PAN w Z-nem 63C: Hellenizm kontra Hebraizm – Część Trzecia + Testimonium MG 1942-2022

Przypomnienie, jak Czciciele HEBRAJSKIEGO BOGA OBŁUDY zadusili, w naukach o Życiu, znajomość Podstawowych Jakościowych Praw Zachowania Się ZOON – czyli istot ożywionych

1100 słów

1. Siła Życiowa, czyli PRZECIWENTROPIA, obecnie ze zjawiskiemHormezy kojarzona

(Pojęcie Élan vital – twórczej siły, będącej motorem rozwoju świata istot żywych, wprowadził filozof Heinri Bergson w książce oEwolucji twórczejw 1907 roku. Ja propaguję powstałe na gruncie termodynamiki pojęcie PRZECIWENTROPII, sugerowane przez fizyka Edwina Schroedingera w książeczce „What is Life?” z 1944 roku.)

Na tę sprawę już wielokrotnie zwracałem uwagę, w szczególności w mej pracy doktorskiej „(Antyzoologiczna) filozofia społeczno-polityczna Noama Chomsky’ego (UŚ, 2002/3). Oto, w jej wersji z r. 2016, definicja tej „religijno-naukowej” poznawczej patologii:

Antyzoologizm– niechęć do uwzględniania pokrewieństwa gatunku ludzkiego z innymi gatunkami zwierząt, a w szczególności z ssakami naczelnymi. Antyzoologizm występował już w starożytności, w cywilizacji judaizmu (…). W czasach nowożytnych antyzoologizm najsilniej się rozwinął w opartej na Biblii cywilizacji anglosaskiej, w której też pojawiły się zrytualizowane metody przerzucania win na odpowiednio dobrane “kozły ofiarne”. Antyzoolodzy – zazwyczaj utożsamiani z kartezjanistami i (neo)darwinistami – negują, wynikający z lamarckowskich Praw Zoologii twórczy, rozwojowy charakter podejmowanych przez ludzi i zwierzęta wysiłków, przypisując losowemu przypadkowi wszelką nowość w biosferze.”

W niedawno opublikowanym eseju „ Przeciwentropia to pierwszy motor Stworzenia” (w: Przezwyciężyć kryzys kulturyAMW, Gdynia 2020, s. 121-131)odważyłem się przypomnieć że ta, PILNIE NIEWIDZIANA przez licznych laureatów Nagrody Nobla PRZECIWENTROPIA jest doskonale dostrzegalna w zachowaniach się nas samych. Osoby spostrzegawcze potrafią dostrzec, iż ta cecha zoon-żywiny jest odpowiedzialna za całokształt zjawisk zachodzących w BIOSFERZE – i to prawdopodobnie nie tylko Ziemi ale w całym WIECZNOTRWAŁYM KOSMOSIE.

Po raz kolejny zatem przypomnę, na czym polega to zjawisko Aktywnego Przeciwstawiania się Wzrostowi Entropii (bezwładowi zachowania się, utraty in-formacjicharakteryzującemu zachowanie się Przedmiotów Nieożywionych.

Otóż przed blisko 35 laty w ubogim Nepalu, mając chwilę czasu obserwowałem, na schodach jakiejś świątyni jak spacerujące po tych schodach brązowe wije broniły się przed „zaczepkami” licznych tam mrówek. Gdy jakaś mrówka usiłowała ukąsić takiego robaka, ten błyskawicznie zwijał się i rozwijał, „wystrzeliwując” intruza na odległość co najmniej kilkunastu centymetrów. Ale bywały i uszkodzone, z jakichś względów, wije, które ten odruch odrzutu wykonywały niemrawo – i one oczywiście stawały się celem napadu – a następnie i konsumpcji – coraz liczniejszego, gromadzącego się wokół nich zespołu mrówek.

Ta prosta „przedindustrialna” obserwacja pozwala laikom w sprawach fizyki uzmysłowić sobie jak działa ta MITYCZNA (dla wielu Sławnych Uczonych)PRZECIWENTROPIA. Otóż wFilozofii zoologicznej” z 1809 roku, francuski przyrodnik Jean Baptiste de Lamarck zaliczył wije i podobne im inne małe robaki (vers) do klasy prymitywnych irritables”, czyli zwierzątek reagujących spontanicznie na odczute przez nie zagrożenia. Dzisiaj, po odkryciu mikroskopu, możemy potwierdzić, że w podobny „irytacyjny” sposób zachowują się także maleńkie komórki naszego naskórka podrażnione jakimś zewnętrznym czynnikiem – chociażby ukąszeniem komara. Automatycznie wysyłają one sygnał do naszego mózgu, wymuszający na nas odruch zabicia (lub tylko odpędzenia) intruza zaburzającego nasz „dobrobyt”. Oczywiście czy to te bardzo prymitywne wije, czy my sami, opędzając się od zagrażających nam insektów, zużywamy trochę naszej energii. tej energii zużywamy jeszcze więcej w procesie REGENERACJI, zazwyczaj z wyraźnym NADMIAREM, naszego naskórka po jakimś jego uszkodzeniu (na przykład jego otarcia w rezultacie pracy ciężkimi narzędziami). Dlaczego? Bo każda, nie krytycznie uszkodzona tkanka naszego ciała posiada PRZECIWENTROPICZNY odruch jej „odbudowy z nadkompensacją”, jak to podkreślał Jean Piaget, jeden z mych genewskich nauczycieli końca lat 1970.

(Patrz Fig. 27, z AiP, 1993):

2. Chemiczna podstawa Regeneracji, Wzrostu oraz Różnicowania się organów nie krytycznie zaburzonych w ich fizjologicznej homeostazie

Fakt wzmacniania, dzięki treningowi, zniszczonych/skonsumowanych w trakcie ćwiczeń elementów tkanki mięśniowej, szczególnie dobrze obserwują na sobie samych sportowcy. Ponieważ zaś każdy wysiłek organizmu powoduje spalenie posiadanych przezeń „materiałów pędnych”, więc „głodny” organizm samoczynnie zaczyna poszukiwać, w swym otoczeniu, materiałów pozwalających tą jego „chemiczną potrzebę” zaspokoić. Mówiąc językiem Arystotelesa, wszystkie istoty żywe (zoon) cechuje DUSZA ROŚLINNA, samo się odżywiająca. A ponieważ to PRZECIWENTROPICZNE zachowanie się odbywa się z wymuszonym, przez genetyczny mechanizm bio-syntezy, NADMIAREM (zazwyczaj spożywamy trochę więcej niż wymusza nasz głód!) więc wszelaka odżywiająca się żywina, z przyczyn czysto chemicznych, ma tendencję do jej WZROSTU: dopiero po upowszechnieniu się mikroskopów zauważono, że ten wzrost polega zazwyczaj na POWIĘKSZANIU SIĘ LICZBskładających się na poszczególny egzemplarz zoon komórek. (W wypadku NADREGENERACJI tkanki mięśniowej dojrzałych ssaków dostrzega się, pod zwykłym mikroskopem, wzrost ROZMIARÓW JĄDER zawierających namnożone „metaboliczne geny” w komórkach hipertroficznych fibroblastów – patrz ilustracja z pracy G. Goldspinka na ten temat, sprzed dobrze pół wieku

Fig. 29 A z AiP, 1993:

Patrząc w sposób maksymalnie szeroki, PRZECIWENTROPIA naszych jestestw odpowiada nie tylko za to, że cyklicznie, zwłaszcza po większym wysiłku, chce nam się jeść, ale także odpowiada za proces UCZENIA SIĘ, coraz bardziej adekwatnego reagowania na powtarzające się dochodzące do nas bodźce, za pomocą coraz doskonalszych naszych ODRUCHÓW WARUNKOWYCH. By wskazać tu chociażby na zestaw odruchów, jakie wyrabiają w sobie młodzi kierowcy, ucząc się w miarę bezkolizyjnego „wpasowywania” się w najeżone niebezpieczeństwami środowisko dróg publicznych.Lamarck przed ponad 210 laty nazwał to zjawisko wzmacniania – i doskonalenia – odruchów często powtarzanych, PIERWSZYM PRAWEM BIOLOGII.

I od razu w tym miejscu zobowiązany jestem dodać, że według tak zwanych neo-darwinistów, jakżesz powszechne odruchy warunkowe, będące przykładem działania spontanicznej INTELIGENCJI żywiny nie ma – bo według ichhebrajskiej” (tj. OBŁUDNEJ) biologii molekularnej nie mo mieć – żadnego wpływu na różnicowanie się biosfery w trakcie istnienia Ziemi. (Ziemi mającej, wg. olśnionych Biblią ‘hebraistów’, co najwyżej 10 tysięcy lat, patrz w części 2, poglądy polskiego profesora leśnictwa, wykształconego w Oxfordzie Macieja Giertycha!)

3. Konieczność kodowania genetycznego wyuczonych – często na dziesiątki lat – odruchów warunkowych

W tym szczególnym wypadku, już ponad 40 lat temu w „Open Letter To Biologists(„Fundamenta Scientiae”, no. 2/2 , 1981) pozwoliłem sobie zauważyć, że ODRUCHY WARUNKOWE zwierząt, powstające w rezultacie powtarzanych mięśniowych kontr-reakcji, na powtarzane wielokrotnie irytacje (bodźce), są z konieczności oparte na genetycznych wzmocnieniach i asocjacjach, często pobudzanych do ich ekspresji genów. (Patrz poniżej fig. 31 z „AiP”, 1993). A to z prostej przyczyny, że te odruchy często zapamiętywane na całe dekady dojrzałego życia, w trakcie którego wszystkie aktywne struktury białkowe zwierząt ulegają cyklicznej wymianie i odtworzeniu(tzw. turnover).Czyli nauka chociażby języków, poprzez mięśniowe powtarzanie reakcji na bodźce w formie zasłyszanych lub przeczytanych słów, u swej podstawy oparta jest na PRZECIWENTROPICZNYCH INTELIGENTNYCH skojarzeniach (połączeniach) między neuronalnych, zazwyczaj trwałych aż do śmierci używającego jakiegoś języka osobnika. (Słowo ‘inteligencja’ w istocie pochodzi od łac. inter-ligare, łączyć pomiędzy, kojarzyć ze sobą).

(Fig 31 z AiP, 1993)

Tym zaś dzisiejszym entuzjastom „hebrajskiej genetyki”, zabraniającej organizmom przystosowawczo modyfikować, w sytuacjach stresowych, ich własne geny, pozwolę sobie przypomnieć, że już w roku 2000, gdy rozszyfrowano skład całego ludzkiego genomu, to się okazało, że w naszym stanie embrionalnym mamy około 30 tysięcy rozmaitych genów, a w naszym wieku dojrzałym ich liczba wzrasta do około 100 tysięcy! I to dzieje się nie przez (uwielbiany przez Hebraistów!) LOSOWYPRZYPADEK, ale przez PRZECIWENTROPICZNE oddziaływania, naszych dorastających jestestw, z ich otoczeniem.

Koniec Części Trzeciej

Podsumowanie: Testimonium MG 1942-2022

Helleńska ZASADA ‘Poznaj samego Siebie’ versus hebrajski NAKAZ ‘Nie Będziesz miał Bogów cudzych przede Mną’ – i vice versa

3000 słów

1. Przypomnienie

Jeśli chodzi o Świętą Zasadę HELLENIZMUPoznaj samego siebie (γνῶθι σεαυτόν) a poznasz Bogów i (Wszech)Światto była ona wyryta na tympanonie delfickiej Świątyni Apollona usytuowanej u stóp gór Parnasu (2457 m npm.). Przy wejściu do tej, centralnej dla świata helleńskiego świątyni znajdowała się także kamienna stella (słup) z wyrytymi na niej krótkimi, złożonymi z 2-3 słów sentencjami, przypominającymi wchodzącym do świątyni, ponad 140 ZASAD DOSTOJNEGO ZACHOWANIA SIĘ obywatela Grecji. Te zasady etyki, zróżnicowane w zależności od wieku danej osoby, ponoć były powszechnie znane i nauczane przez lat ponad dwa tysiące, od VI wieku p.n.e. aż do upadku Bizancjum w 1453 roku. ( Wikipedia: Co tyczy tych Maksym delfickich, wszyscy możemy stwierdzić, że stoją na wyższym poziomie niż mozaistyczny dekalog bez roszczeń by być słowem jakiegokolwiek Boga, a jednocześnie uczą pełnego szacunku i posłuszeństwa Boskiej mocy.)

A zatem dopiero po upadku Bizancjum w chrześcijaństwie zaczął bez reszty dominować biblijny – a zatem hebrajski – NAKAZ „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną”. Ten, bez wątpienia ograniczający pole widzenia wiernych NAKAZ został, w Drugim Przykazaniu wzmocniony ostrzeżeniem „(Bo) Ja jestem Pan, Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia”. Po czym, w kolejnych Przykazaniach, wyskrobanych na kamiennych Tablicach przez samego Boga, znalazło się aż 5 Praw dotyczących ŚWIĘTEJ WŁASNOŚCI PRYWATNEJ, najwyraźniej przez HEBRAISTÓW uwielbionej.

2. W hebraizmie zachowania mające charakter PODŁOŚCI mają znamiona ŚWIĘTOŚCI

Czy zatem „ukochani przez Boga” Hebraiści nie są – z samej istoty ich PRAWA – wrogami ZASAD ZACHOWANIA SIĘ ‘hellenistów’, obecnie na Zachodzie w znacznym stopniu wymarłych? Przecież już SAMOWYCHWALANIE SIĘ BOGAJa Jestem (YHWH) Bóg Zawistny”, nasuwa każdej zdolnej do autorefleksji osobie podejrzenie, że ten SAMOOGŁOSZONY „Pan, Bóg Mocarz” jest w istocie bytem UŁOMNYM. Bo gdyby był uosobieniem Doskonałości, to przecież o nic i o nikogo nie mógłby być ZAZDROSNY…

To odwracanie znaczeń słów powszechnie używanych zauważyłem nie tylko ja w „Wojnie Bogów” z roku 1995, ale i mój nieco młodszy kolega z Pragi gnostyk Jan Kozák. W książce z 2014 roku „Kořeny” pisze w judaizmie uwielbionym „uświęconym” principium jest … obracania wszystkiego, co jest wielkie, szlachetne i ludzkie w rzecz małą, kryminalną i grzeszną (i na odwrót).” Szczególny przypadek tego „principium” omawia Tadeusz Zieliński w książce „Hellenizm i judaizm” z roku 1927: „W Starym Testamencie słowa „BÓG W DOM” oznaczają śmierć pierworodnych, pożar, zarazę i inne plagi nawiedzonego przez Boga domostwa”. (Nb. W świetle powyższej uwagi, zaczyna się rozumieć sens patetycznego wezwania Jana Pawła II w Warszawie w 1979 roku Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”)

Jeśli zaś chodzi o szczegółowe znaczenie określenia „zazdrość boża”, to OSOBOWY BÓG (byt niematerialny istniejący w wyobraźni wiernych) nie jest w stanie kolekcjonować przedmiotów materialnych. A zatem może być ZAZDROSNY tylko o przymioty ZOOLOGICZNE cechujące zarówno ludzi jak i czczone przez ludzi zwierzęta. Na przykład w hinduizmie do dzisiaj bóstwa szlachetne (łac. nobilitas) mają twarze małpy (Hanuman) lub słonia (Ganesz). A w wygasłych kulturach egipskiej oraz sumeryjskiej szczególną czcią otaczano SIŁĘ ORAZ JURNOŚĆ BYKÓW. Stąd przecież wziął się ten SUPERPODŁY atak, pod górą Synaj, „mojżeszowców” na pogrążonych we śnie czcicieli posągu „złotego cielca”, posągu symbolizującego boskiego byka Apisa, będącego wcieleniem głównego egipskiego boga, szlachetnego Ozyrysa.

Przypominam. Rządzący w Egipcie za czasów Jezusa z Nazaretu, greccy Ptolemeusze wprowadzili monoteistyczny kult Ozyrysa-Apisa (Serapisa), wiążąc go z kultem głównych greckich bogów, w szczególności Dionizosa, zdolnego do przemiany wody w wino (Jan 2:6-11), oraz Asklepiosa, wzbudzającego przedwcześnie zmarłych (Jan 11:1-45) . Stąd według coraz częściej głoszonych hipotez, ten greko-egipski SERAPIS, znany także jako Serapis-Christus, z czasem stał się pierwowzorem cudotwórczych zdolności zrodzonego w Betlejem Jezusa!

(Widoczne na powyższym kolażu zestawienie sugeruje, że pod górą Synaj Mojżesz i jego „komando” z zapałem mordowali proto-wyznawców przyszłego Jezusa Chrystusa! I co ciekawsze. Ten „nawyk” likwidacji, osób oraz społeczności starających się kultywować cechę MĘSTWA (łac. VIRTUS), „hebraistom” pozostał na wieki – patrz obecna rola, władz super-zhebraizowanych Stanów Zjednoczonych AP, w organizowaniu systematycznej masakry MĘSKIEGO rodzaju ludności Ukrainy.)

Skąd – i w jakich warunkach – rozwija się w nas, to wyraźnie „przeklęte przez Boga Izraela” MĘSTWO? Otóż kierując się zasadą γνῶθι σεαυτόν czyli samopoznania, zauważyłem że wszelakim mym postępowaniem kieruje, mające wyraźnie ZOOLOGICZNY CHARAKTER POŻĄDANIE – począwszy od trwającego już od mych dziecięcych czasów pożądania jedzenia, spania i „biegania dla biegania”, aż do seksu oraz wspinania się po skałach (tych drugich czynności gdzieś od lat kilkunastu do połowy mych lat 70). Przy czym chyba każdy zauważył, że od wczesnego, świadomego naszego dzieciństwa cechuje nas POŻĄDANIE WIEDZY, które w mym wieku 80+ lat bynajmniej nie wygasło – co pokrywa się z uogólniającą opinią ArystotelesaWszyscy ludzie z natury pragną wiedzieć”. I to jest GRZESZNA POTRZEBA ludów wychowanych w duchu „helleńskim”, bardzo bliskim „indo-europeiskim” ruchom para-religijnym, by dać przykładBUDDYZMU (Kozák, 2014).

A jakąż to „dobrą nowinę” (gr. ευάγγελος, ewangelię) przyniósł wczesnym chrześcijanom, wyraźnie nienawidzący Arystotelesa samozwańczy apostoł św. Paweł i jego następca, św. Augustyn, autor „De doctrina christiana” z końca IV w.? „Wiedza nadyma a miłość(w domyśle PIENIĄDZA) buduje” (buduje w szczególności luksusowe rezydencje „bożych wybrańców”). No i chrześcijanie, wierni tej, przeszczepionej im z judaizmu zasadzie (nie)poznania, z czasem ochoczo zajęli się PRACĄ ZAROBKOWĄ by „zapanować nad ziemią” (patrz estetyczny wydźwięk encykliki JP2 „Laborem exercens” z r. 1981). I i to pomimo ostrzeżeń Arystotelesa, iż wszystkie płatne prace absorbują i degradują umysł”.

No i mamy to, co mamy, i to nie tylko w Polsce ale całym LIBERALNYM ŚWIECIE. Świecie będącym, wg mego „comrade in arms” Izraela Szamira „manifestacją judaizmu z usuniętym zeń pojęciem boga”. W części 2 mego TESTIMONIUM, z okazji osiągnięcia „platońsko-buddyjskiego” wieku lat 80, wskazywałem jak dotknięte „hebraizmem” zachodnie tuzy Nauk o Życiu (Chomsky, Changeux, Giertych, i im podobni) pracowicie starają się zamienić w ŚMIEĆ podstawowe osiągnięcia nauk matematycznych, geologicznych i biologicznych, a zwłaszcza osiągnięć pedagogiki oraz psychologii, których to nauk Arystoteles już 2,5 tysiąca lat temu stworzył do dziś niewzruszone podstawy.

3. Przeciwentropiczna HORMEZA to „boża iskra” zapalająca w nas Światła Rozumu o horyzontach szerszych niż ten „jahwistyczny” gniot umysłowy

W naszym „zwykłym” życiu coraz częściej spotykamy dorosłe osoby odrzucające wszelkie argumenty wskazujące, że to w PRZECIWENTROPICZNEJ reakcji na nieprzyjemne bodźce, powstają w nas odruchy skutecznie neutralizujące szkody wywoływane tymi „ubodzeniami” (patrz Część 2). To widać chociażby w coraz bardziej powszechnych lękach „antyszczepiennych”. w starożytności bowiem, a zapewne i w wiekach średnich,dość powszechnie uważano, żeto co się nie zabije to cię wzmocni”. A także i obecnie, takie jak ja „nadwykształciuchy” (patrz Ron Unz w Kalifornii), obserwując reakcje swych wcześniej zaszczepionych znajomych, którzy nie wykazali znaczniejszych odczynów poszczepiennych, bez większych „strachów” na zalecany przez WHO/OMS zestaw anty Covid19 szczepień się zgadzały.

Jednak ogólnie, z powodu tych „morderczych szczepień” dochodzi w pewnych środowiskach do najzwyklejszej histerii, intensywnie wzmacnianej przez „media społecznościowe”. Jeśli chodzi o te „strachy antyszczepienne”, to już z 10 lat temu, wykorzystując poglądowy schemat działania tak zwanej HORMEZY RADIACYJNEJ, opublikowany w „Wiedza i Życie” w 1997 roku przez mego starszego kolegę, Zbigniewa Jaworowskiego (emerytowanego szefa polskich radiologów), podzieliłem dorosłą ludność naszej Planety zgodnie z XIX-wiecznym podziałem Matthew Arnolda na dwie grupy. Mianowicie na jej część „hebraistyczną”, w znacznym stopniu demonstrującą charakterystyczny freudowskigenitalian mindset”, panicznie się lękającą jakichkolwiek napromieniowań i innych nie krytycznych uszkodzeń swych ciał, oraz część „hellenistyczną” (w domyśle ROZUMNĄ) nie lękającą się umiarkowanej ekspozycji na szkodliwe czynniki.

Dlaczego uduchowionych „lękaczy antyszczepiennych” zaliczyłem do „hebraistów”? Z powyższego podziału by wynikało, że np. w Izraelu takich „hebraistów” jest b. mało, bo większość ludności dość chętnie zaakceptowała po kilka dawek anty covid19 szczepionek. Natomiast w silnie „antyszczepiennej” Polsce winno ich być – i nadal jest – bardzo wielu, włączając mą własną progeniturę. Przyczyną tej aktualnej sytuacji jest fakt, że obecnie w Izraelu ponoć tylko 10 procent ludności wierzy – w z definicji HEBRAJSKIEGO – Boga, a w „solidarnościowej” Polsce weń wierzy (?) ponoć ponad 70 procent populacji.

Otóż ten „hebraizm” to jest rodzaj ogólnoświatowego ruchu (patrz książka Macieja Giertycha „Ewolucja, Dewolucja, Nauka” z r. 2016) ludzi przekonanych, że zostali STWORZENI przez ponadczasowy, niematerialny ale antropomorficzny byt zwany BOGIEM. No i wszelka, nie autoryzowana przez takiego „Boga” ingerencja w ich drogocenne jestestwa, jest utratą BOSKOŚCI ich osobowości. Stąd im większe nasilenie jakiegoś zewnętrznego szkodliwego czynnika (ukośna —– linia na grafiku Jaworowskiego) tym większych, trwałych uszkodzeń ich bogo-podobnych jestestw należy oczekiwać.

Z kolei, zakrzywiona w formie U w swej początkowej fazie, linia ciągła na grafiku mego starszego kolegi, symbolizuje PRZECIWENTROPICZNĄ „odpowiedź hormetyczną” na szkodliwe bodźce (napromieniowania, toksyny, szczepienia, etc). Pokrywa się ona z „helleńskim” – tj. dążącym do osiągnięcia precyzji poznawczej – opisem dobrze obserwowanych reakcji odpornościowych. Niestety, jak to celnie zauważa jeden z bliskich współpracowników Jaworowskiego, Ludwik Dobrzyński „Hormezato zjawisko powszechne i powszechnie nie znane” (2006). (W istocie, określenie ‘hormeza’ usłyszałem po raz pierwszy z ust Jaworowskiego dopiero kilkanaście lat temu.)

Otóż ta „powszechnie nieznana” HORMEZA (hormonalne pobudzenie organizmu, przez jakiś, odczuty jako szkodliwy, czynnik) jest podstawą – pozostającego całkowicie poza zasięgiem aparatu skojarzeniowego Chomsky’ego czy Changeux – zjawiska UCZENIA SIĘ przez nas lepszej kontroli otaczającego nas świata. Bowiem rozpoczynając na serio jakąś naukę (choćby obcego języka czy prowadzenia samochodu), przechodzimy przez okres ekspozycji organizmu na zazwyczaj niezbyt przyjemne BODŹCE – jak zauważył to już, zapewne sądząc po sobie samym, Arystoteles Korzenie edukacji są gorzkie, ale owoc jest słodki”.

4. Powtarzające się cyklicznie, WEGETACYJNE STRACHY ludności żyjącej „pod bogiem Izraela”

Oczywiście funkcjonariusze sławnego „Boga Izraela”, mając w sercu podstawową maksymę Największego z Apostołów „Wiedza nadyma a miłość (pieniądza) buduje” starają się, na wszelkie możliwe sposoby, budować ZAPORY przed GRZECHEM POZNANIA, szczególnie samych siebie (przypominam, poznanie siebie jest początkiem wszelkiej mądrości” wg Arystotelesa). Stąd zarówno w starożytności jak i w czasach najnowszych, kapłani hebrajskiego BOGA IGNORANCJI dokładali – i nadal dokładają – wysiłków, by straszyć naiwną ludność kolejnymi POTWORNOŚCIAMI. By przypomnieć o powszechnej w Izraelu, za czasów Jezusa z Nazaretu, histerii strachu przed Końcem Świata. (Jej śladem w NT jest nie tylko „psychodeliczna” Apokalipsa św. Jana, ale i szczegółowe zalecenia Jezusa, jak do tego Końca Dziejów się przygotować – Mat 2:15-29)

A w czasach które nastąpiły po wybuchach bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki, anglosaskie ośrodki kontroli mózgów ludności dość skutecznie rozpowszechniły irracjonalny strach przed wszelkiego rodzaju napromieniowaniami (Jaworowski, 2010). W roku 2007 nakręcono nawet propagandowy film „Deadly Dust – Depleted Uranium”, który w całości jest naukowym „fejkiem”, z głównym bohaterem dr S.H. Güntherem, którego nawet poznałem osobiście w 2006 roku (z okazji kongresu „Mut zur Ethik”) w jego okazałym domu w Szwajcarii.

(Na zdjęciach poniżej, ewidentne PLASTYKOWE lalki, jakie tenże dr Gunther sfotografował w szpitalu w Basrze, znajdującej się w części Iraku pod brytyjską kontrolą, po „Wojnie w Zatoce” w 2001 roku: widoczne na tych zdjęciach zniekształcenia „niemowląt”, w ogóle nie występują w wypadku nawet silnych poparzeń popromiennych – Jaworowski, inf. własna)

Ponieważ do STRASZENIA Zubożonym Uranem, prawie W OGÓLE nie emitującym bardzo krótkozasięgowego promieniowania alfa, NIEWIDOCZNE „służby Imperium” wynajęły całą ekipę filmową wraz z kilkunastoma grającymi w tym filmie aktorami, to należy podejrzewać istnienie podobnej „operacji psychologicznej” (psyops) także w wypadku rozpowszechnienia „histerii antyszczepiennej”, szczególnie popularnej na Wschodzie Europy.

Bo to przecież choćby w trudnych do systematycznego ich zafałszowania statystykach WHO zebranych w Europie wyraźnie widać, że największa statystyczna liczba zgonów spowodowanych Covid19 wystąpiła akurat w państwie, w którym „opór antyszczepienny” był największy (Bułgaria przy ok. 30% zaszczepionych, aż 5,6 tys/mln zgonów! Warto tę liczbę porównać z danymi z Izraela, gdzie ponad 80% ludności zostało wielokrotnie zaszczepionych i odnotowano tylko 1,4 tys/mln zgonów – przy czym należy pamięt, że prawdopodobieństwo „kowidowego” zgonu silnie wzrasta w starszym wieku, w Bułgarii life expectancy wynosi tylko lat 75, podczas gdy w Izraelu aż 83!)

Dlaczego jednak – i to już od początku lat 2000 – „jak na komendę” zaczęły się mnożyć społeczne „ruchy” kwestionujące zasadność szczepień w ogóle? A zatem i negujące istnienie, łatwego do zaobserwowania na sobie samym, zjawiska PRZECIWENTROPII, odróżniającej zachowanie się istot żywych od bezwładu Maszyn, wśród których coraz częściej przebywamy? Tak jakby największymi „specjalistami” od szkodliwości nie radioaktywnego uranu czy zwykłych szczepień stały się osobniki, którprzekonanie o nie istnieniu reakcji obronnych ich własnych organizmów, wyrobiły u siebie wsłuchując się w odgłosy ich „wewnętrznego bogaumiejscowionego po prostu w rectum

Oto wykonany przed blisko 10 laty, zestaw fizjognomii prawie „zawodowych” polskich antyszczepienników; przez „przypadek” cała ta czwórca była w tym fachu (do)kształcona za Oceanem…

Tutaj, jako propagator Jeana Piageta „schodkowego” schematu rozwoju umysłowego dorastającej młodzieży, zobowiązany jestem powtórzyć jego podstawową tezę, że bez ekspozycji młodego człowieka na szereg bodźców, mogących mu się wydawać nieprzyjemnymi, osiągnięcie przez niego normalnej dla homo sapiens DOJRZAŁOŚCI UMYSŁOWEJ jest po prostu NIEMOŻLIWE. Stąd i wydźwięk pedagogiczny, wydawanej przez „Znak” literatury w rodzaju „Selekcji” Mikołaja Marcela, to nic innego jak wysiłek „hebraistów”, mających ambicje DEBILIZOWAĆ populację w imię ich idola, przez Karola Marksa z Pieniądzem, Bogiem Handlu celnie utożsamionego (1844).

Do czego zatem musi doprowadzić, odnotowana przez Ludwika Dobrzyńskiego powszechna nieznajomość HORMEZY, na której to, powszechnej IGNORANCJI, zawzięcie robią BIZNES “antyszczepiennicy” wszystkich odmian?

5. Technika + Pieniądz + Dupa (Komfort miłująca) to idole ZAMERYKANIZOWANEGO NOWOTWORU CZŁOWIECZEŃSTWA

Otóż słowo HORMEZA – pobudzenie hormonalne organizmu do zwalczania obcego czynnika, który wdarł się w nasz organizm – to nic innego jak manifestacja Schroedingerowskiej „neg-entropii” (What is Life?, 1944) będącej przejawem Instynktu Życia odróżniającego przedmioty ożywione od nieożywionych. Te pierwsze potrafią zachowywać – i wzbogacać jako bio-reakcję na nieprzyjemne „wstrząsy hormetyczne” – zawartą w nich INFORMACJĘ.

Co jednak zaczyna się dziać z nami w sytuacji lawinowo obecnie wzrastającego KOMFORTU ŻYCIA, zaniku potrzeby wykonywania tysięcy czynności, do których byliśmy przyzwyczajani w młodości, zwłaszcza mieszkając w krajach tak zwanych „zacofanych”?

Tę sprawę zacząłem bardzo szybko dostrzegać już na mych graduate studies (geofizyki) w Kalifornii przed ponad 50 laty. To był dla mnie prawdziwy „wstrząs hormetyczny” i nie była to tylko moja, jednostkowa reakcja. Jak zauważył wtedy mój francuski kolega ze studiów computer sciences, AMERYKANIE STWORZYLI NOWĄ RASĘ LUDZI – i niestety rasę o niezbyt przyjemnych dla otoczenia cechach.

(Osnową wzmiankowanej powyżej mej Meta Ph.D. Thesis była banalna uwaga, że dla „prawdziwych Amerykanów” BOGIEM JEST MARTWY PIENIĄDZ i stąd ich niczym nie pohamowany pęd do transformacji PRZYRODY w wyasfaltowany i zabetonowany MARTWY świat, zapchany niezliczonymi, sztucznymi protezami, pozwalającymi im nad tą „dziką” Przyrodą zapanować.)

Bardzo ładnie tę amerykańską MEGA PATOLOGIĘ podsumował niedawno Tu Zhuxi ( Ren Yi ) absolwent Harwardu, którego internetowe posty obserwuje – i to nie tylko w Chinach – 1.6 miliona użytkowników:

(…) Amerykanizm to jest Kultura (powszechnego egoizmu), która uważa indywidualizm za cnotę nadrzędną, nawet kosztem interesów społecznych lub grupowych; (cechuje ją) Kult Biblii”i anty-intelektualizm(…) Rząd i media, które mają w zwyczaju intensyfikowanie, a nie łagodzenie napięć społecznych; (jest to) system wartości, w którym nie szanuje się starszych i nie otacza się ich specjalną ochroną; (itd.).

Tak to, w zaledwie kilku zdaniach otrzymaliśmy z Chin diagnozę tego „amerykanizmu”, który dla mnie już od ponad 50 lat jest życiową ZMORĄ. (Pamiętam, że sobie przez całe dziesięciolecia powtarzałem „lepiej się nie urodzić, niż musieć żyć w USA”, co przy moim “po góralsku upartym” charakterze jest zrozumiałe.)

Jeśli chodzi o ten sławny, amerykański ANTYINTELEKTUALIZM, to sprawa jest prosta. Już 2,5 tysięcy lat temu dość powszechnie w Grecji dostrzegano, iż wszystkie płatne prace absorbują i degradują umysł – stąd niejako automatycznie należy oczekiwać, obniżenie się jakości powszechnego rozumowania, w krajach pod władzą Pieniądza. Na co nakłada się w Ameryce BIBLIJNY KULT Boga Zazdrosnego, co dodatkowo zmniejsza zasięg pola widzenia osób zamieszkujących kraje „pod Bogiem”: w końcu niby-naukowe5 SOLAS neodarwinowskiej Teorii Ewolucji” zostało w całości wydedukowane z boskich praw egzystencjiprzesycających zarówno ST jak i NT, łącznie z „przypadkowością” genetycznych mutacji – patrz rytuał urim-tumim.

A ponieważ nie ćwiczony w okresienormalnego” życia, neuronalny aparat skojarzeniowy ludzkich mózgów marnieje (jest to bezbożne PRAWO BIOLOGII, sformułowaneFilozofii zoologicznej” Lamarcka spisanej w r. 1809), to dotknięte „Kultem Biblii i anty-intelektualizmem” zamerykanizowane masy społeczne i ich elity z konieczności wykazują cechy MICROPSYCHOI, dosłownie „duchowego ubóstwa”, nieopatrznie błogosławionego przez Jezusa z Nazaretu w jego sławnym „Kazaniu na Górze”. (Mt 5:1-12, ponoć ta Mateuszowa, „słodka” dla micropsychoi wersja „kazania na Górzebyłprzeznaczona dla „miłującego Nie-Wiedzę” żydostwa).

Tak to dochodzimy do konstatacji, że cała, obrosła niezwykle wytwornymi kościelnymi instytucjami, Żydo-Chrześcijańska kultura ma charakter MAŁODUSZNY, micropsychos, będąc prawie dokładną odwrotnością helleńskiego, wychwalanego przez Arystotelesa kultu WIELKODUSZNEGO megalopsychos:

Tłumacząc na polski, micropsychia cechuje osoby charakteryzujące się „pokorą, fałszywą pokorą, małodusznością, bezmyślnością, podłością oraz tchórzliwością”. Jest to skądinąd dość precyzyjny opis obłudnego zachowania sięgłównego autora NT, św. Pawła: Przyszedłem do was ogarnięty słabością, z lękiem i wielkim drżeniem1Kor 2 .

I co w tej aktualnej, geopolitycznej sytuacji, praktycznie totalnej dominacji na Zachodzie elit micropsychoi, bardzo nieliczne obecnie jednostki, mający ambicje zachowywać się jak arystotelesowscy MEGALOPSYCHOI, winne robić?

Otóż Megalopsychoi to są osoby cechujące sięwielkodusznością, dostojeństwem, poczuciemswej wartości, dumą, wspaniałomyślnością oraz z wysoka na światspojrzeniem”. Warto zatem przypomnieć, że wg Arystotelesa osiągnięcie stanu megalopsychos, wymaga wieloletnich ćwiczeń, w tym kierunku zmierzających:Doskonałość to sztuka wygrana przez trening i przyzwyczajenie. Nie działamy właściwie, ponieważ mamy cnotę lub doskonałość, ale raczej mamy te, ponieważ działaliśmy słusznie. Jesteśmy tym, co robimy wielokrotnie. Doskonałość nie jest więc aktem, ale nawykiem”.

ż zatem ja, popychany do tego przez ćwiczone przez dziesięciolecia nawykzobowiązany jestem robić, „dociągnąwszy” jakoś do tej platońsko-buddyjskiej 80-tki?

Ponieważ szczególnie Polska, od czasów wizyt w niej papieża Jana Pawła II (bliskiego znajomego mej rodziny), stała się krajem ludzi bardzo pobożnych, to w zakończeniu niniejszego Testimonium mych lat 42-22, XX i XXI wieku, pozwolę sobie przypomnieć, że w traktowanej jako „gnostycka” (dosł. „o charakterze poznawczym”) Ewangelii Tomasza, zakazanej do rozpowszechniania po Soborze w Nicei w 325 roku, znajdują się dwie – a właściwie trzy – nauki Jezusa, wyraźnie przekraczające ograniczenia poznawcze pozostałych czterech ewangelii:

Nauka 1 – Jest to zakończenie logionu 3 Jezusa, wyraźnie skopiowane z tympanonu świątyni Apollona w Delfach: Skoro poznacie samych siebie, wtedy będziecie poznani i będziecie wiedzieć, że jesteście synami Ojca żywego. Jeśli zaś nie poznacie siebie, wtedy istniejecie w nędzy i sami jesteście nędzą”.

