Kaddafi execution, this during her October 18th visit to Tripolis.

2. The HEAVENLY – it means coming from sky – EXECUTORS of order of this “(female) God’s Presence” were (post)Christian French “white collar” pilots, which names are easily to be find in NATO registers.

3. And The DIRTY JOB of ACHIEVERS was done by zealous Islamists from all over the world, theoretically marching under the Mohammed’s banner “There is no God, but Allah”. Of course under the term ‘Allah’ CIA/MI6 agents, secretly hiring these “pious Islamist” services, understood Money as usual, in every serious business.

It means that in Libya, for more than seven months, we had truly ecumenical Alliance of Three Abra/ha/mic Religions, trying to eradicate the “godless”, socialist heresy of attempting at the greening of Sahara desert, Kaddafi’s “Republic of masses”. There are of course close resemblances of these disgusting scenes of lynching of Kaddafi, filmed at Syrta on October 20th, to extremely cruel scenes of “Passion of the Christ” in Mel Gibson’s film realized few years ago. Please compare amateurish pictures, of covered with blood face of Kaddafi, with professional (film) shots made by Mel Gibson cameraman:

http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/africaandindianocean/libya/8843066/Captured-the-last-moments-of-Colonel-Gaddafi.html

The Christian religion, which cognitive basis was established by a trained in rabbi Gamaliel yeshiva “lawyer and scribe” Saul from Tarsus – later on known as St. Paul –  has made an ample use of all these ugly wounds, allegedly inflicted to Jesus of Nazareth during his execution at Golgotha. In particular Catholic Crusaders were spreading their “message from God” under banners representing “five wounds of Christ”. And what was their Holy Message to pagans, also to these dwelling on territories of the present Poland? In Old Testament the term “god in house” meant “the death of firstborn sons, the fire, the destruction of household”, and indeed this “message from GoG” (GoG = God of Old Testament) was also the message of Christian military missionaries.  Below I posted a short film from Syrta, just prior to Kaddafi execution, demonstrating how “New NATO Crusaders”, in a truly wicked manner destroyed this “would be Capital” of Africa, with the use of (forbidden by international conventions) cassette bombs, wounding and killing in particular civilians, which NATO has obliged itself to protect:

http://www.trueinform.ru/modules.php?name=Video&file=article&sid=536.

 Is There No God, but Only the Almighty GoG (i.e. Mammon)?

Is this only a rhetoric question? Below I posted a film released in Russia on Oct. 19, just a day before Kaddafi’s execution. It is titled “The truth about war in Libya”:

http://www.trueinform.ru/modules.php?name=Video&file=article&sid=529

It ends with a scientific statement followed  by an essential, non-rhetoric question: “It is evident that on the Earth we have two genetically different types of humanity. WHICH ONE DO YOU CHOOSE?”

***

Not everyone believes that Muammar Kaddafi was lynched and than shot to death few days ago. Like in the case of Jesus of Nazareth, which according to Moslems disappeared “taken away, from Jerusalem’s Getsemani Garden by 3 angels sent by Allah to save him”, several close collaborators of the “King of Africa” still believe that he is alive – which belief reinforces the Global media information that today he was buried in a totally obscure place. At several blogs we may read the message of “Kaddafi’s brother”, who repeats words of the Leader, transmitted by Libyan radio on May 17th, after Kaddafi’s prolonged absence in media after the NATO attack of May 1st, during which were killed his youngest son and three of his grandchildren.

 Muammar Kaddafi than told his followers, more than five months ago: “Thank you for all who wants to know how I am and ask about me. I am fine and live somewhere no one can find me. I live in every one’s heart. If you kill my body you can’t kill my soul which lives in every Libyan. The long life for the martyr and the bad life for all who betray their country.” This is the still valid message to the “Holy Abra/ha/mic Alliance”, which is trying to eradicate vestiges of homo sapiens presence in the Projected New American Century.

Gasienica

  Gdańsk, Oct. 25. 2011

 

Posted in ENGLISH TEXTS, politics of globalism | Leave a comment

Upadek ideologii marksizmu i jego wpływ na upadek narodów słowiańskich

dr Marek Głogoczowski

 Upadek ideologii marksizmu i jego wpływ na upadek kultury duchowej narodów słowiańskich

Komentarz nt. “mutacji”, w latach 1989-91, systemu wartości dominującego w krajach Europy Wschodniej, wygłoszony w ramach  IV Konferencji Krajów Słowiańskich pt. “Byt i powinność. Status i funkcje wartości”. Rzeszów-Boguchwała, 29 maja – 1 czerwca 2003 r.

***

Ponieważ niniejsza konferencja dotyczy roli wartości zarówno w życiu indywidualnym jak i zbiorowym, więc od razu należy dokonać zasadniczego podziału wartości na te, zwane materialnymi, oraz te, określane jako duchowe. Jeśli chodzi o wartości materialne, to już w starożytności były one utożsamiane z semickim, syryjskim bóstwem Mamon, symbolizującym Pieniądz oraz Zysk. Pochodną tego chtonicznego (podziemnego, związanego z kultem śmierci) bóstwa jest zwykłe, profaniczne bogactwo, traktowane jako wartość sama w sobie, wymagająca do swego zaistnienia odpowiednio skonstruowanego systemu społeczno-politycznego, gwarantującego prawo do tej własności. Do wartości materialnych należą, w pewnym sensie, także tak zwane “wartości rodzinne”, według Biblii związane z posiadaniem, przez Głowę Rodziny, możliwie największej ilości potomstwa, a także posiadaniem przezeń domów, żon, sług, wołów, osłów oraz innych rzeczy które Jego są (patrz 10 przykazanie hebrajskiego Dekalogu, Wj 20, 17).

Jeśli chodzi natomiast o obce temu materialnemu, “zewnętrznemu” systemowi wartości, tak zwane WARTOŚCI DUCHOWE, to kojarzą się one historycznie z grecko-rzymską indywidualistyczną, zawartą wewnątrz człowieka wartością, określaną terminem Cnota albo Virtus. Do tych wartości zalicza się imponderabilia (rzeczy, których “nie da się zważyć”) takie jak odwaga, wiedza, oraz zdolność do racjonalnego rozumowania. Oczywiście osoby doskonalące u siebie Cnotę, z konieczności są abnegatami, nie przywiązują wartości do wymienionych powyżej Wartości Materialnych, symbolizowanych przez to chtoniczne bóstwo Mamon[i].

W starożytności, w kręgu pisanej kultury Grecji oraz Rzymu dominowały wartości “virtus”[ii], czego dowodem jest odnotowane przez ówczesnych historyków podejście do życia nie tylko Pitagorejczyków (których system wartości, jak podaje Encyklopedia Orgelbranda, był wzorem dla późniejszych o 25 wieków komunistów), ale także podejście do życia platoników, stoików, epikurejczyków oraz neoplatoników. We wszystkich tych grupach kulturowych dominowała ideologia ascezy, czyli umiaru w realizacji tak zwanych “wegetatynych” potrzeb człowieka, przy jednoczesnej hipertrofii potrzeb “duszy rozumującej” – a więc potrzeby ciągłego doskonalenia swej wiedzy oraz perfekcji zachowania się w świecie. Tak tę sprawę relacjonują znane źródła historyczne, a w szczególności Diogenes Laertios.

Oczywiście zarówno pisma, jak i zachowanie się realne ówczesnych filozofów odbiegało znacznie od kanonów zachowania się – oraz wyznawanych wartości – “licznych” (określenie Heraklita) obywateli oraz niewolników Grecji oraz Rzymu. Za wyjątkiem jednak relatywnie krótkiego okresu Demokracji Ateńskiej pożądania (oraz wartości) tych “licznych” nie miały możliwości zdominowania systemu etycznego Virtuti Militari (cnót wojskowych), na którym została oparta potęga Imperium Romanum.

Inaczej przedstawiała się sytuacja na południowo-wschodnim obrzeżu Morza Śródziemnego, gdzie dominował kult Molocha (hebrajskiego Molecha, czyli “Króla” lub “Pana”) przez Fenicjan zwanego Baalem. Z bardzo skromnych, zachowanych zapisków o kulturze Fenicjan (którzy dominowali podówczas ekonomicznie w rejonie Morza Śródziemnego) wynika, że cnota “virtus” była tam prawie nieznana, na odwrót, panował w tych państwach-miastach prawie niczym nie pohamowany kult Bogactwa, Zysku a zatem i Pieniądza – wprowadzonego zresztą przez tychże Fenicjan do masowego użycia. Niewątpliwym ułatwieniem w tym wywyższeniu Wartości Bogactwa był praktykowany przez te ludy, żyjące nie tylko z wytwórczości oraz handlu, ale i w znacznej mierze ze zbójectwa, semicki kult Molocha (Baala), dający możliwość “wykupienia się”, wobec “boga” z popełnionych zbrodni, zazwyczaj związanych z zawłaszczeniem dóbr należących do plemion “obcych”. Ten okrutny kult, polegający na całopalnych ofiarach z nie zepsutego jeszcze przez “grzechy”, dorastającego potomstwa, był także praktykowany we wczesnym Izraelu i z tych czasów zachowało się określenie Gehenna – oznaczające dolinę koło Jeruzalem, gdzie dokonywano “odkupicielskich” holocaustów – czyli całopaleń – dorastających dzieci[iii].

Przesiąknięta kultem Mamona fenicka Kartagina została ostatecznie zburzona w roku 146 przed Naszą Erą. W tym okresie Rzym także podbił Izrael, dzięki czemu zaczęły się w nim upowszechniać, obce ortodoksyjnemu judaizmowi, wpływy helleńskie. To właśnie wtedy co świetlejsi Żydzi zaczęli dostrzegać, że ich Świątynia w Jerozolimie, w której praktykowano “grzechów odkupywanie” za pomocą holokaustów niewinnych, domowych zwierząt, to jest po prostu “jaskinia zbójców” – by przytoczyć opinię Jezusa z Nazaretu zawartą w spisanych (już po zburzeniu tej Świątyni) Ewangeliach. To, że na przełomie Starej i Nowej Ery nastąpiło w Izraelu zderzenie się “inanimistycznych” wartości materialnych (wychwalanych przez Stary Testament) z wartościami o charakterze “virtus”, importowanymi ze zhellenizowanego Rzymu, najlepiej spuentował Jezus w swych, zapamiętanych do dzisiaj, antyfaryzejskich wystąpieniach “Nie będziesz służył dwóm Panom, albowiem jednego będziesz nienawidził a drugiego miłował, nie będziesz służył jednocześnie Bogu i Mamonie.” Zgodnie z tym zrozumieniem Prawdziwych Wartości, dla pierwszych chrześcijan pieniądz wydawał się być złem, po prostu śmierdział i z tego powodu należało się wystrzegać zbyt częstych z nim kontaktów.

W ciągu pierwszego tysiąclecia po Chrystusie chrześcijanie skolonizowali praktycznie całą europejską część starożytnego Imperium Romanum, pozostawiając tolerowanym przez nich Żydom zajmowanie się sprawami “nieczystymi”, a w szczególności obrotem pieniądzem. (Pierwsze monety wprowadzone do użytku przez powstające Państwo Polskie miały wybity na nich napis po hebrajsku “Mesko” czyli Mieszko.) Oczywiście obrót pieniężny nie we wszystkich krajach rozwijał się w sposób równomierny, te kraje, które aż do XIX wieku zachowały kolektywne formy własności (“królewskie” lasy, wody, oraz kopaliny w przypadku Polski Szlacheckiej, kolektywna gospodarka wiejska, tak zwane obszcziny, na ogromnych obszarach Rosji) nie odczuwały wielkiej konieczności oparcia swych gospodarek na obrocie pieniężnym i tę niechęć do pieniądza bardzo propagowały ówczesne elity tych krajów.

W Polsce na przykład, aż do połowy wieku XIX działał negujący własność prywatną Zakon Księży Komunistów, który w Górze Kalwarii prowadził – bogato sponsorowane przez lokalną arystokrację – seminarium kształcące nauczycieli do szkół wiejskich. Podobna w zasadzie sytuacja była we wszystkich krajach słowiańskich, za wyjątkiem być może Czech, które przeszły w pewnym momencie na kalwinizm, by wkrótce potem, w ramach represji po przegranej Wojnie Trzydziestoletniej, utracić elitę swej szlachty i ulec w znacznej mierze germanizacji.

Obcy duchowi słowiańskiemu (zwłaszcza temu reprezentowanemu przez prawosławnych, kultywujących wartość “soborności” czyli wspólnoty), kult Mamona docierał na nasze ziemie z Zachodu, początkowo z protestanckich Niderlandów – wtedy to zaczęła się na większą skalę korupcja szlachty, doskonale zarabiającej podówczas na eksporcie zboża, co polscy chłopi przypłacili zwiększeniem obciążeń wynikających z pańszczyzny. Niechęć jednak szlachty i do industrializacji i do “plebejskiego” handlu, była w Polsce powszechna, co widać było chociażby w strukturze społecznej przemysłowych miast Polski przed I Wojną Światową: w Łodzi, przed stuleciem, tylko 2 procent burżuazji było polskiego pochodzenia, jej większość stanowili Żydzi oraz Niemcy, co doskonale podpatrzył Wł. Reymont w książce “Ziemia obiecana”.

W tej sytuacji było rzeczą oczywistą, że spora część słowiańskiej inteligencji (mam na myśli głównie Polskę oraz Rosję) rekrutującej się ze zubożonej przez uprzemysłowienie szlachty, z entuzjazmem przyjęła idee socjalistyczne (czy nawet komunistyczne), co ilustruje powieść Stefana Żeromskiego “Przedwiośnie”. Narzucenie Polsce, w latach 1945-48, ustroju socjalistycznego zahamowało, w sposób decydujący, tak zwaną mamonizację (uzależnienie od pieniądza) naszego kraju, a także nawet opóźniło, w krajach Zachodu, proces totalnego przejęcia władzy przez elity finansowe. Zachód podówczas zaczął się bać komunistów, którzy po drugiej wojnie światowej uzyskali ogromne wpływy we Włoszech oraz we Francji, a w Grecji doprowadzili do rewolucji, którą w 1948 stłumiły oddziały wojsk amerykańskich. (Wtedy to, do rodzącej się socjalistycznej Polski uciekło z “amerykanizowanej” Grecji około 20 tysięcy osób, o czym się dzisiaj celowo nie pamięta.)

Nagły upadek systemu komunistycznego na Wschodzie Europy (który ja przypisuję wyłącznie korupcji poznawczej elity przywódczej KPZR oraz PZPR, umiejętnie “ustawianej”, przez tzw. “globalistów”), wyzwolił niewiarygodny wręcz, masowy pęd “do Mamony”, przy jednoczesnym niebywałym rozkwicie katolickiego religianctwa. Oznacza to, że i w Kościele, w ukryciu zaczęto czcić tego semicko-syryjskiego “Pana Zastępów” pod nazwą Mamon. Jak już zwracałem uwagę we wcześniejszych mych pracach[iv], obecnie traktowany jako wartość samą w sobie, termin WOLNY RYNEK, z niemieckiego Frei Markt, zaledwie 200-300 lat temu był synonimem FRYMARKU, czyli wszelkiego możliwego zła towarzyszącego sprzedaży przez sejm Rzeczpospolitej koncesji na eksploatację dóbr państwowych (głownie chodziło wtedy o kopaliny, ale były to także królewskie majątki ziemskie czyli proto-PGR-y). Ten obrzydliwy dla naszych przodków FRYMARK i FRYMACZENIE dobrami Rzeczpospolitej stały się dla obecnie rządzących naszym krajem elit wręcz Cnotą Najważniejszą. Przykładu tutaj dostarczają obecne, rządowe programy propagandowe, zachęcające do wejścia do UE, które są w istocie programami wyprzedaży “hurtem” – w ręce światowej hiper-burżuazji[v] – naszych praw własności do rodzinnego kraju.

Podobnej mutacji doznała tradycyjna wartość “virtus”, której Polakom, aż do lat wczesnej “Soliarności”, nie brakowało. Tutaj byliśmy świadkami, na przełomie lat 1989/90, prawdziwego “cudu nad Wisłą”. Opowiadał o nim w szczegółach pierwszy przewodniczący “Solidarności” Andrzej Gwiazda w czasie spotkania zorganizowanego przez kwartalnik “Obywatel” w październiku 2002 roku w Łodzi. Otóż wczesna “Solidarność”, ta z lat 1980-1981, aż do przesady manifestowała swe désintéressement sprawą indywidualnego bogacenia się, zwłaszcza kosztem innych – jednemu z gierkowskich ministrów miano za złe nawet to, że kupił sobie o jeden garnitur za dużo. I nagle, jak nadeszła wymarzona przez tą “Solidarność” demokracja, “w jednej chwili, w oka mgnieniu” (by zacytować słowa św. Pawła z “Listu do Koryntian”) elity “solidarnościowej” Polski “umarły dla skażonego socjalizmu i wzbudzone zostały dla nieskazitelnych wartości kapitalizmu” – czyli po prostu dla Pieniądza. Hasłem dnia, które trwa do dzisiaj, stało się nie przestarzałe “budowanie wspólnego dobra”, ale na odwrót, ultra egoistyczny kult społecznego pasożytnictwa, streszczającego się w idei “pierwsze sto milionów wolno nawet ukraść, by potem stać się porządnym człowiekiem w prawdziwie wolnym ustroju”. I ta optymistyczna KRYMINALIZACJA USTROJU STAŁA SIĘ WARTOŚCIĄ NADRZĘDNĄ, nie tylko w Polsce, ale w całej, w imponujacy wręcz sposób “zamerykanizowanej”, Europie Wschodniej[vi].

Współczesna Polska, wraz ze swą legendą “Solidarności”, swym Papieżem i swymi Laureatami Nagrody Nobla stała się największym – obok Wielkiej Brytanii – sojusznikiem USA w jego napaści na socjalistyczny Irak. Co zaś sądzą inne, bardziej niż my przywiązane do wartości “virtus” kraje, o obecnych “mocarstwowych” poczynaniach USA wraz z garstką jego wasali? Pozwolę sobie zacytować wypowiedź prawnika Rainiera Rothe zamieszczoną na pierwszej stronie szwajcarskiego tygodnika Zeit-Fragen (i powtórzoną w dwumiesięczniku w jezyku angielskim Current Concerns nr 3/2003). Autor ten pisze “W czasie gdy Sojusz Zbrodniarzy Wojennych zachowuje się w Iraku w coraz mniejszym stopniu jako armia okupująca, a coraz bardziej jak pozbawiony jakiejkolwiek moralności gang Złodziejskich Baronów, narody świata bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości domagają się sprawiedliwości oraz pokoju.”

W warunkach Megacenzury (jest to określenie prof. Mirosława Zabierowskiego z Wrocławia) jaka zapanowała w polskich mediach po roku 1989, ten głos narodów świata jest w naszym kraju prawie niedosłyszalny. Ale i u nas znajdują się szczeliny w tej “Megacenzurze”. Obecnemu prezydentowi miasta Krakowa, profesorowi Jackowi Majchrowskiemu[vii] udało się opublikować w Gazecie Krakowskiej z 25 marca br. artykuł pt. “Pax Americana”, który kończy się podobnym, jak artykul w szwajcarskim Zeit-Fragen, akcentem. Jest nim (dziecinna?) nadzieja, że tak, jak po II Wojnie Światowej był sąd w Norymberdze nad tymi, którzy tę wojnę rozpętali, tak znajdzie się i kolejna Norymberga dla tych, którzy zorganizowali napaść na Irak (i w podtekście, rozpętali Pełzającą – jak wąż zwany Anakondą – III Wojnę Światową). A ponieważ my, jako Naród, w ten atak Zbrodniarzy Wojennych zostaliśmy wmanipulowani, więc za modły do Mamona polskich ELIT KRYMINALNYCH prawdopodobnie przyjdzie nam niezadługo zapłacić. Prawdopodobnie zapłacimy poprzez utratę części terytoriów, które otrzymaliśmy po II Wojnie Światowej jako rekompensatę za nasz narodowy wkład w ówczesne zwycięstwo nad nazizmem. Zwycięstwo osiągnięte nie podstępem względnie przekupstwem, ale dzięki cnocie “virtus” naszych, nie tak znowu odległych, przodków.


[i] Ten podział na wartości “duchowe” (istniejące wewnątrz osobnika, endogenne), oraz wartości “materialne” (widoczne w otoczeniu tego osobnika, a zatem egzogenne, jako że w znacznym stopniu uwarunkowane istnieniem odpowiedniego systemu prawa) staje się jeszcze bardziej wyrazisty, jeśli uwzględnimy, że po łacine “dusza” to jest “anima”, a więc chodzi tutaj o wartości animistyczne, czy wręcz animalistyczne, zwierzęce, jako że Cnoty, takie jak odwaga, przyjaźń, doświadczenie życiowe, dążność do eksploracji i poznania otoczenia, charakteryzują praktycznie całe KRÓLESTWO ZWIERZĄT. Znany szwajcarski biolog oraz psycholog Jean Piaget podkreśla, że te wartości “animalistyczne”– i narzucone przez nie poznawcze zachowania się zwierząt – stanowiły i stanowią MOTOR EWOLUCJI świata ożywionego.

Natomiast wartości materialne, czyli symboliczna wartość jaką posiadają (martwe zazwyczaj) przedmioty, a w szczególności pieniądze, to są wartości inanimistyczne, charakterystyczne dla kultu (i kultury) Mamona oraz kultu starożytnego Molocha/Baala. Te “inanimistyczne” bóstwa (zwane bóstwami śmierci) wywołują u ich wyznawców STRACH paraliżujący ich odruchy Rozumu. Jest to strach zarówno przed Martwą Literą Prawa (zwłaszcza Prawa Własności), jak i strach przed Brakiem Pieniędzy, utratą pracy, i tak dalej. Sparaliżowani tym STRACHEM “inanimiści” w sposób spontaniczny, poprzez swoją działalność, dążą to totalnej “inanimacji” (zamiany w martwe przedmioty) swego otoczenia – co doskonale widać w krajach zdominowanych przez Cywilizację Pieniądza.

[ii] Sprawie wartości “virtus” u starożytnych Rzymian było poświęcone kilka lat temu specjalne, interdyscyplinarne seminarium na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prowadzący to seminarium, historyk dr Józef Płazak z tegoż Uniwersytetu, zapytany jak kształtowała się sprawa wartości “virtus” u współczesnych Rzymianom Judejczyków, stwierdził autorytatywnie, że w judaiznie nie było w ogóle ani pojęcia, ani zachowań, odpowiadających rzymskiemu  “virtus”.

——————————————

[iii] Ponieważ w trakcie dyskusji w Boguchwale nad mym referatem padło pytanie, skąd wziąłem dane o dominującym kulcie Molocha na południowo-wschodnich obrzeżach Morza Śródziemnego i dlaczego ograniczam go do ludów semickich, skoro także w Iliadzie król Agamemnon ofiaruje swą córkę Ifigenię bogom za swe zwycięstwo, więc koniecznym stało się rozszerzenie tej części mej wypowiedzi. Dane o rytualnych ofiarach z dzieci w Izraelu, trwających co najmniej aż do VII wieku pne., znajdują się w Biblii oraz w wielu encyklopediach. W szczególności w Encyclopedia Britannica podaje taką informację:

Dzieci były zabijane i palone tak jak zwykłe ofiary całopalne, ich krwią skrapiano sanktuarium. … Miejscem kultu wydaje się być Jeruzalem i okres w którym ten kult kwitnął nie faworyzuje żadnego znaczniejszego wpływu fenickiego, jak i też nie wydaje się on pochodzić z Babilonu.

Zasadnicza różnica między Grekami a Fenicjanami (oraz Hebrajczykami) polegała na tym, że ci pierwsi byli politeistami, natomiast ci drudzy mieli skłonność do monoteizmu, przez co okrutny i demoralizujący – jako że “zasłaniający grzechy” – kult Baala/Molocha był wśród tych ludów kultem centralnym, silnie wpływającym na system wartości jakie wyznawano zarówno w Kartaginie jak i w Jerozolimie. Jeśli zaś chodzi o porównania systemu wartości  Stanów Zjednoczonych dzisiaj, do Kartaginy przeszłości, to od pewnego czasu ta analogia pojawia się w pismach zachodnich politologów, w szczególności w krajach frankofońskich. Ja sam po raz pierwszy o tym porównaniu słyszałem od historyka Michela Luc na konferencji zorganizowanej latem 2002 w Ardenach w Belgii przez PNC – Partie National Communitaire Europeen.

[iv] Patrz: Marek Głogoczowski “Frymark – czyli ‘pomroczność jasna’ polskiej inteligencji” [w] Proza,proza, proza…t. I, ZLP Oddział w Krakowie, 1995;  skrócona wersja tego artykułu pt. “Frymarczenie” opublikowana została przez Przegląd Tygodniowy nr 10, Warszawa 1995.

[v] Pojęcie “hiper-burżuazji” wprowadził w artykule “La naissance de l’hyperbourgoisie” (Narodziny hiper-burżuazji ), francuski politolog Dennis Duclos, w wielkonakładowym miesięczniku Le Monde diplomatique, z sierpnia 1998. Te gigantyczne “przemiany własnościowe” z jakimi mieliśmy – i nadal mamy – do czynienia w ostatnim piętnastoleciu w skali całego globu, winny nosić według niego nazwę “Wielkiej Rewolucji Hiper-burżuazyjnej”.

[vi] Warto w tym miejscu dodać, że tak jak w Kartaginie (oraz w starożytnym Izraelu), rytualne “zrzucanie grzechów” na kozły ofiarne (“baranki boże”) dość skutecznie likwidowało skrupuły moralne ówczesnych rabusiów (“rabów bożych”?), tak w okresie “Wielkiej prywatyzacji” po roku 1989, szeroko nagłaśniane oskarżenia “komunistów” o wszelkie możliwe zbrodnie, wspaniale “oczyszczało sumienia” przedsiębiorczych prywatyzatorów dóbr, uprzednio uznawanych w Rzeczypospolitej za wspólne. Jak widać socjotechniki skutecznej – i “moralnie wzniosłej” – grabieży nie zmieniają się od tysiącleci.

[vii] Jak się dowiedziałem, w trakcie dyskusji nad mym referatem, prezydent miasta Krakowa został “ukarany”, za swą krytykę władz USA, zakazem pojawiania się w pobliżu prezydenta Busha w okresie gdy on przebywał w Krakowie, pod koniec maja 2003.