Nauka 2 –Pochodzi z zakończenia dość długiego logionu nr 64 tej Piątej Ewangelii: „Biznesmeni i handlarze nie wejdą do miejsca mego Ojca”. Ta opinia przypisana Jezusowi wskazuje, że demokracje kupieckie”, zwłaszcza te w stylu „amerykańskim”, nie powinny być wzorem dla innych narodów.

Nauka 3 – Jest to nauka bardzo istotna, ukryta w rzeczonym zakończeniu logionnr 64. Tak jak karygodne handlowanie (d. „frymarczenie”wartościami ogólnospołecznymi, tak i „religie kupieckie”, oparte na „handlu z bogiem”, określanym eufemizmem PRZYMIERZY,  też winny ulec marginalizacji. Zwłaszcza że Jezus w ET nic nie mówi o swym zamiarze stania się bezmyślnymbarankiem bożym, który ODKUPUJE grzechy świata (kryminału)”.

I tyle. Poniżej obrazkowa historia stopniowego wykształcania się, początkowo w judaizmie, a następnie i w chrześcijaństwie, komercyjnych idoli wzorowanych na OSOBOWOŚCI Boga Izraela:

Jak publicznie podkreślił to, już 32 lata temu, ówczesny wieloletni kierownik prac nad odczytem rękopisów znalezionych w Qumran nad Morzem Martwym, John Strugnell:

JUDAIZM – oraz wyrosła na jego żyznym korzeniu, wszczepiona PRZECIW NATURZE „dziczka” teologii KRZYŻA – to są POTWORNE RELIGIE, które nie powinny istnieć!

(Strugnell w Haaertz, św. Paweł w Rzym 11:24)


Posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

PAN w Z-nem 63 B: „Helleniści” i „hebraiści” Matthew Arnolda (1869) revisited – Część Druga

czyli

O B(r)żydocie Globalizującej Świat Cywilizacji

pod BOGIEM OBŁUDY

Żydo-Anglo-Banderowskiej Mafiokracji

Część Pierwszą
obecnego Tryptyku, zakończyłem takim zdaniem:
O dzisiejszych naukowych Czcicielach Boga (Bogini?) HIPOKRYZJI, którzy „przejęli Klucze Poznania Świątyni Nauk o Życiu, sami do niej nie weszli i innym wejść nie dają” (Łk 11: 52), powiemy więcej w kolejnych częściach tego krótkiego eseju, spisanego z okazji osiągnięcia przeze mnie wieku lat 80, czyli wieku żegnania się ze światem Platona oraz Buddy.

Część druga:

DZIURA W MÓZGACH „zhebraizowanych” mas oraz uczonych, negujących istnienie genetycznego „zapamiętywania” odruchów warunkowychi przewidywalne skutki tego DEWOLUCYJNEGO zjawiska

3500 słów

1. Przykłady ze starożytności:

Biblia, traktowana z powagą przez „hebraistów” wszelkich odmian, zaczyna się od opisu „raju”, w którym ludzie byli nieśmiertelni, żyjąc wygodnie zazwyczaj parami, dokładnie tak jak te duże ssaki pozamykane we współczesnych Ogrodach Zoologicznych. Oczywiście dla osób poznawczo jako-tako wyedukowanych, jest to MIT nie mający żadnego związku z rzeczywistością, także tą przed-antyczną. Równie pozbawiona jest jakichkolwiek prehistorycznych potwierdzeń, biblijna historia pojawienia się ludzkiego dziedzicznego Grzechu Pierworodnego Poznania. Ta antyczna „głupawka” posłużyła praktycznemu Założycielowi Chrześcijaństwa znanemu jako św. Paweł, do konstrukcji kolejnego, bezustannie celebrowanego przez „kościelnych”, OB(R)ŻYDLIWEGO mitu o „chrześcijan pośmiertnym zbawieniu”. Oczywiście wzorowanym na rozlewających krew całopalonych ofiar, „odkupicielskich” praktykach Jerozolimskiej Świątyni.

W tej sytuacji jako filozof „helleński” zobowiązany jestem do przypomnienia, że w przeciwieństwie do klechów, niejaki Sokrates nauczał, iż ludzie z ich natury są DOBRZY, a złymi się stają gdy kultywują, w wieku dojrzałym IGNORANCJĘ charakteryzującą małe dzieci, nie znające jeszcze szerzej życia. Stąd i cała ta SŁAWETNA TEOLOGIA KOŚCIOŁA, namolnie wtykana dorosłym wiernym przez kler od ponad 2 tysięcy lat, jest dla „hellenistów” przykładem ZŁA, które toczy od wewnątrz narody, które dały się na nią nabrać.

Oczywiście w 4 wieki po Chrystusie była próba, w Kościele Powszechnym odrzucenia OBŁUDNEJ historii Grzechu Pierworodnego. Pochodzący z Brytanii ascetyczny mnich Pelagiusz – w zgodzie, skądinąd, z Arystotelesa poglądami na ten temat – nauczał że ludzie samodzielnie, doskonaląc swe poglądy w rozmowach z przyjaciółmi i ich nauczycielami, potrafią się etycznie doskonalić. Pelagiusz odrzucał biblijny mit o ludzi „genetycznym”, przez Grzech Pierworodny, upośledzeniu. Ta ówczesna próba „hellenizacji” Kościoła jednak się załamała, wraz ze skazaniem na wygnanie patriarchy Konstantynopola Nestoriusza.

Uwaga! Wskazywana przez Pelagiusza, zdolność ludzi do się samodoskonalenia, ABSOLUTNIE nie może zostać przez zhebraizowany Kościół zaakceptowana. Gdyby ludziom dano HELLEŃSKĄ WOLNOŚĆ rozpoczynania poznania świata od „poznania samych siebie, by poznać Wszechświat i Bogów”, to szybko by oni zaczynali kojarzyć, że pozaświatowy ich Stworzyciel, to jest byt nie istniejący, CHIMERA, stworzona przez chytrych Klechów, mających ambicję, przy pomocy tej OBR(ŻY)DLIWEJ PROTEZY, zapanować nad ludzkim światem. Patrz historia polskiego żołnierza i filozofa Kazimierza Łyszczyńskiego, którego polski Episkopat w roku 1689 skazał na publiczne ścięcie i spalenie jego zwłok na Rynku w Warszawie. A to za napisanie, w sekrecie, książki „De genesis dei”. Bo przecież nie może tak być, że jakaś posiadająca zdolność mówienia (i pisania) zoon-żywina zacznie ”chełpić się przed Bogiem” swą INTELIGENCJĄ (czyli zdolnością kojarzenia faktów, od łac. inter-ligare). Bowiem dorastając, szybko dojdzie ona do wniosku, że ten BÓG jest CHIMERĄ.

Wertując strony obu Testamentów da się zauważyć, że w nich NIE MA ANI SŁOWA o dobrze zaobserwowanej przez filozofów nie tylko greckich ale i dalekowschodnich (Budda, Konfucjusz), konieczności dokładania OSOBISTYCH WYSIŁKÓW, by osiągnąć stan DOSKONAŁOŚCI POZNAWCZEJ, w tym i tej ETYCZNEJ. Platoński bogo-człowiek EROS, który „goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy” został z Obu Testamentów – a następnie z prac reklamowanych jako „naukowe” w Cywilizacji Anglosaskiej, jak najściślej relegowany. Rezultat tej systematycznej „mentalnej obrzezki” doskonale widać w zachodnich Naukach o Życiu (ang. Life Sciences), zwłaszcza po upadku „bezbożnego komunizmu”. (Patrz mój esej o „dziurze w mózgu narodu wybranego”, krakowskie „Zielone Brygady”, 1994, nr 8)

2. Cztery przykłady Niewiarygodnej GŁUPOTY – czy zwykłej OBŁUDY? „zhebraizownych” elit nauki przełomu XX/ XXI wieku

2.1. „Kompetencje językowe nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.

Akurat jeden z nieznanych mi „twarzą w twarz”, internetowych współpracowników w moim wieku, z zawodu złotnik „Oświat” zauważył, iż to tylko bogaci i super bogaci są siła napędową, oni popychają świat do przodu, oni tworzą nowe technologie, nowe systemy zarządzania i sterowania (masami)”. Pozwolę sobie zatem dać interesujący przykład, jak to „popycha świat do przodu” światowej sławy amerykański lingwista, emerytowany profesor MIT (Massachussets Inst. of Technology) Noam Chomsky. Cytuję jego opinię na temat mechanizmu uczenia się, w szczególności języków, opublikowaną w wydanej przez PAN w Warszawie w 1995 roku książce „Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej”. W tej „rewolucyjnej” pracy uparcie on broni takiego oto podejścia do problemu rozwoju umysłowego młodego człowieka:

» Młody osobnik (odpowiednio odżywiany i pobudzany przez docierające doń bodźce zewnętrzne) rośnie dokładnie w taki sam sposób jak kryształ soli w roztworze nasyconym, do którego to roztworu wrzucamy, w odpowiednich miejscach oraz momentach, “bodźce zewnętrzne” w postaci zarodzi kondensacji (…) Młody człowiek zatem nie wykonuje samodzielnie czynności poznawczych. Na odwrót, to jego środowisko uruchamia wewnątrz niego – poprzez rozmaite ‘bodźce’ i ograniczenia, przez Chomsky’ego zwane ‘parametrami’ – przekrętła (switches? knobs? – M.G.), które uruchamiają cały system (by użyć przetłumaczonych na polski słów Chomsky’ego na s. 74 [66]).

» W opinii zatem Chomsky’ego dziecko ucząc się – tzn. według niego, biernie ‘nabywając’ – elementy mowy, nic samodzielnie nie tworzy, wszystko czego się ono na pozór uczy jest li tylko ‘ujawnianiem’ zakodowanych w jego strukturach genetycznych informacji, istniejących w nim od samego jego poczęcia (a nawet i wcześniej…)

» Trudno przewidywać, czy odkryjemy interesujące własności wspólne dla wszystkich LT(O,D) tj. Teorię Uczenia Się (Learning Theory) dla dowolnych gatunków (O) i Dziedzin (D). Byłoby to jednoznaczne z poszukiwaniem czegoś takiego jak “ogólna teoria uczenia”.

» Najwyraźnej, pilnie nie przypominając sobie w jaki sposób sam się uczył w dzieciństwie angielskiego, Chomski nie dostrzegł – co doskonale obserwujemy u siebie samych gdy w wieku dorosłym uczymy się jakiegoś języka – że to UCZENIE SIĘ polega na ĆWICZENIU odruchu przyswajania sobie i powtarzania – z ich z czasem zrozumieniem – zasłyszanych słów. Przeciw tej BANALNEJ, szeroko praktykowanej metodzie uczenia się języków Chomsky się buntuje, propagując iście REWOLUCYJNĄ metodę (…) Na str. 96 jego „Spojrzenia w przyszłość” z II tomu „Próby rewolucji”, pisze on bowiem:

» Wydaje się, że mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening. ( Akapity zaznaczone „»” to fragmenty rozdziału 8 mej pracy doktorskiej nt. „Antyzoologicznej” filozofii N. Chomsky’ego, sprzed 20 laty)

W tym miejscu pozwolę sobie cierpko zauważyć, że ten NAJSŁAWNIEJSZY w świecie lingwista, który się chwalił jak to w młodości na pamięć „wkuwał” całe wersety Starego Testamentu, w wieku dorosłym w trakcie swej pracy zawodowej starał się realizować wskazane przez Apostoła Pawła „wytyczne” Boga Obłudy Izraela: „Mamy UNICESTWIAĆ TO CO JEST, propagując TO CO NIE JEST”. Czystym bowiem zmyśleniem jest głoszona przezeń „UNIWERSALNA Gramatyka Generatywna”: ten super sztywny rodzaj gramatyki (wzorowanej na tej języka angielskiego) przecież NIE ISTNIEJE w językach słowiańskich, w których składnia jest wolna!

2.2. Uczenie się polega na ELIMINACJI neuronów”.

Innym przykładem zachowania się Uczonego wyspecjalizowanego w głoszeniu TEGO CO NIE JEST, BY TO CO JEST UNICESTWIĆ, jest sławna nie tylko we Francji postać „zkomputeryzowanego mikroneurologa”, przez pewien czas dyrektora Instytutu Pasteura w Paryżu, Jean-Pierre Changeux. Przed czterdziestu laty przeprowadziłem z nim nawet dość ciekawą ‘rozmowę kwalifikacyjną’ wiosną 1981 roku, gdy starałem się o stypendium w kierowanej przezeń instytucji (Patrz Apendiksy).

Otóż ten, starający się wpisać w „pożądane społecznie”, neodarwinowskie zrozumienie biologii, absolwent Ecole Normale w Paryżu, w kopiatej książce „L’homme neuronal”, opublikowanej po raz pierwszy w 1983 roku, sformułował niewątpliwie frapujące spostrzeżenie: „Apprendre c’est éliminer” - UCZENIE SIĘ POLEGA NA ELIMINACJI nadmiaru neuronów w głowach uczących się czegoś młodych osób!

Skąd taki zaskakujący wniosek? Otóż bezpośrednio po ich się urodzeniu, w mózgach dzieci znajdują się już dziesiątki miliardów luźno połączonych ze sobą młodych, niedojrzałych neuronów, z których około 30 procent w okresie naszego, blisko 20-letniego dojrzewania, po prostu zamiera. Rzeczone wymieranie, zwłaszcza w okresie wczesnego dzieciństwa, tak dużego procentu neuronów, następuje z banalnego, pominiętego w książce Changeux powodu. Mianowicie tak jak nie używane mięśnie z czasem marnieją i ulegają zanikowi, tak i unerwiające te mięśnie neurony też zanikają. A przecież w czasach „przedludzkich”, gdy nasi przodkowie prowadzili nadrzewny tryb życia łapiąc się gałęzi nie tylko rękami, ale i palcami nóg a nawet i ogonem, musieli dysponować bardzo rozbudowanym systemem nerwowym, organizującym ruchy ich zwinnych ciał. Pozostałością tej prehistorii, u współcześnie rodzących się dzieci, jest ta wielka liczba w ich głowach niedojrzałych neuronów, które z czasem znikają. Poniżej zdjęcie około 7 miesięcznego „wcześniaka”, który jeszcze nie chce otwierać oczu, ale już demonstruje odruchowy, bardzo silny „małpi chwyt”, który przed setkami tysięcy lat był mu konieczny. Po to by bezpośrednio po porodzie utrzymać się na plecach skaczącej po drzewach matki. U dzieci rodzących się w 9 miesiącu ciąży ten „małpi chwyt” – i struktura neuronalna go wymuszająca – jest już bardzo słaba. Czyli marnienie „nie planowanych do użycia” neuronów, u ludzkich dzieci zaczyna się już na kilka tygodni przed ich normalnym porodem.

Zgodnie z teorią Changeux, w tym okresie przebywające jeszcze w łonach ich matek dzieci NIC NIE ROBIĄC „uczą się” nie chwytać silnie swymi maleńkimi rączkami.

Doskonałego zaś, numerycznego przykładu jak silnie się wzmacnia w dzieciństwie, unerwienie małego palca lewej ręki, którym kilkuletnie dziecko naciska struny gdy uczy się ono w tym wczesnym wieku grać na skrzypcach, dostarczyła praca opublikowana w „La Recherche” w 1996 roku. Otóż gdy naukę grania na instrumencie strunowym, rozpoczyna się w wieku lat 5–13, to liczba w mózgu neuronów, reagujących na podrażnienie małego palca lewej ręki u dorosłych muzyków wyszkolonych w tym młodym wieku, w porównaniu z reakcjami dorosłych osób, które na takich instrumentach nie grają (sujet témoin) jest co najmniej 2,5 raza większa. Zaś w sytuacji, gdy ktoś zaczyna się uczyć grać na instrumencie strunowym później niż lat 13, to jako dorosły muzyk nie ma on już tak silnej reprezentacji w mózgu „czułości” swego małego palca lewej ręki, jak muzycy którzy zaczynali uczyć się grać kilka lat wcześniej. A to z przyczyny że w wieku lat 15 w jego głowie pozostało już niewiele „chętnych do podjęcia byle jakiej pracy” neuronów.

(Na diagramie poniżej, na linii poziomej, wiek rozpoczęcia nauki gry na instrumencie strunowym; na linii pionowej siła w mózgu dipola elektrycznego, wywołanego podrażnieniem małego palca):

Wskazane powyżej obrazki całkowicie demolują BOJOWĄ tezę Changeux, iż „uczymy się przez eliminację neuronów”. Poprzez wybiórczą eliminację neuronów – wskutek ich długotrwałego nie wykorzystywania, zwłaszcza w „kresach krytycznych” młodości – tracimy z wiekiem możliwość osiągania precyzji naszych dojrzałych odruchów, zarówno tych mięśniowych jak i tych myślowych, też przecież polegających na ruchach mózgowych „fluidów” elektrycznych względnie białkowych neurotransmiterów. Najlepszym przykładem tutaj jest powszechny wśród ludności Stanów Zjednoczonych zanik zdolności do kaligraficznego pisania, obserwowalny tam już za moich czasów 50 lat temu: w USA zarzucono wtedy uczenie dzieci eleganckiego, ręcznego pisania, prawie od razu zaczynano je uczyć pisania na maszynie.

Łatwo mierzalne zmniejszenia się rozmiarów mózgoczaszek, w których mieszczą się te miliardy połączonych ze sobą neuronów, obserwuje się u praktycznie wszystkich, udomowionych od dłuższego czasu zwierząt – w tym i u człowieka nowoczesnego. Wystarczy tutaj wskazać na statystycznie średnie rozmiary zachowanych czaszek Neandertali i bliższych nam genetycznie oraz czasowo ludzi z groty Cromagnon: podgatunek ten charakteryzował się wysokim wzrostem ok. 180 cm i pojemnością mózgoczaszki dochodzącą do 1600 cm³ (Obecnie jest to ok. 1200-1300 cm³). Szeroka twarz z wystającym nosem nie wykazuje cech odróżniających od współczesnej białej odmiany człowiekaWikipedia.

2.3. DEWOLUCJA wyobrażeń o świecie wykształconego na Oksfordzie leśnika Macieja Giertycha, sygnalizowana w jego książce:

W roku 2017 otrzymałem od tego specjalisty w zakresie fizjologii roślin powyższą, bardzo bogato ilustrowaną książkę, z wypunktowanym w jej tytule słowem DEWOLUCJA. Giertych w niej opisuje, charakteryzujące szczególnie nasze czasy, zjawiska wyginięć gatunków co większych zwierząt, szczególnie tych drapieżnych. Ten wychowany w znacznym stopniu w kulturze anglosaskiej uczony, deklaruje się być KREACJONISTĄ, któremu to, „biblijnemu” kierunkowi dociekań ewolucyjnych poświęca blisko 50 stron powyższej pracy, opublikowanej z okazji jego 80 urodzin.

Z książki się dowiadujemy przy okazji, iż popiera on coraz bardziej popularną w USA hipotezę „Młodej Ziemi”, której wiek nie przekracza 10 tysięcy lat. A zatem nasz leciwy profesor ma po prostu w d… wszystkie dotychczasowe osiągnięcia nauk geologicznych, którymi ja się (naśladując w tym mego ojca, profesora geochemii) entuzjazmowałem w młodości, także na UC Berkeley. (Wtedy to, pod koniec lat 1960 była na moim Wydziale Geologii moda na najnowsze potwierdzenie hipotezy Continetal Drift, trwającego od co najmniej 600 milionów lat, udokumentowanego wtedy dodatkowo przez systematyczne zmiany kierunku namagnesowania skał wylewnych pobranych z dna Atlantyku w pobliżu Grzbietu Środkowoatlantyckiego.)

Choć o tym w jego książce nie ma wzmianki, ten starszy ode mnie o całych lat 6 wychowany na Oxfordzie profesor jest zapewne także „płaskoziemcem”, bo w Biblii nie ma przecież ani słowa o tym, że Bóg stworzył Ziemię w kształcie kuli. (Ja, jak pamiętam, już w klasie 7 szkoły podstawowej, z broszury z zadaniami z geometrii się dowiedziałem, że Grecy na 3 wieki przed nasza erą, mierząc na określonym odcinku nad Nilem, nachylenie w południe promieni słonecznych wyliczyli, korzystając z Twierdzenia Talesa, bardzo dokładnie promień Ziemi, niewiele odbiegający od współczesnych jego pomiarów!)

Zatem zjawisko DEWOLUCJI, któremu Giertych-ekolog poświęca wiele słów, obejmuje także – i to w okresie czasowym liczonym nie w tysiącach lat ale zaledwie w ich dziesiątkach – także dewolucję (czyli ewolucję „negatywną” w kierunku zaniku) zrozumienia w jaki sposób powstają specyficznie „anglo-hebrajskie” dziwactwa typu „płaskoziemstwa”, „młodej Ziemi”, czy „bezwysiłkowego nabywania językowych kompetencji” – i to nie tylko wśród sławnych w świecie specjalistów w zakresie Nauk o Życiu.

3. Lokalne przykłady – z Polski (A) oraz Ukrainy (B) – wieloletnich wysiłkówjudeochrzecijańskichAGENTUR, pracujących nad KRYMINALNYM ZIDIOCENIEM ludności w tych państwach pod „opieką” Deep State USA

3A. Przykład z Polski


U jednej z mych „narodowo zorientowanych” znajomych, miałem okazję przeglądać wydaną przez „Znak” książkę o powyżej wyszczególnionym, dobrze zrozumiałym tytule oraz podtytule. Ponieważ „Znak” jako organizacja, jest elementem obecnej ogólnoświatowej judeochrześcijańskiej (RE)KONKWISTY, więc już od kilku lat staram się rozpowszechniać graficzny znak, symbolizujący – bez żadnej w tym przesady – globalistyczne ambicje tego ekumenicznie nastawionego umysłowego (bez)ruchu:

Jeśli zaś chodzi o wskazaną, u podstawy powyższego ZNAKU BR(Ż)YDOTĘ i GŁUPOTĘ literackiego się zachowania, autora powyższej książki, Mikołaja Marcela, to tkwią one już w relacji jej tytułu do historii dość krótkiego wciąż jeszcze, życia jej autora. Zasadniczą ideę „Selekcji”, jej „znakowy” wydawca w ten sposób zachwala:

„(Odziedziczona po wieku XIX, silnie zhierarchizowana szkoła) w dużym stopniu sprawia, że ludzie są nieszczęśliwi. To ona prowadzi społeczną selekcję, już kilkulatków dzieląc na lepszych i słabszych. To ona czyni świat coraz gorszym miejscem do życia i to również przez nią najczęściej zapominamy, kim jesteśmy, przestajemy być sobą.”

Ten opis szkoły powszechnej, którą z pewnością ukończyli zarówno autor omawianej książki jaki jej Wydawca, zupełnie nie pasuje do ich własnej historii życia, z pewnością Udanego, jako że w nim doznali zaszczytu zrobienia doktoratu na Uniwersytecie Śląskim, względnie zostania Wydawcą prestiżowego wydawnictwa. Obaj zatem jakoś przepchali się przez sita selekcji, zainstalowane u wejść do liceów, a następnie uniwersytetów. I jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że Marcela „przestał być sobą”, gdy dzięki swemu doktoracie na UŚ, zaczął publikować bajki na ulubiony przezeń temat ‘fantasy, science fiction, biznes, finanse’, etc. A to, że są to BAJKI NIEPIĘKNE, których młodym ludziom polecałbym nie czytać, już same ich tytuły sugerują, jak choćby ten „Selekcje”.

Porównując osobiste historie szkolnej edukacji Marceli oraz jego Wydawcy, z FIKCJĄ błogosławionej przez nich deskolaryzacji, nie trudno dostrzec iż obaj są HIPOKRYTAMI. Która to cecha „hebraistów” wyraźnie odróżnia ich od „hellenistów” obecnie intensywnie tępionych w całym Imperium Americanum. Jak zauważyłem, przeglądając rzeczoną książkę u mojej znajomej, Marcela opierając się w znacznym stopniu na pracach Ivana Illych’a, propaguje taką organizację szkoły powszechnej, w której uczyła by się wspólnie tych samych przedmiotów, młodzież od 8 do 20 roku życia. (Anarchizującego Ivana Illych’a słuchałem osobiście, jak przemawiał w auli WHO/OMS w Genewie w latach 1970, miał wtedy sporo racji, mówiąc o „przegięciach” światowej służby medycznej; sam Illych niewiele miał doświadczeń z normalną szkołą, jako że już w wieku lat 15 został usunięty z liceum jako osobnik pochodzenia żydowskiego; zapewne jego niechęć do „rujnującej życie” skolaryzacji nie ukształtowała, wymagająca dość znacznych wysiłków poznawczych nauka licealna, której w praktyce nie zaznał, ale lata jego młodego życia spędzone przezeń w seminariach duchownych oraz na studiach teologicznych, a następnie gdy zarabiał jako ksiądz na życie.)

Cokolwiek by powiedzieć, wspólny program edukacji, dla młodzieży pomiędzy 8 a 20 rokiem życia, to ZBRODNIA PRZECIW LUDZKOŚCI. W tym okresie młodzi ludzie przechodzą kolejne stadia swego rozwoju, także umysłowego, dość szczegółowo opisanego przez biologa oraz psychologa Jeana Piageta. W wieku lat 8 nie zaczyna się przecież uczyć dzieci obcych języków, bardziej szczegółowe zapoznawanie się z matematyką i fizyką przesunięte jest do wyższych klas liceów i tak dalej.

Projekt „ujednoliconego nauczania” między 8 a 20 rokiem życia, wyraźnie nacelowany jest na wymuszenie u ludności „zapomnienia” podstaw matematyki (brak zrozumienia istoty procentu składanego!), oduczania „wrogich” (np. rosyjskiego) języków obcych, zamazania geografii sugerującej, że Ziemia jest kulą, oraz wykładania biologii ograniczonej do oglądania kolorowych obrazków, bez słowa o tym, w jaki sposób te bogate, często już wymarłe, formy życia powstały (w ciągu zaledwie 10 tysięcy lat, wg 86-letniego obecnie, wyhodowanego w Anglii leśnika Macieja Giertycha!).

Bez żadnej przesady, tak jak w wypadku prac Chomsky’ego o „bezruchowym nabywaniu kompetencji językowych”, Changeux „o eliminacji neuronów” w procesie uczenia się, czy Giertycha o (D)EWOLUCJI nauki, przy jednoczesnej hipertrofii religii, tak i w wypadku pomysłów deskolaryzacji doktora UŚ Marceli i jego „Znak” wydawcy, chodzi o Zabezpieczenie Interesów Finansowych BOGÓW Planety, skłębionych, jak najzwyklejszy KOŁTUN w Deep State USA i jego rozlicznych agenturach, choćby tej loży (J)P2 w Watykanie. Te przecież szacowne instytucje niepomiernie się starają, by ludność przestała się zastanawiać dlaczego, wraz z nagłym upadkiem ZSRR, dla „zwykłych” ludzi codzienna żmudna i głupawa „walka o byt” stała się „wyrokiem na życie”, podczas gdy dla „wybrańców” świat oferuje wszelkie możliwe wygody, bez potrzeby kiwnięcia przez nich palcem. A sprawa jest prosta. Jak podkreślił to w swej „Polityce” Arystoteles, BANKIERÓW NALEŻY ZNIENAWIDZIĆ, BO SIĘ BOGACĄ NIC NIE ROBIĄC. Jednak by dostrzec dlaczego tak się dzieje, konieczna jest, niestety, umiejętność kalkulowania procentu składanego, zupełnie nie zrozumiałego dla dzieci w wieku lat 8 (w wypadku jednego z mych znajomych, posiadającego tytuł mgr inż., także w wieku lat blisko 50).

3 B. Estetyka ukraińskiego, para-religijnego ruchu narodowego” wzorowanego na osiągnięciach biblijnych mozaistów (mojżeszowców)


Powyżej zamieściłem fotografię odręcznej kopii, po ukraińsku, liczącego tylko 10 słów „testamentu” bohatera narodowego Ukrainy, syna grekokatolickiego popa, Stephana Bandery (mającego ponoć zalewie 152 centymetry wzrostu). Przeglądając nazwy narodów, które „Bóg” nakazał wyniszczyć „synom Bandery” do których zaadresowane jest to krótkie przesłanie, to w wypadku Polaków oraz Żydów na Zachodniej Ukrainie ten „Testament” dość dokładnie w latach 1942-47 został zrealizowany. Jednak sprawa wyniszczenia Węgrów na Zakarpaciu się ślimaczy, a nagle „samowymarłych” bolszewików zastąpili Rosjanie w południowo-wschodnich „obłastiach” ukraińskiego NOWOTWORU państwowego. (Te „obłasti” w 1921 roku dołączył Lenin do Związkowej Republiki Ukraińskiej, by wyhamować ukraiński nacjonalizm.) No i zgodnie, z powyższym 10 słownym „testamentem” Bandery, od roku 2014, kiedy to jego fani doszli do władzy w Kijowie (dzięki intensywnej pracy nad tym Departamentu Stanu USA), sprawa „wyniszczenia Rosjan” stała się dla kijowskich władz sprawą NACZELNEJ WAGI. (…)

Kim zatem był ten Mojżesz, którego mityczne wyczyny planują powtórzyć, wsparci duchowo przez ich popów Ukraińcy, usuwając z ich „ziemi obiecanej” współczesnych odpowiedników antycznych Kananejczyków, Chetytów, Amorytów i tak dalej? Sławny żydowski filozof Filon, działający w diasporze żydowskiej w Aleksandrii dokładnie w tym samym okresie co Szaweł alias Paweł w Jerozolimie, tak opisał „boże” pochodzenie jego mądrości:

Bez zmęczenia żyje ten, komu Bóg z obfitości i łaskawości użycza dóbr doskonałych. I przeciwnie, ten kto przez wysiłek zdobywa cnotę, okazuje się mniej znaczącym i mniej doskonałym niż Mojżesz, który bez trudu i łatwo ją otrzymuje od Boga. …podobnie jak rzecz niedoskonała (wygląda) w porównaniu z doskonałą, tak samo człowiek uczący się w porównaniu z mającym wiedzę w sobie.(Alegoria Praw, ks. III, str. 135)

Z tej, typowo żydowskiej alegorii, nie rozróżniającej między zachowaniem się zoon-żywiny a przedmiotami nieożywionymi wynika, że Mojżesz niezbyt się w młodości natrudził, pragnąc dobrze poznać świat wokół niego. Jego wyczyny w wieku dorosłym są dowodem, że posiadał on mentalność wg Piageta charakteryzującą 10-12 latka, któremu się egoistycznie wydaje, że cały świat może należeć do niego.

Jakiż bowiem Grzech popełniali ci żydowscy „czciciele Złotego Cielca”, których Mojżesz kazał wymordować pod górą Synaj? Na całym podówczas Bliskim Wschodzie popularny był kult JURNEGO I ODWAŻNEGO BYKA, którego żywy okaz, w czasie świątecznych procesji w Egipcie, dodatkowo upiększano narzutą ze złota i drogich kamieni. Ten byk APIS był wcieleniem głównego egipskiego boga OZYRYSA, którego kult rządzący w Egipcie greccy Ptolemeusze, wprowadzając monoteistyczny kult Ozyrysa-Apisa (Serapisa), powiązali z kultem głównych greckich bogów, w szczególności Dionizosa, zdolnego do przemiany wody w wino, oraz Asklepiosa, wzbudzającego przedwcześnie zmarłych. (Według coraz częściej głoszonych hipotez, ten greko-egipski SERAPIS, znany także jako Serapis-Christus, stał się pierwowzorem zachowań się zrodzonego w Betlejem Jezusa Chrystusa!)

Stąd i „mojżeszowcy”, działający w imię ich BOGA GRABIEŻY I MORDU, mają wywodzącą się ze ich PODŁEJ ZAWIŚCI (patrz 1 Przykazanie Dekalogu!) tendencję do wyniszczania osób oraz ludów czczących bardziej szlachetnych Bogów-Wzorców ludzkiego się zachowania. Korzystając z powyższego skojarzenia, gdy przeskoczymy od HISTORII antycznych religii do HISTORII Najnowszej Globalnej Polityki, znajdziemy odpowiedź dlaczego aktualne Zachodnie Mafiokracje Żydo-Anglo-Banderowskie tak się uwzięły by zniszczyć, wciąż nie zapominający o swej komunistycznej niedawnej przeszłości, Ruski Mir.

Obecna wojna „Kolektywnego Zachodu z Ruskim Mirem, rozciągającym się od Buga i Niemna aż po Władywostok, to jest przecież kolejna odsłona, zainicjowanej pod Górą Synaj wojny wypchanych Obłudą i Chciwością HEBRAISTÓW z czczącymi Męstwo i Dojrzałą Mądrość (PROTO) HELLENISTAMI. Ci pierwsi, dzięki zastosowaniu przez nich, pod koniec II WŚ, POTWORNOŚCI liczonych w setkach tysięcy ludzi, CAŁOPALEŃ lmiast niemieckich, a następnie miast Japonii (tych przy użyciu wynalezionej przez europejskich Żydów Bomby Atomowej), bez reszty zdominowali już wcześniej silnie zhebraizowane, „oceaniczne” imperia Anglosasów. A ci drudzy zaczęli się odradzać, pod koniec XIX wieku, zarówno we Wschodniej jak i Zachodniej Europie, dzięki upowszechnieniu się silnie zhierarchizowanego LAICKIEGO szkolnictwa – patrz Arnold, patrz Zieliński w cz. 1.

Post Scriptum

Niektórzy czytelnicy tego wpisu się buntują, że ważyłem się wstawić weń obrazek KRZYŻ PAŃSKIEGO, wmontowanego w GWIAZDĘ DAWIDA.  A przecież bardzo podobny obrazek mamy, na OKŁADCE niedawno wydanej “Biblii dla młodych”. Na niej ten KRZYŻ WYRASTA Z MENORY, symbolizującej MĄDROŚĆ IZRAELA. Niewątpliwie podkładem do tego obrazka było OBJAWIENIE św. Pawła iż “CHRZEŚCIJAŃSTWO WYROSŁO Z (POGAŃSKIEJ) DZICZKI wszczepionej webrew naturze, w ŻYZNY KORZEŃ DRZEWA OLIWNEGO (JUDAIZMU) - Rzym. 11:24

Koniec Części Drugiej


Posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

PAN w Z-nem (63 Special): Konstruktywizm genetyczny Piageta vs. “przednarodzeniowy inneizm” odruchów warunkowych Chomsky’ego

Wegetatywizm” językowych koncepcji Chomsky’ego w świetle “konstruktywizmu” Jeana Piageta

 

Jest to rozdział 8 pracy doktorskiej Marka Głogoczowskiego, zatytuowanej “(Antyzoologiczna) filozofia polityczno-społeczna Noama Chomsk’ego”, UŚ rok 2002/2003

W poprzednim rozdziale staraliśmy się, po przedstawieniu tezy Kartezjusza, iż pojęcie boga (w Trójcy Jedynego?) jest nam wrodzone, zademonstrować popularną wśród psychologów antytezę, mówiącą iż wszystkie posiadane przez nas pojęcia (w tym i boga) stopniowo konstruujemy w ciągu życia, dzięki naszym aktywnym, zmysłowym oddziaływaniom z otoczeniem. Spełniająca wymóg Heglowskiej trójjedni, synteza dokonana przez Jeana Piageta głosi, że dziedziczymy po przodkach nie tyle gotowe pojęcia, ile podstawowe zasady funkcjonowania inteligencji ruchowo-zmysłowej 1 (s. 39-46, 74-77, i 172-175 [65]). Dzięki takiemu wyposażeniu dziedzicznemu i po dokonaniu odpowiednio ukierunkowanych wysiłków ułatwionych “akuszerską”, maieutyczną pracą nauczycieli, stajemy się zdolni (by użyć języka Platona) dokonać anamnezy, czyli przypomnienia sobie (rekonstrukcji) najbardziej ogólnych pojęć (względnie nawet Nieśmiertelnych Idei), które znali już nasi co bardziej wyćwiczeni w rozumowaniu przodkowie. Wśród tych Dostojnych Przodków z pewnością nie ma ani Kartezjusza, ani Augustyna, ani tym bardziej “Ojca chrześcijańskiej głupoty” Apostoła Pawła2. (Mamy natomiast wśród nich wielu “pogan”: oczywiście Sokratesa oraz Platona, a także zapewne nie lubianego przez Augustyna Persa nazwiskiem Manicheusz i Chińczyka zwanego Konfucjuszem.)