Posted in polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

HITLER ORAZ STALIN ZREHABILITOWANI PRZEZ ZACHOWANIE SIĘ NATO W LIBII

 

POWSTANIE  ‘SPRZEDAWCZYKÓW  LIBII’

– CZYLI HITLER ORAZ STALIN ZREHABILITOWANI PRZEZ ZACHOWANIE SIĘ NATO

 Francuski dziennik „La Liberation” z 1 września doniósł:

Tajne porozumienie ws. Libii. Sprzedali Kaddafiego za ropę
Dzisiejszy francuski dziennik “Liberation” ujawnił kulisy wojny w Libii. Gazeta opublikowała tajne porozumienie pomiędzy libijską Przejściową Radą Narodową a Pałacem Elizejskim. Dzięki pomocy Francji w obaleniu dyktatora koncerny z kraju nad Sekwaną mogą uzyskać koncesje wydobywcze na jedną trzecią libijskich złóż ropy – informuje rmf24.pl.

Według informacji ujawnionych przez dziennik pośrednikiem w rozmowach między libijskimi powstańcami a rządem Francji był emir Kataru. Negocjacje zaczęły się zaledwie kilkanaście dni po rozpoczęciu przez koalicję nalotów na Libię.

Z dokumentów wynika, że powstańcy w zamian za aktywny udział w nalotach na cele Kaddafiego obiecali Francji dostęp do 35 proc. libijskich złóż ropy.

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/upadek…..omosc.html

Już wcześniej został ujawniony przeciek z CIA, że „powstańcy NATO” za wsparcie ich „szlachetnej sprawy”, obiecali Izraelowi wydzielenie terenów pod tajną bazę wojskową w Górach Zielonych (jedyne w Libii, znajdujące się na półwyspie Cyrenaika, tereny zalesione w sposób naturalny).

A zatem mamy w Libii typowe „powstanie sprzedawczyków”, w czasach kolonialnych zwanych „klasą kompradorską” (z hiszp. ‘comprar’ – kupować). Jest to wyzwolony postępami techniki bunt chciwej, burżuazyjnej miernoty, która pragnie zrobić karierę (a zwłaszcza „kasę”), biorąc aktywny udział w „zagospodarowaniu” swego rodzinnego kraju przez płacących jej, za narodową zdradę, obcych przedsiębiorców.

Jak ktoś na portalu www.wiadomości.onet.pl celnie zauważył, to libijskie „powstanie czcicieli Boga Mamona” przypomina ideowo bunt „Solidarności” w Polsce 20 – czy nawet 30 – lat temu. Jak pamiętamy i ten polski bunt przeciw „komunistycznej tyranii” został aktywnie wsparty przez wysługujący się „Jedynemu bogu Izraela” Kościół Katolicki pod przywództwem JPII, któremu w Polsce postawiono, jeszcze za jego życia, ponad 500 pomników. Ironizując już wtedy zauważyłem, że „hymnem” licznej polskiej rzeszy Czcicieli Zachodu, stała sie lekko tylko zmieniona zwrotka patriotycznej, komunistycznej pieśni jakiej uczyłem się w młodości:

WSZYSTKO CO MAMY NA ZACHOD ODDAMY,

W NIM TYLKO ŻYCIE, WIĘC IDZIEM ŻYĆ!

Gdyż do tego „szlachetnego zajęcia” sprowadza się całość życia społeczno-ekonomiczno-politycznego we wszystkich krajach pod „opiekuńczymi skrzydłami” USA. Czym zaś ustrój Libii różnił się od tego, jaki żydochrześcijański, biblijny „Pan Świata” uznaje za dopuszczalny? W Libii w rzeczy samej, ciemięzca Kadafi nie dość że wprowadził totalny zakaz sprzedaży alkoholu oraz handlu ziemią to jeszcze, o zgrozo, zakazał pożyczania pieniędzy na procent; co więcej, islamskie prawa moralne były tam tak surowe, że w samochodzie prywatnym nie mogli jechać, bez „przyzwoitki”, chłopak z dziewczyną bez świadectwa małżeństwa – brr, co za kraj bez wolności, nie tylko seksualnej, ale i alkoholowej oraz finansowej.

No i właśnie, zwłaszcza od tego BRAKU WOLNOŚCI LICHWY chce wyzwolić Libijczyków – i to wyraźnie za cenę choćby dziesiątek tysięcy ludzkich ofiar – Pakt Północno Atlantycki. 1 września słyszałem w CNN jak „wzorowa amerykańska menda” o nazwie Hillary Clinton przekonywała w Paryżu zebrany tam „Kwiat Przyjaciół Libii” (z aż 60 krajów, w tym i premier Donald Tusk z polskiej satrapii) że, cytuję, „musimy bronić Libijczyków przed Kadafim”. A takie stwierdzenie Sekretarza Stanu USA było mimowolnym przyznaniem się, że „misja wolności” (działań) NATO w Libii daleka jeszcze jest od zakończenia, zwłaszcza że większość krajów afrykańskich nie zaakceptowało zadekretowanej przez NATO delegalizacji Libijskiej Jamahurdyii: gdy kilka dni temu w Zimbabwe ambasador Libii zmienił kolor flagi wywieszonej przed jego ambasadą z „republikańskiego” zielonego na „królewski” czerwono-czarno-zielony, to dostał nakaz opuszczenia kraju w 72 godziny…

A co mają nasr… do głów mieszkańcy „Zachodu”?

W Polsce już od ponad 20 lat mamy „wolność made in USA” i rzeczywiście ziemia polska zakwitła gąszczem nowo-myślicieli rozumujących tak jak osobnik o ksywie ‘wunderwaffel’ z portalu www.prawda2.info. Cytuję tylko początek jego „rozumnej po zachodniemu” wypowiedzi z 29 sierpnia br.:

http://prawda2.info/viewtopic.php?t=15779&postdays=0&postorder=asc&start=325)

Ja nie wiem czemu wy tak za tym Kaddafim obstajecie. Facet świętym nie był i za kołnierzykiem trochę ma – i w tej walce z rebeliantami też wzniosłych pobudek się nie doszukuje. Prócz tego, ze trzymał plemiona beduińskie za mordę przez te kilkadziesiąt lat nie doszukuję się niczego wzniosłego w jego rządach. Po prostu trwał i idiotą był jeśli myślał, ze w tym stanie umrze.
Jeśli w moim państwie lud chwyta za broń i zaczyna organizować opozycyjne władze, to chyba coś na rzeczy jest. Nawet trudno w takich warunkach mówić o racji kogokolwiek, bo sami dobrze wiecie, że od kiedy Kadafi był u władzy w jawny i mniej jawny sposób finansował światowy terroryzm. Sam się do tego przyznawał i sam popierał pewne bojówki – jak np. niemiecki RAF, czy libański Hezbollah. Teraz, gdy sytuacja diametralnie się zmieniła i z wodza stał się tyranem wznosi larum, że świat się sprzeniewierzył przeciwko niemu. A co miał zrobić skoro nadarzyła się okazja złapać człowieka, który miał krew na rękach? Nie twierdzę zarazem, ze ci co chcą go pochwycić jej nie mają – ale legitymizacja* ich władzy pochodzi z ramienia wyborów obywateli, a nie zachcianki oficera.
(*Patrz opinia pisarza Roy Tov na temat legitymności poczynań NATO, przytoczona na zakończeniu tego opracowania).

Czytając to, co napisał powyżej  rzeczony ‘wunderwafel’ (czyli nie „cudowny wafel” ale sądząc po jego tekście, euro-głąb zwyczajny, w istocie najdoskonalsza broń Zachodu),  nie sposób nie zgodzić się z opinią filantropa George Sorosa, że „normalny” człowiek myśli tylko tyle ile się naczyta w gazetach (i naogląda w TV). Czyli jakby to elegancko powiedział ‘Bimi’, dyrektor portalu prawda2.info – tyle ma w swej głowie galaretowatej mazi ile mu do niej nasrają korporacyjne me(n)dia.

„Plan boży” wyszczucia z lica Ziemi wszelkich ustrojów o charakterze socjalistycznym

Przyczynę dla której „Zachod” (po słowacku ‘sracz’) chce koniecznie zlikwidować Kadafiego i jego Socjalistyczną Republikę Mas najlepiej przedstawia poniższy filmik. Nawet osoby nie znające angielskiego mogą się, patrząc nań, zorientować dlaczego republikańska Libia jest krajem przeznaczonym do likwidacji:

MUST-WATCH VIDEO: THE TRUTH ABOUT LIBYAhttp://futurefastforward.com/feature-articles/5944

W planach „Pana Świata” (hebr. Adon Olam) od dziesiątków już lat leży bowiem wyszczucie z lica ziemi wszelkich ustrojów o charakterze komunistycznym, względnie tylko socjalistycznym: dlatego natchniony tym „bogiem” Gorbaczow „odgórnie” rozwalił ZSRR, potem przez 10 lat bombami NATO rozwalało Jugosławię oraz Irak (w którym rządziła socjalistyczna partia BAAS), nie ustają próby likwidacji nawiązującego do tradycji ZSRR „dyktatora” Białorusi Łukaszenki, a w Polsce zamordowano nawiązujących do idei socjalistycznych przywódców związkowych takich jak Daniel Podrzycki oraz Andrzej Lepper. A ostatnio „na tapecie” planów Pana Świata jest Libia, oraz rządzona, od dziesiątków lat przez BAAS, Syria i zachowująca ślady socjalizmu Algeria.

Na portalu www.prawda2.info, jego uczestnik o nicku ‘pszek’, komentując mą uwagę, że „W planach Pana Świata od dziesiątków już lat leży wyszczucie z lica ziemi wszelkich ustrojów o charakterze socjalistycznym” napisał:

Tak ,to prawda ,ale żeby to pojąć, ogarnąć rozmiar tragedii ,siłę mechanizmów zaprzęgniętych do realizacji tego procesu , trzeba być kimkolwiek tylko nie “prawdziwym Polakiem”. Na naszych oczach buduje się świat z jednym ośrodkiem decyzyjnym ; w Waszyngtono -Tel Avivie . Kiedy W.Putin, (chyba 2 lata temu ), powiedział że rozpad ZSRR był największą polityczną katastrofą XX w to miał na myśli właśnie te zdarzenia które były (są ) naturalną konsekwencją tego .(Jugosławia ,Irak ,teraz już cały Bliski Wschód, Libia a wkrótce Afryka.)

A teraz coś dla “miłośników symbolicznej piramidy” : jest takie ustrojstwo o nazwie piramida Masłowa ,które pokazuje hierarchie ludzkich potrzeb . Pamiętając czasy PRL , a za tym mając skalę porównawczą, twierdzę że wówczas znajdowaliśmy się w górnych strefach poziomu III i nieledwie w dolnych strefach IV poziomu. Teraz spadliśmy na samo dno I poziomu. Twierdzę też, że z tego poziomu nigdy się nie dźwigniemy. A jeśli do tego zapoznacie się z treścią artykułu Zbigniewa Brzezińskiego pt “Zimna wojna i jej następstwa” zamieszonego w 1991 r w Foreign Affairs , to dowiecie się dlaczego.
Ta „piramida potrzeb” Abrahama Masłowa to nic innego jak rozszerzona „hierarchia dusz” starożytnego Arystotelesa: najniżej w tej hierarchii stoją niezbędne do przeżycia potrzeby egzystencjalne „duszy roślinnej” (bezmyślne odżywianie się i wynikający z konsumpcji energii wzrost i  rozmnażanie się, także to seksualne), na poziomie wyższym znajdują się potrzeby „duszy prymitywnie zwierzęcej” (głównie bezpieczeństwo, w formie ochrony przed klimatem i wrogami), na jeszcze wyższym poziomie potrzeby „duszy ludzkiej oraz dusz zwierząt wyższych”, czyli potrzeba zajęcia odpowiedniego (dla wieku, wykształcenia, zdolności fizycznych, itd.) miejsca w hierarchii współżycia z innymi, potrzeba poznanie świata, potrzeby estetyczne, potrzeba samorealizacji  i tak dalej, aż do potrzeby rozumowego, całościowego ogarnięcia rzeczywistości. Według starożytnych Greków była to POTRZEBA NAJWYŻSZA, oczywiście odczuwana tylko przez nielicznych – przyznaję, że w młodości nie potrafiłem wytrzymać życia w Stanach Zjednoczonych głównie z przyczyn estetycznych, zupełnie zmarginalizowanych przez ogół biznesmenów.

No i jak celnie zauważył „pszek”, w ciągu ostatnich 20 lat stoczyliśmy się, jako naród, na najniższy, całkowicie bierny, „roślinny” poziom rozwoju osobowości, gdzie NAJWYŻSZĄ POTRZEBĄ SAMOREALIZACJI stało się posiadanie plazmowego ekranu TV o szerokości pół pokoju, posiadanie BMW z napędem  na 4 koła oraz mieszkania o co najmniej 10 pokojach – jak to ironizował, w swym „testamencie” sprzed pół roku, „wieczny pułkownik” Muammar Kadafi.

A zatem przypomnijmy raz jeszcze, czym dla świata zasłużył się „libijski terrorysta” Kadafi.

Polska witryna „Stopsyjonizmowi”, umiejscowiona bodajże w Niemczech, przytacza przetłumaczony na język polski tekst na ten temat Timothy Bancroft-Hinchey’a (pełen tekst w załączeniu). Ten artykuł, podsumowujący ponad 40 lat działalności politycznej „muchomora” Kadafiego kończy się następującą uwagą:

„Jeśli chodzi o serca i umysły NATO i tych, którzy ją wspierają, cóż, zawsze znajdą się tacy, którzy sprzedadzą duszę diabłu. Ale jest ktoś wyżej od nas, przed kim nieuchronnie staniemy w dniu sądu. Muammar Kadafi wie dokąd pójdzie, i podejrzewam, że Cameron, Obama i Sarkozy, w głębi duszy, wiedzą również dokąd pójdą. Ci którzy mają jakieś wątpliwości po bombardowaniu kłamstwami przez zachodnie media, niech przejrzą Zieloną Książkę, Jamahiriya i projekty Kadafiego w Afryce.”

 http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/201…..more-12955

Globalna Ofensywa Żydo-Amerykańskiego Imperium Kłamstwa

Dobry przykład jak wojują, wciąż ukochane przez „prawdziwych Polaków” US-raki (czyli, mówiąc językiem religijnym, „ludzkie mendy biblijnego Pana Zastępów”), możemy znaleźć na portalu: http://wiadomosci.onet.pl/cnn/okrutna-sm…..omosc.html,  relacjonującym „libijskie odkrycia” CNN. Cytując aktualne „zwycięskie kłamstwa”, które skutecznie posłużyły osłabieniu woli obrońców Trypolisu, zaatakowanego od strony morza (o czym się nie mówi), w nocy z 21 na 22 sierpnia przez około 5-cio tysięczny desant komandosów NATO, amerykański pisarz Roy Tov takimi hasłami zakończył swój artykuł:

Heil Goebbels! Heil Stalin! Heil Obama!

( http://www.roytov.com/articles/mediamanipulation.htm)

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że prezydent H.B. Obama otrzymał niedawno Nagrodę Nobla w dziedzinie Pokoju, to możemy przypuszczać, że zapewne także Hitler oraz Stalin nie byli takimi bestialskimi potworami, za jakie uchodzą oni obecnie, w świecie zdominowanym przez „syjonistyczną demokrację USA”. I to jest niewątpliwie prawda, starannie ukrywana przed ludnością świata. Jeśli chodzi o Hitlera, to największy zarzut jaki mu się stawia, to to, że dał się wpuścić – przez wywiad angielski, który mu podszeptywał o inherentnej słabości ZSRR – w wojnę ze Związkiem Radzieckim; profesor Leszek Kołakowski mi opowiadał, jeszcze w trakcie naszego pobytu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley przed 40 laty, że po przeczytaniu „Mein Kampf” zauważył, że około 80 procent argumentów Hitlera było trafnych i że się z nimi zgadza. Jeśli zaś chodzi o Stalina, to mam ze swej młodości wspomnienia całkiem nie najgorsze na temat „zimnego wychowu (takich jak ja) cieląt” – po prostu za Stalina charakterystyczna dla bardzo licznych obywateli chciwość oraz „duch biznesu” zupełnie się nie opłacały.

Na „IV Światowej Konferencji Rewolucji Socjalistycznej”, którą „reżym” Kadafiego zorganizował w Bengazi przez dokładnie 11 laty, usłyszałem od młodego Włocha (świetnie śpiewał i grał na gitarze),  że „Gli Stati Uniti e Israele sono peggiori de Allemania di Hitler e Russia di Stalin!”. Oba te kraje (USA + IL) „pod bogiem Izraela” zamierzają obecnie pobudować swe bazy wojenne w Libii, na zdobywanym przez nie podstępem Kontynencie Afrykańskim. I niewątpliwie ma rację sympatyczna pani „Leonor”, która referuje (niestety po angielsku) aktualne wydarzenia w Libii, że na dalszą metę idee Kadafiego muszą zwyciężyć – bo inaczej cała ludzkość się stoczy do „wymarzonego przez boga Izraela” poziomu wystraszonych „roślinek”, wegetujących – oczywiście w wymuszonym przez technikę bezruchu – na najniższym poziomie opisanej przez Maslowa „piramidy potrzeb”.  (Patrz i słuchaj np. http://www.wat.tv/video/libya-leonor-reports-15-nato-3yxr3_31wod_.html; lub http://www.wat.tv/video/libya-nato-wanted-to-kill-41lqn_31wod_.html, oraz najnowsze http://www.youtube.com/user/108morris108#p/u/6/YmfhnbQ1z6M .)

A takie komercyjne samo-upodlenie się ludzkości to rzeczywiście będzie (już jest?) zapowiadany już od 2 tysięcy lat przez proroków Izraela KONIEC ŚWIATA.

 (P)ozdrowienia

 Marek Głogoczowski

 Gdańsk 03.09.2011

Posted in polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

Elbrus 5642 m – 21/22 lipca 2011

Elbrus 5642 m – 21/22 lipca 2011

Jeszcze w kwietniu br., mój dobry znajomy, Roman Kuźniar, profesor Uniwersytetu Warszawskiego  z którym 12 lat temu przeszedłem b. trudną (IV) Zmuttgratt na Matterhornie (4478 m) w Alpach Szwajcarskich, prosił mnie o zorganizowanie małego wyjazdu w Kaukaz na Elbrus, na którym byłem 6 lat wcześniej. Z nami miał jechać Jacek Kranz, dobiegający do emerytury (65 lat) leśnik z Ustrzyk Górnych, którego poznałem jeszcze w ubiegłym wieku z okazji narciarskich biegów o Puchar Połonin. W agencji „Aeroflotu” w Warszawie udało się zakupić bilety na samolot z Moskwy do Nalczyka, stolicy rosyjskiej autonomicznej republiki Kabardyno-Bałkarii, na której terenie znajduje się masyw Elbrusa. Jednak dopiero 17 czerwca, dokładnie w me 69 urodziny się dowiedziałem, od spotkanego po Słowackiej stronie Tatr tamtejszego przewodnika, że cały rejon doliny Bakszanu (tak zwane Prielbrusie) jest już od kwietnia zamknięty dla jakiegokolwiek ruchu turystycznego, jako że w lutym miały tam miejsce jakieś etniczne zamieszki, podkładanie bomb pod hotele, zastrzelono trzech turystów, a nawet i uszkodzono kolejkę linową, wywożąca narciarzy oraz turystów na wysokość 3500 m, na skraj lodowca spływającego od południa z dwuwierzchołkowego szczytu tej najwyższej w Europie (5642 m) góry.

Ponieważ bilety lotnicze, oraz kolejowe do Moskwy, mieliśmy już zakupione, więc zacząłem szukać po Internecie – a potem i przez telefon – jak by spełnić marzenie mych kolegów, którzy pomimo ich zaawansowanego wieku są wciąż bardzo sprawni fizycznie – Romek regularnie bierze udział w warszawskich maratonach.  No i znalazłem agencję „Elbrus Travel Service”, mieszczącą się w niedostępnym obecnie dla turystów Terskole pod Elbrusem.  Za dokładnie 862 euro agencja ta zapewniła naszej trójce i nocleg w hotelu Inturist w Piatigorsku po przylocie w Kaukaz i niezbędne zezwolenie na tę eskapadę, i transport UAZ-em w rejon Elbrusa od prawie zupełnie dzikiej strony północnej, wciąż dostępnej dla turystów, poprzez wyryte buldożerem na zboczach gór, rozmyte deszczem drogi i lodowcowe potoki.

Jak organizacja wyprawy przez Internet poszła nam gładko, tak realizacja lotu Moskawa-Nalczyk okazała się trudniejsza, prywatna linia lotnicza „RusLine” okazała się być mało odpowiedzialna, na supernowoczesnym lotniku Domodiedowo, czekaliśmy na ciągle przesuwany odlot ponad 20 godzin, nocując w odległym o 20 km od lotniska hotelu, umieszczonym w dawnym zakładzie dla psychicznie chorych, w którym podobno się leczył sam Włodzimierz Wysocki.  Kosztując zaś, podpuszczeni kuponami po 35 zl na wyżywienie otrzymanymi od RusLine, potrawy na tym wytwornym lotnisku, za zwykły stek z frytkami w lokalnym self-serwisie przyszło nam zapłacić aż po 81.50 zł (ok. 20 euro), co dla żyjącego w sposób światowy doradcy Prezydenta RP było cokolwiek dużo. Ale Moskwa dzisiaj to „I-szy Świat +” ( „+” za ten stek za 20 euro w self serwisie), zaś na bardzo rozebranych, w upalny lipcowy dzień dziewczynach przewijających się przez to super-lotnisko warto było wzrok zahaczyć, co w jakiś sposób uprzyjemniało nam długie godziny oczekiwania na lot w Kaukaz.

Po noclegu w sympatycznym Piatigorsku – gdzie nad zadbanym miejskim parkiem góruje oczywiście posąg Włodzimierza Lenina – o 5 rano ruszyliśmy nowobudowaną autostradą przez uzdrowisko Kisłowodsk (po polsku Szczawa) na południe, by po przebiciu się przez aż trzy bezludne i bezdrzewne masywy górskie dotrzeć do bazy pod Elbrusem na wysokości około 2550 metrów. Jeszcze tego samego dnia, by się aklimatyzować, ruszyliśmy w górę. I na poziomie około 2850 m, na płaśni zwanej „giermanski aeroport” (na której ponoć w 1942/43 roku lądowały hitlerowskie samoloty) mieliśmy pierwszą górska przygodę w postaci iście tropikalnej ulewy – tak iż na miejsce bezludnego obozowiska na wysokości 3100 metrów niektórzy z nas dotarli kompletnie przemoczeni. Po południu słońce jednak znowu się pojawiło, a zatem już „na sucho” spaliśmy w namiocie. I następnego dnia, w doskonałej pogodzie, z naszymi ciężkim plecakami dotarliśmy do bazy wysuniętej, na wysokości około 3750 metrów. (Patrz zdjęcie poniżej)

Ku naszemu zdumieniu, ta baza wysunięta, usytuowana wśród skał wulkanicznych na skraju lodowca, okazała się być bardzo zaludniona, w okresie kiedy myśmy tam byli, mieszało w niej – w namiotach oraz w prowizorycznym blaszanym schronie – co najmniej sto osób. Przy czym bardzo istotna różnica w porównaniu z obozowiskiem „Prijut 11” na podobnej wysokości po południowej stronie Elbrusa: w bazie „północnej” jest bardzo czysto, miejscowi przewodnicy wyraźnie dbają, aby nikt nie zostawiał swych śmieci. Przez następne dwa dni, wszystko szło zgodnie z planem, 19 lipca podeszliśmy do wysokości 4600 metrów na wycieczkę aklimatyzacyjną do tak zwanych Skał Lentza gdzie, jak to dokładnie wyliczyli moi młodsi koledzy, doszedłem tylko w 20 minut po nich. A po dniu odpoczynku atak szczytowy, którego rozpoczęcie zaplanowaliśmy na godzinę 2 rano.

Ja tej nocy jakoś nie mogłem w ogóle spać, dusił mnie kaszel wskutek lekkiego zapalenia gardła, jakiego się nabawiłem przez samym wyjazdem pijąc zbyt zimne piwo w barze „Piano” w Zakopanem. A o godzinie 1-szej, dokładnie wraz z naszą pobudką, rozpoczął lać deszcz, tak iż wychodząc z namiotu, by w chiży (chacie) spasatielnej służby zrobić sobie śniadanie, widzieliśmy jak w tym deszczu ruszają w górę zespoły z przewodnikami, które wstały już o północy. Przez godzinę jedliśmy i przygotowywali się do wyjścia, ale deszcz nie ustawał i widząc to zacząłem nalegać na kolegów abyśmy dzisiaj ‘odpuścili” wyjście, mamy jeszcze jeden dzień w rezerwie, może pogoda będzie lepsza – zwłaszcza, że ani ja ani Romek nie mieliśmy nieprzemakalnych kurtek, zaś podchodzenie, w plastykowym „kondonie” za 5 zł, to nie jest sposób na rozpoczynanie naprawdę wymagającego wyjścia o przewyższeniu blisko 1900 metrów.

Koledzy jednak się uparli, jak inni poszli, to i oni pójdą, a zamoknięta kurtka wyschnie, jak nocny deszcz przejdzie i wstanie słońce. No i oni na Elbrusie jeszcze nie byli, zaś dla mnie to miało być już drugie wejście na tę „bałuchę”. W rezultacie, po zdjęciu raków ja poszedłem znowu spać a oni, w pośpiechu nie wziąwszy ode mnie ani kompasu ani wysokościomierza, pobiegli za zespołami które wyszły wcześniej, dogoniwszy je gdzieś na wysokości Skał Lenza. Deszcz trwał aż do godziny 3 nad ranem, a gdy ustał to i ja się z namiotu po raz wtóry wygrzebałem, by próbować podejść gdzieś na wysokość 4800 metrów, by obejrzeć wrak rozbitego tam przed kilku laty helikoptera. Doszedłem jednak tylko do pierwszych skałek na wysokości 4300 metrów gdy zaczęło świtać i wtedy odkryłem, że zapomniałem wziąć ze sobą lodowcowych okularów. Miałem zatem czas by sobie dłużej posiedzieć i pooglądać wyłaniająca się z mroku imponującą panoramą zupełnie bezludnego i bezleśnego górzystego kraju u moich stóp, w tym i ogromnego „zamarznietego jeziora” na wschód od Ebrusa. Jakaż ta Rosja jest ogromna i nie zamieszkana, w nocy z północnych  zboczy Elbrusa dostrzegłem tylko jedno światełko w odległości kilkudziesięciu kilometrów!