Jak w tej piagetowskiej optyce ‘konstruowania’ (a więc nie ‘nabywania’ jak w sklepie) idei, przedstawia się postulowany przez Noama Chomsky’ego inneizm (‘wrodzoność’) podstawowych struktur gramatycznych przyswajanych sobie przez ludzi? W tym podrozdziale autor proponuje odwrócić cykl wywodów przedstawionych w podrozdziale poprzednim. Jako TEZA będzie przez nas wyeksponowana ‘animistyczno-konstrukcyjna’ (a ściślej, ‘animalistyczna’, jako że wspólna wszystkim wyższym zwierzętom) teoria Jeana Piageta rozwoju osobowości dziecka, w tym i jego języka; jako ANTYTEZA ‘wegetatywno-inanimistyczna’ teoria wrodzoności wszystkich, ujawniających się wraz z wiekiem, ludzkich struktur poznawczych, których bio-synteza jest tylko “odkręcana” (wyrażenie Chomsky’ego) poprzez przypadkowe bodźce, pochodzące z otoczenia dorastającej osoby. Do realizacji tego zamierzenia wykorzystamy wzmiankowane w rozdziale poprzednim, opublikowane w języku polskim dopiero w roku 1995, dwu tomowe dzieło pod tytułem Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej [i,ii], stanowiące sprawozdanie z trwającego przez blisko dwadzieścia lat (1975 – 1995) “dialogu ślepych” między tymi, skądinąd znakomitymi, “mandarynami” światowej nauki końca XX stulecia.

A) J. Piageta teza ‘konstruktywizmu’ (a ściślej ‘re-konstruktywizmu’) struktur poznawczych

 Jak pisaliśmy powyżej, zasadnicza teza nieżyjącego już, genewskiego psychologa i biologa Jeana Piageta brzmi, że struktury poznawcze – więc głównie struktury mózgu, ale i nie tylko mózgu – samo-konstruują się, dzięki aktywnej interakcji danego osobnika z jego otoczeniem, które to otoczenie, zwłaszcza w wieku dojrzewania, po części on sam sobie dobiera. Ten biologiczny proces powoduje, że wszystkie istotne cechy tego otoczenia zostają z czasem zasymilowane (przyswojone sobie) przez endogenne, wewnętrzne struktury CNS, czyli Centralnego Systemu Nerwowego. W szczególnym przypadku ‘przyswojenia sobie’ zasad gramatyki mamy do czynienia z kilkoma, nakładającymi się wzajemnie na siebie zjawiskami:

1) Osobnik zaczyna kojarzyć, że w danym języku występują pewne, sztywne reguły gramatyczne (na przykład, dzieci wychowywane w języku angielskim, przyswajają sobie regułę, że w zdaniach oznajmujących – czyli w zdaniach odtwarzających obraz rzeczywistości – podmiot musi być zawsze przed orzeczeniem).

2) Odruch patrzenia na jakiś przedmiot polega zazwyczaj na dostrzeżeniu najpierw przedmiotu, a potem ruchu jaki on wykonuje. Stąd właśnie, poprzez asymilację (przyswojenie sobie) przez CNS zwykłej kolejności postrzegania, otrzymujemy ‘zwykły’ szyk zdania: najpierw podmiot, potem orzeczenie. (Na przykład w zdaniu samolot leci.)

3) Oczywiście w wypadku gdy najpierw dostrzegamy ruch, a dopiero potem próbujemy określić przedmiot, to osoby posługujące się językiem polskim mają tendencję by zastosować szyk odwrócony (leci samolot lub ptak). W tym wypadku język angielski, ze względu na swój “wrodzony” niedorozwój fleksji, by powiedzieć to samo wymaga użycia aż dwóch zdań: Something flies, it is a plane or a bird.3

Patrząc w ten, zaproponowany przez Jeana Piageta sposób, nie trudno zauważyć, że podstawowe, rzeczywiście uniwersalnie (to znaczy we wszystkich językach) występujące struktury gramatyczne są wytworzonymi przez człowieka narzędziami, służącymi do rekonstrukcji (względnie konstrukcji) obrazu rzeczywistości, czy to wspominanej (czas przeszły), czy obserwowanej (czas teraźniejszy) czy wyobrażanej sobie w przyszłości. Ponieważ narzędzia te posiadamy zazwyczaj “w głowie”, więc możemy śmiało mówić, że zostały one w korze naszego mózgu ‘skonstruowane’ i to skonstruowane dokładnie na takiej samej zasadzie biochemicznej jak u psa Pawłowa zostaje skonstruowany odruch ślinienia się na widok zapalającego się światła o odpowiednim kolorze. Z TEZY PIAGETA wynika zatem praktyczny wniosek, że zasad gramatyki (np. zasad używania odpowiednich czasów) człowiek musi się po prostu uczyć, co odbywa się poprzez powtarzany po wielokroć wysiłek poznawczy, zwany treningiem, względnie wkuwaniem na pamięć.

Oczywiście, przy pewnym wysiłku grupowym jesteśmy w stanie dość szybko nauczyć się – i z powodzeniem stosować w komunikacji wewnątrz grupy – reguł gramatyki odwrotnych do tych, które Chomsky wskazuje jako “uniwersalne” i “wrodzone”. Nawet ograniczając się do ubogiego pod względem możliwości fleksji (odmiany) języka angielskiego, można się na przykład umówić, że w zdaniach oznajmujących będziemy stawiać orzeczenie przed podmiotem, a w pytających na odwrót. I przy pewnej wprawie tę “gramatykę anty-uniwersalną” da się z powodzeniem, w sposób dla członków grupy zrozumiały, stosować. Z tego typu sytuacją spotykamy się zresztą w języku francuskim gdzie, w przeciwieństwie do angielskiego, przydawkę rzeczowną stawia się z reguły po rzeczowniku. (Można też budować gramatykę uniwersalną w jeszcze inny sposób, na przykład tak, jak to czynią Niemcy: w zdaniu podane jest zazwyczaj najpierw solidne omówienie wszystkich możliwych przymiotów podmiotu, a dopiero na samym końcu znajdujemy orzeczenie, z którego się dowiadujemy, co ten tak bogato opisany podmiot robi.)

B) “Wegetatywno-inanimistyczna” antyteza Noama Chomsky’ego

Rewolucyjna” (patrz tytuł dwutomowego opracowania “Próba rewolucji”) idea Chomsky’ego brzmi następująco:

Uczenie się języka nie jest czynnością wykonywaną przez dziecko, lecz raczej czymś, co mu się przydarza, pod warunkiem, że znajdzie się ono w odpowiednim środowisku. Proces ten jest analogiczny do procesu wzrostu: przy odpowiednim karmieniu i bodźcach zewnętrznych organizm dziecka rośnie i dojrzewa w sposób z góry określony (…) Środowisko decyduje o tym, jak zostaną ustalone parametry gramatyki uniwersalnej, a więc o tym, jaki konkretnie język zostanie nabyty – s. 74 [66].

Ta antyteza koncepcji Piageta (uczenie się jako bierne, nieaktywne formowanie się narzędzi mowy), została przez Chomsky’ego sformułowana wielokrotnie, najwyraźniej w przytoczonym powyżej fragmencie. Takie, na pozór “dziwne” zdanie utrzymywał on będąc już w zaawansowanym wieku lat 57, w około dziesięć lat po słynnej, opisanej w tomie I “Próby rewolucji”, debacie w Opactwie (Abbaye) de Royaumont we Francji, w dniach 10 – 13 października 1975 4.

Jak wskazywaliśmy na wstępie, taka, uparcie broniona przez całe dekady, teza Chomsky’ego jest manifestacją jego “antyzoologicznego” podejścia do problemu rozwoju człowieka: młody osobnik (odpowiednio odżywiany i pobudzany przez docierające doń bodźce zewnętrzne) rośnie dokładnie w taki sam sposób jak kryształ soli w roztworze nasyconym, do którego to roztworu wrzucamy, w odpowiednich miejscach oraz momentach, “bodźce zewnętrzne” w postaci zarodzi kondensacji – tak dokładnie, zgodnie z zasadami biologii molekularnej, przebiega proces biosyntezy 5, będący podstawą wzrostu zarówno roślin jak i zwierząt. Młody człowiek zatem nie wykonuje samodzielnie czynności poznawczych. Na odwrót, to jego środowisko uruchamia wewnątrz niego – poprzez rozmaite ‘bodźce’ i ograniczenia, przez Chomsky’ego zwane ‘parametrami’ – przekrętła (switches? knobs? – M.G.), które uruchamiają cały system (by użyć przetłumaczonych na polski słów Chomsky’ego na s. 74 [66]).

W opinii zatem Chomsky’ego dziecko ucząc się – tzn. według niego, biernie ‘nabywając’ – elementy mowy, nic samodzielnie nie tworzy, wszystko czego się ono na pozór uczy jest li tylko ‘ujawnianiem’ zakodowanych w jego strukturach genetycznych informacji, istniejących w nim od samego jego poczęcia (a nawet i wcześniej, bo Chomsky jest przekonany, że zdolności językowe powstały w dalekiej prehistorii, w drodze przypadkowej genetycznej mutacji, która doprowadziła do powstania ‘myślącego’ gatunku ludzkiego – s. 102 [66]). Dosłownie, według niego osoba ucząca się języka musi również opanować jednostki leksykalne i ich właściwości. Zadanie to zdaje się w dużym stopniu polegać na dopasowywaniu “etykietek” do istniejących już pojęć (ibid. s.74). Chomsky tutaj sugeruje, że dziecko nabywa zdolności językowe tak jak osoba dorosła, która uczy się obcego języka poprzez dopasowywanie nowych “etykietek” do wcześniej już jej znanych pojęć. Pojęcia te, według Chomsky’ego, istnieją już wcześniej, ukryte wewnątrz dziedziczonego przez każde normalne dziecko kodu genetycznego.

Pomimo, iż w następnym zdaniu Chomsky zapewnia nas, iż “konkluzja ta jest zaskakująca co nie zmienia faktu, że jest ona zasadniczo słuszna, to nie zmienia to faktu, iż jest ona zasadniczo błędna. Ten błąd wyraźnie wynika z tego, że Chomsky niezbyt dokładnie pamięta swoje własne dzieciństwo. (A najprawdopodobniej także z tego, że w wieku dorosłym nie interesował się on bliżej – w przeciwieństwie do Piageta – rozwojem mowy u dzieci). Mamy przecież przykłady – i to dość liczne – że dzieci, imitując mowę dorosłych, w pierwszej fazie uczenia się posługiwania się językiem często tworzą swe własne słowa, a nawet i swe własne struktury gramatyczne, które wydają się im być podobne do tych, które używają dorośli 6.

Skąd zatem się wzięło przeświadczenie Chomsky’ego-lingwisty, że wszystkie istotne pojęcia oraz sztywne struktury językowe każdy, genetycznie nie upośledzony, człowiek ma zakodowane w swym, dziedziczonym za pomocą komórek rozrodczych, genomie? Jak się dokładnie czyta omawiany tutaj artykuł “Spojrzenie w przyszłość”, to dość łatwo można się zorientować, że to przekonanie jest logiczną pochodną “roślinnego” wyobrażania sobie przez Chomsky’ego procesu uczenia się, jakie “odkręcił” (switched-on, turned-on?) on w sobie, pod wpływem bodźców dostarczonych mu przez środowisko inspirujące jego pracę naukowo-twórczą. Pisze on mianowicie:

Zgodnie z tradycyjnym (? – M.G.) przekonaniem (…) nauczanie bardziej przypomina hodowlę kwiatu, któremu pomaga się rosnąć na jego własny sposób, niż napełnianie (nabijanie?) pustej butelki. Każdy dobry nauczyciel doskonale wie, że w procesie przekazywania wiedzy metody nauczania i zakres materiału odgrywają niewspółmiernie mniejszą rolę niż umiejętność rozbudzania zainteresowań uczniów (…) To, czego nauczą się w sposób pasywny zostanie szybko zapomniane (…) To natomiast co odkryją samodzielnie, kierując się naturalną ciekawością i impulsem twórczym, nie tylko utkwi na długo w pamięci… etc. (s. 74 [66]).

Pomińmy sprawę, że do pedagogiki, czyli do metody nauczania należy z definicji także umiejętność rozbudzania zainteresowań uczniów. Przytoczona powyżej opinia, według Chomsky’ego tradycyjna (?), że nauczanie można przyrównać do hodowli kwiatu7, dla autora niniejszej dysertacji wydaje się być istotnym novum, w przeciwieństwie do (nie popieranego przez Chomsky’ego) znanego porównania nauczania do napełniania “olejem” głowy8. Jeśli jednak będziemy się trzymać porównania z kwiatami, to należy się zapytać, czegóż to kwiat (roślina) się uczy, gdy jest podlewany, oświetlany i użyźniany nawozami aby rósł jak najpiękniej? Jak już pisaliśmy, w zasadzie wegetatywny proces wzrostu roślin polega na syntezie w jej wnętrzu, cyklicznie powtarzających się łańcuchów “liniowych” kryształów organicznych, stąd wzrost roślin traktuje się jako najmniej “animowany”, czyli ożywiony.

Przecież jest to rzecz ogólnie znana, że rośliny – w przeciwieństwie do ptaków i czworonogów – “uczą się” tyle co nic, a jeśli to rzeczywiście robią w warunkach stresowych, to w sposób “skokowy”, opisany przez Hugo de Vriesa, czy Barbarę McClintock [iii]. Jeśli zaś chodzi o porównania “tradycyjne”, to zwykło się porównywać uczenie się człowieka ani nie do hodowli kwiatów, ani nie do napełniania butelek (względnie zapisywania “pustej tablicy”, tabula rasa, która jakoś nam w głowach wyrasta sama), ale właśnie do tresury zwierząt: już przecież Sokrates w swej “Obronie”, wygłoszonej dokładnie 2400 lat temu, przyrównywał dobrego nauczyciela do zawodowego ujeżdżacza koni. Nie jest także prawdą to, że “to, co człowiek nauczy się w sposób pasywny, jest szybko zapominane”. Autor niniejszej pracy uczył się w liceum i wielkiej ilości dat historycznych i wierszy Kochanowskiego i nawet takich, przestarzałych maksym jak κτεμα εσ αι (zapamiętaj raz na zawsze) czy repetitio est mater studiorum (powtarzanie jest matką uczenia się). Co ciekawsze, te pasywnie “wkuwane” na pamięć formułki i daty, w dalszym ciągu jego życia okazały się być przydatnymi do formułowania coraz bardziej złożonych pojęć oraz teorii, a szczególnie tych, o których Chomsky pisze, iż są one niezwykle trudne do ujęcia w jego “roślinnej” optyce procesu uczenia się. Na przykład w tomie I “Próby rewolucji”, w rozdziale “O strukturach poznawczych i ich rozwoju” Chomsky stwierdza:

Trudno przewidywać, czy odkryjemy interesujące własności wspólne dla wszystkich LT(O,D) tj. Teorię Uczenia Się (Learning Theory) dla dowolnych gatunków (O) i Dziedzin (D). Byłoby to jednoznaczne z poszukiwaniem czegoś takiego jak “ogólna teoria uczenia”. O ile wiem, perspektywy dla takiej teorii nie są bardziej obiecujące niż dla “ogólnej teorii wzrostu” (…) kreślącej zasady wzrostu dowolnych organów u dowolnych organizmów.

W tych zdaniach z 1975 roku widać bardzo wyraźnie, występującą i w późniejszych jego pracach, tendencję do porównywania procesu uczenia się do biernego wzrostu, charakteryzującego w szczególności świat roślinny. Jak już jednak zauważaliśmy, rośliny uczą się, w normalnych warunkach, prawie niczego. Zewnętrzne “parametry” (tak Chomsky określa ograniczenia oraz zasoby środowiska) mogą rzeczywiście spowodować, że roślina będzie miała rozmaite formy i rozmiary, ale tego biernego przystosowania nie zwykliśmy nazywać uczeniem się.

Na czym zatem polega uczenie się istot zwanych zwierzętami, posiadających i organa ruchu, pozwalające im wybierać środowisko i zmysły, zezwalające na szybką reakcję na zmiany w otoczeniu? Przecież to na podstawie obserwacji zwierząt – a nie roślin – Iwan Pawłow podał bardzo generalną LT (Learning Theory), w pełni stosującą się także do ludzi: nie tylko zwykłe, “tresowane” odruchy warunkowe, ale także wszystkie, coraz bardziej złożone pojęcia, budujemy poprzez kojarzenie (asocjację) w korze mózgowej zjawisk dostrzeganych (bardziej ogólnie, doświadczanych) czy to jednocześnie, czy w określonej kolejności. (Już Arystoteles przed z górą dwoma tysiącami lat, tę ‘asocjacyjną’ metodę budowy pojęć ogólnych nazwał indukcją.)

Jest jeszcze kilka innych, jak najbardziej generalnych zasad LT(O,D) stosujących się w przypadku wszystkich wyższych zwierząt (O) i we wszystkich, bez żadnej przesady, dziedzinach (D). Jedna z nich brzmi w uszach pracującego na MIT rodowitego Amerykanina niewątpliwie egzotycznie, jak gdyby z innego świata: repetitio est mater studiorum. Nie trudno wskazać dlaczego Chomsky ignoruje tę LP (Learning Practice – Praktykę Nauczania). Wynika to bezpośrednio z jego wyobrażenia sobie mechanizmów rozwoju struktur poznawczych, według niego podobnych do rozwoju przysłowiowej umysłowej “rzodkiewki”: ponieważ pozbawione narządów ruchu rośliny nic (w zasadzie) nie powtarzają, więc też i nic (w zasadzie) się nie mogą uczyć.

Do zasad uczenia się wyszczególnionych powyżej warto dodać jeszcze jedną, zwaną potocznie “małpowaniem” czyli aktywną imitacją. Na imitacji polega przecież w znacznym stopniu tworzenie zasobu słów w każdym języku, na przykład w języku angielskim aż do 80 procent słów pochodzi z łaciny; tworząc we wczesnej młodości język własny nie tylko imitujemy słowa słyszane u innych, w języku polskim mamy pełno słów dźwiękopodobnych, będących imitacją zwykłych, nieartykułowanych dźwięków w naszym otoczeniu, takich jak chrząkanie, charczenie, bzykanie, pukanie, stukanie i tak dalej. Za pomocą jakiej jednak teorii możemy starać się opisać te banalne metody LP (Learning Practice) wszystkich zwierząt i ludzi we wszystkich dziedzinach?

C) Chomsky jako “homo ignorans” w zakresie konstruowania wiedzy

 Taki właśnie dopisek autor niniejszego opracowania zakreślił samorzutnie nad tytułem artykułu Chomsky’ego “Spojrzenie w przyszłość: perspektywy badań nad ludzkim umysłem” z 1988 roku, zamieszczonym w tomie II “Próby naukowej rewolucji”. O co mianowicie chodzi w nim dr Chomsky’emu? Choć to w pracy naukowej może zabrzmieć “politycznie niepoprawnie”, ale autor “Spojrzenia” propaguje metodę, która 40 lat temu w liceum im. Nowodworskiego w Krakowie, nosiła nazwę “lenistwa poznawczego”. Na str. 96 pisze on na przykład:

Wydaje się, że mamy istotne, wręcz przytłaczające dowody na to, iż podstawowe aspekty naszego życia umysłowego i społecznego, wśród nich także i język, są zdeterminowane jako część naszego wyposażenia biologicznego i że nie są nabywane przez proces uczenia się, a tym bardziej przez trening.

Od razu chciałoby się zapytać, jakie to dowody prof. Chomsky potrafi przytoczyć na poparcie swej tezy, jako że przykładów na poparcie tezy odwrotnej – że zarówno rozwój osobowy jak i społeczny osiąga się poprzez wzajemny “trening” – czy to dzieci między sobą, czy ich uczenie się od rodziców oraz od wyspecjalizowanych w tej czynności nauczycieli – mamy bez liku. Nawet tego języka, w zakresie opanowania którego Chomsky uchodzi za specjalistę, dzieci uczą się właśnie poprzez samorzutny trening, polegający na imitacji dźwięków i ruchów osób od nich starszych. (Tak zwane “dzikie dzieci”, wychowane przez dzikie zwierzęta, które to dzieci gdzieś do połowy XIX wieku spotykano jeszcze czasem w Europie, a potem już tylko w Indiach, po powrocie w społeczność ludzką w wieku przekraczającym 8-10 lat, nie potrafiły się już nauczyć dźwięków ludzkiej mowy. Wskutek braku, w tak zwanym ‘okresie krytycznym’ rozwoju ich strun głosowych, w ich otoczeniu istot posługujących się mową, której dźwięki mogłyby naśladować, struny głosowe tych dzieci pozostały niewykształcone i nieme na resztę ich życia.)

Rozmaitych przykładów, ilustrujących do jakiego stopnia odpowiedni trening jest konieczny do pełnego wykształcenia się organów, które spontanicznie formują się tylko w zarodkach, mamy bez liku. Przecież “ustawianie” psa myśliwskiego do polowań, czy ujeżdżanie konia – a także nauka jazdy konnej – opiera się na powtórzonych po wielokroć ćwiczeniach w młodym wieku, które to ćwiczenia powodują, że jeździec i koń (względnie pies i jego właściciel) zaczynają się zachowywać jak harmonijnie zespolony ‘międzygatunkowy’ organizm.

Oczywiście to samo odnosi się do “dopasowywania się nawzajem” ludzi i bez ‘treningu społecznego’ od wczesnej młodości nie można byłoby sobie wyobrazić życia w jakimkolwiek społeczeństwie, nie mówiąc już o tym amerykańskim, specjalizującym się w opisanej przez Chomsky’ego tresurze Political Correctness (PC). Co więcej, jak wskazywaliśmy powyżej, bez tego wzajemnego, międzyludzkiego ‘treningu’, nie można by praktykować języka angielskiego, a zatem nie byłaby znana szerzej “gramatyka uniwersalna”, na rozwikłaniu której tajników nasz profesor z MIT zrobił światową karierę.

Swą tezę o “roślinnym” charakterze wzrostu organów, zarówno zwierząt jak i ludzi, Noam Chomsky ilustruje przykładem, iż ptak nie uczy się posiadania skrzydeł, lecz one mu rosną, ponieważ jest tak skonstruowany dzięki swemu wyposażeniu genetycznemu (s. 100 [66]). To jest prawda, ale tylko powierzchowna. Przecież jest znanym w embriologii, że aby uruchomić (‘odkręcić’, switch-on) syntezę niektórych organów – a zwłaszcza kończyn – koniecznym jest aby zwierzę dokonało, jeszcze w okresie embrionalnym, kilka tak zwanych “ruchów twórczych”. Młody zaś ptak, któremu w okresie krytycznym wzrostu zwiąże się skrzydła, ryzykuje pozostanie bezlotem na resztę swego życia. Podobnie zresztą jak kot, któremu przez pierwsze trzy miesiące po urodzeniu zasłania się oczy i który po tym okresie krytycznym dla rozwoju jego wzroku wzrostu staje się zwierzęciem prawie ślepym na resztę swego życia. Ten ostatni przykład Chomsky znał i na jego podstawie pisze w omawianym artykule, że do pełnego wykształcenia się organów potrzebne jest bogate w bodźce środowisko. Niestety nie zdaje się kojarzyć, że to właśnie środowisko – złożone na przykład przedmiotów o różnych formach, widzianych z różnych odległości przy różnych warunkach oświetlenia – narzuca oku (zarówno kota jak i człowieka) konieczność nieustannego treningu mięśni oka, zmuszanych do szybkiej akomodacji grubości soczewki i szybkich zmian średnicy źrenicy, nie mówiąc już o mięśniach, które poruszają gałkę oczną. I ten trening, praktycznie od momentu urodzenia, jest absolutnie konieczny aby oczy ssaków (a więc i ludzi) stały się w pełni funkcjonalne. Przecież proste “doświadczenia”, jakie młodzi ludzie w krajach ztechnicyzowanych robią dzisiaj na sobie samych, unieruchamiając na całe godziny gałki oczu przed ciągle tak samo oświetloną i widzianą z tej samej odległości książką względnie ekranem, w wieku późniejszym prowadzą do ich kalectwa, polegającego na nabytej (i zazwyczaj potem dziedziczonej zgodnie z prawem Mendla) krótkowzroczności!

Choć profesor Chomsky ma w tej kwestii zdanie przeciwne (patrz cytat powyżej), to żaden układ mięśniowy nie jest w stanie osiągnąć swej dojrzałości bez odpowiednich ćwiczeń (inaczej zwanych treningiem, względnie nawet tresurą). Organem zaś, który jest w zasadzie jednym wielkim mięśniem, jest właśnie ludzki język, w sprawach funkcjonowania którego Noam Chomsky uchodzi za światowej sławy specjalistę! Spośród trzech wyszczególnionych przez nas elementów, składających się na LP (Learning Practice), dwa polegają na wymagających użycia mięśni ruchach (praktyka repetitio oraz imitatio) i tylko “odruch myśli”, polegający na kojarzeniu, inaczej zwanym indukcją, wydaje się przebiegać wewnątrz kory mózgowej w bierny ‘wegetatywny’ sposób, nie wymagający użycia żadnych mięśni. (By dokonać jednak skojarzenia, nasz układ mięśniowo-sensoryczny musi być po wielokroć poruszony – a więc nie jednorazowo lecz wielokrotnie ‘odkręcony’ – czy to przez nas samych, czy też przez pochodzące z otoczenia bodźce, przez Jeana Piageta zwane ‘perturbacjami’.)

Jak już pisaliśmy, zgodnie ze swym “roślinnym” wyobrażeniem o wzroście struktur poznawczych, Chomsky totalnie neguje rolę endogennego (czyli dokonywanego przez podmiot) wysiłku (treningu) w trakcie rozwoju personalnego i społecznego ludzkich jednostek. Przez grzeczność (politeness) nie będziemy tutaj komentować, jak taka Learning Theory musi rzutować na stosunek tego sławnego uczonego nie tylko do nauczycieli wychowania fizycznego, nauczycieli historii oraz matematyki, ale także i na jego stosunek do nauczycieli języków. Czy jednak w ten ‘beztreningowy’ sposób Chomsky sam się czegoś nauczył? Z jego biografii wynika, że język angielski oraz hebrajski poznał on w dzieciństwie i stąd nie może pamiętać jak początkowo zniekształcał słowa, robił błędy w składni, dokładając wysiłków by imitować dorosłych. Z kolei ze wstępu do omawianej w rozdziale III niniejszej pracy, książki “Language and Responsability” wynika, że ten wywiad-rzeka był przeprowadzony w języku angielskim ze strony Chomsky’ego i we francuskim ze strony Mitsu Ronat, co sugeruje pewną językową ułomność (niekompetencję) obojga tych lingwistów. A jeśli po okresie dzieciństwa Chomsky się nie nauczył już żadnego dodatkowego języka, to zrozumiała staje się jego niemożność wyobrażenia sobie Learning Theory (LT) szerszego zasięgu.

 D) Próba zoologizacji ‘roślinno-inanimistycznych’ koncepcji rozwoju poznawczego Noama Chomsky’ego

 Nie posiadając (w przeciwieństwie do autora niniejszej pracy) szerszych doświadczeń życiowych w lingwistyce stosowanej na co dzień, Noam Chomsky ma jednak dobrą intuicję ogólnego, biologicznego aspektu wzrostu organu zwanego umysłem. Jak już wspominaliśmy, twierdzi on, że próbować podać jakąś LT dla umysłu jest równie trudno jak podać ogólną teorię wzrostu organów. Jeśli się ograniczamy do domeny botaniki (czyli do hodowli na przykład kwiatów), to rzeczywiście może wydawać się to trudnym, jako że rośliny uczą się nic lub niewiele. Natomiast gdy rozszerzymy nasze badania na dziedzinę zoologii, to dość łatwo, patrząc wstecz, (a więc nie w przyszłość jak próbuje to robić Chomsky) możemy dokonać ‘powtórnego odkrycia’ jak najbardziej generalnej teorii wzrostu organów u zwierząt. Po prostu już w roku 1807, w traktacie Filozofia zoologiczna [iv] (La philosophie zoologique) francuski przyrodnik Jean Baptiste de Lamarck podał tak zwane “Prawo biologii” (a ściślej, zoologii, bo ograniczył je do zwierząt), które według niego brzmi w sposób następujący:

U każdego zwierzęcia, które nie przekroczyło kresu swego rozwoju, częstsze i stałe używanie jakiegoś narządu wzmacnia stopniowo, rozwija, powiększa ten narząd i daje mu siłę proporcjonalną do długości czasu używania go, podczas gdy stałe nieużywanie takiego narządu nieznacznie go osłabia, uwstecznia, zmniejsza stopniowo jego zdolność i w końcu powoduje jego zanik 9.

I właśnie to prawo biologii (ściślej, zoologii) warto zastosować do budowy ogólnego modelu rozwoju ludzkich struktur poznawczych. Warto też wykorzystać nasz ‘zoologiczny’ model do bardzo już precyzyjnych przewidywań, dotyczących koniecznych skutków ewentualnej próby zastosowania w praktyce społecznej filozofii Noama Chomsky’ego.

Otóż z naszych organów to właśnie mózg, a w szczególności kora mózgowa, najbardziej przypomina swą budową gąszcz nawzajem zrośniętych ze sobą ‘krzewów’ o bardzo ograniczonych możliwościach ruchu i o stosunkowo jednorodnej pod względem biochemicznym strukturze. Jak to dawno zauważyli neurolodzy, te gałęzie ‘super-krzewu’ jakim jest CNS (Centralny System Nerwowy), które są pobudzane (‘perturbowane’, zaburzone) przez napływające do nich impulsy chemiczne bądź elektryczne, mają tendencję do wzrostu i do tworzenia nowych odgałęzień, te zaś, do których impulsy nie dochodzą, więdną, a nawet i zupełnie zanikają. (Co potwierdzają doświadczenia chociażby z obcięciem zwykłych wąsów czuciowych na nosie szczura – patrz dane M. Cowana [v], przytaczane w Atrapach i paradoksach nowoczesnej biologii [62] napisanych już blisko 20 lat temu przez autora niniejszego opracowania.)

Mówiąc obrazowo, impulsy dochodzące do CNS, czy to od naszych mięśni, czy od naszych zmysłów, stanowią rodzaj “pokarmu” dla ‘super-krzewu’ jakim jest kora mózgowa. Pozbawienie zmysłów ich podniet, podobnie jak pozbawienie naszych układów mięśniowych możliwości wykonywania ruchów, w sposób automatyczny prowadzi do atrofii i uwiądu tych odgałęzień CNS, które nie są “odżywiane”. Na odwrót, te rejony CNS, które są często pobudzane, zgodnie z lamarckowskim Prawem Zoologii, rosną i nawet wypuszczają nowe pączki oraz “kwiaty” w postaci emiterów oraz receptorów “pyłków” (chemicznych neurotransmiterów) rozsiewanych przez te centra. To co w pedagogice określa się jako trening poprzez powtarzanie, wewnątrz kory mózgowej przekłada się na automatyczny wzrost i “kwitnienie” neuronów sprzężonych z “ćwiczącymi” organami. W sytuacji zaś gdy dwa lub więcej ośrodki neuronalne zaczynają “kwitnąć” jednocześnie, następuje ich wzajemne “zapylenie się” cząsteczkami neurotransmiterów, wskutek czego rodzi się wkrótce “owoc”, w postaci coraz bardziej trwałego, międzyneuronalnego połączenia. To nowe połączenie wewnątrz CNS, na język ‘zewnętrzny’ organizmu przekłada się jako nowe skojarzenie, nowy odruch warunkowy, czy nawet nowe pojęcie, powstałe w umyśle na drodze indukcji.

 Co zatem zewnętrzne ‘parametry’ (będące rodzajem bądź ograniczeń, bądź innych bodźców) ‘odkręcają’ w korze mózgowej? W sumie bardzo niewiele. Zaburzają one li tylko istniejący status quo, przez co stymulują (switch-on, turn-on, ‘odkręcają’, włączają) syntezę wyrównawczą (powrót do stanu równowagi) układu zaburzonego – czy nawet ‘zburzonego’ – przez te “ukłucia” (bodźce). Z Pierwszego Prawa Zoologii wynika, że w wypadku powtarzania się zaburzeń, synteza wyrównawcza tych zaburzeń będzie miała tendencję do hipertrofii, co Jean Piaget nazwał ‘wyrównaniem z nadkompensacją’ (la réequilibration majorante) i co rzeczywiście najlepiej widać u sportowców ćwiczących swoje mięśnie. Odpowiednich ćwiczeń sportowcy dokonują nie tylko pod wpływem zewnętrznych “parametrów” (np. chęci zdobycia sławy czy pieniędzy), ale i pod wpływem bodźców wewnętrznych (endogennych), polegających na szukaniu osobistej satysfakcji z osiągniętej perfekcji ruchu. Taki samorzutny wzrost doskonałości zachowania, poprzez powtarzane ćwiczenia, obserwuje się nie tylko u sportowców, ale także i u artystów oraz u uczonych pragnących dojść do sedna badanych przez nich zagadnień. W książce “Atrapy i paradoksy nowoczesnej biologii” podajemy nawet całkowicie chemiczną podstawę tego biologicznego (głównie zoologicznego) zjawiska hipertrofii.

Wzrost siły i sprawności wraz z ćwiczeniem jest najbardziej znanym przykładem inteligencji naszych organizmów. Dokładnie w taki sam sposób następuje wzrost kompetencji poznawczej (w tym i językowej) naszego umysłu: im więcej po prostu go ćwiczymy, tym staje się on sprawniejszy i zdolniejszy do konstruowania coraz to bardziej złożonych pojęć, za pomocą których jesteśmy z czasem zdolni dokładnie opisać (a dzięki temu i zdominować) otaczający nas świat. To wszystko, co zostało napisane powyżej, to są rzeczy trywialne, dostępne do sprawdzenia (by użyć własnych słów Chomsky’ego cytowanych w rozdziale I niniejszej pracy) “dla każdego kto, przy pewnym nakładzie pracy, chce się wyłamać z systemu pewnej wspólnej ideologii lub propagandy. Z łatwością przeniknie poprzez mechanizmy zniekształcenia wyprodukowane przez podstawowe grupy inteligencji (naukowej). Każdy jest w stanie tego dokonać… Nauki społeczne (oraz psychologia) w ogólności, a zwłaszcza analiza (procesu uczenia się), jest dostępna dla każdego, kto się zechce tymi sprawami zainteresować. Postulowana przez specjalistów (także lingwistyki oraz genetyki, a więc i przez dr Chomsky’ego) złożoność, głębokość i niejasność tych spraw jest częścią iluzji wytwarzanych przez system kontroli ideologicznej, który ma na celu zrobienie tych problemów odległymi dla ogółu ludności… W wypadku analizy (procesu rozwoju osobowości) wystarczy dostrzegać fakty i chcieć zachować racjonalną linię argumentacji.”

Zaproponowany powyżej “zoologiczny” model wzrostu/atrofii kory mózgowej jest całkowicie dostępny zrozumieniu osób charakteryzujących się, jak twierdzi cytowany powyżej (Mr) Chomsky, “otwartością umysłową, połączoną z normalną inteligencją i zdrowym sceptycyzmem”. Niestety ten model jest najwyraźniej obcy (dr) Chomsky’emu-lingwiście, który stara się przekonywać psychologów, że nawet bez doświadczeń życiowych w naszych głowach rosną samorzutnie odpowiednie, zakodowane wcześniej genetycznie, dojrzałe połączenia międzyneuronalne, zezwalające nam rozumienie nawet bardzo złożonych pojęć. Tymczasem w momencie narodzin mamy w głowach “wrodzone” tylko główne pnie tych połączeń, same neurony znajdują się dopiero w fazie post-embrionalnej i ich wypustki, zwane dendrytami i aksonami, zaczynają dopiero kiełkować. Tak zwana “natura” noworodka ograniczona jest li tylko do kilku wegetatywnych czynności, polegających na ssaniu, oddychaniu, płakaniu i wydalaniu10.

Odważnie idący na przekór faktom znanym zarówno etologom (specjalistom od zachowania się zwierząt) jak i psychologom, Noam Chomsky w “Spojrzeniu w przyszłość” występuje jako zdecydowany wróg powszechnie znanej tezy, że Konstrukcje umysłowe uważa się za rezultat kilku prostych operacji skojarzeniowych … może tylko nieco wzbogaconych przez zdolność do przeprowadzania indukcji … Te możliwości mają być wystarczającym źródłem wszystkich osiągnięć intelektualnych człowieka, w tym i języka.W związku z tą swą wrogością do powszechnie znanych form uczenia się, zadaje on pytanie: dlaczego intelektualistom tak bardzo zależy na tym by wierzyć, że człowieka kształtuje doświadczenie, a nie jego własna natura?

Na to, na pozór retoryczne pytanie chciałoby się odpowiedzieć znakomitemu lingwiście-mechanikowi, w sposób możliwie kulturalny: otóż jest trywialnością spostrzeżenie, że ludzka natura zmienia się wraz z wychowaniem. Początkowo czysto wegetatywna natura “konsumpcyjno-wydalnicza”, jaką reprezentuje noworodek, wraz z pojawieniem się u dziecka zalążków myślenia, zaczyna przybierać formę ‘dziecięcego egoizmu’, która trwa zazwyczaj do lat kilkunastu. W szczególnych wypadkach, zwłaszcza w krajach ekonomicznie najbardziej rozwiniętych, gdzie najintensywniej obserwuje się zanik wzajemnych, bezpośrednich i bezinteresownych międzyludzkich kontaktów, ten ‘egoizm dziecięcy’ może nie ulec “wynaturzeniu” pod wpływem otoczenia. Wychowany bez wystarczającej stymulacji ruchowo-sensorycznej, człowiek na pozór dojrzały, nigdy się już nie rozwinie w jednostkę w pełni zdolną do współżycia w społeczeństwie, jednostkę zdolną nawet do “antydarwinowskich” postaw altruistycznych, będących jednocześnie postawami w pełni rozumowymi.