Wiedząc że „chłopcy” idą wraz z wraz z grupami, które prowadzą wyposażeni w GPS-y przewodnicy, nie martwiłem się, gdy już koło 11 rano Elbrus znowu zasłoniły chmury. Gdy jednak o godzinie 7 wieczór wrócił ostatni zespół (70-letni maleńki Japończyk z przewodnikiem) to nastąpiła konsternacja, oznaczało to, że moi „chłopcy” zostali na Górze. Od jednego z przewodników dowiedziałem się, że pod samym szczytem z nimi rozmawiał i że odradzał im wejście we mgle na wymarzoną przez nich, zupełnie płaską w partii szczytowej, „bałuchę”. Przez telefon satelitarny powiadomiliśmy spasatielną służbę i by to spasatienie przyspieszyć, podałem, że jednym z zaginionych Polaków jest doradca presidienta Polszy. Koło godziny 11 w nocy chmury zasłaniające Elbrus znikły, niektórzy przewodnicy w bazie zaczęli widzieć dwa światełka migocące pod szczytem. Motywowana tą (niepewną według mnie) wiadomością ruszyła w górę ochotnicza grupa złożona z trzech przewodników oraz dwóch młodych alpinistów z Kisłowodska, z którymi zaprzyjaźniliśmy się wcześniej, jako ze ich namiot stal zaraz obok naszego. Ja, pełen złych przeczuć poszedłem spać, bo w moim wieku przy takiej akcji bym tylko zawadzał.Rankiem 22 lipca była wspaniała pogoda, którą mielibyśmy na podejściu na „Górę Europy”, gdyby koledzy mnie starszego i doświadczonego, posłuchali (ja sam zamierzałem wejść tylko na bliżej leżący  bazy wierzchołek wschodni, o 21 metrów niższy od zachodniego). Woda w lodowcowych  jeziorkach koło bazy solidnie zamarzła co oznaczało, że w rejonie wierzchołka Elbrusa musiało w nocy być dobrze poniżej -20o C. Od lokalnych, wyposażonych w telefon satelitarny przewodników dowiedziałem się, że helikopter ratunkowy przyleci z Nalczyka dopiero o godzinie 9 (w Alpach akcje ratunkowe zaczynają się już z bladym świtem). Helikopter rzeczywiście przyleciał, pokrążył nad Elbrusem i odleciał. Dopiero gdzieś w godzinę później przyleciał znowu, by zabrać do szpitala mych kolegów, którzy rano, jak się okazało, zeszli z miejsca swego biwaku aż na w miarę płaski fragment lodowca już całkiem blisko bazy wysuniętej. Bardzo pomocni w tym zejściu okazali się, spotkani przez nich na wysokości około 5000 metrów młodzi alpiniści z Kisłowodska, Jewgwni Akilow oraz Jurij Abaken. Dopiero w dwa dni później, gdy spotkałem się mymi kolegami w Żeleznowodsku dowiedziałem się, że nie mogąc odnaleźć we mgle i wichurze swych śladów podejścia, spędzili oni noc na szczycie, w wykopanej przez nich czekanem jamce śnieżnej: płachtę NRC porwał im wiatr, uratowało ich od przemarznięcia znalezione w śniegu nakrycie ochronne przed deszczem zerwane z jakiegoś plecaka, Roman poprzymrażał po dwa palce u rak, bo szedł w przemokniętych, pięcioplaczastych rękawiczkach, i tak dalej. Była to prawdziwa walka o przeżycie, noc w trakcie której mobilizowali się by nie zasnąć, bo to byłby dla nich koniec. (Bliższe dane na temat ich biwaku tutaj. Informacje rozsiewane przez zarówno rosyjskie jak i polskie media na nasz temat były bardzo niedokładne.)

No i zakończenie tej historii 21/22 lipca na Kaukazie, po polsku zwane happyendem.

W szpitalu w Piatigorsku Romek poznał rosyjskiego biznesmena polskiego pochodzenia, Stanisława Komckiego, prezesa Federacji Sportów Balonowych Kraju Stawropolskiego, a jednocześnie i działacza regionalnej organizacji polonijnej. Przebywał on tam lecząc lekkie urazy jakie miał po wypadku samochodowym. Ten młody  (w porównaniu z naszą trójką) biznesmen, wychodząc ze szpitala następnego dnia zaprosił całą naszą ekipę do siebie, tak że jak ja się przedarłem, japońskim tym razem dżipem 24 lipca rano z powrotem przez rozmiękle po deszczach górskie drogi do cywilizacji, to wylądowałem już nie w post-socjalitycznym hotelu Inturist w Piatigorsku, ale w mieszkaniu prywatnym Stanisława Komockiego  w Żelieznowodsku. Było ono zakamuflowane w zwykłym, odrapanym post-socjalistycznym bloku tego znanego uzdrowiska, w którym przed blisko wiekiem leczyła się zarówno żona jak i siostra W.I. Lenina. Dopiero gdy się przekroczyło próg mieszkania p. Stanisława, to wchodziło się baśniowy świat rosyjskich nowobogackich, z ogromną ilością luster, lastriko, mebli na wysoki połysk i plazmowymi ekranem TV o szerokości polowy ściany jednego z chyba więcej niż pięciu pokoi. Dzięki swoim znajomościom w sferach „lotów powietrznych” pan Stanisław szybko przebukował nasze bilety powrotne z nierzetelnej linii „RosLine” z Nalczyka na jakieś solidne połączenie z luksusowo urządzonego aeroportu Mineralnyje Wody do Moskwy. Tutaj mymi poszkodowanymi kolegami zaopiekowała się polska ambasada, organizując im wieczorny przelot do kraju. Ja zaś miałem jeszcze prawie cały dzień wolny, by się szwędać się po Moskwie, która obecnie prezentuje się wcale, wcale okazale, jak przystało na najbogatsze miasto EuroAzji a bodajże i całego świata. Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do miast północnoamerykańskich pełne parków centrum Moskwy wciąż nadaje się do w nim życia.

Następnego dnia rano byłem w białoruskim Brześciu, którego śródmieście w ostatnich latach bardzo estetycznie odrestaurowano, nie dopuszczając do inwazji debilnych reklam, które są plagą ładnych dawniej miast Polski. A i ceny posiłków w brzeskich restauracyjkach są już na kieszeń polskiego emeryta „wychudzoną” w Moskwie. Gdy wczesnym popołudniem zawitałem do Terespola po drugiej stronie Buga, czekały mnie dwie niespodzianki, jedna przyjemna, druga mniej. Otóż odrapany „III-światowy” dworzec kolejowy w Terespolu nareszcie zaczęto remontować, jednak mój optymizm na temat procesu naprawczego PKP szybko został zgaszony, gdy odkryłem, że w ramach „regionalizacji” kolei zlikwidowano, funkcjonujące jeszcze przed rokiem, bezpośrednie połączenia Terespola z Warszawą. Jakąś kombinacją „kolei regionalnych” przez Dęblin i Radom udało mi się jednak, koło 10 wieczór, czyli w 22 godziny po wyjeździe z Moskwy, dotrzeć do Krakowa.

Geopolityczny morał naszej mini-wyprawy

To tyle reportażu z prawie dwutygodniowego wyjazdu w Kaukaz, który z konieczności został zmodyfikowany przez terrorystyczne wydarzenia pod Elbrusem tej zimy oraz wiosny. Dlaczego jednak najbardziej popularna turystycznie część północnego Kaukazu wciąż pozostaje zamknięta? W Żelaznych Wodach słyszałem, że to rząd Rosji, odcinając możliwości zarobkowania przy obsłudze turystów prostym Kabardyńcom, chce w ten sposób zmusić ten, ponoć krnąbrny, kaukaski naród do posłuszeństwa wobec dyktatu moskiewskiej oligarchii. Jest to iście „amerykańska” metoda wymuszania konsensusu, stosowana obecnie na gigantyczną skalę przez NATO w Libii.

W mieszkaniu p. Stanislawa w Żelaznowodsku na gigantycznym ekranie TV widziałem migawki z „podwójnego zamachu” w Oslo, który też miał miejsce w byłe, nie uczczone przez mnie na Elbrusie, święto narodowe PRL 22 lipca*. Już wtedy wydal mi się sztucznym pożar po wybuchu samochodu pułapki, który się ujawnił nie na poziomie ulicy, ale aż na szóstym piętrze pobliskiego budynku. Nie znając wtedy jeszcze żadnych szczegółów cały ten zamach wydał mi się jakąś inscenizacją. Po powrocie do Zakopanego zacząłem czytać teksty – w tym i mego przyjaciela Izraela Szamira – wskazujące że „terrorysta z Oslo” bardzo wyraźnie napisał swój, antyislamski i antykomunistyczny, „Manifest krzyżowca USraela” pod dyktando neokonserwatywnych „think tanks” z Waszyngtonu. Są to plany marzących o totalnym panowaniu nad Ziemią  korporacyjnych elit, którym wyraźnie ością stoi w gardle „antyizraelski” rząd Norwegii, kraju którego zasobami ropy naftowej bardzo by się chciały podzielić, tak jak w przypadku Libii, światowe koncerny.

 

(*Zamach w Norwegii, 22 lipca 2011, miał miejsce dokładnie w 65 rocznicę zbombardowania przez syjonistyczną organizację Irgun  hotelu King David w Jerozolimie w 1946 roku. Wtedy też zginęło prawie sto osób różnych narodowości.)

 

dr Marek Głogoczowski

Literat, filozof (emeritus)

instruktor alpinizmu i narciarstwa wysokogórskiego

Na zdjęciach poniżej.Jacek Kranz (Z lewej) i Romek Kuźniar na podejściu pod Elbrus…

… oraz w parku w Żeleznowodsku, po szczęśliwym zeń zejściu:

A tak wyglądało samo centrum białoruskiego Brześcia, gdy wracałem z naszej, niezbyt udanej na Elbrus wyprawy.

Posted in Alpinizm, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

Żydostwo Chrystusem narodów?

Żydostwo Chrystusem narodów?

Czyli o tym, jak upadek KOMUNIZMU wywołał eksplozję KRETYNIZMU

Definicje:

Bóg Izraela – unikający ujawnienia swego charakteru „Jestem który Jestem”, YHWH, Jahwe, czczony w szczególności przez małego biblijnego oszusta imieniem Jakub, który przyjął imię „Izrael”, to znaczy „mocny bogiem” (bogiem oczywiście chciwości, oszustwa, egoizmu oraz hipokryzji). Tak określony „Bóg Izraela” dominuje w szczególności w formacjach społecznych zbudowanych na receptach Starego Testamentu i rozpowszechnionych dzięki wynalazkowi druku, znanych jako judaizm, judeo-chrześcijaństwo, demo-liberalizm, oraz „amerykanizm – czwarta wielka religia Zachodu[i]” (wg. Dawida Gelertnera, tego nowotworu religijnego proroka).

Żydostwo według Karola Marksa aspołeczny „element” (obecnie używa się określenia ‘mafia’) żyjący starotestamentową ideą opanowania świata za pomocą handlu, lichwy,  oraz wszelakich usług, w tym i usług seksualnych. NOWOTWÓR ŻYDOSTWA ujawnił się starożytności dopiero w momencie powstania literowego pisma, ułatwiającego „zjednoczenie się” małych duchem potomków mitycznego Jakuba-Izraela, pracowicie usiłujących zawłaszczyć dziedzictwo „megalopsychos”, wielkodusznych potomków Ezawa-Edoma/Adama.

Chrystus – dosł. z greki „pomazaniec boży, mesjasz”, osoba (lub grupa osób, mafia) naznaczona przez Boga (w domyśle Boga Izraela, patrz powyżej), aby przywodziła „ludowi bożemu”. Zaś przez działalność w świecie Chrystusa „Pan da swemu ludowi (wybranemu) siłę, Pan da swemu ludowi pokój” (Ps 29 (28) 11). By wypełnić to proroctwo ogłoszona została, już w Nowym Testamencie, CAŁEMU ŚWIATU WOJNA aż Chrystus położy pod swe stopy wszystkich swoich wrogów” (tak zwana „głupawka” św. Pawła, 1 Kor 15, 25).

No i po okresie Wojen Krzyżowych, inspirowanych DOBREM ofiary z „syna bożego” ukrzyżowanego na Golgocie, mamy obecnie okres WOJEN O ZJEDNOCZENIE ŚWIATA, inspirowanych DOBREM ofiary założycielskiej, z ponad miliona „synów Izraela”, zagazowanych i spalonych w latach 1942-44,  w nieludzko zatem przeładowanych, zdolnych do kremacji zaledwie po kilkanaście zwłok dziennie, piecach Oświęcimia…

 Z tych POJĘĆ OGÓLNYCH da się wysnuć cały szereg szczegółowych wniosków, wyjaśniających w szczególności tak zwaną „globalizację”, polegającą w swej istocie na prywatyzacji, desocjalizacji oraz kretynizacji życia na planecie Ziemia.

NATO – to PAKT TCHÓRZY, TERRORYSTÓW oraz KRETYNÓW (czyli PTTK dzisiaj)

 Światowy POKAZ SKRETYNIENIA daje w szczególności PAKT PÓŁNOCNO-ATLANTYCKI, bardziej znany jako NATO, który od ponad 3 miesięcy głosi przy pomocy „korporacyjnych” mediów, że terroryzuje Libię bombami aby „chronić ludność cywilną”. Udając przy tym że nie wie, że ta ludność, na 90 procentach rozległego terytorium Libii kontrolowanego przez zwolenników Muamara Kadafiego, została przez rząd dość dobrze uzbrojona i wyszkolona, aby odeprzeć spodziewany jesienią, jak się skończą saharyjskie upały, atak naziemny NATO. Sam się zastanawiam nad „wytrzymałością umysłową” ludności Zachodu na bzdurę propagandy o „ochronie ludności cywilnej” – której w Libii obecnie praktycznie nie ma, za wyjątkiem dzieci oraz osób tak zniedołężniałych, że nosić broni nie potrafią.

Jak ktoś przez całe lata udaje kretyna, który nie kojarzy, że lokalna ludność w znakomitej swej większości popiera „dyktatorów” swych socjalizowanych od dziesięcioleci krajów, to z konieczności, poprzez fizjologiczny efekt niewolnictwa przyzwyczajeń,  sam takim ślepym kretynem się z czasem staje. Ten zanik zdolności kojarzenia faktów dotyczy w szczególności naczelnego dowództwa NATO, które stara się ukryć, że uzbrojone bandy, które nagle się pojawiły w przeznaczonych do „zmiany reżymu” krajach, to są przeszkolone w tajnych NATO-wskich obozach bojówki dywersyjne. Bojówki bliźniaczo podobne do tych albańskich, które w drugiej połowie lat 1990-tych przenikały do Kosowa z tajnych baz szkoleniowych w Niemczech oraz Szwajcarii. Zaś dzisiaj, obok Libii i Syrii, przenikają one także na na terytorium Rosji, zwłaszcza na północną stronę Kaukazu, z baz szkoleniowych położonych w kontrolowanej przez USrael Gruzji.

http://www.voltairenet.org/Mardi-21-juin-manifestations

 (Patrz reportaże filmowe z miast syryjskich, w których miliony mieszkańców we wtorek 21 czerwca 2011 wyszły na ulice, demonstrując swe poparcie dla prezydenta Buszera el Assada. Według Reseau Voltaire[ii]Tłumy były szczególnie imponujące w Damaszku, w Aleppo, Tartus i Homs. … Rozmiar tych demonstracji, prawdopodobnie nigdy nie widziany w historii Syrii wskazuje na masywne poparcie « reżymu » tak określanego przez zachodnich polityków oraz media … Syryjczycy są przekonani, że ich kraj jest ofiarą działalności destabilizacyjnej uzbrojonych grup sterowanych zza granicy, co jest preludium do możliwej agresji NATO. Według was kto mówi prawdę, naród syryjski czy zachodnie media?”. W istocie z Turcji dochodzą informacje, że NATO przeniosło do Konya w pobliżu granicy z Syrią swe główne w tym rejonie dowództwo, w ramach przygotowań do kolejnej bombowej zabawy w „misję humanitarną”…)

 DESOCJALIZACJA JAKO WARUNEK ROZKWITU CYWILIZACJI OPARTEJ O PIENIĄDZ, SYMBOL „JEDYNEGO BOGA IZRAELA”

 Ale dlaczego ci „islamiści” atakujący dziś Libię oraz Syrię,  podobnie jak wcześniej spora część tzw. „katolików” zwalczających ponoć opresyjny „komunizm” w Polsce, tak bardzo nienawidzą ustrojów o charakterze socjalistycznym, ustrojów które „jak gwiazdy na niebie” zaczęły się mnożyć na świecie w okresie jego dekolonizacji po II Wojnie Światowej? Socjalizm ze swej natury, poprzez bardzo silnie rozbudowany system bezpłatnych świadczeń społecznych – darmowe szkolnictwo, lecznictwo, dopłaty do mieszkań, wakacji dla wszystkich, niskich cen za wodę, żywność, elektryczność oraz usługi komunalne – bardzo ogranicza międzyludzki obieg pieniężny, czyniąc mieszkańców krajów ‘uspołecznionych’ w miarę niezależnymi od „małowartościowych” zasobów pieniężnych, przy jednoczesnym „ubóstwie” wyposażenia tychże mieszkańców w trwałe dobra materialne. Co więcej, bogacenie się indywidualne w kraju socjalistycznym takim jak PRL było prawnie ograniczone, domki jednorodzinne nie mogły mieć powierzchni mieszkalnej większej niż 144 m2, gospodarstwa rolne więcej niż 20 (lub 50 na ziemiach odzyskanych) hektarów, itd. Taki uspołeczniony ustrój nie dawał  zatem możliwości dużych zysków mega-korporacjom wytwarzającym błyszczące chromami „dobra materialne”, będące przedmiotem pożądania każdego normalnego osobnika. A zatem w interesie Wielkich Akcjonariuszy tychże korporacji, „wolnych do gromadzenia bogactw w nieskończoność”, socjalistyczny „nowotwór” powstały w XX wieku winien być na świecie zgładzony. I ten, bez żadnej przesady „plan boży” DESOCJALIZACJI NARODÓW, „korporacja pokój” pod nazwą NATO stara się obecnie zrealizować w skali całego globu. A ponieważ korporacje to są organizacje pracowników najemnych, więc NATO swe zadanie dziejowe wykonuje ograniczając do maksimum osobowe straty własne, typowo „po amerykańsku” strzelając i rzucając bomby z bezpiecznej odległości. Tak jak to miało miejsce w okresie likwidacji w Ameryce Północnej „nie w pełni ludzkich” plemion Indian, nie rozumiejących ani zasad gospodarki pieniężnej, ani radości zamykania sie w komfortowych klatkach domów.

 BIBLIJNY „BÓG” – TO WIELKI BUDOWNICZY TOTALNIE SPRYWATYZOWANEGO ŚWIATA

 Pieniądz jako wynalazek ułatwiający wymianę najrozmaitszych świadczeń (w tym i usług o charakterze gangsterskim oraz seksualnym) ma „zoologiczną” tendencję do gromadzenia się w rękach (i na kontach) osób najbardziej skorumpowanych, nawykłych do ciągłego siedzenia na tak zwanych ‘ławkach’ (franc. bancs, stąd BANKI). A takie osobniki z fizjologicznej konieczności muszą się otaczać gigantyczną wręcz ilością urządzeń obronnych – co automatycznie powoduje pokrycie  świata siecią sterylnych, izolowanych od motłochu „fortec” w rodzaju londyńskiego City oraz zaatlantyckich Centrów obrotem Kapitałem typu Wall Street, BŚ i MFW. Rzeczone instytucje bankowej grabieży bardzo skutecznie wysysają soki życiowe ze wszystkich możliwych sfer życia będących obiektem kapitałowej kolonizacji. To zjawisko świetnie zostało opisane, już blisko półtora wieku temu, w „Kapitale” Karola Marksa i stąd wysiłek dzisiejszych elit globalizacyjnych, aby informacja na ten niewygodny temat po prostu znikła. Marks określał pieniądz mianem „uniwersalnego rajfura”, a zatem logicznie ustrój „wolnorynkowy” to USTRÓJ PANPROSTYTUCJI,. „ustrój żydowskiego Boga Jedynego, przed którym wszyscy inni bogowie człowieka muszą się ugiąć” jak to tenże Marks zauważył w krótkim artykule „Zur Judefrage”. Już wtedy sugerował on, że to właśnie ustrój Stanów Zjednoczonych jest tym, w którym „duch żydowski całkowicie zapanował nad duchem chrześcijańskim”.

 Polski publicysta Zbigniew Jankowski napisał przed kilkoma laty znamienny artykuł „Amerykanizm jako ideologia intelektualnej prostytucji[iii]. Ponieważ zaś protestanccy Ojcowie Pielgrzymi, którzy blisko 400 lat temu symbolicznie założyli USA, jako wzór godny naśladownictwa traktowali biblijny Izrael, więc to na kartach Starego Testamentu należy szukać klucza do zrozumienia procesu GLOBALIZACJI PROSTYTUCJI (czyli płatnych usług, nie tylko seksualnych, ale i politycznych, propagandowych, a nawet i religijnych). Niewątpliwie najlepiej opisującym tą rzeczywistość modelem „amerykańskiego, sprawiedliwego ustroju dla całego Świata” była/jest RODZINNA TRÓJCA ABRA(HA)MA: pochodzący z kraju Ur, przedsiębiorczy Założyciel Rodu „(Bóg) Ojciec” (ang. Godfather) prosperował jako sutener handlujący na dworach bliskowschodnich wdziękami swej pięknej żony/siostry Sary, zapewne upozorowanej na Dziewicę. By zaś ukryć swe zbrodnie, jako „baranka bożego” „Bóg Ojciec” Abra(ha)m wykorzystał – też tylko przezeń pozornie zamierzony – holokaust, to znaczy odkupicielskie całopalenie, swej umiłowanej własności w postaci pierworodnego syna Izaaka.

 I to jest cały „cymes”, czyli „tajemnica boża” procesu globalizacji dzisiaj. Ponieważ Holokaust 6 milionów Synów Narodu Żydowskiego  – przewidywany przez  żydostwo w USA  jeszcze przed II Wojną Światową – w rzeczywistości wykreowanej przez zachodnie Media nastąpił, więc „sprawiedliwością dziejową” stała się  budowa GLOBALNEGO IZRAELA, wymarzona przez Ojców Pielgrzymów blisko 400 lat temu. W tym zaś NOWYM IZRAELU przywódczą rolę „Chrystusa” (dosł. ‘pomazańca bożego, mesjasza’) w sposób automatyczny zaczęło odgrywać Światowe Żydostwo, czego dokonało ono po prostu wchodząc w „ochronną skórę” ofiar holokaustu sprzed siedmiu dekad. Zrobiło ono to dokładnie w taki sam sposób jak święty Paweł (d. Szaweł) przed dwoma tysiącami lat, który w swych Listach „odział się” w ‘ochronną skórę’ umęczonego pod ponckim Piłatem Jesusa. Dzięki zaś tej „odzieży” uznany został przez niedowidzący kler za przywódcę chrześcijan. Taka historyczna kolejność „odziewania się w ochronne skóry męczenników” zezwoliła na realizację starotestamentowego proroctwa włożonego  w usta Jesusa z Nazaretu po jego (oczywiście też pozorowanym, patrz artykuł „Chrystus Zombie”) Zmartwychwstaniu: „i nastanie jedna (światowa) owczarnia, i (będzie nią zarządzał) jeden pasterz (tj. światowe żydostwo).” (Jan 10,16; oryginalne starotestamentowe proroctwo KOŃCA HISTORII, ogłoszone w wersji po-nowoczesnej 30 lat temu przez Francisa Fukuyamę, brzmi następująco: „W owym dniu Pan będzie jedyny i jedyne będzie jego imię.(10) Cały kraj będzie przemieniony w równinę, (…). Lecz Jeruzalem będzie leżeć wysoko i pozostanie na swoim miejscu.” -  prorok Zachariasz 14, 9-10).

 A CO SIĘ STANIE JAK ZAPRZESTANIEMY „PROSTOWANIA DRÓG PANA” ORAZ „ZAMIENIANIA ZIEMI W RÓWNINĘ”?

 Czy jest jakaś możliwość uniknięcia tego, zaprojektowanego nam przez Mafię Jerozolimską już blisko dwa tysiące lat temu, nieciekawego losu poruszanych obłąkańczą żądzą pieniądza automatów, pracowicie zamieniających góry w pasma coraz liczniejszych autostrad oraz w ciągnące się po horyzont płaskie pola, rodzące wysokowydajne odmiany genetycznie zmodyfikowanych zbóż?

 Zanim do omawiania tego „zbożnego” dzieła przystąpimy, zdjęcie autora w momencie przeskakiwania przezeń przez potok w Dolinie Jaworowej, które to zdjęcie wskazuje, że pomimo swego wieku autor dość dobrze „panuje” nad śliskimi kamieniami w tym trudnym do przejścia miejscu.

 Jednak w trakcie powrotu z wycieczki (częściowo i wspinaczki w deszczu) na Śnieżny Zwornik (2465 m) w Tatrach Słowackich autor się poślizgnął i przy upadku potłukł – co było oczywiście rezultatem jego genetycznej niechęci do poruszania się tylko po „dopuszczonych do ruchu turystycznego w Unii Europejskiej”,  sztucznie wyrównanych i zabezpieczonych ścieżkach. Z lekkim obrażeniem głowy przeżył on swą tatrzańska eskapadę w 69 rocznicę urodzin, podobnie jak 10 dni wcześniej przeżył swe urodziny „znienawidzony przez międzynarodową społeczność” Muammar Kadafi, w wyjątkowo intensywnie bombardowanym tego dnia Trypolisie.

A jak się przeżyło, to trzeba nadal odgrywać rolę „bąka puszczonego z ręki boga po to, aby kąsał”, jak mawiał świętej pamięci Sokrates o swych publicznych wyczynach. (Aż w jego wieku lat 70 demokracja ateńska wreszcie go „pacnęła” i ucichł, pozostając tylko we wspomnieniach spisanych przez Platona, Ksenofonta oraz Arystofanesa.)