Atakując – i to w sposób zupełnie “ślepy” – wszystkie koncepcje rozwoju człowieka, które na miejscu najważniejszym stawiają jego doświadczenia życiowe (a więc jak pisze, nie tylko behawioryzm, ale także marksizm oraz piagetyzm) Chomsky robi z siebie apostoła bezrozumnych i bezsilnych “ludzi bez neuronów”11[vi], w rodzaju całkowicie wegetatywnych “rzodkiewek”, o praktycznie płaskich encefalogramach. Strony 96-100 “Spojrzenia w przyszłość” poświęcone są żarliwej wręcz negacji roli doświadczeń życiowych w procesie kształtowania się natury dojrzałego człowieka. Chomsky w swym zapale naukowym w ogóle zdaje się nie dostrzegać, że bez odpowiednich ćwiczeń, oraz bez często bolesnych “zderzeń z parametrami rzeczywistości”, dzieci zatrzymywałyby się w rozwoju, w tym także w rozwoju języka. (Co zresztą się obserwuje szczególnie u tego odłamu młodzieży, który w sposób prawie ciągły, niemo przebywa w pozycji siedzącej przed ekranami telewizorów względnie komputerów).

Natura wychowywanej w ten bierny sposób młodzieży – nawet po osiągnięciu wieku dojrzałego – z konieczności winna się manifestować w postawie li tylko konsumpcyjnej12, jakościowo niewiele odbiegającej od “ludzkiej natury” praktycznie niezdolnego do samodzielnego poruszania się niemowlęcia, zachwycającego się coraz to nowymi, jaskrawo pomalowanymi zabawkami. Taką postawę naukową Chomsky’ego należałoby określić jako czysty nihilizm, który w jakiś sposób musi się przekładać na jego filozofię społeczną i na jego libertariański (jak go sam nazywa) program realizacji “zakorzenionych w naturze ludzkiej Praw Człowieka”. Tę sprawę rozwiniemy szerzej w Podsumowaniu całości opracowanych przez nas materiałów, któremu to podsumowaniu warto nadać nadtytuł “Epistemologii genetycznej filozofii Noama Chomsky’ego”.

Przypisy

 1 Przy uważnej analizie da się nawet uściślić, że te podstawowe zasady funkcjonowania inteligencji sprowadzają się do Ogólnych Praw Zoologii, mianowicie N – Nadregeneracji (hipertrofii, overrecovery, la réequilibration majorante) i A – Asocjacji (kojarzenia) nadregenerowanych mikro-organów, zwłaszcza neuronów, ale także i genów metabolicznych. (Do tego wykazu można dodać Z – Zanik organów nie używanych przez czas dłuższy). Wszystkie te procesy są fizjologicznym, ściśle fizykochemicznym, produktem R – Regeneracji użytych (i zużytych) struktur RNA i DNA – patrz Atrapy i paradoksy biologii [62] s. 100.

Św. Paweł głosił nie tylko, że należy chodzić za wiarą a nie za wzrokiem, ale także, że “Mądrość tego świata (czyli mądrość ludzi) jest u Boga głupstwem” (I Kor. 3, 19, patrz także Rozdz. II niniejszej pracy). Jeśli Paweł był człowiekiem, to głoszone przezeń poglądy – takie jak te powyżej – były głupotą w oczach Boga. Tylko w wypadku gdy uznamy św. Pawła za Boga, to jego poglądy mogą nabrać cech mądrości. Ale Bogiem, z definicji niezmiennym, nasz Apostoł oczywiście nie był, bo swe poglądy zmieniał, chociażby na drodze do Damaszku…

3

Jest to jeden z istotniejszych braków Uniwersalnej Gramatyki Generatywnej proponowanej przez Chomsky’ego. Po prostu gramatyka języka angielskiego nie jest uniwersalna. Ta “logiczna nielogiczność” (określenie wymyślone przez Chomsky’ego, w celu ironizowania na temat sprawności poznawczej amerykańskich elit) doprowadziła do sytuacji, że przy tłumaczeniu fachowych książek Chomsky’ego na język polski, podawane przezeń przykłady funkcjonowania gramatyki uniwersalnej z konieczności są przytaczane w języku angielskim!

4 Warto przypomnieć, że debacie tej uczestniczyli nie tylko dość młody podówczas Noam Chomsky i 76-letni Jean Piaget, ale także i inne “tuzy” ówczesnych nauk biologiczno-psychologicznych, z których autor niniejszej pracy poznał i dyskutował w kilka lat później osobiście z Guy Celleriér oraz Barbarą Inhelder z Genewy, a także z Antoine Danchin i Jean-Pierre Changeux z Paryża.

5 Proces biosyntezy polega na “kopiowaniu” i “przepisywaniu” złożonych struktur kryształów organicznych, takich jak DNA i RNA, na strukturę zbudowanych z aminokwasów białek, stanowiących wraz z węglowodanami i tłuszczami podstawowy budulec organizmów żywych.

6 Na przykład kuzyn imieniem Kuba autora niniejszej pracy, między drugim a trzecim rokiem życia, mówił biegle swym własnym, zrozumiałym tylko dla jego, o dwa lata starszego brata, dość złożonym językiem, co wzbudzało zdumienie osób postronnych, z którymi nie potrafił się komunikować.

7 Ponieważ rośliny nie posiadają ani zmysłów ani narządów ruchu, więc nie mogą wykazywać inteligencji ruchowo-zmysłowej, o której rozwoju u człowieka mówi w swych pracach Jean Piaget [65]. Na podstawie tej wypowiedzi można się zorientować, ze zarówno Noam Chomsky jak i środowisko społeczne, którego jest on – w sensie marksowskim – produktem, po prostu nie dostrzega differentia specifica między Królestwem Roślin i Królestwem Zwierząt. (Tę różnicę bardzo precyzyjnie podał Arystoteles, ale niestety została ona zapomniana.) Powyższe zjawisko ma taką samą podstawę fizjologiczną jak poznany przez Chomsky’ego fakt niedostrzegania, w okresie ich dojrzałego życia, struktur “poziomych” przez te koty, które w młodości wychowane zostały w specjalnych okularach, zezwalających im na widzenie tylko struktur “pionowych” (lub na odwrót).

8 W specyficznej dyscyplinie jaką jest biologia, można – a nawet należy – mówić o “nabijaniu w butelkę” publiczności przez uczonych. Patrz odpowiednie adnotacje w rozdziałach VII – IX niniejszej pracy.

9 Jak widać z tego sformułowania Prawo Zoologii winno się odnosić także do mikro-organów nie znanych jeszcze 200 lat temu, a w szczególności do mikro-organów “pamięci”, z konieczności kodowanej na kwasach nukleinowych DNA i RNA (białka bowiem ulegają częstej, cyklicznej odnowie [60, 61]). Dzięki wybiórczym hipertrofiom, zanikom, oraz nowym skojarzeniom (asocjacjom, rekombinacjom) podzespołów (czyli genów) tych mikro-organów, żyjące przez dziesiątki lat organizmy wyższe (w tym oczywiście i ludzie), praktycznie do końca swego życia mogą zapamiętywać umiejętności jakich się wcześniej nauczyły. Jeśli nawet dojdzie z czasem do osłabnięcia (atrofii) wskutek nie ćwiczenia, grup mięśniowo-neuronalnych odpowiedzialnych za te wyuczone zachowania, to już krótki okres ich przypominania (czyli tak zwana anamneza – patrz Wstęp)pozwala, dzięki “zapisaniu” rezultatów wysiłków organizmu w epigenetycznie przebudowanych kwasach nukleinowych poszczególnych tkanek, na szybkie odtworzenie wyuczonych wcześniej umiejętności. Specyficznym, dobrze znanym lekarzom przykładem tego zjawiska jest tak zwana “pamięć immunologiczna”. Ta pamięć polega na epigenetycznym zakodowaniu, w strukturach DNA układu odpornościowego, skonstruowanej przez organizm reakcji odpornościowej na przezwyciężoną wcześniej przez ten organizm chorobę.

10 Jeden z nauczycieli autora niniejszej dysertacji, nieżyjący już francuski zoolog Pierre-Paul Grassé utrzymywał, że człowiek ma w swym genomie zakodowany tylko jeden, bezwarunkowy odruch ssania, wszystkie jego późniejsze odruchy, to już są odruchy warunkowe, ukształtowane przez kolejne doświadczenia życiowe.

11“Człowiek bez neuronów” jest to tytuł recenzji, zamieszczonej jako załącznik do Atrap i paradoksów nowoczesnej biologii pióra autora niniejszego opracowania, ze znanej książki L’homme neuronal (Człowiek neuronalny) [70], napisanej przez Jean Pierre Changeux., jednego z uczestników spotkania z Chomsky’go z Piagetem w 1975 roku w Opactwie Royaumont. Pozostający pod wpływem neodarwinizmu, Changeaux twierdzi w tej książce, że Apprendre c’est éliminer (uczyć się oznacza eliminować w głowie neurony) z czego logicznie wynika, że osoby najbardziej “wykształcone” powinny mieć w głowach najmniej neuronów. Ot i streszczenia całokształtu osiągnięć Nauk o Życiu na progu Trzeciego Tysiąclecia.

12 Patrz podobne wywody Allana Blooma w książce Umysł zamkbięty [5], omawianej bliżej w przypisach nr 13 i 14 Wstępu.

i Jean Piaget [w] Noam Chomsky, Jean Piaget et al. Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej, IFIS PAN, Warszawa 1996, tom I, Materiały z konferencji w Abbaye de Royaumont, 1975.

ii Noam Chomsky, Jean Piaget et al. Noama Chomsky’ego próba rewolucji naukowej, IFIS PAN, Warszawa 1996, tom II, Materiały z lat 1976 –1985.

iii Barbara McClintock “Znaczenie odpowiedzi genomu na rzucone mu wyzwanie”, Science, 226, 792, 1984.

iv J.B. Lamarck Filozofia zoologiczna, PWN, Warszawa 1970

v M. Cowan “The Development of the Brain”, Scientific American, 241 (3), 106, 1979.

vi Jean Pierre Changeux L’homme neuronal (Człowiek neuronalny), Paris 1984.

 

Posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment

PAN w Z-nem (63): „Helleniści” i „hebraiści” Matthew Arnolda (1869) revisited

czyli

O B(r)żydocie Globalizującej Świat Cywilizacji

pod BOGIEM OBŁUDY

Żydo-Anglo-Banderowskiej Mafiokracji

Część Pierwsza (z 3):

Doprecyzowanie przeciwieństwa pojęć „helleńskiej” i „hebrajskiej” kultury

1. Stosunek „hellenistów” do zmian zachodzących w obecnym świecie

W sposób maksymalnie skrótowy, ubiegłowieczne opinie na powyższy, obecnie pracowicie „zapominany” w państwach pod zarządem USA temat, przedstawiła Clare Cavanagh, północno-amerykańska specjalistka w szczególności od kultury słowiańskiej, w książce pod wskazanym poniżej tytułem:

W Polsce, głównie „przedwrześniowej”, była znana książka wskazanego powyżej Tadeusza (Faddei) Zielińskiego „Hellenizm a Judaizm”, wydana w 1927 roku. Na jej powtórne wydanie nad Wisłą trzeba było czekać aż do roku 2001. Jak mi mówili moi koledzy, filozofowie nauki z Krakowa, moja krótka, spisana w roku 1995, broszura „Wojna Bogów– Helios i Światowid kontra Jahwe i Hefajstos”, w swej zasadniczej idei pokrywa się z obserwacją Zielińskiego, iż „Kultura (i ustrój społeczny) starożytnego Izraela były dokładnym przeciwieństwem (kultury i ustroju) Hellady”. Przy czym Arnold, w swej „Kulturze i anarchiiz przed z górą 150 laty, wskazał na differentia specifica między tymi antyczno-nowoczesnymi kulturami: Duch ludzki, a w szczególności duch ludzi Zachodu, składa się nie z jednej, ale z dwóch części, hebrajskiej oraz helleńskiej. Ideą rządzącą w hellenizmie jest spontaniczność świadomości, natomiast w hebraizmie jest jej usztywnienie”. I co więcej:

(…) Hellenizm należy do tradycji kultury greckiej, oznacza on rozum i intelekt wolny odporny na hipokryzję i przesądy, połączony z wyobraźnią i emocją, otwarty na wszelką doskonałość przeszłą, aktualną i przyszłą. Jest to intelekt giętki i zdolny do autokorekty, wróg fanatyzmu, sztywności i jednostronności. Jest to strumień myśli o wszystkim, uczenie się perfekcji, jest to siła która zezwala nam widzieć jak rzeczy wyglądają naprawdę Stąd też kultura jest w znacznym stopniu helleńska.

Takich PIĘKNYCH – w moim prywatnym zrozumieniu – cech nie posiada umysłowość określana do niedawna jako „burżuazyjna”, wykształcona szczególnie w wiktoriańskiej Anglii XIX wieku .Według Arnolda Hebraizacja oznacza poświęcenie wszelkich innych aspektów naszego bytu jego stronie religijnej … prowadzi ona do pokręconego (twisted) wzrostu naszej strony religijnej, a zatem do utraty dążenia do doskonałości.

Jak zauważył to Milton Himmelfarb, autor artykułu „Hellenizm i Hebraizm dzisiaj” (Commentary, 7/1969): „Co uderzało wielu Żydów w tych Arnolda opisach hebraizmu to fakt, że on bynajmniej nie mówił i nie zajmował się ani Żydami ani ich religią. (…) On definiował ducha, jak go rozumiał, sekciarskiego protestantyzmu dziewiętnastowiecznej Anglii. Jego hebraizm wskazywał na sekciarską protestancką bibliolatrię – doktrynę „otwartej Biblii”, która została doprowadzona do demokratycznej krańcowości, według której każdy mógł czytać Biblię i każdy ją mógł zrozumieć.” (…)

By uwypuklić różnicę między tymi kulturami, Himmelfarb przypomniał zabawne porównanie, pochodzące od wczesnogreckiego poety Archilocha Lis zna wiele rzeczy, ale jeż zna Jedną Wielką Rzecz, Hellenizm to lis, a Hebraizm to jeż”. Przy czym oczywiście ta WIEKA RECZ, wokół której z zachwytem od blisko 3 tysięcy lat krzątają się ‘hebraiści’, to oczywiście Pismo zachwalane przez nich jako Święte. Jego uporczywe studia dostarczają, takim „najeżonymwrogością do szerszego na świat spojrzenia jeżom”, obfitej strawy – i to zarówno tej duchowej jak i tej przyziemnie cielesnej.

Co ja osobiście sądzę tym zasadniczym przeciwieństwie?

Otóż zasadnicza odmienność sposobu myślenia i reagowania na świat „hellenistów”, od tego „hebraistów”, była – i nadal jest – prostą pochodną otoczenia społecznego, w jakim są wychowywani młodzi ludzie. A zwłaszcza lektur, które młodzi zwykli czytać. Ja wychowałem się, w czasach stalinowskich, na „Mitach greckich” Parandowskiego, a w ostatniej klasie liceum miałem lekcje z „logiki”, które były skróconym wykładem podstawowych pojęć greckiej filozofii. Stąd też wkraczając w dojrzałość byłem już przekonanym „hellenistą”. Będące z ich definicji „hebrajskimi”, dogmaty oraz obrzędy kościelne mnie po prostu nudziły. (Pamiętam, że w wieku około 10 lat, gdy na lekcji religii ksiądz opowiadał nam, jako to jest dobrze być księdzem, to ja się wieczorem NAPRAWDĘ MODLIŁEM, aby nim nie zostać!)

Faktem jest, że mam coś w sobie z tego „lisa” z antycznych poematów Archilocha. Jak pamiętam w liceum a potem na pierwszym roku fizyki się zachwycałem elegancją klasycznej – a następnie i analitycznej – geometrii. A będąc „człowiekiem ruchu”, po ukończeniu fizyki na UJ, by uniknąć obowiązkowej nudy „przypisania” do jakiegoś laboratorium naukowego, rozpocząłem dodatkowe studia podyplomowe w zakresie afrykanistyki na UW. Po roku przerwy od „siedzenia” w naukach ścisłych, z życiowej konieczności powróciłem do modnej w tym czasie geofizyki. Korzystając z stypendium władz Stanu Kalifornia zrobiłem dodatkowy dyplom i zacząłem robić doktorat w tej dyscyplinie na UC Berkeley (lata 1969-72). Iw trakcie tego pobytu za Oceanem przed z górą 50 laty, nie potrafiłem się powstrzymać od dostrzeżenia, jak wyjątkowo mało estetycznie żyją tak zwani „prawdziwi Amerykanie”. Napędzany mym „instynktem lisa”,zacząłem się doszukiwać przyczyn, dla których wyhodowane za Atlantykiem umysłowe „jeże”, z których się składa ponoć aż 70 procent dorosłego amerykańskiego społeczeństwa, odruchowo odwracają wzrok od powabów szerszego na świat spojrzenia. Dlaczego u nich nastąpił prawie zupełny zanik tej wychwalanej przez Arnolda „siły która zezwala nam widzieć jak rzeczy wyglądają naprawdę”? No i zacząłem się zastanawiać skąd się biorą te NASZE – tj. przynajmniej moje – odruchy, by gonić za rzeczami, które w naszym odczuciu zdają się być PIĘKNE i unikać tych, które u nas wzbudzają ODRAZĘ?

Otóż z okresu mej późnej młodości zapamiętałem, decydujący dla mej przyszłej kariery (?) moment, kiedy to pochłonięty pracą nad przygotowaniem dysertacji magisterskiej z fizyki ciała stałego, wybrałem się w grudniu 1964 z kolegami grotołazami z Krakowa, odkopywać zasypane śniegiem wejście do jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach Zachodnich. Była fatalna pogoda i mgła uniemożliwiła nam zlokalizowanie jego miejsca. Gdy wracaliśmy z górnego piętra doliny Małej Łąki, zniechęceni naszymi nieskutecznymi poszukiwaniami, nagle mgła ustąpiła i obok nas wyłoniła się wspaniale ośnieżona Wielka Turnia, a po drugiej stronie doliny ukazało się urwisko Mnicha Małołąckiego. Ta nagle odsłonięta sceneria była tak urzekająca, że odruchowo zacząłem myśl, że ten mójspołecznie wymuszony” obowiązek robienia kariery fizyka to strata czasu, marnowanie życia – zwłaszcza że znałem negatywną opinię mego ojca, zacnego profesora geochemii, na temat ograniczeń poznawczych związanych z życiem naukowca.

Tego typu „oczarowania Przyrodą, nie ulepszoną ludzką ręką” nie są całkowicie marginalne i jednostkowe. Kilkanaście lat temu czytałem książkę Góral z Wilnaautorstwa mego nieco starszego kolegi Włodka Cywińskiego, absolwenta Wydziału Elektroniki Uniwersytetu Gdańskiego .Decydującym momentem, który przyczynił się do jego nie-inżynierskiej DOROSŁEJ karierprzewodnika tatrzańskiego i ratownika TOPR, była wycieczka, jeszcze z rodzicami w wieku lat 17, na Babią Górę (1725 m) w Beskidach. Z niej to zobaczył, po raz pierwszy Tatry. Jak wspominał w swej autobiografii, ten widok to była dlań MAGICZNA siła, które wyznaczyła dalszy przebieg jego życia po ukończeniu studiów elektroniki. (Włodek zginął, wspinając się „solo” w Tatrach Słowackich w wieku lat 74.)

I trzeba tu od razu podkreślić. Ta siła, oddziałująca na „ludzi gór” miała/ma ZOOLOGICZNY charakter, wyraźnie się manifestujący także i u innych zwierząt. Pamiętam jak z kilkanaście lat temu dojeżdżaliśmy samochodem do rozsłonecznionego lasu w pobliżu przełęczy Knurowskiej w Gorcach, to towarzyszący nam pies „lobo” (rasy ‘skundlony malamut’) zaczął z podniecenia piszczeć domagając się jak najszybszego z samochodu uwolnienia. A kiedy się z niego, na przełęczy nareszcie wyrwał, to natychmiast zniknął w tym CZAROWNYM dla niego lesie – i całe pół godziny to trwało zanim z niego, zmęczony i szczęśliwy, do nas powrócił.

Filozofowie ateńscy z kręgu Platona mieli nazwę na takie spontaniczne, ludzko-zwierzęce zachowania się. Kojarzyli je z bogo-człowiekiem Erosem, który goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy”. Tego EROSA ze spisanej prawie 2400 lat temuUczty” Platona, cechuje wywodzący się z jego, jak najbardziej „zwierzęcego” seksualizmu, pociąg do PIĘKNA.I spontanicznie wynikający z tego pożądania wysiłek możliwie najprecyzyjniejszego rozpoznawaniotaczającego go świata. Z tego zoologicznego” powodu, u aktywnych poznawczo ludzi doskonali się ROZUM, najcenniejszy organ, który pełnię swych możliwości osiąga dopiero w naszym wieku dorosłym. Stąd i ten helleński EROS, to wspólne całej żywinie (zoon) POŻĄDANIE – zwane miłością – PIĘKNA, a zatem i wyczuwalnego dojrzałym rozumem DOBRA, wyobrażanego sobie w jak najbardziej obiektywnej, zdepersonalizowanej już formie.

(Nie tak dawno, zachwycony pięknem pokrytej wiosennymi krokusami łąki w Tatrach, zastanawiałem się, że przecież te krokusy z SAMEJ ICH NATURY do pięknego swego wyglądu dążą, radując swym widokiem dusze nie tylko turystów ale i lokalnych owadów. Zachęcone pociągającym je widokiem, przysiadają one na tych kwiatach, pożywiając się wydzielanym przez nie nektarem. A przy okazji przenoszą na inne krokusy ich pollen-pyłek. Przez co ułatwiają wymianę i „naprawę” genów tej rośliny. Co automatycznie prowadzi do jej samorzutnego „ulepszania się z czasem.)

Opuśćmy chwilowo wzmiankowany proces samorzutnego odradzania się genetycznego flory. Przejdźmy do podobnej działalności ssaków naczelnych, zwanych ludźmi. zachowanych śladów literackich poczynań ateńskich filozofów wynika, że starali się oni, na przekór wszelkim materialnym ograniczeniom ich bytu, tak konstruować otaczające ich, społeczne otoczenie, aby było ono HARMONIJNIE powiązane z otaczającą ich Przyrodą, zwłaszcza tą ożywioną. Jak zauważył to, w dialoguPaństwo”, ojciec FILOZOFII POLITYCZNEJ Platon, ideałem polis (gr. πόλεις ) jest rodzaj Wspólnoty (Komuny!) Bogów, Ludzi i Przyrody.

2. Judaizm to POTWORNA RELIGIA, która nie powinna istnieć”

(John Strugnell, wieloletni kierownik Międzynarodowej Komisji odczytującej hebrajskie Rękopisy znalezione w Qumran nad Morzem Martwym, w wywiadzie udzielonym izraelskiemu dziennikowi „Haaertz” w 1990 roku)

W odróżnieniu od obecnie intensywnie zapominanego HELLENIZMU, którym Matthew Arnold się zachwycał w połowie wieku XIX, w naśladujących Stany Zjednoczone A.P., społeczeństwach Zachodu rozkwita HEBRAIZM będący, według Karola Marksa (1844), ewidentną ASPOŁECZNĄ ideologią. Jak podkreślam to w pamflecie z 2021 r. Midrasz „Lucyfera” o Stworzeniu Boga Izraela”, ta „nowo-antyczna” ideologia odradza się na pożywce duchowej” w formie ‘Pisma od Boga’, skompilowanego blisko 3 tysiące lat temu, przez kapłanów wczesnego Izraela. Według wzmiankowanego K. Marksa, nowocześni „hebraiści” byli – i nadal są – prawie ślepymi czcicielami antycznego boga BOGACENIA SIĘ (Mamona), którzy swą działalnością w świecie stwarzają B(R)ŻYDOTĘ – a zatem i w miarę obiektywne ZŁO, które zaczyna nas, ze wszech stron, przytłaczać.

Bardzo łatwo jest wskazać na wyjątkowo WSTRĘTNY przykład, na jakiej to Zasadzie (Nie)Poznania zostały zbudowane kolejne Cywilizacje o charakterze „hebraistycznym”. Jest nim „ofiara sakralna”, złożona przy okazji otrzymania przez Mojżesza, pod górą Synaj, sławnych Kamiennych Tablic były (one) dziełem Bożym, a pismo na nich było pismem Boga

Oto opis tej Wspaniałości Bożej zachowany w Księdze Wyjścia, rozdział 32:

Zatrzymał się Mojżesz w bramie obozu i zawołał : « Kto jest za Panem , do mnie !» A wówczas przyłączyli się do niego wszyscy synowie Lewiego . I rzekł do nich : « Tak mówi Pan , Bóg Izraela : ” Każdy z was niech przypasze miecz do boku . Przejdźcie tam i z powrotem od jednej bramy w obozie do drugiej i zabijajcie : kto swego brata , kto swego przyjaciela , kto swego krewnego”». Synowie Lewiego uczynili według rozkazu Mojżesza , i zabito w tym dniu około trzech tysięcy mężów . Mojżesz powiedział wówczas do nich : « Poświęciliście ręce dla Pana , ponieważ każdy z was był przeciw swojemu synowi , przeciw swemu bratu . Oby Pan użyczył wam dzisiaj błogosławieństwa !»

Co więcej, z tejże Księgi Wyjścia się dowiadujemy, że Bóg nieźle wyekwipował’ opuszczających Egipt Hebrajczyków: Sprawię też, że Egipcjanie okażą życzliwość ludowi temu, tak iż nie pójdziecie z niczym, gdy będziecie wychodzić. Każda bowiem kobieta pożyczy od swojej sąsiadki i od pani domu swego srebrnych i złotych naczyń oraz szat. Nałożycie to na synów i córki wasze i złupicie Egipcjan». (Wj 3:21) Tak, że uciekinierzy z Egiptu mieli z czym dotrzeć do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód, (by zająć) miejsce Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty.” (Wj. 3:8).

Czyli w hebrajskiej Biblii mamy RELIGIJNĄ apoteozę nie tylko OB(R)ŻYDLIWYCH MORDÓW swych braci oraz przyjaciół przez „błogosławionych bogiemLewitów, ale także wychwalanie EKSTERMINACJI plemion stojących na drodze Ludu Bożego do ziemi żyznej i przestronnej, która opływa w mleko i miód”.

Jeśli zestawimy Przykazania Bożego Dekalogu Nie Zabijaj, Nie Kradnij Nie Pożądaj własności sąsiada twego”, z „praktycznymi zaleceniami” tegoż mojżeszowego BOGAto nie trzeba być artilochowym „lisem” by dokonać prostego skojarzeniaRzeczony Dekalog, zawzięcie wychwalany przez wszystkie możliwe żydo-chrześcijańskie Sekty oraz kościoły, to nic innego jak TARCZA OCHRONNA odbijająca, od obłąkanych żądzą gromadzenia bogactw hebrajskich psychopatów, wszelkie oskarżenia o wyjątkowo podłe ich się zachowania.

3. Kult Boga Izraelato w swej istocie Kult POTWORA żyjącego dla KRADZIEŻY I MORDU, dla niepoznaki zakrytego nimbem STWÓRCY DEKALOGU

Tę perwersję poznawczą mozaizmu (pol. ‘mojżeszowactwa’) doskonale wypunktował czeski gnostyk Jan Kozák wKořeny indoeuropske duchovni tradice(Praha 2014, s. 221).judaizmie została najpełniej i najrzetelniej rozpracowana zasada podmiany, względnie wymiany, prawego na lewe, górnego na dolne, wewnętrznego na zewnętrzne, oraz uczciwego i szczerego, na podstępne i zakłamane. Przecież to sam ten temat zamiany i obrócenia wszystkiego, co jest wielkie, szlachetne i ludzkie w rzecz małą, kryminalną i grzeszną, stał się proklamowanym i wszędzie uwielbionym „uświęconym” principium, tak że daje się go dobrze studiować.”

Powyższy program odwracania „do góry nogami” podstawowych pojęć z zakresu nie tylko etyki, za sprawą „największego z apostołów”, znanego jako św. Paweł, został skutecznie przeszczepiondo Testamentu NOWEGO. By zacytować, w nieco tylko dosadniejszym ich sformułowaniu, wersety 27-27, kończące rozdział 11 Listu do Koryntian”: Bóg wyróżnił słabo widzących, aby tych dalekowzrocznych ośmieszyć; wybrał tych zniewieściałych i strachliwych, aby mężnych i odważnych poniżyć, i wybrał tych z kryminalnych społecznych dołów, by głosili że TO, CO NIE JEST (ROZUMNE) WYRÓŻNIŁ BÓG, BY TO CO JEST (ROZUMNE I PIĘKNE) UNICESTWIĆ, tak by nikt nie denuncjował poczynań mojżeszowego BOGA GRABIEŻY I MORDU.

Otóż jak się czyta, w oryginale, powyższe zapewnienie, to niejako automatycznie przychodzi na myśl skojarzenie, że kttwierdzący z dumą iż jego „bóg” preferuje LOGOS (przesłanie) proroków głoszących to CO NIE JEST, by to CO JEST (w rzeczywistości) UNICESTWIĆ, jest po prostu wyznawcą „boga” (bogini?), z grecka zwanej HIPOKRYZJĄ. Co więcej, to swe UDAWANIE, iż się jest „wybranym przez boga” apostołem zwalczającego obłudę żydowskiego kleru Jezusa z Nazaretu, rzeczony Szaweł alias Paweł  doprowadził do pewnego rodzaju Perfekcji. Zrobił to, zapewniając czytelników „Listu do Galatian”, iż upodobało się Bogu (Udawaczy) by mnie sobie obrać, zanim się urodziłem i powołać przez łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego”. No i dzięki takiemu hucpiarskiemu zagraniu (postulowane “wybraństwo” przez Boga już w stadium embrionalnym!), dzięki wsparciu z ukrycia jego działalności “literackiej”  przez mafię kapłana Gamaliela,udało się z czasem wprowadzić, powyższy program „wychowawczej” OBŁUDY judaistów, do powstających kościołów i sekt. Za wyjątkiem mających czelność kwestionować mądrość Szawła alias Pawła nestoriana następnie inspirowanych nimi mahometan.

Na tej postawie możemy dokonać ścisłego rozdziału między HELLEŃSKIM kultem EROSA, stymulującego w szczególności ludzi, by dokładali wysiłków by widzieć jak rzeczy wyglądają naprawdę” i HEBRAJSKIM kultem OBŁUDY BOGA JAHWE, będącego rodzajem umysłowej CHIMERY, nie pozwalającej zwykłym śmiertelnikom się zorientować, w uścisku jakiego to, zmontowanego przez antycznych Mędrców Syjonu POTWORA, się oni znaleźli.

O współczesnych NAUKOWYCH Czcicielach Boga (Bogini?) HIPOKRYZJI, którzy „przejęli Klucze Poznania Świątyni Nauk o Życiu, sami do niej nie weszli i innym wejść nie dają(Łk 11: 52),powiemy więcej w kolejnych częściach tego krótkiego eseju, spisanego z okazji osiągnięcia przeze mnie wieku lat 80, czyli wieku odejścia ze świata Platona oraz Buddy.

Koniec Części Pierwszej (z 3)

Posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

PAN w Z-nem (62): Czy „zamerykanizowana” Ludzkość to Planetarny TUMOR?

(Na prośbę Instytutu Spraw Obywatelskich (ISO) z Łodzi zrobiłem internetową wersję ostatniego, 21 rozdziału książki „Atrapy oraz paradoksy nowoczesnej biologii”)

Oto Strony 161-170 tych „Atrap i paradoksów nowoczesnej biologii”, spisanych na zamówienie „NK” w 1984 roku ale opublikowanych dopiero, własnym kosztem, w 1993.

Rozdział 21. Działalność człowieka w biosferze

(Jest to ostatni rozdział Części Piątej „UWSTECZNIANIE SIĘ ORGANIZACJI USTROJÓW ŻYWYCH” powyższej książki)

4000 słów

Jak w perspektywie omawianych w tej książce teorii biologicznych usytuować całokształt poczynań nowoczesnego człowieka? W świetle idei darwinowskich sprawa jest dość prosta. Najsilniejsi przeżywają, słabsi umierają, by żyć, należy toczyć walkę o byt. W ramach tej bezpardonowej walki wszystkie metody dobre, byleby tylko przynosiły naturalnie dobranym osobnikom (względnie całymNarodom Wybranym) sukces rozrodczy oraz zwiększały w wymierny sposób ich stopień dominacji nad
otoczeniem.

Nie trudno zauważyć, że paradygmat darwinowski pokrywa się w zasadzie z tym, co myśli o świecie przeciętny,normalnyczłowiek. (Stąd też bierze się, jak już wcześniej na to zwracaliśmy uwagę, tak niezwykła popularność idei Darwina wśród ludzi przeciętnych, zawzięcie pchających się w swym życiu po to, by zdobyć pieniądze, władzę, czy choćby tylko sławę.)

Ponieważ najrozmaitsze wynalazki i usprawnienia techniczne znacznie ułatwiają osiągnięcie sukcesu w staraniach o panowanie nad światem, więc teoria darwinowska niejako uświęca zarówno obecny wyścig zbrojeń, jak i dzisiejszą konkurencję w rozwoju ekonomii. Wysokość dochodu narodowego na głowę mieszkańca stała się nawet powszechnie zrozumiałym miernikiem międzynarodowejwalki o bytw warunkach długotrwałego pokoju: za wiodące i godne naśladowania uważa się te kraje, które wytwarzają najwięcej przedmiotów ułatwiających człowiekowi przeciętnemu panowanie nad jego otoczeniem.

Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja nowoczesnego człowieka w świetle teorii Lamarcka, Piageta czy Lorenza. Nieliczni, ale wybitni badacze należący do tej kategorii uczonych wielkie znaczenie przykładają do niedostrzeganego zupełnie przez darwinistów sprzężenia zwrotnego, polegającego na fatalnym wpływie na człowieka najrozmaitszych urządzeń technicznych, przy pomocy których ułatwia on sobie realizację swego, odnotowanego już wKsiędze Rodzajudążenia do panowania nad światem. Zajmijmy się nieco bliżej tym bardzo ważnym, acz zazwyczaj zupełnie przemilczanym, problemem.

W rozdziale 11 pisaliśmy, że dostarczanie z zewnątrz do komórki jakiejś substancji, którą ona zwykła sama wytwarzać, powoduje, poprzez mechanizmzahamowania przez produkt, zablokowanie endogennej (wewnętrznej) syntezy tej substancji. W wypadku długotrwałego utrzymywania się sytuacji, w której komórka otrzymuje z zewnątrz pożądany przez nią składnik, dochodzi zwykle do zupełnego wycofania i zaniku wewnątrzkomórkowych organów przystosowanych do wytwarzania tego składnika. Ten prosty mechanizm chemiczny funkcjonuje także w wypadku ustrojów wielokomórkowych, w tym i organizmu człowieka: w rozdziale 16 dawaliśmy przykład, jak dostarczona za pomocą zastrzyku morfina nie tylko w sposób prawie natychmiastowy eliminuje wewnętrzne dolegliwości organizmu, alewskutek swej obecnościhamuje jednocześnie endogenną syntezę uśmierzającego ból neuropeptydu enkafaliny. Ta ostatnia reakcja fizjologiczna jest przyczyną, że po okresie euforii, wywołanym nadmiarem w organizmie narkotyków dostarczonych z zewnątrz, pojawia się uczucie depresji spowodowane niedoborem endogennych środków opiumującychco jest bodźcem zachęcającym daną osobę do zrobienia sobie kolejnego zastrzyku zawierającego narkotyk pożądany przez organizm.

Identyczną sytuację fizjologiczną obserwujemy w wypadku częstego używania najrozmaitszych ułatwień życiowych, które eliminują, bądź tylko zmniejszają, wykorzystania rozmaitych organów człowieka. W pierwszym okresie po użyciu jakiegoś usprawnienia technicznego, ludzie odczuwają wielką, fizjologiczną radość z powodu wyzwolenia od wykonywania uciążliwych czynności: taką radość czują na przykład nabywcy samochodów, którzy dzięki nim nie muszą się już trudzić nudnym chodzeniem na własnych nogach. Z czasem jednak ta mechanicznie otrzymana radość powszednieje, człowiek się przyzwyczaja do posiadanych ułatwień i można zaobserwować u niego objawy uzależnienia podobnego do tego, w jakie popadają narkomani: pozbawienie go możliwości jeżdżenia samochodem czy oglądania obrazu telewizyjnego wywołuje stany depresji, jego życie zaczyna być coraz bardziej podporządkowane konieczności wykonywania niezwykle nudnych i zubożających jego osobowość prac, zezwalających na zdobycie środków niezbędnych do utrzymania posiadanych przez niego maszyn.

W bardziej dalekosiężnym rezultacie urządzenia, które człowiek wymyślał z nadzieją, że zwiększą one zakres jego wolności poprzez oszczędzenie mu trudów codziennego życia, przyczyniają się do powstania rzeczywistości zgoła odmiennej: to właśnie przez zastosowanie coraz to nowych technologii ludzie stali się niewolnikami swych najbardziej przyziemnych potrzeb; stali się chorowici i słabi, a także utracili swe zdolności twórcze.

Zilustrujmy niezbyt przyjemną dla nas wszystkich tezę kilkoma znanymi przykładami. Gdy zaczynano masowo produkować samochody, to myślano, że zezwolą one szerokim rzeszom możliwie szybko pokonywać duże odległości. Tymczasem, według danych przytaczanych przez Ivana Illycha, gdy do czasu spędzonego w sposób niezbyt zdrowy w samochodzie doda się czas, jaki przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych traci, by zarobić na jego utrzymanie, to okazuje się, że średnia szybkość przemieszczania się tym pożądanym przez każdego pojazdem wynosi tylko… 6 km/godz! (Oznacza to, że zarówno od strony ekonomii czasu, jak i ekologii, od Amerykanów o wiele racjonalniejsi okazali się Chińczycy, którzy wybrali rower jako popularny środek komunikacji [MG 2022 – niestety i Chińczycy się obecnie ‘zamerykanizowali’].)

Masowe i długotrwałe używanie samochodów stało się przyczyną zarówno nabytej, jak i dziedzicznej atrofii organów ruchu u człowieka. Zjawisko to jest widoczne zwłaszcza w krajach, gdzie samochód jest używany już od kilku pokoleń: autor był świadkiem na Uniwersytecie Kalifornijskim, jak w czasie wycieczki studenckiej, młodzi ludzie mieli zasadnicze trudności z przejściem zaledwie kilkunastu kilometrów!

Bardzo podobne społeczne rezultaty dało masowe wprowadzenie do użytku telewizji oraz innych elektronicznych urządzeń uprzyjemniających życie. Maszyny te skutecznie doprowadziły do wytłumienia u ich użytkowników zarówno naturalnej ciekawości, zaspokajanej przez łatwostrawną dla umysłuinformacyjna papkę, jak i do coraz wyraźniejszej utraty zdolności do samodzielnego tworzenia i odtwarzania muzyki: w Meksyku na przykład jeszcze w latach 6O-tych ludzie gromadzili się wieczorem na wioskowych placach gdzie miejscowe zespoły dawały koncerty. Ten sympatyczny zwyczaj zaniknął zupełnie po zalaniu meksykańskich miasteczek przez najnowsze urządzenia do odtwarzania dźwięku.

Ciągłemu przebywaniu w ułatwionych przez technikę warunkach zawdzięczamy stale rosnącą ilość chorób zwanych cywilizacyjnymi. Pisaliśmy już o schorzeniach układu krążenia wywołanych nieruchawym trybem życia, o otyłości i cukrzycy spowodowanej zbyt obfitą dietą. Do takich schorzeń należą nasze ustawiczne kłopoty z zębami, które nasi przodkowie jak wskazują na to dane archeologiczne mieli zazwyczaj w wyśmienitym stanie, zwłaszcza w okresie gdy nie spożywali
jeszcze rozmiękczonych przez gotowanie pokarmów. Coraz więcej też ludzi musi nosić okulary i związane jest to ze zbyt małym ćwiczeniem mięśni odpowiedzialnych za akomodację soczewki oka. Te właśnie mięśnie unieruchamiane w trakcie czytania coraz to liczniejszych książek, w czasie wielogodzinnego oglądania telewizji oraz pracy z komputerem.

Życie w środowisku silnie zurbanizowanym, gdzie wszystkie podstawowe funkcje fizjologiczne organizmu ludzkiego systematycznie ułatwiane, a nawet eliminowane, prowadzi nie tylko do atrofii struktur nie używanych i do chorób związanych z atrofią. W takim właśnie, sztucznie ułatwionym środowisku, w sposób masowy pojawiają się nowe, częstokroć patologiczne zachowania,dające upustrozmaitym hormonom wytwarzanym prze organizm. Szczególnie ważne tutaj zarówno indywidualne, jak i zbiorowe zaburzenia umysłowe, wywołane niemożnością wewnętrznegoskonsumowaniarozmaitych neuropeptydów i hormonów wytwarzanych przez mózg, który się jeszcze nie przyzwyczaił do otępiającego trybu życia w warunkach komfortu. (Przykładem tutaj zbiorowe histerie i psychozy, charakterystyczne dla okresów szybkiej urbanizacji- by wymienić masowe palenie czarownic i wojny religijne w okresie Renesansu, czy też nie tak dawny faszyzm. Zaburzeniem umysłowym wyraźnie stymulowanym przez łatwy tryb życia jest też schizofrenia, zwana z tego powodukrólewską chorobą.)

Oczywiście nie wszystkiewariacje, jakie powstają wulepszonychwarunkach życia, mają charakter wyraźnie patologiczny. Częstokroć one źródłem zupełnie nowych kultur czy sub-kultur. Niewątpliwie pozytywną reakcją na unieruchomienie człowieka przez cywilizację jest rozkwit najrozmaitszychzwariowanych” sportów, do których należy zarówno elitarny alpinizm, jak i masowe bieganie truchtem (jogging). Podobnie jak u zwierząt żyjących w warunkach permanentnego zamknięcia. obserwuje się u człowieka zanik wyższych instynktów społecznych (jak na przykład altruizmu), przy jednoznacznej znacznej hipertrofii, a nawet wyboczeniu jego „niższychcach biologicznych, takich jak seksualizm i zachłanność konsumpcyjna.

Jak wskazywaliśmy na to w rozdziale poświęconym zjawiskom degeneracyjnym u zwierząt, jedną z cech charakterystycznych dla osobników udomowionych jest znacznie zmniejszona precyzja organów poznania. U współczesnego człowieka to zjawisko przejawia się nie tylko w osłabieniu zmysłu obserwacji, ale także w zachowaniu w wieku dojrzałym iście dziecięcej naiwności i łatwowierności, a także w braku wyższych form wyobraźni normalnej dla gatunku Homo sapiens. Do tego uwstecznienia się organów poznania dochodzi prawie zupełny zanik zdolności do spojrzeniaz zewnątrzna swe własne zachowanieprzez co myślenie i działanie w społeczeństwie nowoczesnym coraz bardziej sprowadza się do kontrolowanych przez środowisko zwykłych odruchów Pawłowa. Ten bardzo ogólny przegląd neotenicznych* cech osobowości Homo novum warto poprzeć kilkoma szczegółowymi przykładami.

———————-

* Na zewnętrzne oznaki neotenii u człowieka zwrócił uwagę L. Bolk w pierwszej połowie XX wieku. Do tych oznak należy według niego brak owłosienia i pigmentacji skóry (zwłaszcza u rasy białej) oraz niedokształcenie układu kostnego — na przykład zachowanie w wieku dorosłym nie w pełni zasklepionych szwów na czaszce (to zjawisko zauważył także K. Darwin u królika domowego — fig. 9). Wszystkie te oznaki „niedojrzałości” strukturalnej człowieka upodabniają go do noworodka orangutana bądź szympansa. Stąd też Bolk neotenię człowieka określił mianem „fetalizacji”, czyli jego upodobnienia się do płodu (fetusa) innych ssaków naczelnych. (MG 2022 – na ten temat napisałem z 30 lat temu, oryginalnie po angielsku, ostrą satyrkę pt. „Deklaracja Praw Człowieka Embrionalnego”.)

—————————-

Zanik precyzyjnie działającej wyobraźni i związaną z tym łatwowierność najlepiej ilustruje omawiane w szczegółach w niniejszej książce proste zjawisko fizyczne, które jest zupełnie nie dostrzegane przez większość dzisiejszych teoretyków biologii: konieczność zużywania się wszystkich przedmiotów, które używanewłączając w to używane książki, płyty i taśmy magnetofonowe. Skąd się bierze ta biała plamaw wyobraźni naukowej? Otóż osoby, które od dziecka wychowywane były w warunkach pełnego dobrobytu, przyzwyczaiły się, że otaczające je urządzenia wymieniane bądź wyrzucane raczej z tego powodu, że ich model stał się przestarzały, niż z powodu zużycia ich części. Osoby takie nie nabywają zatem odruchu przewidywania, że każda rzecz używana łącznie z urządzeniami przenoszącymi informacjęmusi się wcześniej czy później zepsuć. Otóż właśnie na braku takiej elementarnej naukowej wyobraźni została oparta teorianieśmiertelnościstruktur DNA, w którą to dziecinną teorię najwyraźniej uwierzyła spora liczba laureatów Nagrody Nobla.

Inną, wyraźnie neoteniczną cechą charakterystyczną dla nowoczesnej nauki jest deklarowana przez wielu znanych uczonych wiara, że nauka może stworzyć jakiś w pełni obiektywny obraź świata. (Przez obiektywność rozumiemy tutaj niezależność od indywidualnego, czyli subiektywnego punktu widzenia). Taką wiarę deklaruje na przykład J. Monod w swej książcePrzypadek i konieczność, B. F. Skinner w Poza wolnością i godnością, a nawet i A. Einstein w książce ,Jak ja widzę świat, w której już tytuł podkreśla subiektywność jego punktu widzenia.

Bez wątpienia to bardzo popularne w kręgach specjalistów wierzenie jest wynikiem prostego, pawłowskiego skojarzenia nie kwestionowanych przez nikogo postępów fizyki w konstrukcji zmatematyzowanego (a zatem stwarzającego pozór obiektywności) opisu zachowania się ciał prostych z postępami innych nauk starających się równie precyzyjnie iobiektywnieprzedstawić otaczającą nasożoną rzeczywistość. Czyż jednak nie tak dawne, kategoryczne oświadczenie J. Monoda, że wszystkie dane doświadczalne potwierdzają fakt, że mutacje tylko dziełem przypadku, jest stwierdzeniem nie podlegającego dyskusji faktu obiektywnego, czy też bliższym prawdy faktem jest, że genetycy w swym subiektywnym dążeniu do obiektywnościpo prostu ominęli niewygodne dane wskazujące na znaczne czasy latencji przez ujawnieniem się mutacji? J. Piaget pisał, że próba stworzeniaobiektywnego poglądu na światjest równoważna dziecięcej próbie przeskoczenia własnego cienia: przecież im bardziej, w celu osiągnięcia obiektywizmu, będziemy się starali odizolować nasze opinie o świecie od subiektywnych doznań naszych zmysłów, to… tym bardziej musimy stawać się ślepi** i pozbawieni wiedzy o tym świecie!

————–

** Filozof E. Kant ujął tę prawdę logiczną w formę słynnego stwierdzenia Nihil est in intellectu, quin prius fuerit in sensu — w umyśle nie ma niczego, co nie zostało mu wcześniej przekazane przez zmysły. Należy tutaj podkreślić, że nowe skojarzenia, a także pojęcia abstrakcyjne jakie tworzy umysł, zawsze opierają się na uprzednich doznaniach zmysłowych. (MG 2022 – powyższa teza poznawcza jest obecna już w filozofii Arystotelesa!)

———————

Powszechnemu obecnie przekonaniu, że nauka rozwija się tylko do przodu, w kierunku coraz to lepszego zrozumienia świata, towarzyszą zazwyczaj tak zwane pozytywne działania, mające na celu ulepszanie tego świata w myśl jego zrozumienia, jakie dostarcza cywilizacja naukowa. Starając się spojrzeć niecoz góryna te działania, dostrzec można błędne koło poczynań, w jakie się wmanewrował dzisiejszy człowiek. Człowiek ten, w swej neotenicznej arogancji sądzi, wie, podobnie jak biblijny Bóg, co jest dobre a co złe.

W czysto fizjologicznym odczuciudobrem wszystkie urządzenia i sytuacje zmniejszające trudy związane z codziannym ludzkim życiem, a także zezwalające jak na przykład pieniądze lub brońna symboliczne bądź bezpośrednie panowanie nad otoczeniem. (Stąd też te przedmioty nazywa się potoczniedobrami materialnymi.) Takie prymitywne zrozumienie pojęcia dobra ujawniło sięa raczej odrodziło się” — w cywilizacji europejskiej około 400 lat temu i do tego renesansu przedchrześcijańskich marzeń o ciągłymdobrym byciewalnie przyczynił się dokonany przez Gutenberga wynalazek druku, skutecznie ułatwiający rozprzestrzenianie się uproszczonych, na pozór racjonalnych idei. Od czasów ówczesnej Reformy, w wysoce zurbanizowanych krajach protestanckich uświęconymi stały się prozaiczne czynności zapewniające dobrobyt, a w szczególności wielkie znaczenie zaczęto przykładać do pracy wytwórczej, uprzednio traktowanej jako zajęcie niewolnicze i karę za grzech pierworodnej konsumpcji.

Przyspieszone przez Reformację uprzemysłowienie i zurbanizowanie społeczeństwa miało ważne skutki fizjologiczne. Długotrwałe przebywanie w silnie zmechanizowanym środowisku miast spowodowało u niektórych osób prawdziwą transformacjęich struktury neuronalnej odpowiedzialnej za poznanie świata: te neurony, które były stymulowane do wzrostu przez codzienny kontakt z maszynami bądź pieniędzmi, uległy hipertrofii, te zaś, które były predestynowane do kodowania odruchów, jakie powstają dzięki kontaktom ze światem ożywionym, stopniowo zanikły. Wskutek tej transformacji przystosowawczej pojedyncze, lepiej dopasowane do nowego otoczenia osoby przestały w ogóle dostrzegać podstawowe różnice między ciałami ożywionymi a martwymi, czego dowodem jest zniknięcie u wielu uczonych zdolności do wyobrażania sobie zjawisk regeneracji, nadregeneracji czy też samodoskonalenia się istot żywych***.

——————–

***MG 2022 – banalną uwagę, działającego w IV wieku mnicha Pelagiusza, argumentującego że człowiek potrafi się doskonalić etycznie swym własnym wysiłkiem odrzucały, aż do czasów najnowszych, kolejne sobory Kościoła Powszechnego. Ta religijna instytucja w ostatnich 3 wiekach walnie się przyczyniła do pojawienia się „darwinowskiego” nie-zrozumienia zachowania się Przyrody Ożywionej – patrz me „5 solas neo-darwinizmu” z 2017 roku.

——————–

W dalszym sprzężeniu zwrotnym rozpowszechniane przez mass medianaukoweprzedstawienie organizmów w postaci (bezdusznych) mechanizmów spopularyzowało ten sposób widzenia przyrody i jeszcze bardziej wzmocniło pozytywistyczną działalność człowieka: ponieważ nawet dzieci zdolne zauważyć, że mechanizmom wyraźnie szkodzą najrozmaitsze wstrząsy i zaburzenia pochodzące ze środowiska, więc ludzie w krajach wysoce zurbanizowanych zaczęli kojarzyć, że aby wyeliminowaćzło, należy tak przebudować świat, aby usunąć z niego wszelkie zgubne wpływy, mogące zagrozić delikatnym mechanizmom (to znaczy organizmom) panującego gatunku Homo sapiens.

To wyraźnie neoteniczne wyobrażenie sobie świata niecywilizowanego jako złego, gdziewedług potocznych opiniipanuje brud i głód, szaleją insekty, dzikie zwierzęta i straszne mikroby, stało się motorem do podjęcia zakrojonej na kalę planetarną próby totalnego udomowienia i sterylizacji przyrody: w tym celu wytępiono prawie wszystkie zwierzęta drapieżne, wyeliminowano zakaźne choroby, ujarzmiono niebezpieczne rzeki, kulę ziemską przykrywa się coraz liczniejszy mi komfortowymi domami, szpitalami i zakładami produkcyjnymi gdzie nic nie może człowiekowi zagrozić i gdzie nawet praca nie wymaga żadnego znaczniejszego,niszczącegowysiłku.

dobrotliwąideę społeczeństwa burżuazyjnego do swoistej perfekcji doprowadził psycholog amerykański B. F. Skinner: by uchronić swe nowonarodzone dziecko od częstokroć unieszczęśliwiającego je wpływu otoczenia, przez pierwszy rok życia trzymał je w szklanym inkubatorze, bardzo podobnym do tego w jakim trzyma się noworodki urodzone przedwcześnie (fig. 50B). Taskrzynia Skinnera, która w swym czasie była nawet dość sławna w Ameryce, jest modelem całości dobroczynnychpoczynań naszej cywilizacji: jak pisał kiedyś Maciej Iłowiecki, człowiek nowoczesny najwyraźniej zaczyna się zamykać wszklanej szkatułceizolującej go od jakichkolwiek groźnych dla jego zdrowia i życia wpływów otoczenia (fig. 50C).

Fig. 50. Środowiskowe metody stymulacji zdegenerowanych zachowań człowieka w czasie kolejnych etapów jego rozwoju. A. Stymulowanie zjawisk tumoralnych na embrionalnym etapie rozwoju ssaków. Po lewej cofnięcie różnicowania się zarodka poprzez nasycenie jego otoczenia blokującym łączenie się wzajemne komórek związkiem Fab antiF9: zarodek w tej sytuacji odstępuje od zwartej, okrągłej formy charakterystycznej dla stadium moruli i przybiera luźną formę podobną do kiści winogron. W swym dalszym rozwoju,wychowywanyw ten sposób zarodek może zamienić się w raka płodu zwanego teratokarcinomą (według F. Jacoba, 1978). Po prawej transformacja tumoralna tkanek embrionalnych hodowanych in vitro, w szklanych, klimatyzowanych naczyńkach Petri. B.Skrzynia Skinnera”jest to szklany, klimatyzowany inkubator, w którym amerykański uczony B. F. Skinner trzymał swoje dziecko bez kontaktu z otoczeniem przez jego pierwszy rok życia. C. Samoudomowienie się nowoczesnegowolnegoczłowieka coraz ściślej zamkniętego w klimatyzowanychSzklanych domach.

Oczywiście, wychowywanie ludzi w sterylnych warunkachszklanej szkatułki**** winno powodować dalsze potęgowanie się neotenicznego charakteru ich zachowania. Do tychnowych cechnależy przede wszystkim hipertrofia w wieku dorosłym krótkowzrocznego egoizmu i konsumizmu charakterystycznego dla dzieci, a także zwiększona zdolność do tworzenia skojarzeń o charakterze bezpośrednio przystosowawczym.

———————

**** Przypomnijmy sobie optymistyczną wizjęszklanych domówzamieszczoną wPrzedwiośniuSt. Żeromskiego.

————————
Jeśli chodzi o pierwszą cechę, to zarówno rozwój środków masowego przekazu jak i rosnący stopień wzajemnej izolacji ludzi zamkniętych wszklanych domach, skutecznie zmniejszają możliwość bezpośredniej wymiany poglądów i poznania się. W ten sposób produkty ludzkiej pracy utrudniają, coraz bardziej, fizjologiczny proces powstawania w pełniludzkiejosobowości, cechującej się zdolnością do zastanawiania się nad własnymi popędami, potrzebami, a nawet i poglądami na świat. Ludzie w tej sytuacji w coraz większym stopniu znajdują się pod kontrolą, rozdymanych przez możliwość ich zaspokajania, dziecinnych potrzeb gromadzenia przedmiotów-zabawek, które to zjawisko w ostatnich dekadach rozwinęło się nawet w prawdziwą plagę społeczną zwanąkonsumizmem.

Jeśli zachowanie w wieku dorosłym postawy egoizmu konsumpcyjnego jest cechą wyraźnie szkodliwą, i to nie tylko dla środowiska dewastowanego przez konsumującegoobywatela, toplastycznośćprzystosowawcza osobników neotenicznych ma aspekty zarówno pozytywne, jak i negatywne.

sprawę warto omówić nieco szerzej. Normalnie zwierzęta, a także i ludzie, po okresie dojrzewania, w którym zdolni do bardzo intensywnej asymilacji otoczenia, tracą zdolność do robienia nowych skojarzeń i ich reakcje przystosowawcze ulegają usztywnieniu na resztę dojrzałego życia. U ludzi jednak okres dojrzewania neuronalnych struktur poznawczych jest znacznie przedłużony i w niektórych wypadkach trwa aż do fizjologicznej starości. Zachowanie elastyczności umysłowej w wieku dorosłym, kiedy to wyspecjalizowane w tym osoby zdołały zgromadzić ogromny zasób wiadomości, zezwala na robienie nowych, bardzo złożonych skojarzeń. Ta specyficzna cecha fizjologii człowieka umożliwiła mu nie tylko robienie skomplikowanych odkryć i wynalazków, ale nawet i konstruowanie wielkich syntez naukowych.

By jednak tenowe poglądybyły możliwie szerokie, konieczne jest, aby człowiek dysponował odpowiednimi organami, zezwalającymi mu na zasymilowanie ogromnej ilości różnorodnych bodźców. Czy jednak dzisiejsza cywilizacja daje mu możliwość dokonywania takich asymilacji?

Po pierwsze, endogenna, ludzka ciekawość zostaje skutecznie stępiona przez sterylność otoczenia i jego łatwość do poznania za pomocą gazety bądź telewizji. Ponieważ ciekawość jest najlepszym motorem asymilacji najrozmaitszych bodźców, więc jej osłabienie znacznie ogranicza społeczne zapotrzebowanie na bardziej złożone poglądy. Po drugie, w warunkach udomowienia organy przechwytujące bezpośrednio bodźce od otoczenia ulegają zazwyczaj atrofii, co obniża znacznie precyzję widzenia świata. Wskutek tego człowiek cywilizowany bardzo słabo odróżnia zjawiska pozorne od realnychprzez co jego skojarzenia częstokroć złudne (na przykład ludzie często przypisują inteligencję komputerom).


Po trzecie w końcu, wskutek hipertrofii u nowoczesnego człowieka potrzeb konsumpcyjno-ambicjonalnych, poznanie przyrody, jakim zajmują się oficjalne instytucje naukowe, coraz bardziej ogranicza się do celów czysto utylitarnych, przynoszących doraźne korzyści ekonomiczne czy prestiżowe. Wskutek zaś zaprzęgnięcia nauki do realizacji celów narzuconych przez cywilizację konsumpcyjną
uczeni zostali zmuszeni do ograniczania swych odruchów poznawczych do coraz węższych dyscyplin. W niektórych wypadach, to narzucone przez zawodowąwalkę o byt”, samo-ograniczanie horyzontów poznania, prowadzi do powstania patologicznych skojarzeń oraz odruchów polegających na ukrytej, bądź nawet na artykułowanej wrogości w stosunku do poglądów bardziej złożonych i psychologicznie
dojrzałych (patrz Aneks II).


Jako dalszy rezultat zaciekłejwalki o byt, jaką toczą między sobą poznawczo niedokształcone osobniki, w społeczeństwierozwiniętymmuszą zostać stopniowo zaduszone jakiekolwiek szersze poglądy, które nie przynoszą wymiernych, bezpośrednich korzyści ich głosicielom: kto na przykład, wśródplastycznienastawionych do życia uczonych, będzie się interesował teoriami, na których nie dość, że nie można zarobić, ani nawet zrobić wymaganej przez społeczeństwo kariery, to jeszcze można za ich głoszenie, a tym bardziej za doświadczalne potwierdzenie, zostać pozbawionym pracy! (Jak to się przytrafiło kilku cytowanym w tej książce autorom. [Mg 2022 – w tym i autorowi niniejszej książki, który już w roku 1976 w Genewie został ostrzeżony, w szczególności przez mikrobiologa Phlippe Ankera, że próba głoszenia, wśród ówczesnych genetyków „witalistycznych” poglądów Lamarcka, to samobójstwo naukowe. Co było – i nadal jest – niestety PRAWDĄ].)

Wskutek zaś wzajemnego otumaniania się ludzi za pomocą coraz to bardziej prymitywnych i agresywnychnowych filozofii natury, populacje ludzkie w krajach najbardziej rozwiniętych ekonomicznie zaczęły się upodabniać do populacji ślepychkomórek nowotworowych. Te „udziecinnione, neoteniczne populacje odkrywszy sposób na eksploatację swego macierzystego organizmuw sposób biblijnymnożą się i płodzą i panują nad nim doprowadzą do swego
zbiorowego samobójstwa.

Skojarzenie, że obecnypozytywistycznywysiłek ludzkości z pewnego dystansu przypomina zachowanie się gigantycznego nowotworu toczącego naszą planetę, nie jest obce uważnym i doświadczonym obserwatorom (wystarczy wskazać tutaj na S. I. Witkiewicza i K. Lorenza). Ukazujące się czasami w literaturze głosy nielicznych ekologów, ostrzegające przed zbliżającą się katastrofą, ograniczone zazwyczaj tylko do zewnętrznych przejawów dewastacji i zagrożenia Ziemi przez wyposażonego w najnowsze technologie człowieka: wskazuje się na wyeksploatowanie surowców, na skażenie środowiska odpadami produkcji i konsumpcji, na eksplozję demograficzną oraz na zagrożenie egzystencji całych narodów przez zbrojenia nuklearne.

Obecna książka wskazuje na ukrytą wewnątrz układu nerwowego przyczynę, dla której nowoczesny człowiek tak bezwzględnie gwałci Naturę: otóż rozumujący jak klasycznypies Pawłowagatunek Homo sapiens zauważył, że wynalazki techniczne zwiększają stopień jego panowania nad otoczeniemi stąd nabrał niezachwianego przekonania, tylko poprzez rozwój techniki zdoła sięutrzymać na powierzchnizarówno w międzyludzkiej, jak i w międzynarodowej walce o byt. Z kolei zaś masowe zastosowanie protez technicznych, w sposób automatyczny doprowadziło dowyzwoleniaw człowieku jego najprymitywniejszych instynktów i pożądań, które odpowiedzialne za obecną, narastającą w sposób lawinowy, destrukcję naszej planety.

Logiczne zatem byłyby działania mające na celu przyhamowanie postępu technicznego, a zwłaszcza ograniczenia produkcji przedmiotów posiadających wyraźnie narkotyczny wpływ na człowieka (do tych urządzeń zaliczają się nie tylko pojazdy mechaniczne oraz elektroniczne urządzenia do odtwarzania dźwięku względnie obrazu; objawy uzależnienia występują także w wypadku używania komputerów, a nawet zwykłych leków, które na przykład w Stanach Zjednoczonych w 96% zażywane tylko jako efekt uprzedniego przyzwyczajenia się do nich).

Nie należy przy tym wierzyć, że jakiekolwiek racjonalne próby ratowania naszej planety wyjdą z kręgu ludzi odurzających się rozwojem techniki. Podobnie jak to ma miejsce w wypadku narkomanii chemicznej, ludzie ci zazwyczaj zupełnie obojętni na to, że ich styl życia musi prowadzić do powolnego zbiorowego samobójstwa. W swym nihilistycznym podejściu do świata, bezinteresownie oni skłonni nawet do wciągania innych w ten zaklęty krąglepszego życia.

Duże nadzieje należy natomiast pokładać w kształceniu kadr naukowych o maksymalnie szerokich horyzontach. Tylko dzięki takniedemokratyczniewykształconym elitom można się uchronić przed najrozmaitszymiwariacjamiumysłowymi, będącymi plagą nowoczesnych społeczeństw. Jeśli niniejsza książka ułatwiła komukolwiek wyrobienie sobie bardziej dojrzałego, szerszego poglądu na sprawy biologii, czyli dosłownieżycia i śmiercidla nas wszystkich, to autor będzie to uważał nie tylko za swój własny sukces, ale także za optymistyczną manifestację inteligencji godnej gatunku Homo sapiens.


P.S. 1993

Doskonałym potwierdzeniem powyższych, pochodzących z 1984 roku (MG – obecnie jest rok 2022!), rozważań na temat transformacji gatunku Homo sapiens w rako-podobną odmianę Homo economicus mutacjekulturalno-ustrojowe jakie miały miejsce na świecie pod koniec lat 1980. Otóż w krajach najbardziej zurbanizowanych, a w szczególności w USA, pojawiła się w tym okresie cała gama nowychmutantówkulturowych, manifestujących wyraźnie zdegenerowane formy zachowania. Do tych, wyrosłych na glebie supermarketów i video-clipów,mutantównależą imitujące debilizm punki, kretyno-faszyzująceskiny, spekulujące na ludzkiej głupociejuppiesorazgroupiesczyli kopulujące kolektywy.

Te nowoczesnewariacjemają swoje odbicie w prądach intelektualnych, dominujących obecnie w krajach super-burżuazyjnych czyli „rozwiniętych”. W krajach anglosaskich ostatnia dekada była niekończącym się pasmem sukcesów ekonomicznego neoliberalizmu, polegającego na zorganizowanym w sposób naukowy okradaniu, za pomocą światowego systemu bankowego, biedniejszych krajów oraz biedniejszych warstw społecznych. Agresywne formy przybrało także skretynienie środowisk katolickich (sławnaobrona życia nienarodzonego), oraz środowisk naukowych: w maju 1992 250 uczonych (w tym 52 laureatów Nagrody Nobla) podpisałoApel heidelberskideklarujący antyindustrialne protestyZielonychjako irracjonalne (później okazało się, że racjonalnym organizatorem oraz sponsorem tegoApelu kretynów z Heidelbergubyły zagrożone utratą narkotyzującej się lekami klienteli koncerny farmaceutyczne…).

Umysłowewariacjewywołane industrialnym hipermodernizmem dotarły także do Europy Wschodniej, gdzie Gorbaczow, w imięgłasnosti(czyliprzejrzystości) przekazał całą władzę w ręce… mafii. W wyniku tej transformacji, w Polsce całą władzę przejęłanowa elita, określana przez Polaków mieszkających w Ameryce Północnej jakomichnikites(od znanego wzoru: brat lub ojciecstalinowski prokurator; synliberalno-demokratyczny reformator). Warto zauważyć, że wśród tej nowo-starej, polskiejelityobserwuje się efekt Baldwina, o którym wielekroć pisaliśmy w niniejszej książce. Mutacje typumichnikiteswystąpiły bowiem nie tylko między pokoleniami, ale i w ciągu życia tych samych osób: obecnie prominentni polscy intelektualiści, w początkach swej kariery byli zazwyczaj gorącymi stalinistami względnie łysenkistami; ich (tumoropodobna – MG 2022) „transformacjaw liberałów i neodarwinistów nastąpiła wyraźnie pod wpływem zmienionych warunków otoczenia…

***

Ot i tyle mych „naukowo samobójczych mądrości” sprzed lat blisko 40. Jakby ktoś chciał się zaznajomić z poprzedzającymi 160 stronami (+ II „Aneksami”) tych „Atrap i paradoksów nowoczesnej nauki”, to mu proponuję zakup jednego z pozostałych mi tej książki egzemplarzy. Zamówienie przesłać na wskazany poniżej adres e-mailowy, symbolicznej wpłaty 25 zł (z zagranicy 10 euro) proszę dokonać na konto:

92 1140 2004 0000 3202 7618 2247

www.markglogg.eu mglogo@poczta.fm

Posted in Obce teksty | Leave a comment

Wład Zełenski i jego ORLI PROGRAM budowy Wielkiego Izraela między Dniestrem i Dońcem

Wład Zełenski i jego ORLI PROGRAM budowy Wielkiego Izraela między Dniestrem i Dońcem

Zełenski publicznie w Izraelu zachwala, zakazany KONSTYTUCYJNIE w dzisiejszej Polsce, ustrój „narodowo socjalizujący” dla przyszłego ‘Wielkiego Izraela’ Ukrainy.

Jak zauważa to Konrad Rękas na Neon24, „Zełenski zapowiedział, że „nie ma już możliwości, by Ukraina pozostała państwem liberalnym i europejskim”. Zamiast tego dominującą rolę mają odgrywać armia i Gwardia Narodowa, a życie publiczne i codzienność obywateli „podporządkowane zostaną kwestiom bezpieczeństwa”. Cóż, faszyzm – jak faszyzm, na Ukrainie w sumie nic nowego, jednak szczerzy fani libdemokracji naprawdę powinni struchleć przed takim projektem, szczególnie w tamtejszej wersji. Zwłaszcza, że przecież do nas też przyjdzie, bo tak te rozwiązania są sukcesywnie, pod prąd obrotów Ziemi, wdrażane.”

Dosłownie, 5 kwietnia br. w „lewicowym” dzienniku „Haaertz” rzeczony Prezydent UA (który wcześniej zrobił karierę w ukraińskim serialu Sługa Narodu, w domyśle przez Boga Wybranego) ogłosił, po angielsku (drugi obecnie, powszechnie dopuszczalny, język Ukraińców!), co następuje:

Ukraina stanie się „Wielkim Izraelem z własną twarzą”. Oczywiście nie będzie tym, czym chcieliśmy początkowo by się stała, krajem europejskim, absolutnie liberalnym. Nic z tego się nie zachowa. Jej siła będzie pochodzić z siły każdego domu, każdego zabudowania, każdego jej mieszkańca”.

Raportował to, dla Haaertz, jakiś ”Sam Sokol”, sokół to ptak podobny do orła przedniego, po ukraińsku zwanego BERKUT – taki właśnie „SOKÓŁ”, oryginalnie pochodzący z Severodoniecka, przygotował już kilka lat temu, projekt zbudowania, na jego rodzinnej ziemi, kolejnego „Niebiańskiego Izraela” w pełni nadający się do jego szybkiej realizacji. Rozciągać się on będzie na terenach od dwóch już ponad wieków rosyjskojęzycznych, od Odessy do Pietropawłowska – obecnie zwanego Dniprem – gdzie oligarcha Ihor Kołomojski, zabudował GIGANTYCZNY Żydowski Kompleks sakralny, nazwany MENORAH, tego rosnącego obecnie, na dawnych „dzikich polach”,  Żydochrześcijańskiego Nowotworu.

(Przypominam przy okazji, że to właśnie w przewidzianej jako Centrum Kulturalne Nowej Ukrainy Odessie, już14 lat temu, 2 maja 2014 dokonano SAKRALNEGO MORDU ZAŁOŻYCIELSKIEGO ukraińskiego Izraela: było to co najmniej 52 rosyjskich ofiar CAŁOPALNYCH w tamtejszym budynku Związków Zawodowych, w jiddysz zwanych „Bundem”!)

Co więcej ten całkowicie aktualny projekt utworzenia kolejnej wersji Nowego Izraela, ma bardzo religijne uzasadnienie. OBJAWIONE ono zostało, przed ponad 2 tysiącami lat w rozdziale 21, kończącej Nowy Testament „Apokalipsie” św. Jana:

W rozdziale 21 Księgi Objawień Nowego Testamentu, jest powiedziane, że wybrany lud Boży, zbawiony przez Boga, odnajdzie ziemię Nowej Jerozolimy, która po tym będzie kontynuowała swoją drogę do szczęścia i dobrobytu. Naszym zdaniem ziemie Nowej, czyli Niebiańskiej Jerozolimy, znajdują się na południu Ukrainy. Jest to pięć regionów: regiony dniepropietrowski, zaporoski, chersoński, mikołajowski i odeski. To na terenie tych regionów powstanie w przyszłości Nowa Jerozolima, co pozwoli na dalszy rozwój i ziemską drogę całego narodu żydowskiego… Krym oczywiście też z czasem zostanie do niej włączony, aby była Święta Liczba 6 regionów (itd.).”

- to jest cytat z OFICJALNEGO projektu „Nowa Jerozolima” Igora Witalijewicza Berkuta (Gekko), szefa partii Wielka Ukraina, ideologa przekazania części Ukrainy narodowi żydowskiemu. Nazywa siebie Yigal Ber-Kut. Patrz tekst na ten „gorący” obecnie temat znanego mi osobiście Olega A. Płatonowa z Moskwy. (Płatonowa za publiczne głoszenie takiej „herezii” przed rokiem w Moskwie chciano uwięzić!)

Oto mapa obwodów, na terenie obecnej Ukrainy, które według Ber-kuta mają stać się podstawą “Niebiańskiego Izraela” - tylko obwód charkowski oraz ługański i doniecki, na terenach które naiwnie planuje przejąć Rosja, mają pozostać zależne od tej “przeklętej przez Boga Rossii”:

Zobacz obraz źródłowy

No to nareszcie, ŻYDOWSCY NARODOWCY otwartym Pismem nam wskazali, o co toczy się obecna wojna, tak zwanego KOLEKTYWNEGO ZACHODU, na terenach przeznaczonych pod budowę wymarzonego przez nich kolejnego Nowego Izraela.

Ten „Kolektywny Zachód”, z ambicji którego starają się dziś wyłamać orbanowskie Węgry, już ponad 20 lat temu moi francusko-belgijscy znajomi określali skrótem ZOG – ZIONISTS OCCUPIED GOVERNMENTS. (patrz mój niedawny, okolicznościowy tekst
Osiem Świateł Chanuki i „wesoły” los ludów pod nadzorem ZOG | WIERNI POLSCE SUWERENNEJ (wordpress.com)

Jarych Godów, z okazji nadchodzących (internacjonalnie komunistycznych) Świąt 1 maja i (masońsko-polskich) 3 maja!

I oczywiście także z okazji święta 2 maja, które na „Ukrainie w formie „Wielkiego Izraela z własną twarzą” będzie polegać na powszechnym wspominaniu Wspaniałości Holokaustu (Całopalenia) ponad 50 zbrodniarzy rusko-komunistycznych w Odessie

PS. No i coś na czasie
FILM JAK UKRAIŃSKIE REGULARNE WOJSKO PRZECHODZI NA STRONE ROSJI 21 kwiecień 2022

Dobre 3x video, pierwsze z 21 kwietnia 2022, dwa następne z 2014. Te video wskazują po której stronie są mieszkańcy (okolic Słowiańska), Z przyjaźnią

nadesłał Bogdan

Ukrainian Military Give Up Their Weapons: Russian Roulette

https://youtu.be/VNig07RtWxA

No i najnowszy przykład POHAŃBIENIA flagi ukraińskiej w SŁOWACKIM PARLAMENCIE:
 Oblano wodą rozwieszaną w nim flagę Ukrainy

https://twitter.com/i/status/1491160537744678912

Berkeley72

Berkeley72 – fizyk i geofizyk, filozof piagetowsko-lamarckowski, instruktor alpinizmu i ski-alpinizmu

I coś dla pokrzepienia serc:

Oto przed 1-2 majowy obrazek z Krakowa. Napis Wołyń 1943 przyozdabia flagę ukraińską wymalowaną na postumencie po zlikwidowanym, 30 lat temu, pomniku marszałka Koniewa:

Posted in Obce teksty | Leave a comment

PAN w Z-nem (61): Wyszczególnienie, na koniec Roku Pańskiego 2021, plagiatów oraz „przekrętów” Pisma Świętego

Wyszczególnienie, na koniec Roku Pańskiego 2021, plagiatów (oraz „przekrętów”) Pisma Świętego

Według prof. dr hab. K. Banka, mgr J. Kozáka, oraz dr M. Głogoczowskiego

1500 + 700 słów

W „świątecznym” (52/2021) numerze warszawskiego „Przeglądu”, emerytowany dyrektor Instytutu Religioznawstwa UJ w Krakowie, Kazimierz Banek (o rok młodszy ode mnie, czyli lat 78), w ten sposób kończy swe uwagi nt. RELIGII, dzisiaj w Polsce prawie obowiązującej:

Kler nie za bardzo chce, by Polacy dociekali, jak to jest z tą ich religią. (…) Człowiek mało obeznany z tym zagadnieniem może być pod wrażeniem opakowania, dobrze przemyślanego, atrakcyjnego i zadbanego, ale religioznawca, a zwłaszcza historyk religii wie, jakie bebechy, jaka historia i ukryte cele są pod tym opakowaniem, i nie jest taki skłonny do podziwiania.”

Akurat mamy święta Bożego Narodzenia, przy ulicy Kościuszki w centrum Zakopanego zmontowano okazałą szopkę, z ledwie rozpoznawalną drewnianą kukiełką Jezusika leżącego, w “kościelnej” sukience, w otoczonej drewnianymi wiórami kolebce. No cóż, oglądając ten, co rok powtarzany spektakl, do głowy zaczynają mi przychodzić niezbyt pobożne myśli. Które to myśli dodatkowo pobudził do ich wyartykułowania, artykuł Kazimierza Banka w „Przeglądzie”. W szczególności przypomina on, że święto Bożego Narodzenia pojawiło się dopiero w cztery wieki po Chrystusie. Stało się to w momencie, gdy na soborze w Efezie w 341 roku został – podstępem oczywiście – złamany opór bardzo racjonalnie myślącego patriarchy Konstantynopola, Nestoriusza, utrzymującego że (św.) Paweł kłamał, utrzymując że Jezus urodził się Bogiem i jako Bóg na krzyżu skonał. Jeśli zatem wrócimy do zapomnianych obecnie poglądów nestorian (które z czasem „przebiły się” w teologii mahometan), to całe to imponujące nam wielokolorowym wystrojem, Boże Narodzenie zaczynamy traktować z podejrzeniem, zaczynamy doszukiwać się jego mało eleganckich „bebechów” ukrytych za fasadą wyśpiewywanych w kolędach wspaniałych zapewnień „Bóg się rodzi, nas oswobodzi, anieli grają, króle witają, pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda, cuda ogłaszają”.

Nie trudno bowiem zauważyć, że złoto, kadzidło i mirra, które przynieśli Trzej Królowie K+M+B, dopiero co zaczynającemu otwierać oczy niemowlęciu, były to przedmioty dlań zupełnie NIEPOTRZEBNE, wręcz „zaśmiecające” tę ubogą z nim szopkę. Doświadczony religioznawca pozwoli sobie nawet już bardzo złośliwie dodać, że organizując happening pod nazwą Boże Narodzenie, antyczne klechy starały się wpisać w „plan boży”, ogłoszony przez (św.) Pawła w 1 Liście do Koryntian. „to bowiem, co nie jest (LOGICZNIE SPÓJNE), wyróżnił Bóg, by to co jest (ROZUMNE), unicestwić” (patrz 8 światło Chanuki [AdN] szerzej omawiane przed dwoma tygodniami na mym portalu www.markglogg.eu ) Całe to, odgrywane co roku z wielką POMPĄ, wielbienie niemowlęcia jest robieniem sobie kpiny z ludzi starających się patrzeć na świat w umysłowo dojrzały sposób.

Według mego nieco młodszego kolegi, czeskiego gnostyka Jana Kozáka z Pragi, historia 3 Króli Magów jest ‘przekręconym plagiatem’, wcześniejszej o dobre pół tysiąca lat, hinduskiej historii wizyty Czterech Kapłanów-Magów, którzy przyszli do starzejącego się Buddy z Czterech Stron Świata, z MISECZKAMI ŻEBRACZYMI by im on podarował coś ze swej MĄDROŚCI. Bowiem ten znany nam z literatury Budda, w ciągu swego długiego życia, w trakcie którego zajmował się pokonywaniem prowokowanych przez niego samego wegetacyjnych utrudnień, pod jego koniec głosił bardzo racjonalne, WYZWALAJĄCE ludzi z ich codziennych trosk (i głupich zazwyczaj pożądań) poglądy. Zalecana przezeń wstrzemięźliwość wobec „konsumpcyjnych powabów” bytowania, przypomina w znacznym stopniu propozycje żyjącego około 300 lat później, greckiego „bezbożnika” Epikura „Jeśli chcesz człowieka uszczęśliwić, nie dodawaj nic do tego, co posiada, ale ujmuj mu kilka z jego życzeń.”

A jakąż to moralną naukę – i ukryte w niej zalecenie życiowe – możemy wysnuć z tej wizyty TRZECH (K+M+B) GŁUPCÓW, wielbiących noworodka przypadkowo w stajence poczętego? Czyż nie jest to, symbolizowana przez 6 światło Chanuki, „boża nauka” [CdM]CADET (has to) dominate the MATURE – „starszy winien służyć (i przypochlebiać się) młodszemu”? Bezmyślne zachwyty nad „przyszłą mądrością” leżącego w żłobie oseska, automatycznie podważają zasadność godnej homo sapiens obserwacji, że ROZUM u ludzi dojrzewa dopiero w kilka dekad po ich poczęciu. Ta wizyta „mędrców” K+M+B przybyłych z „pogańskich” Kontynentów, zdaje się służyć także realizacji PLANU BOŻEGO symbolizowanego przez 7 światło Chanuki: [DdW] – DUMB (has to) destroy the WISE – „wyniszczycie mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zadusicie” (Iz. 29 :14, a potem 1 Kor. 1: 19).

Zachwycając się tą „kukiełką” umieszczoną w betlejemskiej szopce, jakoś nam jest niewygodnie przypominać Dobrą Nowinę, którą Jezus zaczął głosić gdy osiągnął dojrzałość i zapoznał się bliżej ze ściśle regulowanym przez Prawo, pobożnym życiem mieszkańców jego rodzinnego Izraela:

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Itd.

Przez tą, odnotowaną w Ewangelii wg Mateusza wypowiedź Jezusa, wyraźnie przebija się jego żądanie BEZGRANICZNEJ DOŃ MIŁOŚCI ze strony jego uczniów. Uczniów gwałcących przy tej okazji mojżeszowe przykazanie „czcij ojca i matkę swoją”. Ta jednak, brzmiąca dla naszych pogańskich uszu w sposób nieprzyjemny (ewangelia Mateusza była spisana na użytek żydów) Jezusa PYCHA, miała swe racjonalne uzasadnienie w antycznym Izraelu, w którym Nazarejczyk przyjął na siebie rolę MESJASZA, wyklinającego obłudę i chciwość tamtejszego kleru. A te jego tyrady nie zostały mu przecież OBJAWIONE przez Boga, i to już w Jezusa stanie embrionalnym – jak to według słów własnych faryzeusza Pawła miało miejsce w jego własnym przypadku. Cytuję ten, dający dużo do myślenia fragment z jego „Listu do Galatów”: „Bóg wybrał mnie jeszcze przed moim urodzeniem … abym przekazał poganom dobrą nowinę o Jezusie:  Jezus ofiarował siebie za nasze grzechy, aby wyrwać nas z tego złego świata. A dokonał tego zgodnie z planem Boga, naszego Ojca” – Gal. 1: 15-16, oraz 1: 4). Jezusa wystąpienia przeciw faryzeuszom (ponoć naliczono ich aż coś ponad 70!), były LOGICZNYM rezultatem jego osobistych spostrzeżeń, dokonywanych w trakcie kontaktów z „nadętymi bogiem” przedstawicielami teokracji tego specyficznego, od momentu jego poczęcia mającego światowładcze ambicje, kraju.

I czyż głoszenie takich całkowicie LUDZKICH – ale zagrażających pozycji społecznej rządzącej w Izraelu teokracji – nauk, nie stało się przyczyną szybkiego zakończenia Nazarejczyka kariery lokalnego mesjasza? Krzyż na którym On (ponoć) skonał, z czasem stał się najbardziej wielbionym przez chrześcijan znakiem obecności wśród nich Boga. Co jednak ten krzyż, dominujący od ponad stu lat nie tylko na Giewoncie nad mym rodzinnym Zakopanem, w swej istocie oznacza? Zobowiązany jestem, gdy już zaczęliśmy rozgrzebywać „bebechy” chrześcijańskiej wiary, przytoczyć taką oto egzegezę kultu tego rzymskiego narzędzia kaźni, przytoczoną w poniższych książkach gnostyka Jana Kozáka:

 

« Krucyfiks, krzyż, który chroni naiwnych chrześcijan “przeciw Diabłu”, aby go (od nich) odegnał, z myślą “sam nie potrafisz, ale to jest przecież sama świętość”, ma jednak swe odwrotne, ewidentnie podstępne, w Biblii dostrzegalne i wszystko tłumaczące znaczenie: “Ja jestem twoim (przyjacielem?) – popatrz, zabiłem człowieka nazareńskiego, człowieka poznania, na twoją cześć! (…) Chrześcijańska msza, w trakcie której się spożywa ciało ofiary i pije jej krew, jest zatem wezwaniem żydów do grzechu i do udziału w zabójstwie, ze słowami: “Chodźmy się zbawić od grzechu, chodźmy się oczyścić”. Zespoleni w ten sposób “grzesznicy” wpadają pod moc tego boga “grzeszników”, a ten bóg mówi “zasłonię gęstym mrokiem (tj. zgładzę) wszelką twą przestępczość, a jak twe grzechy pokryje mrok, to ty się do mnie nawrócisz(Izaj. 44, 22)»

Kazimierz Banek, w swym artykule na temat plagiatów w Biblii przypomina (potwierdzone w Biblii Tysiąclecia w przypisie do Mk 16, 9-20) dane, że w pierwszych edycjach najstarszej ewangelii spisanej przez św. Marka, nie było jeszcze dopisanej w wiekach późniejszych historii Jezusa „w ciele” zmartwychwstania. A w książkach Jana Kozáka się doczytałem, że nawet ten cud Jezusa po trzech dniach z grobu zmartwychwstania, to jest PLAGIAT sztuczki jaką się popisywał pochodzący z Samarii, traktowany przez jego wyznawców jako Bóg w Ludzkiej Osobie, Szymon Mag, postać ponoć historyczna. Tenże „cudotwórca” miał się tej sztuczki z grobu zmartwychwstawaniem, wyuczyć od hinduskich jogów! A to oznacza, że w Ziemi Świętej istniały podówczas różne opinie na temat kto jest / będzie BOGIEM (?) ZBAWICIELEM Ziemi, tej Ziemi…

*

Zaprzestańmy rozgrzebywania – zwłaszcza w okresie dawnych rzymskich dwutygodniowych Świąt Odradzającego się Słońca – tych niezbyt przyjemnie pachnących „bebechów” naszej żydo-chrześcijańskiej wiary. To co ją najbardziej charakteryzuje, to przebijająca się przez kult „boskości” zrodzonego w Betlejem oseska, dominująca w wielu krajach pod zarządem ZOG wiara, że ludzie, podobnie zresztą jak i inne zwierzęta, już w ich formie embrionalnej mają zakodowane w ich genach wszystkie przyszłe możliwości się ich przystosowawczego zachowania (patrz chociażby książka „Triumph of the embryo” Lewisa Wolperta z 1991 roku). To pod wpływem tej, w 100 procentach wydedukowanej z tekstów biblijnych (neo)darwinowskiej NAUKI o GENEZIE człowieczeństwa, w najnowszych czasach zrodziło się powszechne u mniej spostrzegawczych homo sapiens przekonanie, że wszelakie zewnętrze ingerencje w ich organizmy – w szczególności za pomocą zawierających kwasy nukleinowe szczepień – mogą całą, daną im przez Boga WSPANIAŁOŚĆ swobodnych ich się zachowań zrujnować, tworząc z nich byty przypominające zombie.

Ponieważ Jezus Zbawca, w jego wieku męskim z zapałem zaczął głosić, że przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową, to możemy zasadnie zacząć podejrzewać, iż to ten właśnie Zmartwychwstały Mesjasz, w naszych domach wywołuje najzwyklejsze kłótnie. W szczególności między osobnikami „pobożnie wierzącymi” w DIABELSTWO SZCZEPIEŃ, a „nowo-poganami” głoszącymi „co cię nie zabije to cię wzmocni”. Tak jakby sam Niebieski Ojciec biblijnego  Jezusa, tę całą, obecnie prawie światową aferę z „histerią szczepień” zmontował. (Warto w tym miejscu zauważyć, że w krajach o kulturze buddyjskiej – np. Chiny a zwłaszcza izolowany od świata Bhutan – żadnych silniejszych wstąpień antyszczepiennych nie odnotowano; a na bezbożnej, komunistycznej Kubie były nawet całkiem poważne rozruchy pro-szczepienne, gdy się okazało, że rząd sprzedał wyprodukowane w tej „oazie komunizmu” szczepionki innym, pożądającym ich krajom – w szczególności Brazylii – a o priorytetowe zaszczepienie zwykłej ludności Kuby on nie zadbał.

Dodatek naukowy

Czar(y) Chanuki na jerozolimskim Wzgórzu Syjon

Na zakończenie tego Noworocznego, krótkiego tekstu para-religijnego, pozwolę sobie przytoczyć najnowszą anegdotę, wskazującą do jakiego stopnia żydo-chrześcijanie, czyli my sami, zostaliśmy wytrenowani przez „naszą” wspólną religię, w namolnym powtarzaniu wysiłków by „wyniszczyć mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zadusić”. Otóż w naszej rzednącej z czasem grupie absolwentów (i absolwentek) fizyki UJ w roku 1965, mamy zwyczaj internetowego rozsyłania sobie życzeń Bożonarodzeniowo-Noworocznych. Ja w przeddzień tegorocznej wigilii Bożego Narodzenia, wykorzystałem ten zwyczaj by do tej naszej, zbliżającej się do 80-tki „groupie” przesłać Najlepsze świąteczne pozdrowienia, a przy okazji …(post Chanukowa) “niezwykła historia” przyznania nagrody Nobla dla Alberta Einsteina w 1921 roku.

I w tym okolicznościowym „e-liście podkreśliłem co następuje:

- że zapalane w Dzień 7 Chanuki Światło symbolizujące „boży program” [DdW] (…)zginie mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zaniknie” – to jest właśnie ten SYJONISTÓW PLAN DLA ŚWIATA, aktualnie we wszystkich krajach ZOG zawzięcie realizowany.

- że 23.12.2021, przy okazji przekierowywania mego emaila, na aktualny e-adres prof. Banka (emerytowanego profesora Religioznawstwa UJ), przypomniało mi się coś na czasie, związanego tym razem z autorstwem odkrycia sławnej formuły fizyki e = mc2, za której odkrycie Albert Einstein dostał Nobla w 1921 roku.
Bowiem, jak o tym czytałem już dobre kilkanaście lat temu:
“Od włoskiego naukowca Olinto De Pretto ściągnął on (Einstein) słynne równanie e = mc2 (dwa lata przed 1905 rokiem ukazało się ono w artykule we włoskim czasopiśmie naukowym, który to artykuł, znający język włoski Einstein najpewniej także recenzował (…)”

Otóż ten Olinto de Pretto 16 March 1921 zastrzelony został na ulicy, ponoć OMYŁKOWO, na pół roku przed otrzymaniem przez Einsteina Nagrody Nobla. Czy przypadkiem ta “eliminacja z życia” autora formuły e = mc2, który mógłby się zasadnie awanturować o jej autorstwo, nie była spowodowana potrzebą realizacji Staro-Nowo Testamentowej zasady zginie mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zaniknie”?

Ta ma, rozesłana naszej „groupie”, przed wigilijna supozycja wywołała szybką, jeszcze tego samego dnia, odpowiedź naszego kolegi, profesora fizyki Franciszka (obecnie François) K., mieszkającego we Francji:

(…) Dodam jeszcze jedno. Kiedys bedac w Jerozolimie mialem okazje zobaczyc na uniwersytecie  wystawe poswiecona zonie Einsteina Milewie Minkowskiej. Mowiono ze to ona jest tworca szczegolnej  teorii  wzglednosci. Nie wszystkie dowody zapamietalem, ale mowiono glownie o 3 rzeczach:

  1. Milewa to corka Minkowskiego tworcy 4-ro wymiarowej przestrzeni (Minkowskiego), bedaca baza tej teorii (itd.).

Ja, już w samą wigilię 24 grudnia, starałem się sprostować tę informację naszego kolegi z Francji:

Otóż na portalu kobieta.onet.pl miałem możność przeczytać długi artykuł, przypominający że pierwszą żoną Einsteina była MILEWA MARIC, urodzona w Wojwodinie córka serbskiego oficera armii Monarchii Austro-Węgierskiej. https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/kim-byla-mileva-maric-genialna-zona-einsteina/7nq9vcb

A dopiero po Bożym Narodzeniu w powyższym artykule się doczytałem, iż Einsteinowi (który rozwiódł się z tą Ilewą Maric – która była autorem znacznej części jego prac – 14 lutego 1919 roku) do tego stopnia zależało na rozwodzie, że zdecydował się, by w papierach rozwodowych pojawiło się zapewnienie, że pieniądze z jego ewentualnej Nagrody Nobla trafią do byłej żony.” Czyli, już na ponad rok przed otrzymaniem przezeń Nobla, JAKAŚ TAJEMNA SIŁA mogła być zainteresowana by „wyciszyć” sprawę tego dość znanego, nie tylko we Włoszech, ze swych szerokich naukowych zainteresowań, Olinto De Pretto.

Przyznaję, że portalowi  kobieta.onet.pl, w ktróym opublikowano życiorys Milevy Maric zwykłem od niedawna wierzyć, jako że niedawno tak mnie na nim “obsmarowano”: https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/marek-glogoczowski-historia-alpinisty/fw38njb

A tymczasem, jak nam doniósł nasz kolega ze studiów, w tej Jerozolimie (nad którą biadał już Jezus z Nazaretu, że w niej “mordują proroków”!) przerobiono autentyczną Serbkę Milevę Marić na córkę żydo-polskiego, mieszkającego w Niemczech, genialnego matematyka Minkowskiego!

Komu (Czemu) winniśmy zatem dzisiaj wierzyć?

Nasz Kolega F.K. zdążył jeszcze przed samą wigilią dopowiedzieć, naszej „groupie” z lat 1960tych, co następuje:

> Marek,

Musze sprostowac. Nikt nie zaprzeczal ze Milewa Minkowska byla Serbka. I nikt nie twierdzil ze byla Zydowka. Uniwersytet tez nie ma w nazwie “Zydowski”  i jest chrzescijanski/ Jego dokladna nazwa: Jerusalem University College … A Christian institution of higher education located on Mount Zion,  flagship school for a Protestant world (z sieci)

Pozdrawiam i zycze wesolych Swiat

Fr

I co, czy jakoś tak się to PRZYPADKOWO złożyło (znowu ten przypadek, będący wg neodarwinistów Motorem Ewolucji!), że wzmiankowana CHRZEŚCIJAŃSKA UNIWERSYTECKA INSTYTUCJA, ulokowana na sławnym Mount Zion w Jerozolimie, kontynuuje antyczną tradycję KŁAMCY, reprezentującego interesy kapłaństwa „POTWORNEJ RELIGII KTÓRA NIE POWINNA ISTNIEĆ”? (John Strugnell, 1990)?

Z życzeniami Interesującego Nowego Roku, przez Kościół ustanowionego jako Przypomnienie Obrzezania Pańskiego, dokładnie w 8 dni po Jego się narodzeniu…

Zakopane,  31 grudnia Roku Pańskiego 2021

Posted in POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

Pan w Z-nem (60): Osiem Świateł Chanuki i rządy ZOG

 Osiem Świateł Chanuki i „wesoły” los ludów pod nadzorem ZOG

(ZOG = Zionists Occupied Governments)

2200 słów
8 grudnia 1991 w białoruskiej Białowieży, trzy pijanice zlikwidowały ZSRR. Dlaczego wybrały akurat tę datę?

https://www.km.ru/science-tech/2021/12/07/mikhail-gorbachev/893310-okhota-vypivka-i-obshchepitovskie-stoly-30-let-naza

Niedawno, na przełomie listopada i grudnia mieliśmy, obchodzone obecnie przez wszystkie – chyba bez wyjątku – RZĄDY krajów należących do Cywilizacji Zachodu, obrzędy Chanuki. Skąd to „dziwne święto”, symbolizowane przez świecznik przypominający niezbyt estetyczne GRABIE, się wzięło?

Otóż upamiętnia ono zwycięstwo, dokładnie 2185 lat temu, JUDAISTYCZNEJ TEOKRACJI Izraela nad KULTURĄ HELLEŃSKĄ, dominującą podówczas w Imperium Romanum. W szczególności lokalny władca Syrii, który przed objęciem swego urzędu lubił pomieszkiwać Atenach, Antioch IV Epifaneszwolennik kultury greckiej, postanowił zhellenizować Żydów. W ramach tego przemianował Jerozolimę na Antiochię Judejską, wprowadził świeckie prawo greckie, zezwalał na powstawanie instytucji obcych kulturze żydowskiej, jak np. gimnazjon czy stadion.” (A zatem wprowadził zwyczaj „bezbożnych” ćwiczeń fizycznych, w trakcie których ćwiczono… nago – i to jak zalecał Platon, bez żadnego wstydu zarówno mężczyźni jak i kobiety!)

Diodor Sycylijski, który w swych relacjach opierał się na wcześniejszych autorach pisał, że Antioch przebywając w Jerozolimie „przed posągiem i ołtarzem znajdującym się pod gołym niebem złożył ofiarę z ogromnej świni, polał krwią posąg i ołtarz; kazał przyrządzić mięso, jego posoką wymazał tekst świętych ksiąg Mojżesza, zawierających owe prawa nakazujące nienawiść do obcych, i zgasić lampę zwaną przez Żydów nieśmiertelną, która paliła się bezustannie w Świątyni”.

Jako reakcja na takie bezeceństwa, w słynącym z kołtunizmu Izraelu wybuchło powstanie Machabeuszy. W jego efekcie „W 164 p.n.e. Juda (Machabeusz) triumfalnie wkroczył do zdobytej Jerozolimy, dokonując ponownego poświęcenia odbudowanej Świątyni Jerozolimskiej. Według podań nastąpił wówczas cud, gdyż jednodniowe zapasy oliwy do palenia w menorze, wystarczyły na dni osiem. Stąd powstało święto żydowskie Chanuki.”

I tutaj nasuwa się pytanie, dlaczego ten „cud” jest corocznie czczony nie tylko zapalaniem kolejnych świec, ale i organizacją powszechnych GIER HAZARDOWYCH, przy wykorzystaniu bardzo niewyszukanego, czterograniastego bączka zwanego dreidel?

Szukając w „necie” co to jest ten „dreidel” odkryłem coś takiego:

Gra w Dreidla to wspaniała okazja by przy okazji wspólnej zabawy porozmawiać z dziećmi o kulturze i historii Żydów.”

Wspaniale, o tym właśnie „cudzie”zamierzałem napisać słów kilka(set).

Otóż cała Kultura oraz Historia Żydostwa oparta jest o serię specyficznych, sztucznie wyprodukowanych ŚWIATEŁ, emanujących z tak zwanego PISMA ŚWIĘTEGO. Jest to bowiem rodzaj (lumpen)kultury, będącej CAŁKOWITYM PRZECIWIEŃSTWEM starożytnej Kultury Helleńskiej – co podkreślał w szczególności polski (ale wykształcony na uczelniach zarówno rosyjskich jak i niemieckich) historyk Antyku, Tadeusz Zieliński:

Jak widać z załączonego fragmentu książki Clare Cavenagh z 1994 roku, Tadeusz Zieliński był traktowany jako jeden ze współtwórców „helleńskiego zrozumienia” poczynań czołowych ideologów Rewolucji Bolszewickiej. Nie bez przyczyny, gdy w końcu wyjeżdżał z rewolucyjnego Piotrogrodu do Polski w 1922 roku, na pociąg odprowadzał go sam Anatolij Łunczarski (obok Nadieżdy Krupskiej, uważany za twórcę radzieckiego systemu oświaty i wychowania).

Czym zatem tak bardzo się różni ta starożytna kultura żydowska od tej obecnie intensywnie zapominanej, kultury helleńskiej?

To mi uzmysłowił mój dobry kolega, prof. dr Witold Wit Jaworski, promotor mej pracy doktorskiej nt. „(Antyzoologiczna) filozofia społeczno-polityczna Noama Chomsky’ego” (2002/03). Otóż takie pytanie zadano mu w trakcie obrony jego pracy doktorskiej i prawidłowa nań odpowiedź brzmiała: w kulturze żydowskiej – i jej pochodnej chrześcijańskiej – bóg ma charakter osobowy, antropomorficzny, zaś wśród filozofów helleńskich – i nie tylko nich, patrz konfucjanizm – bóg ma charakter bezosobowego ROZUMU. A ten POGAŃSKI ROZUM wymaga, by i wszelki ROZUMNY OSOBOWY BÓG zachowywał się w sposób LOGICZNY. Wykluczonym zatem jest, by Jahwe mógł coś STWARZAĆ Z NICZEGO. Bo ex nihilo nihil fit. I tyle. A tymczasem cała „stwórczość” Boga Biblii polega na takich, urągających ROZUMOWI, tego Jahwe poczynaniach. Nawet od jednego z utytułowanych pracowników KUL-u otrzymałem książkę na ten pasjonujący, także i chrześcijańskich intelektualistów, temat:

Otóż starożytnym Grekom, z ich RACJONALNĄ umysłowością, po prostu nie mogło pomieścić się w głowach, że z „niczego” cokolwiek mogło powstać – w tym i my i świat wokół nas oczywiście także. (Filozofowie przedsokratyczni spekulowali, że „u początku” – czyli arché – być mogły tylko proste Cztery Elementy: Tales że WODA, Ksenofanes że ZIEMIA, Anaksymenes że POWIETRZE i Hieraklit że OGIEŃ. Znający te poglądy, postsokratyczny filozof Arystoteles utrzymywał, że Wszechświat jest WIECZNY, pozostający w cyklicznym ruchu, podobnie jak istniejące w nim życie – stąd niezdolność starożytnych Greków do wyobrażenia sobie np. KOŃCA ŚWIATA, którego tak bardzo się bali Pierwsi Chrześcijanie – patrz 2 P 3.

Wiedząc o tym, że judaizm ma swe źródło w Piśmie Świętym, zaproponowałem rozłożony na osiem dni, program nauczania „historii oraz kultury żydowskiej”. Miałby on obejmować najpierw dzieci (pierwsze 4 dni), a następnie i starszą młodzież (kolejne 4 dni). Winien on być realizowany w przerwach pomiędzy kolejnymi ekscytacjami hebrajskich literowych (nun, gimel, he, szin) wskazań tego dreidela. (Skróty podstawowych nauk biblijnych zrobiłem po angielsku, który stał się „lingua franca” wszystkich Globalnych Syjonistów i ich, mówiąc kolokwialnie, Przydupasów):

Oto ten kompaktowy, 8-dniowy program nauczania Zasad Poznawczych Judaizmu:

Dzień 1 [CoW]Creation of the WORLD. – (nauka o ex nihilo) Stworzeniu ZIEMI i NIEBA, czyli Materialnego Świata (to na przekór ogólnopogańskiemu przekonaniu, że świat materialny i rządzące nim PRAWA FIZYKI z definicji są ODWIECZNE).

Dzień 2 [CoZ]Creation of ZOON – (nauka o ex nihilo) Stworzeniu ZOON, czyli Istot Ożywionych (choć Poganie doskonale wiedzą, że ŻYCIE POWSTAJE TYLKO Z ŻYCIA, a zatem i PRAWA ZACHOWANIA SIĘ zoon-żywiny (patrz „Philosophie zoologique” Lamarcka), też z konieczności są ODWIECZNE.

Dzień 3 [CoM]Creation of MAN – (n. o ex nihilo) Stworzeniu CZŁOWIEKA „by panował nad wszelaką żywiną (zoon) co się na Ziemi poruszać odważa” – patrz encyklika „Laborem exercens” JPII z 1981 roku. Niestety,w tę biblijną BZDURĘ wierzy obecnie chyba już większość Polaków, na wzór mieszkańców USA. Wg oficjalnych tamtejszych danych, w 2004 roku 45% Amerykanów wierzyło, że Bóg stworzył człowieka w jego obecnej postaci w ciągu ostatnich 10 000 lat!)

Dzień 4 [CoD]Creation of DECALOGUE – czyli o ex nihilo Stworzeniu DEKALOGU, chroniącego majątek Właścicieli Świata. (To w imieniu tej, danej mu przez Boga na górze Synaj Tablicy z Przykazaniami, Mojżesz kazał wymordować aż Trzy Tysiące „braci i synów” mojżeszowego klanu Lewitów, którzy tym Wspaniałym Wyczynem uzyskali „boże błogosławieństwo”:

Po tym czterodniowym wspominaniu mądrości zawartych w Pięcioksiągu zwanym Torą, małe dzieci należy zachęcać do snu, nie wywołującego u nich niepożądanych skojarzeń. Bowiem w kolejnych 4 dniach chanuki, zbliżająca się do dojrzałości młodzież, wciąż grając w ten 4-literowy dridel (którego 4 znaki najlepiej oddaje zestaw liter DUPA), winna się zapoznawać z co bardziej budującymi przykładami z CHWALEBNEJ historii Izraela.

Dzień 5 [DsS*] – DECEIT is the source of SUCCESS (in numerous AFFAIRS*) – o czym szerzej poniżej.

Dzień 6 [CdM]CADET (has to) dominate the MATURE – „starszy będzie służyć młodszemu, jak jest napisane: Jakuba umiłowałem, a Ezawa miałem w nienawiści” (Rz 9:13 wg Ml 1:2)

Dzień 7 [DdW] – DUMB (has to) destroy the WISE – „zginie mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zaniknie” (Iz. 29 :14, potem 1 Kor. 1: 19) – to jest właśnie ten SYJONISTÓW PLAN DLA ŚWIATA, aktualnie we wszystkich krajach ZOG zawzięcie realizowany.

No i najważniejsze, sumujące wszystkie poprzednie SIEDEM NAUK IZRAELA, CENTRALNE OBJAWIENIE nienawidzącego chrześcijan Szawła alias Pawła:

Dzień 8 [AdN] – ARTIFICIAL & FAKE (has to) dominate the NATURAL & TRUE – „to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić– 1 Kor. 1: 28. Szerzej ten specyficzny Plan dla Świata omawiam w „Midrasz „Lucyfera” o stworzeniu Boga Izraela” (październik 2021).

*Jeśli zaś chodzi o zestaw Affairs, czyli BIZNESÓW, w których Podstęp (Deceit, Deception) okazał się być skutecznym, to są one CZTERY

[DoF]Deception of FAMILY & NATION – jest to historia jak „maminsynek” Jakub, przybrany przez jego matkę w skórę koźlęcia, imitującą owłosienie pierworodnego „męskiego” Ezawa, wyłudził od ślepego ze starości ich ojca Izaaka, prawo pierworództwa. Dzięki takiemu „pobożnemu zabiegowi” Jakub nie tylko dziedzicem rodzinnego majątku, ale i Ojcem Założycielem plemienia Izraela.

[DoT]Deception of TECHNICS – Przekonanie, że „wszelakim podstępem będziesz zdobywał Bogactwo oraz Panowanie nad narodami” – czyli historia biblijnego DAWIDA, który TECHNIKĄ strzału z procy z bezpiecznej odległości,, pokonał oczekującego rycerskiej walki GOLIATA. W czasach najnowszych „błogosławieni Bogiem” Amerykanie, wykorzystując do tego skonstruowane im przez euro-żydów Bomby Atomowe, zrzucając je, z bezpiecznej odległości na zaoceaniczną USA Japonię,osiągnęli „bez większego wysiłku” panowanie nie tylko nad Japonią, ale i nad całym „zachodnim” światem.

[DoS] – Deception of SALVATION – Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie (tj. zbawienie od grzechów) ciała,  to o ile bardziej krew Chrystusa, który … złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści (tj. zbawi) wasze sumienia z martwych uczynków” (Hbr 9: 7-8). Mówiąc językiem gojów, chodzi o „(kryminału) ZBAWIENIE poprzez ‘bez grzechu’ bogo-człowieka umęczenie” – toż to przecież jest Najświętszy dogmat TEOLOGII KOŚCIOŁA, mającego oczywiście ambicje GLOBALISTYCZNE, teologii zmontowanej prawie 20 wieków temu, przez św. Pawła (i ukrytych za jego działalnością, tajnych służb rabina Gamaliela).

[DoL] – Deception of LOVE & FRIENDSHIP – najlepiej ten typ PODSTĘPU, maskowanego nagłą MIŁOŚCIĄ – względnie tylko PRZYJAŹNIĄ – do wcześniejszych wrogów, reprezentuje „bohaterska”, prawie mityczna historia Judyty. Ta pobożna i piękna kobieta, by uratować swe rodzinne miasto od zdobycia go przez wojsko asyryjskie, udała się do dowódcy tych wojsk Holofernesa by mu ofiarować swą miłość. Gdy ten, po czterech dniach z nią „ucztowania”, zasnął ciężkim snem, pobożna Judyta jego własnym mieczem odrąbała mu głowę i ukrywszy ją w koszu, bezpiecznie powróciła do swego osiedla. Wieść o śmierci ich wodza spowodowała wśród asyryjczyków popłoch i odstąpienie od oblężenia miasta.

Trochę podobnie wyglądała nie tak dawna historia likwidacji „bezbożnego” ZSRR. Po klęsce w Wietnamie, rozmiłowani w Biblii właściciele USA, nagle zmienili swą taktykę: „Jak nie potrafisz zniszczyć wroga siłą, to się z nim zaprzyjaźń”. Tak też się stało i od połowy lat 1970-tych, tajne służby obu Mocarstw zaczęły ze sobą współpracować, ich przywódcy zaczęli nawzajem się odwiedzać. „Otwarcie się” Obozu Socjalistycznego na Zachód spowodowało spontaniczny powrót do tępionych w ZSRR praktyk religijnych, na konklawe w Watykanie w 1978 roku, dzięki staraniom Sekretarza Stanu USA Zbiga Brzezińskiego, wybrano papieżem Polaka „zza żelaznej kurtyny”. W Rosji zaś „odżyło” ortodoksyjne żydostwo, które za Stalina już w latach 1920 zostało niejako „dobrowolnie uwięzione” w autonomicznej mini-Republice Żydowskiej na dalekiej Syberii. W tej sytuacjiw latach 1930 szósty Rebe Chabadu, rabin Yosef Yitzchak Schneersohn, wyprowadził centrum Chabadu do Polski, a w momencie wybuchu II WŚ przeniósł go do USA.” (W 1951 roku Stalin resztki „chabadników” wypędził za Ocean.)

W ramach przedsięwziętej przez Gorbaczowa w 1985 roku „pirestrojki”, wpływy na Kremlu „chabadników”, mających swą centralę na Brooklynie w Nowym Jorku, zaczęły się już bardzo wyraźnie manifestować. I to do tego stopnia, że bardzo znana działaczka społeczna Elena Bonner (wdowa po twórcy radzieckiej bomby termojądrowej, Andreju Sacharowie) wraz z ostatnim w ZSRR ministrem spraw zagranicznych Andriejem Kozyriewem, zdołali urządzić na Placu Czerwonym w Moskwie pierwszy w historii ZSRR „żydowski happening”. A to w postaci ustawienia na nim WIELKIEJ MENORY, na której codziennie o zmierzchu, od 1 grudnia 1991, zapalano kolejne światełko. Zajęty święceniem Chanuki, Andrei Kozyriew dopiero 7 grudnia wraz z premierem RFSSR Borysem Jelcynem opuścili Moskwę, by późnym wieczorem dotrzeć do białoruskiej Białowieży. Tam już na nich czekali cały dzień premierzy radzieckiej Białorusi (Szuszkiewicz) oraz Ukrainy (Krawczuk). To opóźnienie spowodowało, że zamiast jak planowano to zrobić w sobotę, dopiero w niedzielę 8 grudnia, rozochoceni obfitym obiadem, o godzinie 14.30 złożyli oni jednocześnie podpisy pod aktem likwidacyjnym ZSRR. Zapewne w momencie dotarcia do Moskwy, wiadomości o tym „dziejowym” wydarzeniu, przed Kremlem zapalono (Elena Bonner?) ostatnią, ósmą świecę happeningu „Chanuka”.

(Winienem jestem w tym miejscu przypomnieć, że rzeczony Chabad Lubawicz brał udział nie tylko w symbolicznym „wygaszeniu świateł” super-mocarstwa ZSRR. Otóż w maju 2004 roku uczestniczyłem w Kijowie w zorganizowanej przez МАУПkonferencji „Dialog Cywilizacji”. W trakcie tego spotkania miał wykład ukraiński oligarcha pochodzenia żydowskiego, Edward Hodos (dostałem wtedy od niego książeczkę pod znamiennym tytułem „Kogda jewrei maszirujut”). Opowiadał on nam, jak przy okazji jego częstych wizyt, z początkiem lat 1990, w centrum Chabadu na nowojorskim Brooklynie, uczestniczył w „rozdawnictwie” poszczególnych gałęzi przemysłu likwidowanego ZSRR, co bardziej zasłużonym członkom tej Pobożnej (chasydzi!) Żydowskiej Organizacji. Tak więc nie tylko Watykan „w imię Chrystusa” się zasłużył dla PRYWATYZACJI dóbr byłego RADZIECKIEGO IMPERIUM (patrz zdjęcie z artykułu „Nowi Krestonoscy” na ten właśnie temat, opublikowanego w 2007 roku w białoruskim periodyku „Respublika”):

No i mamy, trwającą bez przerwy od lat ponad już 30, POSTKOMUNISTYCZNĄ WESOŁĄ RZECZYWISTOŚĆ, anonsowaną u nas pod koniec 2021 roku po Chrystusie, przez wielkie, dziewięcioramienne widły „Chanuki” ustawionej naprzeciw Pałacu Kultury i Nauki (d. imienia Józefa Stalina) w Warszawie.

Co ja myślę o tym niedawnym warszawskim „happeningu” z Chanuką na Placu Defilad? Otóż wieloletni kierownik międzynarodowych badań nad starożytnymi rękopisami znalezionymi nad Morzem Martwym, Amerykanin John Strugnell, już dokładnie 30 lat temu, w izraelskim dzienniku „Haaertz” odważył się powiadomić, robiących z nim wywiad dziennikarzy, iż „Judaizm to POTWORNA RELIGIA, która nie powinna istnieć”. Oczywiście po takim „wybryku” utracił on swe intratne zajęcie, ale 30 lat pracy nad tymi „potwornymi” żydowskimi rękopisami zaowocowało niezłą emeryturą, pozwalającą mu spokojnie dożyć starości. Co więcej, gdy w Izraelu rozniosła się wieść, że za to stwierdzenie pozbawiono go pracy, to w lokalnej prasie odezwało się wiele znanych osób, z głosem poparcia dla jego antyjudaistycznej, naukowej postawy.

Ten zatem Strugnella prosty program, nawracania Judejczyków na promieniujące, w naszej kulturze głównie z antycznej Hellady, światło PRZECIWENTROPICZNEGO ROZUMU, warto starać się rozwijać, kontynuując przedsięwzięty w II wieku p.ne., w Jerozolimie przez Antiocha IV, program „całościowej reformy” religii opartej na mojżeszowych Przepisach Zarządzania Personelem (patrz nazwa MAUP =Міжрегіональна Академія Управління Персоналом w Kijowie). No i oczywiście popierać adekwatną REFORMĘ tego niby naszego, „chrystusowego” Kościoła. Instytucji zasadnie oskarżanej o to, że stała się ona DOMEM KORUPCJI ROZUMU przez SZTUCZNEGO – jak te światła chanuki – BOGA IZRAELA.

Zakopane, 13 grudnia roku 104 (po Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej)

***

Post Scriptum 1, 14.12 roku 2021 (po narodzeniu Chrystusa)

Zapalenie 7 świecy Chanuki ma nam przypominać DZIEJOWE ZADANIE Judaistów:  zginie mądrość myślicieli pogańskich, a rozum ich mędrców zaniknie (Iz. 29 :14 w ST, 1 Kor. 1: 19 w NT)

Otóż już dokładnie 45 lat temu – w trakcie studiów tzw. “genetyki populacji” w Genewie – byłem  zdumiony NIHILIZMEM (neo)darwinowskiej Teorii Ewolucji, odmawiającej zoon (żywinie) jakiejkolwiek zdolności przeciwstawiania się, SELEKCJONUJĄCEGO tę żywinę (do przeżycia / eliminacji) jej ZEWNĘTRZNEGO OTOCZENIA. Dowiedziałem się wtedy od mych kolegów, którzy za Jeanem Piagetem utrzymywali, że wiedza o tym, że nawet mikroorganizmy, na nie krytyczne uszkodzenia ich organów reagują tych uszkodzonych organów “regeneracją z nadkompensacją”, jest CELOWO POMIJANA MILCZENIEM. Zwłaszcza w anglosaskich opracowaniach Teorii Ewolucji (patrz Macieja Giertycha książka to patologiczne zjawisko potwierdzająca). Powiedzieli mi oni (Philippe Anker i Maurice Stroun), że bronienie lamarckowskich koncepcji ewolucji to jest obecnie SAMOBÓJSTWO NAUKOWE.

Dopiero teraz zaczynam chwytać, że i Arystoteles i Lamarck i Piaget (i ja sam) JESTEŚMY POGANAMI których “mądrość zginie a rozum ich mędrców zaniknie”

A przecież  z takiej, narzuconej przez RELIGIĘ, ZASADNICZEJ NIEZNAJOMOŚCI PRAW BIOLOGII, wynika ten PATOLOGICZNY STRACH antyszczepienników, przed nie-krytycznymi uszkodzeniami ich organizmów w postaci najrozmaitszych szczepień.

(Post Scriptum 1 zostało CELOWO usunięte z mego wpisu na wiernipolsce1)

Ot i powszechny obecnie JUDAIZM w pełni jego POZNAWCZEJ ŚWIETNOŚCI!

Post Sciptum 2. 15 grudzień roku 5782 (od POCZĄTKU ŚWIATA wg. ŻYDOWSKIEJ WIEDZY)

Oto centralne tegoroczne uroczystości Chanuki w Moskwie pod murami Kremla:

https://youtu.be/_gQAte-Uy-s

Niewątpliwie chabadnicy mają się z czego cieszyć, ale tacy jak ja NIE – i to zasadnie. Przecież SZTUCZNY BÓG IZRAELA NIE JEST WIECZNY – stąd i moja (nasza?) nadzieja, że go w końcu DIABLI WEZMĄ (za pomocą tych żelaznych wideł , widocznych na filmiku powyżej).

A oto moje pozdrowienia z 25 grudnia, prawie dokładnie przed 7 laty. Jak widać poniżej, one się – w przeciwieństwie do mnie – NIE STARZEJĄ:

Tego samego życzę wszystkim także w nadchodzącym roku 5783 (wg judaistów), względnie 2022 (wg chrześcijan) i oczywiście 105 (wg czcicieli komunizmu), WIECZNIE SIĘ ODRADZAJĄCEGO (wg geofizyków już od  co najmniej 5 mld lat!) SŁOŃCA (SOL INVICTUS, którego święto wypada 25 grudnia każdego roku).

M.G.

Posted in polityka globalizmu, POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

PAN w Z-nem (59) Midrasz „Lucyfera” o Stworzeniu Boga Izraela

- czyli jak przerobić przykład Przyziemnej LUDZKIEJ PODŁOŚCI, na symbol Nadziemskiej BOŻEJ WSPANIAŁOŚCI – i od tego „wynalazku” od stuleci inkasować procenty

(„bo to CO NIE JEST wyróżnił Bóg, aby to CO JEST unicestwić” – 1Kor. 1:28)

Berkeley72”, 79-letni fizyk, geofizyk i filozof emeritus lamarckowsko-piagetowski sugeruje, że przez niedopatrzenie wiecznotrwałego EROSA-LUCYFERA, przed 3 tysiącami lat został poczęty ‘PoD’ (Prince of Darkness) – Stwarzający Mrok Rozumu BÓG IZRAELA

*

4100 słów

Warto przed rozwinięciem tego WIELKIEGO JAK BIBLIA tematu, przedstawić się KIM JESTEM, najlepiej w ocenie osób, które się zapoznały z mą wcześniejszą twórczością „literacką”.

Otóż jedna z osób (nie ustalonego przeze mnie na neon24 „genderu”) tak mą twórczość „literacką” starała się podsumować:

Zgoła odmienne zdanie na temat jakości mego „marnego pisarstwa” zademonstrował młody przedstawiciel czeskiej „Rodzimej wiary”:

Otóż tłumaczenie na język słowacki mej broszurki „Wojna Bogów – Helios-Światowid kontra Jahve-Hefajstos” (wyd. 1995) otrzymał on ode mnie na Zjeździe Słowiańskim w Kijowie w 2010 roku. I jak pisze w zrobionej przezeń jej recenzji, „Próbowałem wyprosić jej recenzję u dwóch językoznawców (jazyčníci) którzy się przed tym wymigali (cz. zlomili hůl), tak że w końcu sam to zrobiłem.” I w swej recenzji zauważył on rzecz, której ja sam nie dostrzegałem, dając jej tak długi tytuł: „Zagadkowy podtytuł ustawia WSZYSTKOWIDZĄCYCH bogów greckich i słowiańskich, naprzeciw zazdrosnemu żydowskiemu bogu oraz pośledniemu Olimpijczykowi, kulawemu i brzydkiemu STWORZYCIELOWI PRZEZ PRACĘ. Innymi słowy chodzi o przeciwprzykład Żywej Przyrody i Gromadzenia Majątku.

Ci wskazani w podtytule mej broszurki, bogowie antycznych Greków oraz Słowian, poprzez przypisywaną im zdolność widzenia wszystkiego, byli POGAŃSKIMI BOGAMI POZNANIA – a zatem i automatycznie (poprzez ich wewnętrzny ZOOLOGICZNY system KOJARZENIA doznań) bogami ZROZUMIENIA tego co się w świecie wokół nich dzieje. A takich SZLACHETNYCH pogańskich bogów obojga płci, jak podkreślał to ateński „bezbożny filozof” Epikur, zwykli ludzie winni traktować jako WZORCE do naśladowania (np. Atena, choć była boginią Mądrości, to także była i patronką prozaicznego tkactwa). Stąd też i ci nieliczni, którzy uwielbiają się specjalizować w SENSORYCZNYM POZNANIU, idąc za przykładem Heliosa oraz Światowida, mają obowiązek „nieść światło” dla tych, którzy mają wzrok nie przystosowany do szerszego wokół siebie spojrzenia.

Robiący światło” to po łacinie LUCYFER, który w językach romańskich oznacza czerwonawym światłem świecącą planetę Wenus, w Polsce znaną także jako JUTRZENKA. I to dokładnie słowo pojawiło się dokładnie 40 lat temu, w ocenie mej działalności „literackiej” (w języku polskim to była wtedy głównie paryska „Kultura”). Otóż ówczesna moja włoska sympatia, nieco później profesoressa di sociologia e filosofia na Università degli Studi di Trento, po przeczytaniu mej berkelejskiej „Not Too-Divine-Comedy” z 1972 roku stwierdziła, z uznaniem, iż jestem „como lucifer, qualcuno qui ‘fa luce’”, czyli ktoś „czyniący światło”. W szczególności podobało się jej centralne dla mej niedoszłej Meta-Ph.D. Thesis z 1972 roku spostrzeżenie, że ludzie obracający się głównie wśród maszyn i pieniędzy, sami do tych MARTWYCH wytworów ludzkiej przedsiębiorczości się upodabniają. Stąd narastająca w takim środowisku niezdolność do odróżniania przedmiotów martwych, od tych ożywionych:

EROS to Metafizyczny Motor „zwierzęcej” CIEKAWOŚCI, będącej przejawem PRZECIWENTROPICZNEGO zachowania się Istot Ożywionych (Zoon)

Starożytny „Ojciec Założyciel” działów nauki obecnie określanych jako BIOLOGIA oraz PSYCHOLOGIA, Arystoteles zaliczył CIEKAWOŚĆ do aktywności tak zwanej „duszy zwierzęcej”, pobudzającej do działania wszystkie istoty obdarzone organami postrzegania. Filozofowie greccy z kręgu Platona skojarzyli tę, czysto „zwierzęcą” cechę z działalnością ODWIECZNEGO BOGA EROSEM zwanego. Ten, wciąż się odradzający jak hinduski Brahma, grecki BÓG ŻYCIA „Eros został towarzyszem i sługą Afrodyty, bo go na jej urodzinach spłodzono, a z natury już jest miłośnikiem tego, co piękne, bo i Afrodyta piękna. A że to syn Dostatku i Biedy, przeto mu taki los wypadł: Przede wszystkim jest to wieczny biedak, … bez pościeli sypia pod progiem gdzieś albo przy drodze, dachu nigdy nie ma nad głową, bo taka już jego natura po matce, że z biedą chodzi w parze. Ale po ojcu goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, DO ROZUMU DĄŻY, dać sobie rady potrafi, a filozofuje całe życie, straszny czarodziej, truciciel czy sofista; ani to bóg, ani człowiek. I jednego dnia to żyje i rozkwita, to umiera znowu i znowu z martwych powstaje., bo jest w nim natura ojcowska. A co tylko zdobędzie, to na powrót traci, tak że ani braków nie cierpi, ani też nie opływa w dostatki.” („Uczta”, mowa Diotymy).

Przyznaję z niejakim samozadowoleniem, że jestem naśladowcą tego MITYCZNEGO EROSA, tak pięknie odmalowanego, 2400 lat temu, przez wróżkę Diotymę. Świetnie pamiętam me trudne życia momenty, nawet w średnim mym wieku, gdy nie tylko w górach wysokich ale i na nizinach zdarzało mi się spać dokładnie w niewygodach przez nią opisanych. (Np. w 1968 gdzieś w Turcji nocowałem pod murem meczetu, mając nadzieję, że w tym świętym miejscu nikt mi butów nie ukradnie.)

Tego EROSA z „Uczty” Platona, cechuje wywodzący się z jego, jak najbardziej „zwierzęcego” seksualizmu pociąg do PIĘKNA, sumujący się w jego DĄŻENIU DO ROZUMU, polegającego na precyzyjnym rozpoznawaniu rzeczywistości. Stąd i ten EROS, to wspólne całej żywine (zoon) POŻĄDANIE – zwane MIŁOŚCIĄ – Piękna, a zatem i Dobra, wyobrażanego sobie w jak najbardziej obiektywnej, zdepersonalizowanej już formie. (Nie tak dawno, zachwycony pięknem pokrytej wiosennymi krokusami łąki w Tatrach, zastanawiałem się, że przecież te krokusy z SAMEJ ICH NATURY do pięknego swego wyglądu dążą, radując swym widokiem dusze nie tylko ludzi ale i okolicznych zwierząt.)

Co więcej, mając na uwadze wyśmiewaną obecnie opinię Arystotelesa, że „martwe kamienie mają duchową tendencję do spadania” pragnąłbym wskazać, że już mało ruchliwe rośliny mają „duchową tendencję” do pnięcia się w górę. Co za fizykiem Erwinem Schroedingerem („What is Life”. 1944) określam terminem PRZECIWENTROPII, PIERWSZEGO MOTORU STWORZENIA, przez Arystotelesa kojarzonego z Kosmicznym Bogiem Wszechświata. Gdyby tego Przeciwentropii – a więc i żywiny w Kosmosie – nie było, to wszelki w nim ruch musiałby z czasem ustać. (Laikom w zakresie fizyki przypominam, że wskutek tarcia zwiększającego ENTROPIĘ każdego poruszającego się obiektu, na dalszą metę nie-animowane PERPETUUM MOBILE jest niemożliwe.)

Jak zatem patrzeć, w zarysowanej przed 2400 laty przez wróżkę Diotymę perspektywie, na wyczyny głoszonego chrześcijanom przez św. Pawła, BOGA IZRAELA?

Tego starotestamentowego Jahwe („Jestem który jestem”) czeski recenzent mej „Wojny Bogów” z 1995 roku nazwał Bogiem GROMADZENIA MAJĄTKU, czyli po prostu CHCIWOŚCI. W tej prozaicznej optyce warto przypomnieć, że już w II w. ne. Marcion, syn biskupa Synopy nazwał biblijnego Jahwe BOGIEM ZŁA promieniującego na świat za pomocą Pisma. Rzeczony Marcion w swych „Antytezach” dostrzegł rzecz bardzo istotną, mianowicie to, że „męka na krzyżu nie była przewidziana dla Chrystusa (syna prawdziwego) Stwórcy; co więcej nie należy wierzyć, ze Stwórca naraził by swego syna na taki rodzaj śmierci, który on sam przeklinał” – co winno zastanawiać chrześcijan, bo z tej WYIMAGINOWANEJ męki Chrystusa „na drzewie krzyża” (Gal. 3: 13) samozwańczy apostoł Paweł uczynił SEDNO całej teologii Kościoła!

By wzmocnić swą pozycję wśród czytelników jego elukubracji, ten specyficzny „apostoł” w „Liście do Galatów” zapewnił iż „upodobało się Bogu by mnie sobie obrać, zanim się urodziłem i powołać przez łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego, abym go zwiastował między poganami”. Gdyby tą rewelację wygłosił on na scenie jednego z licznych w Imperium Romanum amfiteatrów, to by go wzięto za predygistatora przypisującego sobie zdolność wywoływania dusz zmarłych. Patrząc na działalność „wychowawczą” tego antycznego RELIGIJNEGO PICERA, bez trudu dostrzeżemy BARDZO WREDNĄ INTENCJĘ głoszonej przezeń „dobrej nowiny”:

(Posłał mnie Chrystus) abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Napisane jest bowiem: Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. … Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; … i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga”

Cała ta „tyrada” to przykład PROGRAMOWEGO INTELEKTUALNEGO NIECHLUJSTWA. A w szczególności:

  • Po pierwsze, wskazanym już na wstępie przez tego „apostoła” obiektem godnym unicestwienia była MĄDROŚĆ SŁOWA (Logosu), bezosobowego KOSMICZNEGO ROZUMU, czczonego przez ogół ówczesnych Greków. To ‘pogańskie’ zrozumienie świata należy odrzucić, „by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża”. Zaprojektowane przezeń bezrozumne UMIŁOWANIE KRZYŻA z czasem stało się wyróżnikiem wszystkich 3 tysięcy odmian chrześcijaństwa. Ale idźmy dalej.

  • Po drugie, ten pewny swej „mądrości prawie bożej” starożytny PICER IZRAELA, ogłosił coś takiego: To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. Stąd widać, że OSOBOWOŚĆ jego „boga”, mającego i okresy słabości i napady „ponadludzkiej głupoty”, została przezeń zmyślona na „obraz i podobieństwo” częstokroć właśnie takich zachowań się władców jego epoki. Byli oni zdolni do najgorszych szaleństw, będąc przez lud traktowanymi z lękiem i czcią należną bogom. (Współczesnym przykładem, takiego się zachowania, była reakcja korporacyjnego „boga USA” który demolicję, dokładnie 20 lat temu, aż 3 wież – WTC 1, 2 i 7 – w Nowym Jorku, potraktował, w swej NADLUDZKIEJ MĄDROŚCI, jako efekt spisku kilku islamistów ukrytych w jaskiniach Tora Bora w Afganistanie; w swym „bożym szaleństwie”, ten „bóg USA” nakazał napaść US Army na pustynny Afganistan – z dziś tego widocznymi, opłakanymi nie tylko dla USA skutkami.)

  • Po trzecie wreszcie, objawienie, że „to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić” tenżesz Szaweł alias Paweł wykoncypował zapewne „na obraz i podobieństwo” swego własnego się zachowania. Korzystając z fortelu Pisma, UNICESTWIŁ on bowiem, w oczach chrześcijan, swądyszącą groźbą i chęcią mordu” osobowość nienawidzącego (nauk) Jezusa faryzeusza Szawła, dumnym zapewnieniem, że to „Bóg” (Izraela oczywiście) go predestynował, już przed jego narodzeniem, do roli Największego z Apostołów wiszącego na krzyżu trupa.

Jakie zatem Odwieczne Prawdy, kapłaństwo „Boga Izraela” stara się unicestwić?

Chociażby tę, że ludzie podobnie jak i inne zwierzęta są ŚMIERTELNI. I to OD ZAWSZE. A zatem i biblijne zapewnienia że w Raju Adam z Ewą byli wiecznie młodzi to był, mówiąc po angielsku HOAX, pozoracja. Istnieją bowiem ODWIECZNE PRAWA BIOLOGII, wywołujące cykliczne starzenie się, śmierć i odnowę organizmów z ich zachowanych zarodków. Stąd i żadnego ZMARTWYCHWSTAWANIA ludzkich ciał nie będzie na Końcu Świata – którego też nie będzie. Patrząc w sposób „lucyferyczny”, wszystkie 12 „artykułów wiary”, które na lekcjach religii, jeszcze za Stalina, na pamięć wkuwałem, to są manifestacje KOŚCIELNEGO PICU, powstałego na zasadzie, że „to CO NIE JEST wyróżnili autorzy Pisma Świętego, aby to CO JEST unicestwić”.

Jeśli bowiem chodzi o esencjonalną dla chrześcijaństwa zapowiedź „przez krzyż zbawienia”, to mój znajomy z Pragi, gnostyk Jan Kozák w ten sposób zinterpretował tę OB(R)ŻYDLIWOŚĆ:

« Krucyfiks, krzyż, który chroni naiwnych chrześcijan “przeciw Diabłu”, aby go (od nich) odegnał, z myślą “sam nie potrafisz, ale to jest przecież sama świętość”, ma jednak swe odwrotne, ewidentnie podstępne, w Biblii dostrzegalne i wszystko tłumaczące znaczenie: “Ja jestem twoim (przyjacielem?) – popatrz, zabiłem człowieka nazareńskiego, człowieka poznania, na twoją cześć! (…) Chrześcijańska msza, w trakcie której się spożywa mięso ofiary i pije jej krew, jest zatem wezwaniem żydów do grzechu i do udziału w zabójstwie, ze słowami: “Chodźmy się zbawić od grzechu, chodźmy się oczyścić”. Zespoleni w ten sposób “grzesznicy” wpadają pod moc tego boga “grzeszników”, a ten bóg mówi “ zasłonię gęstym mrokiem (tj. zgładzę) wszelką twą przestępczość, a jak twe grzechy pokryje mrok, to ty się do mnie nawrócisz(Izaj. 44, 22).

I ta „nadludzka” (?) zdolność Boga Izraela, nie tylko kamuflowania ale i UŚWIĘCANIA, w odczuciu społecznym, wszelakich szwindli oraz zbrodni wyznawców tego „Boga”, była przyczyną dla której św. Paweł mógł z dumą cytować uwagę Malachiasza, iż jego Bóg „[jednak] umiłował Jakuba. Ezawa zaś miał w nienawiści i oddał góry jego na spustoszenie” I choć rzeczony Paweł zapewnia w innym „Liście” (Rz 9,20) “Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem?“, to jednak bez trudu jesteśmy w stanie podać przyczynę tej „dziwnej bożej miłości” do pospolitego CHCIWCA jakim był mityczny założyciel plemienia Izraela. Otóż jego starszy bliźniaczy brat Ezaw, jak ten Eros z opowiadaniu Diotymy, zwykł sypiać na gołej ziemi bez chroniącego go namiotu, i „dać sobie rady potrafił, … ani braków nie cierpiał, ani też nie opływał w dostatki.” A będąc myśliwym, z konieczności miał dobrze rozwinięte organy wzroku. I spontanicznie (tak jak i mnie obecnie) nasuwały mu się skojarzenia, że ślamazarny Jakub, lubiący przesiadywać w chroniącym go przed przeciwnościami NATURY namiocie, to był polujący na przechwycenie rodzinnego majątku CHCIWY GŁUPEK.

Powyższe, charakterystyczne dla Starego Testamentu opowiadanie wskazuje, że Jahwe to „nick” starożytnego MA’MONA, aramejskiego BOGA GROMADZENIA BOGACTW, jak to zauważył cytowany na wstępie młody Czech z „Rodzimej Wiary”. A ponieważ „znienawidzony przez boga” Ezaw też był genetycznym Żydem to oznacza, że w zarówno antycznym jak i nowoczesnym Izraelu pojawiali się dużej klasy ludzie potrafiący zasadnie krytykować MAMONISTYCZNĄ („opartą na kulcie zysku”) religię ich przodków – by przypomnieć tu Karola Marksa i jego pamflet „W kwestii żydowskiej” z 1844 roku. Wróćmy jednak do rozjaśniającej intencje „Boga Izraela” uwagi Izajasza (44, 22):zasłonię gęstym mrokiem wszelką twą przestępczość, a jak twe grzechy pokryje mrok, to ty się do mnie nawrócisz”.

W jaki bowiem sposób „Bóg” załatwiał to „pokrywanie gęstym mrokiem” przestępstw dokonanych przez członka wczesnożydowskiej „wspólnoty dla grabieży”? Tę sprawę – i to z dużym powodzeniem – się załatwia i we współczesnych mafiach, zwłaszcza tych pod opieką „deep state USA”. Jak się „klient” wystarczająco dobrze opłaci, to jego „zbawienie” jest gwarantowane, jego „grzechy usunięte zostaną jak chmury i jego wykroczenia jak obłoki” (Biblia Tysiąclecia). By wskazać tu na biznesmena Edwarda Mazura, mieszkającego spokojnie od ponad 20 lat w USA. zleceniodawcy zabójstwa w 1998 roku, Komendanta Głównego polskiej policji Marka Papały.

Skonstruowany na tej ZASADZIE system religijny to jest najzwyklejszy SAMOGRAJ. Ironicznie (w końcu robię za „Lucyfera”!) można powiedzieć, że antyczni MĘDRCY SYJONU (podówczas „pracujący” w Babilonie), wynaleźli napędzane „Miłością Bożą” PERPETUUM MOBILE od blisko trzech tysięcy lat systematycznie przysparzające gigantycznych bogactw tak zwanym god-fatherstym „bożym biznesem” się parającym. Nie jest to żaden spisek, tylko ZAPIS(ek) w tekście Obu Testamentów dumnie wyjawiony.

HUMANITARNĄ cechę „naszej” religii już całe 6 lat temu, mój były student „dyl” (Sowizdrzał) podsumował w ten zuchwały sposób: „Judeo-chrześcijaństwo bazujące na obu Testamentach, jako instruktażu dla potencjalnych kryminalistów, to był i jest szczyt człowieczego upadku” .

W księgach ST da się odnaleźć uwagę, że taką właśnie inklinację „Boga Izraela” dostrzegali mniej pobożni żydzi w dawnym Izraelu. Według nichKażdy człowiek źle czyniący jest miły oczom Pana, a w takich ludziach ma On upodobanie(Ml 2:17). W starym Izraelu bowiem panowała super-BOGAta – a więc „BOGO-podobna”– teokracja, trzymająca lud w wyjątkowym, jak na antyk, poniżeniu: patrz znane mi prace prof. Izabelli Jaruzelskiej na ten temat. W czasach nowoczesnych podobne „zżydowienie” życia społecznego wystąpiło w szczególności w izolowanych Atlantykiem od wpływów Watykanu, społecznościach Białych AngloSaskich Protestantów (WASP’s), zwłaszcza w USA. (Patrz książka Dawida Gelertnera, byłego doradcy prezydenta Trumpa  Amerykanizm Czwarta Wielka Religia Zachodu”). I ten zabezpieczony „Bogiem Izraela”, charakteryzujący się gigantycznym rozwarstwieniem majątkowym, AMERYKAŃSKO-ŻYDOWSKI SYSTEM bankowo-policyjny zaczął od 3 dekad dominować w „wyzwolonej z komunizmu” części Europy.

Poglądowo tę historię podboju świata przez LUD MA’MONA da się przedstawić w ten sposób:

Na powyższym „tryptyku” po jego lewej stronie znajdują się najwięksi BOHATEROWIE STAREGO TESTAMENTU. Wszyscy oni byli prowadzeni Nadzieją Zysku, po aramejsku MA`MONem. Abram (później Abraham) na przykład, na wezwanie tego „Boga” , opuścił rodzinne Ur by udać się, jako starożytny gastarbeiter to bogatych królestw na przesmyku między Azją i Afryką. Tam na lokalnych dworach pracował jako „impresario” erotycznych wdzięków jego żony-siostry Sary. Stąd nowocześni psychoanalitycy, zaczęli łączyć powszechną obecnie prostytucjo-podobną, WYALIENOWANĄ PRACĘ „przeciw naturze” (LABOR) z formą Instynktu Śmierci. Patrz Herberta Marcuse „Eros i Cywilizacja” z roku 1966 (i na tle jej przesłania, sens encyklikiLaborem exercensJana Pawła II z roku 1981).

Kolejne dwa obrazki, wmontowane w powyższy „tryptyk”, to strona tytułowa wydanej w 2007 roku książki „Bóg i Zło(to)” Waltera Russela Meada. Książki ilustrującej jak, w ramach „misji krzyżowej” można było, w pełni osobistego samozadowolenia, załadowywać banki imperiów anglosaskich złotem wysysanym praktycznie ze wszystkich krajów świata. No i ostatni obrazek, wzbudzający negatywne wobec mnie uczucia mych pobożnych znajomych, to podsumowanie bardzo ogólnej ZASADY FUNKCJONOWANIA judeochrześcijaństwa, opartego na wpisanym genitalną symbolikę Tantry, kulcie Krzyża, Techniki oraz Pieniądza.

Odrzucony przez Kościół PELAGIANIZM oraz odrzucany przez „genetyków u żłoba” PIAGETO-LAMARCKIZM, to szansa przywrócenia narodom żyjącym „pod bogiem Izraela” ROZUMU (Logosu) godnego Homo sapiens

Ten, napędzający jego inwestorom niewiarygodnych bogactw, żydochrześcijański „SAMOGRAJ” został już dwukrotnie w ciągu tego okresu zagrożony. Jak argumentował historyk nauki Lynn White w krótkim eseju „Historyczne korzenie naszego ekologicznego kryzysu” („Sciencez r. 1967), po raz pierwszy to się zdarzyło w wieku VII, w momencie pojawienia się islamu. Ta religia od strony zewnętrznej reprezentuje wiele zapożyczeń z judaizmu (zakaz czczenia obrazów, zakaz jedzenia wieprzowiny, etc.). Natomiast od strony „wewnętrznej” islam realizuje, powstałe w znacznym stopniu pod wpływem nestorianizmu, ANTYPAULIŃSKIE koncepcje chrześcijańskiej wspólnoty, zwanej umma. (Patrz św. Jan z Damaszku według którego muzułmanie przejęli od Nestoriusza „heretycki” pogląd, że Jezus nie narodził się Bogiem i jako Bóg nie skonał na krzyżu; co więcej, znakiem Nestorian była wyklęta obecnie SWASTYKA, hinduski symbol „uosabiający pomyślność, płodność oraz siły witalne”:

Wyklęty na kolejnych „Soborach zbójeckich” patriarcha Konstantynopola Nestoriusz, nie tylko zwalczał (jak widać bezskutecznie) kult „bogurodzicy Marii”, ale także popierał poglądy, wpływowego przez pewien czas w wyższych sferach kościelnych Imperium Romanum, pochodzącego z Brytanii, ascetycznego mnicha Pelagiusza.

Teolog ten wierzył, że natura ludzka … jest zdolna przezwyciężyć grzech i osiągnąć świętość. Grzech pierworodny popełniony przez Adama był jedynie „złym przykładem”, jego skutki nie przeszły na potomstwo … Podobnie widział pelagianizm rolę Jezusa Chrystusa – jako „dającego dobry przykład”… Pelagianie rozumieli łaskę Bożą jako światło pomocne człowiekowi w jego pracy moralnej dla dokonywania dobrych wyborów i dostrzegania właściwych wzorców postępowania. … Pelagiusz bronił bardzo samodzielności ludzkiej woli, nie była ona według niego niczym zdeterminowana, także przez Boga.

Z tej krótkiej wzmianki widać, że Pelagiusz był nie lękającym się kwestionować WSZECHMĄDROŚĆ św. Pawła wyznawcą nauk Jezusa, starającym się iść za tegoż Jezusa ostrzeżeniami przed FARYZEJSKĄ OBŁUDĄ. I podobnie jak ja w wieku XXI, ten starożytny mnich utrzymywał że cała historia z „grzechem pierworodnym” i jego odkupieniem „krwią Jezusa-boga”, to zaśmiecająca umysły chrześcijan ŚCIEMA. Ludzie nie potrzebują jakiegoś „od zewnątrz” ich dusz zbawienia, jako że natura ludzka, jako stworzona przez Boga, jest zdolna przezwyciężyć grzech, itd.” To, że człowiek ma „z natury” w sobie pęd do własnego się doskonalenia – i to zarówno pod względem fizycznym jak i etycznym – jest przecież BIOLOGICZNYM BANAŁEM. Niestety odrzuconym jako „herezja” przez kolejne sobory nie tylko w wieku IV i V, ale i w i w ponad tysiąc lat później, na Soborze w Trydencie w XVI już wieku.

Tak jakby najwyżsi urzędnicy Kościoła, od 2 tysięcy już lat starali się wpisać w principium paulińskiego „Boga”: „Wytracę mądrość mędrców (takich jak ten głupek Pelagiusz), a inteligencję inteligentnych (choćby takich jak ten MG) zniweczę.”. Patrząc ironicznie na te wysiłki „klechistanu”, nie trudno zauważyć, że za nimi stoi ten aramejski „Bóg Zysku” MA’MON: rezygnacja z drogocennej koncepcji „przez krzyż zbawienia” doprowadziła by, do wykoncypowanego jeszcze w antycznym Babilonie, RELIGIJNEGO „SAMOGRAJA” SIĘ WYKOLEJENIA. (Pomysł robienia zyskownych operacji, za pomocą niewinnego „sługi bożego umęczenia i stracenia” jest wpisany w ST, patrz Izajasz 52,13 – 53,12)

Skąd zatem się bierze, to powszechne przecież zjawisko ludzi ich własnym wysiłkiem się doskonalenia?

Otóż nasz rozwój, zarówno fizyczny jak i psychiczny polega na pojawianiu się u nas, pod wpływem powtórzonych ćwiczeń, coraz doskonalszych odruchów, w tym i odruchów naszych myśli – co się obserwuje chociażby w trakcie nauki jakiegoś języka. Jednak to co mnie zdumiewa, od lat ponad 40 kiedy tą sprawą bliżej się zająłem, to odkrycie, że podobnie jak w Kościele, w którym dominują CIEMNE SIŁY uparcie negujące zdolność, przynajmniej niektórych, starających się o to ludzi, do się SAMOZBAWIENIA (od niecnych pokus oraz czynów), tak w NAUCE BIOLOGII, DOMINUJĄ CIEMNE SIŁY, nie pozwalające bliżej się zaznajomić ze szczegółami bio-genetycznego MECHANIZMU powstawania tych banalnych ODRUCHÓW WARUNKOWYCH. Odruchów ułatwiających nam przecież poruszanie się w świecie, w którym „life is brutal and full of zasadzkas” (jak mawia „Jębas”, mój od prawie półwiecza partner wspinaczkowy, a od ćwierćwiecza warszawski milioner).

Powstawanie tych odruchów – charakterystycznych dla całego KRÓLESTWZWIERZĄT (ZOON) – polega na wzajemnym łączeniu się nawzajem (łac. inter-ligare – stąd słowo INTELIGENCJA)wcześniejszych, prymitywniejszych reakcji „bezwarunkowych” na BODŹCE („ukłucia”) pochodzące czy to z zewnątrz czy w samym organizmie wytworzone. To jest fakt doskonale znany zarówno sportowcom jak i psychologom, tutaj mogę dodać, że od strony biochemicznej te reakcje polegają na regeneracyjnym wyrównaniu z nadkompensacją zaburzeń metabolizmu, wywołanych przez jakieś bodziec” (Jean Piaget, lata 1950).

Ponieważ zaś te wykształcone przez powtarzanie ćwiczeń, nowe odruch przez nas zapamiętywane na na dziesiątki lat, więc – wskutek istnienia zjawiska ‘turnover’ ciągłej wymiany i odnowy, zwłaszcza „pracujących” elementów żywiny – muszą one być ZAKODOWANE GENETYCZNIE w genomach neuronów w tym „łączeniu się nawzajem odruchów udział biorących. Na tą, wynikającą z „dogmatu biologii molekularnej” genetyczną konieczność, usiłowałem już dokładnie 40 lat temu zwrócić uwagę biologów, w wydawanym podówczas w Oksfordzie przez Pergamon Press periodyku „Fundamenta Scientiae”:

(Do tego opracowania sprzed lat 40,warto dzisiaj dodać, że to właśnie limfocyty, biorące udział w neutralizacji zniszczeń dokonywanych przez wciąż atakujące nasz organizm zewnętrzne ‘ukłucia”, są komórkami które na lata całe zapamiętująw kwasach nukleinowych ich genomów – strukturę przeciwciał, jakie te limfocyty syntetyzowały zwalczając doznane przez nas agresje. I to nie tylko te bakteryjne oraz wirusowe, ale także radiacyjne, oraz oczywiście SZCZEPIENIOWE, wzbudzające PARANOICZNY STRACH u specyficznego, lubującego się w IGNORANCJI, segmentu ludności. Wszelkie bowiem, wprowadzane do naszych organizmów substancje – radioaktywny pluton w to włączając! – mają charakter TOKSYCZNY, względnie PRO-ZDROWTNY, w zależności od ich DOZY. Jest to Prawo Paracelsusa, będące manifestacją działania w nas Przeciwentropii, przez radiologów i psychologów kojarzonej z HORMEZĄ.)

Dlaczego zatem te proste skojarzenia, wskazujące że ustroje ożywione potrafią się SAMODZIELNIE DOSKONALIĆ, pobudzane do tego rozmaitymi bodźcami / agresjami z zewnątrz, WYRAŹNIE POMIJANE MILCZENIEMzwłaszcza od czasu POZORACJI „dowodu” na przypadkowość mutacji przystosowawczych u bakterii, wykonanej w 1944 przez dwóch uciekinierów z faszystowskiej Europy Lurii i DelbruckaA następnie przez usilny propagandowy PIC, wiążący wszelką bio-twórczość z LOSOWYM PRZYPADKIEM, nasycający prace Monoda, Medawara, Wolperta, Dawkinsi tak dalej. Tak jak gdyby wskazane „tuzy” – a mówiąc dosadnie NOWOTWORY nauki, a wśród nich i Maciej Giertych, wychowany na Oksfordzie entuzjasta tzw. „młodej Ziemipracowały ku chwale tego, znanego w krajach anglosaskich PoD, czyli „Księcia Ciemności”, który „wyróżnia to co nie jest, by to co jest unicestwić”.

Chodzi o rzecz bardzo prostą. Jak już pisaliśmy, kościelna POZORACJA grzechów odkupienia Krwią Chrystusa Ukrzyżowanego, ułatwia BEZWYSIŁKOWE ZBAWIENIE całej tej zgrai Przedsiębiorców, od blisko 2 tysięcy lat w imię Krzyża co pewien czas ruszających w kierunku kolejnych Podbojów. Zrodzona w „trzewiach chrześcijaństwa”, DARWINOWSKA POZORACJA procesów ewolucyjnych, oparta na tautologii „przeżywaninajlepiej do tego przeżycia przystosowanych” też jest BZDURĄ która ma zasłaniać fakt, że w nauce przechwyciła, dotknięta BZIK-iem, klika „genetyków” (BZIK – Bóg Zniweczania Inteligencji Kretynizmem – patrz „5 solas (neo)darwinizmu”).

Bowiem to już od czasów samego KarolDarwina, z naciskiem podkreślającego „Niech mnie Bóg (Izraela?) broni przed nonsensami Lamarcka w rodzaju jego tendencji organizmów do się samodoskonalenia” biolodzy „na topie” przestali brać pod uwagę w ich „filozoficznych” rozważaniach, fakt że organy UŻYWANE spontanicznie się doskonalą w miarę ich wykorzystywania. W ej sytuacji zrozumiałym się staje, że popierają oni cały ten CYWILIZACYJNY PĘD do wspierania, „słabych” przecież z ich bożej natury” ludzkich mas, za pomocą likwidujących potrzebę wysiłku Technicznych Protez. To właśnie w NASZEJ żydochrześcijańskiej religii, postulującej NIEMOC człowieka wobec sztucznego „Boga Izraela(Rz 9,20: “Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem?“) zrodził się ten, negujący istnienie w nas PRZECIWENTROPII, dewastujący „na wyścigi” resztki Przyrody, pęd „człowiekowiska” do się samo-zamykania” w coraz bardziej ruchowo go upośledzającychskrzyniach do wegetacji”.

Zbliżając się zatem do wieku lat 80 (którego dożył zarówno Budda jak i Platon), na zakończenie mej dość interesującej kariery nie tylko naukowej, wypada mi przypomnieć jeszcze raz, że NATURALNYM BOGIEM, kierującym „do rozumu dążącego” EROSA z dialogu „Uczta” Platona, była właśnie sygnalizowana przez Schroedingera w „What is LifePRZECIWENTROPIA (a więc nie żaden żydowski, zmyślony niby odwieczny PAN ŚWIATA, Adon Olam) Jak już wskazywałem, istnienie takiego metafizycznego „BOGA”, będącego PIERWSZYM MOTOREM wszelakiego animowanego ruchu, przewidywał już Arystoteles, postulując istnienie KOSMICZNEGO WSZECHBOGA nie dopuszczającego do tego, aby ruchy nieboskłonu, wskutek najrozmaitszych tarć (choćby tylko o pył kosmiczny) ustały.

O dziwo, ku mojemu własnemu zdumieniu, jakby spełniając postulat starożytnej delfickiej maksymy „poznaj samego siebie, a poznasz Wszechświat i bogów” (przytoczonej przez Jezusa w logionie 3(4) gnostyckiej Ewangelii Tomasza) bardzo podobna jak w Kosmosie sytuacja panuje wewnątrz naszych cyklicznie regenerujących się jestestw! Przecież bez tej CYKLICZNEJ REGENERACJI wszystkich przez nas używanych organów, nasze ciała by się szybko rozlatywały tak jak zużyte buty czy samochody. Stąd możemy bezpiecznie przypuszczać, że ta metafizyczna PRZECIWENTROPIA, wywołująca w zdrowych organizmach wyrównanie z nadkompensacją zaburzeń metabolizmu, wywołanych przez jakieś bodziec” (Jean Piaget, lata 1950) odpowiada za misterium życia nie tylko na Ziemi ale i w Kosmosie. (Ogony komet, zbudowane z gigantycznych brył lodu oraz ‘suchego lodu” (CO2), to są prawdopodobnie krążące przez miliardy lat świetlnych w Kosmosie rozsadniki, wtopionych w ten lód zarodków życia, przechwytywanych w stratosferze planet ”ożywionych”.)

Ale wróćmy na Ziemię, tak zawzięcie dewastowaną obecnie przez coraz bardziej industrialnego Człowieka. Otóż wbudowany „od zawszew jestestwa wszelkich odmian zoon, charakteryzujący się hormezą, biochemiczny SYSTEM w „Atrapach i paradoksach nowoczesnej biologiijuż blisko 40 lat temu określiłem jako I/RSA: Irytacja (bodziec) → Regeneracja zaburzonego elementu żywiny → jego Super (lub Nad) regeneracja → Asocjacja (czyli INTELIGENTNE połączenie się znadregenerowanych elementów, powiększające szanse życiowe tak reagujących organizmów). I bez zrozumienia, jak ta METAFIZYCZNA CECHA naszych jestestw, wpływa na naszą EGOISTYCZNĄ działalność w świecie, nie mamy ŻADNYCH SZANS, by w możliwie PIĘKNY i ROZUMNY sposób, dane nam przez naszych rodziców, życie jakoś spędzić.

M.G. Zakopane, 10.10. 2021 (Rok 104 po Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej)

Przypis

 PS. Kika ciekawych komentarzy do powyższego tekstu pojawiło się na Midrasz „Lucyfera” o Stworzeniu Boga Izraela – Berkeley72 – NEon24.pl

a w szczególności ten

> “kościelna POZORACJA grzechów odkupienia Krwią Chrystusa Ukrzyżowanego, ułatwia BEZWYSIŁKOWE ZBAWIENIE całej tej zgrai Przedsiębiorców”>To zdaje się jest sedno “naszej” wiary, ale mało kto zdaje sobie z tego tak naprawdę sprawę. Wynika z tego, że nie trzeba nad sobą pracować po to, by być lepszym człowiekiem, wystarczy uwierzyć w odkupienie win przez ukrzyżowanego Jezusa… To jest jedyny warunek konieczny i wystarczający, żeby dostąpić zbawienia… Ale żeby to wiedzieć na pewno, trzeba z Bogiem rozmawiać przez pośredników (kapłanów), bo bezpośrednio podobno się nie da.

rumpelsiltskin 13.10.2021 19:58:57

P.S. 14.10.2021

Z ciekawości, będąc na krakowskim Kazimierzu, wszedłem do gigantycznego Kościoła Bożego Ciała . Byłem zdumiony, do jakiego stopnia jego obszerne, oryginalnie gotyckie wnętrze po prostu BŁYSZCZAŁO ZŁOTEM, którego mikro blachą zostały pokryte ołtarze, ramy obrazów, etc. Tak jak gdyby w ostatnich kilku dziesięcioleciach CIAŁO CHRYSTUSA w tym kościele rzeczywiście zamieniło się w ZŁOTO!
Ot, aktualnie otrzymałem:
A to “Chrystus” z Kościoła Akademickiego w Lublinie. To jest szatan, bo ma kopyta.

Ręce też specyficznie rozłożone jak u Baphometa



Posted in genetyka bio-rozwoju, POLSKIE TEKSTY, religia zombie | Leave a comment

Jak z Berkeleya72 Onet.pl zrobił SUPER STAR “rotszyldowskiej medycyny”

Onet.pl: Berkeley72 to SUPER STAR „rotszyldowskiej medycyny”

Po matce góral z Zakopanego, z rodu narciarzy i naukowców, pseudonim Gąsienica. To zobowiązuje. Dlatego Marek Głogoczowski, choć ma nieuleczalną chorobę, walczy … by każdy pacjent w Polsce dostał lek, który wydłuża życie.

Lekarz: Ile pan chce żyć? Marek: 80 lat. Tyle, ile Budda(i Platon)

Agnieszka Sztyler-Turovsky

https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/marek-glogoczowski/fw38njb

To pan jeszcze żyje!?” — usłyszał od lekarza, gdy przez dwa dni nie odbierał telefonu. A on akurat nie używał komórki, bo miał lepsze rzeczy do roboty. Pierwszy Polak na Denali, najwyższym szczycie Ameryki Północnej. Góral z Zakopanego, z rodu narciarzy i naukowców, pseudonim Gąsienica. To zobowiązuje. Dlatego Marek Głogoczowski, choć ma nieuleczalną chorobę, walczy. Nie tylko z nią i o siebie, ale o innych. By każdy pacjent w Polsce dostał lek, który wydłuża życie.

Marek Głogoczowski

Rok 1999, miejscowość Garda we Włoszech, wczesny ranek. Marek czeka na znajomą, która ma przyjechać z Polski. Przez witrynę sklepu miejscowego optyka widzi podświetloną tablicę do sprawdzania wzroku, jaką każdy z nas pamięta jeszcze z podstawówki.

– Zrobiłem sobie test. Ot tak, dla zabawy, bo od zawsze miałem doskonały wzrok – wspomina. I zaskoczenie – na jedno oko trochę gorzej widział. – Nic z tym nie zrobiłem – dodaje. Nic z tym nie zrobił przez lat dwanaście. Dziwne? Nie. Bo nie jest facetem, który by biegał po lekarzach. Widział niejedno, przeżył niejedno. Także przyjaciół. Połowę z nich stracił, gdy sam nie miał nawet 40-stki.

Samual Samek Skierski, alpinista i malarz zginął na Mont Blanc, gdy miał zaledwie 26 lat, a Andrzej Mróz jako 30-latek, też w Alpach, Wanda Rutkiewicz na Kanczendzondze, Jean Juge na Matterhornie, a Galen Rowell, z którym Marek poznał się, gdy studiował na Uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii, też zginął, wiele lat później, w wypadku lotniczym.

– Z Galenem zrobiliśmy razem nowe drogi w Kings Canyon w Sierra Nevada. Rozmawialiśmy, dużo. Ale nie o śmierci, a o tym, po co idziemy w góry – wspomina.

Marek Głogoczowski na grani Huascaran Norte w Peru, 1972 r.

– To oczywiste, że ryzyko jest wpisane we wspinanie, zwłaszcza w górach wysokich – wspomina. Wiadomo, jest ryzyko, jest przygoda. Szli, bo chodzenie z teczką do pracy w cywilizowanym świecie to nuda i żadne wyzwanie. Galen, który napisał znany esej “The Seventh Rifle”, miał przodków traperów.

Była to w przeszłości, w Ameryce, niebezpieczna praca. Trochę podobna do zajęć Indian, którzy by upolować bizona, musieli wbić się na koniu w stado bizonów i umieć zeskoczyć z konia w galopie.

– Śmierć była wpisana w życie. I jest w życiu alpinistów – dodaje.

Jak jest wojna, kule lecą. Trzeba ich unikać

– Nie, nie myślałem, że wisi nade mną fatum, gdy ginęli kolejni przyjaciele – mówi. Ale przeżywał ich śmierć strasznie. Gdy zginął Andrzej, był na wyprawie na Huascaran Norte w Peru. Miał chwilę, gdy chciał zrezygnować, gdy poczuł, że to wszystko jest bez sensu… – Niektórych śmierci można było uniknąć – mówi.

Wanda Rutkiewicz była ofiarą wyścigu o zdobycie wszystkich ośmiotysięczników. Gdyby nie to, prawdopodobnie by nie zginęła. Myślę czasami: >>Dziewczyno, gdybyś pół roku odpoczęła, spokojnie byś tą Kanczendzongę zrobiła!<<.

Ale sam był parę razy blisko śmierci. Kwituje to krótko, ze śmiechem: “Jak jest wojna, to kule latają, trzeba ich unikać, ale nie zawsze się da”.

Tak, jak nie zawsze uda się uniknąć choroby, albo choć zorientować się, że się ją ma. Szczególnie, jak się jest alpinistą i (pół)góralem, a nie wsłuchującym się w siebie hipochondrykiem.

I gdy chodzi o chłoniaka z komórek płaszcza, który długo jest trudny do rozpoznania, bo pierwsze objawy – nocne poty, podwyższona temperatura, spadek wagi czy świąd skóry, nie są nasilone. A zmiany w morfologii krwi, świadczące o stanie zapalnym czy małopłytkowość, pojawiają się późno, gdy w organizmie jest już dużo komórek nowotworowych. A i tak lekarz w pierwszej chwili może podejrzewać zwykłą infekcję, nie nowotwór.

Marek Głogoczowski (z tyłu, przed nim Halina Kruger-Syrokomska), na wyprawie KW Warszawa na Makalu, 1978 r.

W efekcie diagnostyka trwa tak długo, że ponad 90 proc. pacjentów jest w zaawansowanym stadium choroby. Ma powiększone węzły chłonne, wątrobę, śledzionę i zajęty szpik kostny. Ten, kto ma szczęście, po diagnozie ma przed sobą cztery lata życia, a kto nie ma to tylko pół roku….

Śmierć zagląda w oczy pierwszy raz

Marek Głogoczowski zaczął się wspinać w latach 60. To stara szkoła. Co myśli o dzisiejszej?

Że to żadna przygoda, a koniec alpinizmu. Korki na Evereście, szerpowie niosą wszystko za wspinaczy, a jak ktoś źle się poczuje, to mu podadzą tlen i rozbiją namiot. Tylko trzeba się pomęczyć trochę na poręczówkach, które zostawiły poprzednie ekipy i spokojnie wczłapać się na szczyt! Mało ambitna masówka – mówi.

Marzec 1978 r., Alpy szwajcarskie. – Zjeżdżając na nartach ostrożnie we mgle ze szczytu Mont Velan (3731 m) wpadłem do szczeliny lodowcowej, gdy śnieg się pode mną załamał. Rozstawiając szeroko ręce spadałem z 15 m w dół wraz z całym “korkiem śnieżnym”, który się pode mną załamał.

Gdy się, w miarę bezpiecznie, zatrzymałem, zdjąłem narty, założyłem raki ubrałem się cieplej i z pomocą czekana i “zapieraczki” z tej szczeliny jakoś wylazłem – dziś wspomina to z luzem. Ale wtedy, patrząc w górę na małe światełko w dziurze między ścianami lodu, myślał, że to koniec.

Tydzień wcześniej zmarł mój ojciec. Miał tylko 64 lata, to było zapalenie opon mózgowych. Przez głowę przemknęła mi myśl: dopiero co mój ojciec, a teraz kolej na mnie. Jestem załatwiony – myślałem.

Ale nie był. Gdy po godzinie, przebijając się przez metrową warstwę śniegu nad głową, znowu znalazł się na oświetlonym tym razem słońcem lodowcu, pojechał dalej wlokąc za sobą na końcu liny doczepiony czekan i plecak – na wszelki wypadek, by na powierzchni został znak, gdzie znowu wpadłem. A gdy już znalazł się w miejscu bezpiecznym na przełęczy, to pomachał nadlatującemu pilotowi helikoptera. – Żeby odleciał, że ze mną wszystko OK – wspomina.

Mt. Cook (3751) w Alpach Południowych na Nowej Zelandii (Marek Głogoczowski w środku), Sylwester 2011 r.

Bo partnerka z klubu w Genewie, z którą się wspinał, zdążyła już wezwać helikopter. Chcieli potem Marka skasować ze tę niedoszłą akcję ratunkową na 2000 franków, po maksymalnych stawkach.

Zacząłem się awanturować, bo się okazało, że helikopter nie miał licznika, tylko pani sekretarka zwykła >>z kapelusza<< wpisywać maksymalne kwoty – śmieje się.

Tego wypadku zresztą by nie było, gdyby nie to, że wraz z partnerką wspinaczki dali mniej doświadczonej grupie z Klubu Akademickiego w Genewie (CAAG) swoją drugą linę… – Tamci podeszli łatwą drogą i zjechali bezpiecznie przed godz. 12, póki śnieg był twardy. A my, wspinając się z nartami na plecach, na ten szczyt drogą dość trudną, dla bezpieczeństwa oboje mieliśmy osobne liny aby, jak ktoś z nas wpadnie w szczelinę, partner mógł ją podać “nieszczęśnikowi” – tłumaczy Marek.

I drugi raz…

Śmierć zajrzała mu w oczy drugi raz na wielowyciągowych “skałkach”, znów w okolicach Genewy. – To było na łatwym, zawieszonym 200 metrów nad piargiem trawersie, który zazwyczaj robiliśmy bez liny. By zobaczyć, jak się wspina, na trudnej drodze, zespół za nami, wróciłem się tym trawersem do miejsca gdzie kończą się trudności.

Stwierdziwszy, że uda im się przejść tę drogę, już na pełnym “luzie” wracałem tym trawersem w pionowej ścianie. I wtedy od skały oderwał się duży kamień, którego się wcześniej już dwa razy chwytałem.Odruchowo rzuciłem go z całej siły w tył, by siła jego odrzutu dopchnęła mnie do ściany. Gdyby nie to, spadłbym nie ubezpieczony z 200 metrów na piarg – wspomina.

Jestem jednym z niewielu alpinistów z tamtych czasów, który żyje – dodaje.

W ślady taty poszła jego córka. – Dziś jest trzydziestolatką, wielojęzyczną przewodniczką w Tatrach. I nie chce robić kursu przewodnika alpejskiego, choć więcej by zarabiała – śmieje się Marek.

Marek Głogoczowski z córką, przewodniczką tatrzańską

Pytam, czy się bardzo denerwuje, że córka poszła w jego ślady i czy jej to ryzykowne życie odradzał.

Przecież ja z nią wszędzie byłem, wszystko jej w górach pokazałem, to jakie mam mieć nerwy?! – śmieje się.

Ćwiczył z nią od dzieciństwa różne trudne sytuacje. A na sam koniec jego kariery, gdy miał już 75 lat, przeszli razem piękną i trudną Grań Wideł między Łomnicą i Kieżmarskim Szczytem.

Tam >>tata<< miał trochę przygody, gdy zjeżdżając z jakiejś turni na linie wyrwał ze ściany dość duży blok skalny, który w dół poleciał z hukiem, nie naruszając jednak liny – mówi.

Walka z chorobą i igrzyska zimowe w Soczi

Jesień, 2012 r., 13 lat po tej zabawie ze sprawdzaniem wzroku na włoskiej tablicy nad jeziorem Garda. Tym razem Polska, Zakopane. Rutynowa wizyta w przychodni.

Okulistka zauważyła, że rzeczywiście mam wyraźnie słabszy wzrok w lewym oku. I jeszcze coś – jakieś gruzełki pod powieką. Widać je było dopiero, jak się odchyliło powiekę. Wiedziałem o nich, nic sobie z tego nie robiłem.

Lekarka powiedziała, że pod drugą też coś mam. O tym to już nie wiedziałem – opowiada. Zakopiańska okulistka wysłała go na dalszą diagnostykę do Nowego Targu, a stamtąd lekarze kierowali go do Krakowa – trafił do kliniki oftalmologicznej.

– Długo to trwało. Aż w końcu zrobiono mi biopsję – pobrano wycinek spod powieki. Przyszedł wynik. I okazało się, że mam chłoniaka – wspomina. Był już czerwiec roku 2013.

Co mówi medycyna o tej chorobie? Że chłoniak z komórek płaszcza, bo o nim mowa (w skrócie MCL), to jedno z większych wyzwań onkologii. Bo raz, że nieuleczalny, to jeszcze zwykle szybko się rozwija. I po leczeniu nawraca, bo to leczenie też pozostawia wiele do życzenia. Właściwie to wciąż nie ma jasnych standardów ani w pierwszej, ani w kolejnych linii tego leczenia. Więc “standard” jest taki, jaki zwykle w polskim leczeniu raka: chemia, operacja, radioterapia. I czekanie z duszą na ramieniu do następnej wznowy.

Marek Głogoczowski pod szczytem Mt McKimley (dziś Denali) na Alasce w 1970

 – No to zacząłem chemioterapię. Ciężka bardzo sprawa – mówi o tamtym czasie. Po chemii wciąż miał problemy z ropniem w przynosowym kącie oka. – Ten lokalny chłoniak wielkości ziarna kukurydzy widoczny, gdy się odsunęło powiekę, zablokował kanalik łzowy.

Zrobił się wrzód, zakażenie. Antybiotyki, chemia, wszystko okazało się niewystarczające. Prowadził mnie prof. Wojciech Jurczak w Katedrze Hematologii UJ, na Kopernika i po całym cyklu chemii wysłał mnie jeszcze do prof. Jacka Składzienia, laryngologa z Katedry Laryngologii. Tam, by udrożnić ten kanalik, zrobili mi kolejny zabieg. I potrzebne były jeszcze napromieniowania – wspomina.

– Resztki chłoniaka zabijali mi w lutym 2014 r. – kontynuuje. Pamięta tak dokładnie rok, bo trwały akurat igrzyska, pierwsze zimowe igrzyska w Rosji. Z ekranu telewizora machały olimpijskie maskotki: śnieżna pantera, zajączek i biały miś.

Marek kończył radioterapię, ale zamiast chorobą, wolał emocjonować się występami Polaków. I przypomnieć sobie o sukcesach narciarskich chłopaków takich jak on, czyli z Zakopanego. Przecież gdy kończył podstawówkę, pierwszy medal na zimowych igrzyskach olimpijskich zdobył dla nas Franciszek Gąsienica Groń – brązowy krążek w kombinacji norweskiej 1956 r. A następnie w 1972 r., pierwsze olimpijskie złoto dla Polaków w skokach – Wojciech Fortuna.

Marek Głogoczowski zjeżdża z Gran Zebrú (3841 m.), Ortles, Włochy, 2009 r.

Marek sam też pochodzi z rodziny sportowców – brat jego matki Mieczysław Gąsienica-Samek zmarł trzy lata temu, ale bezpośrednio po wojnie był przez kilka lat vice (i raz mistrzem) Polski w skokach narciarskich, tuż za Marusarzem. Co więcej, startując jako student geodezji, został złotym medalistą Uniwersjady w Davos w1947 r., w ramach polskiej sztafety biegowej, a w kolejnej Uniwersjadzie w 1951 r., w Szpindlerowym Młynie w Czechosłowacji, zdobył brąz w slalomie. – Wtedy zwykle jak się było narciarzem, to uniwersalnym – startowało się we wszystkich konkurencjach.

Morawiecki, lockdown, dzwoni lekarz

Po igrzyskach w Soczi Marek jeszcze przez dwa lata, co trzy miesiące, musiał stawiać się u lekarza na wstrzykiwanie przeciwciał. I tyle. – Potem miałem spokój. Na prawie sześć lat – mówi. W międzyczasie przyplątała się zaćma.

Usłyszałem od okulisty, że trzeba operować. No to przeszedłem operację w klinice prof. Ariadny Gierek. Najpierw w jednym, potem w drugim oku. I tak się trzymałem parę lat. A potem zaczęły się pierepałki – opowiada.

Była jesień 2018, Zakopane. Rutynowe badania przesiewowe dla seniorów.

– Wykryli mi jakieś guzki na tarczycy. Sprawdzili co to, no i okazało się, że chłoniak odnowił po sześciu latach. I że jest już w płucach – wspomina. Ale i tak długo się trzymał, bo zwykle choroba odnawia się jeszcze szybciej – nie każdy ma szczęście i przerwę choćby pięć lat od chemii. Marek znów trafił do prof. Jurczaka, tyle, że tym razem na onkologię na ul. Garncarskiej w Krakowie, do Pracowni Chłoniaków.

25 marca, 2020 r. Premier Morawiecki ogłasza lockdown. – Tego dnia zadzwonił mój lekarz:

>>To pan jeszcze żyje?!<< – zapytał. Nie odbierałem od niego telefonu przez dwa dni, bo go po prostu gdzieś rzuciłem, a dźwięki były wyciszone – wspomina.

A to był telefon z radosną nowiną! – Udało się załatwić dla mnie tabletki – wspomina.

Chodziło o ibrutynib stosowany u pacjentów z nawracającym chłoniakiem z komórek płaszcza. Na popularnej stronie mp.pl, czyli medycynie praktycznej, na której można sprawdzić każdy lek, o ibrutynibie może przeczytać: “Podawać jeden raz dziennie, o stałej porze; kapsułki połykać w całości popijając szklanką wody.Nie przyjmować jednocześnie z sokiem grejpfrutowym lub gorzkimi pomarańczami. Leczenie kontynuować do czasu progresji choroby”. Brzmi prosto, ale prosto nie jest.

Marek Głogoczowski w Ekwadorze, 1972 r.

Bo ten lek nie jest w Polsce refundowany. Lekarzowi, który prowadził leczenie Marka, udało się go zdobyć, ale tylko w ramach Ratunkowego Dostępu do Technologii Lekowych. Ratunkowych – to słowo nie jest tu przypadkiem, bo ten lek ratuje życie. Lepszego, innego na tę chorobę, nie ma.

– Dostałem ten lek, ale tabletek starczyło na trzy miesiące– wspomina Marek. I chyba nie trzeba tego tłumaczyć, ale dla szczęśliwców kompletnie nie zorientowanych w onkologii wyjaśniamy: ten lek trzeba brać do końca życia.

Walka z chorobą i o refundację

– Po trzech miesiącach wszystko się zacięło – wspomina Marek. To nic nowego, nie on pierwszy i nie ostatni mógł polec na biurokracji w polskiej ochronie zdrowia.

Tym razem jest jeszcze gorzej, bo dostępność do leczenia w ramach ratunkowego dostępu nie działa już tak sprawnie w związku z powstaniem Funduszu Medycznego i obawą mniejszych ośrodków klinicznych przed bezzwrotną inwestycją w lek, który zamówią dla pacjentów i za który nikt im pieniędzy nie zwróci.

Nie chcieli mi wydać kolejnych dawek, pisałem odwołania do Ministerstwa Zdrowia. Nic nie dały. Znajoma, solidarnościowa działaczka, która wie, gdzie z czym i do kogo uderzyć, namówiła mnie, żebym zadzwonił do Rzecznika Prawa Pacjenta.

Tak zrobiłem. Rzecznik powiedział, że potrzebuje podkładkę od lekarza – dowód na to, że faktycznie ten lek to dla mnie jedyna szansa. Prof. Jurczak to potwierdził. I zgoda na moje leczenie była… nazajutrz – wspomina.

Dzięki temu przerwa w przyjmowaniu tabletek skończyła się po trzech tygodniach. Minęło pół roku i odpukać, jak dotąd, już nic tego nie zakłóciło. Takie szczęście w Polsce ma zaledwie 30 osób. To ci, którzy dostali lek dwa lata temu w ramach ratunkowego dostępu. A zakwalifikowanych było do niego ponad 50 Polaków.

Mogliby mieć przedłużone życie. Bo ten lek tak działa. A chemioterapia? Po pierwszej wznowie przychodzi druga chemia. A ta zatrzymuje tę chorobę, ale tylko na 11 miesięcy. Niecały rok. I potem jest koniec – mówi Marek.

– Ja żyję już przynajmniej rok dzięki tym tabletkom – dodaje.

Pacjenci leczeni w ramach RDTL pokazują, że standardowe leczenie jest nieskuteczne i u dużej grupy pacjentów nie ma możliwości zastosowania innych opcji. Nawrót choroby to niekorzystne rokowania – zwykle oznacza rok, maksymalnie dwa lata życia.

W lipcu 2021 r. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło nową listę refundacyjną. Ibrutynibu na niej nie ma. Czyli nie ma jedynej, jak na razie szansy dla pacjentów z chłoniakiem z komórek płaszcza.

Polska kupuje sprzęt dla wojska za 25 mld złotych. MON ogłosił to w lipcu. Wydajemy ogromne pieniądze, by kupić sprzęt obronny, który pewnie nadaje się na pustynie, a nie na polskie błoto – mówi Marek Głogoczowski.

– Pieniądze są na to, ale nie ma na refundację, do pieniędzy na nią, jakoś lekarze i pacjenci niestety nie mogą się dokopać – dodaje.

Gdy choroba nawraca w ramach NFZ dostępne są jedynie kolejne schematy immunochmioterapii. A jeśli nie zadziałają? Pacjent może liczyć tylko na cud, albo na to, że też jakimś cudem, weźmie udział w badaniach klinicznych.

Tymczasem w Europie standardem jest dostęp do nowoczesnych leków, przede wszystkim inhibitorów kinazy Brutona. np. wspomniana terapia ibrutynibem – najbardziej oczekiwanym lekiem przez polskich hematoonkologów przy nawrocie choroby.

W ponad 20 krajach Europy pacjenci mają to leczenie refundowane już od czterech lat. W Polsce nie. Do tego proces refundacyjny tej terapii trwa ponad 1000 dni. To chyba rekord, niestety niechlubny, a nie olimpijski. W raku zawsze liczy się czas, ale w tym chłoniaku biegnie jeszcze szybciej. 1000 dni to mało dla polskich urzędników, bo przyklepać w papierach refundację.

A jak alpinizm i antyszczepionkowcy

Marek Głogoczowski chyba szybciej pokonywał nie tylko szwajcarskie lodowce. Nawet ten, super długi Kalhitna Glacier, po którym się podchodzi na Mount Mc Kinley na Alasce.

Gdy wracał z tego szczytu, jego zespół przez załamanie pogody stracił dwa dni i już nie mógł bić ówczesnego rekordu wyjścia na szczyt i zejścia do lądowiska małych samolotów, położonego na wysokości ok. dwóch tysięcy metrów. Wracał wtedy z Mc Kinley’a razem ze wspinaczem z Austrii.

Był z nami młody Amerykanin, któremu tato przysłał pieniądze na powrót do domu samolotem. A ja i równie biedny Austriak cztery dni wracaliśmy, z tego lądowiska przez lodowiec do jego samego końca, a następnie przez podmokłą tundrę przez całe cztery dni, w dwa ostatnie dni o całkowitym głodzie – wspomina.

– Zresztą na własne życzenie, bo nie chciało nam się zabrać ze sobą, z lądowiska wystarczającej ilości żywności na tą “mini przeprawę”, dokonaną przez nas po raz drugi w historii podboju tej góry – opowiada.

Zdziwiłem się wtedy, że człowiek może przez dwa dni nic nie jeść i po tym czasie przestać w ogóle odczuwać głód – trzeciego dnia, choć przedzieraliśmy się przez zakrzaczony masyw porównywalny rozmiarami do polskich Gorców, już się nam nie chciało jeść. Jak widać człowiek ma takie niezwykłe możliwości, że może spędzić wiele dni maszerując na głodnego! – wspomina tamto zejście.

– No i mieliśmy przy tej okazji interesujące spotkania, choćby ze stadem łosi, które po raz pierwszy widziały ludzi oraz z niedźwiedziem grizzly, który wyczuwszy, że stąpamy w półmroku za nim, po opuszczonej drodze poszukiwaczy złota, po prostu ustąpił nam z drogi, poszedł w krzaki – opowiada.

– Położyliśmy się spać zaledwie z pięćset metrów dalej, w zatoczce na poboczu tej drogi, tak byliśmy zmęczeni, że nawet niedźwiedź nie był nam straszny! – dodaje ze śmiechem.

Super trudna Droga Bonattiego na Petit Dru w Apach Chamonix w 1985 r. też nie zajęła mu tych “biurokratycznych” 1000 dni. Dziś jej już by nie zrobił, ale nie dlatego, że nie ma siły, po prostu w 1993 r. cała zachodnia ściana Petit Dru spadła i już tej drogi nie ma. Ale Marek wciąż dba o “gasnącą z wiekiem”, jak mówi, kondycję.

Pod koniec zimy regularnie biegł na nartach. – Jestem “jednooki”, więc trudniej mi po stoku nieoświetlonym zjeżdżać, ale na Kopieńcu byłem wczoraj – mówi. Do tego dwa, trzy razy w tygodniu chodzi na basen – przepływa obecnie po 800 m (przed pandemią było to 900 m z kawałkiem). Do tego poranne podciąganie na drążku i ćwiczenia rozciągające.

Tego ostatniego nauczył mnie dwa lata straszy ode mnie emeryt, który mi pokazał jak się to robi opierając się plecami o poręcz balkonu. W Zakopanem nie mam balkonu i tę poręcz imituje kijek narciarski – opowiada.

I wyjaśnia tę “technikę”: – Unieruchamiam kijek plecami we framudze drzwi. I ze 25 razy wychylam się przez ten “balkon” do tyłu – mówi. Żartuje, że dzięki temu przynajmniej w Zakopanem nie ma zagrożenia, że w trakcie tego ćwiczenia może fiknąć do tyłu.

Chwilę później nasza rozmowa też fiknęła od alpinizmu i chłoniaka do antydarwinizmu, koronawirusowych mutacji i szczepień przeciwko COVID oraz Arystotelesa.

– Antyszczepionkowcy? Żenada – mówi Marek. A potem najeżdża na neodarwinistów. – Sztuczne te ich teorie. Na uczelniach też siedzą pieprz**ęci ludzie – śmieje się.

I opowiada o prof. Pierre-Paul Grassé, francuskim zoologu, który też twierdził, że neodarwinizm to ściema. I przechodzi do czasów studiów w Berkeley. Studiował tam geofizykę na UC Berkeley, skoczył fizykę na UJ, by w końcu zostać zawodowym doktorem, ale filozofii. Ojciec Marka też był naukowcem, profesorem geo-chemii.

– W Berkeley poznałem “graduate” studenta Leszka Kołakowskiego, który zajmował się Heglem. Twierdził (nie byłem wtedy jeszcze filozofem), że cała socjologia to wielkie g…. – wspomina Marek.

– Trzeba wrócić do Arystotelesa i jego rozumienia procesów biologicznych – tłumaczy. Głogoczowski. W sumie nie powinnam być zdziwiona tym gwałtownym skrętem tematycznym. Na jego stronie internetowej jest adnotacja (tylko, że małą czcionką):

Antyglobalizm i anty(neo)darwinizm, Biblia i jej przekłamania, religia oraz kultura zombi, szkoła Piageta, alpinizm i ski-alpinizm.

Gdy dwa lata temu choroba się odnowiła, Marek Głogoczowski znów trafił do prof. Wojciecha Jurczaka, a ten zapytał:

>>Ile pan chce żyć?<<. Marek odpowiedział, że 80 lat. Lekarz chyba myślał, że po prostu chodzi o okrągłą rocznicę. Wtedy usłyszał: >>Tyle żyli i Platon i Budda. Po co więcej?!<<.

Miejmy nadzieję, że jako alpinista i twardy góral z Zakopanego, Marek ambitnie pójdzie na rekord. I postanowi jednak dociągnąć do setki!

Marek Głogoczowski pseud. Gasienica, urodził się w Zakopanem w 1942 roku. Filozof, pisarz, alpinista, himalaista, pierwszy polski zdobywca Denali. Instruktor taternictwa i alpinizmu w Alpach Szwajcarskich. Dokonał, w 1968 roku, wraz z Maciejem Kozlowskim i Andrzejem Paulo pierwszego wejścia filarem Brugdommen w masywie Trolltindene w Norwegii, a także (z Austriakiem Franzem) wszedł na Mt. McKinley (obecnie Denali) na Alasce w roku 1970, w 1972 z ekipą Francuzów pierwszy przeszedł wschodnią granią Nevado Huascaran Norte (6655 m) w Peru. Przeszedł większość klasycznych wielkich dróg alpejskich, w ramach rekonwalescencji po złamanym (na rowerze) obojczyku, jako pierwszy Polak (z Andr. Mierzejewskim) przeszedł południową ścianą Naranjo des Bulńas w Hiszpanii.

W 1978 wszedł na szczyt piramidy Cheopsa – 138,75 m – w Egipcie (obecnie niedostępny dla takich wyczynów), a na 51 urodziny zjechał na nartach ze szczytu Mount Blanc (4806 m). Przeszedł na nartach wszystkie największe szlaki Alp. W 1968 współzałożyciel (i pierwszy prezes) ogólnopolskiej Federacji Akademickich Klubów Alpinistycznych, w latach 1979-81 był prezesem Club Alpin Academique w Genewie, ponad 20 razy organizował „Memoriał Jana Strzeleckiego w Narciarstwie Wysokogórskim”, którego pierwszą edycję wygrał startując w duecie z kuzynem, Romanem Gąsienicą-Samkiem. W Nowy Rok 2012 r. zakończył karierę wysokogórską wejściem (z Andrzejem Mierzejewskim i Andrzejem Kulą) na najwyższy szczyt Alp Południowych Nowej Zelandii – Mount Cook (3754 m.). Więcej o Marku Głogoczowskim przeczytasz na jego stronie:https://markglogg.eu/

Agnieszka Sztyler-Turovsky

 

Posted in Alpinizm, POLSKIE TEKSTY | Leave a comment