A więc do rzeczy. Me szerzej rozesłane, czerwcowe e-listy, głównie na temat zaniku sumień, upadku marksizmu i wynikłej z tej „pierestrojki” katastrofy dziejów, doczekały się kilku krótszych lub dłuższych e-komentarzy. Przytaczam tylko te, które wyszły spod klawiatury mych znajomych. Już same te komentarze wskazują, w sposób „towarzyski”, co winniśmy planować na przyszłość dla naszych dzieci. Kto ma czas i do tego chęci, niechaj czyta.

Najpierw te od osób zainteresowanych nie-wiedzą na temat rzeczonej „katastrofy dziejów”, (którą to „pierestrojkę Gorbaczowa” już 11 lat temu John Catalinottoz IAC w Nowym Jorku określił terminem „największa katastrofa w dziejach po potopie Noego”).

Od Filipa Ratkowskiego, lewicowego dziennikarza a Krakowa:

Drogi Marku!

Widzę, że wbrew moim prośbom i prośbom moich znajomych obsyłasz ich ciągle swoimi – excusez le mot – pierdołami! Usuń wreszcie ich adresy i przestań zmuszać mnie do wyjaśniania adresatom z MOJEJ listy mailingowej, kto to jest Głogoczowski i dlaczego nie należy go traktować serio! – Filip

Odp. MG: no cóż, uznawany przeze mnie autorytet w zakresie pedagogiki, Amos Kamenski mawiał, że „samemu wiedzieć to jeszcze mało, twoim obowiązkiem jest także innym tą wiedzę przekazać”. Co namolnie robię i za co z góry przepraszam.

Od Ignacego S. Fiuta, profesora filozofii na AGH, komentującego zwłaszcza mój zbiór opinii na temat żydostwa z dzieł R. Dmowskiego oraz K. Marksa:

Marku!
Proszę Ci o natychmiastowe usuniecie mojego e-maila z te grupy! Blokuje mi
pocztę, a ja nie jestem zupełnie tym zainteresowany!

Odp. MG: Ja też mam problem niechcianego przeze mnie „spamu” i rozwiązałem go przez automatyczne przekierowywanie spam-poczty do „kosza”. Dziwię się, że kolega profesor tej prostej metody segregowania poczty jeszcze nie odkrył.

A teraz emaile określane przez behawiorystów jako „reinforcing stimuli”:

Od Wiktora Dmuchowskiego, pochodzącego z Białorusi polskiego muzyka-dyrygenta, obecnie z Częstochowy:

Nie patrząc na to, iż jest ten referat (Na konferencji w Boguchwale) trochę chaotyczny i brak mu formy – JEST BARDZO WARTOŚCIOWY dla obecnego świata pieniądza, w którym człowiek jest tylko instrumentem do robienia jeszcze większej kasy.

Trudno się nie zgodzić ze wszystkimi argumentami autora, są one na czasie.

Dziękuję i pozdrawiam, WD

Od Adama Karpińskiego, profesora filozofii na UG, komentującego ten sam referat:

Marku,

artykuł dobry. Trzeba go nagłośnić – Z poważaniem, Adam Karpiński

Od Roberta Ziembińskiego, radykalnego socjalisty z Warszawy:

Super tekst! A co tam u Ciebie? (…)

Powodzenia,  RZ

Od Mieczysława S. Kaźmierczaka, emerytowanego/dmisjonowanego dyrektora chóru (?) z Wrocławia: 

Braterstwo broni z demokratami wojennymi opanowanymi przez żydowskie
ruchy umysłowe i polityczne (FENOMEN ŻYDOWSKI? – Kevin MacDonald)
zawarli spadkobiercy wojennego komunizmu pod wodzą Aleksandra
Kwaśniewskiego prezydenta “Oszusta”. Jest zatem kogo z Polaków postawić
przed trybunał sprawiedliwości ten międzynarodowy!!! Jest i Radek
Sikorski, któremu z korespondenta wojennego z rewolwerem w ręku zostało
mu dane być ministrem wojny, a następnie wojennych spraw
zagranicznych. Można powiedzieć, że są i Estery w najnowszym polskim
wydaniu i teologia judeo-chrześcijańska, która tylnymi drzwiami
wprowadzana jest do KrK.

No i wytykający jeden z moich błędów, e-list od Andrzeja Zachariasza, profesora filozofii na UR, nadesłany za pośrednictwem dr Katarzyny M. Cwynar, sekretarza redakcji SOFIA, Pisma Filozofów Krajów Słowiańskich:

Pragnę Pana Doktora poinformować, iż żadna z dotychczas zorganizowanych – a odbyło się siedem – Międzynarodowych Konferencji Filozofów Krajów Słowiańskich, nie była sponsorowana przez Fundację im. Stefana Batorego. Pana artykuł pt. Upadek ideologii marksizmu i jego wpływ na upadek kultury duchowej narodów słowiańskich, nie został opublikowany ponieważ jest tekstem publicystycznym i politycznie zaangażowanym. Publikujemy tylko artykuły naukowe pozbawione kontekstu ideologicznego.

Odp. MG: Kto zatem o ko-sponsorowaniu Spotkań Filozofów Słowiańskich przez Fundację Batorego, mógł mi powiedzieć? (…) Bo sam tego nie mogłem wymyśleć, a tylko gdy mi to powiedziano, to zacząłem kojarzyć obecną na konferencji w 2003 roku – dziwną dla mnie — parę “filozofów ze Lwowa” zajmujących się propagandą ”holokaustu Żydów na Zachodniej Ukrainie”,  z efektem filozofio-podobnej działalności bardzo tam zakorzenionej Fundacji Sorosa. Bo i ja sam kiedyś otrzymałem grant, z Fundacji Batorego, na zorganizowanie w roku 1994 Memoriału Jana Strzeleckiego w ski-alpinizmie, a to w ramach propagowania polsko-słowackiego “euroregionu Tatry”. Więc w braniu pieniędzy na zbożne cele nie ma nic zdrożnego.

Na bardzo zamglony w społecznym zrozumieniu temat „żydo-chrześcijaństwa” oraz „żydo-komuny” otrzymałem taki oto komentarza od mego znajomego z Paryża, dr hab. historii Bruno Drweskiego, też radykalnego socjalisty:

Dla tego trzeba odrozniac “judaizm”od “wyznania mojzeszowego”, “Izraelitow” od “Zydow” …Pomieszanie tych pojec a ostatnio, do tego i zglajcheitowanie judaizmu i chrzescijanstwa w postaci niby tzw. “judeo-chrzescijanstwa” ‘(lub kiedys tzw. “zydo-komuny”) zmierza do tego aby tak namieszano czarne z bialym zeby wszystko wygladalo na szaro …Dokladnie jak nasz obecny swiat kapitalistyczno-ponadnarodowo-imperialistyczne. Szare i bezbarwne, bez sensowne, beznadziejne. Jednym slowem, trzeba “wyzwolic Izraelitow od Zydow”, co oznacza wyczyscic biblie i kultury po-biblijne z nalecialosci etnocentrycznych wymyslonych prze pol-ukow Judejczykow w czasie tzw. wygnania babylonskiego, co jest potrzebne nie tylko Zydom “etnicznym” przesiaknietym jadem etniczymu plemiennego, ale wszystkim narodom poddanym kulturze “judeo-chrzescijanskiej” czyli zydowskiej a zarazem anty mojżeszowej. pozdrawiam

Odp. MG: W istocie kapitalizm pojawił się jako logiczny produkt „ducha protestanckiego”, opartego o judeo-chrzścijański koncept Boga, pochwalającego podbój świata „pogańskiego” za pomocą lichwy, a zatem i pieniądza (V Księga Mojżesza). A zatem to od samych „Izraelitów” pochodzi idea pokojowego rozboju za pomocą pożyczania na procent. U Mojżesza są także pochwalne zbójeckie ambicje „narodu wybranego”, planującego innym narodom ukraść „i miasta, których izraelici nie budowli i studnie, których nie kopali”. Zaś w niewoli babilońskiej prorok Izajasz dopisał, do „mojżeszowej” SOCJOTECHNIKI ROZBOJU W IMĘ DEKALOGU (DZIŚ „PRAW CZŁOWIEKA”), metodę „usprawiedliwienia” takich niecnych poczynań, za pomocą socjotechniki „sługi (ew. syna lub baranka) bożego umęczenia, w celu (elity) Izraela zbawienia”.

Zbitka słowna „żydo-chrześcijaństwo” jest zatem uzasadniona i wskazuje na „hebrajski korzeń”  WIARY, NADZIEI i MIŁOŚCI (miłości oczywiście do  dającego prawo PANOWANIA NAD ZIEMIĄ martwego „weksla od Boga” w postaci Staro-NowegoTestamentu). Dlaczego zaś z tej, ogłoszonej przez św. Pawła w „I Liście do Koryntian”, entuzjastycznej apologii „trójcy chrześcijańskich wartości”, wyszła w praktyce „trójca antywartości” w postaci, jak to celnie napisał Drweski, „Szarej i bezbarwnej, bez sensownej i beznadziejnej rzeczywistości świata kapitalistyczno-ponadnarodowo-imperialistyczngo”?.  To już proszę sobie sprawdzić samemu w dialogu Platona pt. „Biesiada” (Sympozjon). Jak zauważyłem, przerabiając na ćwiczeniach ten znamienny dialog ze studentami 1-go roku filozofii, szybko chwytali oni o co chodziło  Sokratesowi, ironizującemu na temat „radującego duszę” krasomówstwa młodego ateńskiego polityka Agatona. Wychwalał on, jak później w Liście do Koryntian imitujący tegoż Agatona św. Paweł, zalety boga Erosa, czyli Ślepej i Bezrozumnej Miłości „która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję”.

Globalizację, czyli Koniec Historii, w ten ironiczny sposób zapuentował mój nieżyjący już młodszy kolega, religioznawca Piotr KosibowiczPrzez spisek światowego żydostwa dojdziemy do powszechnego dziadostwa”. Amen

(P)ozdrowienia

Marek Głogoczowski

Gdańsk 27.07.2011

 [i] http://www.radjomaryja.pl/artykuly.php?id=92574

[ii] http://www.voltairenet.org/Mardi-21-juin-manifestations

[iii] http://www.psz.pl/tekst-6760/Zbigniew-Jankowski-Amerykanizm-ideologia-intelektualnej-prostytucji

Posted in polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

Pułapka Partnerstwa Wschodniego

 Ciężkie jest życie poligloty. Po przetłumaczeniu na angielski mego wystąpienia przed tygodniem, na konferencji „Perspektywy wschodniego partnerstwa” w Mińsku (sprawozdanie patrz tutaj), moi polskojęzyczni korespondenci poprosili mnie jeszcze o jego tłumaczenie na polski. W istocie lektura mego wystąpienia w „Domu Prasy” w Mińsku może się przydać wszystkim narodowcom (nie tylko polskim), którzy powinni sobie uświadomić, że w OBECNYM USTROJU RP (oraz UE i ogólnie mówiąc „wolnego Zachodu”) WSZELKIE ROJENIA O SUWERENNOŚCI NARODOWEJ NALEŻY SOBIE JAK NAJSZYBCIEJ WYBIĆ Z GŁOWY. Dlaczego? Patrz poniżej.

 MG

 The International ЕСООМ-ECAG Conference in Minsk, Belarus, Маy 5th  2011

 Международна Конференця ЕСООМ-ECAG в Минске, Беларус, 5 май 2011

 Pułapka Partnerstwa Wschodniego

 czyli

Czy możliwym jest uczciwe partnerstwo człowieka bogatego z biednym?

Маrек Głogoczowski 

Na to podstawowe pytanie mamy dobrą odpowiedź w Biblii, w greckiej Księdze Syracha. W jej rozdziale 13 możemy przeczytać:

Dziki osioł na pustyni jest żerem dla lwów, a biedni są łupem dla bogatego.

Ze względu na to niebezpieczeństwo człowiek myślący winien patrzeć podejrzliwie na propozycje „partnerstwa” między bogatą Zachodnią Europą, a ocenianymi jako „biedną” wschodnią częścią tego Kontynentu. Mogę podać dobry przykład jak reprezentanci „reżymów demokratycznych” traktują przedstawicieli krajów „biednych”. W listopadzie 2011 roku, na miesiąc przed wyborami prezydenckimi na Białorusi, do Mińska przybyli ministrowie Spraw Zagranicznych Niemiec i Polski, Guido Westerwelle oraz Radek Sikorski. Odwiedzili oni prezydenta Łukaszenkę i oficjalnie, w imieniu Unii Europejskiej, nakłaniali go do przeprowadzenia jak najbardziej „przejrzystych” wyborów. Gdy jednak Łukaszenka wygrał te wybory, Unia Europejska, która uwierzyła w informację zmyśloną przez anty-białoruską, polską telewizję „Biełsat”, zaczęła uważać te wybory za straszliwie sfałszowane – Łukaszenka nie otrzymał blisko 80 procentowego poparcia, ale zaledwie 30-40 procent głosów. Po tych „oszukańczych” wyborach Radek Sikorski, wypowiadając się na głównym kanale polskiej telewizji, stwierdził że w czasie jego z Westerwelle listopadowej wizyty w Mińsku, zrobili oni prezydentowi Białorusi bardzo demokratyczną propozycję: w wypadku gdy Łukaszenka umożliwi któremuś z jego konkurentów wygranie tych wyborów, odejdzie on z polityki jako zamożny i żyjący w bezpieczeństwie obywatel Europy. Ale w wypadku gdy na ten „odważny” krok się on nie zdecyduje, to winien oczekiwać losu Miłoszwicia w Jugosławii, Nadżbullacha w Afganistanie lub Saddama Husseina w Iraku.

Jest oczywistym, że Sikorski zachował się jak głupi chłystek a nie jak poważny polityk ujawniając taką „uczciwą propozycję” dla Łukaszenki w polskiej TV. Ja jednak podejrzewam, że podobną propozycję, w tym samym czasie, otrzymał także “dyktator” Libii, Muammar Kadafi – wciąż zachowująca zdobycze socjalizmu Libia, podobnie jak Białoruś w Europie, jest przedmiotem nacisków, ze strony tak zwanej „międzynarodowej społeczności”, na pełne „partnerstwo” tych krajów w procesie globalizacji. Ale dlaczego przywódcy tych stosunkowo małych republik mają opuścić swe stanowiska i dlaczego „społeczność międzynarodowa” nie zezwala prezydentom przynależących do „świata cywilizowanego” krajów, na pozostawanie na swych stanowiskach więcej niż przez dwie kadencje?

Już w grudniu 2002 roku w Wiedniu w Austrii uczestniczyłem w konferencji „Okrągłego Stołu”, zorganizowanej przez Jamahir Society for Culture and Philosophy, zatytułowanej „Wpływ ugrupowań regionalnych na stosunki międzynarodowe”. W trakcie tego spotkania zostało postawione to samo pytanie jakie stoi przed nami w czasie naszej konferencji w Mińsku, w maju 2011: „czy jest możliwym organizacja autonomicznych, regionalnych powiązań ekonomicznych?”. Na posiedzenie Okrągłego Stołu w Wiedniu przygotowałem cały referat zatytułowany « ZACHODNIE KONCEPCJE SPOŁECZNEGO ŁADU: odEuropejskiej KorporacjiA. Comte (1842) doGlobalnego Tumoru”  F.A. von Hayeka (1939)»[i].

Przedstawiłem w nim streszczenie poglądów autora „Biblii” współczesnego globalizmu, austro-angielskiego ekonomisty oraz filozofa F. A, von Hayeka. Ten “guru” neoliberalizmu, w artykule opublikowanym po raz pierwszy w roku 1939[ii], podał przyczynę dla której żadne ‘suwerenne’ regionalne ugrupowanie nie może być tolerowane, oraz przyczynę dla której prezydenci państw mogą pozostawać na swych stanowiskach tylko przez dwie kadencje. Cytuję Hayeka:

 „Granice ekonomiczne stwarzają regionalnie wspólne interesy, gdzie międzyludzkie więzi są szczególnie silne. To powoduje, że konflikty interesów są konfliktami między tymi samymi grupami ludzi, a nie konfliktami między grupami wciąż zmieniającymi swój skład.(…) Jest zatem ewidentnym, że w interesie całości, potraktowanej w sposób szerszy, te ugrupowania nie powinne być trwałe, a w szczególności nie powinne się one pokrywać z podziałem terytorialnym, identyfikując się, w sposób trwały, z mieszkańcami danego regionu …(Z tej przyczyny) ZNIESIENIE SUWERENNOŚCI PAŃSTWOWEJ … JEST KONIECZNYM I LOGICZNYM ZWIEŃCZENIEM PROGRAMU LIBERALNEGO. 

Ale co mają robić ludzie, dla których rozumowanie (i działanie) na rzecz „narodowego interesu” zostanie – czy nawet już zostało – zabronione? ‘Odnarodowiony’ i ‘zdesocjalizowany’ cel „wolnościowego” życia jest ewidentny i ten cel jest z entuzjazmem realizowany przez kolonizujące świat Ponadnarodowe Korporacje. Już trzydzieści lat temu pisałem (w artykule „Wykład na temat rozwoju potrzeb”[iii]) to, co i teraz powtarzam. Mianowicie w Globalnym Imperium jedynym wspólnym celem ludzkiej działalności jest „dające szczęście większości” gromadzenie prywatnych własności, a zwłaszcza gromadzenie i użytkowanie tych samo poruszających się, błyszczących przedmiotów, które są obiektem ich konkurencyjnej produkcji oraz dystrybucji.

W ten sposób dorośli ludzie, zachowując się jak dzieci dotknięte coraz bardziej się rozpowszechniającą chorobą zwana „autyzmem”, zrobili z siebie niewolników tych lśniących wytworów technicznego postępu. Zaś z pieniędzy, które pomagają każdemu zostać właścicielem tych idoli szczęścia, promieniuje prawie „boska” moc, która skutecznie rozwala wszystkie „totalitarne”, socjalistyczne oraz narodowe zasady wspólnego życia. Ta Potęga Pieniądza zmienia ludzi w izolowane „atomy”, które krążą po całym świecie w poszukiwaniu „zarobku”. Jednak pieniądze to są tylko nieożywione symbole, które już trzy tysiące lat twemu były dobrze znane kulturom śródziemnomorskim. I od tych zmierzchłych czasów jest znanym, że za dominacją pieniądza ukrywają się bankierzy. Grecki filozof Arystoteles domagał się by znienawidzić tych, pędzących ultra-siedzący tryb życia ludzi, jako iż „bogacą się, nic przy tym nie robiąc”.

Z punktu widzenia filozofii greckiej, „liberalny projekt partnerstwa ekonomicznego” po prostu oznacza przechwycenie całej politycznej władzy, oraz całej kontroli odruchów myśli potrafiącej czytać gazety ludności, przez Światową Oligarchię. A w szczególności oligarchię, która się wywodzi z religijnej mafii Starego Przymierza. To wynika z faktu, że jest nam znane tylko jedno starożytne pismo, które zezwala na wykorzystanie lichwy (pożyczania na procent) jako narzędzia do zniewalania „narodów bezbożnych”. Ten „wirus”, pełzającego jak rak finansowego gangsteryzmu, jest ukryty wewnątrz V Księgi Mojżesza, rozdział 23, 21.

A zatem mamy, już od trzech tysięcy lat, pełzającą agresję „narodu wybranego” przeciw mieszkańcom całego globu. Ci mieszkańcy, jak żąda tego Biblia, mają „błogosławić boga Izraela” i pracować dla kapłaństwa tego antycznego boga pieniędzy oraz własności prywatnej „Bo naród i królestwo, które nie będą ci służyć zginą, takie narody zostaną całkowicie wytracone“ (prorok  Izajasz rozdz. 60, 10-12). Tego hebrajskiego „wirusa” wyniszczenia całej zdolnej do rozumowania ludzkości, nosi ze sobą, w swej Świętej Czarnej Książce, każdy prawosławny pop, każdy katolicki ksiądz I każdy protestancki pastor naszej “błogosławionej bogiem” Cywilizacji judeo-chrześcijańskiej. I bez neutralizacji tego wirusa „upieniężnienia” wszelkich poczynań ludzkości, my wszyscy zamienimy się w niewolników Narodu (przez Pieniądz) Wybranego, dowcipnie określanego przez skrót M-KGB – “Mamonistyczna Koalicja Globalnych Biznesmenów”.

W trakcie Okrągłego Stołu we Wiedniu 8,5 roku temu podkreśliłem, że lokalne, regionalne ekonomiczne porozumienia, których działalność nie ma akceptacji Centrum Globalizacji Świata, zostaną zabronione. I widzimy to dzisiaj w Libii: Kadafi, który ma pieniądze pochodzące z korupcji, za pomocą produktów ropy naftowej, obywateli Europy używających samochodów, przez ponad trzy dekady realizował – z relatywnym sukcesem – regionalną, zarówno ekonomiczną jak i kulturalną współpracę z krajami afrykańskimi. I ta jego działalność była z ewidentnym pożytkiem dla obywateli tego „przeklętego przez boga białych gangsterów” Kontynentu. Wskutek realizacji takiego „bezbożnego” programu partnerstwa, Kadafi jest postrzegany jako ZŁY CZŁOWIEK przez elitę M-KGB, odgrywającą rolę bóstwa Аdоn Оlаm, hebrajskiego Pana Świata. I ten „bóg” gangsterów oraz lichwiarzy już ponad 30 lat temu nakazał zabicie nieposłusznego mu przywódcę Libii – 15 czerwca 1980 roku myśliwce NATO usiłowały zestrzelić samolot z Kadafim lecącym do Polski na spotkanie z Gierkiem. Wtedy to nad Morzem Tyrreńskim siły specjalne NATO omyłkowo zestrzeliły rakietą Boeing Itaviа z 81 pasażerami na pokładzie.

Współczesne M-KGB (z centrami nie tylko w Waszyngtonie i Londynie, ale także w Paryżu i Moskwie) planuje zastąpienie zorganizowanego przez Kadafiego “Partnerstwa afrykańskiego” “Śródziemnomorskim regionalnym partnerstwem”, organizowanym przez francuskiego klowna-prezydenta Nicolasa Sarkozy (Sarkozy, jak to napisał mój kolega z Belgii Michel Luc, jest „amerykańskim neo-konserwatystą z francuskim paszportem). W momencie gdy tandem NATO-alKajda wygra w Libii wojnę, wszystkie socjalistyczne przywileje zostaną tam zlikwidowane i natychmiast tamtejszy system edukacyjny zostanie przeorientowany w kierunku „Nauczania ignorancji na wszelkie możliwe sposoby”. (Jak twierdzi to, w książce pod takim właśnie tytułem, francuski filozof i nauczyciel Jean-Claude Michéa[iv]). Czczący Mamona Właściciele Świata potrzebują tylko prostomyślących ignorantów, którzy chętnie konsumują produkty rafinacji ropy naftowej, dostarczając pieniędzy korporacjom je wytwarzającym i którzy są szczęśliwi oglądając w telewizji programy propagandowe w rodzaju „Wygraj milion”. (A przy okazji. Przyczynę, dla której życie kulturalne w społeczeństwie liberalnym coraz bardziej dryfuje w kierunku akumulacji ignorancji, bardzo dobrze wskazał polski Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, przywódca Solidarności Lech Wałęsa. Już 20 lat temu zauważył on, że „najlepsze interesy się robi na ludzkiej głupocie”. I to jest przyczyna, dla której M-KGB na wszelkie możliwe sposoby wciska ludności propagandę wszelkich odmian kitu, w tym i tego religijnego.)

W post-radzieckiej Wschodniej Europie, która już została podzielona na część „A” wcieloną do UE i część „B” złożoną z byłych republik Związku Radzieckiego, wciąż istnieje problem zorganizowania regionalnego partnerstwa. W tym lokalnym przypadku, zgodnie z planami amerykańskich „rezerwuarów myśli” (think tanks) miejsce przewodniej siły, którą reprezentuje liberalna Francja zaangażowana w „Partnerstwo Śródziemnomorskie”, zostało zarezerwowane dla ultraliberalnej Polski, starego kolonialnego zarządcy wielkiej Litwy (Białorusi) oraz Ukrainy. Miejsce klowna-prezydenta Sarkozy z „arystokratycznej, węgiersko-żydowskiej rodziny”, zajął błaznujący polski minister Spraw Zagranicznych Radek Sikorski, ożeniony z importowaną z Nowego Jorku Anne Appelbaum, z „żydowskiej arystokratycznej rodziny” (jak opowiadał swym pracownikom śp. Bronisław Geremek, krytykując ten mezalians). Wszystko to wskazuje, że w przypadku gdy Białoruś w końcu wejdzie, w pracowicie przygotowywaną od lat dwudziestu pułapkę „euro-partnerstwa dla rozwoju ekonomii pieniężnej”, to Białorusini nareszcie dowiedzą się co oznacza w praktyce termin „modernizacja”. Oczywiście jest to totalna prywatyzacja, de-socjalizacja oraz kretynizacja wszelkich aspektów życia, zarówno publicznego jak i prywatnego. Obserwujemy to nie tylko w Polsce oraz na Litwie, ale także w coraz bardziej zdebilizowanej, przez „wirusa liberalizmu” Rosji.

Czy jest możliwym przeciwstawienie się temu „zachodniemu pełzaniu” w kierunku rakopodobnej patologii społecznego rozwoju? Od Michela Luc, który przyjechał do nas prawie bezpośrednio z Tripolisu, słyszałem że w libijskim mieście Bengazi, w którym islamo-natowscy „powstańcy” już od blisko trzech miesięcy terroryzują lokalnych mieszkańców, pojawił się „drugi, zielony front” wojny o uratowanie Socjalistycznej Libijskiej Jamahurdyi (Republiki Mas). A zatem być może i we Wschodniej Europie ujawni się nareszcie Pokojowy Front walczący o odrodzenie socjalistycznych ideałów. By taki Renesans Rozumu przyspieszyć, winniśmy zacząć szukać, zarówno w Europie Zachodniej jak I w Rosji post-radzieckiej, zdolnych do myślenia partnerów, a nie ultra-bogatych hipokrytów, powtarzających jak automaty, mantrę wolnych, kontrolowanych tylko przez Światowy Kapitał, wyborów.

Zakopane-Kraków, 3-9 маja 2011

 

Posted in polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment